środa, 1 lipca 2009

O zagubionych demonach. I ich intencji odnajdywaniu.


Bardzo długo to trwało bym się zebrał i napisał coś o kodeksie Zagubionych i Przeklętych i na dobrą sprawę trudno mi powiedzieć z czego to wynikało. Bo na pewno jako "arcyheretyk" całej zabawy czułem, że nie zaszkodziłoby coś popełnić na temat. Jednak zanim na pewno chciałem zagrać na normalnym turnieju tą armią (co miało miejsce w tą sobotę) zanim zacznę się wymądrzać ale nie to było główną przyczyną bóli twórczych związanych z tą notką. Z perspektywy czasu stwierdzam, że tak naprawdę to nie wiedziałem o czym ona ma być. Bo temat armii i powstawania jej kodeksu czy też klimaty jeszcze jakiś czas temu praktykowanych przez GW tzw. Designer Notes jest bardzo szeroki. Mógłby się na przykład skupić na wytłumaczeniu różnych rozwiązań i czemu coś jest tak a nie inaczej zwłaszcza, że kwestia demoniczna pokazała, że byłoby z czego się tłumaczyć.
Jednak nie zamierzam tego robić. Stwierdziłem, że lepiej będzie dojść do sedna sprawy i napisać po co ten kodeksik powstał i choć pewnie nikogo nie zaskoczę to czasami warto sobie odświeżyć nawet aż tak bardzo oczywiste oczywistości.
Chcieliśmy przywrócić do życia armię która od długiego już czasu zalegała w głęboko ukrytych kartonach gdzieś na dnie szafy a która kiedyś była bardzo ciekawa i dawała sporo frajdy swoim generałom. Dawała do momentu zmiany kodeksu Chaosu i zmiany świnki i lojtka na dwóch laszowców bo przy tej okazji Games o Lostach, mających dużo odniesień do nieaktualnego już kodeksu chaosu, zapomniał. Przywracając ją i cucąc ją do życia, chcieliśmy maksymalnie bazować na oryginalnym materiale z Eye of Terror wychodząc z założenia, że dobrze będzie uniknąć tyle kontrowersji ile się tylko da, bo te w hurcie mogą sprawić, że armia się w środowisku graczy po prostu się nie przyjmie. Bo to by się przyjęła i była dopuszczana na turniejach oraz by parę ludzi się pokusiło na odkopanie stosownych kartonów bądź zakup nowych modeli było dla nas priorytetem. Cięliśmy więc wkład własny poprawiając jedynie i to też nieznacznie to co naszym zdaniem tego wymagało.
Jednak by ktoś zechciał grać jakąś armią to oprócz tego by była dopuszczana na turnieju musi dawać jakąś szansę na zwycięstwo. Bo nie oszukujmy się zbieranie słabej armii która jeszcze nie zawsze jest legalna na imprezie jest średnio atrakcyjną wizją nawet jeśli część modeli weźmie się z już posiadanych demonów czy chaosu. A lości to słabsza gwardia gdzie większa ilość kombatu nie do końca rekompensuje brak tych wszystkich nowiutkich fancy zabawek. Oczywiście grywalna ale krooci też byli grywalni. A nie ukrywam, że zależało nam by ta armia się raz po raz pojawiała na stołach bo to generalnie jest tak przypadłość twórców - chcą mieć świadomość, że komuś ich dzieło, niezależnie od dziedziny się do czegoś przydało.
Dlatego też przynajmniej do Syrenki demony mogą szarżować po wyjściu z Ikony by Zagubieni i Przeklęci mieli swój myk który pozwoli im nawiązać walkę z innymi mocnymi armiami. A korzystanie z niego nie jest obowiązkowe i można się lansować stwierdzeniem - "Gram lostami. Bez Demonów." Oczywiście jeśli się okaże się, że ten myk nie tylko pozwala powalczyć na równi ale również sprawia, że reszta jest regularnie okładana maczugą po głowie to będziemy szukać rozwiązania (np. dopisując jedno zero w koszcie ikony). Ale cytując klasyka:
"Nie wydaje mnie się"
.
I nie jestem w tym zdaniu odosobniony.
I w ten sposób samoistnie i tak wyszło tłumaczenie kwestii demonicznej ale od źródła i mam nadzieję, że przez to bardziej zrozumiałe. A do lostów jako takich na pewno będę regularnie wracał na tym blogu bo nie ukrywam, że jest to aktualnie mi najbliższa, zwłaszcza emocjonalnie armia. Co chyba dla nikogo niespodzianką nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz