czwartek, 30 września 2010

Arena - organizacyjnie.



Już kilka dni minęło od Areny warto więc, już na chłodno podsumować kolejny master w tym sezonie. Nie będzie to szczególnie długi wywód bo do wielu rzeczy nie można się przyczepić a większość można jedynie chwalić. No ale w sumie tego się oczekuje od obrońcy młotka w kategorii najlepszy turniej.
Miejscówka gdzie miały miejsce zmagania jest położona w samym centrum Krakowa a wokół znajduje się pełne spektrum barów i jadłodajni plus stołówka na miejscu czyli w samym budynku Biblioteki niestety tym razem otwarta w mocno ograniczonych godzinach. Brak noclegu na miejscu nie uwiera za bardzo bo krakowska oferta hostelowa jest na tyle bogata, że można znaleźć coś fajnego i co ważniejsze bliskiego w rozsądnej cenie. Zresztą organizatorzy też dla nie małej grupy graczy mieli przygotowaną jakąś opcje noclegową w dobrej cenie. A sale był na noc zamykane więc można było figury zostawić na stołach czy pod nimi i oszczędzić sobie taszczenia ich w te i wewte.
Każdy z graczy podczas rejestracji dostawał kompletny set startowy w skład którego wchodziła również między innymi znana już z Wojny Światów tacka na figurki która jest bardzo pomocnym rozwiązaniem i w sposób nieoceniony upraszcza życie. Był również przygotowany powszechnie dostępny kącik z napojami który, nie ukrywam, w niedzielę rano ratował mi życie. Oczywiście były monitory, sporych rozmiarów, na których można był o sprawdzić parowania a w trakcie samych bitew czas który pozostał do końca. Jedynym minusem od strony logstycznej było rozstrzelenie stołów pomiędzy parę pomieszczeń w dodatku jedno z nich było dość wąskim korytarzem przez który trzeba było się dość mozolnie przeciskać. Jednak szczerze mówiąc jest to naprawdę bardzo mała cena za tak fajną miejscówkę.
Przed samą imprezą nie wiele czasu poświęciłem regulaminowi imprezy i tak w pełni go ocenić mogę dopiero teraz i muszę się przyznać, że średnio mi się podoba. Największe zastrzeżenia mam do dwóch rzeczy:
- Reacon. Ta misja była mocno niefortunna w moim odczuciu. Rozumiem, że pomysł iż punktuje cała armia prócz IC był jakimś hołedm dla 4 edycji ale to było i minęło a teraz mamy 5tkę. Co gorsza nie oszukujmy się mało która jednostka jest w stanie zabić na tyle dużo by bardziej opłacało się iść nią - "Bez Odbioru" - do porezać niż po prostu dylać do pustej strefy przeciwnika bo on w międzyczasie drugą stroną stołu idzie do naszej. Po prostu ta misja  w wielu przypadkach premiowała bardzo zachowawczą grę i przy podobnym skillu obu graczy bardzo trudno było wyjść poza 13-7.
- Kill pointy - to druga rzecz która mi się nie podobała. Ich różnica miała naprawdę bardzo duży wpływ na wynik dzięki czemu rozpiski z dużą ilością miękkich KP miały w każdej z 5 bitew mocno pod górkę. Do tego opłacało się polowanie na wszelakie pody inne takie. Ja nie jestem przeciwnikiem KP uważam, że są bardzo dobrym elementem balansującym rozpiski jednak nie powinny mieć one aż takiego wpływu na każdą bitwę.
Natomiast ku mojemu zaskoczeniu bardzo dobrze mi się grało na takie duże (2100) punkty i co jeszcze dziwniejsze dla mnie było naprawdę mało problemów było z mieszczeniem się w limicie czasu na bitwę. A przy tej okazji muszę powiedzieć, że podobała mi się konsekwencja sędziów w wlepieniu karniaków za przekroczenie limitu czasu.
Stoły był poza drobnymi wyjątkami dobre może bez rewelacji ale też szczególnych powodów do narzekań również nie było.
Oczywiście w nocy z soboty na niedzielę był aftrek poprzedzony stosowną rezerwacją przez orgów i choć podobno przez moment był  problem z miejscem jak my dotarliśmy na miejsce bez problemu znaleźliśmy wolny stolik. Afterek jak to afterek był bardzo udany i w jego trakcie nie brakowało ciekawych rozmów w doborowym gronie na tematy wszelakie. Zresztą dla mnie jest to jeden z najważniejszych punktów każdego wyjazdu na turniej bo w końcu nie samym turlaniem człowiek żyje.
Podsumowując, Arena 2010 w moim odczuciu była bardzo dobrym turniejem. I te wspomniane zapisy z regulaminu nie przysłonią faktu, że spędziłem dzięki chłopakom z Krakowa bardzo fajny weekend z 40ką w roli głównej. Za rok jeśli będę miał okazję jadę na pewno, szkoda tylko, że to tak daleko....

wtorek, 28 września 2010

1500 zdjęć na minutę

Pierwszy post po Arenowy i mam szczerą nadzieję, że nie ostatni. Co prawda bitew nie pamiętam na tyle by je opisywać dokładnie ale o organizacji warto napisać. A póki co oddaj głos (i wizje) Michowi.
Nadaje Michu. Dzisiaj zamierzam zamęczyć Was fotkami z Areny. Jest ich parę tysięcy. W dodatku z jednej bitwy. Ale oglądniecię ich zajmie jedynie trochę ponad 4 minuty. Obiecuję. Tworzą one relację z pierwszej bitwy z ostatniego krakowskiego mastera, gdzie dzięku uprzejmości orgów zmierzyliśmy sie na gołe klaty z Trejem - szczególne podziękowania dla Misia za udostępnienie fajnej miejscówki na 30 stole.

Bitwę za chwilę zobaczycie sami. Niestety nie do końca, gdyż z przyczyn technicznych zapis urywa się w okolicach 4 tury. Może i dobrze, bo wtedy stwierdziłem, że za mało combatu. A szarżowanie w piątej turze wszystkim troopsami na GUO to pomysł godny kapelana Śmierć Kompanii. Rezultat łatwo przewidzieć. Akcja kosztowała mnie ca 3000+ punktów. Trej wygrał 14:6 a ja zamierzam wywrzeć srogą pomstę - może nie w zapalczywym gniewie ale przynajmniej w lekkim zdenerwowaniu.

Zapraszam zatem na 4 minuty przesuwania figurek i jak zwykle będe wdzięczny za komentarze tak do bitwy jak i do strony technicznej. Jeśli ta ostatnia się spodoba, będą następne filmiki :)

czwartek, 23 września 2010

Ćwierkanie z Areny


Jak powszechnie wiadomo, i to naprawdę powszechnie patrząc na listę zgłoszeń, w ten weekend odbędzie się w miastu smoka i maka na floriańskiej, turniej klasy master w naszą ulubioną grę czyli Arena 2010. W związku z tym chciałem się zobowiązać do jakiś regularnych raporcików via twitter z tej imprezy. Wpisy widać po prawej stronie pod wszystko mówiącym - Ćwierkanie z24cala czyli nigdzie nie trzeba się rejestrować wystarczy raz po raz wejść na bloga.
Wiadomo weekend nie jest po to by siedzieć na necie nawet jeśli nie udało się załapać na turniej, wiadomo rodzina ostatnie okruchy lata itp, itd ale jakby ktoś był ciekaw jak wygląda sytuacja na froncie to mały raporcik nie zaszkodzi. Zwłaszcza, że tak duży turniej może znacząco wpłynąć na kształt ekipy która się zbierze w przyszłym roku pod szyldem Obrońcy Tytułu by nas reprezentować na ETC 2011. Postaram się więc nie ograniczać wyłącznie do swoich bitew ale też relacjonować w szerzej perspektywie i spoglądać w stronę pierwszych stołów, choć pewnie będę miał daleko ;). Co z tego wyjdzie w praktyce zobaczymy już wkrótce a na tą chwilę po prostu zapraszam.

poniedziałek, 20 września 2010

TM


Trademark. Najbardziej trendy i jazzy słowo naszej sceny turniejowej od dłuższego czasu. Ostatnio się na nie natknąłem czytając o katowickich planach czelkowych na gildii. I tym razem oznacza ono pomysł by gracze zrobili rozpiskę na 1500 pktów i dwa deatachmenty po 350 dobierane wg własnego widzimisię przed bitwą czyli tak naprawdę pod przeciwnika - gramy zatem na 1850. Znaczy się taki patent z Herezji tylko inaczej. I szczerze mówiąc nie uwodzi mnie ta koncepcja.
Rozumiem i co więcej cieszę się gdy organizatorzy starają się by regulamin ich turnieju był oryginalny i unikatowy tylko czasami mam wrażenie, że w pogoni za tymi przymiotnikami zapędzają się na niekoniecznie najistotniejszą ścieżkę. I najczęściej to wynika z poszukiwania własnego, niepowtarzalnego trademarku jakby on był warunkiem nie tylko koniecznym ale również wystarczającym by impreza była udana. Nie oszukujmy się regulamin to rzecz ważna przy czym dla innych mniej dla innych bardziej ale nadal istotna. Jednak nie jest to jedyny czynnik według którego potem oceniany jest turniej. Bo przykładowo fajne misje nie przysłonią strzelnic na stołach i jeśli ktoś będzie miał przez 5 bitew problem z schowaniem rhinosa to żaden unikatowy patent regulaminowy mu nie poprawi humoru. I takich rzeczy które gracze zapamiętują jest wiele więcej może więc nie trzeba na siłę udziwniać regulaminu a skupić się na tym by zabezpieczyć rzeczy podstawowe. Oczywiście jedno drugiego nie wyklucza ale jak pokazuje tegoroczna Arena nie trzeba mieć jakiś efektów łał w regulaminie by ludzie wali drzwiami i oknami na turniej. Na pewno aktualny młotek za Najlepszy Turniej też robi swoje ale to vox populi wymusiło na organizatorach rezygnacje z mieszanego formatu (4 razy 1200 pktów w sobotę i dwa razy 2100 w niedzielą) na rzecz prostszego ale wręcz wytęsknionego 2100 po pięćkroć. I właśnie w moich oczach to umiejętność zmiany tego zapisu a nie obstawanie na siłę przy swoim trademarku (bo za niego dostaliśmu młotek, or sth) jest już pierwszym sukcesem organizatorów krakowskiego Mastera.
Zresztą chłopaki z Łodzi pokazali, że trademark wcale nie musi się zawierać w regulaminowych zapisach i dla odmiany postanowili stworzyć z atmosfery, godnej nazwy swojego turnieju czyli Grill'n'Chill, swoją wizytówkę. I im się udało, więc jak widać można i w ten sposób próbować wyróżnić się w kalendarzu imprez.
Podsumowując trademark dobra rzecz ale nie najistotniejsza i jak przyjdzie z czasem to ok a jeśli nie to trzeba poczekać chwilę dłużej a w międzyczasie zająć się po prostu robieniem dobrego turnieju. Bo w końcu chodzi o to by to gracze byli co rok na imprezie a nie jakiś zapis w regulaminie.

PS. By nie był nieporozumień - ja w tej notce nie pije konkretnie do chłopaków z Katowic (których mam nadzieję mi się uda odwiedzić w listopadzie) tylko chciałem zwrócić uwagę na ogólny trend który wydaje mi się coraz mocniej zauważalny na naszej scenie turniejowej

wtorek, 14 września 2010

Jak zagrać w Apo po raz pierwszy tak by czekać na drugi raz

Uuuu....

Eman w komentarzu pod tą notką zaproponował bym napisał coś o tym jak grać w Apokalipsę by tytuł tego wpisu był prawdziwy. Nie da się ukryć, że trochę czasu już minęło od tej propozycji ale temat trudno nazwać sezonowym i myślę, że jeszcze długo będzie aktualny. Zatem podzielę się tym co w ramach naszych poznańskich rozgrywek, metodą prób i błędów, udało się ustalić w dziedzinie balansu i nie tylko. Czasami może coś się wydawać coś oczywiste ale jak to mawiają najciemniej pod latarnią.

1. W Apo graj z kumplami. Najlepiej dobrymi. Łatwość przegięć przy taaakich punktach i to bez FOC'a jest porażająca i przerażająca a jak do tego jeszcze dojdzie jakiś niesympatyczny typ z drugiej strony stołu to można zaliczyć naprawdę Epic Fail. Poza tym grając przykładowo 3ech na 3ech czasami się zdarza, że bezpośrednio zaangażowanych w rozgrywkę jest dwóch zawodników a reszta ma czas na dywagacje o życiu i śmierci (gwardzisty po 13tej godzinie) a takie pogaduch to lepiej z ziomami wychodzą. No i po ostatnie ale równie ważne grając w wśród ziomków łatwiej wnioski z poprzednich rozgrywek przełożyć na kolejne.
2. Do Apo są potrzebne zabawki w sensie super heavy czy inne Naprawdę Wielkie Demony. Bez nich spotkanie się 5k orków z czymkolwiek innym w równie konkretnej liczbie może trwać wieki. A gdy zaczynają latać placki wielkości płyty gramowfonowej oraz strzały z siłą D momentalnie w każdej armii robią się wyrwy dzięki czemu rozgrywka ma dramatyzm i skończony czas trwania. Również warto się przyjrzeć formacjom bo pomimo, że są one słabsze od SH to wnoszą sporo kolorytu do gry a czasami możliwości również mają nie małe by nie powiedzieć, że zacne.
3. Skoro już się pojawiło zagadnienie czasu to podstawowym manewrem by przyspieszyć grę, grając drużynowo jest patrzenie na pole bitwy (które z założenia jest raczej duże) lokalnie. Czyli nie ma co czekać aż gdzieś skończą strzelać jeśli to nie będzie nas dotyczyć i można od razu przejść do prania się po pyskach. Czasami też można jakiś rzut wykonać z kumpla kiedy jest zajęty innym wycinkiem frontu walk. W ten sposób można zyskać kilka-kilkanaście minut na turze co w kontekście całej gry może dać np. godzinę.
Trzeba też pamiętać, że każda kolejna gra idzie szybciej bo za pierwszym czy drugim razem ogarnięcie 5k na stole może chwilę potrwać.
4. Kiedy już się ma tych zabawek po obu stronach barykady trochę to warto się dogadać zawczasu ile ich będzie i np. narzucić górny limit na ilość punktów struktury bo np. jedna stompa kontra warhounda, Mr 888 i dwa knighty to ma raczej pod górkę (sprawdziliśmy empirycznie). Podobnie z siłą D. Obcięta na Syrence robi przeciąg a w czystej postaci w Apo jest esencją śmierci i zniszczenia. Serio. Jeśli więc jedna strona będzie miała znaczącą przewagę w liczbie broni mających do niej dostęp ma sporą zarezem spory handikap w całej rozgrywce. Warto więc i to zagadnie zawczasu wypoziomować.
5. Generalnie gdy się umawiamy w dobrze znanym gronie to warto również zawczasu całe rozpiski opublikować dzięki czemu wiemy czego się spodziewać a jeśli ktoś popłynie to można jeszcze przed bitwą go skorygować. No chyba, że taka publikacja stoi w sprzeczności z scenariuszem i tu dochodzimy do kolejnego punktu...
6. ... czyli misji. I tu na początku nie ma co kombinować bo można tylko przekombinować. Zwłaszcza, że przez pierwsze parę bitew samo granie na takie punkty jest źródłem funu i nie ma potrzeby na siłę urozmaicać rozgrywki dopiero potem gdy się pojawia znużenie, że znowu te same figurki na te same a nad nimi te same twarze warto pokombinować z scenariuszem. Zwłaszcza, że Apo z założenia z balansem się widuje tylko w przelocie można wymyślić naprawdę spektakularne rzeczy. Grunt by obie strony równo bolały ;)
7. Ostatni punkt to assety czyli asy z rękawa których jest sporo do wyboru a które potrafią w bardzo różnym stopniu wpłynąć na rozgrywkę. Na początku graliśmy na losowane i to nie był zły pomysł - dzięki temu odpadało ślęczenie nad opisami i knucie jakiś mniej lub bardziej umiejętnych evil plotów bo oczywiście wszyscy robili to bezpośrednio przed samą grą. Niektóre jednak jak np Flank March mają większy sens jak i rozpiska jest do nich dostosowana. Ale jak jest za bardzo to robi się znowu mniej sensownie bo cała armia wychodząca na plecy może nawet największym twardzielom ugiąć kolana. Zatem ostatnio doszliśmy do wniosku, że niektóre assety wymagają paru homeruli dzieki którym będą i grywalne i zbalansowane. Ale to przychodzi po czasie bo na poczatku wszyscy i tak wezmą po vortexie i wtedy trudno mówić o braku równowagi ;)

Mam świadomość, że ta notka mogła by być obszerniejsza, czy też bardziej wyczerpująca temat jednak chciałem zaznaczyć jedynie ewentualne rafy i mielizny a nie uraczyć Was tekstem który sprawi, że nawet do tego pierwszego razu nie dojdzie. Zatem boltery (mega-vulcan) w dłoń i zapraszam do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami na temat balansu na duże punkty.

PS. Szukając ilustracji do tego wpisu trafiłem pod ten adres jeśli ktoś jeszcze nie widział - polecam zwłaszcza Warlorda.

niedziela, 12 września 2010

Geograf 40k

No i po urlopie. Co prawda osobiście potrzebuje jeszcze chwilę na aklimatyzację po której będę mógł coś sensownego i zrozumiałego dla szerszego ogółu napisać jednak w tzw. międzyczasie Michu nie próżnuje. Dziś przybliży Wam koncepcje która wydaje mi się bardzo wartościowa i za realizację której trzymam mocno kciuki. Zatem do rzeczy.
Nadaje Michu. Jak niektórzy pewnie pamiętają, chwaliłem się się już tutaj swoim wykształceniem (tutaj link). Mimo, że z pewnością nie posiadam wszystkich cech geografa z obrazu Vermeera (patrz niżej), to jednak  ciekawość, chęć podróżowania i opisywania świata są mi nad wyraz bliskie. Jak to się ma do czterdziestki? O tym poniżej.
„Geograf” autorstwa Jana Vermeera. Uwaga: w rzeczywistości geograf może odbiegać od przedstawionego rysunku.

Zauważyłem ostatnio, iż pisząc i wypowiadając się o polskiej scenie czterdziestki opieram się na bardzo niewielu źródłach. W dowolnej kolejności są to : mój poznański fyrtel, internetowe fora oraz mastery. To tak naprawdę bardzo mało. Już chociażby szybki rzut okiem na mapę środowisk w sezonie ligowym 2009/10, pokazuje jak niepełny jest to obraz. Sporo jest bowiem małych i średnich skupisk graczy, o których tak naprawdę niewiele, przynajmniej mi, wiadomo. Piwne rozmowy z Trejem podczas Herezji utwierdziły mnie jedynie w tych podejrzeniach - okazało się bowiem, że doszliśmy do podobnych wniosków. Zatem postanowiliśmy coś z tym fantem zrobić.
Koncepcja jest prosta. Zostaje czterdziestkowym geografem. Od tej pory będę starał się  w miarę regularnie odwiedzać lokalne turnieje organizowane poza ośrodkami masterowymi/challengerowymi. Zrobię zdjęcia, popatrzę na armie, zobaczę jak się gra - mój poziom gry z pewnością odsunie ode mnie podejrzenia, iż staram się nabijać punkty do Ligi :) Jeśli autochtoni wyrażą chęć współpracy zadam również parę pytań w formie krótkiego wywiadu. Mam nadzieję, iż w ten ten sposób dane środowisko będzie miało szansę powiedzieć parę słów o sobie na szerszym forum, jakie stanowi blog Treja. Podejrzewam, że będzie to ciekawe doświadczenie dla obu stron. Jeśli nie,  to przynajmniej sobie pojeżdżę. Zobaczymy.
Przy dobrych wiatrach pierwsza relacja jeszcze przed Areną, przy złych, wkrótce po. Jeśli ktoś chce być pierwszy na liście i się nie boi zaprosić mnie na turniej, niech pisze na adres mrzeszewski „na” gmail.com lub da znać w inny cywilizowany sposób. Na zakończenie znajdziecie ogólny spis rzeczy, które mnie najbardziej interesują i o które zapytam najprawdopodobniej w pierwszej kolejności. Zachęcam do komentowania, może jest coś o co jeszcze warto spytać, coś czego sami jesteście ciekawi?  Do zobaczenia!
Kilka pytań...
1. Wielu nas, a imię nasze...  Ilu was gra regularnie? Klub czy raczej nieformalne spotkania? Jak 40k ma się do innych systemów - silniejsze jest WFB, Warmachine? Czy coś się zmieniło w ostatnim czasie? Ile osób regularnie bywa na turniejach?
2. Klub. Jeśli istnieje u Was klub to jeden czy może kilka? Czy jest to klub 40k czy może po prostu bitewny lub jeszcze szerzej - fantastyki? Macie regularne spotkania?
3. Liga. Jaki wpływ na wasze granie ma Liga? Motywujący, czy wręcz przeciwnie? Wysyłacie wszystkie turniej do ligi? Jeśli nie to dlaczego? Może przymierzacie się do starań o organizację turnieju o wyższej randze? Jeździcie na ogólnopolskie imprezy? Stosujecie PKZty, URPy? Co wam się podoba/nie podoba/co byście zmienili ?
4. Macie Necronów? W powszechnej internetowej opini są armie bardzo mocne i bardzo niegrywalne. Necroni lokowani są zazwyczaj na tym drugim krańcu spektrum, stąd pytanie. A jak wygląda to w Waszym środowisku - istnieje syndrom nowych kodeksów, czy mimo wszystko jesteście wierni wcześniej wybranym armiom?
5. Turnieje. Można je podzielić w sposób najbardziej ogólny na pre-cośtam - pożyczone zasady,  z reguły mało udziwnień, zasady promujące sportowe współzawodnictwo, oraz eventy - które w zasadzie nie są już turniejami a zasady są bywają dziwaczne i nie mające nic wspólnego z balansem. Te pierwsze wymagają najmniej wysiłku orgów, te drugie najwięcej. Oczywiście istnieje cała gama odcieni szarości pomiędzy skrajnościami. Jak wyglądają wasze preferencje - czy raczej staracie się organizować te pierwsze, czy może te drugie? A może forma jest ograniczona w jakiś sposób - brak czasu, środków, doświadczenia?
6. Ładne figurki. Granie to istotny element tego hobby, jednak nie jest on dla wszystkich tak samo ważny. Jaką wagę na waszych turniejach przykładacie do malowania, proksów itp. Czy hobby istnieje poza-turniejowo tzn. np. konkursy malarskie?
7. Sklepy. Czy hobby w waszym fyrtlu jest związane z działalności sklepów hobbystyczny? Jeden/kilka/brak? Co ze sklepami internetowymi?
8. Internet. W jaki sposób utrzymujecie kontakt z resztą czterdziestkowego światka? Fora, blogi? Macie własne forum?
9. In the grim darkness of the far future... Plany na przyszłość? Myślicie o jakimś kierunku rozwoju? Przy nowej edycji battla jak zwykle jest dobry czas na pozyskanie kilku nowych graczy 40k:)
10. Pozdrowienia dla Mamy. Czyli kilka słów od Was.

czwartek, 2 września 2010

Reset



Jadę gdzieś - jeszcze do końca nie wiem gdzie - poszukać tego przycisku. I wcisnąć go tak mocno że utkwi w obudowie na stałe.
A jak wrócę,  nadgonię zaległości na blogu. Przynajmniej taki jest plan. Co prawda wszyscy wiemy jak to jest z tymi planami ale skoro udaje mi się w końcu na urlop wyjechać to może i uda mi się też ogarnąć blog'a i nadgonić zaległości korzystając z naładowanych akumulatorów.