niedziela, 29 listopada 2009

Ulotne jak ulotka

Zdaję sobie sprawę, że notka bazująca na samym filmiku z youtuba to coś prawie jak szczyt lenistwa więc notce która opiera się na pojedyńczym obrazku jeszcze bliżej do tego. Ale są rzeczy które po prostu zasługują na możliwie szerokie audytorium, nawet jeśli są trochę odgrzewane:
Zdjęcie pozwoliłem sobie pożyczyć z profilu Szamana na facebook'u.

wtorek, 24 listopada 2009

W końcu to rok z dziewiątką na końcu.

No i po latach już wręcz oczekiwań, dotrwaliśmy tej podniosłej chwili gdy na glebie naszej ufności w mistrzów z Forgeworld'a wylądował Wielki Ptak. Czwarty Naprawdę Wielki Demon. Ostatni Brakujący. Zagubione Ogniwo - ups. Zwał jak zwał - w każdym bądź razie na pewno w własnej osobie.
Nie podejmuję się oceny rzeźby jedynie na bazie zdjęć poza tym euforia jeszcze nie do końca ustąpiła z moich szarych komórek. Ograniczę się tylko do stwierdzenia, że większość oczekiwała czegoś więcej, zwłaszcza od skrzydeł. Pomijam już fakt że stanowią one wizualnie ponad połowę modelu więc siłą rzeczy stanowią jego integralną część która wymagała ciut więcej atencji niż jej poświęcono. Nie zmienia to jednak faktu że Wielka Czwórka (nie mylić z ) jest już kompletna - przynajmniej jeśli chodzi o modele - na zasady Wielkiego Tzeentcha należy jeszcze trochę poczekać. Swoja drugą pomimo swoich przypuszczeń i niewerbalnych dywagacji strasznie ciekaw jestem co to będzie mogło.
A w ogólności najbliższy czas dla wszystkich wyznawców Pana Zmian może być najlepszym w ich dotychczasowej karierze zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do tej pory w jej trakcie nie byli szczególnie rozpieszczani. A to za sprawą, że nie dość iż dostaliśmy nową figurkę i to dosyć konkretną to jeszcze coraz bliżej do od dawna zapowiadanych nowych książek z cyklu Horus Heresy koncentrujących się na wydarzeniach na Prospero. Czytam aktualnie tomik Tales of Heresy gdzie pan Graham McNeill udowadnia swoim opowiadaniem, że jest w wyśmienitej dyspozycji jeśli więc pójdzie za ciosem będzie liryczna zacność.

Było zatem o Forgu jak i o Black Library został więc samo GW a to (pewnie przypadkiem) się wstrzeliło w magiczny moment i na Games Day przygotowano model Chaos Sorecera. Trochę za ludzki jak na Heralda, choć zależy co kto lubi, ale do Lostów jak znalazł. Choćby jak champion do przywania dużego. Tego Naprawdę Dużego :)

czwartek, 12 listopada 2009

Same s*!#, diffrent crusade.


Święto Niepodległości w zacnym, 40'kowym, gronie uczciliśmy kilkugodzinną "partyjką" Apokalipsy gdzie na stole się spotkało po 10k punktów na stronę. Jedną z nich byli zwykli marinsi a drugą ich ulubieni od 10 tysięcy lat adwersarze czyli źli i rogaci. Scenariusz przewidywał zajmowanie znaczników ustawionych w okręgu na środku stołu. Tyle że w tym samym środku stał również tytan strzelający w losowych kierunkach w każdej turze strzelania. A jednocześnie punkty za znaczniki zbierało się co turę więc chcąc je zdobywać trzeba było się liczyć z jakimś zabłąkanym plackiem z siłą D. No ale z drugiej strony grając na 10k to 5 marinsów w tą czy tamtą różnicy nie robi.
Obie strony przyniosły wystarczająco luf z sobą by się nie czuć jak ci Turcy z powszechnie znanego kawału. Co prawda naście atak bajków z MM (linkowanymi przez Vulcana) mogło mieć problem z dojechaniem do lini chaosu w stanie nie naruszonym jednak asset flank march pozwalający wszystkim rezerwom wychodzić z dowolnej krawędzi zdecydowanie rozwiązał sprawę. Na tyle skutecznie że w jedną turę zniknęła na jednej flance prawie cała formacja oblitów - został jeden z dziewięciu. Cały czas mnie zdumiewa w Apo rozmiar strat w trakcie jednej tury który potrafi się wachać od praktycznie zero do jakiś tysięcy punktów (w tej samej turze z drugiej strony padło kolejnych ~6 oblitów plus jakieś pitu-pitu). Ale z drugiej strony nawet takie straty nie umożliwiają skutecznej riposty. Po prostu zdejmowanie po jednej turze strzelania odpowiednika normalnej armii jest częścią tej zabawy i to naprawdę bardzo fajną. A w zadawaniu takich strat wybitnie pomagają (poza assetami) super heavy. Nawet zwykły benek ma ma ogromny potencjał destrukcyjny siła 9 ap2 i 10" blasta robi wrażenie zwłaszcza że często drugo strona ma problem z utrzymaniem "luźnej" formacji.
Klasycznie już nie będę się silił na battle raport bo zbyt wiele się działo na stole poza tym wydarzeń na drugiej stronie często nawet nie kontrolowałem i ograniczę się do wspomnienia szczególnie epickich momentów. A tych jak zwykle w Apo nie brakowało:
- Abbadon. Wódz i Władca. Niszczyciel Światów i pogromca sługusów fałszywego. Przybył na stół wraz z swoją świtą by dostać placek od benka i wounda od niego (podobnie jak większość jego 1 woundowej świty). Następnie zaszarżował na jakiegoś Vindicatora wyciągnął swoją najbardziej demoniczną z demonicznych broni i.... stracił kolejnego wounda. W następnej turze targany wielkimi emocjami zamachnął się, na tego samego Vindicatora, ciągle najbardziej demoniczną z demonicznych broni i... stracił wounda. Po czym się skończyła bitwa ale ponieważ pojedynek tych dwóch indywidualności jakimi bez wątpienia są zarówno Abbadon jak i Vindicator (seryjnie produkowany gdzieś na obrzeżach galaktyki) wymagał zwycięzcy stoczyliśmy kolejną rundę tej niesamowitej walki. I tak zgadliście kolejna jedynka i Abbadon przegrał duela z zwykłą pralką.
Powodzenia w wyborach na herszta 15 krucjaty :D
- Lesser demony, Lysander i Tigirius. Gdy na stole pojawił się Lysander znany również jako Marins-Demolka ogarnął mnie strach. Zwłaszcza że wszystkie moje super heavy -Wierza Tzeentcha, Knight oraz benek stały w kupie. Temu ostatniemu udało się wytrzymać pierwszą szarżę naczalnego Titan Hunter'a ale zgon był kwestią czasu. Nie mając po ręką nic co by mogło się z nim równać postawiłem na taktykę minimalizowania strat i zaszarżowałem go 9 lesser demonomi. Takimi generycznymi. Miały po prostu reszcie armii kupić trochę czasu. A one wzięły i zabiły Lysandera w szarży. Tak po prostu. Więc potem już na pewniaka zaszarżowały Tigurisa (który został strzałem z siłą D namówiony do opuszczenia swojego zacisznego Land Raidera). Efekt był identyczny. Zatem już wiemy kto będzie prowadził kolejną krucjatę.
Oprócz tego miały miejsce takie perełki jak pojedynek przez 5 faz assaultu AC Thousnad Sonsów z kapelanem przy stale odpalonym Null Zonie i w zasięgu Hood'a wygrany przez tego drugiego za pomocą Force Weapona. Lub też trzy tury Paladin Knighta w których zabił ~10 atak bajków, 10 stern guardów z Rhinosem oraz Predatora. Słowem działo się i to wiele. Jak zawsze zresztą.
Moje wnioski po tej bitwie są z kategorii oczywistych ale z braku innych i tak się nimi podzielę. Super heavy ewentualnie formacje pokroju oblitów mogą naprawdę dużo zabijać jednak do ich ochrony potrzeba dużo mięsa, by nie powiedzieć, że bardzo dużo. Zwłaszcza grając przeciwko takim spadająco-wchodzącym na plecy marinsom. A im te modele będą tańsze punktowo tym lepiej bo najprawdopodobniej i tak zginą. Ale dzięki temu może uda się zabić armię przeciwnika zanim ona to zrobi z nami o co w końcu chodzi. Bo granie na znaczniki co mi się w Apo przytrafiło po raz pierwszy (w sensie, że uwzględniłem ich zajmowanie w swoim planie) jest zdecydowanie przereklamowane ;).

wtorek, 10 listopada 2009

Tech VS Iron


Mam taki zwyczaj, że zawsze lekturę nowego kodeksu który wpada w moje łapki zaczynam od miejsca z opisem "lokalnych" psykerów a w dalszej kolejności techmarinów bądź pochodnych. Wynika to bezpośrednio z mojej fascynacji TT (nie mylić z kolejkami) czyli Tzeentch & Titans które to są zdecydowanie moimi ulubionymi akcentami w świecie 40ki. I tak ostatnio przy okazji szykowania się do opisu nowych wilków analizowałem Iron Priest'a który jest bezpośrednim odpowiednikiem marinsowego Techmarina. I doszedłem do może nie przyłomowych i szczególnie odkrywczych ale wg. mnie ciekawych obserwacji.
Obaj zawodnicy kosztują tyle samo i mają bardzo podobny statline - typowo marinsowy - różnią się jedynie liczbą ataków, oczywiście na korzyść przedstawiciela wilków. W zasadach specjalnych różnice się pogłebiają choć ta postawowa czyli naprawianie pojazdów działa tak samo. Zwykły marynarz ma bardzo przydatne (jeśli to się uwzględni składając rozpiskę) umacnianie ruin natomiast ten z SW zasady charakterystyczne dla swojego legionu. Jednak największe czy wręcz kluczowe różnice są w ekwipunku zarówno tym na bazie jak i tym dostępnym za dodatkowe punkty.
Szary mechanik oprócz tego wszystkiego co ma zwykły ma dodatkowo Thunder hammer - jak dla mnie różnica całkiem istotna. Co prawda robienie z 1 woundowego typa namiastki solisty na bajku bo ma darmowy młotek nawet z sejwem 2+ nie jest szczególną koncepcją. Jednak bajk nie jest jedynym sposobem by go przyspieszyć bo altrenatywą jest charkterysytyczny dla tego kodeksu thundermount. I tu dochodzimy do kolejnej różnicy bo w odróżnieniu od zwykłego przedstawiciela myśli technicznej rodem z Marsa kolega w szarym oprócz servitorów może wziąć w ramach swojej obstawy cyber-wilki które wraz z wspomnianym TM nabierają sensu. Jak widać z typa służącego do naprawiania predów którym się drzewo wkręciło w gąsienice można złożyć ciekawy unit do walki wręcz w koszcie pi razy drzwi małego assault squadu. A jak ktoś lubi to może go dopaść takimi gadżetami jak trafianie na 3+. Oczywiście ten oddział ma trochę wad jak choćby rozmiar modelu na mountcie ale i tak wydaje mi się dość ciekawą opcją. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że jeśli chcielibyśmy wziąć jednak strzelającego Tech Priesta to za bronie dla servitorów zapłacimy i tak mniej niż u jego kodeksowego odpowiednika.
Nie będę roztrzygał nawet który z tych zawodników jest lepszy bo dobrze użyty i jeden i drugi może być języczkiem u wagi. Jednak typek w szarym power armourze wydaje się oferować więcej ciekawych opcji. A ich grywalność no cóż to już kwestia testów.