wtorek, 29 listopada 2011

Nowy Władca Eteru


Ufff, dzięki Michowi udało się zamknąć konkurs. Mowa końcowa poniżej.
A utajone wyniki ankiety już wkrótce (weekend?). Stay tuned :)

Nadaje Michu. No i nareszcie. Przedstawiamy zwycięzce konkursu podcastowego – zostaje nim Jezo, w pewnych kręgach zwany Jasiem. Gratulujemy! Pięknie wyglada w koszulce czyż nie?

Słit focia jak marzenie. Zdjęcie zrobione w miejscu niewiadomym – Jasiu nie miał nigdy tak posprzątanej kuchni od kiedy mieszka sam.

Konkurs był zażarty a zwycięzca niepewny do ostatniej chwili. Finalny wynik to 12:9 dla Jasia. Dziękujemy i gratulujemy wszystkim uczestnikom, tak „hostom” jak i zaproszonym gościom. Mamy nadzieję, że bawiliście się przy nagrywaniu równie dobrze jak my przy słuchaniu.

I oczywiście polecamy się na przyszłość – jeśli komuś wena po nocach spać nie daje, niech nagrywa a rezultat śle nam czym prędzej , jak widać to prosta droga do sławy i chwały:) Konkurs pewnie zresztą powtórzymy w przyszłym sezonie, jednak tym razem poszukam jakiegoś innego sponsora:).

Do usłyszenia!

niedziela, 27 listopada 2011

Destruction Derby


Mam wrażenie, że dla wielu graczy którzy swoją przygodę z czterdziestką zaczęli stosunkowo niedawno, czyli za czasów 5'tej edycji ilość dobrobytu mniej i bardziej oficjalnego zapewnionego przez GW w mrocznych czasach 3'ciej edycji mogłaby być szokująca. Wszelakie chapter approved, sensowne artykuły w White Dwarfie i inne publikacje sprawiały, że trudno było w owym czasie zasadom odmówić kolorytu. Składały się na to osobne zasady do różnych zakonów SM jak Salamandry czy Raven Guard (czyli takie nie ograniczające się do jednego speciala), Cursed Foundings, cały army list krootów czy kompani pancernej i sporo innych ciekawostek. Jednak dziś z tej całej zapomnianej już prawie radosnej przeszłości chciałem wygrzebać jedną perełkę VDR.
Czyli Vechicle Design Rules, choć w sumie, tak po prawdzie ta perełka to trochę eufemizm bo te zasady praktycznie nigdy turnieji nie oglądały a i w grach domowych nie były popularne. Nie można im jednak odmówić uroku w sensie rozkminkowym. A teraz za sprawą tej strony, urok ten nie tylko został odświeżony ale również wypolerowany. Mamy zatem możliwość zabawy w Adeptus Mechanicus i stworzenie swojego ultimate czołgu zagłady. Co prawda na pewno będzie kosztował on nie mało punktów bo nie da się ukryć, że zasady te generowały dosyć mocno przecenione koszta. Był to pewnie jeden z powodów dla których one nigdy się nie przyjęły na turrniejach - nikomu na tym nie zależało. Poza tym przy analogowym podejściu trudno było momentami to ogarnąć i nie pomylić się z liczeniem kosztów punktowych. Może taki pojazd nie jest równie skomplikowany jak rozpiska ale przy odrobinie fantazji może mu niewiele braknąć. Jednak za sprawą tej strony mamy narzędzie gdzie możemy skupić się na klikaniu matematykę zostawiając krzemowi. Natomiast jakby komuś brakowało informacji na temat niektórych terminów na niej się znajdujących tu znajdzie odpowiedzi.
Piszę o tym kawałku prehistorii nie dlatego, że uważam, że warto te zasady w jakiejś formie reanimować, czy coś innego w ten deseń. Po prostu kiedy na nie się natknąłem pomyślałem, że zabawa takimi zawczasu przygotowanymi zabawkami reprezentowanymi przez jakieś godne proksy może być fajnym motywem przewodnim na jakimś afterku przy okazji turnieju dwudniowego. W trakcie zabaw wszelakich w sobotnią noc podczas trójmiejskiej Herezji jedną z ciekawszych jest pojedynek pomiędzy wybranymi HQ. Myślę, że podchody maszyn wyposażonych w gatling-long barreld - lascannon mogłyby dać podobnie wiele frajdy.

wtorek, 22 listopada 2011

Jaką armia najmniej...



Ostatnio mnie coś tchnęło i zebrało mi się na zagranie Eldarami. A ponieważ jakieś tam modele do tej armii leżą gdzieś na dnie szafy stwierdziłem, że może da się zrobić tylko jakaś rozpiska by się na początek przydała. Niestety z Eldarami kontakt mam ostatnimi czasy mocno sporadyczny a moja pamięć jest jak Gimli czyli zabójcza ale wyłącznie na krótkich dystansach więc okazało się, że bez kodeksu nie da rady. Jednak ja nad morzem a podręcznik w stolicy podziemnych pomarańczy zatem poprosiłem żonę o jego przywiezienie.

No i przywiozła....
... ale Orków.

I przy tej okazji naszło mnie pewna myśl. Jest wiele armii którymi chciałem zagrać i tak np. kiedyś miałem tak z Necronami i się udało. Potem z Tau i dla odmiany się nie udało. A jeszcze później edycja się zmieniła i Tau sporo stracili z swojego uroku więc siłą rzeczy inne armie mnie kusiły. Najczęściej nie chodziło o to by zbierać od razu te armię a jedynie by ją pożyczyć od kogoś na dwa, trzy turnieje i wrócić na swoje, stare i ograne, śmieci. Bo osobiście miałbym problem z kupowaniem i składaniem takich Tau bo wizualnie czy flufffowo mi ta armia nigdy za bardzo nie leżała. Natomiast jej styl gry już jak najbardziej, no a ta mnogość gnatów na każdą okazję była wisienką na torcie moich chęci.

Ale wracając do tych zielonoskórych to gdy wziąłem ich deks do ręki zreflektowałem się, że nie ma chyba aktualnie armii która mniej by pociągała. I choć w ich przypadku, dla odmiany, zarówno fluff jak i modele mi się, mniej lub bardziej, podobają to jednak samo granie nimi to już tak nie koniecznie. I tak w sumie nawet trudno mi podać jakieś racjonalne argumenty. Po prostu tak mam. I podejrzewam, że nie jestem jedynym który tak ma  tylko inni zapewne niekoniecznie z Orkami. Stąd pytanie do Was drodzy czytelnicy - jaka armia Was najmniej kusi by nią zagrać?


niedziela, 20 listopada 2011

Kampania do pobrania


Zainspirowany poprzednią notką autorstwa Micha przypomniałem sobie o pewnym podcaście który przyczaił się gdzieś wśród moich zakładek i innych ulubionych. Chodzi mianowicie o Independent Characters. Generalnie chłopaki mają lepsze i gorsze momenty ale od czasu do czasu można posłuchać bez poczucia straty czasu - zwłaszcza jeśli w tzw. międzyczasie robi się coś bardziej użytecznego np. maluje kolejne modele. Jednak nie chciałem pisać o samych nagraniach a o jednej konkretnej rzeczy którą wygrzebałem na ich stronie - zasadach pewnej kampanii.
Z pisaniem o zawartości tych pdf'ów jest jeden problem - jak się człowiek rozpędzi to objętością swojej recenzji może je przebić. Słowem zasady są turbo kompaktowe i proste co w moim mniemaniu jest ich sporą zaletą. Jednak tej ascetyczności nie należy broń Tzeentchu mylić z prymitywnością bo tej im na pewno nie można zarzucić. I właśnie dlatego zdecydowałem się o nich napisać, są bowiem one idealne dla ludzi którzy by chcieli zrobić kampanię u siebie w klubie/środowisku ale nie mają doświadczenia lub wprawy i szukają punktu zaczepienia. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by je dowolnie zmodyfikować jednak wydaje mi się, że podchodząc do tematu na świeżo z spokojem można zagrać niewiele w nie ingerując i dobrze się bawić.
Kolejnym ich plusem jest fakt, że są napisane od początku do końca z myślą o graniu a nie do szuflady i pewnie dlatego też nie są wybitnie skomplikowane. Bo z tego co się zdążyłem zorientować to ludzie piszący zasady takich kampanii często mają łatwość do popadania w przesadę i tworzenia jakiś barokowych mozaik z punktów i podpunktów. I pewnie na papierze to się wydaje fajne ale w praktyce często okazuje się po prostu niegrywalne. Zwłaszcza, że ludzie którzy w to będą grali nie koniecznie muszą podchodzić z równie wielkim zapałem do pewnych rozwiązań jak ich autor.
A skoro już mowa o odczuciach graczy to chłopaki z IC w jednym z odcinków podcastu zebrali wywiady z osobami które uczestniczyły w tej kampanii co jest dosyć dobrym materiałem do przemyśleń na temat własnych modyfikacji tych zasad i pozwala uniknąć nie sprawdzających się rozwiązań.
Zatem jeśli ktoś chciał zacząć kampanię ale nie wiedział jak się do tego zabrać to właśnie miesiąc przed czasem dostał całkiem zacny prezent. Nic tylko ściągać i grać. A drugą edycję po zebraniu wniosków z pierwszej można już zrobić bardziej po swojemu. Albo zupełnie inaczej. Jednak tak czy siak pierwszy krok w stronę "klimatycznego grania" zrobił się naprawdę łatwy.

środa, 16 listopada 2011

Smutna przyszłość podcastu


Zapał z jakim Michu penetruje mroczne czeluście internetu by wygrzebać w nich różne perełki jest godny pozazdroszczenia. Na nasze szczęście jak już coś znajdzie wśród tych zaułków równie sympatycznych co warp przed 14 krucjatą to nie oporów by o tym co nieco skrobnąć. Nam więc nie zostaj nic innego jak przyjść na gotowe i czerpać.

Nadaje Michu. Uświadomiłem sobie ostatnio smutną prawdę. Czeka nas z Łysym rozstanie. Podcastowanie nieodmiennie prowadzi do kłótni, wyzwisk i ogólnego focha. Przykłady są nieubłagane - chociażby wh40k Radio, a parę dni temu The Eternal Warriors.

No dobra, wcale tak nie myślę. Ale o EW chciałem napisać, bo to jeden ze starszych (jeśli nie najstarszy) i lepszych podcastów czterdziestkowych, a przed wszystkim mój ulubiony. Zwlekałem, zwlekałem i po ptakach.


Pierwotnie chłopcy (choć i dziewczyny się pojawiały) występowali pod srogą nazwą „Dice Like Thunder”, by po nieco ponad stu odcinkach transformować w „The Eternal Warriors”. Okazało się na szczęście, że tylko nazwa słaba a reszta pozostała równie soczysta jak przedtem. Takie rebrandingi  są z reguły pokłosiem zmian kadrowych, tematyki itp.  ale  w tym wypadku nawet prowadzący mylił się regularnie zapowiadając odcinek bo nie zmieniło się nic.

Lubiłem gości za zaraźliwie luźne podejście, godny pozazdroszczenia entuzjazm i niemal rodzinną atmosferę, w której nabijali się i szydzili z wszystkiego, łącznie z samymi sobą. Moim faworytem był C-Swizzy – policjant polskiego pochodzenia (myślałem, że takie rzeczy tylko w serialach), doskonale odgrywający rolę strasznego buraka o złotym sercu.

Niektóre rzeczy wychodziły im lepiej, inne gorzej. Z zasadami byli nieco na bakier i nie pokładałbym zbyt wielkich wielkiego zaufania w prezentowanych na antenie poradach taktycznych.  Za to zaskakująco dobrze byli poinformowani jeśli chodzi o nowości i plany naszego ulubionego wydawcy. Plotki pojawiały się zdecydowanie rzadziej niż gdzie indziej i były zaskakująco trafne.

Sporo czasu antenowego zajmowała Czarna Biblioteka, a Tricky Dick czytał chyba wszystko co produkowała. Chociaż nie. Nie tykał nic co wyszło spod pióra Arrona Dembskiego-Bowdena, za to że ten powiedział, iż nie lubi Star Treka. Nawiasem, ja też nie czytam nic ADB. Obszernym recenzjom książek towarzyszyły takie smaczki jak wywiad z Danem Abnettem.

I strasznie szkoda, że już koniec. Powody, jak wcześnie wspomniałem, wybitnie poza-merytoryczne. Jeśli ktoś ciekaw jakie – niechaj podąży za tym linkiem.  Ja mam póki co nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach i wznowią działalność, bo szukanie zastępstwa na miejsce ulubionego podcastu idzie mi niesporo.

Na koniec polecam zatem zapoznanie się z archiwami – większość odcinków  nie straciła wiele na aktualności i miodności – http://theeternalwarriors.com/. Niestety – archiwum DLT już przepadło w sieci i ku mojemu zaskoczeniu nie mogę nic znaleźć poza śladami linków.

Acha i jeszcze jedno. Może polecacie coś w zamian?

P.S.  Konkurs podcastowy – zainteresowanych pragnę poinformować, że uległ zakończeniu zgodnie z terminem. Łysy powiedziła mi jednak, cytuję: „Nie jesteśmy jakimś portalem” i zabronił publikacji osobnych notek dla ogłoszenia wyników i wręczania nagród, więc będzie jedna wspólna ale za dni parę :)

niedziela, 13 listopada 2011

Cicha rewolucja



Kupiłem sobie tak wcześnie jak tylko się udało nowy kodeks blaszaków zwanych Necronami. I ponieważ byłem bardzo spragniony jego zawartości czym prędzej przystąpiłem do wielkiej rozkminy. Przeglądam zatem te wszystkie mniej lub bardziej nowe czy odświeżone jednostki, sprawdzam kolejne zasady specjalne, liczę koszta punktowe. Słowem zachowuje się jak rozpuszczony pięciolatek w sklepie zabawkami. W pewnym momencie tego radosnego wertowania świeżego podręcznika strona mi się omsknęła i mój wzrok wylądował w samym środku zasad specjalnych jakiegoś bohatera specjalnego. I w tym momencie naszła mnie pewna refleksja - czemu do tej pory ich tak skrzętnie omijałem?

Przyzwyczajenie.

Mam bowiem wrażenie, że właśnie doświadczamy, tytułowej, cichej rewolucji w dziedzinie dosyć kluczowej dla wszystkich graczy turniejowych czyli podejściu organizatorów do bohaterów imiennych. Po latach regularnych i cyklicznych flejmów na temat przegiętości i niezbalansowania Eldrada, Ghazkula, Vulkana czy bardziej współczesnego Corteza coraz częściej można ich wszystkich po prostu wystawić. By nie być gołosłownym weźmy ostatnie turnieje dwudniowe:
3city Heresy - speciale dopuszczone
Arena - speciale dopuszczone
Halo Stars - speciale dopuszczone
Za chwilę odbędzie się Fists of Fury w Koszalinie gdzie zawodnicy specjalnej troski jak się o nich jeszcze niedawno mawiało też będą dostępni przy składaniu rozpiski.

Szczerze mówiąc cieszy mnie ten trend bo wydaje mi się, że nie ma lepszego lekarstwa na rozpiskową nudę niż uwolnienie speciali. Dzięki temu mogą się pojawić nowe koncepcje w dosyć popularnych armiach jak i niektóre trochę zapomniane armie jak np. Eldarzy czy inny Deathwing mogą wyjść z zakamarków kartonów. Ale o tym pisałem na tym blogu nie raz. Natomiast jak się podejście orgów nie zmieni to nie będę musiał już się o tym produkować tylko będziemy mogli korzystać z kodeksów w całości. Zatem trzymam kciuki.

wtorek, 8 listopada 2011

Turniejowe alternatywy




Ostatnio przez fora wszelakie przetoczyła się fala dyskusji na temat roli oceny modelarskiej oraz punktów z testu wiedzy w finalnych wynikach turnieji zwłaszcza tych dwu dniowych. Znaczy się tych wyższej rangi. I w telegraficznym skrócie dla tych którzy przegapili/ola... no nie zainteresowali się. Ocena modelarska jest beee bo niektórzy mają ładniejsze armie niektórzy brzydsze i ci z ładniejszymi mają więcej punktów a przecież wszyscy mają po prostu pomalowaną armię więc powinni dostać po równo. Testy wiedzy są beee ponieważ faworyzują starych stażem graczy oraz ewentualnie tych znających fluff więc powinny być z zasad. Powiem szczerze, że takie podejście niebezpiecznie przypomina mi egzaminem na prawko z częścią praktyczną oraz teoretyczną ale może komuś to jest potrzebne do szczęścia. Wolę chyba zatem plan B czyli w ogóle bez testów.

Jednak celem tej notki nie jest mniej lub bardziej umiejętne szydzenie z jakichkolwiek poglądów bo akurat różnice zdań są fajne. I takie, często nie za bardzo merytoryczne dyskusje dają bodźce do rozwoju tego hobby. Przyszła mi po prostu pewna refleksja do głowy, którą postanowiłem zdgitalizwoać a która mam wrażenie, że już od dłuższego czasu gdzieś tam dojrzewała i dopiero teraz zakwitła. Mianowicie jeśli mam ochotę pograć w 40kę z kimś nowym/innym niż zwykle a najlepiej spędzić na tym graniu np. cały dzień mam to mam do wyboru turniej albo turniej. Koniec. Żadnych eventów i innych kampanii gdzie precyzja metodologii wyłaniania zwycięzcy ustępuje pola epickiej historii i brakowi balansu. I jestem pewien, że nie jestem jedynym cierpiącym na taki brak alternatyw. Siłą rzeczy więc na turniejach często naprzeciw siebie stają ludzie którzy mają zupełnie różne podejście do idei stojącej za przestawianiem plastikowych ludzików. Oczywiście nie umniejszam nic turniejom sam się bowiem na nich doskonale bawię ale czasem brakuje mi po prostu czegoś innego i chętnie jeśli miałbym taką możliwość pograłbym bitwy niekoniecznie zbalansowane ale po których bym wiedział jak się potoczyły losy planety Episilon Dolny.

I myślę, że gdybyśmy mieli więcej możliwości dla takiego luźnego turlania kości to wśród graczy byłoby większe przyzwolenie na „usportawianie turnieji” poprzez kolejne zmiany regulaminów. Po prostu ludzie by mieli to cą lubią a pewnie szybko by doszli do wniosku, że lubią i to i to. Bo większość jednak nie lubi się ograniczać i wszyscy raz po raz potrzebują odmiany,

Nie wierzę jednak by zbyt szybko doszło do takie dobrobytu ponieważ nie oszukujmy się ale przygotowanie takiego eventu na jakimś fajnym poziomie to kawał roboty i kminienia nad regulaminem, misjami, zasadami specjalnymi i spięciem tego wszystkiego w spójną całość. Jak się spojrzy na regulaminy turnieji to ich orgowie nawet nie próbują w nich odkryć ameryki. Raz takie punkty inny raz inne, misje ciut w lewo ciut w prawo, albo po prostu pre-coś tam i tyle. Ale z drugiej strony skoro to wystarcza by się dobrze bawić to po co się rozwodzić nad zagadnieniem - jest to więc dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Jednak przy próbie opowiedzenia za pomocą bitew jakiejś historii i to najlepiej takiej którą wytyczają gracze tak prosto nie ma. I w tym widzę główny hamulec dla alternatywnego grania.

Inna sprawa, że potencjalni orgowie takich imprez nie widzą potrzeby robienia czegoś takiego ponieważ gracze na fyrtlu się tego nie domagają. Jednak jak się mają domgać jak często okazji spróbować i nie do końca wiedzą co tracą.

A tracą wiele i mam nadzieję, że szybko będą mieli okazję sami się o tym przekonać.

wtorek, 1 listopada 2011

Turniej wszystkich turnieji?


Jak powszechnie wiadomo ze Szczecina pochodzi Krzysztof Jarzyna - szef wszystkich szefów. Ale niedługo może do niego dołączyć, wśród trademarków tego miasta, turniej wszystkich turnieji czyli Halo Stars. Byłem w życiu na wielu imprezach bitewniakowych, niektórych całkiem sporych jak ETC ale również na takich mniejszych np.  lokalach o których potrafili zapomnieć ich właśni orgowie. I muszę przyznać, że wśród wszystkich wspomnień związanych z tymi wyjazdami te z Szczecina są najwyraźniejsze i najprzyjemniejsze. A w tym roku orgowie z Marcinem na czele przeszli sami siebie. Ale zanim o tym kilka słów na temat bitew.

W pierwszej rundzie mieliśmy chellenga z Michem który grał demonami. Oględnie mówiąc ja turlałem w miarę normalnie ale Michu zdecydowanie nie. Konkretnie to miał turbo pecha. Zaliczył wszystkie wyniki z tabelki mishape. Rydwan zginął, crushery ja ustawiałem, a psy Khorna wróciły do rezerw dzięki czemu weszły dopiero w 5 turze. A w 6tej wyturlały za mało na fleeta i nigdzie nie doszły. Thirster oblał wszystkie sejwy. A wisienką na torcie były moje fiendy które w lesie przyjęły fiendy micha i zabiły je wszystkie bez straty wounda. Myślę, że te parę przykładów dosyć dobrze oddaje przebieg bitwy.
19-1

W drugiej bitwie spotkałem się Pająkiem i jego  mrocznymi wytwórcami świec pod sztandarem Vecta. Plan był prosty - oddaje zaczynanie Pająkowi bo ucieknie mi do rezerw albo przejmie inicjatywę na 4+ następnie samemu przejmuje inicjatywę otwieram tyle fruwajek ile się da i jest gitara. Plan się udał połowicznie. Wygrałem zaczynanie, oddałem je, przejąłem, nacisnąłem spust i nic. Bo urwana lanca i jeden stun to nie za wiele. Dark Eldarzy stwierdzili " ale gupi ci kultyści" a następnie "bez odbioru" I raider z vectem i groteskami oraz drugi z incubimi znalazły się u mnie. Chwilę później do tanga dołączyły bestie. Zacząłęm to kontrować i udało mi się to wszystko pozabijać jednak mój kombat a następnie reszta była coraz skuteczniej molestowana przez venomy i poza moralnym zwycięstwem w fazie assaultu odniosłem również porażkę.
5-15

Trzeci bitwa to tyrki kolegi Jawora. Kolega pierwszy raz widział lostów w akcji i zobaczył jak to działa na piechotną armię. A jak wyjdą rzuty na rezerwy i przeciwnik nie zmaluje jakiś cudów z screenowaniem się to działa to dosyć dobrze.
20-0

Po tak cudnej sobocie gdzie udało mi się nie zagrać ani razu z marinsami musiała się ta idylla zje...zepsuć i niedziela stała pod znakiem Grey Knightów. Najpierw przyszło mi zagrać z Afro. Szczerze mówiąć bitwa nie miała jakiejś większej historii. Generalnie obu nam turlanie nie wychodziło za bardzo Afro np nie doszarżował na 3 cale. Mi dla odmiany z ponad 80 ataków fiendów w dredy udało się trafić nie całe 20 z czego wyturlałem jednego glana i jedną penę. Po prostu moc. W kluczowym momencie odpuściłem szarżę na 10 termosów pomimo że miałem do dyspozycji 16 letterów bojąc się sanktuarium. Dzięki temu w walce o środkowy znacznik mogłem liczyć tylko na kontestowanie go (co się finalnie udało). Miałem jeszcze plan na remis ale zabrakło jednego wound na termosach i zatrzymania jednego razora nad czym pracowałem przez parę dobrych tur.
6-14

Ostatnie starcie znowu z szarakami tym razem z współobywatelem z unii czyli z Matthiasem - chyba z Berlina. Jego rozpiska to min-max purifacatorów czy jak oni się zwą w razorach (z troopsów za sprawą stosownego speciala), 3 dredy 10 osobowy strike squad i jakieś dodatki. Powiem tak. Nie mam nic do zaoferowania takiej armii dzięki tym płomienią oraz preferowi szarżowanie tego demonami to samobójstwo. Strzelanie się z tym, Lostami, to samobójstwo. A biorąc pod uwagę, że wszystko ma transporty w przeciwieństwie do mnie to choć nieznacznie ale nadal taka armia jest bardziej mobilna od mojej. Słowem w każdej fazie jestem w czterech literach. Na szczęście przeciwnik był bardzo miły więc pomimo to dobrze się grało.
4-16

Jak widać jakiś cudów na patyku nie ugrałem na tym turnieju (suma sumarum 15 miejsce) ale zauważyłem to tak serio dopiero w poniedziałek. Wcześniej po prostu dobrze się bawiłem z wydatną pomocą organizatorów. Zapewnili oni wszystko - kawa/herbata to może już standard ale tosty na drugie śniadanie już nie koniecznie. A potem jeszcze grill po bitwach a do niego piwko.Następnie Red bull w niedzielę rano. A w międzyczasie kociołek Panoramixa dla odważnych. Po prostu czad. Oprócz tego każdy dostał dyplom i pewnie z połowa graczy albo i więcej jakiś upominek. Zgodna opinia w trakcie rozmów na fajce czy potem w drodze powrotnej to, że gracze mogli się czuć wręcz rozpieszczeni. Wielkie gratki dla wszystkich którzy do tego się przyczynili.

Moja końcowa refleksja już po bitwie z kolegą z Niemiec, to że chętnie bym do nich pojechał na jakiś turniej. Fajnie zagrać z kimś zupełnie nowym i z trochę innym podejściem do tematu. A przy okazji można sprawdzić jak wiele im brakuje do poziomu Halo Stars.