Zdjęcie autorstwa Spyro
No i sezon ligi Warhammera 40k 2010/2011 możemy uznać za oficjalnie otwarty za sprawą pierwszego dwudniowego turnieju czyli Battle Cannon'a w Olsztynie. I jeśli potraktujemy go jako prognostyk dla całości zabawy przez najbliższy (niecały) rok to będzie rewelacyjnie. Bowiem
Organizacyjnie
turniej naprawdę ocierał się o perfekcję. Pewnie były minusy ale nie oszukujmy się nie były one szczególnie bolesne. Oczywiście jak ktoś o brejku dowiadywał się w niedzielę rano, po dwóch bitwach w sobotę gdzie takowego zasadził mógł się czuć poirytowany. Mi osobiście brakowała coveru dla piechoty bowiem nie brakowało LOS blockerów ale piechota często miała problem z znalezieniem sobie miejsca na stole. Z kolei inni mogli mieć poczucie sędziowsko osieroconych bowiem jeden Ederus to mało na 40 graczy. I w sumie to koniec niedociągnięć.
Natomiast po stronie plusów mamy genialną miejscówkę fajna sala, 40 metrów dalej piwiarnia i grill z przyzwoitymi cenami i kolejne 20 metrów dalej akademik wraz z łazienkami, lodówkami i czystą pościelą. Wejściówka 30 złotych - nie mam pytań. Coś takiego trudno przebić.
Stoły pomimo wspomnianych niedostatków z perspektywy zwykłego szeregowca były więcej niż poprawne w ujęciu ogólnym i choć ich estetyka nie rzucała na kolana to swój cel spełniały można było bowiem pograć i pokombinować podczas ruch nad pozycjami do strzału lub braku takiego u przeciwnika.
Regulamin jak już ktoś dotarł do info brejku był całkiem fajny i różnorodny a jednocześnie klasyczny czyli reacon, trójkąty i inne takie ale bez jakiś rozbalansowanych frywolności. Dzięki czemu każda bitwa była inna ale w żadnej człowiek nie miał poczucia rzeźbienia w wiadomo czym bo np landek dostał imobila z jakiegoś meteoru bądź inne takie atrakcje. Nie jestem przeciwnikiem takich upiększeń ale doceniam regulamin w którym jest 5 różnych misji i sama klasyka.
Ostatnią rzeczą o której chciałem wspomnieć w sekcji organizacyjnej to test wiedzy - bardzo mi się podobał nie był oczywisty ale trudny również nie i fajnie się zaznaczało odpowiedzi bo się wiedziało a nie na drodze losowania. Szkoda tylko, że nie którzy już się nie mogą doczekać DMP i skoro nie mogli w bitwach współdziałać zrobili to przy okazji właśnie testu.
Bitwy
zanim o nich pokrótce opowiem to wpierw moja rozpiska:
Great Unclean One (muchy) 165
Greater 100
Aspiring Champion#1 (combimelta) 40
Aspiring Champion#2 (combimelta) 40
Aspiring Champion#3 30
Traitors [10] (laska ikona flamer agitator) 100
Traitors [10] (laska ikona flamer) 90
Traitors [5] (ikona agitator power weapon flamer) 55
Bloodletery [10] 160
Demonetki [10] 140
Crushery [3] (trąbka furia) 135
Traitors [5] (melta ikona) + Rhino 45 + 35
Traitors [10] (miska, melta ikona) + Chimera (hflamer autocannon) 90 + 60
Armoured sentinels[2] laski 140
Griffon 75
Defiler (dodatkowa ręka za palnik) 150
Defiler (dodatkowa ręka za palnik) 150
Pierwsza bitwa to challenge z Złym i jego wilkami. [Pitched battle, recon]
Dwóch lordów na wilach w obstawie 10 wilków a reszta standard.
Tu się zaczęło nieźle bo od przejęcia inicjatywy. Udało się w pierwszej turze zrobić jakiegoś imobila na rhinosie zabić kilku fangów i tyle. Potem zaczął się dramat bowiem na jednej flance ruszyłem 3 oddziały i wszystkie źle. Miałem bowiem jakiś mega ambitny plan zaszarżowania crusherami na Grey Hunterów ale jak się okazało byli oni powyżej 6" więc to nie miało prawa wypalić a planu B nie zaszczyciłem myślą. Efekt obie ikony na flance zginęły, crushery również i to by było na tyle po mojej prawej. A z lewej kostki zrobiły jakąś czarną dziurę. 10 sejwów na letterach 10 oblanych, 8 sejwów na demonetkach 8 ginie. Dwie pozostałe szarżują na runka na ostatniej ranie nic mu nie robią i giną. Ten sam runek potem puszcza paszcze za 300 punktów zabija bowiem GUO (na 4+) i ostatniego Championa dla grejtera który zgubił się w warpie (na 5+). Czad.
Wynik to zero do wielkiego łomotu.
Druga bitwa to orki Groobego. [Dawn of War, o środek]
Dwa standardowe Wagony z wkładką, motonoby, szef na bicyklu, szef w mega zbroi, burnasi, lootasi, loby i chyba jeszcze jedna cięzarówka chłopaków.
Tu plan A był podobny Crushery szarżują na motonoby które za blisko się wypuściły wchodząc w pierwszej turze. Ale stwierdziłem, że 3 crushery to ciut mało na 7 ork finest więc dorzuciłem demonetki. Przegrałem ale ustałem w tym kombacie. Do zabawy dołączył się zatem Wielki nieczysty i Defiler i efekt końcowy to zabity motoboss, motonoby crushery, demonetki. Potem się uporałem z burnasami którzy spalil (hehe) szarże i pogniły ich kontrujące armoured sentinele i kolejnym oddziałem orków. Lettery wytłumaczyły megobossowi że wcale nie jest taki mega i wtedy zaczął się dramat pt. rolka. Wagony mi przejechały wszystko zanim udało mi się je zatrzymać. A w międzyczasie ginęły troopsy i się zrobiło mocno nieciekawie. Koniec konców na stole zostały same niedobitki ale moich mniej więc znowu przegrałem ale tym razem tylko 12-8.
Trzecia bitwa to BA kolegi z Olsztyna. (ćwiartki)
Dwa predy, pralka, 2 małe AS w pojazdach, jeden duży AS na packach jacyś priści libra, strzelający scouci, i średnio wypasiona kompania, para AB z MM.
Strzelaliśmy bez większych efektów choć z przewagą na moją stronę a potem zaczęły się szarże i kontrszarże z których to manewrów wyszedłem zwycięsko. Jednak część czerwonych pancerzyków widząc co się święci uciekła druga część w ogóle nie przyszła i w efekcie końcowym udało się zająć wyłącznie własną ćwiartkę. Jedna boczna ćwiartka była blisko ale nie udało mi się otworzyć blokującego ją preda pomimo 3 penek. Wynik to 16:4 do przodu.
Czwarta bitwa Kris i jego Eldarzy. [trójkąty, 4 znaczniki]
Falcon, 2 prismy, autarch, farseer, 10 herlawych, dragoni, rangerzy, guardianie, 2 razy jetgurdianie i dwa serpy, warp spajderzy.
Kris wygrał zaczynanie wystawił się mocno ofensywnie po czym przejąłem inicjatywę i tak naprawdę już do końca bitwy z czołgów już nie strzelił do mnie. Jedynie 2 giej turze prism otworzył rhinosa. Przez większość bitwy ja biegłem demonami do jego troopsów w czym wybitnie pomagał griffon kolejno pinując guardianów i rangerów a Kris dla odmiany z racji kolejnych urwanych broni i szejków tank szokował moje troopsy. Efekt - w ostatniej turze uciekł ostatni z znacznika natomiast jetbajki które przeżyły demoniczny rajd i tak nie mogły zająć żadnego znacznika wszystkie bowiem było kontestowane. Przy remisie 0:0 w znacznikach za sprawą większych strat które zadałem wygrałem 14:6.
Piąta bitwa Jasiu aka Jezo i jego BA. [Pitched battle, Anihilacja]
Baal, dwa predy, kompania na średnim wypasie, dwa duże AS na packach, dwa małe w palnikowych razorach, dwaj prieści, libra, para AB z MM.
Jasiu zaczynał więc wydarł do mnie rhinosami na All Ahead Full resztą podjechał postrzelał ale bez większego efektu. Ja oddałem ale również wiele nie osiągnąłem. W drugiej turze przejechał Baalem jednego sentinela ale tym samym zerwał gąsienicę. Mi w strzelaniu udało się wysadzić kompanie której niestety GUO nie sięgnął szarżą. Udało mu się to turę i dwa składy traitorów później. W międzyczasie crushery zabiły AB po czym zostały wbite w ziemię przez kontrę. I tak w radosnej atmosferze szarż i kontr sobie turlaliśmy kostkami. Jasiu w międzyczasie mnie przypalał z flamerów na razorach co sprawiło, że w pewnym momencie wystraszyłem się braku zasięgu do szarży letterami i poszedłem nimi w drugą stronę by uniknąć palnika. Jak się okazało niesłusznie bowiem było ciut poniżej 12". To co mnie zaskoczyło w tej bitwie to, że mimo mojej niemocy w otwieraniu pojazdów miałem cały czas jakieś cele do szarży i gdy lettery wbiły w ziemię kolejny bladziowy skład ci zaczęli się kitrać pozostałościami. Jasiowi na koniec zostało bardziej okrojone niedobitki niż mi i jak do tego doszedł brejk i KP zrobiło się 16 :4 dla mnie
Podsumowując po raz kolejny grało mi się lostami genialnie. Armia miała do zaoferowania wszystkim napotkanym przeciwnikom jakieś atrakcje. Nawet w pierwszej bitwie nie czułem się jak z nożami na strzelaninie tylko zrobiłem błędy do tego doszło trochę niefartu i się skończyło rumakowanie. A w kolejnych już było tylko lepiej.
A Battle Cannonowi wystarczy, że będzie tak samo za rok a jeśli tylko się uda przyjeżdżam na pewno bo tak dobrą imprezę przegapić po prostu żal.
Więcej zdjęć (całkiem fajnych) autorstwa Spyro tutaj.
Specjalne podziękowania dla towarzyszy podróży oraz zabaw w sobotni wieczór z specjalną dedykacją dla Emeryta - jeszcze raz wszystkiego najlepszego i sto lat.
dziękować :*
OdpowiedzUsuńDostałeś buziaka...? Od ...Emeryta... :)
OdpowiedzUsuńZazdrościsz Michu? ;) :)
OdpowiedzUsuń