czwartek, 26 lipca 2012

Lotna brygada




Już przeszło miesiąc temu kupiłem sobie Dwarfa z zasadami nowych fruwajek czyli kolejnej wariacji na temat latającego kontenera na śmieci, oraz szczytu orczej myśli technicznej. Nie ukrywam, że zakup był głównie powodowany chęcią posiadania tych zasad które okazały się być bez większego szału ale nie o tym miała być ta notka, zwłaszcza, że temat tych lataczy już był wałkowany zarówno w kontekście 5 jak i 6 edycji na forach wszelakich więc powtarzać się nie ma za bardzo po co. I oczywiście przy opisie podniebnych wymysłów zielonoskórych nie mogło zabraknąć reklamy dopiero co odświeżonego komiksu z Black Library pt. Deff Skwadron. Przy czym reklama ta okazał się na tyle skuteczna, że gdy odkryłem jakąś promocję na wysyłkę - w sensie za darmo również do naszego kraju - kliknąłem wiele się nie zastanawiając.

Przesyłka dotarła z niemałymi przygodami, których opisu Wam zaoszczędzę ograniczając się do stwierdzenia, że nie zawsze warto słuchać swojego wewnętrznego lenia. A już szczególnie jak przybierze maskę optymizatora wydatków energetycznych. No ale w końcu paczka była w moich rękach które od razu, pod samymi drzwiami poczty, bez większego udziału mózgu rozerwały karton.

Komiks jest w formacie większym niż A4 co mnie bardzo zaskoczyło ale oczywiście również uradowało. Większe strony -> większe obrazki -> większa zabawa. Prawda, że łatwo wejść w orczą mentalność? Niestety jest czarno-biały, co jednak nie zaskakuje bo to praktycznie standard dla BL. A szkoda bo jak się patrzy na okładkę która jest pokolorowanym jednym z kadrów z komiksu to łatwo sobie wyobrazić jak bardzo całość w kolorze by zyskała. Ale to nie jest dla mnie największy problem estetyczny, z tą było nie było, graphic novel bo pierwszoplanowy jest taki, że rysunki są po prostu brzydkie. Oczywiście to moja subiektywna opinia ale jak się patrzy na takie Lone Wolves, które uważam za najśliczniejszy komiks z BL a potem na ten dramat to człowiek może się nabawić poważnych urazów nerwowych. Choć nie ukrywam, że z kolejnymi stronami moja opinia na temat tej kreski złagodniała i stwierdzam, że poniekąd pasuje ona do estetyki rasy przedstawionej. A że rasa ma takie poczucie piękna jak ma to i tak komiks tak wygląda a nie inaczej. Trudno mi wyobrazić sobie zastosowanie tej estetyki do zilustrowania losów dywizjonu Wytwórców Świec aka Eldarów.

Zawsze wydawało mi się, że GW tworząc wizerunek orków w świecie 40ki potraktowało ich jako swój wentyl bezpieczeństwa dla całego tego patosu 40 millenium. Wielka zdrada oraz wielkie dramaty rodzinne, opowieści o wielkiej odwadze jak i podłości itp itd. A na to pojawiają się orki z swoim "red uns go fasta" i podobnymi mądrościami, z swoimi Shook Atak Gunami i walutą noszoną w gębach. Ich radosny i losowy charakter średnio przystaje do całej reszty wizji mrocznej przyszłości. A jednak są niezbędnym składnikiem tego koktajlu który, co ważniejsze, ma całe rzesze wiernych fanów.

I ten komiks jest kwintesencją zielonego klimatu, zaczynając od tej nieszczęsnej kreski a kończąc na gagach których w nim nie brakuje. A po drodze mamy piękny rys o historii rozwoju orczej myśli taktycznej oraz technicznej. Tak, dzieje się. Dużo i głośno - strzelanie gdzie popadnie, poruszanie się czym popadnie oraz okładanie kogo popadnie. Słowem zielono mi. A o czym on konkretnie opowiada poza tym że o orkach?

Konkretnie to jest zbiór opowieść o tytułowym Deff Skwadronie koncentrująca się na jego dowódcy oraz nawigatorze. Który jest zdecydowanie inteligentniejszy od swojego przełożonego ale również zauważalnie mniejszy co głównie determinuje jego miejsce w hierarchii. Poznajemy ich losy przy okazji różnych kampanii i misji oraz ich relacje z wrogami oraz teoretycznymi sojusznikami które są zaskakująco zbieżne. Generalnie dostajemy całkiem niezły wgląd w relacje między zielonoskórymi oraz sposób ich działania. Sposób w którym na myślenie w nie ma zbyt wiele czasu.

Czy warto? Jak ktoś jest fanem orków to pozycja ta jest absolutnym must have.
A jeśli ktoś grzyby po prostu je a nie obserwuje za wypadającymi zielonoskórymi? To i tak warto przeczytać, zwłaszcza, że jest spora szansa, że się człowiek uśmiechnie raz czy drugi a może nawet serdecznie roześmieje. A na pewno nie zaśnie jak mój kot:


1 komentarz: