wtorek, 27 kwietnia 2010

... i po DMP

zdjęcie autorstwa Fangira

Dla mnie osobiście Drużynowe Mistrzostwa Polski zaczęły się w tygodniu poprzedzającym Wielkanoc. Wtedy bowiem sobie uświadomiłem, że jeśli chcę na tym turnieju pograć Lostami, a zależało mi na tym jak cholera, to właśnie słyszę ostatni dzwonek by zacząć malować armię. I poświęcając każdy wieczór praktycznie w całości, poza tymi weekendowymi zarezerwowanymi dla Żony, udało mi się pomalować co sobie założyłem ciut pożyczyć i wystawić pożądaną armię. Traktuję to w kategoriach wielkiego sukcesu biorąc pod uwagę moje podejście do tego aspektu hobby. Czysta nienawiść. A najśmieszniejsze jest to, że gdy wczoraj wróciłem do domu odruchowo chciałem siadać do stołu malować. Ale z braku przygotowanych modeli skonwertowałem sobie Aspairing Championów by korzystając z niespodziewanego przypływu entuzjazmu również i ich machnąć.
Mając zatem pomalowaną armię, rozpiskę oraz co najważniejsze miejsce w równie zacnym co old-skolowym teamie w następującym składzie eM (eldarzy), Arecki (SM), Jacob (CSM), Beowulf (BA) mogłem jechać do miasta najświętszego masztu. Najdelikatniej rzecz ujmując nasz zapał do przygotowań ani poprzez moment nie palił się szczególnie żarliwym ogniem i wystarczyło go na rozpiski i zastanowienie się nad parowaniami z Legionem I, który był uprzejmy rzucić nas rękawicą.
Siłą rzeczy była to nasza pierwsza bitwa i mnie sparowano z Emanem i jego nowymi Bladziami. W rozpisce miał zarówno konkretne lutowanko jak i strzelanie bazujące na podwoziu predów. Nie będę się rozwodził nad szczegółami poszczególnych bitew ograniczę się jedynie do najważniejszych punktów. W tej konkretnej potyczce takim był moment gdy mój większy wraz crusherami zostały skontrowane i wbite w glebe i gdy wydawało się, że Eman ma środek stołu a mi zostanie przemykanie pod linami i unikanie lamp jeden z moich defilerów dokonał 18" szarży i w kilka faz assaultu wytłumaczył Kompanii, że jeden fist to za mało. Dzięki temu udał mi się wprowadzić zaginające flankę lettery oraz demonetki do deplojmentu przeciwnika. Emanowi udała się również to samo (w sensie, że dwa troopsy a nie, że jakies demony ;) ) więc i bitwa zakończyła się remisem. Niestety choć byłem bliski tego nie udało mi się wprowadzić jednych traitorów ci bowiem na widok pędzącego na nich Baala dali nogę. Jako drużyna przegraliśmy.
W drugiej bitwie zagrałem z…. Lostami prowadzonymi przez kolegę a przy okazji też kapitana teamu z Szczecina którego godność porwał mi z pamięci Warp. Było to dla mnie bardzo miłe – spotkać inną armię złożoną na tym no… dosyć bliskim mi deksie. Mój przeciwnik z ważniejszych rzeczy miał w rozpie: thirstera, 2 bazyle, 6 fiendów i nurglowych mutantów a reszta podobno do mnie czyli ikony w pojazdach traitorzy z laską itp. Mój gryfon przegrał pojedynek strzelecki z dwoma bazyliszkami ale został pomoszczony przez traitorów oraz sentinel. Udało mi się już w pierwszej turze unieruchomić przeciwnego defilera i mogłem się skupić na tym co wyłaził z ikon. A wyłaziło to w miarę równomiernie więc łatwiej mi było to kontrować. Koniec końców zabiłem prawie wszystko i zająłem jedną ćwiartkę co dało mi 14-6. Jako team zremisowaliśmy.
Trzecia bitwa to spotkanie z toruńskim Alzhaimer team w którym średnia wieku jak się dowiedziałem w trakcie potyczki była ~35 lat. Ggggeeee. Zaniżałbym ją :D. Wow. Sama bitwa była dosyć jednostronna (na moją korzyść) ale bardzo przyjemna i mam nadzieję, że dla obu stron. Mój przeciwnik a przy okazji kapitan drużyny miał chaos z świniakami Khorna, rhinosami berków oraz delikatną strzelecką kontrę w postaci 9 oblitów. Demonetki zrobiły sobie rajd po jednej z flank zabijając jedne berki i dwa składy oblitów. Po drugiej stronie systematyczne strzelanie i szarże stworów z warpów rozwiązywało kwestie pilnych zagrożeń. Końcowy wynik to 19:1 i nasza jedyna wygrana na tym turnieju.
Wieczór, który spędziliśmy w bardzo bliskim miejscu zmagań lokalu -Jarpen stał pod znakiem młotków (wyniki można przejrzeć np. tutaj) oraz nagród za ligę. Kiedy już mowa o wieczorze i nocy wielkie podziękowania dla Dikinsa za przygarnięcie nas wraz z Żoną i zapewnienie wygodnego łóżka oraz ciepłego prysznica.
Niedzielne boje rozpocząłem od starcia z 4 z rzędu kapitanem czyli Bizimem z wawy i jego bladziami. Część assaultową miał podobną do Emana tylko kompania taka skromniejsza natomiast do strzelania miał Baala, devki z rakietami i dwa dredy z linkowanymi autocannonami. Biliśmy się o 3 znaczniki miałem nawet plan w tej bitwie i to wydawało mi się, że całkiem dobry i jeden problem. Totalny brak rzutów na otwieranie pojazdów. Zniszczyłem na początku jednego rhinosa a potem nic, zero. Efekt był taki, że transporty musiałem szarżować demonami które następnieginęły od wkładki. Cały misterny plan poszedł się czochrać i zamienił się w rzeźbienie by cokolwiek uratować. Udał mi się jedynie 4 punkty uratować ale jako team zremisowaliśmy.
Ostatnia bitwa to pierwsza bez kapitana z drugiej strony ale za to druga z dwoma świniakami khornowymi. A poza nimi 4 oblity, Landek, berki, greater. Po wstępnym obstrzale z przeciwnikiem, który wyrządził założone i akceptowalne straty, dosyć szybko przeszliśmy do szarżowania się i kontrowania. Te czerwone manewry udało mi się wygrać a dzięki temu wygrałem całą bitwę. Oddziałem który przejdzie do historii byli traitorzy którzy zadali świniakowi khonra, najpierw wounda z latarek a chwilę później (ustał strzelanie na ostatniej ranie) zaszarżowani dobili go z bagnetów. Zakończyło się wynikiem 18:2 a drużynowo kolejnym remisem.
Armia składająca się z błota i trawy sprawdziła się generalnie bardzo dobrze i szczerze mówiąc przed Olsztynem nie zamierzam wywracać tej koncepcji do góry nogami. Same bitwy i atmosfera przy nich bardzo dobre i godne zapamiętania. Organizacja jak i sędziowanie na dobrym i wysokim poziomie. Jedynym problemem były momentami stoły ale biorąc pod uwagę jakie problemy chopaków przy tej okazji spotkały trzeba przyznać, że wybrnęli z nich bardzo zgrabnie i więcej niż dobrze. Słowem cudny weekend – jeszcze raz wielkie dzięki dla drużyny, przeciwników i orgów.
A za rok widzimy się w Wawie.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Żona o przygotowaniach do DMP

Z racji faktu, że co prawda koniec malowania Lostów już widać ale nadal sporo zostało by do niego dotrzeć postanowiłem poprosić moją Żonę o skrobnięcie paru zdań na tego bloga. A bezpośrednim powodem tego jest fakt, że będzie ona grała na Drużynowych Mistrzostwach Polski w teamie wyłącznie kobiecym.

Został tydzień… a zaczęło się tak:

Czwartek, 8.04.2010 (ZULU +1) 19:41, sieć GSM

- Halo?

- Słuchaj Kochanie masz jakieś plany na ten ostatni weekend kwietnia?

- Nie, nie mam (Mam tylko imieniny taty, moje urodziny, naszą rocznicę ślubu, twoje urodziny). Nie absolutnie. Czemu pytasz?

- Bo dzwoniła do mnie dziewczyna Złego i pytała czy nie chciałabyś zagrać na DMP, bo im brakuje kogoś do zespołu, a ona słyszała, że kiedyś grałaś.

- Jasne, czemu nie? I tak miałam być wtedy u rodziców w Bydgoszczy więc luz.

- To rzucę chłopakom temat rozpiski na forum.

End of transmission

A potem wydarzenia potoczyły się szybko

Piątek 9.04.2010, (ZULU +1) g. 10:50:39, Gadu Gadu

- Właśnie na forum chłopaki skończyli ci rozpiskę składać

- I co będę miała? (Tutaj nastąpiła mniej lub bardziej zrozumiała lista postaci dramatu wraz z wartością punktową.) To jeszcze za karę musicie ze mną pograć J (Oh, I’m Evil!)

- Sure – oznajmił Super Em

W sobotę nikt nie miał głowy do grania, w niedzielę kolejny telefon

Niedziela 11.04.2010, (ZULU +1) 12:10, sieć GSM

- Hej, tu Magda. Dzwonię bo się nie odzywasz, czy grasz czy nie,

- Gram, jasne, że gram.

- Prześlij rozpiskę do kapitan, bo jest termin do jutra.

- Jasne, zaraz prześlę.

End of transmission

Niedziela 11.04.2010, (ZULU +1) 12:12:12, komunikacja standardowa werbalna

-Kochanieeee, gdzie ja znajdę swoją rozpiskę?!?

Środa, 14.04.2010, (ZULU +1) 18:00, w realu

Pierwsze starcie z eM.

Czwartek 15.04.2010, (ZULU +1) 10.24, Gadu Gadu

- Czy możesz jakoś zwięźle podsumować wczorajsze starcie (reporter mode on)

- W sensie grę?

- No.(…)

- Demon Prince to patałachy (by eM)

I tak minął tydzień moich przygotowań do DMP. Bardziej wirtualny niż praktyczny. Już wiem, że jak zwykle w moich rękach, pewniaki nie działają, a najmniej groźne bronie mają moc złowieszczą.

Jedno jest pewne. Chaos będę siała na pewno, ale co do zniszczenia…

Jakby chciał więcej, choć już nie 40kowej twórczości autorki zapraszam na bloga mojej Żony.

środa, 14 kwietnia 2010

Młotki odsłona 3

Nie da się ukryć, że Was drodzy czytelnicy na przestrzeni ostatniego roku nie rozpieszczałem z częstotliwością wpisów. Głównym powodem tego były całkiem spore pertubacje w moim życiu zawodowym oraz prywatnym, które nie pozwalały mi na tyle czasu i kreatywności ile regularne prowadzenie bloga wymaga. A kiedy zacząłem już pomału sobie układać klocki puzli zwanych real life to nagle sobie wymyśliłem, że pomaluję Lostów na Drużynowe Mistrzostwa Polski. Żegnajcie zatem wolne wieczory.
Dokonuje tej wiwisekcji godnej nowego gatunku xenosów z względu na nadciągające Młotki (czyli nagrody środowiska dla środowiska) i towarzyszący im moment na zastanowienie się oraz podsumowanie sezonu. Warto by każdy znalazł na to chwilę i zagłosował bo może dzięki temu trochę nasze hobby skorzysta a ludzie ciągnący lub popychający ten wózek, czy po prostu zabawiający tych "przy napędzie" będą mieli również swój moment chwały.

Zapraszam zatem do głosowania.

PS. Dziś oszczędnie bo moment nie skłania do zabawy zarówno słowem jak i w ogóle. Jednak ten temat, jako bieżący, uznałem za usprawiedliwiony by go poruszyć.

sobota, 3 kwietnia 2010

Wesołego jaja ...


... i bolterów pełnych wody. Czyli rodzinnych, zdrowych i wesołych świąt Wielkanocnych. Odpoczynku i oddechu od codzienności. I po prostu spokoju przez te parę dni.

Przy tej okazji muszę niestety ostrzec wszystkich tu zaglądających, że do DMP może być trochę mniej wpisów niż zwykle ponieważ postanowiłem być ambitny. Czyli w 3 i pół tygodnia pomalować całą armię Lostów właśnie na te mistrzostwa. Czasu jest mocno na styk więc nie wiem na ile mi go starczy na pisanie ale postaram się raz po raz coś skrobnąć choćby w trosce o własne sanity.