sobota, 18 lipca 2009

Przepraszam za utrudnienia


W środę blogowi stuknęły dwa latka, a ja nawet nie miałem możliwości by się tym przed całym światem pochwalić. I niestety zapowiada się, że przez jakiś czas będzie to stan normalny powiązany z pewnymi zmianami w moim życiu.
Tak samo bardzo chciałem w ten weekend dotrzeć do Warszawy, bo jak już parę razy zdążyłem na tym blogu napisać koncepcja Syrenki czyli dopuszczania dużych zabawek bardzo mi się podoba. Nawet zacząłem robić przymiarki do pomalowania Tzeentchowej wierzy co biorąc pod uwagę moją sympatię do pędzelków samo w sobie jest wyczynem. Jednak nie udało mi się ani jej pomazać ani tym bardziej wylądować w stolicy. Za rok nadrobię.
W miarę możliwości będę starał się umieszczać tu nowe notki jednak na pewno będzie to rzadsze niż do tej pory ale po cichu liczę, że z czasem gdy sytuacja w innych dziedzinach życia się unormuję to i do wpisów wróci systematyka. A póki co będę się starał chociaż twitterem nadrabiać - tylko to 140 znaków.
PS żeby był jakiś motyw 40kowy w tej notce - czytam aktualnie Eisenhorna. W końcu udało mi się sięgnąć po Omnibusa który sporo dojrzewał niczym jakieś wino na mojej półce. I pomimo wysokich oczekiwań bazujących na zasłyszanych i zebranych opiniach nie zawiodłem się a co więcej to jestem bardzo in plus zaskoczony poziomem lektury. Kto jeszcze nie czytał powinnien czym prędzej nadrobić. Ja od razu zacząłem szukać kodeksów inkwizycyjnych pełen radykalnych wizji...

sobota, 11 lipca 2009

Planetsrike


Na wstępie tej recenzji od razu zaznaczę, że jeszcze niestety nie miałem okazji zagrać korzystając z zasad zawartych w najnowszym podręczniku z drukfaktorium gamesa. Niestety bo po dokładnym przeczytaniu dodatku pt. Planetstrike mam wielką ochotę zaatakować/bronić jakiś zapadły świat Imperialny gdzieś na krańcach znanych obszarów bądź walczyć o inny Deamon world. Podręcznik, przez jego autora - skądinąd dobrze znanego Phila Kelly'ego - został podzielony na pięć części:
Pierwsza z nich to Organizacja Bitwy gdzie suprise-suprise opisano jak się zabrać do szturmu planetarnego w jego podstawowym wydaniu. W dziale tym również znajdziemy zasady terenów które są wyjątkowo ważne dla całej zabawy bo całe granie wokół nich się toczy. Są one bowiem celami misji i jako jedyne decydują o zwycięstwie i porażce. Ale poza tym, że trzeba je chronić/zdobywać to mogą one strzelać jeśli są np. Bastionem najeżonym lufami. W tym tekście regularnie pojawia się znak "/" ponieważ role w walkach o planety są ściśle określone i jeden z graczy zostaje atakująycm a drugi obrońcom. I np armia pierwszego może w całości pojawić się na stole korzystając z Deep Strike'u ale ten stół może być ekstremalnie nieprzyjaznym miejscem ponieważ za jego układ odpowiada drugi z graczy. Może on więc przygotować dla sił inwazyjnych różne niespodzianki np. obszary o bogactwie terenu godnym teflonowych patelń.
Następny dział to Stratagemy czyli jeśli uznamy, że sama misja Planetfall z całym jej dobrodziejstwem inwentarza to mało, możemy rozgrywkę urozmaicić przy pomocy dobrze znanych już z Cityfighta bonusików. Są one na tyle znane, że czytając co niektóre z nich można mieć poczucie deja-vu. Ale z drugiej strony ile można nawymyślać wariacji na temat budynku dowodzenia czy składu amunicji. Stratagemy są podzielone na te dla obrońcy czy atakującego ale również niektóre z nich są dostępne jedynie dla poszczególnych armii. Podsumowując koncepcja tych bonusów choć nie jest ani nowa ani świeża to jest całkiem fajnym dodatkiem do zabawy który wydaje się w odpowiednim stopniu wpływać na rozgrywkę.
W 3cim rozdziale podręcznika znajdziemy dodatkowe 5 misji dzięki czemu w sumie przygotowano ich dla graczy 6 sztuk. Są one przygotowane z myślą o rozegraniu kampanii gdzie kolejna bitwa to kolejny scenariusz i poziom epickości rośnie z każdym następnym starciem. Myślę, że te misje będą wykorzystywane również w nadchodzącym Planetary Empires dzięki czemu by w nie zagrać nieodzowny będzie podręcznik Planetstrike'a. A misje same z siebie są całkiem ciekawe i fajnie przygotowane choć czasem można odnieść wrażenie, że tzw. balans nie był tym co szczególnie zaprzątało głowę autorowi.
Dwa ostatnie rozdziały to odpowiednio fluff i showcase czyli zacne foty. Oba są całkiem inspirujące by przygotować jakieś konwersje lub wariacje na temat zasad (jakby komuś wciąż było mało) czy po prostu całą własną kampanię. Bo w sumie takie było ich zadanie - by pobudzić kreatywność graczy i muszę przyznać, że wywiązują się z niego więcej niż przyzwoicie.
Planetstrike dla zawodników koncentrujących się na graniu turniejowym nie będzie niczym więcej niż ciekawostką jednak dla tych którzy wcale nie oczekują od każdej rozgrywanej gry super balansu oraz lubią się bawić formułą 40ki to może być całkiem ciekawa pozycja. Zwłaszcza, że niektóre patenty można wykorzystać również w innych rozgrywkach (jak np. Apo) z całkiem sporym powodzeniem. Porównując ten najnowszy dodatek do już lekko zakurzonych Cities of Death to progres jest w sumie proporcjonalny do czasu który dzieli obie pozycje. Planetstrike wydaje się dawać na tyle dużo możliwości, zwłaszcza w połączeniu z Planetary Empires, że powoli zaczynam rozważać nawet zakup stosownego terenu by w pełni wykorzystać to co fabryka daje. W końcu nie ma to jak spaść na jakąś planetę, splądrować, porwać wszystko co najlepsze i wrócić na własnę dzielnię w blasku chwały...

czwartek, 9 lipca 2009

Rycerze herbu Czerwonej Planety

Właśnie kończę czytać kolejny tom Herezji Horusa pod dosyć jednoznacznym tytułem - Mechanicum. Trudno mieć wątpliwości co do głównego motywu tej książki i muszę się przyznać, że w związku z nim miałem wobec niej dosyć duże oczekiwania. A dodatkowo były one podbudowane bardzo pozytywnymi recenzjami i opiniami docierającymi do mnie. I muszę się przyznać, że dziełko to przeskoczyło mimo wszystko moją poprzeczkę na bardzo dużym luzie. Jedna z najlepszych książek panów z Black Library którą mialem okazję przeczytać jeśli w ogóle nie najlepsza.
Dzieje się tak miedzy innymi za sprawą, że mamy okazję zobaczyć jak wyglądał Mars w 30 millenium w całym swoim bogactwie. Są w tej książce opisane m.in. różne Kuźnie wraz z swoimi władcami oraz relacje pomiędzy nimi jak i również Legiony Tytanów czy zakony jeźdźców ich mniejszych braci czyli Knightów. I właśnie te ostatnie mnie ostatnio bardzo inspirowały i to na tyle bardzo, że postanowiłem sobie takowego machnąć zwłaszcza, że panowie z BoLS'a popełnili do nich zasady dzięki czemu owoce noża do tapet oraz superglue będę mógł raz po raz wykorzystać w Apokalipsie. Zanim jednak się zabrałem do zabawy w Tech Priesta przejrzałem trochę sieć i znalzłem takie cudeńka:

Chciałem też od razu wrzucić zdjęcia swojego wierzchowca jak o tych maszynach pisano w Mechanicanum ale stwierdziłem, że no cóż akurat w tym gronie taki cały na plastikowo super się prezentować nie będzie. Odczekam więc jeszcze trochę jak ta notka zejdzie do archiwum a mi się może uda pomalować moje dziełko i dopiero wypuszczę je na światło dzienne. A na koniec jeszcze ciekawostka na którą się natknąłem szukając materiałów o Knight'ach i to zdecydowanie innego kalibru. Nieznany mi dotąd wariant tytana klasy Imperatora, dający dalekie wsparcie ogniowe Warmonger:

Może kiedyś Forgeworld nas uraczy takim modelem ale póki co droga do tego jest równie daleka jak zasięg tych luf.
W milimetrach.

sobota, 4 lipca 2009

Czy z zabawką, czy w ogóle ?

W miniony wtorek miałem okazję po raz kolejny już zagrać bitwę na naprawdę duże punkty korzystając z zasad Apokalipsy na naszym spotkaniu klubowym. W starciu tym oprócz graczy brał udział, korzystając z nomenklatury rpgowej, Mistrz Gry który czuwał nad rozgrywką przygotowując scenariusz, niespodzianki dla uczestników ale również zarządzał nimi (niespodziankami nie uczestnikami, choć w sumie to różnie bywało) tak by przez cały czas zachować balans rozgrywki dzięki czemu obie strony się dobrze bawiły. A, że nasz MG przygotował sie do zabawy naprwdę zacnie otrzymaliśmy on niego bardzo fajną bitwę z tzw. momentami gdzie obie strony do konca mogły wygrać i miały swoje momenty chwały. Moim było zniszczenie jednym strzałem, co prawda z siłą D z Wieży Tzeentcha, zdrowego Benka - przepraszam, nawet jeśli to sam fart i zero skilla to i tak musiałem się pochwalić.
Ale skoro już się pojawiła kwestia balansu i siły D to organizatorzy Syrenki poczynili pewne ruchy by choć trochę co większe przegięcia - jak właśnie taka siła - zrównoważyć. Ale i tak zastrzegają i podkreślają przy każdej okazji, że turniej z zbliżonymi szansami na wygraną dla wszystkich nie będzie miał wiele wspólnego. Nie da się bowiem ukryć, że przy dopuszczeniu takich cudów jak Movie Marines czy inne tytany jest praktycznie niemożliwe. Pytanie na ile się odnajdą w tym sami gracze bo mam wrażenie, że w tym roku więcej ludzi niż w zeszłym wybiera się z różnymi perełkami więc zapowiada się zdecydowanie mniej "standardowych" bitew. Ale może to tylko moje wrażenie stwierdziłem więc, że skoro dawno żadnej ankiety nie było to właśnie pojawił się pretekst:



PS. Mam już swój egzemplarz Planetstrike'a postaram się zatem możliwie szybko podzielić swoimi wrażeniami. Na pierwszy rzut oka wygląd zdecydowanie ciekawiej niż Cityfight ale jak to mawiają Anglosasi - Don't judge book by it's cover. Który nota bene akurat w tym przypadku nie prezentuje się jakoś powalająco.

środa, 1 lipca 2009

O zagubionych demonach. I ich intencji odnajdywaniu.


Bardzo długo to trwało bym się zebrał i napisał coś o kodeksie Zagubionych i Przeklętych i na dobrą sprawę trudno mi powiedzieć z czego to wynikało. Bo na pewno jako "arcyheretyk" całej zabawy czułem, że nie zaszkodziłoby coś popełnić na temat. Jednak zanim na pewno chciałem zagrać na normalnym turnieju tą armią (co miało miejsce w tą sobotę) zanim zacznę się wymądrzać ale nie to było główną przyczyną bóli twórczych związanych z tą notką. Z perspektywy czasu stwierdzam, że tak naprawdę to nie wiedziałem o czym ona ma być. Bo temat armii i powstawania jej kodeksu czy też klimaty jeszcze jakiś czas temu praktykowanych przez GW tzw. Designer Notes jest bardzo szeroki. Mógłby się na przykład skupić na wytłumaczeniu różnych rozwiązań i czemu coś jest tak a nie inaczej zwłaszcza, że kwestia demoniczna pokazała, że byłoby z czego się tłumaczyć.
Jednak nie zamierzam tego robić. Stwierdziłem, że lepiej będzie dojść do sedna sprawy i napisać po co ten kodeksik powstał i choć pewnie nikogo nie zaskoczę to czasami warto sobie odświeżyć nawet aż tak bardzo oczywiste oczywistości.
Chcieliśmy przywrócić do życia armię która od długiego już czasu zalegała w głęboko ukrytych kartonach gdzieś na dnie szafy a która kiedyś była bardzo ciekawa i dawała sporo frajdy swoim generałom. Dawała do momentu zmiany kodeksu Chaosu i zmiany świnki i lojtka na dwóch laszowców bo przy tej okazji Games o Lostach, mających dużo odniesień do nieaktualnego już kodeksu chaosu, zapomniał. Przywracając ją i cucąc ją do życia, chcieliśmy maksymalnie bazować na oryginalnym materiale z Eye of Terror wychodząc z założenia, że dobrze będzie uniknąć tyle kontrowersji ile się tylko da, bo te w hurcie mogą sprawić, że armia się w środowisku graczy po prostu się nie przyjmie. Bo to by się przyjęła i była dopuszczana na turniejach oraz by parę ludzi się pokusiło na odkopanie stosownych kartonów bądź zakup nowych modeli było dla nas priorytetem. Cięliśmy więc wkład własny poprawiając jedynie i to też nieznacznie to co naszym zdaniem tego wymagało.
Jednak by ktoś zechciał grać jakąś armią to oprócz tego by była dopuszczana na turnieju musi dawać jakąś szansę na zwycięstwo. Bo nie oszukujmy się zbieranie słabej armii która jeszcze nie zawsze jest legalna na imprezie jest średnio atrakcyjną wizją nawet jeśli część modeli weźmie się z już posiadanych demonów czy chaosu. A lości to słabsza gwardia gdzie większa ilość kombatu nie do końca rekompensuje brak tych wszystkich nowiutkich fancy zabawek. Oczywiście grywalna ale krooci też byli grywalni. A nie ukrywam, że zależało nam by ta armia się raz po raz pojawiała na stołach bo to generalnie jest tak przypadłość twórców - chcą mieć świadomość, że komuś ich dzieło, niezależnie od dziedziny się do czegoś przydało.
Dlatego też przynajmniej do Syrenki demony mogą szarżować po wyjściu z Ikony by Zagubieni i Przeklęci mieli swój myk który pozwoli im nawiązać walkę z innymi mocnymi armiami. A korzystanie z niego nie jest obowiązkowe i można się lansować stwierdzeniem - "Gram lostami. Bez Demonów." Oczywiście jeśli się okaże się, że ten myk nie tylko pozwala powalczyć na równi ale również sprawia, że reszta jest regularnie okładana maczugą po głowie to będziemy szukać rozwiązania (np. dopisując jedno zero w koszcie ikony). Ale cytując klasyka:
"Nie wydaje mnie się"
.
I nie jestem w tym zdaniu odosobniony.
I w ten sposób samoistnie i tak wyszło tłumaczenie kwestii demonicznej ale od źródła i mam nadzieję, że przez to bardziej zrozumiałe. A do lostów jako takich na pewno będę regularnie wracał na tym blogu bo nie ukrywam, że jest to aktualnie mi najbliższa, zwłaszcza emocjonalnie armia. Co chyba dla nikogo niespodzianką nie jest.