czwartek, 15 września 2011

Mongolskie bary i chińska wódka

Parafrazując nieśmiertelnych flm - "chłopaki nie płaczą" wstęp do tej notki mógłby wyglądać tak:
-Byłeś na Warhammerach w Mongolii?
-Nie.
-No właśnie. A ja znam kogoś kto był i opowiedział mi to i owo....


Nadaje Michu. Wróciłem. Zważywszy na częstotliwość ukazywania się moich wypocin można było  nie zauważyć, że wyjechałem ale na wszelki wypadek informuje. Tym razem będzie  o tym czego nie znalazłem szukając i o tym co przywiozłem wcale nie zamierzając. I trochę o czterdziestce. Acha – i czelendż oczywiście. Czyli luźne pitu-pitu, żeby trzy obrazki pokazać.

Jak widać w Ułan-bator czterdziestka kojarzy się również głównie z piwem i pizzą.

Wiedziałem, że będzie mi dane być przynajmniej w trzech dużych stolicach. Stąd w głowie mej powstał niecny plan kontynuowania, zaczętej przez Łysego w Pradze, tradycji odwiedzania lokalnych sklepów z figurkami. A nawet postarałem się o ulepszenie i zabrałem firmową koszulkę -  w celach narcystyczno-promocyjnych.  Szkoda jedynie, że wyszło z tego niewiele.

W Moskwie wysiadłem nieco pijany i szybko przeszedłem do stanu kaca (jak się dowiedzieliśmy z pociągu, żabojady określają to trafnie i obrazowo jako „gueule de bois” - gęba  z drewna). Niestety byliśmy na tyle krótko, że nie zdążyłem tego stanu opuścić i szukanie sklepów z figurkami musiało ustąpić szukaniu czegoś do picia.

Następny przystanek to Ułan-bator. Tutaj mówiąc szczerze nie liczyłem na wiele. I się nie zawiodłem. Chociaż przynajmniej bar czterdziestkowy znalazłem jak widać na załączonym obrazku. W sumie robiłem tam to, co na większości turniejów – żarłem pizze i chlałem browar w towarzystwie agresywnych mongołów.

Z kolejną stolicą wiązałem zdecydowanie większe nadzieje. Dodatkowo uzbrojony byłem w adresy sklepów, opisy z for internetowych i Store Finder by GW. Byłem szczerze zaciekawiony, czy w  pekińskich sklepach również figurki są „prawie oryginalne”. Pierwszego dnia poszedłem według  wskazówek ze strony GW – mnóstwo chodzenia z zerowym wynikiem. Otóż jak się okazało, a czego nie zaważyłem choć powinienem, sklepy z figurkami były na mapie w jednym miejscu dlatego, że silnik lokalizacyjny nie był w stanie poradzić sobie ze znalezieniem ulic i umieścił wszystkie punkty w okolicy geometrycznego środka miasta. Swoją drogą nie spotkałem mapy tego miejsca, która schodziłaby z nazwami i reprezentacją dróg na przydatny poziom. Dodatkowo pidgin nie jest ścisłym zapisem i nigdy nie wiesz, co autor miał na myśli tłumacząc chińskie znaczki.        To tłumaczy też dlaczego w drugim źródle informacji, jakim było anglojęzyczne forum dla pekińskch expatów, posługiwano się wskazówkami w charakterze azymutu, a nie adresami.

Uzbrojony w powyższą wiedzę, uderzyłem powtórnie dnia następnego. Z perspektywy czasu lepiej wyszedłbym idąc na piwo. Które jest tam nawiasem całkiem dobre – pozostałość czasów kolonialnych.  Pierwszy sklep miał być rajem dla tzw. geeków” – całe piętro różnego badziewia od naszych wspaniałych kosmicznych marins, do znacznie mniej opancerzonych figurek dziewczynek o dużych oczach. Trafiłem łatwo ale jak pokazuje obrazek poniżej – na darmo. Remonty się zdarzają nawet w centrach handlowych. Pech.

W tym momencie moja wiara w powodzenie przedsięwzięcia nieco opadła.

W mniej fiołkowym nastroju udałem się dalej. Ale oszczędzając historii -  z podobnym skutkiem. Jedno z miejsc stało się placem budowy kolejnej linii metra a w drugim ślad jeno w pamięci sąsiadów. Rozczarowanie na całej linii. Podobno jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Miejsce w plecaku zarezerwowane na suweniry i chińskie figurki zostało wypełnione miejscowym produktem fermentacji (diabeł wie czego) w zgrabnym opakowaniu. Pojemnik na tyle foremny, że mieści się w walizce na figurki.

Piknik pełną gębą.

I tu dochodzimy do wzmiankowanego na początku czelendża. Nie, nie – nie w piciu chińśkiej wódki, choć tego nie można wykluczyć:) Otóż Łysy nie  gra w tym roku (chociaż mam nadzieję, że będzie i pomoże z wódką). A ja wielce chciałbym, korzystając z warunków zapewnianych przez organizatorów Areny, nagrać filmik podobny do tego w zeszłym roku. Tylko tym razem do końca oczywiście. Zatem jeśli ktoś się czuje na siłach na filmowanego czelendża to rzucam w tłum rękawice:) Mam tylko jeden warunek – armia dobrze, żeby była pomalowana inaczej niż czerwono bo zamierzam grać bladziami.

Do zobaczyska na Arenie!    

6 komentarzy:

  1. Armia pomalowana inaczej niż na czerwono - wykluczyłeś wszystko czym kiedykolwiek grałem, a chciałem się zgłosić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A eldarzy spryciarzu ? ;)
    Michu dramatyzuje moi lości może ultra czerwoni nie są ale na pewno bardziej tacy niż zieloni czy niebiescy więc a jakoś to wyszło. Do połowy ale zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Michałku wyrzucił ten epizod z pamięci, jako błędy młodości. To się chyba nazywa "wyparcie" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fire Dragoni byli czerwoni :-P a poza tym tak jak piszecie, byłym młody, głupi i głuchy na podszepty chaosu ;)
    Michu Lostami gra? Po tylu latach przekonywania w końcu Ci się udało? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ząbek pójdzie. horda od góry na pewno będzie wyglądać malowniczo :)

    Emeryt

    OdpowiedzUsuń
  6. To niech się ze mną skontaktuje osobiście a nie przez herolda:)

    OdpowiedzUsuń