poniedziałek, 30 lipca 2012

Jak grać Lostami w 6 edycji?


Zanim odpowiem na tytułowe pytanie, do czego mnie sprowokował Yedli komentarzem pod poprzednią notką, chciałbym na początek popełnić mały disklajmer.

Jest dla mnie oczywiste, że to orgowie poszczególnych turnieji będą decydowali czy chcą czy też nie chcą widzieć u siebie Lostów. Ja tylko mam nadzieję, że wykażą się równie dużą otwartością jak za czasów 5 edycji i LatD będą powszechnie widziani w spisie armii dopuszczonych.

I jeśli się na to zdecydują to chciałbym zasugerować jak to zrobić, by wszyscy się mogli dobrze przy tej decyzji bawić.

Ogólnie Lości na 6 edycją działają w sposób możliwie zbliżony do tego z 5:

1 Czyli mają swoje własne zasady sojuszników z których korzystali do tej pory niezależne od dopuszczania aliantów na danym turnieju. Za to nie mogą korzystać z jakichkolwiek sojuszników na zasadach ogólnych.

2 Ikony działają tak jak do tej pory czyli mogą szarżować.

3 Jednostki sojusznicze czy też te do których się odwołujemy podlegają aktualnym FAQ'om do swoich kodeksów czyli np. Bloodlettery mają AP 3 na swoich Hellbladach, a pojazdy występujące w tym minideksie mają stosowną ilość HP, itd.


I to tyle póki co. A to "póki co" potrwa do premiery nowego deksu chaosu po którym będzie wiadomo w którą stronę się z tą armią się obrócić.

Czy warto dopuszczać Lostów do turnieji na 6 edycję?

Pomimo, że można mnie podejrzewać w tej kwesti o stroniczość to całkiem szczerze powiem, że tak. Nie zyskali jakoś kosmicznie ale nadal są grywalni i są rzadkim przypadkiem armii assaultowej które mam wrażenie będą wnosiły odrobinę świeżości na 6sto edycyjne stoły. Tak, więc do boju, w cieniu ikon.

niedziela, 29 lipca 2012

Nadchodzą wydatki czyli podsumowanie tygodnia


Modlitwy wiernych kultystów zostały wysłuchane i Demony doczekały się updatejtu. Tzn w naszych warunkach już za chwilę się doczekają bo jeszcze chwilę trzeba odczekać kiedy nowy Biały Krasnal pojawi się w Empikach. Nie żeby od razu stały się pogromcami ale parę fajnych, nowych opcji się pojawia bo każda z nowych czy po prostu odświeżonych jednostek ma jakiś tam sens.

Flamery - dużo tańsze, dodatkowy wound kosztem jednego oczka na sejwie. Jak dla mnie rewelacja.
Screamery - 3 ataki z S5 i AP2 plus dodatkowy wound. Powtórzę 3 ataki z siłą... Acha i armourbane na deser.
Rydwany Slanesza - ciężkie są moimi faworytami. Jeśli wpadają w coś bez wcześniejszej utraty HP to 4d6 hitów z siłą 4 i rendingiem może zaboleć.

To tak w telegraficznym skrócie - więcej będzie można powiedzieć po jakiś testach. Ale plus jest taki, że znowu zacząłem się demonom bacznie przyglądać co przez ostatnie 2 lata zdarzało się jedynie jak ich kodeks z półki spadał mi na stopę gdy szukałem podręcznika do czegoś, co działa na stole.



Kolejny news to zapowiedź od Fantasy Flight Games nowej planszówki w świecie 40k. Pierwsza moja myśl gdy o tym przeczytałem to była - "Nareszcie". Do tej pory miałem wrażenie że FFG w dość słaby sposób wykorzystuje swoją licencję na światy Warhammera. Zwłaszcza jeśli się zignoruje RPG'i, na które mi nie starcza czasu i zacięcia, to różowo nie wyglądało. Dostaliśmy bardzo fajny Chaos in Old World z dodatkiem, dobrą choć tylko na dwóch graczy Herezję Horusa i beznadziejną karciankę inspirowaną konceptem zwiedzania Space Hulków. Zacne osiągnięcie gdyby wyprodukowali to w rok czy półtora. Beznadzieje w kilka lat. No ale może teraz dostaniemy coś co nam wynagrodzi tą posuchę zwłaszcza, że sam koncept czyli Magia i Miecz aka Talisman przniesiona w 40 millenium brzmi bardzo zachęcająco.

No i najświeższy news czyli trailer od Forgeworldu:


Wizualnie fatality - powinni się wstydzić pomysłu wypuszczania czegoś takiego w świat. A realizacja takiego konceptu powinna być karana (najlepiej 90% obniżką cen na miesiąc ;) ). Jak firma która bazuje na poczuciu estetyki zarówno jeśli chodzi o modele jak i i książki może tak znieważyć nasze oczy? Zagadka. Ale pomijając forme tego zwiastuna to treść zapowiada się rewelacyjnie FW + Herezja Horusa na to wielu czekało. I znowu można to skwitować jednym słowem - Nareszcie.

I to tyle z tego tygodnia. Chciało by się więcej takich.

Choć może lepiej nie bo mój portfel może tego nie wytrzymać.

czwartek, 26 lipca 2012

Lotna brygada




Już przeszło miesiąc temu kupiłem sobie Dwarfa z zasadami nowych fruwajek czyli kolejnej wariacji na temat latającego kontenera na śmieci, oraz szczytu orczej myśli technicznej. Nie ukrywam, że zakup był głównie powodowany chęcią posiadania tych zasad które okazały się być bez większego szału ale nie o tym miała być ta notka, zwłaszcza, że temat tych lataczy już był wałkowany zarówno w kontekście 5 jak i 6 edycji na forach wszelakich więc powtarzać się nie ma za bardzo po co. I oczywiście przy opisie podniebnych wymysłów zielonoskórych nie mogło zabraknąć reklamy dopiero co odświeżonego komiksu z Black Library pt. Deff Skwadron. Przy czym reklama ta okazał się na tyle skuteczna, że gdy odkryłem jakąś promocję na wysyłkę - w sensie za darmo również do naszego kraju - kliknąłem wiele się nie zastanawiając.

Przesyłka dotarła z niemałymi przygodami, których opisu Wam zaoszczędzę ograniczając się do stwierdzenia, że nie zawsze warto słuchać swojego wewnętrznego lenia. A już szczególnie jak przybierze maskę optymizatora wydatków energetycznych. No ale w końcu paczka była w moich rękach które od razu, pod samymi drzwiami poczty, bez większego udziału mózgu rozerwały karton.

Komiks jest w formacie większym niż A4 co mnie bardzo zaskoczyło ale oczywiście również uradowało. Większe strony -> większe obrazki -> większa zabawa. Prawda, że łatwo wejść w orczą mentalność? Niestety jest czarno-biały, co jednak nie zaskakuje bo to praktycznie standard dla BL. A szkoda bo jak się patrzy na okładkę która jest pokolorowanym jednym z kadrów z komiksu to łatwo sobie wyobrazić jak bardzo całość w kolorze by zyskała. Ale to nie jest dla mnie największy problem estetyczny, z tą było nie było, graphic novel bo pierwszoplanowy jest taki, że rysunki są po prostu brzydkie. Oczywiście to moja subiektywna opinia ale jak się patrzy na takie Lone Wolves, które uważam za najśliczniejszy komiks z BL a potem na ten dramat to człowiek może się nabawić poważnych urazów nerwowych. Choć nie ukrywam, że z kolejnymi stronami moja opinia na temat tej kreski złagodniała i stwierdzam, że poniekąd pasuje ona do estetyki rasy przedstawionej. A że rasa ma takie poczucie piękna jak ma to i tak komiks tak wygląda a nie inaczej. Trudno mi wyobrazić sobie zastosowanie tej estetyki do zilustrowania losów dywizjonu Wytwórców Świec aka Eldarów.

Zawsze wydawało mi się, że GW tworząc wizerunek orków w świecie 40ki potraktowało ich jako swój wentyl bezpieczeństwa dla całego tego patosu 40 millenium. Wielka zdrada oraz wielkie dramaty rodzinne, opowieści o wielkiej odwadze jak i podłości itp itd. A na to pojawiają się orki z swoim "red uns go fasta" i podobnymi mądrościami, z swoimi Shook Atak Gunami i walutą noszoną w gębach. Ich radosny i losowy charakter średnio przystaje do całej reszty wizji mrocznej przyszłości. A jednak są niezbędnym składnikiem tego koktajlu który, co ważniejsze, ma całe rzesze wiernych fanów.

I ten komiks jest kwintesencją zielonego klimatu, zaczynając od tej nieszczęsnej kreski a kończąc na gagach których w nim nie brakuje. A po drodze mamy piękny rys o historii rozwoju orczej myśli taktycznej oraz technicznej. Tak, dzieje się. Dużo i głośno - strzelanie gdzie popadnie, poruszanie się czym popadnie oraz okładanie kogo popadnie. Słowem zielono mi. A o czym on konkretnie opowiada poza tym że o orkach?

Konkretnie to jest zbiór opowieść o tytułowym Deff Skwadronie koncentrująca się na jego dowódcy oraz nawigatorze. Który jest zdecydowanie inteligentniejszy od swojego przełożonego ale również zauważalnie mniejszy co głównie determinuje jego miejsce w hierarchii. Poznajemy ich losy przy okazji różnych kampanii i misji oraz ich relacje z wrogami oraz teoretycznymi sojusznikami które są zaskakująco zbieżne. Generalnie dostajemy całkiem niezły wgląd w relacje między zielonoskórymi oraz sposób ich działania. Sposób w którym na myślenie w nie ma zbyt wiele czasu.

Czy warto? Jak ktoś jest fanem orków to pozycja ta jest absolutnym must have.
A jeśli ktoś grzyby po prostu je a nie obserwuje za wypadającymi zielonoskórymi? To i tak warto przeczytać, zwłaszcza, że jest spora szansa, że się człowiek uśmiechnie raz czy drugi a może nawet serdecznie roześmieje. A na pewno nie zaśnie jak mój kot:


niedziela, 22 lipca 2012

Dlaczego nie zagram na ESC?


ESC czyli Europan Single Championship które odbędą się w Gorzowie jako preludium do gwoździa programu czyli turnieju drużynowego.

A odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta - bo będzie na 5 edycję. A ta wywołuje w mnie aktualnie uczucie odrzucenia. I choć na obecna chwilę oraz swój stan wiedzy nie zaryzykowałbym teorii, że 6 edycja jest o dwie klasy lepsza to przynajmniej ma dwie niepodważalne przewagi nad swoją poprzedniczką. Po pierwsze jest inna a po drugie nieznana. A to wystarcza, żeby w moich oczach była fascynująca.

I trudno się dziwić, że wizja grania w połowie sierpnia cały czas w 5 edycję jakoś szczególnie mnie nie kusi. Zwłaszcza, że choć impreza ta nie ma nic wspólnego z ligą to nadal jest dość prestiżowa głównie z względu na międzynarodową obsadę, wypadałoby zatem na niej powalczyć - choćby o swoje dobre imię. A to przy mieszających się zasadach mogłoby by być trudne. Co prawda jeszcze jakiś czas temu planowałem granie w Gorzowie i nawet zacząłem rozkminiać od kogo mógłbym z tej okazji pożyczyć jakiś Necronów najchętniej z dużą ilością Wraithów ale po pierwszych testach 6 edycji stwierdziłem, że to nie ma większego sensu. Po prostu nie będzie mi się chciało katować zagadnienia - ile można.

Podejrzewam, że w swoim podejściu nie jestem odosobniony wydaje mi się zatem, że największymi beneficjentami tej sytuacji są chopaki z północy a konkretnie organizatorzy Herezji w trójmieście. Organizowanie dużego turnieju tydzień po największej i najważniejszej imprezie pamperkowej w naszym kraju od kilku lat wydawało mi się misją samobójczą i jedynie przez niechęć do bawienia się w czarnowidza siedziałem cicho. Jednak dzięki zmianie edycji i faktowi, że Herezja będzie pierwszym dużym turniejem na nowe zasady na pewno znajdzie sporo adoratorów - ja już np. kminie czym i jak na niej grać.

Nie zmienia to faktu, że do Gorzowa i tak się wybieram a czas zaoszczędzony na graniu na singlu zamierzam wykorzystać w pełni towarzysko. A patrząc na listę zgłoszonych na ten turniej to widzę, że będzie z kim. No i tak pozytywnie naładowany będę mógł rzucić się od piątku w wir relacji live z Drużynowych Mistrzostw Świata.

piątek, 20 lipca 2012

Kilka tysięcy słów o przyjaźni

Uwaga będzie mocno osobiście.

Jak pewnie część z Was, Drodzy Czytelnicy się orientuję przez dłuższy czas mieszkałem w Poznaniu. I jak pewnie mniejsza część z Was się orientuje, ten czas przeszły w poprzednim zdaniu jest uzasadniony bo aktualnie Gdynia to miasto gdzie żyję. Przy okazji zmiany tego stanu rzeczy nie mogło oczywiście zabraknąć pożegnania w stolicy podziemnych pomarańczy. I w trakcie niego doszło do przekazania darów i poniżej możecie zobaczyć co między innymi dostałem.










Polecam zwrócić uwagę na "grę bannerów" - może na herezji chopaki sobie co nieco w Paszczy wyjaśnią   ;).
Nie chcę się tu silić na jakieś pseudo-ambitne lub co gorsza pretensjonalne puenty ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że życzę Wam wszystkim drodzy czytelnicy, Takich znajomości, czy jeszcze lepiej przyjaźni, powstałych przy tym hobby. Bo to oto w tym wszystkim chodzi a niekoniecznie czy KP są ok czy nie i inne historie o podstawkach aliantów.

A ja chciałbym jeszcze raz podziękować Ziomom z Poznania - cały czas się wzru... tzn. mam szumy w akcji serca jak patrzę na tą figurkę :). No i jest cudna.

I chyba mnie namówiliście, ta gablotka wcale nie jest taka głupia.

PS. Last but not least. By oddać w pełni należną chwałę artystą to za rzeźbę odpowiada Arrr aka Szwagier a za malowanie Michał z Poznania.

wtorek, 17 lipca 2012

W drodze na pas startowy




Kolejne bitwy na zasadach 6 edycji już za mną i kolejne doświadczenia zebrane. Choć niektóre z nich to tak po prawdzie, same do mnie przyleciały i to dosłownie. Miałem bowiem wreszcie okazję zagrać z jednym z większych przełomów w tej odsłonie zasad, a przy okazji budzącymi moje spore zainteresowanie, czyli fruwajkami a z angielska flyerami. I szczerze mówiąc mam mieszane uczucia.

Ale po kolei. Na ostatnim lokalu w 3city zagrałem z Necronami którzy byli bardzo odmienni od tego co się wystawiało w poprzedniej edycji. Co prawda były barki zarówno z lordami jak i te ciężkie ale fasty były całkowicie wolne bowiem były immortale oraz deathmarki w kosach. W sumie tych samolocików było 4. W oddziałach tych oczywiście byli cryptecy i i to nie koniecznie z Lancami. Bo spotkałem się z ustrojstwem które ma 4 strzały z zasadą Haywire oraz jakimś palnikiem który strzelając do ulubionego przeciwnika Deathmarków rani go na 2+ i ma AP1. Dość zabawne, trzeba przyznać.

Ale wracając do królów niebios. Próbowałem je strącić choć zdawałem sobie sprawę, że jest to praktycznie niemożliwe. No i potwierdziłem tą tezę bo nic im nie zrobiłem. Inna sprawa, że nie miałem jakoś obłędnie wiele tego strzelania, ale nawet jeśli bym miał to może jedną bym zaprosił na glebę i na drugiej urwał Hull Point czy inną broń. Niestety (albo stety) na flyery trzeba brać coś co może je trafiać na normalny BS bo inaczej strzelanie do nich nie ma większego sensu. I tu się pojawia pierwszy problem - dostępność ustrojstwa przeciwlotnieczego. Bo wiele armii ma z tym pod górkę - i to mocno. Niektóre dostaną nowe kodeksy a w nich mam nadzieję stosowne opcje a niektóre i tych jest większość, muszą liczyć na nowe FAQ'i. Najlepiej takie który doprecyzuje co z tymi tajemniczymi pociskami klasy Flakk do wyrzutni rakiet.

Kolejny problem z fruwajkami, przynajmniej dla mnie, że wiele z nich ma opcję transportu. To w połączeniu z ich zasięgiem ruch sprawia, że określenie "wlot na deplojment" nabiera nowego znaczenia. Tacy nekroni mogą wysiąść nawet po 36" ruchu - co prawda strzelają wtedy tylko na snap shotach ale zawsze. Już pomijam ile to daje możliwości przy zajmowaniu celów misji. Zwłaszcza jeśli przeciwnik nie dysponuje jakimś kolosalnym ogniem zaporowym.

I tu pojawia się logiczne pytanie - jak się przed tym bronić? Najlepiej biorąc własne latacze i jak się da to takie które strzelają lepiej niż te przeciwnika.

Vendetty konkretnie.

A jak nam nie pozwalają wziąć aliantów a Cadia to dla nas cel a nie ojczyzna?

No to się robi trochę pod górkę. Ale na pewno można próbować to wymanewrować. Bo na szczęście to co GW dało samolotom w dziedzinie prędkości zabrało im w manewrowaniu. I jeśli ma się wystarczającą mobilność można z spróbować przejść za ich linię tak by w następnej turze nie miały już nic lepszego niż wyjść za stół. Oczywiście nie jest to łatwe ale zawsze jest to jakiś pomysł. Można też je zupełnie ignorować bo i tak w zajmowaniu znaczników nie przeszkodzą, ale takie rozwiązanie wymaga niebagatelnej wyporności od naszej armii.

Zatem można psioczyć na fruwajki, można je ignorować, można się z nimi bawić w kotka i myszkę ale jednego nie można im odmówić - dają dużo wartości dodanej do aspektu wizualnego naszej gry. Zawsze zazdrościłem batllowcą, że u nich na stołach spośród morza piechoty zawsze wystaje jakiś smok czy inny gigant co nie wiem jak działa ale fajnie wygląda. A taki land raider choć brzydki nie jest to aż takiego efektu wow nigdy nie robił. Zatem teraz może i będzie trudniej, bądź łatwiej - wszystko zależy od strony wolantu, ale na pewno przy okazji ładniej.

sobota, 14 lipca 2012

To nie jest edycja dla assaultowych armii?


Przyznaje się bez bicia, że zagrałem ledwie dwie gry na 6 edycję i pewnie to za mało by sobie wyrabiać jakieś mocne poglądy na jej temat. Przypuszczam, że z perspektywy czasu, moje aktualne przemyślenia okażą się one jedynie uprzedzeniami i stąd właśnie znak zapytania w tytule, jako takie swoiste zabezpieczenie.
Jednak z tego co widzę oraz słyszę, na tą chwilę to pomysł na armie pt. pójdę tam i tymi ręcami zrobię porządek może nie wypalić. Bo generalnie, by to zadziałało potrzeba poważnej zmiany podejścia do składnia oddziałów do walki wręcz bo 5 edycyjne klisze nie dają gwarancji sukcesu. Overwatch, czelendze, losowy zasięg szarży i masa innych zmian musi się jakoś odbić na sposobie myślenia miłośników bezpośrednich środków wyrazu. I aktualnie najskuteczniejszą opcja do walki wręcz wydają się deathstar units czyli oddziały pełne koksów a w dodatku mocne same z siebie. Czyli kosztujące odczuwalne punkty. I tu się pojawia problem bo nawet jeśli to wypali i będzie działać to nadal nie oznacza, że to się będzie opłacać. Może się bowiem okazać że opcja wzięcia w zamian kolejnego strzelania, będzie na dłuzsza metę skuteczniejsza.
Mam wrażenie, że od czasu trzeciej edycji z każdą kolejna odsłoną czterdziestki coraz mniejszy nacisk jest osadzony na fazę assaultu. Nie do końca rozumiem z czego to wynika ale trend wydaje się dosyć wyraźny. I choć rozumiem, że pomimo zacofania w niektórych aspektach jest to ewidentnie świat przyszłości więc siłą rzeczy strzelanie musi odgrywać niebagatelną rolę to ale, ale... No właśnie ale, skoro jest ta faza szkoda by było z niej korzystać jedynie incydentalnie. A tak się to na mój obecny stan wiedzy zapowiada.
Na pewno pocieszające jest to że tej wiedzy póki co o 6 edycji zbyt wiele nie ma więc jest szansa, że się najzwyczajniej w świecie mylę. No i zawsze można liczyć na nowe kodeksy bo np. wizja takiego chaosu bez sensownych opcji walenia z bańki wydaje się herezją jeszcze większą od tej oryginalnej - Horusa. Zwłaszcza, że deathstar to drugie imię połowy zawodników z tego deksu.
Chciałbym napisać, że wyjątkowo ale moglibyście się nie zgodzić, dziś błyskotliwej puenty nie będzie ograniczę się jedynie do mądrości życiowej czyli pożyjemy zobaczymy.

wtorek, 10 lipca 2012

Z życia i nie tylko forum


Pierwszym miejscem gdzie napisałem cokolwiek o 40stce w internecie było forum gildii. Nie załapałem się bowiem na okres świetności słynnej listy mailingowej na yahoo będąc jedynie świadkiem jej dogorywania wraz z jej niekwestionowanym trademarkiem czyli tematem o metodyce strzelania z lascannona pt. Laserowy Drapieżca. I mam wrażenie, że choć aktualnie pacjent może i ma się ciut lepiej ale obserwujemy podobny proces w przypadku następcy system bazującego na poczcie. Co prawda, tym razem technologia się nie zmienia, choć za chwilę za sprawą najróżniejszych rozwiązań społecznościowych które są ostatnio bardziej niż na czasie, i tak może się stać. Ale nie zmienia to faktu, że forum gildii od dłuższego czasu zamienia się we własny cień. I choć ostatnio mamy większy ruch z okazji ETC i 6 edycji naraz to jak sobie wyobrażę jakby to wyglądało 2-3 lata temu w przypadku tak nośnego okresu to mi się łezka w oku kręci.

I dlatego doskonale rozumiem pojawiające się cyklicznie głosy, że powinniśmy porzucić gildię i przenieść się na forum ligowe które póki co pomimo swojego sporego potencjału leży odłogiem i jest odwiedzane regularnie jedynie przez najbardziej zatwardziałych zawodników. Powiem więcej, że pomimo, iż na gildii jest moderatorem to takie opnie nie tylko rozumiem ale również popieram. O genezie spadku frekwencji forum NG można by napisać dłuższą pracę z socjologii ja jedynie ograniczę się do stwierdzenia - zbyt mocna moderacja. Odsyłanie wszystkich nowo przybyłych z jakimiś lame questions z kwitkiem a na nim odpowiedzią "sprawdź sobie w archiwum bo dopiero co czyli jakieś 18 miesięcy temu o tym pisaliśmy" wymagało sporego samozaparcia by się nie zrazić do tego forum. A o takie było łatwiej gdy nie był alternatyw, jednak gdy się pojawiła Gloria Victis a wraz z nią nowe możliwości to NG zaczęła skupiać głównie weteranów sceny turniejowej. A ci z czasem się wykruszają co jest naturalnym elementem dorosłego życia a wraz z nimi spada liczba żywych dusz na forum. A następców nie widać.

Z kolei, w przypadku forum ligowego poza krótkotrwałymi pikami trudno mówić o jakiejś większej aktywności i jest to stan normalny od samego początku jego istnienia. Są tam dyskusje o zasadach, o lidze, tematy turniejowe głównie składające się z regulaminu i tyle. Zatem, aż się prosi by ludzie dla których aspekt turniejowy tego hobby jest istotny pisali na forum koncentrującym się na... aspekcie turniejowym. Co zresztą jak wspomniałem jest pomysłem nie tylko nie nowym ale wręcz cyklicznym.

Zatem nie pozostaje nic innego jak przejść od idei do wykonania bo inaczej za rok znowu ktoś o tym wspomni w przypływie chęci uzdrawiania świata. A wykonać najlepiej poprzez założenie na forum ligowym tematów odpowiadających tym najpopularniejszym na gildii i stopniowym przeniesieniu tam dyskusji. Przy czym stopniowo nie koniecznie oznacza wolno. Prowodyrami powinni być ci najwięcej piszący a reszta z mniejszymi lub większymi oporami za nimi ruszy. Tak działa postęp.

niedziela, 8 lipca 2012

Graba ?


Jeszcze dobrze się nie obyliśmy z nową 6 edycją a już mamy pierwszy punkt zapalny i gwiazdę dyskusji zarówno tych w realu jak i prowadzonych cyfrowo. Chodzi oczywiście o sojuszników. No i raczej mowa tu o zagadnieniu turniejowym bo w grach luźnych i przy przysłowiowym piwku problemu nie ma - jest to bowiem kwestia dogadania się zawczasu. W sumie w przypadku turnieii jest podobnie tylko zainteresowanych jest "ciut" więcej a i stanowisk czy opinii również proporcjonalnie przybywa.

W największym skrócie prognoz na zbawienny/zabójczy efekt na balansie gry jest bez liku podobnie jak i argumentów na ich poparcie. Jedyne czego nie ma za tymi opiniami to doświadczenia. I szczerze mówiąc nie chcę aktualnie za bardzo wchodzić w polemikę zarówno z ani jedną ani z drugą stroną bo nie czuję się merytorycznie gotowy do takowej. Po prostu uważam, że trochę testów i eksperymentów w tym przypadku nie zawadzi. Oczywiście może się okazać to bolesne dla niektórych, którzy będą musieli wziąć na klatę co bardziej wygięte kombosy powstałe po złożeniu w jedną całość takich GK i IG no ale i bez tego start nowej edycji będzie obfitował w zderzenia z ścianami czy raczej lataczkami więc może tak źle nie będzie. Chciałbym po prostu byśmy uniknęli sytuacji, że coś ulegnie zbanowaniu na najbliższe parę lat za to, że ma groźnie wyglądające zęby ale nikt już nie sprawdził czy rzeczywiście ostre. Bo nie ukrywam, że alianci rzeczywiście wyglądają na siedlisko chorych kombosów. Ale to nie jest dla mnie problem bo i bez nich w tej grze takowych nie brakuje ale jeśli dzięki nim liczba grywalnych turniejowych czyli po prostu mocnych rozpisek zauważalnie się powiększy i powiększy się repertuar napotykanych armii, to czemu nie dać im zielnego światła?

Przez prawie całą piątą edycję bohaterowie specjalni kurzyli się na półkach i dnach walizek bo orgowie pod presją graczy nie chętnie ich dopuszczali. Ale w pewnym momencie dano na nich przyzwolenie bo okazało się, że wcale diabeł nie taki straszny jak się go maluje (nie da się ukryć, że GK mieli w tym swój udział) i przez ostatni rok ilość turnieji z dopuszczonymi specami była całkiem zauważalna. Dobrze by było by uniknąć podobnej sytuacji z sojusznikami dopuszczając ich szerzej na parę miesięcy prze premierą 7 edycji.

A na horyzoncie, co prawda póki co tylko w sferze plotek, może na nas czekać kolejna rewelacja czyli zrobienie z pomysłów Forgeworldu materiałów oficjalnych. I wtedy się dopiero będzie działo...

piątek, 6 lipca 2012

Notka zbiorcza


Nazbierało się trochę tematów o których wypadałoby wspomnieć ale nie koniecznie rozwijać je od razu do pełnej notki. Pozwolę sobie je zatem potraktować zbiorczo i pod jednym tytułem się z nimi rozprawić. Zatem jedziemy.

1. FAQ do Lostów. Będzie w swoim czasie a swój czas wyjątkowo nie jest zasłoną dymną a jest ściśle powiązany z premierą nowego kodeksu chaosu - zakładam w tym miejscu że plotki, iż jest następny w kolejce są prawdziwe. A póki co gramy po staremu (i nowemu), czyli szarżujemy z ikon tylko że losowo, męczymy się z ustawianiem ikon by nie był pierwsza do odstrzału ale nadal blisko itp itd.

2. Odezwali się do nas chłopaki z stronki 40k-universe których podejście do hobby jest bardzo odmienne od tego o którym myśmy zwykli skrobać na tym blogu. I tak pojawiła się jedyna, logiczna myśl w takiej sytuacji czyli ta o jakiejś współpracy. Jak o ona będzie wyglądać i co z niej wyniknie nie wiadomo ale wiemy że najważniejsze czyli wola jest.

3. I w tym punkcie dochodzimy do ilustracji tej notki czyli Story of the Month. Kolejny miesiąc, kolejne opowiadania, kolejne głosowania. Przyznam się bez bicia, że nie zagłosowałem w zeszłej edycji tylko i wyłącznie z własnego gapiostwa bo wydrukowałem sobie wszystkie opowiadanka po czym je przeczytałem porobiłem sobie nawet notatki... i postanowiłem odczekać by nie głosować na swieżo. Trzeciego lipca sobie uświadomiłem że coś miałem zrobić.
Tym razem się uda a poniżej garść linków i pamiętajcie, że w komentarzach też możecie głosować.
Regulamin
Głosowanie
Prace
Kolejne SotM

środa, 4 lipca 2012

Zaskoczeni?

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogli by zarzucić mi, iż pisząc na tym blogu mocno pracuję nad tym by fraza "jeden obrazek - tysiąc słów" była mocno wytarta. Co więcej przyjąłbym taką krytykę na klatę i żył z tym dalej bo rzeczywiście tak trochę jest. Ale nic nie poradzę na to, że czasami nie ma co się silić na monologi i inne rozprawki tylko po to by poklepać w tą biedną klawiaturę bo autentycznie te parę pikseli załatwia temat dokumentnie oraz definitywnie (oraz kompletnie, konkretnie). I poniżej macie takie tysiąc słów na temat występowania armii na ETC (dla niewtajemniczonych - Drużynowe Mistrzostwa Świata):


Zagadka bez nagród: ile drużyn się zgłosiło? ;)

niedziela, 1 lipca 2012

Odrabianie lekcji



Podejrzewam, że większość z Was, drodzy czytelnicy, cały czas na hobby przeznacza aktualnie na wertowanie podręcznika i kminienie nad 6 edycją. A nie da się ukryć, że jest co robić bo zmiany są znaczne i zapowiada się całkiem zauważalna rewolucja na stolach. Ja jednak postanowiłem się na chwilę oderwać od nowych zasad i podzielić się pewną refleksją czy bardziej obserwacją którą mam po ostatnim masterze w  Olsztynie czyli Battle Cannonie.
Przyszło mi ostatnią bitwę zagrać z jednym zawodników który będzie reprezentował nas już w sierpniu na ETC mianowicie z Thurionem. Była to dla mnie dosyć trudna do wymazania z pamięci bitwa bo dzięki mojemu jednemu błędowi z oddaniem zaczynania (wydawało mi się, że skoro gramy na znaczniki i rozpa mojego przeciwnika jest dla turbo nie wygodna to dobrze będzie kończyć - w efekcie wylądowałem w strefie bez covera) skończyła się po półtorej tury moją anihilacją. Po prostu zginęło wszystkie 5 ikon w moich lostach, przed jakimkolwiek rzutem na rezerwy dzięki czemu demony nie weszły i był jeden wielki Game over.

Zdarza się.

I skoro nie pograliśmy sobie za wiele to w zamian ucięliśmy sobie z Thurionem pogawędkę na temat alternatywnych scenariuszy tego starcia i w trakcie tej gadki nasz reprezentant powiedział coś co mi dało do myślenia. Mianowicie, że skoro graliśmy na 6 stole i szanse na top turnieju miał tylko przy 20-0 plus jakimś szczęśliwym zrządzeniu losu na stołach powyżej nas to mógł pójść na całość i wybrać bramkę pt. ryzykowna taktyka. Natomiast gdyby grał gdzieś wyżej i miał więcej do stracenie ryzykowne manewry by odrzucił na samym starcie. I choć jest to jak najbardziej logiczne to jednak nigdy wcześniej nie patrzyłem na taktykę w bitwie przez pryzmat wyniku w turnieju.

Oczywiście, zawsze się mówi, że nie warto w pierwszej rundzie masakrować bo potem się trafia na jakiegoś rzeźnika ale szczerze mówiąc zawsze jak zaczynam grać to o tym zapominam i po prostu gram najlepiej jak potrafię. I jestem przekonany, że nie jestem w tym odosobniony. Natomiast skłonność do ryzyka w ostatniej bitwie w powiązaniu z zajmowanym miejscem to dla mnie nowość. I coś czuję że najważniejsza lekcja z ostatniego turnieju klasy master na zasadach 5tej edcyji.