piątek, 2 marca 2012
Miażdżenie kości po raz kolejny cz. 1
Dziś pierwsza część relacji z Dice Crushera z dwoma meczami czyli czteroma bitwami. Wkrótce ciąg dalszy i pozostałe potyczki podlane sosem uwag ogólnych.
Po niedługiej, ale zawsze angażującej, rozkminie udało mi się wybrać armię na tegoroczne boje w mieście najświętszego masztu. Łatwo nie było a i tak skończyło się jak zwykle - czyli na Lostach w wariancie z demonicznymi sojusznikami. Na taki a nie inny werdykt złożyło się kilka powodów:
po pierwsze miałem wszystkie potrzebne figurki pod ręką,
po drugie “promo akcja” - może ktoś spróbuje i się uzależni,
a poza tym po prostu “Lubię to”. Cały czas mam fan grając tą armią więc trzeba korzystać. W telegraficznym skrócie moja rozpiska wyglądała tak:
HQ
Aspairing Champion #1 c-melta
Aspairing Champion #2
Herald of Khonre rydwan, furia, unholy might, blessing of blood god
Elites
3 Crushery instrument, rage
Troops:
8 bloodletters
5 traitors ikona agitator
10 traitors laska ikona
10 traitors laska ikona agitator
Fast attack:
10 seekers
5 traitors melta ikona rhino
5 traitors melta ikona rhino
Heavy:
Leman Russ Exterminator hull lascannon
Griffon
Jak widać armia coś tam strzela ale generalnie to pokłada swoje nadzieje w fazie assaultu. Oczywiście dało się mocniej to złożyć wciskając choćby fiendy ale akurat w przypadku tego turnieju chodzi również o to by jednak nie było zbyt prosto. I wydaje mi się, że tak w ogólności to się to udało.
W pierwszym meczyku przyszło mi zagrać, po raz pierwszy w karierze z Typhusem którego doskonale kojarzę choćby z względu, że jego pojedynki z Afro mają bardzo podobny wynik końcowy który regularnie nie wzbudza zachwytu u tego ostatniego. Zatem przyjąłem za pewnik, że łatwo nie będzie. A jak dostałem armię do pierwszej bitwy tylko się w tym przekonaniu upewniłem (w tym roku najpierw graliśmy armiami przeciwnika a potem dopiero swoimi). Miałem do dyspozycji Space Wolves na dwóch dużych i jednym małym lordzie - wszyscy na wilkach. Poza tymw rozpisce było 10 wilków 3 piątki Grey Hunterów z meltą oraz dwa dredy katarynka i fist. Cóż, SAFH’em trudno to nazwać. Nie żebym był fanem, ale …
No ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma więc wystawiłem to towarzystwo na stół najlepiej jak umiałem i patrzyłem co tam Typhus wymyśli z Lostami. A wymyślił grę zachowawczą bazującą na strzelaniu. Co biorąc pod uwagę wilcze strzelanie, a konkretnie jego totalny brak miało jakiś sens. Zatem strzelał do mnie okopując się na stanowiskach a demony zrzucił tak na kontrę. Stwierdziłem zatem, że strzelać się nie będę, bo i tak nie mam czym, więc robimy wlot na ten majdan. Efekt był taki, że sporo demonów i ich gwardyjskich kamratów udało mi się złapać szarżami, dzieki czemu do kontrowania niewiele już tam Typhusowi zostało. I o ile pomysł strzelania nie był zły o tyle demony Khorna jeśli nie szarżują to naprawdę sporo tracą ( w końcu po coś mają furiusa a nie kontrszarże) więc kiedy to lordowi w nie powpadali miałem szanse wyjść z tego żywym i tak się mniej więcej skończyło. Wyszedłem w miarę żywy i pierwszą bitwę nieznacznie ale wygrałem.
Natomiast w rewanżu zademonstrowałem Typhusowi jak to wygląda jak się korzysta z dobrodziejstw Fourius Charge. Kluczowym momentem potyczki była szarża letterów na oddział psów z 3 lordami, kiedy do moich demonów mógł się dostawić tylko jeden lord i to ten mały czyli z WS’em 5. Udało się zabić wszystkie psy i wymusić zdawanie liderki na 3 lordach na całe 2 co im się już nie udało i jeden z dużych lordów uciekł za stół. Z dwoma pozostałymi letterom pomógł herlad zaraz po tym jak się uporał z jakimś dredem który wytrzymał moje zbrodnicze strzelanie. Natomiast seekerki i crushery do współy, w tak zwanym międzyczaise, zabiły troopsy. Wynik końcowy to 20-0 dla mnie.
Drugi mecz to spotkanie z jednym z Galli czyli Wołkiem aka Panoramix który wziął z sobą słodko żółtych Necronów. Co prawda modele te były niedokończone to jednak i tak słitaśnie ;) wyglądały. Rozpiska dostarczała już mniej euforii była bowiem mocno i podle strzelająca choć fakt, że oboje tym zagramy był jakimś pocieszeniem. Dostałem od Wołka zatem do rąk lord z kosą na barce 2 trójki ciężkich desek dwie barki anihilacji oraz 4 piątki immortali z kryptekami z lancami i jeden oczywiście miał solara. Umówmy sie drugiego dna ta rozpiska nie miała. Wystawienie tego plutonu egzykucyjnego ułatwiał trochę Dawn of War. Solarem rozświetliłem pierwszą turę i coś tam postrzelałem bez większego efektu. I generalnie ta gra, w której tłukliśmy się o jakieś 4 znaczniki (po dwa w strefie) z mojej strony tak właśnie wyglądała - bez większego efektu. Lord wpada w lemana nawet trafia na tylni po czym rzuca dwie jedynki. Natomiast wysokie rzuty zostawiłem sobie na liderki oblewając 3 czy 4 pierwsze - wszystkie na 10. Cóż bywa. Dopiero ostatni zryw lorda który wysadzony z swojej szalupy zniszczenia stwierdził, że trzeba ratować honor armii i zabił dwa troopsy zanim został podle rozstrzelany przez tego lemana z którym wcześniej tak litościwie się obszedł. Jednak ten zryw wystarczył jedynie na ograniczenie rozmiarów porażki.
Rewanż zaczął się od kontynuacji burzy statystycznej i stałego turlania nie tego co trzeba nie wtedy co trzeba. Strzelanie większych efektów nie przyniosło demony Khorna wyszły nie poza zasięgami szarż przy czym crushery i herald zostały rozstrzelane lettery ostały się bo nie rokowały więc je schowałem. Generalnie bitwa wyglądała podle do wejścia seekerek które najpierw zabiły dwa troopsy po wypadnięciu z warpu po czym złapały kolejnego i na koniec ostaniego z lordem. A to byli w tym momencie już weterani assalt fejza, bowiem chwilę wcześnie zaszarżowali niedobitki letterów i ich zatłukli kolbami swoich tesli. Ostatni zryw seekerek w połączeniu z jakimiś znacznikiem dał mi końcową wygraną w całym meczu 11 do 9.
CDN.
Etykiety:
relacje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz