wtorek, 29 czerwca 2010

O Mechanicusach i nie tylko z Perzanem. Czyli wywiad hobbystyczny....

.... a w tle tytany, tytany, tytany.

Jak się część z Was orientuje ostatnio sporo czasu spędzam w Trójmieście i siłą rzeczy zacieśniają się moje więzy z Słoną Sceną 40ki ;). I ponieważ mam okazję poza wszystkimi innymi przezacnymi personami spotykać się między innymi z tegorocznym zwycięzcą młotka w kategorii Twórczość fanowska czyli Perzanem olśniło mnie, żeby przeprowadzić z nim wywiad. Taaaa-daaaammm. Koncepcja wydala mi się zacna ponieważ Perzan nie tylko wyleczył kilka osób z pomysłu robienia własnego podejścia do Mechanicusów (w tym i mnie) ale również zawodowo zajmuje się robieniem armii i modeli pracując w Micro Art Studio. Żal nie skorzystać z okazji i nie spytać o to i owo. Zwłaszcza, że dotychczas opublikowane wywiady spotkały się z sporym zainteresowaniem. I choć ten jest o trochę innym aspekcie hobby to tematyka nadal jest wybitnie ciekawa, no i te linki...

Okładka jednego z nr Firebase'a. Można dostrzec dość czytelną inspirację.


Twoje początki z Wh40k - kiedy zacząłeś grać jaką armią i dlaczego akurat tą?
Moje pierwsze spotkanie z bitewniakami w ogóle a z 40ką w szczególności odbyło się na dywanie u mojego kuzyna, Kacpra, gdzie przeglądałem jego White Dwarfa i oglądałem jego krasnale i wysokie elfy jego brata. W którymś miejscu White Dwarfa natknąłem się na rozkładówkę, gdzie drugoedycyjni Ultramarinsi odpierali bohatersko szturm Eldarów (albo odwrotnie) na zielonych polach jako żywo przeniesionych z Irlandii. Podobno powiedziałem wtedy coś w stylu "jakie to głupie, przyszłość a oni walczą na miecze... Ale ci z białymi głowami i piąchami w pasy wyglądają fajnie.
Na imieniny w 1998 dostałem od Kacpra swoja pierwszą figurkę, Terminatora Deathwingu z Assault Cannonem. Pomalowałem go na czarno ("bo czarny jest cool") farbkami emaliowymi Humbrola. Boże, ale był po tym brzydki.
Jaka byla Twoja pierwsza konwersja i kiedy ją wykonałeś?
Pierwszą konwersją było przemalowanie II wojennej Pantery w barwy Dark Angelsów i przyczepienie jej dwóch połówek długopisu jako twin-linkowanych lascannonów. Próbowałem wystawiać ją jako Razorbacka. Wiecie jakie to bydle jest duże w skali 1:35? 
Pierwszą poważną próbą było zbudowanie od podstaw wyrzutni do Whirlwinda ze styropianu oklejonego papierem. No i Marine trzymający głowę Orka za kitę w ręce. Któż go nie zrobił w tamtych czasach?
Kiedy i w jakich okolicznościach 40kowe modelarstwo z "tylko" hobby przerodziło się w prace?
Dość wcześnie wpadłem na pomysł że mogę malować innym dzieciakom figurki bohaterów za pieniądze. Pomalowałem tak jednego goblina i jednego krasnoluda. Plastikowych, jednoczęściowych. Pierwszą kaskę za swój oddział zrobiony specjalnie na sprzedaż dostałem jakoś tak po pierwszym roku studiów. Było to 10 mutantów do LatD, sprzedali się jakoś tak za 70 dolców.
Czy po pracy w studiu dłubanie przy własnych figurach daje jeszcze tyle satysfakcji co kiedyś, gdy to była wyłącznie zajawka?
Ehh... Swoje modele dają mnóstwo satysfakcji, problem jest taki że po powrocie do domu już mi się nie chce brać nożyka ani pędzelka do ręki, więc swoje modele robię niejako w godzinach pracy. A kto nie pracuje ten nie je... 
No i inna kwestia - miałem zajawkę na Orki parę lat temu. Zrobiłem sobie oddział, ciężarówkę, wycackałem ich na maksa. Zacząłem budować 6 pojazdów, 2 warbossów, nakupiłem i posklejałem ze 100 modeli... I co? Zgłasza się klient który chciałby zrobić Orki wzorowane na Kriegach. Wow, super! Robię mu armię i po tym nie mam już ochoty robić sobie orków.
W wielu twoich modelach czy wręcz armiach widać fascynacje Adeptus Mechanicus - dlaczego właśnie oni?
Głównie dlatego, że nie ma do nich modeli, a szkice są głównie Blanche'a - dość dowolne. Po za tym zawsze chciałem być cyborgiem. Adeptusi są dziwni, pełni sprzeczności i niedopowiedzeń. Budują wszystko co Imperium potrzebuje, ale też na pewno setki rzeczy które tylko mają dowieść jakiejś teorii lub tylko posłużyć do wykonania jednego zadania. Skupiają największych wizjonerów i wtórnych wyrobników. Modyfikują jednostki do pełnienia określonych funkcji, dodając lub odejmując. Według jakiego klucza? Prowadzą zakrojone na skalę całych układów gwiezdnych ekspedycje, mają własne floty, a jednocześnie przez kilka wieków debatują czy dany pomysł jest zgodny z ich credo. Wszystko to i wiele więcej.
Czy poza AM jest w 40 millenium jakaś frakcja która Ciebie fascynuje i której chciałbyś poświęcić czas i ją odpicować?
Orki w klimacie piratów - Freebootaz!. Poza tym Latający Cyrk Monty Goblina, czyli armia Goblinów używająca jakiegoś kodeksu gdzie można wystawiac dużo małych i większych samolocików - mam 12 samolocików i goblina z lunetą w sterowcu - co z tego będzie?
Pytanie którego nie mogło zabraknąć: metale czy plastiki? Ale z uzasadnieniem :)
All the way plastiki. Lżejsze, łatwiejsze do cięcia i sklejania, łatwiej się magnetyzuje, oraz w dzisiejszych czasach maja już lepszy detal niż metale. Poza tym odlewnicy by GW totalnie paprają robotę - modele mają wąsy w losowych miejscach i czyszczenie ich to koszmar. No i najważniejsze dla gracza - farba nie odpryskuje jak figurka się o coś otrze!
Jak oceniasz na ile ważny w branży w której działasz ważny jest talent a na ile "chęć szczera" i po prostu wytrwałość?
10-20% talent i 80-90% wytrwałość. Jeśli ktoś ma talent to da mu to jedynie to że chętniej będzie malował na początku (bo mu będzie lepiej wychodziło). Wystarczy determinacja i samokształcenie (polecam sekcję artykułów z CMON) - czytać i od razu próbować to namalować. Codziennie spędzić godzinkę z pędzlem w ręku - sprawność motoryczna i pamięć ruchowa jest ważna. Starać się przez co najmniej pół roku każdą figurkę pomalować lepiej niż poprzednią. Chować swoje poprzednie figurki i wyciągnąć je dopiero po pomalowaniu kilku kolejnych modeli. Obiektywna ocena różnic i postępu.
Jak oceniasz digtalizacje procesu rzeźbienia i coraz większy udział w procesie tworzenia nowych modeli komputerów i drukarek 3d?
Jest to kolejne narzędzie do wykorzystania. Jak na razie prawie każda technologia odlewania 3d zostawia linie, ale jakość jest coraz lepsza. To co GW robi z plastikami jest fenomenalne. 
Prawda jest taka że wyrzeźbienie jednego karabinu (czy dowolnego innego niewielkiego detalu technicznego) ręcznie zajmuje około 10 godzin. A są to bardzo proste kształty na kompie. Z drugiej strony, realistyczna twarz ma pizdyliard poligonów. A wprawnemu rzeźbiarzowi zajmuje maksymalnie 30 minut.
Uważam że jest to kolejne narzędzie do wykorzystywania. Nie korzystanie z niego jest jak jedzenie zupy widelcem. Trzeba jednak pamiętać że czasem może to być barszcz i łatwiej go wysiorbać.
Czy z punktu widzenia profesjonalnego malarza Polska to jakikolwiek rynek, czy jednak liczy się tylko tzw. zachód?
Hmm... Janek twierdzi że podobno malowaliśmy jakąś armię dla Polaka lub dwóch. Ja robię kilka armii rocznie i najbliższy Polaka był Niemiec mieszkający w Szczecinie. Oceńcie sami ;)
Z realizacji jakiego zlecenia jesteś szczególnie dumny?
Kriegowe Orki oraz szarzy Eldarzy po równo, z różnych powodów. Orki były totalną samowolką, sugerowałem coś i dostawałem "OK", rzeźbiłem coś i było "cool", malowałem jak chciałem i było "wonderful" Zrobiłem coś co sam chciałem, wyszło zarąbiście i jeszcze klient był zadowolony.
Zielona galeria.
Eldarów z kolei poprzedziło 30 telefonów i 100 maili ze Stanów uzgadniających każdy szczegół. Jednego Falcona przemalowywałem 3 razy. Poprawek i kręcenia nosem było co niemiara. Rezultat końcowy jest jednak chyba najlepszą armią jaką zrobiłem. No i robię ją dalej :). Zmieniła właściciela, a nowy zażyczył sobie najpierw troopsów, a potem tytanów.
Szara galeria 1
Szara galeria 2
Szare tytany
Czy planujesz nowe modele do Brotherhood of Iron? A może coś zupełnie nowego?
Pewnie, chcę rozszerzać tą linię. Dostałem kilka sugestii od fanów modeli, ale wszystkie czekają na lepsze czasy - robiąc Iron Brotherhood odwlekam sobie wypłatę... Na pewno chcę zrobić jeszcze ze 2 wersje Stalkera.
I na zakończenie może jakaś "złota porada" malarska na poziomie beginer? Żeby było na czasie może odnośnie czołgów.
Czołgi... Nie bać się drybrusha, ale robić go profesjonalnie - duży miękki okrągły pędzel (stary GW "Tank Brush" jest najlepszy, nowy płaski "Drybrush" nadaje się tylko do washowania), i farba wytarta do sucha - tak że pędzel przeciągnięty po palcu ledwo wydobędzie linie papilarne, ale nie zostawi smug.
Wielkie dzięki za odpowiedzi i poświęcony czas.
Polecam się na przyszłość ;)

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Fotki z Wojny Światów 2010, czyli o korzyściach czyszczenia pulpitu

Michu dostał ostatnio jakiegoś kreacja-boostera na czym korzystacie i Wy, drodzy czytelnicy i ja czy raczej moje wewnętrzne, zawyżone wymagania motywacyjne. Leń znaczy się. Dziś krótko ale z drugiej strony biorąc pod uwagę, że jeden obraz to tysiąc słów to całkien niezła nowelka przed wami.

Żeby uniknąć niedomówień od razu zastrzegam, że Michu wybrał to zdjęcie. :)

Czołem, nadaje Michu. Jak niektórzy pamiętają podczas tegorocznej Wojny Światów pomagałem w sędziowaniu (jak co roku...). Jednocześnie moją nieznajomość zasad w ówczesnym okresie określiłbym jako tak ca 1,5 edycji. Połączenie tych dwóch faktów spowodowało, iż dla bezpieczeństwa zgromadzonych postanowiłem skupić się raczej na wynieś/przynieś/pozamiataj/ oraz robieniu zdjęć. To ja byłem tym osobnikiem przemykającym ze statywem i testującym wytrzymałość drabinek podczas wspinaczki (bo przy mojej sprawności fizycznej była to wspinaczka...).
Niestety, zdjęć owych nie było dane mi pokazać. Zbieranie gratów i noszenie stołów w niedzielę (z roku na rok sił mniej, tylko twarze te same) nieco mnie wyczerpało i zapomniałem zapiąć plecak, w którym wcześnie umieściłem futerał z aparatem. Futerał mięciutki, trawniki przez które skracałem sobie drogę bujne i nawet nie usłyszałem jak sprzęt opuścił swoje miejsce. Przypuszczam, iż długo nie leżał samotny - przy okazji, pozdrowienia dla nowego właściciela...
I byłby to koniec historii, gdyby nie odkrycie dokonane parę dni temu. Zmuszony byłem bowiem do odpalenia na laptopie na dłuższy czas systemu windows (ostatnio robiłem to na WŚ). Komunikat o nieużywanych ikonach, pobieżne spojrzenie na pulpit  i tadaaa! Folder z fotkami z turnieju. Okazuje się, iż byłem na tyle sprytny, że zarchiwizowałem foty z pierwszego dnia. Niestety na tyle sprytny aby zrobić tak z drugim albo o tym pamiętać nie byłem. Jednak dzięki temu możecie sobie na chwilę wrócić wspomnieniami do ostatnich dni marca korzystając z poniższego linka go galerii:

czwartek, 24 czerwca 2010

Spearhead.

Numer 366 White Dwarf'a ma sporą szansę przejść do historii (podobnie jak Włosi i Francuzi - nie mogłem się powstrzymać ;) ). Dawno, ale to naprawdę dawno nie było wydania płatnej gazetki reklamowej GW o takim stężeniu sensownego materiału. I nie, żeby było go Tzeentch wie ile. Po prostu wystąpił w całych dwóch odsłonach. O jednej czyli zasadach do eldarskiego Night Spinnera już tu pisałem. Natomiast o drugiej czyli zasadach Spearheada dziś coś skrobnę.

Spearhead czyli nowy dodatek koncentrujący się na walkach czołgów. Zatem wszyscy gracze 40ki którzy na dźwięk słów Łuk Kurski popadali w zadumę bądź dostawali gęsiej skórki dostali swój prezent pod choinkę już w czerwcu. Przynajmniej w teorii a w praktyce?
W praktyce dostajemy nowe misje w ilości 3 sztuk oraz nowe strefy wystawienia, wszystkie obrócone o 90 stopni względem tego do czego przywykliśmy (by podnieść znaczenie transportów i zasięgów na niektórych czołgach) również w ilości 3. Czyli mamy 9 kombinacji powstających, przynajmniej wg. GW, po rzucie kostką. Oprócz tego zapis o scorowaniu przez czołgi oraz walkery powodowany oczywistymi względami. I jeśli chodzi o część Białym Krasnalu to by było tyle jeśli chodzi o rzeczy ważne. Natomiast to co najistotniejsze w tym całym dodatku to formacje pojazdów nazwane (dla odmiany) spearheads które można ściągnąć z strony Games'a. Nie da się ukryć, że niektóre z nich są całkiem, całkiem ciekawe. Niektóre dosyć oczywiste (Tank Hunter Spearhead), a na niektóre nie mam pomysłu. Jednak ja patrzę przez pryzmat konkretnych armii a pomimo, że wszystkie są dostępne dla wszystkich to jednak z konkretnymi bonusami lepiej mogą się sprawdzić te a nie inne pojazdy. Poza zasadami specjalnymi unikalnymi dla każdej z nich warto pamiętać o większych możliwości strzelania pojazdów wchodzących w skład takiej formacji zarówno jeśli chodzi o siłę ognia jak i o możliwość jego dzielenia.

Na temat praktycznego zastosowania tego dodatku nie mogę się jeszcze wypowiedzieć ponieważ nie miałem okazji go przetestować lecz mam nadzieję szybko to nadrobić. Aczkolwiek analizując go tak z boku mam wrażenie, że w równej części pisali go zawodnicy z studia jak i z działu marketingu. Już wcześniej np. przy okazji Apokalipsy podnosiły się takie zarzuty lecz wtedy (zresztą do teraz) mi one szczególnie nie trafiały do przekonania. Natomiast takie dosyć mocne boostowanie wszystkiego co mech kiedy i bez tego jest to mocne pachnie mi pomysłem na jeszcze większe wzmocnienie sprzedaży czołgów. Zwłaszcza, że formację promują raczej hurt a nie detal. Ale może ja w złą stronę odwróciłem nos i w rzeczywistości ten dodatek jest lepszy od Planet Strike czy Cities of Death które..., no... furory nie zrobiły. Poprzeczka zatem nie wisi zbyt wysoko. Pogram - dam znać a jakby ktoś już miał okazję niech się nie krępuje i zapraszam do komentarzy.

wtorek, 22 czerwca 2010

Czy wielkość gwiazdki też się liczy?

Michu strikes back.
Po pierwszym tekście, który sądząc po ilości komentarzy i generalnie tzw. feedbacku przypadł Wam do gustu, Michu postanowił pójść za ciosem. I o ile poprzedni tekst pozwalał nam podróż za ocean by zajrzeć jak tam podchodzą do turnieji tak teraz dostajemy wehikuł czasu i możemy cofnąć się w przeszłość naszej, polskiej, sceny turniejowej oraz zobaczyć jak się ona zmieniała.
Inspiruje do refleksji.



Czołem. Po raz drugi korzystając z uprzejmości Treja prezentuje swoje wypociny. Tym razem również o scenie turniejowej ale z nieco bardziej syntetycznego ujęcia.
Jak niektórzy zapewne wiedzą, jestem geografem. Najbardziej widocznym tego objawem jest absolutny brak orientacji w terenie, kwitowany zazwyczaj rubasznymi uwagami towarzyszy podroży. Jednak nie tylko. Dodatkowo zdarza mi się czasami zastanawiać nad przestrzenną naturą zjawisk. Od jakiegoś czasu kołatał mi się po głowie pomysł zobrazowania historii rozwoju czterdziestkowej ligi w postaci serii map. Niestety czas ten stawała się coraz dłuższy i dopiero nałożenie się kilku elementów sprawiło, iż zamiar ujrzał światło dzienne. Było to możliwe przede wszystkim dzięki dostępności danych ligowych na wiadomej stronie, mojemu powrotowi do grania, gościnnym łamom bloga Treja oraz konieczności przygotowania nowych zajęć dla studentów (kolejność przypadkowa).
Spośród różnych możliwości porównania dostępnych danych wybrałem, zainspirowany Młotkami, tzw. dynamikę ośrodka. Jednak aby wyrazić ilościowo udział danego miasta/ośrodka w ogólnym obrazie ligi potrzebowałem jakiejś pojedynczej, mniej abstrakcyjnej wartości. Po agregacji danych do skali ośrodka, jako oczywiste nasuwają się dwie: liczba graczy oraz suma zdobytych punktów. Jednak pojedyncze bezwzględne wartości nie oddają dobrze natury zjawiska a dodatkowo wydawało mi się, iż należy problem traktować całościowo. Przyjąłem zatem założenie o równoważności obu cech oraz porównałem je do sum dla całej ligi. Tak powstał wskaźnik nazwany przeze mnie roboczo Wskaźnikiem Dynamiki Ośrodka (WDO) obliczony następnie dla poszczególnych sezonów według wzoru (daje on udział procentowy):

WDO = (((ilość graczy / suma graczy w sezonie) + (ilość punktów / suma punktów w lidze))/2)*100    

Efekty powyższych działań można zobaczyć pod następującym adresem. W lewej kolumnie (Warstwy mapy) można przełączać efekt obliczeń dla poszczególnych sezonów. Miasta zaznaczono symbolami w postaci gwiazdek (patrz tytuł), których wielkość jest zależna proporcjonalnie od wartości wskaźnika WDO. Dla zachowania czytelności mapy wszystkie miasta poniżej 5% WDO mają taka samą sygnaturę. Podobnie etykiety miast, jednak przedział proporcjonalności wynosi tutaj 5-15 (aby zobaczyć nazwy mniejszych miejscowości trzeba powiększyć wybrany fragment mapy).
Interfejs użytkownika jest dość intuicyjny - przybliżanie, oddalanie, powiększanie. Można pobrać link do aktualnego widoku i przesłać matce aby podziwiała lub ściągnąć w postaci obrazka. Dodatkowe funkcjonalności pozwalają dobrać się do danych źródłowych. Ikonka kursora ze znaczkiem „i” pozwala kliknąć na pojedyncze  miasto a jej towarzyszka po prawej wybrać cały ich zakres - czego efekty prezentuje poniższy obrazek na przykładzie fyrtla krakowskiego (rezultat  można zapisać np. jako plik excela):

Dla zainteresowanych - mapy są generowane dynamicznie przez UMN Mapserver a interfejs opiera się o framework p.mapper. Przetłumaczyłem go na polski ale muszę się przyznać, że mogą się trafić komunikaty po angielsku...  Przy dobieraniu ogólnej kolorystyki starałem się aby trzymała mroczny styl strony ligowej:). Z niej tez pochodzą dane do mapy. Współrzędne miast przyporządkowałem korzystając z otwartej bazy danych Geonames. Ma to ten skutek, że prawdopodobnie są jakieś błędy. Poprawiłem miasta, które rzucały się w oczy ale jak ktoś znajdzie swoją miejscowość nie tam gdzie trza niech daje znać.
Po nawet pobieżnej analizie mapek mogę powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze jest nas coraz więcej i to nie tylko z dużych ośrodków ale, co cieszy, kontur Polski jest coraz bardziej wypełniany przez gwiazdki symbolizujące mniejsze miasta. Po drugie - w Poznaniu bywało lepiej. Ale to temat na inną dyskusję a na razie zakładamy, że nie wielkość gwiazdki się liczy...:) Mając dostęp do danych zachęcam do sprawdzenie w jakim stopniu  o dynamice ośrodka decydują punkty a w jakim ilość graczy (są takie miejsca jak Ustka...). A jeśli będzie zainteresowanie być może sam rozszerzę zakres analizy.
Celem mapek jest, oprócz prezentacji treści, zaprezentowanie pewnej formy udostępniania danych ligowych. Jeśli pomysł się spodoba nic nie stoi na przeszkodzie stworzeniu takiej mapki dla aktualnego rankingu czy przede wszystkim informowaniu o planowanych turniejach w formie mapy na stronie ligowej (dla mnie byłoby to na przykład ułatwieniem). Zachęcam zatem do komentarzy i krytyk wszelakich.

wtorek, 15 czerwca 2010

Start w nowy sezon czyli Battle Cannon 2010

Zdjęcie autorstwa Spyro

No i sezon ligi Warhammera 40k 2010/2011 możemy uznać za oficjalnie otwarty za sprawą pierwszego dwudniowego turnieju czyli Battle Cannon'a w Olsztynie. I jeśli potraktujemy go jako prognostyk dla całości zabawy przez najbliższy (niecały) rok to będzie rewelacyjnie. Bowiem

Organizacyjnie

turniej naprawdę ocierał się o perfekcję. Pewnie były minusy ale nie oszukujmy się nie były one szczególnie bolesne. Oczywiście jak ktoś o brejku dowiadywał się w niedzielę rano, po dwóch bitwach w sobotę gdzie takowego zasadził mógł się czuć poirytowany. Mi osobiście brakowała coveru dla piechoty bowiem nie brakowało LOS blockerów ale piechota często miała problem z znalezieniem sobie miejsca na stole. Z kolei inni mogli mieć poczucie sędziowsko osieroconych bowiem jeden Ederus to mało na 40 graczy. I w sumie to koniec niedociągnięć.
Natomiast po stronie plusów mamy genialną miejscówkę fajna sala, 40 metrów dalej piwiarnia i grill z przyzwoitymi cenami i kolejne 20 metrów dalej akademik wraz z łazienkami, lodówkami i czystą pościelą. Wejściówka 30 złotych - nie mam pytań. Coś takiego trudno przebić.
Stoły pomimo wspomnianych niedostatków z perspektywy zwykłego szeregowca były więcej niż poprawne w ujęciu ogólnym i choć ich estetyka nie rzucała na kolana to swój cel spełniały można było bowiem pograć i pokombinować podczas ruch nad pozycjami do strzału lub braku takiego u przeciwnika.
Regulamin jak już ktoś dotarł do info brejku był całkiem fajny i różnorodny a jednocześnie klasyczny czyli reacon, trójkąty i inne takie ale bez jakiś rozbalansowanych frywolności. Dzięki czemu każda bitwa była inna ale w żadnej człowiek nie miał poczucia rzeźbienia w wiadomo czym bo np landek dostał imobila z jakiegoś meteoru bądź inne takie atrakcje. Nie jestem przeciwnikiem takich upiększeń ale doceniam regulamin w którym jest 5 różnych misji i sama klasyka.
Ostatnią rzeczą o której chciałem wspomnieć w sekcji organizacyjnej to test wiedzy - bardzo mi się podobał nie był oczywisty ale trudny również nie i fajnie się zaznaczało odpowiedzi bo się wiedziało a nie na drodze losowania. Szkoda tylko, że nie którzy już się nie mogą doczekać DMP i skoro nie mogli w bitwach współdziałać zrobili to przy okazji właśnie testu.

Bitwy

zanim o nich pokrótce opowiem to wpierw moja rozpiska:

Great Unclean One (muchy) 165
Greater 100
Aspiring Champion#1 (combimelta) 40
Aspiring Champion#2 (combimelta) 40
Aspiring Champion#3 30
Traitors [10] (laska ikona flamer agitator) 100
Traitors [10] (laska ikona flamer) 90
Traitors [5] (ikona agitator power weapon flamer) 55
Bloodletery [10] 160
Demonetki [10] 140
Crushery [3] (trąbka furia) 135
Traitors [5] (melta ikona) + Rhino 45 + 35
Traitors [10] (miska, melta ikona) + Chimera (hflamer autocannon) 90 + 60
Armoured sentinels[2] laski 140
Griffon 75
Defiler (dodatkowa ręka za palnik) 150
Defiler (dodatkowa ręka za palnik) 150

Pierwsza bitwa to challenge z Złym i jego wilkami. [Pitched battle, recon]
Dwóch lordów na wilach w obstawie 10 wilków a reszta standard.
Tu się zaczęło nieźle bo od przejęcia inicjatywy. Udało się w pierwszej turze zrobić jakiegoś imobila na rhinosie zabić kilku fangów i tyle. Potem zaczął się dramat bowiem na jednej flance ruszyłem 3 oddziały i wszystkie źle. Miałem bowiem jakiś mega ambitny plan zaszarżowania crusherami na Grey Hunterów ale  jak się okazało byli oni powyżej 6" więc to nie miało prawa wypalić a planu B nie zaszczyciłem myślą. Efekt obie ikony na flance zginęły, crushery również i to by było na tyle po mojej prawej. A z lewej kostki zrobiły jakąś czarną dziurę. 10 sejwów na letterach 10 oblanych, 8 sejwów na demonetkach 8 ginie. Dwie pozostałe szarżują na runka na ostatniej ranie nic mu nie robią i giną. Ten sam runek potem puszcza paszcze za 300 punktów zabija bowiem GUO (na 4+) i ostatniego Championa dla grejtera który zgubił się w warpie (na 5+). Czad.
Wynik to zero do wielkiego łomotu.

Druga bitwa to orki Groobego. [Dawn of War, o środek]
Dwa standardowe Wagony z wkładką, motonoby, szef na bicyklu, szef w mega zbroi, burnasi, lootasi, loby i chyba jeszcze jedna cięzarówka chłopaków.
Tu plan A był podobny Crushery szarżują na motonoby które za blisko się wypuściły wchodząc w pierwszej turze. Ale stwierdziłem, że 3 crushery to ciut mało na 7 ork finest więc dorzuciłem demonetki. Przegrałem ale ustałem w tym kombacie. Do zabawy dołączył się zatem Wielki nieczysty i Defiler i efekt końcowy to zabity motoboss, motonoby crushery, demonetki. Potem się uporałem z burnasami którzy spalil (hehe) szarże i pogniły ich kontrujące armoured sentinele i kolejnym oddziałem orków. Lettery wytłumaczyły megobossowi że wcale nie jest taki mega i wtedy zaczął się dramat pt. rolka. Wagony mi przejechały wszystko zanim udało mi się je zatrzymać. A w międzyczasie ginęły troopsy i się zrobiło mocno nieciekawie. Koniec konców na stole zostały same niedobitki ale moich mniej więc znowu przegrałem ale tym razem tylko 12-8.

Trzecia bitwa to BA kolegi z Olsztyna. (ćwiartki)
Dwa predy, pralka, 2 małe AS w pojazdach, jeden duży AS na packach jacyś priści libra, strzelający scouci, i średnio wypasiona kompania, para AB z MM.

Strzelaliśmy bez większych efektów choć z przewagą na moją stronę a potem zaczęły się szarże i kontrszarże z których to manewrów wyszedłem zwycięsko. Jednak część czerwonych pancerzyków widząc co się święci uciekła druga część w ogóle nie przyszła i w efekcie końcowym udało się zająć wyłącznie własną ćwiartkę. Jedna boczna ćwiartka była blisko ale nie udało mi się otworzyć blokującego ją preda pomimo 3 penek. Wynik to 16:4 do przodu.

Czwarta bitwa Kris i jego Eldarzy. [trójkąty, 4 znaczniki]
Falcon, 2 prismy, autarch, farseer, 10 herlawych, dragoni, rangerzy, guardianie, 2 razy jetgurdianie i dwa serpy, warp spajderzy.

Kris wygrał zaczynanie wystawił się mocno ofensywnie po czym przejąłem inicjatywę i tak naprawdę już do końca bitwy z czołgów już nie strzelił do mnie. Jedynie 2 giej turze prism otworzył rhinosa. Przez większość bitwy ja biegłem demonami do jego troopsów w czym wybitnie pomagał griffon kolejno pinując guardianów i rangerów a Kris dla odmiany z racji kolejnych urwanych broni i szejków tank szokował moje troopsy. Efekt - w ostatniej turze uciekł ostatni z znacznika natomiast jetbajki które przeżyły demoniczny rajd i tak nie mogły zająć żadnego znacznika wszystkie bowiem było kontestowane. Przy remisie 0:0 w znacznikach za sprawą większych strat które zadałem wygrałem 14:6.

Piąta bitwa Jasiu aka Jezo i jego BA. [Pitched battle, Anihilacja]
Baal, dwa predy, kompania na średnim wypasie, dwa duże AS na packach, dwa małe w palnikowych razorach, dwaj prieści, libra, para AB z MM.

Jasiu zaczynał więc wydarł do mnie rhinosami na All Ahead Full resztą podjechał postrzelał ale bez większego efektu. Ja oddałem ale również wiele nie osiągnąłem. W drugiej turze przejechał Baalem jednego sentinela ale tym samym zerwał gąsienicę. Mi w strzelaniu udało się wysadzić kompanie której niestety GUO nie sięgnął szarżą. Udało mu się to turę i dwa składy traitorów później. W międzyczasie crushery zabiły AB po czym zostały wbite w ziemię przez kontrę. I tak w radosnej atmosferze szarż i kontr sobie turlaliśmy kostkami. Jasiu w międzyczasie mnie przypalał z flamerów na razorach co sprawiło, że w pewnym momencie wystraszyłem się braku zasięgu do szarży letterami i poszedłem nimi w drugą stronę by uniknąć palnika. Jak się okazało niesłusznie bowiem było ciut poniżej 12". To co mnie zaskoczyło w tej bitwie to, że mimo mojej niemocy w otwieraniu pojazdów miałem cały czas jakieś cele do szarży i gdy lettery wbiły w ziemię kolejny bladziowy skład ci zaczęli się kitrać pozostałościami. Jasiowi na koniec zostało bardziej okrojone niedobitki niż mi i jak do tego doszedł brejk i KP zrobiło się 16 :4 dla mnie

Podsumowując po raz kolejny grało mi się lostami genialnie. Armia miała do zaoferowania wszystkim napotkanym przeciwnikom jakieś atrakcje. Nawet w pierwszej bitwie nie czułem się jak z nożami na strzelaninie tylko zrobiłem błędy do tego doszło trochę niefartu i się skończyło rumakowanie. A w kolejnych już było tylko lepiej.
A Battle Cannonowi wystarczy, że będzie tak samo za rok a jeśli tylko się uda przyjeżdżam na pewno bo tak dobrą imprezę przegapić po prostu żal.


Więcej zdjęć (całkiem fajnych) autorstwa Spyro tutaj.


Specjalne podziękowania dla towarzyszy podróży oraz zabaw w sobotni wieczór z specjalną dedykacją dla Emeryta - jeszcze raz wszystkiego najlepszego i sto lat.

środa, 9 czerwca 2010

Subiektywnie o turniejach z noclegiem.


Nasza Ogólnopolska Liga 40ki wymusza na organizatorach wcześniejsze zgłaszanie dużych turniejów by gracze przed rozpoczęciem sezonu wiedzieli czego się spodziewać. Postanowiłem zatem przyjrzeć się nadchdzącym imprezom i dokonać ich mocno subiektywnego przeglądu:

BattleCannon - Czerwiec - Olsztyn
Turniej miał być masterem ale z powodów formalnych będzie chelkiem. Jak się tylko o tym dowiedziałem to dostałem -100 do malowania. Okazuje się, że jednak bez spinki i terminu to nie to samo ;). Poza graniem na 1800 punktów przewidziane są piłkarzyki i nocleg w akedamikach, czyli zacnie. Szczerze mówiąc podoba mi się w tym turnieju jego klasyczne podejście do zagadnienia. Czyli fajne punkty, klasyczne scenary, atrakcje na sobotni wieczór i dobry nocleg. W końcu co więcej potrzeba do pełni szczęścia?

Grill'n'Chill - Lipiec - Łódź
Luz, blues, ultramaryna. Sielsko i anielsko. Małe punkty - 1250 i bez pośpiechu, na pełnym lajcie ale przy kiełbasie. Tylko Lostów brak, co biorąc pod uwagę koncept na formułe turnieju jest dla mnie mocno zaskakujące. Turniej robi wrażenie mocno popularnego, na który wszyscy chcą jechać więc orgowie wymagają (i słusznie) przedpłaty by uniknąć blokowania miejsc "na wszelki wypadek - bo może znajdę chwilę na turniej". Nie przełożyło to się negatywnie na frekwencje i mam wrażenie, że nie wszyscy chętni pojadą na niego. Ja niestety muszę sobie go odpuścić bowiem z czegoś trzeba zrezygnować a pomimo wybitnej koncepcji nadla akurat z GNC mi najłatwiej.

Syrenka - Lipiec - Warszawa
Czyli prawie jak apo. Duże zabawki, duże punkty i siła D. To ostatnie prawie (na szczęście) ale i tak wydarzenie unikalne na naszej scenie turniejowej. Byłem raz i bardzo sobie chwaliłem. Na następną odsłonę rok temu nie udało mi się dotrzeć czego bardzo żałuję ale mam cichą nadzieję że tym razem wiatry Warpu nie staną mi na przeszkodzie w drodze do stolicy. Żeby w pełni się rozkoszować tym turniejem warto jednak mieć jakąś fajną zabawkę z najcięższej kategorii wagowej więc jeśli ktoś nie ma może warto zacząć kombinować bo impreza jest już tak naprawdę zaraz za pasem.

3City Heresy - Sierpień - Trójmiasto. Kiedy ostatni raz grałem na turnieju klasy master w 3city byłem drugi co jest póki co moim najlepszym osiągnięciem w karierze. Nie wyobbrażam sobie choćby zbliżenia się aktualnie do tego wyniku ale na pewno można na tej imprezie się doskonale bawić. Nie da się bowiem ukryć, że "kozacy z północy" doświadczenie mają i nie jeden już zacny turniej zoorganizowali. A dodatkowo wyjazd nad morze w sierpniu ma swoje zupełnie poza bitewniakowe plusy.

Arena - Wrzesień - Kraków. Czyli najlepszy master dopiero co zakończonego sezonu. Nie będę ukrywał, że mnie trochę kusi by się przełamać i po latach przerwy znowu pojechać do Krakowa by zobaczyć Arene z bliska. Zwłaszcza, że ziomki z Poznania którzy na ostatnią odsłonę dotarli chwalili bardzo i to pod każdym względem. Zgaduje zatem, że teraz zjadą się tzw. "wszyscy" i po prosty wypada się pojawić :). Natomiast zamierzchłym wycieczkom do Krakowa zawdzięczam najbardziej hardkorowe wspomnienia z PKP jak np łóżko piętrowe z stolika w Warsie czy mecz Blood Bowl'a na placu między Galerią Krakowską a dworcem głównym. Tak jak teraz o tym myślę to miastu smoka wogóle dużo wspomnień zawdzięczam ale one bardziej się nadają na jakiś afterkowy wieczór niż bloga.

Halo Stars - Październik - Szczecin. Turniej kontrowersyjny, mocno krytykowany ale który mi osobiście bardzo się podobał. Dzięki takiemu a nie innemu regulaminowi (głównie zapisowi, że jeden oddział może zajmować więcej niż jeden znacznik) miałem okazję zagrać nekronami, bo przez cały sezon tylko w Szczecinie byli grywalni, co już samo w sobie było odświeżające. Poza tym widać było spory nakład włożonej pracy który miejscami wręcz ocierał się o rozpieszczanie graczy. Niezależnie od regulaminu i innych takich detali, jeśli tylko będę miał możliwość - wbijam.

MiniWars - Styczeń - Wrocław. Czyli czelek czelkiem ale zacny afterek musi być. Miejscami zacny aż do bólu i to też osób postronnych co już takie urocze nie było. Natomiast turniej miał bardzo przyzwoitą miejscówkę, dość typowy regulaminu i punkty celujące w standardzik. Dla niektórych takie podejście może być zaletą, dla innych wadą, mi na pewno nie przeszkadza jednak sprawy takie jak tereny czy wspomniana gorączka sobotniej nocy mogą sprawić, że dwa razy się zastanowię przed przyjazdem.

Dice Crusher - Luty/Marzec - Toruń. Dla mnie absolutne must-be. Po prostu konwencja mecz rewanż z zmianą armii oferuje tyle wrażeń że trudno o lepszy pomysł na weekend - przynajmniej taki z figurkami w roli głównej. A jeszcze do tego dobra organizacja i choćby taka niespodziewajka jak nieśmiertelnik i jestem już teraz gotów zaklepywać termin. Kto jeszcze nie miał okazji odwiedzić bitewniakowo miasta Najświętszego Masztu - szczerze polecam. Turniej jest wybitnie rozwijający i dzięki niemu można nabrać dystansu i świeżego spojrzenia na swoją (i nie tylko) armię. Dobra już przestaje słodzić bo ktoś będzie podejrzewał mnie o jakieś konszachty.

Wojna Światów - Marzec - Poznań. Wiele bitew - jedna wojna. Liczę na to, że brak młotka w tym roku podziała na Sztab jak płachta na byka i WŚ wróci na szczyt. Albo zginie próbując. W każdym bądź razie nie będzie, żadnych żenujących opowieści z cyklu "In good, old days...". Zdarzyło mi się kilkukrotnie uczestniczyć w procesie szykowania tego turnieju i z doświadczenia wiem, że na tym etapie próby odgadnięcia kształtu imprezy mają jeszcze mniejsze szanse na powodzenie, niż ogarnięcie planów Tzeentcha. Ograniczę się do stwierdzenia, że turniej będzie i na pewno warto przyjechać choćby z względu na doświadczenie osób go robiących. Ale co im do głowy przyjdzie...

wtorek, 1 czerwca 2010

Dykteryjka



Już od dłuższego czasu, a przynajmniej dłuższego niż bym sobie życzył, mam okazję baaardzo regularnie korzystać z usług PKP na jednej - stałej trasie. Zacząłem się więc interesować sposobami na ograniczenie kosztów tej zabawy i natrafiłem na coś takiego - czyli 5 przejazdów wybranej relacji w cenie 4. Całe 25% gratis - znaczy się warto zadziałać. Bo jak mawiał klasyk mieć 25%, a nie mieć 25% to razem 50%. Poszedłem więc przy pierwszej sposobności gdzie trzeba by nabyć ten bilet ale z zamiarem zadania wcześniej paru pytań. Pierwszym z nich było:
- Czy trasa miejscowość X a miejscowość Y to, w państwa rozumieniu to samo co trasa miejscowość Y a miejscowość X?
Okazało się, że tak.
Całkiem niedawno moja rozmowa z el Piszczem zeszła właśnie na tory, całkiem kolejowe i w swym błyskotliwym pędzie zahaczyła o tą promocję. I jego pierwsze pytanie było dokładnie takie same jak moje czyli:
- Czy trasa miejscowość A a miejscowość B to, bla bla bla
W pierwszym odruchu ta koincydencja nie wywołała w mnie żadnej refleksji, jednak po upływie kilku dni niespodziewanie, bo przy goleniu, takowa się pojawiła. Czy to jest tak, że PKP czy też szerzej generalnie firmy przyzwyczaiły nas do różnych kruczków i z założenia im już nie ufamy? A może to granie w bitewniaki wykształciło w nas odruch szukania dziury w całym i takiego podświadomego naginania przepisów i/lub zabezpieczania się przed nim?