sobota, 31 marca 2012

Typowanie repry


Tu i ówdzie pojawiły się głosy, że może warto zabawić się w typerów jeszcze przed Drużynowymi Mistrzostwami Polski i spróbować przewidzieć skład ligowego Top 5 na koniec sezonu. Nie da się ukryć, że aktualna końcówka sezonu jest jedną z bardziej zażartych i emocjonujących od kilku lat. Mam wrażenie, że na wielu ludzi podziałała wizja siebie w roli obrońcy naszych ziem przed "okrutnymi najeźdźcami" przy okazji ETC które odbędzie się w Gorzowie i stąd tak kotłowanina w czubie rankingu ligowego.
Zatem zadanie typera będzie wymagało sporego skilla tudzież farta godnego Dawno Martwego Dziadka aka. Eldrad ale na szczęście dzięki jednemu z Galli a konkretnie Romkowi jest dostępna mała podpórka.
Dwa pierwsze miejsca to Skark i Vladdi zatem będziemy typować pozostałą trójkę i wzorem poprzednich zabaw przyznajemy po punkcie za trafienie zawodnika i po dodatkowym punkcie za trafienie miejsca. A wspomniana podpórka to wyliczenie kogo na co stać:


........................Po poprawieniu x najnizszych turniejow na 23    
................MAX   x=1   x=2   x=3
Thurion.....302   291   296   298
Raca.........300   292   296   299
Piszczu......314   296   304   309
Marios.......293   286   290   292
Zly............301   288   292   297
Lesiu.........290   283   286   288
Romek......290   288   290  

Swoją drogą może czas pomału otworzyć jakieś bet2bolter czyli buchmacherkę warhammerową -mogłoby się znaleźć paru adoratorów takiego konceptu ;). Ale póki co zapraszam do typowania typowo dla funui pozsostawiania komentarzy tu bąðź na fejsie. Zabawa oczywiście kończy się równo z sezonem więc za jakieś 2 tygodnie.

środa, 28 marca 2012

Alfa strike


Zanim ogarniemy wraz z Michem podsumowanie Wojny Światów, które mam nadzieję w ogóle dojdzie do skutku, chciałem się podzielić czymś co za mną chodzi od Dice Crushera. Mianowicie podczas powrotu gadaliśmy o tym i owym w samochodzie z Piszczem, w tym między innymi o rozpisce Blood Angelsów Mariosa i 10 scout bajkach w takowej. No i w trakcie tej konwersacji zaczęliśmy rozkiminiać co by do tego pasowało i wymyśliliśmy Stormravena aka Cegłę. Jednak jak to w samochodzie, sytuacja na drodze potrafi być jak skalpel i rozmowa na chwile umarła by już nie wrócić na właściwe tory a jedynie poturlać się na bocznicę intelektualną.
Jednak po powrocie postanowiłem rozwinąć koncept scout bajków i cegły w cała rozpiskę której by przeświecało tytułowe hasło czyli Alfa strike. Zatem usiąść na przeciwniku z wszystkich stron i nie dać mu za dużo czasu na strzelanie tylko wjechać na deplojment i szarżowanie zacząć już od pierwszej tury. A w drugiej najlepiej skończyć. No i mi coś wyszło ale nie zapisałem tego i już nie umiem tego odtworzyć. Jednak wysiłem szare komórki po raz kolejny i coś podobnego złożyłem.


Libra

Priest#1 Jump pack
Priest#2 Lighting Claw
Dred Furioso w Podzie
5 Assualtowych termosów (2LC)

10 Scout Bikes Fist
1 AB z MM
1 AB z MM

Assault Squad (10) fist 2 melty
Assault Squad (10) fist 2 melty
Assault Squad Melta w razorze z HF
Scouci z Fistem

Storm Raven

Pkty ~1850

Szczerze mówiąc mam poważne wątpliwości jakby to się sprawdziło w praktyce - w końcu armie assaultowe wydają się być w odwrocie a takie bazujące na gołym state-lajnie marinsowym, na czele z WS 4, tym bardziej. Ale z drugiej strony rozpiska nie jest jakoś super jednowymiarowa i poza próbą szybkiego wlotu na chatę można również próbować gry z rezerw. Outflank, lepszy DS, plus mobilność Cegły mogącej strzelić po ruchu na 24". Nawet dreda można wpiąć do niej a poda zrzucić pustego, by sam się nie wystawiał, na pożarcie w pierwszej turze.
I choć może na papierze nie wygląda to jakoś powalająco ale chętnie bym spróbował tym powalczyć. Jednak pewnie z względu na zbliżającą się 6 edycję oraz coraz konkretniejsze plotki o chaosie już nie zdążę,  za to was spytam drodzy czytelnicy o wasze doświadczenia z rozpiskami w podobnym stylu, testowaliście? Graliście na turniejach? I jak?

wtorek, 27 marca 2012

Stan równowagi


Mamy już oficjalne wyniki Wojny Światów czas więc rozwiązać nasz konkursik. Końcowa klasyfikacja typerów wygląda tak:

Edzia  2
Pajak  2
Eman  2
eM          2
Michałku  2
Nath          2
Apok  2
Vladdi  2
Undermine 2
Typhus  1
Emeryt  1
Thurion  1
Miraj  1
Piszczu  1
Hoemini  1
Jan          0

Jak widać, trudno mówić o wyraźnym liderze we wróżeniu z warpu więc dogrywkę zoorganizujemy przy okazji Drużynowych Mistrzostw Polski . Oczywiście będzie ona otwarta dla wszystkich zainteresowanych których mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej niż przy tej okazji. Zatem na tą chwilę żegnamy się w stanie zawieszenia a jak tylko orgowie z Warszawy opublikują rozy na DMP zaczniemy etap drugi zabawy.

poniedziałek, 19 marca 2012

Wojenne typy



Właśnie odkryłem, że na stronie Wojny Światów cały czas wisi logo tego bloga i coś mi podpowiada, że to w sporej mierze jest zeszłoroczna zaszłość i niekoniecznie celowe działanie. Ale skoro tam jest stwierdziłem, że warto na to "zarobić" i zrobię trochę medialnego szumu przez powtórzenie konkursu który 12 miesięcy temu, pomimo bardzo krótkiego terminu dość dobrze się sprawdził. A ponieważ termin wysyłania rozpisek z bonusowymi punktami właśnie co minął, to jest dobry moment Was, Drodzy Czytelnicy aka DC (TM) zaprosić do typowania. Typowania podium ostatniego mastera sezonu który udzieli nam sporo odpowiedzi na temat potencjalnego składu reprezentacji która będzie broniła honoru oraz naszych granic przed hordami najeźdźców w ramach sierpniowego ETC. No a poza tym jak zwykle ma silną obsadę więc w faworytów jest wielu a podium nadal 3 miejscowe.
Regulamin zabawy przeklejam z poprzedniego roku:

Można ksywami, można numerami par z listy zgłoszeń. Wygrywa ten kto zdobędzie najwięcej punktów a punkty są za:
- jeden za każdą wytypowaną parę która trafiła na podium niezależnie od zajętego miejsca.
- jeden dodatkowo jeśli poprawnie przewidzi się miejsce.
Czyli przykładowo moja wizja przyszłości wygląda tak:
1 A
2 B
3 C
a wyniki turnieju z kolei wyglądają tak:
1 A
2 D
3 B
Dostaje za ten dar od Tzeentcha 3 punkty - dwie pary na podium plus jedna z miejscem.

Listę zgłoszeń znajdziecie tutaj bo w sumie, chyba, warto wiedzieć kto z kim. Natomiast swoje typy możecie zostawić w komentarzach pod tą notką bądź pod jej zajawką na facebooku. Deadline to start turnieju czyli sobotni ranek.

Zatem krótka modlitwa do Tzeentcha tudzież innego Gorka/Morka bądź też szybki rzut okiem do Warpu i zapraszam do typowania. Acha nagrody inne niż gloria oraz sława nie są w planie no chyba, że w międzyczasie znajdzie się ktoś chętny do za sponsorowania jakiegoś gadżetu dla potencjalnego wieszcza kolejnej 6tki w totku ;)

sobota, 17 marca 2012

Zona zgona i cudność



Przyznam się szczerze i bez bicia, że zabierałem się do tej notki jak, nie przymierzając, pies do jeża. Próbowałem z jednej strony ugryźć temat, następnie z drugiej itd. i przez ostatnie dwa tygodnie nic nie mi z tego nie wychodziło. Jednak zaparłem się by z choć kronikarskiego obowiązku to nawet jeśli nie o, to chociaż pod pretekstem, coś związanego z Zone Mortalis popelnić.
Zatem zacząć mogę od niezbyt odkrywczego wniosku, że przeczytanie zasad nawet więcej niż jeden raz i to z zrozumieniem nie pozwala recenzować czegokolwiek. Jednak jakieś wrażenia powstają a moje są takie, że zasady te nawet jak na standardy Fogeworldu są wyjątkowo bardzo na siłę. Generalnie bowiem to co wychodzi naprawdę dobrze FW to modele natomiast z ich reprezentacją pod postacią przepisów bywa już różnie i rzadko kiedy tak jak powinno. Tu też mamy model pod postacią modularnego pola bitwy który jest gwiazdą wieczoru a zasady jak tego używać do grania w cokolwiek z świata 40stego millenium napisała osoba z łapanki. Weźmy np. takie Reaction Fire na tapetę czyli oddział zaszarżowany może strzelać do atakujących w fazie assaultu jeśli zda inicjatywę. Wpływ tego na rozgrywkę jest nie do przecenienia zwłaszcza jeśli zaszarżowani mają palniki albo i dwa. Zakładam, że wynika to z specyfiki pola bitwy bogatego w zakręty i załomy nie pozwalające na klasyczne obrzucanie się cegłami na średnim i długim dystansie, ale nadal kodeksy oraz oddziały w nich opisane są pomyślane, że oddziały strzelają tylko fazie szutingu.
Domyślam się zatem, że zasady te mogą być ciekawostką, i dobrą rozrywką przy piwku, jeśli tylko ktoś uzna za stosowne zainwestować w to pole bitwy, bo bez niego to wszystko sporo traci na smaczku. Oczywiście można nawstawiać na blat co tylko się nawinie ale to wtedy będzie jak z proksami czyli można tylko po co?
A w tak zwanym międzyczasie, w trakcie moich rozterk twórczych, z której strony opisać zonę zgonę FW wypuścił inną nowość i to taką która sprawiała, że bylem bliski odświeżenia sobie numeru mojej karty kredytowej. Póki co się udało jednak co się odwlecze nie uciecze, a póki co tysiąc słów puenty na temat:

czwartek, 15 marca 2012

Drapacze chmur i steki


Choć nie było łatwo, udało mi się prośbami i groźbami wycisnąć z Micha poniższy tekst. Niestety ja z swojego ostatniego wojażu, który przy okazji jest pretekstem do chwilowego zaniedbania bloga w ostatnich dniach, nie mam nic do napisania ponieważ nie miałem możliwości czasowych zgłębiać norweskiej sceny 40kowej. Cóż może się jeszcze uda, a póki co nie przeszkadzam w zapoznaniu się z tym jak to wygląda w krainie stekami i frytkami płynącej.

Nadaje Michu. Tym razem szczęśliwe koleje życia zawodowego zawiodły mnie do Nowego Jorku. Byłem tam poznawać, znanych z doniesień prasowych, tzw. „amerykańskich naukowców”. Jak zwykle przy okazji poczyniłem szereg planów związanych z naszym ulubionym hobby. Pomny ostatnich doświadczeń po drugiej stronie świata nie liczyłem na zbyt wiele, żeby nie zapeszać. I tym razem nie obyło się bez przeszkód ale przynajmniej jakiś materiał jest, więc zapraszam na zdań kilka o czterdziestce i NYC.

 Słit focia z NYC.

9 dni w Nowym Jorku – z jednej strony całkiem sporo, z drugiej jak się okazało niezbyt wiele. W dodatku sama liczba zwiastowała pewne problemy w planowaniu. Wbrew obawom znalazłem jednak chwilę czasu aby poszukiwania czterdziestki na Manhattanie nieco zaplanować. Nie muszę dodawać, że brak chińskich znaczków w wynikach wyszukiwania dodawał mi odwagi... Niestety, wkrótce stało się wiadomym, że branża figurkowa poległa nieco w starciu z nadal trwającym kryzysem i część sklepów przeniosła się do eteru albo i wogóle w niebyt. Między innymi straciłem szansę na odwiedzenie Neutral Ground, o którym słyszałem same dobre rzeczy w pewnym podcaście. Poszukiwania konwentu z porządnym turniejem też spełzły na niczym – był co prawda Dreamation w New Jersey ale muszę szczerze przyznać, iż po zapowiadanych atrakcjach trochę się bałem sam... moja znajomość Star Treka może i jest ponadprzeciętna ale raczej nie aż tak... Koniec końców wybrałem dwa sklepy – jeden oryginalny GW i jeden neutralny.

 Ten z komórką to szef, wiadomo. Gęby podobnie zakazane jak na przęciętnym polskim turnieju.

Do pierwszego z nich wybrałem się pierwszym wolnym wieczorem – i okazało się, że pora sprzyjała – w środku wesoło i gwarno. Miejsca niewiele, trzy stoły z gotowych zestawów GW,  w tym jeden okupowany przez bractwo malarskie a pozostałe dwa przez bitwy kwadratowe. Menedżer sklepu, niejaki Ian, był chyba archetypicznym sprzedawcą GW – w tym sensie w jakim chciałaby ich ta firma widzieć – wesoły, uczynny, energiczny etc. Widać, że wszyscy się znali doskonale i jak Ian pozwolił mi trzasną foty nikt się nie sprzeciwiał, chociaż muszę przyznać że nie za bardzo się pytałem. Ot, przywilej turysty.

Młody ma klawą skórę .

 Ogłoszenie po prawej  mówi wszystko .

Po krótkiej rozmowie okazało się, że chłopaki czterdziestką się również interesują ale mają przerwę (jak ktoś ma pomysł z czego wynika przerwa niech strzela w komentarzach, śmiało...) i właśnie byli w trakcie roztrząsania rzucanych przez Iana plotek o rzekomo nowym modelu latacza mającym magnetycznie wisieć nad podstawką. Nie za bardzo miałem ochotę w tym uczestniczyć (do takich dywagacji moim zdaniem wódka jest niezbędna) więc się ewakuowałem. W samym sklepie najbardziej podobało mi się to samo, co Łysemu w Pradze – towar na półkach dostępny na wyciągnięcie ręki. Musiałem się po łapach tłuc i wspominać ograniczenia bagażowe.

Compleat Strategist. Lustro zapewne służy identyfikacji zboczeńców kryjących się po kątach  .

Do następnego sklepu udałem się niestety dopiero pod sam koniec wyjazdu – niestety bo nie załapałem się na cotygodniowe spotkania jakie się tam odbywają. Mówię tu o Compleat Strategist(link). Sklep jest niepozorny z zewnątrz i jest w nim również mało miejsca ale to przez to, że jest literalnie zapchany wszelkim hobbystycznym dobrem. Podręczników do rpgów mają chyba komplet, a ja po raz pierwszy w rękach miałem takie cudności jak Toon czy Paranoia.  Figurek jest też spory wybór – w katąch pomiędzy regałami stoją jakieś gabloty, półki etc. do flamesów, rpgów, gier GW, co tam zechcecie. Nie są to w żadnym wypadku wielkie zapasy ale za to do wszystkiego. Taki sklep dla gości mających za dużo kasy. Ja nie miałem więc znowu biłem się po rękach – nie pomogło i portfel do dzisiaj robi mi wyrzuty. Miła pogawędka z Panem Sprzedawcą (wstyd, nie zapamiętałem imienia) dostarczyła mi stosu ulotek wszelakich klubów, w tym czterdziestkowego, oraz zaproszeniem na turniej rozgrywany na kilkadziesiąt osób w piwnicy – nie mam zdjęć gdyż w normalne dni mają ją zamkniętą. Niestety, turniej odbywał się już po moim odlocie więc obszedłem się smakiem.

U nas się „fandom” zwykło mówić.

Na zakończenie wyjazdu siedziałem sobie w barze i rozmyślałem, jedząc jednocześnie najlepszy stek w swoim życiu (zdjęcia brak bo i taki limit obrazków wyczerpałem i Łysy będzie narzekał, że to nie tabloid), że wygląda to właściwie tak samo jak u nas. Grając w w40k żyjemy w ageograficznym świecie, którego reguły określane są właściwie przez zestaw kolorowych książeczek i chyba nawet spotykając się gadamy o tych samych rzeczach (GK). I w sumie, to nawet całkiem mi dobrze się z tą myślą zrobiło. A potem stek dotarł do żołądka i zrobiło mi się dobrze z całkiem innego powodu, który z myśleniem nie miał już nic wspólnego... Do usłyszenia wkrótce!

wtorek, 6 marca 2012

Miażdżenie kości po raz kolejny cz. 2


Nadszedł czas i to chyba najwyższy na kontynuacje opowieści rozpoczętej w poprzedniej notce o tym jak, mniej lub bardziej udolnie, podbijałem Toruń. Zatem jedziemy.

Meczyk trzeci to spotkanie z Sheptem i jego tyrkami. Nie wiem na ile one nawiązywały do standardu tej armii bo mam poważne wątpliwości czy takowy aktualnie istnieje. W każdym bądź razie dostałem jakiegoś wypasionego tyranta, 6 hive guardów, tervigona 19 genków, 2 biovory oraz jakieś strzelające gaunty - które ku mojemu zaskoczeniu całkiem fajnie działały. Najpierw chciałem rozstrzelić się po stole korzystając z wystawienia w pitched battle ale uświadomiony o urokach działania synapsy ustawiłem się w jeden w miarę ciasny klocek. Jedynie infiltrujące genki poszły szeroko by odepchnąć ikony. Wystawiając te tyrki nie opuszczała mnie myśl, gee ale co to w ogóle potrafi?, bo naprawdę nie dostrzegałem w tym, żadnego efektu wow. Po pierwszych ruchach moich i przeciwnika odniosłem wrażenie, że ja chyba coś z tymi tyrkami robię nie tak, ale mojemu przeciwnikowi jeszcze bardziej brakuje pomysłu na moją armię. Trochę postrzelaliśmy ale bez jakiś spektakularnych efektów zatem w celu zabijania się, a oto w tej misji chodziło, bowiem graliśmy anihilacje, musieliśmy zorganizować jakieś ustawki w assault fejzie. Udało się. Zaczęły się manewry pt. ja ciebie szarżuje ty mnie kontrujesz ale ja ciebie bardziej z których wyszedłem zwycięsko choć w dość przetrzebionym składzie. Straciłem większość genków, jakiś guardów, tyranta, trochę wyprodukowanych gauntów i biovorę. Ale na szczęście z Lostów zostało jeszcze mniej udało się więc nieznacznie wygrać.

W rewanżu zagrałem agresywniej niż mój przeciwnik by mieć więcej opcji szarż jeśli któreś z demonów by postanowiły zaszczycić stół swoją obecnością i opłaciło się. Udało mi się dość sprytną szarżą oraz odrobiną szczęścia seekerkami oraz heraldem Khorna ubić gienki. Oczywiście w międzyczasie dostałem jakąś kontrę ale wtedy pojawiły się lettery oraz crushery które pomogły mi z tych szachów wyjść zwycięsko. Generalnie bitwa była podobna do pierwszej ale dzięki temu, że graliśmy już swoimi armiami nie było już tylu gupkowatych błędów. Bo właśnie w jej trakcie przypomniałem sobie np. jak skuteczne potrafią być gaunty z poisonem i furiusem od tervigona, zwłaszcza jeśli dostaną na deser prefera od tyranta. I mi oczywiście nie zdarzyło się z tego korzystać natomiast mój przeciwnik grając swoją armią czynił to nagminnie, zwłaszcza kiedy liczba genków, w niepokojącym tempie zmierzała do zera. Na moje szczęście, gauntom jedynie udało się opóźnić proces adoptacji biomasy i w sumie udało mi się wygrać jakieś 15-5.


Ostatnie starcie to dokładnie jak rok wcześniej eldarzy i choć przeciwnik, którego imię niestety mi uciekło, inny to i tak rozpiska podobna. Harlekini, Dawno Martwy Dziadek, Avatar, dwa razy motorki, walkery na shurikenach, 20 guardian z scaterem oraz warlokiem i wraithlord. Słowem klasyczny Eldarski kloc, który z roku na rok wydaje się coraz bardziej toporny i coraz bardziej wyprany z finezji co w przypadku eldarów jest dość poważnym uchybieniem. Po pierwszym wystawieniu tej armii zlustrowałem stół i stwierdziłem, że to jest bez sensu i wystawiłem armię na nowo w zupełnie inny sposób który z perspektywy czasu, miał sporo więcej sensu albo przynajmniej tego przekonania będę się trzymał. Oczywiście zapomniałem o zdolności Eldrada do przestawiania jednostek, jednak to nie miało większego znaczenia. Mój przeciwnik postanowił bazować na zasięgu bzykając z 40+ cali a demonami ewentualnie kontrować. Jednak nie on pierwszy się przekonał, że to strzelanie jest po to by irytować a nie zabijać i jeśli chce się coś ugrać trzeba ciut agresywniej grać demonami. Wykorzystując brak mobilności moich eldarów udało się mojemu przeciwnikowi złapać trochę moich oddziałów co dla nich się skończyło w sposób łatwy do przewidzenia. Jednym z nich były herlaki które spotkały seekerki nie mając fortuny. Wraz z tą stratą mój potencjał do zbrojnych wycieczek dość poważnie się ograniczył więc skoncentrowałem się na minimalizacji strat oraz trzymania dystansu. Jedynie avatar z wraithlordem pchali sie do przodu dzięki czemu udało im się złapać crushery. Ostatecznie pierwsze starcie skończyło się moją minimalną wygraną.

Druga bitwa to po raz kolejny moja agresywna gra dzięki której udało mi się zabić letterami oddział 20 guardianów z dołączonym Eldradem, heraldem złapać walkery a crusherami przerzedzić herlaki. Potem nadeszły kontry wraithlorda i avatara dzięki czemu pożegnałem się z crusherami oraz letterami. Następnie do tanga dołączyło się do seekerki które złapały jetbajki by później zaszarżować avatara. I właśnie ten avatar zamienił się z zwykłego modelu w źródło mojej traumy. W tak zwanym międzyczasie udało mi się wybić całą resztę wytwórców świec, niektórych z nich jak np. herlaków z oporami - 6 z 7 zdanych sejwów kiedy zostało ich czterech nie ułatwiało zadania. Jednak wracając do avatara to zapomniałem, że herald ma siłę 6 a nie pięć więc rani go na 4+ a nie 5+ a seekerki oczywiście pomimo wiadra ataków nie zawiele zwojowały. Efekt został na ostatnie ranie blokując mi własną ćwiartkę. Gdyby przez te 6 faz assaultu rzucał wg. zasad a nie moich fantazji mogłoby się udać ugrać dwa duże punkty więcej - tyle bowiem była warta ćwiartka przeciwnika a tak sSkończyło się jakieś 15 do 5 dla mnie. I nie pisałbym o tym wszystkim gdyby nie wyniki końcowe - zająłem bowiem 4 miejsce z 70 punktami podobnie jak zawodnicy z miejsc2, 3 oraz 5. A Asmo (gratki - jeszcze raz) który wygrał miał w sumie punktów 71. Zatem gdyby nie ten avatar ;)

Jestem pewien, że każdy z uczestników tego turnieju miał swoje małe prywatne traumy podobne do tej mojej ale fakt, że ta przytrafiła się akurat w ostatnich turach ostatniej z ośmiu bitew tylko wzmogło jej działanie. Ale szczerze mówiąc nie zamierzam rozpaczać bowiem 4 miejsce na takim turnieju to i tak wynik którego się nie spodziewałem przed imprezą. A poznane zasady i zdolności na czele z siłą heralda to tylko wartość dodana. Jak widać człowiek uczy się całe, życie i ileś lat doświadczenia nie zawsze zapobiegnie jakiemuś spektakularnej wtopie.

A jak turniej wyglądał organizacyjnie? Jak zwykle, czyli bardzo dobrze. Można, co prawda, się przyczepić do zastawienia stołów, brakowało bowiem trochę LOS-blokerów ale wyjątkowo nie było to bolesne bowiem spotykając SAFH też się nim grało dzięki czemu to się jakoś równoważyło. Ale nie da się ukryć, że przy gęstszej zabudowie byłoby więcej kombinowania w fazie ruchu.
Pomysł z graniem najpierw armią przeciwnika a dopiero potem swoją, IMO doskonale się sprawdził i jak dla mnie powinien pozostać również za rok. Zwłaszcza, że główne obawy związane z czasem gier okazały się być na szczęście płonne.
Zatem do zobaczenia za rok i jak będzie tak samo to będzie jak dla mnie doskonale.

piątek, 2 marca 2012

Miażdżenie kości po raz kolejny cz. 1



Dziś pierwsza część relacji z Dice Crushera z dwoma meczami czyli czteroma bitwami. Wkrótce ciąg dalszy i pozostałe potyczki podlane sosem uwag ogólnych.

Po niedługiej, ale zawsze angażującej, rozkminie udało mi się wybrać armię na tegoroczne boje w mieście najświętszego masztu. Łatwo nie było a i tak skończyło się jak zwykle - czyli na Lostach w wariancie z demonicznymi sojusznikami. Na taki a nie inny werdykt złożyło się kilka powodów:
po pierwsze miałem wszystkie potrzebne figurki pod ręką,
po drugie “promo akcja” - może ktoś spróbuje i się uzależni,
a poza tym po prostu “Lubię to”. Cały czas mam fan grając tą armią więc trzeba korzystać. W telegraficznym skrócie moja rozpiska wyglądała tak:

HQ

Aspairing Champion #1 c-melta
Aspairing Champion #2
Herald of Khonre rydwan, furia, unholy might, blessing of blood god

Elites
3 Crushery instrument, rage

Troops:
8 bloodletters
5 traitors ikona agitator
10 traitors laska ikona
10 traitors laska ikona agitator

Fast attack:
10 seekers
5 traitors melta ikona rhino
5 traitors melta ikona rhino

Heavy:
Leman Russ Exterminator hull lascannon
Griffon

Jak widać armia coś tam strzela ale generalnie to  pokłada swoje nadzieje w fazie assaultu. Oczywiście dało się mocniej to złożyć wciskając choćby fiendy ale akurat w przypadku tego turnieju chodzi również o to by jednak nie było zbyt prosto. I wydaje mi się, że tak w ogólności to się to udało.


W pierwszym meczyku przyszło mi zagrać, po raz pierwszy w karierze z Typhusem którego doskonale kojarzę choćby z względu, że jego pojedynki z Afro mają bardzo podobny wynik końcowy który regularnie nie wzbudza zachwytu u tego ostatniego. Zatem przyjąłem za pewnik, że łatwo nie będzie. A jak dostałem armię do pierwszej bitwy tylko się w tym przekonaniu upewniłem (w tym roku najpierw graliśmy armiami przeciwnika a potem dopiero swoimi). Miałem do dyspozycji Space Wolves na dwóch dużych i jednym małym lordzie - wszyscy na wilkach. Poza tymw  rozpisce było 10 wilków 3 piątki Grey Hunterów z meltą oraz dwa dredy katarynka i fist. Cóż, SAFH’em trudno to nazwać. Nie żebym był fanem, ale …
No ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma więc wystawiłem to towarzystwo na stół najlepiej jak umiałem i patrzyłem co tam Typhus wymyśli z Lostami. A wymyślił grę zachowawczą bazującą na strzelaniu. Co biorąc pod uwagę wilcze strzelanie, a konkretnie jego totalny brak miało jakiś sens. Zatem strzelał do mnie okopując się na stanowiskach a demony zrzucił tak na kontrę. Stwierdziłem zatem, że strzelać się nie będę, bo i tak nie mam czym, więc robimy wlot na ten majdan. Efekt był taki, że sporo demonów i ich gwardyjskich kamratów udało mi się złapać szarżami, dzieki czemu do kontrowania niewiele już tam Typhusowi zostało. I o ile pomysł strzelania nie był zły o tyle demony Khorna jeśli nie szarżują to naprawdę sporo tracą ( w końcu po coś mają furiusa a nie kontrszarże) więc kiedy to lordowi w nie powpadali miałem szanse wyjść z tego żywym i tak się mniej więcej skończyło. Wyszedłem w miarę żywy i pierwszą bitwę nieznacznie ale wygrałem.

Natomiast w rewanżu zademonstrowałem Typhusowi jak to wygląda jak się korzysta z dobrodziejstw Fourius Charge. Kluczowym momentem potyczki była szarża letterów na oddział psów z 3 lordami, kiedy do moich demonów mógł się dostawić tylko jeden lord i to ten mały czyli z WS’em 5. Udało się zabić wszystkie psy i wymusić zdawanie liderki na 3 lordach na całe 2 co im się już nie udało i jeden z dużych lordów uciekł za stół. Z dwoma pozostałymi letterom pomógł herlad zaraz po tym jak się uporał z jakimś dredem który wytrzymał moje zbrodnicze strzelanie. Natomiast seekerki i crushery do współy, w tak zwanym międzyczaise, zabiły troopsy. Wynik końcowy to 20-0 dla mnie.


Drugi mecz to spotkanie z jednym z Galli czyli Wołkiem aka Panoramix który wziął z sobą słodko żółtych Necronów. Co prawda modele te były niedokończone to jednak i tak słitaśnie ;) wyglądały. Rozpiska dostarczała już mniej euforii była bowiem mocno i podle strzelająca choć fakt, że oboje tym zagramy był jakimś pocieszeniem. Dostałem od Wołka zatem do rąk lord z kosą na barce 2 trójki ciężkich desek dwie barki anihilacji oraz 4 piątki immortali z kryptekami z lancami i jeden oczywiście miał solara. Umówmy sie drugiego dna ta rozpiska nie miała. Wystawienie tego plutonu egzykucyjnego ułatwiał trochę Dawn of War. Solarem rozświetliłem pierwszą turę i coś tam postrzelałem bez większego efektu. I generalnie ta gra, w której tłukliśmy się o jakieś 4 znaczniki (po dwa w strefie) z mojej strony tak właśnie wyglądała - bez większego efektu. Lord wpada w lemana nawet trafia na tylni po czym rzuca dwie jedynki. Natomiast wysokie rzuty zostawiłem sobie na liderki oblewając 3 czy 4 pierwsze - wszystkie na 10. Cóż bywa. Dopiero ostatni zryw lorda który wysadzony z swojej szalupy zniszczenia stwierdził, że trzeba ratować honor armii i zabił dwa troopsy zanim został podle rozstrzelany przez tego lemana z którym wcześniej tak litościwie się obszedł. Jednak ten zryw wystarczył jedynie na ograniczenie rozmiarów porażki.

Rewanż zaczął się od kontynuacji burzy statystycznej i stałego turlania nie tego co trzeba nie wtedy co trzeba. Strzelanie większych efektów nie przyniosło demony Khorna wyszły nie poza zasięgami szarż przy czym crushery i herald zostały rozstrzelane lettery ostały się bo nie rokowały więc je schowałem. Generalnie bitwa wyglądała podle do wejścia seekerek które najpierw zabiły dwa troopsy po wypadnięciu z warpu po czym złapały kolejnego i na koniec ostaniego z lordem. A to byli w tym momencie już weterani assalt fejza, bowiem chwilę wcześnie zaszarżowali niedobitki letterów i ich zatłukli kolbami swoich tesli. Ostatni zryw seekerek w połączeniu z jakimiś znacznikiem dał mi końcową wygraną w całym meczu 11 do 9.

CDN.