Zgodnie z obietnicą przyszedł czas na ciąg dalszy relacji z pierwszej odsłony Varsowia Wars i tym razem skupię się na organizacji i innych zagadnieniach nie związanych bezpośrednio z wydarzeniami ze stołów.
Wejściówka wynosiła 40 złotych i zawierała jedynie opłatę za granie i 3 hot-dogi plus herbatę. Czytaj nocleg był płatny osobno. Był on zresztą zupełnie gdzie indziej ale jak bardzo gdzie indziej dopiero mieliśmy się dowiedzieć. Po zapłaceniu dostawało się kartę wyników. Koniec. Żadnych misji, nic i wcale nie upieram się koniecznie przy jakiejś książce rodem od "Demonicznego Poligrafa" tylko czymkolwiek co by pozwalało uniknąć pytań o np. zasady specjalne. Co gorsza sędziowie nie byli najlepszymi adresatami tych pytań bo nie do końca wiedzieli co, gdzie i jak. W związku z tym przed każdą bitwą wzdłuż stołów szła wieść gminna z zasadami do danej misji. Było to łatwe bo stoły stały w długim korytarzu i ta wieść nie musiała nigdzie skręcać. Niestety po ustawieniu blatów został mało miejsca na przejście i jeśli normalnie przechodziło się bez większych problemów o tyle przenosiny z figurami między bitwami nie były najłatwiejsze. Jak to mawiają gimnastyka - gratis.
Chciałbym coś napisać o sędziowaniu ale nie do końca mam co bo sędziemu zadałem jedno pytanie i widząc jego rosnące oczy w trakcie gdy je wypowiadałem stwierdziłem, że chyba nie chce znać odpowiedzi. Zresztą sędziowie byli pochłonięci graniem w jaką planszówkę i ciężko ich było złapać. No chyba, że ktoś miał zacięcie i chciał się przeciskać. Można powiedzieć, że turniej sędziował się sam. Co w gruncie rzeczy chyba nikomu nie przeszkadzało. W przeciwieństwie do braku drukarki co miało irytującą konsekwencję w postaci braku par przed kolejnymi rundami rozwieszonych w 2 czy 3 miejscach. W zamian trzeba było się cisnąć przed ekranem laptopa by poznać kolejnego przeciwnika.
Stoły na których grałem były ok ale ominąłem na szczęście np. kanion. Zresztą było parę innych które wyglądały na mało sympatyczne dla armii które chcą coś schować. Jednak osobiście jakoś super nie narzekam na tereny pomimo, że miałem do schowania całą armię. Stoły nie były szczególnie estetyczne ale też nie odrzucały i makiety był sensownie porozmieszczane więc w moich oczach ten element wypadł jak najbardziej poprawnie. Natomiast hot-dogi i herbata wypadły więcej niż poprawnie zwłaszcza, żę gorący napój był dostarczany bezpośrednio do stołu. Super - przyznam się bez bicia - mi by się nie chciało.
Jednak to co dla części będzie najważniejszym wspomnieniem z tego turnieju to nocleg. Orgowie się sprężyli i znaleźli niedrogą miejscówkę w granicach stolicy. Ale to koniec pozytywów. Jednak zacznę od początku. W sobotę po bitwach pojechaliśmy do knajpy w której nie mogliśmy pozostać zbyt długo bo do 24 musieliśmy się pojawić w naszym schronisku. Stikman jako osoba odpowiedzialna za dowiezienie nas na miejsce zaproponował byśmy wyszli o 23.30. Jednak ktoś tchnięty przeczuciem godnym farseer'a stwierdził, że lepiej o 23. I tak się stało o 23 wybyliśmy z knajpy i poszliśmy do schroniska. Najpierw podjechaliśmy kawałek metrem a potem szliśmy, szliśmy, szliśmy... Orgowie się zgubili a co gorsza mapa pożyczona od jefnego z graczy nie okazała się wystarczającą podpórką. W końcu dotarliśmy na miejsce dzięki GPS'owi. 0 24.20. Po prawie półtorej godzinnej podróży albo nawet wyprawie. Po drodze był już nerwowo i gorąco i nie zapobiegła temu nawet temperatura zdecydowanie poniżej zera połączona z wiaterkiem. Fatailty. Jednak stikman już wyciągnął wnioski i miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. I, że ktoś pojedzie wcześniej do noclegowni by sprawdzić jej istnienie i trasę.
Podsumowując jak na turniej za prawie 80 plnów (wejściówka i nocleg) można oczekiwać więcej. Fajnie, że nas poczęstowano jadłem i picem ale było widać, że orgowie nie tylko robią taką imprezę po raz pierwszy ale, że również nie znają standardów aktualnie obowiązujących. Mam wrażenie, że zabrakło wiedzy jak to powinno wyglądać bo sporo część błędów była do uniknięcia. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej szkoda tylko, że tą lekcję odrabialiśmy razem i naszym kosztem. Ale już na forum GV widać pierwsze efekty tej nauki w postaci ogólnej dyskusji o stołecznym środowisku. Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za chłopaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz