czwartek, 29 grudnia 2011

Sezon na...



8 stycznia 3city

29 stycznia Poznań

11 luty Warszawa

Czyli sezon na drużynówki czas uznać za otwarty. Potem „chwila” przerwy i Drużynowe Mistrzostwa Polski, których zarys regulaminu już teraz ulega wiwisekcji  na forum ligowym a następnie po kolejnej „krótkiej”przerwie danie główne czyli ETC aka. Mistrzostwa Świata w młotku.
Brakuje jedynie czegoś dwudniowego z większą ilością graczy niż 3ech na drużynę co nie jest DMP (o ETC nie wspominam bo większości ta impreza niedotyczy – przynajmiej poza aspektem kibicowskim). A jakby przy okazji nie było zimą to już w ogóle byłoby super. Kiedy, jakiś rok temu, dywagowałem na tym blogu o takiej formule zabawy w wymiarze dwudniowym, niektórzy z Was, drodzy czytelnicy, uświadomili mnie, że warunkiem koniecznym dla orga by wejść w temat druzynówki jest odpowiednie punktowanie takowej przez ligę. W międyczasie zmienił się regulamin, koordynatorzy ogarnęli temat ale druzynówek nadal niewiele a takich z 5 bitwami to już w ogóle. Powstaje zatem pytanie dlaczego? Zwłaszcza jeśli w przeciągu kilku tygodni mamy 3 takie lokale.

Wiadomo – większa frekwencja. Ta jest niezbędna by taki turniej miał jakikolwike sens i to w wymiarze wprost  proporcjonalnym do wielkości drużyny,  ale czy biorąc pod uwagę relację podaż-popyt ktoś serio widzi problem? Patrząc na mistrzostwa Warszawy, można odnieść wrażenie, że jeśli nawet to raczej w drugą stronę.  Inna sprawa, że większa frekwencja wymaga większej bazy do obsługi. Stoły, tereny, sala itp., itd. I tu może być rzeczywiście problem bo szczerze mówiąc nie wiele ośrodków ma blatow oraz możliwości ich zastawienia na np. 60+ graczy.

Klasa turnieju – większość dużych miast ma ustalony od lat pomysł na swoje główne imprezy który się sprawdza i przyciąga ludzi. Zmienianie go zatem, nawet na taki z potencjałem, wymaga jednak trochę odwagi. Oczywiście zawsze można zrobić dwudniowy lokal ale to cały czas nie jest popularne i nie widać sygnałów by się miało zmienić.

Poza tymu dwoma rzeczami nie widzę więcej hamulców dla drużynówek a to co jest, to nie oszukujmy się, nie są to przeszkody szczególnie trudne do pokonania. Mam wrażenie, że nasza scena turniejowa albo ma duży bezwład albo brakuje „pierwszego odważnego”. Z tego co słyszałem przy kielbaskach na Halo Stars to od Wambosa to w Niemczech może i z połowa turnieji to drużynówki. Daleko mi do wyciągania pochopnych wniosków ale może jest powiązanie między tym faktem a ich zwycięstwem na ETC?
A póki na wschodzie na bez zmian, napawajmy się najbliżyszmi tygodniami bo ta klęska urodzaju szybko przerodzi się w oczekiwanie na DMP a następnie w posuchę więc póki co carpe diem.

piątek, 23 grudnia 2011

Święta idą...


... a życie chłoszcze. Bezlitośnie.

Chciałem zmienić grafiki na takie w klimacie, jak co roku zresztą, ale jak widać - nie udało się.

Chciałem napisać notkę z pytaniem na koniec jak by wyglądał Wasz list do 40kowego Mikołaja. Czy byłaby tam wycieczka na duży turniej zagraniczny czy jednak nowa armia a może zupełnie co innego. No ale jak widać - nie udało się.

Chcieliśmy nagrać z Michem podcasta i tu niespodzianka udało się. Ta-dam! Z przyjemnością więc zapraszam Was do odsłuchu opowieści wigilijnej, czyli recenzji gry paragrafowej z Black Library - Hive of the Dead oraz paru uwag na temat wyborów miasta organizatora DMP 2012.


Podcast nr 18 - Opowieść wigilijna

Życzeń nie składam bo są na koniec nagrania, zakończę więc tą notkę informację, że postanowiłem się rzucić nas Michem na szerokie wody i zgłosiłem z24cala do konkursu na Blog roku. Konkurs jest chyba jednym z tych bardziej renomowanych. Przynajmniej tak to wygląda więc łatwo nie będzie ale spróbować, na pewno nie zawadzi. Z tego co wiem będę musiał Was w pewnym momencie prosić o wsparcie smsowe ale oczywiście w stosownym czasie całe info będę tu wrzucał.


sobota, 17 grudnia 2011

Mathammer



W zeszły weekend miałem niewątpliwą przyjemność obejrzeć film pt. Moneyball który opowiada historię spotkania matematyki z baseballem. Oczywiście możemy zaobserwować przy tej okazji naturalny odruch obronny tradycyjnej myśli szkoleniowej czy bardziej scoutowskiej ponieważ wspominania matematyka służyła głównie do opisu cech zawodnika i wybieraniu takich graczy którzy mieli jedną cechę wybitną a resztę już nie koniecznie co nie miało już większego znaczenia ponieważ tą resztą zajmowali się inni, a przy czym byli tani bo kluby bazujące na tradycyjnym podejściu dostrzegały głównie wady – brzmi znajomo, prawda? Film polecam raz, że historia bazująca na faktach jest opowiedziana dobrze a nawet bardzo, a dwa, że przy grze autorskiej nie ma się do czego przyczepić. Powiedziałbym, iż wręcz przeciwnie – Brad Pitt jest w wybitnej formie a inni starają się nie odstawać. A ewentualna nieznajomość baseballu nie powoduje dyskomfortu i nie utrudnia zrozumienia o co kaman.
Gdy się ogląda coś takiego to nie obędzie się bez wycieczki szarych komórek na nasze podwórko i próby dostrzeżenia dość oczywistych analogii. Choć nie da się ukryć, że u nas amerykę odkryć trudniej a i pewnie większość z nas nie raz i nie dwa już sobie pi*drzwi liczyła skuteczność jakiejś jednostki. Jednak podejrzewam, że mało kto wychodzi już poza szacunki i robi sobie jakieś arkusze w excelu czy inne narzędzia analizy rozkładu prawdopodobieństwa anihilacji galaktyki. I choć tradycjonaliści i romantycy aka. klimaciarze mogą uznać, że robienie rozpiski na dwa excele – jeden z rozpiską, a drugi z pomocami naukowymi najzywczajniej w świecie nie godzi się to mogą znaleźć zawodnicy którym to będzie sprawiało frajdę. Po prostu jednii wolą kminić czy Argghhul brzmi bardziej złowieszczo przez jedno czy dwa „h” (jest też opcja niemego) a inni czy przy aktualnej mecie turniejowej bardziej opłaca się lighting claw czy fist.
I choć doskonale rozumiem tą pierwszą grupę to jednak zawsze bliżej mi było do tej drugiej. Z perspektywy lostów jedną z istotniejszych informacji jest szansa na otworzenie konkretnego transportu. Bo to często determinuje agresywność w grze przyzywanymi demonami. I choć mniej więcej wiem jak to wygląda stwierdziłem, zainspirowany właśnie zeszło tygodniowym filmem, że zrobię sobie arkusz który mi to ładnie policzy. No i liczy ładnie nie wiem tylko do końca czy poprawnie ale to co wypluwa wygląda w miarę wiarygodnie więc przyjmuje optymistyczne założenie, że tak.
No i kiedy, pomimo totalnego braku czasu ostatnio, doprowadziłem „już” (sic!) po 4 dniach to liczydło to końca to zadowolony z siebie wysłałem pliczek do Micha i w odpowiedzi dostałem info, że teraz nie ma czasu się temu wnikliwie przyglądać ale generalnie to podobne rzeczy już wiszą na sieci np. tutaj a tutaj jest nawet cały blog o liczeniu prawdopodobieństwa w 40stce. No cóź Kolumbem mathammera nie miałem aspiracji zostać, a przy okazji co pokminiłem to moje, ale do szuflady chować tego nie zamierzam więc tu znajdziecie niezbędnik każdego panzer jagger.
Niezależnie od podejścia do zagadnienia i roli przypadku w końcowym wyniku bitwy takie poklikanie w któryś z tych kalkulatorów ma swój sens. Ja oosbiście zobaczyłem parę ciekawych rzeczy i myślę, że jeszcze kilka następnych czeka na odkrycie. Zatem polecami i liczydła i film z wstępu. I chyba to drugie bardziej :)

niedziela, 11 grudnia 2011

Nasze najmniej ulubione armie to..

Jakiś czas temu zapytałem Was drodzy czytelnicy jaką armią najmniej chętnie byście zagrali. A ponieważ podgląd wyników w przypływie zapału do budowania suspensu wyłączyłem, czuję się zobowiązany
zdradzić co z tego klikania wyszło. Zapraszam zatem do słupków, ta-dam:

O ile pierwsze miejsce jakoś mnie szczególnie nie dziwi biorąc pod uwagę to co Games Workshop zrobiło Sisterkom to wynik demonów już trochę tak. Ta armia nigdy szczególnie popularna nie była ale z drugiej strony aż tak dużego negatywnego elektoratu się nie spodziewałem. Dla odmiany wynik Grey Knightów chyba dla nikogo zaskoczeniem nie jest, pomimo, że już trochę czasu od ich premiery minęło niektórzy cały czas mają traumę, która co gorsza jest odświeżana co turniej. Inna sprawa, że są oni jedynymi przedstawicielami sejwa 3+ w czołówce. Zatem jakby ktoś sobie zadawał pytanie dlaczego GW tak dba o Marinsów i ich wszelakie odmiany to właśnie ma odpowiedź.
Wydaje mi się, że sporo różnych rzeczy można wyczytać z tego wykresu i kilka innych odpowiedzi można znaleźć między tymi słupkami, zatem jeśli komuś coś się nasunie na myśl patrząc na niego zapraszam z wnioskami do komentarzy.

wtorek, 6 grudnia 2011

Nowi Necroni oczyma Racy i Vladda

Nowi Necroni są na stołach już od dobrych paru chwil zatem czas na tradycyjny dwugłos o nich. Tym razem o zwierzenia poprosiłem graczy z absolutnego topu, reprezentantów kraju na ETC - Racę i Vladdiego (kolejność oczywiście alfabetyczna). Ponieważ chłopaki dali radę i naprawdę sporo mają do powiedzenia już nie przedłużam i zapraszam do lektury.





Już  trochę minęło od premiery nowego kodeksu Necronów, był czas na  testy różnych nowych opcji i rozpisek - jak z aktualnej perspektywy  oceniasz nowy codex?

Raca: Dla  mnie bardzo miła odmiana po power armourach i eldarach, armia jest  specyficzna i ciekawa. Jako jedna z nielicznych faktycznie walczy w 3  fazach dzięki command barquom. Na papierze wygląda tak sobie ale  solar pulsy wszystko zmieniają dzięki czemu może właściwie grac  z każdym z tak ostatnio popularnych mecho-safhów.
Dużym  minusem jest ze jest to jednak elitarna armia a kilka oczywistych  wyborów jest, wiec w rozpiskach myślę ze niestety nie zobaczymy za  dużej różnorodności, pomimo sporej ilości tak naprawdę  nienajgorszych wyborów.

Vladdi: To zależy od kryteriów oceny. Jeżeli bierzemy pod uwagę tylko turniejową siłę armii, to trzeba powiedzieć, że przybyła nam nowa rasa walcząca o czołowe miejsca na turniejach. Moim zdaniem silniejsza od dark eldarów, na luzie i bez zbędnego stresu stająca obok wilków czy GK. Dodatkowo Nekroni siłę tę prezentują nie w idiotycznym stylu GK, czyli „mamy to samo co wy, tylko tańsze i lepsze”, ale za pomocą unikalnych dla tej rasy zasad, które powodują ze gra tą rasą, i przeciwko niej, jest inna niż wszystkimi innymi armiami. Wprowadzenie nowych zasad broni jak „arc” czy „tesla” obok już unikalnego dla nekronów „gaussa”, daje tej armii zestaw zupełnie nowych i niepowtarzalnych możliwości. To, plus kilka zasad i przedmiotów podpadających pod „brudne sztuczki” jak solar pulse, czy sweep attack powoduje, że rozgrywka nowymi nekronami jest powiewem świeżości w świecie razor/chimera spamu. Dodatkowo armia idealnie sprawdza się właśnie na strzelające armie mechowe, na które mam cały zestaw przerażających narzędzi zagłady, co w dodatku może istotnie wpłynąć na obowiązujący meta-game, jeżeli odpowiednia ilość graczy zacznie pociskać nekronami na skalę krajową.
Niestety, jak to w przypadku GW, zawsze jest jakieś „ale”. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że w zakresie ilości użytecznych uber-turniejowo jednostek mamy doczynienia niemal z powtórką z obowiązującego kodeku chaosu. Tak, jest aż tak źle. Obawiam się, że niemal wszystkie armie będą na turniejach wyglądały tak samo. A szkoda, bo możliwości naprawdę było dużo. Niestety część ciekawych jednostek jest tak przeraźliwie przepłacona, że aż w dołku ściska. Kilka z kolei nie jest może aż tak przepłacona, ale wystarczająco by przegrać rywalizację w slocie z czymś innym, tańszym i lepszym. Z drugiej strony w towarzyskim graniu jednak zdecydowania większość nekrońskich jednostek będzie miała zastosowanie, nie ma bowiem w kodeksie żadnych oddziałów z którymi nic się nie da zrobić. Ponadto nawet z tych „uber” jednostek jest pewien wybór i może, może (ręce złożone w modlitwie) nie wszystkie rozpy nekronów będą wyglądały identycznie.
  
Które z jednostek są Twoim zdaniem najmocniejszym punktem tego  deksu a które wręcz przeciwnie – totalnie bezużyteczne? No i  oczywiście dlaczego.

Raca: Najmocniejszy  punkt dexu stanowią command barque i solary, reszta to dodatki.
Solary  daja nam 2-3 tury strzelania do przeciwnika zanim wogóle zacznie  oddawać resztkami, a command barqi sa poprostu super zabójcami  pojazdów których ostatnio pełno. A i można nimi męczyć  trudniejsze do pozbycia sie oddziały, termosy itp. A jakby tego było  mało jeszcze atakują w combat, wiec nagle jak twoi warriorzy z  czymś ustoją to dwóch lordow w bareczkach może im przynieść  wyzwolenie  . Do tego mordują w movenament phase więc kiedy  przychodzi nasz shooting znamy już rezultaty ich przelotów z kosa.
Totalnie  bezużyteczne wg mnie na dzień dzisiejszy lyczguardzi i  preatorieanie. Jedni i drudzy drodzy, pierwsi niemobilni a drudzy  maja po jednym ataku z i2 wiec nawet jak już uderza resztkami  oddziałów to nic wielkiego z tego nie wyjdzie. Ewentualnie  lyczguardzi może się zrobią wystawialni w następnej edycji jeżeli  lataczki zyskają na znaczeniu, bo preatorianom to nawet wtedy  miejsca w rozpiskach nie wróże.

Vladdi: Z pewnością hitem są cryptecowie destrukcji, annihilation barki, tomb spidery, command barki (z lordami), scaraby (ostateczna broń anty-mechowa w hth, nic lepszego do zabijania pojazdów w hth GW już nie wymyśli), wraithy i destroyer lordowie biegający z nimi. Wciąż użyteczne pozostały deski i monole (te drugie, wciąż są solidnym av 14 pomimo dużego pogorszenia odporności). Troopsy trzeba mieć, ale oba są i użyteczne i przydatne w zależności od roli. Oddział z tyłu/mobilny w transporcie – warriorzy, oddział „do przodu” – immortale. Od czasu do czasu można pobawić się cryptecami transu (harfa plus ciężki teren daje uniwersalnego crypteca, który przydaje się zwłaszcza na naporowych BA), ctan shards (zwłaszcza w połaczeniu z poprzednikiem, ale uwaga w dobie venom spamów jego życie może być ciężkie, monol w zestawie będzie przydatny), doom arkami (ostatecznie do jedna z broni która wali na duży zasięg, co w ma znaczenie jak przeciwnik ma NF) oraz stalkerami (super zasady, ale mała szansa za zwracalność wobec tylko jednej zamontowanej broni). Prawie na dnie układu pokarmowego są pretorianie i lych guardzi. Sami w sobie nie są beznadziejni, ale za 40pkt to jakaś pomyłka. 25pkt, ok, może nawet 30, ale w obecnej cenie to tylko na półkę, albo żeby robili za crypteców, nawet nic nie trzeba konwertować. Jak ktoś nie wierzy, niech sobie porówna ich z wrajtami. Na dnie zupełnym są w tej chwili biki (immortale robią to samo, tylko są troopsem, a w fastach tłok) i flayed ones, zwani też failed ones (dlaczego ten oddział nie ma rendingu i nie jest w troopsach?). Niestety większość fajnych jednostek wyklucza się wzajemnie (destroyer lord vs lord na barce z 2 solarem, fast w ogóle jest zapchany, podobnie heavy suport, za to w elitach przewiew).


  
Za czym z poprzedniego podręcznika najbardziej będziesz tęsknił  (jeśli w ogóle)?

Raca: Starym  wstawaniem i filtrowaniem przez monola, to bylo strasznie  klimatyczne. Wolałbym  żeby to zachowali nawet kosztem pogorszenia/podrożenia jednostek.  Miało to swój niepowtarzalny klimat armii której nie można zabić,  teraz to wstawanie to jakiś tam mało zauważalny dodatek tak  naprawdę. Tu wstanie warrior, tam deska. Czasem jakiś overlord. Oczywiście  jest to jakiś tam efekt działania pulsow przez 1/3 gry, wiec w  shootingu za duzo ich nie ginie wiec i wstawanie jest mało  zauważalne, ale troszkę mi tego brakuje.
  
Vladdi: Za monolem odpornym na różne brudne sztuczki. Imo gdyby miał przynajmniej odporność na rending zachowałby choć trochę starej „niezniszczalności”, a tak, za 200pkt jest bardzo solidnym, dobrym elementem rozpy, ale bez rewelacji. Na pewno się przydaje, ale nie można mieć już nadziei, że wszystko wytrzyma.
  
Czy Twoim zdaniem aktualna wersja Necronow bardziej się  wpasowuje w Twoją wizję tej armii (od strony fluff'u) czy mniej niż  dotychczasowe odsłony?

Raca: Jest  to jeden z niewielu codexow w których i stary fluff i nowy  przeczytałem od deski do deski.
Fluff  jest całkowicie inny, pod tym względem ciężko porównać który  się bardziej wpasowuje bo to tak jakby dwie zupełnie inne armie.  Wcześniej tajemnicze, bezduszne maszyny o których nikt nawet nie  wspomina za dużo a żywszy fluff tak naprawdę należał do C'tan.  Teraz mamy ludzi w ciele robotów, którzy jak najbardziej zachowali  swoje dusze. Oczywiście Warriorzy np dalej są zautomatyzowani ale  już wyżsi w hierarchi necroni są całkowicie myślącymi istotami,  które maja swoje plany i ambicje. O imiennych nie wspominając wśród  których mamy nawet ekscentryków jak Trazyn czy obłąkańców jak  Nemesor.
Mi  się nowy fluff bardziej osobiście podoba, jest bardziej rozbudowany  i wg mnie daje więcej kolorytu armii, ale tez doskonale rozumiem  ludzi którym nowy fluff się nie podoba, to chyba kwestia gustu.

Vladdi: Niewątpliwie zmiana fluffu to krok GW w kierunku popularyzacji tej armii. Dla szerokiej masy, zwłaszcza młodych graczy możliwość identyfikowania się z przywódcami danej frakcji znacznie ułatwia „wkręcenie” się w hobby i w daną armie. Niewątpliwie jednak odejście od nieco odhumanizowanej wersji nekronów nie będzie się podobać miłośnikom poprzedniej wersji. Do mnie osobiście bardziej przemawiała wizja odradzania się starych bogów, którzy gdy sięgną po swój pełny potencjał zharvestują galaktykę przy użyciu posłusznych maszyn i staną się wszechpotężni. Taka wersja bardziej podpadała mi pod koncepcję dark-gothic-technofantasy, za jaką mam 40k, niż obecna wizja starożytnej rasy ludzi-maszyn dążących do odzyskania utraconych ziem i potęgi. Obecnie poziom powagi i „mroku” fluff nekronów ma na poziomie cyberiady czy bajek robotów Lema, która to literatura jest z wszechmiar przednia, ale niekonieczne mroczna i gotycka. Z nowymi nekronami świat 40k zbudowany na kanwie starego fluffu i rozbudowany o takie pozycje jak Xenology stał się o jeden krok bardziej płytki i jednowymiarowy. Szkoda, no ale to kwestia gustu.


Jak Twoim zdaniem będzie wyglądał aktualnie core turniejowej armii  puszek?

Raca: Całkowity  standard to 2 overlordow, raczej w command barquach, ok 4 składów  warriorow/immortali z dołączonymi cryptekami i 2 pulsami, ciężkie  deski i anihilation barque x2/3.
Na  większe pkt czasem jakiś monol, czasem jakaś ghost arka z  lordami/overlordem, jakieś wraithy czy nawet stalker.

Vladdi: Solar pulse będzie wszędzie, przynajmniej jeden. Co oznacza, że jeden lord i cryptecy też będą wszędzie. Ponadto obie barki trafią do niemal każdej z rozp razem ze scarabami, które są absurdalnie dobre na pojazdy, ale radzą sobie równie dobrze ze strzelająca piechotą. O przydatności reszty pisałem już wyżej. Ze speciali w 90% rozp imo będzie Traveller, który jest najlepszy w stosunku jakość/cena. Stormlord ssie, jeżeli nasza armia ma strzelać, ale jest całkiem niezły, jeżeli wymyśliliśmy, że chcemy do wroga dojść i go zabić. Daje nam bowiem NF na więcej niż jedna turę, jednocześnie pioruny zastępują nam część strzelania, która umyka poprzez inwestycje w hth. Nekroni niby armią do hth nie są, ale można złożyć coś naprawdę zabójczego i walącego do przodu także u nich. Np

StormLord
Destroyer Lord save, scaraby

2 x lord, scaraby scythe
2 x cryptec of destruction 1 solar pulse
2 x 5 warriors
2 x 8 warriors 
2 x ghost ark
2 x 10 scarabs swarms
6 x wraiths, 2 coils
3 x 3 tomb spider, każdy inny

2000

Albo coś fajnego i zbalansowanego – na każdą okazję:

Lord kosa, scaraby
Command Barka
Lord destroyer save, scaraby
3 x cryptec of destruction, 1 solar
1 x lord, scaraby
2 x triarch stalker
3 x 5 warriors
8 warriors 
Ghost Ark
2 x 7 scarabs
3 x heavy deski
2 x anihil barges
Monolith

2000

Albo coś na jedną shooty-mańkę, ale trzeba się liczyć z trudnościami w zabijaniu masowej ilości PA (jump packowe armie BA np.)

2 x Lord kosa, scaraby
2 x comm barka
10 x cryptec, 2 x solar, 
5 x 5 immortals
3 x 3 heavy deski
3 x anihil barges

Wariacji jest dużo, można pobawić się ctanem i cryptekami transu, zrobić armia shooty z kontra ctana i brudną sztuczką na ciężkim terenie, ale imo combo to po prostu nie jest warte swojej ceny. Jednak właściwie tylko failed ones i lychki/pretorianie nie mają w ogóle zastosowania, reszta nawet jeżeli tu i ówdzie odstaje to razem z resztą armii może sprawdzać się na rozsądnym poziomie. Oczywiście można się niestety spodziewać, że w ramach czysto turniejowych rozp najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązania doprowadzą do dużej jednolitości armii, o czym już pisałem.
  
Czy jest jakiś nie oczywisty typ rozpiski który może się okazać  sensowny i chciałbyś go kiedyś przetestować?
Raca: Vladdi  podawał kiedyś na gildii dosyć fajną rozpę na 9 pająkach i 30  scarabach, korzystających z nocy by dojść do przeciwnika.
Ja  mam ochotę popróbować rozpy ze stalkerami zamiast ciężkich  desek, a za to dużo wraithow  w fascie. Ale czekam na model stalkera  i nowe modele wraithow, mam nadzieje ze na wiosnę będą.

Vladdi: Na pewno chcę sobie na jakimś lokalu zagrać opcja 3 x 3 tomp spider, 20 scarabów i lord z wraithami. To naprawdę bardzo dużo ran do wbicia, niezłe hth i potęga w rozwalaniu pojazdów w walce wręcz. Dodać do tego wystarczająco strzelania by wypestkować to, z czym nie chcę iść do walki i można hulać. 

Jakbyś mógł zmienić jedną rzecz w tym kodeksie – co by to  było?

Raca: Dałbym  destroyer lordowi dopisek over- tak by można go było wystawić nie  tracąc solarow, albo jeszcze inaczej pokombinował żeby za każde  hq można było wystawić court. Niestety opcja 2 solarow jednak  wygrywa z częścią specjali czy wspomnianym destroyer lordem i hq  zawsze wygląda tak samo.
  
Vladdi: Tylko jedną? Mogę trzy? Obniżyłbym koszt ctana do 135 pkt na golasa (porównanie z generic greater deamonem, dreadknechtą, avatarem czy większymi dedykowanymi demonami wypada przy tym koszcie strasznie blado dla ctana) oraz koszt lychek/pretorian do odpowiednio 25/30 pkt za model i dał im możliwość mieszania ekwipunku w składzie.



I na podsumowanie jest lepiej/gorzej /czy „tylko” inaczej niż  było?

Raca: Jest  dużo lepiej, armia jest ciekawsza, doszła masa super modeli a i  stare w większości nie straciły na wystawialności więc na stole  wygląda super. Jest cala masa fajnych wyborów, niestety najczęściej  przegrywają z opcja standard ale można pokombinować, w starym  dexie to było takie kombinowanie na siłę a tu może mieć sens.
Do  tego armia wymusza na tych wszystkich heavy shooting armiach zmiany w  rozpach co tez może zaowocować jakaś odmiana w rozpiskach o ile  necroni zaczną się pojawiać regularnie na turniejach, a myślę ze  tak.

Vladdi: Jest kolosalnie lepiej. Więcej jednostek do wyboru, z czego w dużej części nie jest to wybór pozorny (choć mogłoby być jeszcze lepiej jak już wspominałem, jak to szło – „widzę postęp, ale mnie on nie zadowala”;P). No i siła armii nieporównywalna. Grałem trzy turnieje, trzy wygrałem. Na ostatnim w Sopocie grałem z Katchupem, Piszczem i Jaro, znanym weteranami turniejowymi, i żaden z nich nie miał w bitwach nic do powiedzenia. A Piszcu i Jaro grali GK. Wyniki 3500:0, 3300:165 i 3500:105 mówią same za siebie i nie wynikają z przeraźliwie dobrych rzutów czy przejęć inicjatywy. Przeciwnicy nieograni jeszcze z nowymi nekronami, z którymi trzeba grać nieco inaczej niż z innymi armiami, nie mieli nic do powiedzenia. Jest więc czym zabić, jest nawet pewien wybór narzędzi do zabijania, nic tylko grać. I mieć nadzieję, że nowa edycji nie popsuje nam armii ;P

Wielkie dzięki za poświęcony czas i do zobaczyska.

sobota, 3 grudnia 2011

PKZ'ty kolejna runda



Nadrabiając zaległości z forów trafiłem na Glori Victis na temat o dosyć wymownym tytule - Liga Ogólnopolska i opinie na jej temat. Oczywiście zaintrygowany, choć pełen nie najlepszych przeczuć, kliknąłem by odkryć, że o samej lidze tam nie za wiele za to o PKZ'tach całkiem sporo. I szczerze mówiąc zastanawiałem się czy pisać o nich bo mam wrażenie, że będę się powtarzał ale jednak doszedłem do wniosku, że chyba już trochę czasu minęło odkąd ostatni raz na tym blogu pisałem o pracy listy sędziowskiej więc może nie będzie wiało z tej notki nudą.
Odkąd pamiętam zawsze były kontrowersyjne punkty wśród ustaleń sędziów. I zawsze były osoby które lubiły pisać o tym, że się z nimi nie zgadzają do czego mają oczywiście prawo i podejrzewam, że nikt nie zamierza go negować. Natomiast trzeba mieć świadomość, że takie kontrowersyjne punkty nie dość że są i zawsze istniały to zawsze będą istniały, zatem okazji do marudzenia nie zabraknie. Po prostu wybierając sobie hobby trafiliśmy na takie które ma łatwość stawiania graczy przed dylematami interpretacyjnymi. Oczywiście można za każdym razem rzucać sławetne 4+ ale to na dłuższą metę, delikatnie rzecz ujmując, nie jest najlepsze rozwiązanie i warto mieć w zanadrzu takie stałe w czasie - a jak przy okazji będzie również nie zmieniało się z kolejnymi miastami to już w ogóle będzie super. A trzeba przyznać, że pomimo pewnej poprawy nadal trudno powiedzieć by GW nas rozpieszczało z wyjaśnieniami i innymi FAQ'ami zatem musimy radzić sobie sami. I w tym radzeniu sobie sami nie odkryliśmy nic lepszego niż lista sędziowska oraz ustalane przez nie PKZ'ty. Mam wrażenie, że jest to podobny mechanizm jak z demokracją wielu na nią psioczy ale nikt nic lepszego nie wymyślił. Zresztą podczas cyklicznych narzekań na kolejne zapisy autorstwa sędziów nikt nie proponuje plan B skupiając się na fechtunku kontrargumentami dla sędziów. No może jest jedna propozycja by listę sędziowską zignorować/rozgonić w zależności od zaangażowania w polemikę - no ale trudno to traktować poważnie więc przyjmuje, że poza narzekaniem jak bardzo sędziowie minęli się z przepisami i duchem gry nie ma sugestii jak inaczej wyjaśniać sporne sytuacje. A warto przy okazji pamiętać, że by być na tej liście i mieć możliwość głosowania nie trzeba się wykazywać super wielkim zaangażowaniem. Wystarczy po sędziować chelka/mastera jako jeden z kilku sędziów na tej klasie turniejach i wykazać się znajomością zasad. I droga do bycia decyzyjnym staje otworem. Ale wielu z jakiś przyczyn ignoruje tą możliwość.
Gdy Lista Sędziowska powstała przez jakiś czas mocno angażowałem się w jej działalność, potem mniej, by po jakiś dwóch trzech sezonach w ogóle zrezygnować z udzielania się. Jednak cały czas starałem się pozostać na bieżąco z obowiązującymi ustaleniami i choć często się z nimi nie zgadzałem albo w ogóle nie rozumiałem skąd pomysł na jakąś interpretacje  to jednak nigdy przez myśl mi nie przeszło by je ostentacyjnie negować. Po prostu pamiętam, że to szukanie kompromisu wcale nie było aż tak trywialne jak może się wydawać.
Zatem wszystkim którzy, uważają, że lista sędziowska działa nie tak jak powinna a to co ona wydaje na świat to rozbój w biały dzień na rulebooku, proponuje by się do niej przyłączyli i od środka próbowali poprawić sytuacje. Mnie naprawdę nie interesuje z jaką inicjatywą biją wyche z pain tokenem od archona póki jest ona taka sama w Trójmieście, Warszawie czy Krakowie. I szczerze mówiąc czuje nie małą wdzięczność dla ludzi którym chce się o tym dyskutować bo mi pomimo mojego nieustannego zauroczenia 40ką na długo zacięcia nie starczyło. A kolejnym argumentem by po sędziować wymagany turniej i od przyszłego sezonu wejść do grona sędziów jest fakt, że PKZ'ty pomimo stałej krytyki mają się całkiem nieźle, ajak mówi stara mądrość - jeśli wroga nie da się pokonać to najlepiej się do niego przyłączyć.

wtorek, 29 listopada 2011

Nowy Władca Eteru


Ufff, dzięki Michowi udało się zamknąć konkurs. Mowa końcowa poniżej.
A utajone wyniki ankiety już wkrótce (weekend?). Stay tuned :)

Nadaje Michu. No i nareszcie. Przedstawiamy zwycięzce konkursu podcastowego – zostaje nim Jezo, w pewnych kręgach zwany Jasiem. Gratulujemy! Pięknie wyglada w koszulce czyż nie?

Słit focia jak marzenie. Zdjęcie zrobione w miejscu niewiadomym – Jasiu nie miał nigdy tak posprzątanej kuchni od kiedy mieszka sam.

Konkurs był zażarty a zwycięzca niepewny do ostatniej chwili. Finalny wynik to 12:9 dla Jasia. Dziękujemy i gratulujemy wszystkim uczestnikom, tak „hostom” jak i zaproszonym gościom. Mamy nadzieję, że bawiliście się przy nagrywaniu równie dobrze jak my przy słuchaniu.

I oczywiście polecamy się na przyszłość – jeśli komuś wena po nocach spać nie daje, niech nagrywa a rezultat śle nam czym prędzej , jak widać to prosta droga do sławy i chwały:) Konkurs pewnie zresztą powtórzymy w przyszłym sezonie, jednak tym razem poszukam jakiegoś innego sponsora:).

Do usłyszenia!

niedziela, 27 listopada 2011

Destruction Derby


Mam wrażenie, że dla wielu graczy którzy swoją przygodę z czterdziestką zaczęli stosunkowo niedawno, czyli za czasów 5'tej edycji ilość dobrobytu mniej i bardziej oficjalnego zapewnionego przez GW w mrocznych czasach 3'ciej edycji mogłaby być szokująca. Wszelakie chapter approved, sensowne artykuły w White Dwarfie i inne publikacje sprawiały, że trudno było w owym czasie zasadom odmówić kolorytu. Składały się na to osobne zasady do różnych zakonów SM jak Salamandry czy Raven Guard (czyli takie nie ograniczające się do jednego speciala), Cursed Foundings, cały army list krootów czy kompani pancernej i sporo innych ciekawostek. Jednak dziś z tej całej zapomnianej już prawie radosnej przeszłości chciałem wygrzebać jedną perełkę VDR.
Czyli Vechicle Design Rules, choć w sumie, tak po prawdzie ta perełka to trochę eufemizm bo te zasady praktycznie nigdy turnieji nie oglądały a i w grach domowych nie były popularne. Nie można im jednak odmówić uroku w sensie rozkminkowym. A teraz za sprawą tej strony, urok ten nie tylko został odświeżony ale również wypolerowany. Mamy zatem możliwość zabawy w Adeptus Mechanicus i stworzenie swojego ultimate czołgu zagłady. Co prawda na pewno będzie kosztował on nie mało punktów bo nie da się ukryć, że zasady te generowały dosyć mocno przecenione koszta. Był to pewnie jeden z powodów dla których one nigdy się nie przyjęły na turrniejach - nikomu na tym nie zależało. Poza tym przy analogowym podejściu trudno było momentami to ogarnąć i nie pomylić się z liczeniem kosztów punktowych. Może taki pojazd nie jest równie skomplikowany jak rozpiska ale przy odrobinie fantazji może mu niewiele braknąć. Jednak za sprawą tej strony mamy narzędzie gdzie możemy skupić się na klikaniu matematykę zostawiając krzemowi. Natomiast jakby komuś brakowało informacji na temat niektórych terminów na niej się znajdujących tu znajdzie odpowiedzi.
Piszę o tym kawałku prehistorii nie dlatego, że uważam, że warto te zasady w jakiejś formie reanimować, czy coś innego w ten deseń. Po prostu kiedy na nie się natknąłem pomyślałem, że zabawa takimi zawczasu przygotowanymi zabawkami reprezentowanymi przez jakieś godne proksy może być fajnym motywem przewodnim na jakimś afterku przy okazji turnieju dwudniowego. W trakcie zabaw wszelakich w sobotnią noc podczas trójmiejskiej Herezji jedną z ciekawszych jest pojedynek pomiędzy wybranymi HQ. Myślę, że podchody maszyn wyposażonych w gatling-long barreld - lascannon mogłyby dać podobnie wiele frajdy.

wtorek, 22 listopada 2011

Jaką armia najmniej...



Ostatnio mnie coś tchnęło i zebrało mi się na zagranie Eldarami. A ponieważ jakieś tam modele do tej armii leżą gdzieś na dnie szafy stwierdziłem, że może da się zrobić tylko jakaś rozpiska by się na początek przydała. Niestety z Eldarami kontakt mam ostatnimi czasy mocno sporadyczny a moja pamięć jest jak Gimli czyli zabójcza ale wyłącznie na krótkich dystansach więc okazało się, że bez kodeksu nie da rady. Jednak ja nad morzem a podręcznik w stolicy podziemnych pomarańczy zatem poprosiłem żonę o jego przywiezienie.

No i przywiozła....
... ale Orków.

I przy tej okazji naszło mnie pewna myśl. Jest wiele armii którymi chciałem zagrać i tak np. kiedyś miałem tak z Necronami i się udało. Potem z Tau i dla odmiany się nie udało. A jeszcze później edycja się zmieniła i Tau sporo stracili z swojego uroku więc siłą rzeczy inne armie mnie kusiły. Najczęściej nie chodziło o to by zbierać od razu te armię a jedynie by ją pożyczyć od kogoś na dwa, trzy turnieje i wrócić na swoje, stare i ograne, śmieci. Bo osobiście miałbym problem z kupowaniem i składaniem takich Tau bo wizualnie czy flufffowo mi ta armia nigdy za bardzo nie leżała. Natomiast jej styl gry już jak najbardziej, no a ta mnogość gnatów na każdą okazję była wisienką na torcie moich chęci.

Ale wracając do tych zielonoskórych to gdy wziąłem ich deks do ręki zreflektowałem się, że nie ma chyba aktualnie armii która mniej by pociągała. I choć w ich przypadku, dla odmiany, zarówno fluff jak i modele mi się, mniej lub bardziej, podobają to jednak samo granie nimi to już tak nie koniecznie. I tak w sumie nawet trudno mi podać jakieś racjonalne argumenty. Po prostu tak mam. I podejrzewam, że nie jestem jedynym który tak ma  tylko inni zapewne niekoniecznie z Orkami. Stąd pytanie do Was drodzy czytelnicy - jaka armia Was najmniej kusi by nią zagrać?


niedziela, 20 listopada 2011

Kampania do pobrania


Zainspirowany poprzednią notką autorstwa Micha przypomniałem sobie o pewnym podcaście który przyczaił się gdzieś wśród moich zakładek i innych ulubionych. Chodzi mianowicie o Independent Characters. Generalnie chłopaki mają lepsze i gorsze momenty ale od czasu do czasu można posłuchać bez poczucia straty czasu - zwłaszcza jeśli w tzw. międzyczasie robi się coś bardziej użytecznego np. maluje kolejne modele. Jednak nie chciałem pisać o samych nagraniach a o jednej konkretnej rzeczy którą wygrzebałem na ich stronie - zasadach pewnej kampanii.
Z pisaniem o zawartości tych pdf'ów jest jeden problem - jak się człowiek rozpędzi to objętością swojej recenzji może je przebić. Słowem zasady są turbo kompaktowe i proste co w moim mniemaniu jest ich sporą zaletą. Jednak tej ascetyczności nie należy broń Tzeentchu mylić z prymitywnością bo tej im na pewno nie można zarzucić. I właśnie dlatego zdecydowałem się o nich napisać, są bowiem one idealne dla ludzi którzy by chcieli zrobić kampanię u siebie w klubie/środowisku ale nie mają doświadczenia lub wprawy i szukają punktu zaczepienia. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by je dowolnie zmodyfikować jednak wydaje mi się, że podchodząc do tematu na świeżo z spokojem można zagrać niewiele w nie ingerując i dobrze się bawić.
Kolejnym ich plusem jest fakt, że są napisane od początku do końca z myślą o graniu a nie do szuflady i pewnie dlatego też nie są wybitnie skomplikowane. Bo z tego co się zdążyłem zorientować to ludzie piszący zasady takich kampanii często mają łatwość do popadania w przesadę i tworzenia jakiś barokowych mozaik z punktów i podpunktów. I pewnie na papierze to się wydaje fajne ale w praktyce często okazuje się po prostu niegrywalne. Zwłaszcza, że ludzie którzy w to będą grali nie koniecznie muszą podchodzić z równie wielkim zapałem do pewnych rozwiązań jak ich autor.
A skoro już mowa o odczuciach graczy to chłopaki z IC w jednym z odcinków podcastu zebrali wywiady z osobami które uczestniczyły w tej kampanii co jest dosyć dobrym materiałem do przemyśleń na temat własnych modyfikacji tych zasad i pozwala uniknąć nie sprawdzających się rozwiązań.
Zatem jeśli ktoś chciał zacząć kampanię ale nie wiedział jak się do tego zabrać to właśnie miesiąc przed czasem dostał całkiem zacny prezent. Nic tylko ściągać i grać. A drugą edycję po zebraniu wniosków z pierwszej można już zrobić bardziej po swojemu. Albo zupełnie inaczej. Jednak tak czy siak pierwszy krok w stronę "klimatycznego grania" zrobił się naprawdę łatwy.

środa, 16 listopada 2011

Smutna przyszłość podcastu


Zapał z jakim Michu penetruje mroczne czeluście internetu by wygrzebać w nich różne perełki jest godny pozazdroszczenia. Na nasze szczęście jak już coś znajdzie wśród tych zaułków równie sympatycznych co warp przed 14 krucjatą to nie oporów by o tym co nieco skrobnąć. Nam więc nie zostaj nic innego jak przyjść na gotowe i czerpać.

Nadaje Michu. Uświadomiłem sobie ostatnio smutną prawdę. Czeka nas z Łysym rozstanie. Podcastowanie nieodmiennie prowadzi do kłótni, wyzwisk i ogólnego focha. Przykłady są nieubłagane - chociażby wh40k Radio, a parę dni temu The Eternal Warriors.

No dobra, wcale tak nie myślę. Ale o EW chciałem napisać, bo to jeden ze starszych (jeśli nie najstarszy) i lepszych podcastów czterdziestkowych, a przed wszystkim mój ulubiony. Zwlekałem, zwlekałem i po ptakach.


Pierwotnie chłopcy (choć i dziewczyny się pojawiały) występowali pod srogą nazwą „Dice Like Thunder”, by po nieco ponad stu odcinkach transformować w „The Eternal Warriors”. Okazało się na szczęście, że tylko nazwa słaba a reszta pozostała równie soczysta jak przedtem. Takie rebrandingi  są z reguły pokłosiem zmian kadrowych, tematyki itp.  ale  w tym wypadku nawet prowadzący mylił się regularnie zapowiadając odcinek bo nie zmieniło się nic.

Lubiłem gości za zaraźliwie luźne podejście, godny pozazdroszczenia entuzjazm i niemal rodzinną atmosferę, w której nabijali się i szydzili z wszystkiego, łącznie z samymi sobą. Moim faworytem był C-Swizzy – policjant polskiego pochodzenia (myślałem, że takie rzeczy tylko w serialach), doskonale odgrywający rolę strasznego buraka o złotym sercu.

Niektóre rzeczy wychodziły im lepiej, inne gorzej. Z zasadami byli nieco na bakier i nie pokładałbym zbyt wielkich wielkiego zaufania w prezentowanych na antenie poradach taktycznych.  Za to zaskakująco dobrze byli poinformowani jeśli chodzi o nowości i plany naszego ulubionego wydawcy. Plotki pojawiały się zdecydowanie rzadziej niż gdzie indziej i były zaskakująco trafne.

Sporo czasu antenowego zajmowała Czarna Biblioteka, a Tricky Dick czytał chyba wszystko co produkowała. Chociaż nie. Nie tykał nic co wyszło spod pióra Arrona Dembskiego-Bowdena, za to że ten powiedział, iż nie lubi Star Treka. Nawiasem, ja też nie czytam nic ADB. Obszernym recenzjom książek towarzyszyły takie smaczki jak wywiad z Danem Abnettem.

I strasznie szkoda, że już koniec. Powody, jak wcześnie wspomniałem, wybitnie poza-merytoryczne. Jeśli ktoś ciekaw jakie – niechaj podąży za tym linkiem.  Ja mam póki co nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach i wznowią działalność, bo szukanie zastępstwa na miejsce ulubionego podcastu idzie mi niesporo.

Na koniec polecam zatem zapoznanie się z archiwami – większość odcinków  nie straciła wiele na aktualności i miodności – http://theeternalwarriors.com/. Niestety – archiwum DLT już przepadło w sieci i ku mojemu zaskoczeniu nie mogę nic znaleźć poza śladami linków.

Acha i jeszcze jedno. Może polecacie coś w zamian?

P.S.  Konkurs podcastowy – zainteresowanych pragnę poinformować, że uległ zakończeniu zgodnie z terminem. Łysy powiedziła mi jednak, cytuję: „Nie jesteśmy jakimś portalem” i zabronił publikacji osobnych notek dla ogłoszenia wyników i wręczania nagród, więc będzie jedna wspólna ale za dni parę :)

niedziela, 13 listopada 2011

Cicha rewolucja



Kupiłem sobie tak wcześnie jak tylko się udało nowy kodeks blaszaków zwanych Necronami. I ponieważ byłem bardzo spragniony jego zawartości czym prędzej przystąpiłem do wielkiej rozkminy. Przeglądam zatem te wszystkie mniej lub bardziej nowe czy odświeżone jednostki, sprawdzam kolejne zasady specjalne, liczę koszta punktowe. Słowem zachowuje się jak rozpuszczony pięciolatek w sklepie zabawkami. W pewnym momencie tego radosnego wertowania świeżego podręcznika strona mi się omsknęła i mój wzrok wylądował w samym środku zasad specjalnych jakiegoś bohatera specjalnego. I w tym momencie naszła mnie pewna refleksja - czemu do tej pory ich tak skrzętnie omijałem?

Przyzwyczajenie.

Mam bowiem wrażenie, że właśnie doświadczamy, tytułowej, cichej rewolucji w dziedzinie dosyć kluczowej dla wszystkich graczy turniejowych czyli podejściu organizatorów do bohaterów imiennych. Po latach regularnych i cyklicznych flejmów na temat przegiętości i niezbalansowania Eldrada, Ghazkula, Vulkana czy bardziej współczesnego Corteza coraz częściej można ich wszystkich po prostu wystawić. By nie być gołosłownym weźmy ostatnie turnieje dwudniowe:
3city Heresy - speciale dopuszczone
Arena - speciale dopuszczone
Halo Stars - speciale dopuszczone
Za chwilę odbędzie się Fists of Fury w Koszalinie gdzie zawodnicy specjalnej troski jak się o nich jeszcze niedawno mawiało też będą dostępni przy składaniu rozpiski.

Szczerze mówiąc cieszy mnie ten trend bo wydaje mi się, że nie ma lepszego lekarstwa na rozpiskową nudę niż uwolnienie speciali. Dzięki temu mogą się pojawić nowe koncepcje w dosyć popularnych armiach jak i niektóre trochę zapomniane armie jak np. Eldarzy czy inny Deathwing mogą wyjść z zakamarków kartonów. Ale o tym pisałem na tym blogu nie raz. Natomiast jak się podejście orgów nie zmieni to nie będę musiał już się o tym produkować tylko będziemy mogli korzystać z kodeksów w całości. Zatem trzymam kciuki.

wtorek, 8 listopada 2011

Turniejowe alternatywy




Ostatnio przez fora wszelakie przetoczyła się fala dyskusji na temat roli oceny modelarskiej oraz punktów z testu wiedzy w finalnych wynikach turnieji zwłaszcza tych dwu dniowych. Znaczy się tych wyższej rangi. I w telegraficznym skrócie dla tych którzy przegapili/ola... no nie zainteresowali się. Ocena modelarska jest beee bo niektórzy mają ładniejsze armie niektórzy brzydsze i ci z ładniejszymi mają więcej punktów a przecież wszyscy mają po prostu pomalowaną armię więc powinni dostać po równo. Testy wiedzy są beee ponieważ faworyzują starych stażem graczy oraz ewentualnie tych znających fluff więc powinny być z zasad. Powiem szczerze, że takie podejście niebezpiecznie przypomina mi egzaminem na prawko z częścią praktyczną oraz teoretyczną ale może komuś to jest potrzebne do szczęścia. Wolę chyba zatem plan B czyli w ogóle bez testów.

Jednak celem tej notki nie jest mniej lub bardziej umiejętne szydzenie z jakichkolwiek poglądów bo akurat różnice zdań są fajne. I takie, często nie za bardzo merytoryczne dyskusje dają bodźce do rozwoju tego hobby. Przyszła mi po prostu pewna refleksja do głowy, którą postanowiłem zdgitalizwoać a która mam wrażenie, że już od dłuższego czasu gdzieś tam dojrzewała i dopiero teraz zakwitła. Mianowicie jeśli mam ochotę pograć w 40kę z kimś nowym/innym niż zwykle a najlepiej spędzić na tym graniu np. cały dzień mam to mam do wyboru turniej albo turniej. Koniec. Żadnych eventów i innych kampanii gdzie precyzja metodologii wyłaniania zwycięzcy ustępuje pola epickiej historii i brakowi balansu. I jestem pewien, że nie jestem jedynym cierpiącym na taki brak alternatyw. Siłą rzeczy więc na turniejach często naprzeciw siebie stają ludzie którzy mają zupełnie różne podejście do idei stojącej za przestawianiem plastikowych ludzików. Oczywiście nie umniejszam nic turniejom sam się bowiem na nich doskonale bawię ale czasem brakuje mi po prostu czegoś innego i chętnie jeśli miałbym taką możliwość pograłbym bitwy niekoniecznie zbalansowane ale po których bym wiedział jak się potoczyły losy planety Episilon Dolny.

I myślę, że gdybyśmy mieli więcej możliwości dla takiego luźnego turlania kości to wśród graczy byłoby większe przyzwolenie na „usportawianie turnieji” poprzez kolejne zmiany regulaminów. Po prostu ludzie by mieli to cą lubią a pewnie szybko by doszli do wniosku, że lubią i to i to. Bo większość jednak nie lubi się ograniczać i wszyscy raz po raz potrzebują odmiany,

Nie wierzę jednak by zbyt szybko doszło do takie dobrobytu ponieważ nie oszukujmy się ale przygotowanie takiego eventu na jakimś fajnym poziomie to kawał roboty i kminienia nad regulaminem, misjami, zasadami specjalnymi i spięciem tego wszystkiego w spójną całość. Jak się spojrzy na regulaminy turnieji to ich orgowie nawet nie próbują w nich odkryć ameryki. Raz takie punkty inny raz inne, misje ciut w lewo ciut w prawo, albo po prostu pre-coś tam i tyle. Ale z drugiej strony skoro to wystarcza by się dobrze bawić to po co się rozwodzić nad zagadnieniem - jest to więc dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Jednak przy próbie opowiedzenia za pomocą bitew jakiejś historii i to najlepiej takiej którą wytyczają gracze tak prosto nie ma. I w tym widzę główny hamulec dla alternatywnego grania.

Inna sprawa, że potencjalni orgowie takich imprez nie widzą potrzeby robienia czegoś takiego ponieważ gracze na fyrtlu się tego nie domagają. Jednak jak się mają domgać jak często okazji spróbować i nie do końca wiedzą co tracą.

A tracą wiele i mam nadzieję, że szybko będą mieli okazję sami się o tym przekonać.

wtorek, 1 listopada 2011

Turniej wszystkich turnieji?


Jak powszechnie wiadomo ze Szczecina pochodzi Krzysztof Jarzyna - szef wszystkich szefów. Ale niedługo może do niego dołączyć, wśród trademarków tego miasta, turniej wszystkich turnieji czyli Halo Stars. Byłem w życiu na wielu imprezach bitewniakowych, niektórych całkiem sporych jak ETC ale również na takich mniejszych np.  lokalach o których potrafili zapomnieć ich właśni orgowie. I muszę przyznać, że wśród wszystkich wspomnień związanych z tymi wyjazdami te z Szczecina są najwyraźniejsze i najprzyjemniejsze. A w tym roku orgowie z Marcinem na czele przeszli sami siebie. Ale zanim o tym kilka słów na temat bitew.

W pierwszej rundzie mieliśmy chellenga z Michem który grał demonami. Oględnie mówiąc ja turlałem w miarę normalnie ale Michu zdecydowanie nie. Konkretnie to miał turbo pecha. Zaliczył wszystkie wyniki z tabelki mishape. Rydwan zginął, crushery ja ustawiałem, a psy Khorna wróciły do rezerw dzięki czemu weszły dopiero w 5 turze. A w 6tej wyturlały za mało na fleeta i nigdzie nie doszły. Thirster oblał wszystkie sejwy. A wisienką na torcie były moje fiendy które w lesie przyjęły fiendy micha i zabiły je wszystkie bez straty wounda. Myślę, że te parę przykładów dosyć dobrze oddaje przebieg bitwy.
19-1

W drugiej bitwie spotkałem się Pająkiem i jego  mrocznymi wytwórcami świec pod sztandarem Vecta. Plan był prosty - oddaje zaczynanie Pająkowi bo ucieknie mi do rezerw albo przejmie inicjatywę na 4+ następnie samemu przejmuje inicjatywę otwieram tyle fruwajek ile się da i jest gitara. Plan się udał połowicznie. Wygrałem zaczynanie, oddałem je, przejąłem, nacisnąłem spust i nic. Bo urwana lanca i jeden stun to nie za wiele. Dark Eldarzy stwierdzili " ale gupi ci kultyści" a następnie "bez odbioru" I raider z vectem i groteskami oraz drugi z incubimi znalazły się u mnie. Chwilę później do tanga dołączyły bestie. Zacząłęm to kontrować i udało mi się to wszystko pozabijać jednak mój kombat a następnie reszta była coraz skuteczniej molestowana przez venomy i poza moralnym zwycięstwem w fazie assaultu odniosłem również porażkę.
5-15

Trzeci bitwa to tyrki kolegi Jawora. Kolega pierwszy raz widział lostów w akcji i zobaczył jak to działa na piechotną armię. A jak wyjdą rzuty na rezerwy i przeciwnik nie zmaluje jakiś cudów z screenowaniem się to działa to dosyć dobrze.
20-0

Po tak cudnej sobocie gdzie udało mi się nie zagrać ani razu z marinsami musiała się ta idylla zje...zepsuć i niedziela stała pod znakiem Grey Knightów. Najpierw przyszło mi zagrać z Afro. Szczerze mówiąć bitwa nie miała jakiejś większej historii. Generalnie obu nam turlanie nie wychodziło za bardzo Afro np nie doszarżował na 3 cale. Mi dla odmiany z ponad 80 ataków fiendów w dredy udało się trafić nie całe 20 z czego wyturlałem jednego glana i jedną penę. Po prostu moc. W kluczowym momencie odpuściłem szarżę na 10 termosów pomimo że miałem do dyspozycji 16 letterów bojąc się sanktuarium. Dzięki temu w walce o środkowy znacznik mogłem liczyć tylko na kontestowanie go (co się finalnie udało). Miałem jeszcze plan na remis ale zabrakło jednego wound na termosach i zatrzymania jednego razora nad czym pracowałem przez parę dobrych tur.
6-14

Ostatnie starcie znowu z szarakami tym razem z współobywatelem z unii czyli z Matthiasem - chyba z Berlina. Jego rozpiska to min-max purifacatorów czy jak oni się zwą w razorach (z troopsów za sprawą stosownego speciala), 3 dredy 10 osobowy strike squad i jakieś dodatki. Powiem tak. Nie mam nic do zaoferowania takiej armii dzięki tym płomienią oraz preferowi szarżowanie tego demonami to samobójstwo. Strzelanie się z tym, Lostami, to samobójstwo. A biorąc pod uwagę, że wszystko ma transporty w przeciwieństwie do mnie to choć nieznacznie ale nadal taka armia jest bardziej mobilna od mojej. Słowem w każdej fazie jestem w czterech literach. Na szczęście przeciwnik był bardzo miły więc pomimo to dobrze się grało.
4-16

Jak widać jakiś cudów na patyku nie ugrałem na tym turnieju (suma sumarum 15 miejsce) ale zauważyłem to tak serio dopiero w poniedziałek. Wcześniej po prostu dobrze się bawiłem z wydatną pomocą organizatorów. Zapewnili oni wszystko - kawa/herbata to może już standard ale tosty na drugie śniadanie już nie koniecznie. A potem jeszcze grill po bitwach a do niego piwko.Następnie Red bull w niedzielę rano. A w międzyczasie kociołek Panoramixa dla odważnych. Po prostu czad. Oprócz tego każdy dostał dyplom i pewnie z połowa graczy albo i więcej jakiś upominek. Zgodna opinia w trakcie rozmów na fajce czy potem w drodze powrotnej to, że gracze mogli się czuć wręcz rozpieszczeni. Wielkie gratki dla wszystkich którzy do tego się przyczynili.

Moja końcowa refleksja już po bitwie z kolegą z Niemiec, to że chętnie bym do nich pojechał na jakiś turniej. Fajnie zagrać z kimś zupełnie nowym i z trochę innym podejściem do tematu. A przy okazji można sprawdzić jak wiele im brakuje do poziomu Halo Stars.

piątek, 28 października 2011

Straszliwe puszki


Zgodnie z zapowiedzią, dwie notki niżej, nagraliśmy podcast o Necrońskich plotkach.

No dobra - starliśmy się nagrać podcast o Necrońskich plotkach.

Jakby ktoś chciał się dowiedzieć jak nam wyszło zapraszam do odsłuchu. A jakby ktoś chciał się dowiedzieć jak wyglądał killerski oddział w Starym Kodeksie ... nie, nie necronów to też może wcisnąć play. Zresztą dla miłośników Grey Knightów, których ostatnio nie brakuje, przygotowaliśmy teorię o popularności Paladynów. A to nie wszystko o czym rozmawialiśmy pod pretekstem omawiania nowych puszek. Słowem dla każdego coś miłego.


Miłego słuchania!

środa, 26 października 2011

Komisarz Gadżet


Na początku tygodnia w paru miejscach na sieci jak choćby na łódce potknąłem się o info o tym, że jakaś firma wymyślił sobie produkcje limitowanej serii chainswordów inspirowanych grą na konsole Space Marine. No i oczywiście będzie je sprzedawała w jakiejś kolekcjonerskiej a.k.a. niedorzecznej cenie w tym przypadku 650$. Szczerze mówiąc jakbym miał wybierać między tytanem klasy Reaver a tą zębatą wykałaczką ;) to nie wahałbym się ani przez moment ale rozumiem, że nie wszyscy muszą być fanami wielkich kroczących narzędzi destrukcji totalnej.
Przy tej okazji przypomniało mi się coś nad czym zastanawiałem się już jakiś czas temu mianowicie czemu GW nie produkuje pod postacią jakieś firmy pokrewnej (a'la Black Library) gadżetów związanych z światem przedstawionym. Począwszy od koszulek skończywszy na np. mapowniku oficera Kriegu czy pojemniku na cokolwiek (np kości i miarkę) w kształcie magazynku do boltera. Pamiętam, że dawno, dawno temu czyli z jakieś 16 lat, przywiozłem sobie z Anglii jakiś t-shirt z Hive Tyrantem ale niewiele później podobna konfekcja zniknęła z rynku. Podobnie jak firma Warp Artefacts (chyba tak się nazywała) która produkowała różne małe gadżety w "klimacie". Jak choćby wisiorki z symbolami zakonów marinsów/bogów chaosu.
Czyli jak widać było, ale się skończyło. Łatwo zgadnąć, że pewnie chodziło o pieniądze i cała działalność okazała się średnio opłacalna. Ale wydaje mi się, że warto by przeanalizować czy nie warto wrócić do koncepcji biznesu w aktualnej rzeczywistości. Myślę, że znalazłoby się parę osób chętnych na taki bagnet imperialny. Oczywiście nie da się ukryć, że sukces by zależał od wielkości oferty oraz cen czyli trzeba by na początku trochę w to zainwestować i mogłoby się to nie zwrócić w ciągu pół roku. Ale GW ma na tyle długą historię, że niekoniecznie wszystko musi traktować perspektywą kwartalną. Aktualna popularność sieci oraz dostępność finansowa usług kurierskich sprawia, że potencjalnym rynkiem jest cały świat z czego zresztą korzysta wiele firm robiących w branży "akcesoria dla geeków". Warp Artefacts tak komfortowych warunków nie miało.
Znając, życie Games Workshop nie wróci do raz zarzuconego biznesu ale może jeśli ten chainsword okaże się sukcesem to odsprzeda komuś licencję na takie produkty na podobnej zasadzie jak było z planszówkami/rpgami i Fantasy Flight Games.
A wy byście się podobnymi gadżetami zaineresowali czy jednak potrzeba posiadania kolejnej armii byłaby silniejsza?

poniedziałek, 24 października 2011

Bonus czyli mlaskanie o Arenie


Od jakiegoś czasu bardzo popularne są wszelkie materiały mocno stylizowane na naturalność i dokumentalizm. - zwłaszcza w kinie choć nie tylko. Michu postanowił pójść tym tropem i wraz z Ziomami (TM) przygotował materiał na podacst gdzie jest poruszany temat Areny a który poniekąd pokazuje kuchnie podcastowania, co prawda bardziej dosłownie niż jakkolwiek inaczej, ale zawsze.
Przygotujcie się zatem, że poniższe nagranie zawiera dużo dźwięków choć niekoniecznie już słów, ma nawet jak na nasze standardy dosyć luźną formułę i generalnie jest bardziej materiałem dodatkowym niż pełnokrwistym stekiem - ups podcastem. A jeśli nadal was ten disklajemr nie zniechęcił to zapraszam do odsluchu.

Podcast nr 16 - Bonus czyli mlaskanie o Arenie

sobota, 22 października 2011

Halo - Halo




Początkowo chciałem napisać notkę o klarującym się pomału obrazie Necronów na bazie plotek które w końcu dostaliśmy. Ale Michu stwierdził, że akurat o tym to nagramy podcasta.
Stwierdziłem zatem, że napiszę o Hive of Dead czyli grze paragrafowej od Black Library którą już dostałem (o czym doskonale wiedzą ci którzy śledzą profil na fejsie) ale Michu stwierdził, że o tym również pogadamy przy okazji podcasta.
W tej sytuacji z koncepcją skrobnięcia kilku słów o bólach twórczych przy składaniu rozpiski na Halo Stars w Szczecinie już się za bardzo nie wychylałem woląc ją od razu wcielić w życie.
A bóle mam konkretne bo zaczęły się już przy wyborze armii. Rozważałem kilka - własne i nie tylko a wśród nich Ravenwing, motorkowych marinsów, Dark Eldarów i  Bladzie ale póki co moje myśli i tak nieuchronnie zmierzają do Lostów. Znowu. Ale nawet zawężenie opcji do jednej armii nie ułatwia sprawy bo przez moment kusiło mnie całkiem mocno by zagrać rozpiską z aliantami z kodeksu CSM czyli bardzo strzelającą. Przynajmniej jak na renegackie standardy choć niekoniecznie już na gwardyjskie. Wymyśłiłem sobie trochę piechoty, 2 chimery z meltami w środku, landka z kontrą i 4 lemany. No i Lasher. Ale potem przypomniałem sobie tegoroczną Herezję w 3city gdzie mając dwie rozpiski z których jedna była właśnie z CSM'ami  i ani razu jej nie wybrałem.
Zatem bez szaleństw i bierzemy bardziej religijny wariant. Czyli zamiast czcić zakute puszki modlimy się bezpośrednio do szefów znaczy się bogów chaosu o demony. I tu zaczynają się kolejne schody a wątpliwości i rozterek wciąż jest co niemiara. A może potestować wersję z heraldami. Albo lepiej dać sznase wersji z bardziej strzelającymi fastami kosztem dotychczasowych pojazdów i inflirtującą piechotą. Albo pobawić się Possesdami którzy wbrew pozorom w lostach mają sporo sensu. A najlepiej to wszystko naraz. Jak widać nie jest łatwe życie Arcyheretyka.
Ale przy okazji tego knucia przyszła mi do głowy też tak refleksja na temat wyższości fazy assaultu nad fazą strzelania. Nie da się uktyć, ża zabijanie wrogich pamperków z 42 czy 24 cali daje pewne poczucie bezpieczeństwa ale jak się robi tych cali 12 czy 6 to człowiek staje się trochę nerwowy. Pojawia się świadomość pewnej nieuchronności losu i finalnych rozstrzygnięć. A moje doświadczenia z grania armiami strzelającymi są takie, że te roztrzygnięcia zazwyczaj wybierają wyjątkowo podły los. Może zbyt optymistycznie podchodzę do swoich możliwości w strzelaniu ale jeśli robi się na jakimś pojeździe X penek i każda idzie w zapomnienie za sprawą jakiegoś niewyrośniętego drzewka rodem z warszawskiego lasu to człowiek nawet podświadomie robi się poirytowany. I choć w walce wręcz też bywa od groma niespodziewanych roztrzygnięć to jednak mam wrażenie, że mniej tu kostkowego szaleństwa. Głównie za sprawą ilości turlania. Jeśli strzlają 3 składy fangów to rzucamy na trafienie 15 kości. W combacie dwa razy więcej genereuje duża dzicz. A im więcej kostek tym lepiej się czuje. I dlatego wybrałem 50 ataków z seekerek w szarży a nie 3 scattery z lemana. Nawet jeśli potencjalnie są bardziej mordercze bo AP, siła i inne pitu-pitu.
Osobna sprawa jak się znaleźć w tym bezpośrednim zwarciu najlepiej z tymi co się bić nie potafią, zastrzliwując po drodze tych co kojarzą właściwą stronę fista. I po drodze nie poczuć się jak ten turek z kawału o nożach i strzelaninach. Ale to temat rzeka godzien osobnego bloga bo jedna czy nawet kilka notek to za mało. Mógłby mieć tytuł „Poniżej 24 cala and still closing”.
A póki co do zobaczenia w Szczecinie.
Najlepiej na środku stołu pośród wraków Rhinosów.

środa, 19 października 2011

Władca Eteru, czyli Łysy zrobił koszulkę


Najwyższa pora by zamknąć konkurs podcastowy o czym poniżej skrobnął Michu. Ale zanim do tego dojdziemy na prośbę b00g'a daję cynka o nowym blogu w naszym ojczystym języku:
http://www.megazord.eu/Pomysł jest taki by recenzować pracę listy sędziowskiej. Nie wiem czy to się przyjmie - pożyjemy zobaczymy a póki co trzymam kciuki za autora.

Nadaje Michu. Łysy zrobił koszulkę. I oddając sprawiedliwość zrobił to już jakiś czas temu. Tym razem to ja (wyjątkowo, oczywiście) wybitnie zawaliłem terminarz – początek roku akademickiego nie zostawił mi wiele czasu na zabawy około-czterdziestkowe, wypełniając dokładnie czas uczelnianym chaosem, porównywalnym jedynie z „sami wiecie jakim kodeksem”. Niemniej nadszedł czas na ponowne przemyślenie priorytetów, czego pierwszym efektem jest niniejszy tekst.


Władca Eteru – i wszystkie laski na turnieju Twoje...

Konkurs podcastowy uważam za zakończony.  Trej obmyślił koszulkę, której wzór można podziwiać powyżej. Jest „męska” jakby to powiedział znany gildiowy moderator. W dodatku wywołuje u mnie niejasne skojarzenia erotyczne,  Chociaż niektórym to się ponoć wszystko kojarzy... Wracając do tematu – przed Wami, drodzy Słuchacze, została jeszcze robota do wykonania. Nie dość, że postanowiliście wysłuchać dwóch konkursowych podcastów, to jeszcze teraz przyjdzie Wam kliknąć i wybrać jeden z nich. Ankieta znajduje się tradycyjnie na końcu tekstu, a głosować można przez dwa tygodnie od chwili publikacji tekstu. Gospodarz zwycięskiego podcastu otrzyma koszulkę w wybranym rozmiarze. Wybranym przez siebie oczywiście. Zapraszam zatem do głosowania. Tylko proszę nie oszukiwać :)





środa, 12 października 2011

Fairhammer


I nagle, nie do końca wiadomo skąd pojawiła się na dyskusja. Spontaniczna, zażarta i +1.
Tym razem o wielu rzeczach naraz ale jakby spróbować podsumować całość, to można by powiedzieć, że o byciu w porządku przy stole. Wobec przeciwnika i szeroko rozumianego systemu.
Jednym spośród wielu tematów poruszonych są punkty fair play i ich połączenie z punktami ogólnymi do zdobycia w trakcie turnieju. No i tu się pojawia wiele argumentów i konceptów między innymi taki, że trzeba zdobyć Fair Play'e od kilku osób by dostać jakiejkolwiek bonusowe punkty. Co zastąpiłoby liniową zależność 1FP to jeden duży punkt. Ma to swój sens ale moje myśli poszły w zupełnie inną stronę.
Może zamiast łączyć (lub nie) ferpleje z wynikami turnieju to spróbować połączyć je z nagrodami ligowymi czyli Młotkami. Jest już przecież stosowna kategoria czyli Najsympatyczniejszy Gracz. Oczywiście wymagało by to trochę zachodu od strony technicznej. No i by wyłamywało się z ogólnej doktryny przyznawania młotków. Ale wydaje mi się, że koncept można przemyśleć, zwłaszcza, że do przyszłego sezonu jest jeszcze trochę czasu.
Myślę, że na początek można by to wprowadzić na masterach bo ich orogwie są na tyle ogarnięci w dziedzinie organizacji turnieji, że jedna tabelka w excelu im problemu szczególnego nie zrobi.
Chyba.
A sam mechanizm widzę dosyć prosto. Kto zdobędzie najwięcej ferpleji na masterach wygrywa. Młotka, uścisk dłoni i uwielbienie tłumów. Pewnie, że im kto więcej pojeździ tym ma lepiej ale generalnie ta liga tak działa więc to nic nowego. A jak ktoś jest przysłowiowym złamasem to mu nawet bycie na wszystkich masterach nie pomoże. Z czasem, oczywiście jeśli by się to sprawdziło i przyjęło, można by całą zabawę rozszerzyć na czelki. W ten sposób puryści wynikowi mają świadomość, że żadne pitu-pitu im wyników nie przekłamuje a jednocześnie ludzie którzy się pojawiają na dużych turniejach i wyróżniają swoją postawą przy stole są w jakiś sposób docenieni.
I to w sumie tyle.
A co Wy, drodzy czytelnicy o tym myślicie?

poniedziałek, 10 października 2011

Brak autoryzacji



Ta notka to w sumie post scriptum do poprzedniej czyli opisu dodatku opisującego zmagania w 30 milenium pt. Age of Emperor autorstwa Tempus Fugitives. Okazuje się, że nie tylko całkiem zgrabny i całkiem sensowny pdf ma swoich autorów ale również modele. Co prawda nie za wiele bo dwa, a tak w sumie będąc bardziej drobiazgowym to półtora ale za to duże bo pojazdów. Chętni do zabawy w czasach HerezjI Horusa mogą bowiem kupić Olympia Storm Tank, oraz Sabre Tank Destroyer conversion kit.


Domyślam się, że super oficjalne to nie jest by nie powiedzieć, że w ogóle o czym najlepiej świadczy dosyć undergroundowa dystrubcja ale koncept frapujący. Koncept czyli zrobienie nie tylko fanowskiego dodatku bardzo mocno zakotwiczonego w oficjalnym fluffie oraz partyzanckich modeli również nawiązujących do tej historii. Do tej pory najczęściej w ofercie firm alternatywnych dla Games Workshop mieliśmy modele dla jednostek opisanych w kodeksach ale które się nie dorobiły oficjalnych wizerunków. Jak choćby wilczą kawalerie.
A tu wyższa szkoła jazdy nie tylko model ale też zasady dla niego. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia co do tego. Bo zjednej strony fajnie, że ludzie się bawią konwencją i to dosyć konsekwetnie. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że to trochę za daleko posunięta twórczość fanowska, zwłaszcza jakby ktoś próbował na tych modelach zarabiać konkretne pieniądze. Choć zapewne cała działalnośc by miała swój fianł w sądzie . Ale póki co to odosbniony i dosyć mały przypadek i szczerze mówiąc nie spodziewam się wysypu tego typu inicjatyw więc całość należy postrzegać w kategoriach branżowej ciekawostki.


wtorek, 4 października 2011

Wiek Imperatora



Ostatnio natrafiłem na coś o czym chcę napisać już od tygodnia i cały czas nie mam pojęcia jak się do tego zabrać. Miałem już chyba 10 podejść do tej notki i każde kończyło się na ctrl+A a następnie del. Stwierdziłem zatem, że podejdę do zagadnienia na zasadzie „brute force” i od razu wyłożę kawę na ławę.
A mianowicie przeglądając Glorię Victis a konkretnie temat o Sisters of Silence znalazłem link do Wieku Imperatora (uwaga - bezpośrednio pdf) czyli genialnie wykonanego dodatku o Herezji Horusa. Jego zawartość mnie zauroczyła od pierwszego wejrzenia więc czym prędzej wcisnąłem print a potem już tylko się pogrążałem coraz głębiej.
Herezja Horusa jest z jednej strony jest wdzięcznym tematem dla takich inicjatyw. Zaniedbana - przynajmniej od strony zasad - przez GW, z bogatym bo chyba już 15 tomowym fluffem i wieloma artami. Dodatkowo gdy zabraknie inspiracji można wesprzeć się innymi grami jak planszówka czy karcianka. Czyli fundament marzenie by na nim oprzeć jakiś dodatek. Ale z drugiej strony HH jest czymś co jest bardzo wymagające dla każdego który weźmie się za to zagadnienie. Większość graczy zainteresowanych tematem ma jakąś wizję jak to powinno wyglądać i dosyć wysoko zawieszona poprzeczkę oczekiwań. Zatem pomimo mnogości źródeł inspiracji zrobienie dobrego rozszerzenia do 40ki o najważniejszym wydarzeniu w historii Imperium wcale nie jest takie proste jest to bowiem mierzenie się z legendą tego systemu.


Jednak ludziom z Tempus Fugitives wyszło to doskonale. Otrzymaliśmy bowiem kompletny kodeks marinsów z 31 millenium. Każdy Legion ma opisanego zasadami primarcha, co bardziej wyróżniejące się persony oraz wyjątkowe oddziały. Oprócz tego każdy ma swoje indywidualne zasady i tak np. Thousans Sonsi – uwaga, uwaga – czarują, a dla odmiany Iron Warriorsi mają Tank Huntera. Co więcej uwzględnione są również wzajemne sympatie i wspomnieni przed momentem czarodzieje z Prospero mają prefered enemy w walce z wiadomo kim.
Jednak Core zasad jest wspólny i zanim dojdziemy do tych zapisów mamy kompletny armylist marinsów napisany od podstaw. I te jednostki znane są zmienione jak choćby tactical skład który ma liczebność między 10 a 20 zawodników. A niektóre jednostki są nowe (i jest ich w sumie nawet sporo) np. Olympia Storm Tank czy marinsi na jetbajkach. W tym momencie warto wspomnieć o dosyć ciekawym patencie zastosowanym przez twórców tego dziełka, wprowadzili oni bowiem punkty legendy (LP) które otrzymuje się np. za branie kluczowych jednostek dla danego legionu bądź za branie podstawowych jednostek jak np. tacticale w pełnej liczebności. Chęć posiadania LP wymusza branie rozpisek bardziej zbliżonych do jakiegoś tam fluffowego wyobrażenia poszczególnych legionów. A punkty te są przydatne do wykupywania co ciekawszych upgradów. Bowiem jeśli chcemy mieć przykładowo takiego primarache to najpierw kupujemy np. kapitana z odpowiednim wyposażeniem np. terminatorką i thunder hammerem a potem dopłacamy 6 LP i mamy primarchę.
Oprócz tego całego dobrobytu mam też opisane różne jednostki z innych doktryn bojowych jak np. kultyści czy kustodesów. I będące punktem wyjścia Sisters of Battle. Jak ktoś chce może zatem monotonię pancerzy w tych samych barwach przełamać jakimś wyróżniającym się akcentem.


Jak widać jednostek i zasad nie brakuje, co sprawia, że składanie rozpiski do trywialnych zajęć nie należy. Sprawę dodatkowo komplikuje brak wiedzy czego się spodziewać po drugiej stronie stołu. Słowem brakuje praktyki. I tu dochodzimy do sedna czyli grania w to cudo. Pomimo, że jaram się się tym dodatkiem jak... no bardzo, to mam świadomość, że pewnie nie będę miał nigdy okazji zagrać na te zasady. Granie na proksach mija się z celem a znalezienie dwóch herezyjnych brygad marinsów do łatwych się nie zalicza więc czytanie tego było trochę jak lizanie cukierka przez szybę. Jednak jakby ktoś u nas w kraju się pokusił na przygotowanie turnieju/eventu/czegokolwiek wykorzystującego te zasady to byłbym gotów zainwestować nawet w stosowną armię. Ale póki co pozostaje mi mroczne knucie czemu przez kolejne coraz dłuższe wieczory z lubością zamierzam się oddawać.
Zatem nawet mając świadomość, że z tej czy innej przyczyny się nie zagra korzystając z Wieku Imperatora, to warto się zapoznać z tym dodatkiem by mieć świadomość, jak fajnie można zrobić fanowski dodatek. W sumię GW też mu się powinno przyjrzeć ale to już temat na zupełnie inną notkę...

czwartek, 29 września 2011

Spragniony nowinek



Niestety nie będzie mi dane pojechać na Arenę w tym roku. Nie za bardzo mam możliwość wziąć wolne w pracy a ~30h z PKP w jeden weekend to dla mnie ciut za dużo. Można korzenie zapuścić albo co gorsza się przyzwyczaić. Jednak moja planowana absencja nie przeszkodziła mi z wielkim zainteresowaniem przejrzeć rozpisek udostępnionych przez Inkiego. Zwróciłem uwagę szczególnie na Chaos, Dark Eldarów i zwykłych Eldarów. Na demony również rzuciłem okiem ale tam znalazłem jedną rozpiskę która nowatorstwem mnie na kolana nie rzuciła więc szybko ruszyłem do innych armii. No i niestety nikt się nie zdecydował na Lostów - a taka fajna armia :). Ale wracając do tych trzech armii, na których się skupiam głównie z względu na to, że są mi najbliższe oraz najwięcej rozkimnek im poświęciłem, to naszło mnie parę refleksji w związku z tym co wyczytałem.

CSM

Nudno. Nie, żebym się spodziewał Tzeentch wie czego ale na te punkty plus dopuszczone speciale spodziewałem się ciut więcej różnorodności. Nie znalazłem np. żadnych chosenów a mogłoby się wydawać że ktoś się skusi na nich. Melty, outflank - od razu zwęża się deplojment dla dredów GK. Abaddona również nie dostrzegłem no ale ten typ jest z gatunku tych którzy robią całkiem konkretnie zamieszanie w rozpie. Kosztuje milion. Potrzebuj landka za drugi milion. A potem szarżuje i rzuca "1" na swój demoniczny miecz i tak się kończy kolejna krucjata. Ale za to jak mu wyjdzie... Jednak nikt nie postanowił sprawdzać co się wtedy dzieje i do standarowych wyborów doszło ciut więcej termosów oraz landków i to by było na tyle.

Dark Eldarzy

Tu jest ciut ciekawiej bo zauważyłem trend który sobie roboczo nazwałem "szkołą krakowską" który polega na braniu webway portalu. Nie wiem na ile autorzy tych rozpisek w niego wierzą i zamierzają korzystać ale jest i czeka na użycie. Niestety jeszcze nie miałem okazji zagrać nowymi Darkami, zresztą starymi również nie, ale wiele razy grałem przeciw (poza tym znam kogoś kto grał i on mi co nieco opowiedział ; )) i od zmiany deksu portalu praktycznie nie widziałem. Jestem zatem ciekaw czy to wypali choć osobiście mam poważne wątpliwości co do tego, podobnie zresztą jak gracze z innych rejonów polski którzy postawili na standardowy latający cyrk co najwyżej z małymi domieszkami jednostek bez własnego latawca. Natomiast jeśli chodzi o speciali ameryki nikt nie chciał odkrywać i Asdrubael Vect rządzi. Tzn. nie żeby był w każdej rozpie ale jak ktoś już bierze speciala to własnie jego. Bo Rządi i to przez duże R, to Eldrad. Dochodzimy zatem do:

Elarów

Gdzie właśnie Dawno Martwy Dziadek zajmuję miejsce na szczycie każdej, oprócz jednej - potwierdzającej regułę, rozpiski. Jednak taki stan rzecz zapewne dla nikogo nie jest niespodzianką. Ale to cię dzieje pod nim zwłaszcza w sekcji HQ juz może być bowiem zanosi się, że na Arenie 2k11 nie będzie żadnego Avatara. Nie będzie zatem standardowego buildu Eldarskiego czyli piechota z lancami, kissami meltami ew spinnerami plus falcon, walkery ew. Wraith Lord, przeskalowanego w górę. Powstaje zatem pytanie co będzie? - Ano ciekawostki i to z radami na czele. Zapowiadają się dwie moto-rady oraz jedna w serpencie. Szczerze mówiąc jestem bardzo ciekaw wyników tych armii bowiem ta jednostka od dłuższego czasu nie daje mi spokoju. Zresztą raz 5 osobową moto radę miałem na Wojnie Światów i całkiem fajnie się tym grało. Jednak od tego czasu meta tej gry tak się zmieniła, że hoł-hoł-hoł więc przemyśleniami po tamtym turnieju już za bardzo się nie przejmuje i jestem ciekaw bardziej aktualnego materiału do analizy. Zatem zamierzam się przypatrywać psotępom tych armii. I tu pytanie do orgów Areny. Panowie - zamierzacie wrzucić gdzieś paringi z każdej rundy?? Plz, Plz, Plz :).
Inną ciekawostką eldarską jest 10 Wraithguardów w rozpisce Chrupka. "To ci troops" - jak mawiali starożytni Rzymianie. Przy tej jednostce co prawda mój entuzjazm jest zdecydowanie bardziej ograniczony niż przy radach ale i tak będę za nich trzymał kciuki. Po prostu wszystko co nie jest dredem z dwoma auto-psy-cannonami (a na te punkty pojawiły się nawet w wersji wenerycznej - szczyt perwersji z Fortitude) bądź innym runkiem wzbudza mój szczery entuzjazm. Nie zmienia to faktu, że powodzenia życzę absolutnie wszystkim którzy dotrą i już im zaczynam zazdrościć czadowego weekendu. A jakby ktoś miał inne refleksje bądź refleksje o innych armiach to niech się unie wacha żyć klawiatury w komentarzach.

środa, 28 września 2011

Młodzi Gniewni


Michu ogarnął coś co mnie przerosło czyli pliki .arm dzięki czemu możemy zaprezentować kolejny podcast konkursowy. Za jego powstanie odpowiadają: Blady Kris, Maestro oraz Rudzik. Chłopaki postanowili pójść szeroko więc zamiast trzymać się jednego tematu poruszyli od razu 3:

1. Siostry Bitwy (zaraz po Micha wstępie))
2. Necroni  (16:05)
3. Legiony Chaosu (27:12)
W nawiasie podałem czas rozpoczęcia kolejnych zagadnień.

A oto link do podcastu:
Podcast nr 15 Młodzi Gniewni
Zatem słuchawki na uszy i zapraszam do odsłuchu.

PS Wulgaryzmy występują więc warto mieć to na względzie.

poniedziałek, 26 września 2011

Element losowy



Przyznam się szczerze, że zawsze należałem do przeciwników przeceniania wpływu kości na wynik bitwy zwłaszcza na jakieś rozsądne punkty. Bo wiadomo patrole potrafią się rządzić swoimi prawami. Oczywiście - akceptowałem fakt, że skoro się rzuca kostkami to trudno zaprzeczyć że istnieje jakiś element losowy ale determinuje on kilka dużych VP. Ale raczej nie zrobi z masakry w jedną stronę podobnego wyniku w drugą stronę. Jednak w tą sobotę moja wiara w proporcje między skillem a kostkami w końcowym wyniku została poddana poważnej próbie.
Poszedłem na poznańskiego lokala który swoją drogą okazał się całkiem zacną imprezą z gościmi z róznych stron o sensownej frekwencji i dobrej organizacji. I właśnie na tym turnieju przyszło mi zagrać bitwę przeciw Maestro i jego DE.  Jego rozpiska była całkiem standardowa czyli wuchta venomów z blasterami w środku, ravagery plus jakieś dodatki np. 3 składy bajków z heat lancami. Udało mi się wygrać rzut na zaczynanie, misja anihilacja, więc DE cali lądują w rezerwach. No to ustawiam komitet powitalny dodatkowo w drugiej turze wrzucam na wszystkim smołki by minie żadne atrakcje nie zaskoczyły i czekam na to co wyjdzie. A czekam Lostami z aliantami z CSM więc może z punktu widzenia IG tam strzelania za wiele nie ma ale jednak coś tam bzyka. Landek, gryfon, dwa Lemany, terminatorzy, jacyś traitorzy, chimera. Na 1500 punktów. Na takich DE w ratach może styknąć.
Nie stykło.
Maestro wchodzą 3 ravki, parę venomów i jedne bajki, strzela robi szejka tu i ówdzie i tyle.
Ja oddaje i robię jeszcze mniej.
No to Maestro strzela znowu wsparty kolejnymi venomami i wysadza landka. Boli ale nadal mam czym się odgryźć więc naciskam spust, pojawia się dym ale stan osobowy na stole nie ulega jakiejś poważnej rewizji. Czyli dwie tury strzzelania do papierowych łódek w openie przynosi praktycznie zerowy efekt. Bo urwana lanca się nie liczy.
No to Maestro strzela i...
Zabija mi armię. Dosłownie i z wybuchem.
Wybucha chimera i dwa lemany, gryfon ginie również na 6 ale na glanie. Najgorsze było to, że to nie było ciul wie ile efektów więc te 6 powinny wypaść. Nie - to były dosłownie 4 efekty i 4 razy 6. No ale shooting mam za sobą a tam w assaulcie czeka deser - archon z 3 wyczami z elit wpada w arcyheretyka z 3 bigmutkami czyli wpsomnienie landka. Oczywiście przegrywam ten combat o jeden i.... Nie będzie konkursu ile wytrluałem.
Reszta bitwy to walka o honor i bardziej zabijanie czasu niż przeciwnika. Choć mając tylko termosy i niedobitki traitorów zdobywam większość VP z tej bitwy. Po prostu przez moment turlam normalnie. Bo tych Vp w sumie jakieś zawrotnie wiele nie ma.
Koniec końców zostaje mi jeden termos z riperem chowający się za jakąś cysterną i modlacy się do wszystkich bogów chaosu naraz by ta okazała się pusta. Dwa  punkty które ugrałem zawdzięczam na równi jemu co co wyżyłowanym widełkom.
Szczerze mówiąc po tej demolce miałem obawy przed 3 bitwą. Ale tam przeżyłem to samo tylko w drugą stronę i tym razem kostki wybrały mnie na sprite'a. I choć miałem jakiś plan, pomysł i myśl przewodnią to moje rzuty sprawiły, że nie miałem najmniejszego momentu zwątpienia w tej bitwie. Kwintenscją tego turalnia był Lasher który zrobił tak, około 75% długości przekątnej stołu zabijając po drodze 3 oblity i 18 marinsów. A najlepsze było to, że każdy poza ostatnim kombatem kończył w turze przeciwnika. Po czym rzucał jakieś 5,5” na konsolidacje. Pomaga.
W tym moemncie oczywiście pozdrowienia dla Łukasza.
Słowem weekend za sprawą tych dwóch bitew był dla mnie bardziej pouczającny niż nie jeden master. Uwaga teraz będzie górnolotna (i przydługa) puenta.
Tak jak ludzkość czasem potrzebuje przypomnienia od natury że jej wiedza i zadufanie w własnych umiejętnościach jest niczym wobec jej pierwotnej siły tak samo gracze co za bardzo obrosną w piórka i zaczną wierzyć w rolę swojego skilla w wynikach końcowych potrzebują, raz na jakiś czas, przypomnienia od kostek kto tu napwadę rządzi.
Zatem Tzeentchu błogosław.

Założę się, że macie swoje prywatne traumy związane z elementem losowym. Kozetka w postavi komentarzy czeka :)

poniedziałek, 19 września 2011

Śniadanie Mistrzów



Czekaliśmy, czekaliśmy ale w końcu się z Michem doczekaliśmy odzewu na nasz konkurs podcastowy. I to odzewu z grubej tuby ponieważ Jasiu do spółki z Rudzikiem odpytują Afro i Kudłatego o ich wrażenia po ETC. Czyli mamy za mikrofonem zawodników obu reprezentacji, kwadratowej oraz okrągłej, które wspólnym wysiłkiem przywiozły do kraju tarczę (trofeum za sumaryczny wynik reprezentacji w obu systemach). A jakie są ich odczucia i wspomnienia? - o tym przekonajcie się sami -naprawdę jest co i o czym słuchać zatem zapraszam gorąco.


PS Chyba muszę koszulkę popełnić :).

czwartek, 15 września 2011

Mongolskie bary i chińska wódka

Parafrazując nieśmiertelnych flm - "chłopaki nie płaczą" wstęp do tej notki mógłby wyglądać tak:
-Byłeś na Warhammerach w Mongolii?
-Nie.
-No właśnie. A ja znam kogoś kto był i opowiedział mi to i owo....


Nadaje Michu. Wróciłem. Zważywszy na częstotliwość ukazywania się moich wypocin można było  nie zauważyć, że wyjechałem ale na wszelki wypadek informuje. Tym razem będzie  o tym czego nie znalazłem szukając i o tym co przywiozłem wcale nie zamierzając. I trochę o czterdziestce. Acha – i czelendż oczywiście. Czyli luźne pitu-pitu, żeby trzy obrazki pokazać.

Jak widać w Ułan-bator czterdziestka kojarzy się również głównie z piwem i pizzą.

Wiedziałem, że będzie mi dane być przynajmniej w trzech dużych stolicach. Stąd w głowie mej powstał niecny plan kontynuowania, zaczętej przez Łysego w Pradze, tradycji odwiedzania lokalnych sklepów z figurkami. A nawet postarałem się o ulepszenie i zabrałem firmową koszulkę -  w celach narcystyczno-promocyjnych.  Szkoda jedynie, że wyszło z tego niewiele.

W Moskwie wysiadłem nieco pijany i szybko przeszedłem do stanu kaca (jak się dowiedzieliśmy z pociągu, żabojady określają to trafnie i obrazowo jako „gueule de bois” - gęba  z drewna). Niestety byliśmy na tyle krótko, że nie zdążyłem tego stanu opuścić i szukanie sklepów z figurkami musiało ustąpić szukaniu czegoś do picia.

Następny przystanek to Ułan-bator. Tutaj mówiąc szczerze nie liczyłem na wiele. I się nie zawiodłem. Chociaż przynajmniej bar czterdziestkowy znalazłem jak widać na załączonym obrazku. W sumie robiłem tam to, co na większości turniejów – żarłem pizze i chlałem browar w towarzystwie agresywnych mongołów.

Z kolejną stolicą wiązałem zdecydowanie większe nadzieje. Dodatkowo uzbrojony byłem w adresy sklepów, opisy z for internetowych i Store Finder by GW. Byłem szczerze zaciekawiony, czy w  pekińskich sklepach również figurki są „prawie oryginalne”. Pierwszego dnia poszedłem według  wskazówek ze strony GW – mnóstwo chodzenia z zerowym wynikiem. Otóż jak się okazało, a czego nie zaważyłem choć powinienem, sklepy z figurkami były na mapie w jednym miejscu dlatego, że silnik lokalizacyjny nie był w stanie poradzić sobie ze znalezieniem ulic i umieścił wszystkie punkty w okolicy geometrycznego środka miasta. Swoją drogą nie spotkałem mapy tego miejsca, która schodziłaby z nazwami i reprezentacją dróg na przydatny poziom. Dodatkowo pidgin nie jest ścisłym zapisem i nigdy nie wiesz, co autor miał na myśli tłumacząc chińskie znaczki.        To tłumaczy też dlaczego w drugim źródle informacji, jakim było anglojęzyczne forum dla pekińskch expatów, posługiwano się wskazówkami w charakterze azymutu, a nie adresami.

Uzbrojony w powyższą wiedzę, uderzyłem powtórnie dnia następnego. Z perspektywy czasu lepiej wyszedłbym idąc na piwo. Które jest tam nawiasem całkiem dobre – pozostałość czasów kolonialnych.  Pierwszy sklep miał być rajem dla tzw. geeków” – całe piętro różnego badziewia od naszych wspaniałych kosmicznych marins, do znacznie mniej opancerzonych figurek dziewczynek o dużych oczach. Trafiłem łatwo ale jak pokazuje obrazek poniżej – na darmo. Remonty się zdarzają nawet w centrach handlowych. Pech.

W tym momencie moja wiara w powodzenie przedsięwzięcia nieco opadła.

W mniej fiołkowym nastroju udałem się dalej. Ale oszczędzając historii -  z podobnym skutkiem. Jedno z miejsc stało się placem budowy kolejnej linii metra a w drugim ślad jeno w pamięci sąsiadów. Rozczarowanie na całej linii. Podobno jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Miejsce w plecaku zarezerwowane na suweniry i chińskie figurki zostało wypełnione miejscowym produktem fermentacji (diabeł wie czego) w zgrabnym opakowaniu. Pojemnik na tyle foremny, że mieści się w walizce na figurki.

Piknik pełną gębą.

I tu dochodzimy do wzmiankowanego na początku czelendża. Nie, nie – nie w piciu chińśkiej wódki, choć tego nie można wykluczyć:) Otóż Łysy nie  gra w tym roku (chociaż mam nadzieję, że będzie i pomoże z wódką). A ja wielce chciałbym, korzystając z warunków zapewnianych przez organizatorów Areny, nagrać filmik podobny do tego w zeszłym roku. Tylko tym razem do końca oczywiście. Zatem jeśli ktoś się czuje na siłach na filmowanego czelendża to rzucam w tłum rękawice:) Mam tylko jeden warunek – armia dobrze, żeby była pomalowana inaczej niż czerwono bo zamierzam grać bladziami.

Do zobaczyska na Arenie!