wtorek, 31 marca 2009

Wojna, wojna i pokój...

... czyli po Wojnie Światów. Szczerze mówiąc jeszcze nie odespałem tego turnieju i towarzyszących mu nocnych atrakcji ale postaram się dziś skrobnąć parę przemyśleń związanych z samymi bitwami które mi się nasunęły po ciężkich bojach. Dla zwiększenia czytelności uporządkuje je w punkty ale jeszcze dla przypomnienia podam rozpiski moją i Jacha czyli mojej "pary":

Jachu (IG):
junior i 3 flamery
2x sws 3 flamery

2x 5 vetsów z 3 meltami

3x plutony:
junior i 3 flamery
2x oddzialy z flamerem
remnanci z, surprise surprise, flamerem

3 kury z ciezkimi flamerami i improved comms

ja (DA):

Kapelan 3W motor fist

5 taktycznych melta fist pod
5 taktycznych melta fist pod

6 bajkow melta fist flamer + AB z MM
6 bajkow melta fist flamer + AB z MM

1. Kill pointy. Wyznaczały zwycięzcę w dwóch misjach i obie z kretesem przegraliśmy ale też nawet nie próbowaliśmy jakiejś zachowawczej gry po prostu z góry wliczyliśmy masakry w koszta. Nie da się ukryć, że tną one równo z murawą koncepcję błota i trawy i trzeba o nich pamiętać składając rozpiskę na turniej gdzie będą grane.
2. Outflank. Na dużym stole jest mocno przereklamowany. Zwłaszcza jeśli się chce wchodzić całą armią czy nawet połową z bocznych krawędzi. Przeciwnik się trzyma środka i śmieje się nam w twarz. Jeśli już to tylko jakieś delikatne siły które mogą postraszyć. Z outflankiem jest jeszcze jeden ból bo oddział niedość, że nie wiadomo kiedy się pojawi to też miejsce wyjścia jest tajemnicą. Niby przy deep strajku jest podobnie ale tam rozrzut jest jednak "ciut" mniejszy.
3. Palniki w ilościach hurtowych na gwardzistach to samobójstwo. Rzadko kiedy uda im się wypalić na tyle przeciwnika by nie miał kto im oddać. A ktokolwiek im odda to robi im wiadomo z czego jesień średniowiecza. A jeszcze by lądować 10 modelami z DS pod kątem strzelania z flamera trzeba poza mega tanimi jednostkami (nadal wartymi 1KP) mieć po prostu dużo spokoju wewnętrznego lub skłonności do szaleństwa.
4. Dark Angelskie troopsy bez speciali są naprawdę słabe. Mało opcji uzbrojenia/wargearu, pody po 50 punktów. Co prawda nadal są to marinsi więc coś tam potrafią ale nie zmienia to faktu, że przy aktualnym nacisku na troopsy to posiadania jednego średnio konfigurowalnego wyboru mocno wpływa na siłę lub raczej jej brak armii. Ale nadal lepiej tak niż u Necronów :).
5. Melty. Na tym turnieju absolutne must have na wszystkim co mogło je mieć. Ilość Land Raiderów na tegorocznej WŚ była przerażająca. A w zdecydowanej większości z nich siedzieli jacyś psychopaci do walki wręcz. A żeby zrobić jedną penkę na landku trzeb 9 strzałów z BS'em 4. I to w otwartym terenie. Skuteczną alternatywą dla strzelania choć nie tanią jest Bloodthirster.

O ile z względu na bliskość nowego kodeksu gwardii który wszystko wywróci do góry nogami jakoś szczególnie tej armii nie analizowałem o tyle aktualny Ravenwing osobiście bardzo mi się podoba. Scout move plus okradziona hurtownia melt daje spory straszak na landki i inne klocki żelaza zwłaszcza przy aktualnych zasadach rozpoczynania. I nawet nie do końca działający outflank nie psuje mojego entuzjamu. W naszym teamie na DMP już sobie zaklepałem slot speciala dla Samaela na motorze odrzutowym.

wtorek, 24 marca 2009

"Czas..." - trylogia

Przy okazji tegorocznej Wojny Światów podobnie jak w poprzednich latach byłem odpowiedzialny za działania wizerunkowe pod postacią trailerów. I o ile poprzednio każdy był zajawką powstałą pod wpływem nastroju, czasu i miejsca to tym razem postanowiłem że będą stanowiły jakąś całość. Linki do "produkcji" w ramach tego cyklu można co prawda znaleźć w stosownych tematach na gildii czy GV ale i tak postanowiłem je zebrać tutaj w całość. Coś na kształt Trej - colected visions ;).

Czas przygotowań

Czas rozpisek

Czas drogi

niedziela, 22 marca 2009

Black Audio

Dawno temu przynajmniej stosując się do standardów internetowych pisałem tutaj o soundtracku do książki Dana Abnetta pt. "Traitor General" będącej kolejnym tomem cykla o Duchach Gaunta. W tamtej notce nawet podałem adres strony autora tej muzyki - Johna Bergin'a. Ostatnio wszedłem na nią ponownie i ku mojemu zaskoczeniu wspomniana płyta znajduje sie na niej za darmo w formacie mp3 w stosownym dziale czyli music archive. Nie za bardzo się czuje w pisaniu o muzyce więc ograniczę się do stwierdzenia, że gatunkowo to można określić jako industrialny ambient z momentami przyspieszenia. Or something.
W bezpośrednim sąsiedztwie tej płytki są linki do innych produkcji o tak zachęcających tytułach jak Terra Null czy Terra Damnata. Jeśli ktoś potrzebuje więc muzyki na sesję Dark Heresy czy jako tło bitwy czy też po prostu jako towarzystwa do lektury książki z Black Library to polecam.
A trafiłem ponownie na tą stronę zainspirowanym tym tematem na forum Glorii Victis. Trzeba przyznać, że zebrano w nim całkiem sporo ciekawego info o muzyce inspirowanej 40ką. Polecam wszystkim kliknąć by chociaż tylko wyłapać autorów czy tytuły płyt.
Wracjąc jeszcze do Traitor General OST to żałuję jedynie, że nie doczekaliśmy się takiego soundtracku inspirowanego którymś tomem czy całością cyklu Horus Heresy. Ale ponieważ ten cykl jest oczkiem w głowie działu marketingu z Black Library może jeszcze nie wszystko stracone a póki co dla uzależnionych słuchawek i innych audiofilii pozostaje audiobook - Dark King and The Lightning Tower.

Binarne mutacje


Jak widać wokół, trochę poprzerabiałem tego bloga na czele z kolorystyką i belką tytułową. Ale choć te zmiany są najbardziej widoczne to jednak nie są one najważniejsze bo do tych zaliczam - uwaga:

taa-daaam

ko-men-ta-rze !!!

widoczne już na stronie głównej.

Nie wiem jak mi się to udało ale skorzystałem ze statusu słomianego wdowca w ten weekend i postanowiłem klikać do upadłego aż je wyklikam. I nie ukrywam, że jednak ku mojemu zaskoczeniu ale się udało.
Drugą nowością jest panel osób obserwujących który postanowiłem wyeksponować bo
a.) ktoś zaczął tego bloga obserwować
b.) może to zachęci innych
c.) tak jest bardziej społecznościowo czy web 2 zerowo ;)
Mam nadzieje, że to jeszcze nie koniec mojej walki w dziedzinie technikali ale doba się nie chce rozciągnąć a jednak najważniejsze dla mnie jest regularne pisanie kolejnych notek bo jakby nie było to jest istotą prowadzenia bloga. Liczę jednak że to jeszcze nie koniec zmian i mutacji.
W końcu dodatkowa macka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Tym bardziej jeśli składa się tylko z zer i jedynek.

sobota, 21 marca 2009

Zakład

Na ostatnim lokalu w Poznaniu oprócz spotkania z Armią Śmierci o którym już na tym blogu wspominałem, miałem też okazję zagrać z inną brygadą kafarów biegnących do walki wręcz w power armourach tyle, że szarych. Z Wilkami znaczy się.
I po tej bitwie oczywiście naszło mnie refleksji na temat kodeksu Space Wolves czy raczej broszury będącej dodatkiem do dawno zapomnianego kodeksu marinsów którego pewnie sporo graczy aktualnie bywających na turniejach nie miała nigdy okazji zobaczyć na żywo. Temat SW i dostosowania ich podręcznika do aktualnych zasad wraca niczym bumerang zarówno w rozmowach graczy jak i na forach dyskusyjnych. Choć przewija się pogląd, że najłatwiej a może i najlepiej byłoby nie dopuszczać wilczych watach do turneji to póki co miłośnicy sierści i kłów mogą spać spokojnie bo jednak na wszystkich turniejach można grać wilkami i to w dodatku korzystając z pełnego zakresu dobrodziejstw aktualnego kodeksu Space Marines. I to płacąc za nie stare punkty jak to ma miejsce m. in. w przypadku Storm Shielda.
To połączenie kodeksów które dzielą dwie edycję i kilka(naście ?) lat obfituje w różnej maści potowrki. Na przykład wilkowe atak bajki mają kontr szarże oraz combat tactics. Zresztą jako jedyne w tej armii mają CT. Z kolei ich bohaterowie biorąc odpowiednie zabawki mają więcej ataków zaszarżowani niż w szarży. I tak można mnożyć różne wyzwania dla logiki i balansu powstałe po zmianie C:SM.
Space Wolves są jednym z najciekawszych zakonów w tej grze i ich podręcznik przez długi czas pozwalał tworzyć bardzo fajne i grywalne rozpiski które pomimo dużego stężenia 3+ sejva trudno było podciągnąć pod zwykłych marinsów. Jednak kiedy teraz gram czy rozmawiam o wilkach mam gdzieś tam z tyłu głowy poczucie obcowania z grubym wałem. Po prostu jak widzę aktualne SW które łączą nowy (w sensie działania) wargear ze starymi kosztami i do tego dokładają swoje zabawki które były wycenianie w zupełnie innych realiach to coś w mnie krzyczy Nieeee. Ale może to jest spowodowane moim materiałem genetycznym ;) bo w końcu moje dwie pierwsze armii do 40ki po powrocie do tej zabawy to obie z którymi wilki miały i mają kosę (TS i DA). Ale gdyby to od mnie zależało to pewnie na Wojnie Światów by nie było dopuszczonych wilków. Rozumiem, że ludzie grający wilkami nie po to zbierali właśnie tą armię by się przesiadać na waniliwych marinsów jednak nie byłby to pierwszy przypadek, że GW swoją radosną twórczością jakąś armię uśmierca. Zresztą drugi ani trzeci też nie.
W wspomnianej w wstępie bitwie Kosmicznymi Wilkami grał Afro z którym w trakcie afterka jeszcze rozmawialiśmy właśnie o SW. A także o tym kiedy wyjdzie nowy kodeks który byłby rozwiązaniem wszelkich aktualnych problemów związanych z tą armią. A jak wiadomo kodeks SW jest dyżurną plotką podobnie ten Dark Eldarów i zawsze się przewija jako poważny kandydat na ten "następny" podręcznik. Na tyle często że już przestałem wierzyć w jego szybką publikację dlatego z Afro założyłem się, że jak już to cudo wyjdzie to kupując go w naszym kraju będzie za nie płacił Euro. Afro ma nadzieje, że jednak w złotówkach ale szczerze mówiąc to jest nas dwóch bo też bym chciał by wilki miały po prostu mocny kodeks a nie jakąś protezę rodem z szpitala wojskowego z frontu zachodniego w pierwszej wojnie światowej. Jednak póki co musimy żyć z tą protezą.
Lub wzorem konowałów wojskowych amputować.

czwartek, 19 marca 2009

DMP ...kontynuacja...

Jakiś czas temu pisałem o kontrowersjach jakie wzbudziła pierwsza wersja regulaminu Drużynowych Mistrzostw Polski. Ostatnio pojawiła się kolejna tym razem określona jako ostateczna i oczywiście znalazła ona dosyć szybko swoich przeciwników. Jednak ilość głosów krytycznych jak na turniej na 100+ osób jest już marginalna - przynajmniej póki co.
W tym regulaminie poza takimi rzeczami jak FOC, punkty czy misje znalazły się też koszta wejściówki które w tym roku wynoszą 50 złotych od osoby (rok temu - 40) co nie oszukujmy się - mało nie jest. Ale nie jest też - przynajmniej w moim odczuciu ceną zaporową, w końcu generalnie turnieje wyjazdowe super tanią rozrywką nie są więc ta dycha różnicy na wejściówce nie będzie miała zbyt często decydującego znaczenia dla tego czy ktoś przyjedzie czy nie. Jednak na GV już się zaczęły podnosić głosy, że to za dużo a między wierszami niektórych postów można było wyczytać (i to boldem) sugestie, że orgowie chcą zarobić.
Potencjalna dochodowość biznesu turniejowego (bo większe perspektywy rysuje regularne inwestowanie w Chybił-Trafił) gwarantuje nam że jeszcze długi czas nikt się tym nie będzie parał dla pieniędzy. Jednak ta sytuacja pokazuje jak niewdzięczną rolą jest przygotowanie i prowadzenie DMP. I nie do końca rozumiem z czego to wynika bo nie przypominam sobie takich imprez towarzyszących przy okazji poprzednich edycji. Nie wiem czy to się bierze ze specyfiki forum Glorii Victis gdzie dosadne posty są mile widziane, czy z racji kontrowersyjnych decyzji/propozycji organizatorów, czy też może zbyt powszechnej dyskusji (można ją było ograniczyć do kapitanów). Naprawdę nie pojmuje z czego się to bierze ale można odnieść wrażenie że niektórzy już na siłę szukają dziur w całym przy okazji tego turnieju. A szkoda. Bo mam wrażenie, że frekwencji na nim mogą o wiele bardziej zaszkodzić kolejne flame-wary niż 10 złotych w tą czy w tą na wejściówce.
A biorąc pod uwagę że organizowanie kolejnej odsłony tego turnieju jest nagrodą za jego wygranie to grając na pierwszym secie stołów piątą bitwę poważnie bym się zastanowił czy to jest taki dobry pomysł by "zapinać". Na szczęście mojemu teamowi nie grożą takie rozterki ;).

poniedziałek, 16 marca 2009

Armia Śmierci czy ostateczna Śmierć Armii


Dawno, dawno temu za 7 sektorami i 13 słońcami na polach bitew oświetlanych blaskiem Imperatora największy postrach siała Armia Śmierci. Żeby za bardzo się nie rozwodzić- to jak się nazywała tak robiła i to praktycznie wyłącznie w fazie assaultu. Głównie fistami. Raz po raz ktoś odpalił jakąś meltę ale nikt zazwyczaj nie czekał na efekt strzału i od razu szarżował. Zwłaszcza, że jeśli był krótki z melty to wnioski były oczywiste. Taktyka stojąca za tą armią sprawiała, że plany Wujka Marcelusa wobec pokraki były szczytem wyrafinowania i podstępnej przebiegłości.


Army of Death to wariacja na temat Blood Angeli która swoje korzenie przynajmniej jeśli chodzi o zasady miała w jakimś scenariuszu który odtwarzał "historyczne" starcie gdzie nie tylko Kompanii były po drodze z Czarną Furią i to na dłuższą metę. Jednak zmiana kodeksu bladzi sprawiła, że próba przystosowania przedpotopowych zasad do nowych realiów była równie karkołomna co po prostu bezsensowna (również dostrzegacie szarą analogię? ;) ). I teraz po długim odpoczynku od armii składającej się z bandy terminatorów z FnP, furiusem i dodatkowym atakiem wspieranym przez dwóch kapelanów za sprawą chłopaków z BoLS'a koszmar wszystkich SAFH'ów powraca.
Ale, żeby być szczerym nie jest to powrót taki jak heroiny w pulp fiction. Z jednej strony - tej lepszej - jest sporo fajnych rzeczy w tej armii np. wszyscy (prawie) dostali rending co przy aktualnych zasadach jest dobre ale już nie wzbudza grymasu bólu na twarzach przeciwników, nadal można sobie wykupić feel no pain czy furius charge. I co ciekawsze można wykupić jedno lub drugie i nie trzeba brać wielkiego pakietu jak kiedyś. Jednocześnie te bonusy zostały doprawione dla wyrównania plusami ujemnymi jak brak podów czy combat squadów. Nie da się ukryć że takie obostrzenie poważnie zawęzają pole manewru i całkiem sprawnie balansują całość.
Oprócz tego autorzy z BoLSa dopracowali pewne bzdury z poprzedniej edycji jak: zawsze rejdżujące devki czy libra nie mogący używać mocy i na ich zasadach te jednostki są wystawialne a dewastatorzy nawet ciekawi. Oprócz tego nowa Army of Death ma specjalne zasady dotyczące warunków zwycięstwa czy rozstawienia które bardzo zgrabnie podkreślają jej szalony charakter.
Jednak armia ma jedną poważną wadę - Rage. I po bitwie z Jasiem na ostatnim lokalu dochodzę do wniosku, że może być to czynnik który sprawi, że armia będzie raczej ciekawostką i egzotyką niż czymś choć raz po raz spotykanym na turniejach. Konieczność biegania za najbliższym celem nawet jeśli jest to jest pusty Rhinos za 35 punktów trafiany na 6stkach skutecznie eliminuje sporo taktyki z rozgrywki. Co prawda szefowie kompanii pomagają trochę - trzeba gonić jakiegokolwiek wroga - nie koniecznie najbliższego ale to nadal nie to. Zwłaszcza, że aktualnie trzeba się ruszyć prosto i maksymalnie do wroga i skończyła się kombinatoryka z kończeniem ruchu bliżej niż się zaczęło. Nie da się ukryć że to idealnie wpasowuje się "image" armii ale zdecydowanie mniej w plany graczy.
Myślę jednak że większość zawodników mających czerwone power armoury na półce i tak spróbuje sił i da szanse temu mini-kodeksowi. A może nawet któryś z nich poczuje lekkie ukłucie z tyłu i to będzie jego wkur.... ambicja dzięki czemu ktoś wykmini jak dowodzić tą armią a nie tylko ograniczać się do przesuwania figurek. A życzę tego nam wszystkim bo aktualnie ta armia wydaje się być całkiem zbalnsowana (tak poza tym) i myślę że urozmaicenie przez nią oferowane nikomu by nie zaszkodziło. A posiadaczom bloodzi mogło by dać sporo funu.

piątek, 13 marca 2009

"You know you've been playing Ghotic too much when..."

Ostatnio przeglądając różne materiały do Battlefleet Ghotic natrafiłem na bardzo ciekawy zbiór w śmiesznych tekstów zatytułowanych "You know you've been playing Ghotic too much when..." Postanowiłem się tym dobrem podzielić i chociaż ktoś mógłby zarzucić mi piractwo to jednak poczucie szkody że coś takiego miałoby się marnować i ginąć w mrokach zapomnienia wygrało z wyrzutami sumienia. Zresztą BFG Magazine (z którego ten tekst pochodzi) już od dawana nie jest wydawany więc i to sumienie jakby ciszej siedzi. No i w końcu ta kompilacja powstała na bazie twórczości z grupy dyskusyjnej na yahoo (laserowy drapieżca ciągle tam jest :D) a jak wiadomo z bitów powstałeś w bity się obrócisz ;)
Acha no i część tekstów mocno bazuje na specyfice bfg ale część (ta większa) jest zrozumiała dla wszystkich osób które się otarły o hobby.

poniedziałek, 9 marca 2009

Tytan tytanów.

No i stało się. Games Workshop w fali nowych jednostek i formacji do Apokalipsy opublikowanych na swojej stronie uwzględniło największe lądowe narzędzie destrukcji w arsenale Imperium o wdzięcznej nazwie Emperor Battle Titan. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że go kiedyś opiszą ale z drugiej strony skoro nawet Primarch w postaci stat-line'u zaplątał się do dwarfa to chyba jednak nie powinienem być zaskoczony. Jak widać dla studia nie ma żadnych świętości no może poza Adeptus Mechanicus ;)
Niestety...
Ale wracając do dużego przyjaciela każdego kwardzisty który się nie załapał w zbyt bliskie sąsiedztwo jego stopy to muszę się przyznać, że cały czas trawię tego tytana bo jest noo.... inspirujący. Dlatego niejako na gorąco postanowiłem się podzielić kilkoma refleksjami:

Model

Kierując się rysunkiem dołączonym do opisu można oszacować wielkość tej zabawki dla naprawdę dużych (i silnych) chłopców na około 1 metra co przynajmniej dla mnie jest zaskoczeniem. Wydawało mi się że będzie miał przynajmniej 1.3 no ale może ktoś w GW zrobił tą ilustrację na oko czy inne pi razy drzwi.

Mam nadzieję, że model oryginalnej produkcji się nigdy nie pojawi i nie dlatego żebym uważał, że jest nie potrzebny bo na pewno wiele ludzi skusiłoby się na alternatywę dla tego:
ale dlatego że wtedy GW zgodnie ze swoją taktyką wrzuciłoby formację 3 takich potworów. A to by mogło sprawić że Sprite by się stał pragnieniem.

Punkty:

4k czyli tyle co męskie punkty razy dwa.
Co 16 Bloodthirsterów.
Co 61 i pół oblita.
Co 100 termosów assaultowych.
Co 181 herlaków lub 176 z jednym Farseerem.
Co 307 podstawek nurglingów co daje 921 woundów bez instantów.
Lub 1000 gretchinów ze 100 runtherdami.

Uzbrojenie:

Tu się zaczyna prawdziwy hard-core bo ta mechaniczna godzilla w wersji gotyk może mieć 6 broni zwykłego tytana i 2 swoje. A takie np. Vengance Cannon już samo z siebie jest niczego sobie. 4 placki 7" z siłą D? WTF? Zresztą Ordnance 8, 7" blast czy Apocalypse Barrage (10) też robią wrażenie. A to nadal bez tej szatanskiej szóstki "broni pomocniczych". Ten model chyba nawt jest wart tych 4000 punktów. Zwłaszcza, że 8 tarcz i 12 punktów wytrzymałości sprawia, że jest co strzelać do niego. Nawet dla tych 61 i pół oblita byłby wyzwaniem.

Wyporność

18 oblitów potrzeba by wyłączyć tarcze pozostałe robią około 6 glanów i 6 pentracji niby nie mało ale w tym przypadku delikatnie rzecz mówiąc raczej to nie styknie. A tak zwana zwrotka z pizdyliarda strzałów z siłą D lub 8+ z wystarczającym AP mogła by sprawić że gracz od oblitów by został tylko z nożami na tej strzelaninie.
A skoro jesteśmy przy nożach to mam wrażenie że 16 dużych demonów Khorna w walce z nim mogłoby się okazać Rambo tej zadymy. W koncu mają 96 ataków z których trafia 64 i około połowy jest pentracją. Przy reakcjach łańcuchowych mogłoby się to okazać wystarczające. Inna sprawa że niszczenie go w walce wręcz jest cokolwiek sambójczym pomysłem za sprawą specjalnych zasad.

Jednak niezależnie po której stronie luf bym się znalazł chciałby zagrać z takim cudem na stole pod warunkiem, że byłoby reprezentowane przez model godny tych punktów, tego uzbrojenia i w ogóle tej glorii i chwały. Znaczy się cała nadzieja w forgu który może nas kiedyś zaskoczy niczym GW z tym zasadami...

Jednak póki co niech się skupią na dużym Tzeentchowym bo to jest zdecydowanie ważniejsze dla losów glaktyki.

sobota, 7 marca 2009

Drużynowa Młócka Poglądowa

Drużynowe Mistrzostwa Polski, czyli w skrócie DMP, są coraz bliżej i pojawia się coraz więcej radosnej twórczości na różnych forach związanej z tym turniejem. Głównie te dyskusje dotyczą regulaminu, ale też są poruszane ciekawsze zagadnienia jak np. roli DMP na naszej scenie turniejowej, czy też co wypada, a co nie, organizatorowi Mistrzostw.
Jak powszechnie wiadomo, ale i tak just-in-case przypomnę, nasza drużynówka jest turniejem przechodnim i prawo do organizacji kolejnej edycji ma zwycięzca poprzedniej czyli w tym roku Warszawa. Co się chwali, filary zwycięskiej drużyn,y jak Marios czy Skark, rzeczywiście wzięli się za organizację. Zamiast załadować na tą minę przeciwpiechotną kogoś mniej doświadczonego, a samemu się zabrać za składanie kolejnego mocnego teamu. A piszę o organizacji DMP jako o minie, bo się okazuje, że ludzie, którzy się za to biorą, są bardzo mocno na cenzurowanym i każdy ich krok jest szeroko komentowany. Dlatego też, propozycja regulaminu autorstwa Mariosa wzbudził zajadłą dyskusję, gdzie różne strony przerzucają się argumentami niczym granatami. Sporne kwestie to:
- system punktacji bardzo nowatorski, ale podobno przetestowany przy okazji DMW (dla odmiany Drużynowe Mistrzostwa Warszawy) gdzie się sprawdził,
- FOC i jego ograniczenie przy limicie punktów 1900. Normalnie byłoby mi to obojętne, ale że wybieram się Ravenwingiem (chyba), to obcięcie fastów mnie szczególnie nie cieszy,
- IA i speciale. Każde ma być przynajmniej wg propozycji dopuszczone jako 0-1 na team. Mnie to wydaje się całkiem fajnym rozwiązaniem,
- pierwszy scenariusz, gdzie się zyskuje punkty za każdą turę na celach misji, a nie tylko za ich końcowe kontrolowanie- podobne rozwiązanie pojawia się jako urozmaicenie w Apokalipsie czy Epicu.
Generalnie, poza prywatą związaną z FOCem, regulamin się bardzo podoba i uważam że trochę nowości, zwłaszcza, że proponowanych przez doświadczonych graczy (więc pewnie całkiem zbalansowanych), nikomu nie zaszkodzi. Jednak krytycy tego regulaminu są całkiem głośni i domagaj się czegoś bardziej standardowego uważając, że DMP jako największa i najważniejsza (?) impreza sezonu nie jest dobrym miejscem na eksperymenty. Szczerze mówiąc uważam, że nie ma lepszego miejsca do eksperymentów: w końcu liczba graczy, a przez to bitew, zapewnia sporo materiału do analizy, poza tym turniej się nie liczy do ligi, a nagroda w nim poza statuetkami i satysfakcją, jest wyjątkowo słaba.
Wydawałoby się, że organizacja DMP to sława i chwała na dzielni. Okazuje się, że niekoniecznie. Ponieważ całkiem popularny jest pogląd, że Mistrzostwa są turniejem środowiska (cokolwiek to oznacza) i rolą organizatora jest załatwienie sali, wstawienie do niej stołów a następnie posprzątanie po tej setce reprezentantów środowiska, do których ta zabawa należy. Przy okazji może załatwić jakieś pucharki czy inne statuetki, a na koniec tak to zrobić, by na tym wszystkim nie stracić finansowo. Natomiast takie sprawy jak regulamin powinien zostawić kapitanom- bo w końcu to ich turniej.
Szczerze mówiąc, takie traktowanie organizatorów DMP budzi w mnie głęboki sprzeciw. W końcu nagrodą za wygranie tego turnieju jest organizacja DMP, a nie prawo do targania stołów w jedną i w drugą stronę. A jeśli do tego dochodzi argumentacja, że to jest turniej przysłowiowych wszystkich, to przypominają się inne próby sprzed jakiegoś czasu, np. by fabryki miały za właścicieli wszystkich i bynajmniej nie chodziło w tym układzie o spółki akcyjne. Efektów wszyscy jesteśmy świadomi. Ale też nie uważam, by orgowie DMP mieli prawo robić z tym turniejem co im się żywnie podoba i pewna konsultacja, co bardziej skrajnych pomysłów, nikomu by nie zaszkodziła. Jednak należy pamiętać, że jest różnica pomiędzy oczekiwaniem dyskusji, a sprowadzeniem orgów do roli tragarzy.
Jest to już trzecia odsłona Mistrzostw, ale pierwsza gdzie dochodzi do przekazania pałeczki - można więc powiedzieć, że jest pewne novum. Należy wziąć na to poprawkę i po prostu przyjąć, że dopiero teraz pewne aspekty DMP zostaną wypracowane i te rozwiązania będą obowiązywały w przyszłości. I zarówno rozwiązania gospodarz- tragarz, jak i - wygrałem więc dzielę i rządzę, są równie skrajne, co nietrafne. Mam nadzieję, że z tej dyskusji, która się aktualnie toczy, wyniknie coś więcej niż to, czy można wystawić w roku 2009 Eldrada. Coś co będzie fundamentem kolejnych, udanych DMP kontynuujących zacną już tradycję.

środa, 4 marca 2009

Walizka

Wtorek

17.00 - 19.30 Bitewka w Bardzie w parach. Oczywiście w ramach testów przed Wojną Światów. Miła przyjemna i po raz pierwszy Darkami - Darkami a nie Ravenwingiem.
19.30 -21.00 Fajki, ploty, dalekosiężne plany w zacnym gronie i oglądanie bitwy Areckiego z Vodeckim.
21.00 Powrót z A i V zu hause areckomobilem.
21.30 Home sweet home. Nawet udało mi się pomieć przez moment nadzieję, że Liverpool i/lub Chelsea znowu stracą punkty ale tak jak napisałem przez moment.
22.00 Odkryłem, że moje plany obejrzenia Curse of Frankenstein z Hammer Studios za sprawą zawodnej techniki w postaci rysy na płycie spalą w panewce.
22.30 Zabrałem się za chowanie figur.
22.33 Odkrywam brak walizki z wszystkimi motorami.
22.37 Poszukiwań i negowania rzeczywistości ciąg dalszy.
22.50 Spacer po klatce w poszukiwaniu.
23.00 Pierwsze dopuszczenie czarnego scenariusza.
23.05 Telefon do Areckiego. ...bo może w samochodzie... ...niestety...
23.10 Nocna wycieczka z Ukochaną Małżonką na parking startowy.
24.00 Powrót z pustymi rękoma.

Środa.

00.05 Przygotowanie wraz z Ukochaną Małżonką ogłoszenia bazującego na teorii, że walizkę musiałem zostawić pod drzwiami szukając klucza. Klucz - wiadomo - broń dwuręczna.
00.15 Rozwieszenie ogłoszenia na klatce.
00.25 Lulu.
03.35 Pierwsza pobudka z wizją cyklisty apokalipsy pod powiekami.
05.15 Druga pobudka z wizją cyklisty apokalipsy pod powiekami.
08.30 Praca i oczekiwanie na telefon od sąsiada.
09.45 Cisza.
12.00 Ciszy ciąg dalszy.
14.00 Brak przerwy w ciszy telefonu.
14.05 Ostatnia deska ratunku telefon do Barda. Jednak zakłócenia na linii uniemożliwiają skuteczną komunikację.
14.15 Kontakt z chopakami z wiadomego sklepu na drodze smsowej.
14.30 Informacja, że walizka czeka.

To był ciężkie kilkanaście godzin. Nikomu nie życzę takich przeżyć. Utrata figur irytuje nie tylko ze względów materialnych ale głównie z powodów emocjonalnych - jednak człowiek lubi te pamperki między innymi za wspomnienia które się z nimi wiążą i jak to nagle znika to po prostu robi się pusto gdzieś tam w środku.
Wiem jak to górnolotnie brzmi ale tak to trochę działa.
Na szczęście moja pustka zbyt długo nie trwała co nie zmienia faktu, że była to pouczająca lekcja.