środa, 20 lutego 2008

Varsowia Wars - bitewki

Jak to się mawia „master, master i po masterze”. W tym przypadku chodzi o Varsowia Wars. A jak już po to czas na jakąś relację oraz małe podsumowanie. Wycieczkę do stolicy będę rozpatrywał na dwóch płaszczyznach: jedna to bitwy, armie itp., druga to strona organizacyjna i jak to wyglądało poza stołami. Dzisiaj się skupię na tym pierwszym aspekcie. Natomiast sprawami techniczno-organizacyjnymi zajmę się później. Zdecydowałem się na taki podział bo o organizacji tego turnieju można sporo napisać

Do Wawy wziąłem Spasionego libre i kapelana, dwie piątki bajków: fist, melta, flamer, scout bajki (5) z fistem oraz atak bajki: 2 pary z bolcami i panzerjager i jedna para z meltam i obowiązkowym panzerjager. No i na deser 6 tornad w 3 oddziałach. Było to dla mnie pewnego rodzaju novum ponieważ do tej pory gdy grałem na zbliżone punkty (1900) to miałem ich 9. Jednak zainspirowany doświadczeniami z Ravenwingiem stwierdziłem, że warto spróbować pograć na mniejszej ilości. Wynik eksperymentu jest wielce zachęcający do dalszych doświadczeń.

W pierwszej bitwie zagrałem przeciwko przeciwnikowi którego godności niestety nie pamiętam ale który grał Tau’ami z dużą ilością wynalazków rodem z forga. I tak niebiescy mieli dwie pary broadsidów, dużą rybę z multi-meltą z małym plackiem na górze i sms’ami. W tropsach jakąś wieżyczkę do podświetlania, 6 ognistych wojaków bez transportu, krótkich za 100 punktów i górników. Elity i dowodzenie to całkiem standardowy zestaw pancerzyków z jednymi stelfami. I na deser 4 tetry. Graliśmy cle ans i nie udało mi się wszystkiego schować jednak dzięki night-fightowi nie poczułem tego zbyt mocno. W mojej turze zacząłem kombinować którędy jechać by dojechać i doszedłem do wniosku, że każda droga ma jakieś minusy ale jedna ma duży plus – jest najkrótsza. Pojechałem więc wszystkim na kołach na pałę do przodu. Mój przeciwnik zanim zaczął strzelać do cyklistów apokalipsy dużo strzelania stracił dużo firepowera na spidery. Efekt był taki, że w drugiej turze szarżowałem. Udało się uniknąć momentu stania w polu i przyjmowania wszystkiego na klate i praktycznie było po grze. 23-0

Wszyscy wiemy jak działa system szwajcarski i jakie uroki wiążą się z masakrą w pierwszej bitwie więc trafiłem na Jacka Zielińskiego z cyrkiem grubasów plus chórek czyli screamy gdzie się dało (3 zoantropy i dwa tyranty). Miał jeszcze 3 miny i kontrę. Misja Take and Hold i oczywiście na środku area z coverem 4+. Czyli marzenie dla mojej armii. Po mało zaskakującym rozstawieniu zrobiłem odważny scout move nie zacząłem i tyle było ze zwiadu „co jest za tym kamieniem”. Tyrki zaczęły dreptać na środek ja z kolei flankować i w drugiej turze udało mi się spikerami i atak bajkami odstrzelić 2/3 kontry. Jednocześnie oddział baków do spóły z kapelanem wpadł w elitowego oraz ciężkiego karka. Ten z HS padł od kapelana natomiast ten mniejszy został na jednym woundzie. Oczywiście zapomniałem strzelić z melty przed szarżą. Kontra zjadła bajkerów i nawet jej okrojony skład nie przeszkodził. Libra jeszcze próbował wspomóc osamotnionego kapelana ale efekt był taki, że zdjąłem dwie figurki a nie jedną. Prawie się udało. Do końca już trwało macanie i próby ratowania niedobitków przez mnie. Ostateczny wynik 3:20.

Zadowolony, że starcie z tyrkami mam za sobą spojrzałem na listę par i zobaczyłem Sancho. 8 grubych, 9 min, stado genków plus screen z gauntów. Do tego dochodził dosyć losowy scenariusz pt. tubylcy. Po prostu rewelacja. Zacząłem jakieś ruchy flankujące atak bajkami i spiderami a kombatem jechałem do środka. Po drodze straciłem 4 tornada przy czym jedna para spadła od miny. I znowu zaszarżowałem na dwa grube zapominając strzelić z melty i ponownie ostał się jeden na ostatnim woundzie. Sancho zaszarżował wszystkimi (17) genkami i rozmontował bajki z kapalanem. Dzięki czemu jedne genokrady zostały w openie drugie w coverze 5+. Po moim strzelaniu zostało ich kilka. W tak zwanym międzyczasie libra przyjął na klate latającego tyranta i go zabił. Poczuł moc i pojechał po tego strzelającego. Zginął. Scout bajkerzy w 2 wpadli w karka z 5 wondami i wbili mu 4. Przyjęli tyranta który się rozprawił z bibliotekarzem zignorowali go i dobili karka. W tym samym czasie moje atak bajki podjęły negocjacje z tubylcami. Skutecznie. Na początku mojej 6 tury wszyscy 3 byli w moich rękach. Jednak postanowiłem być miłym ziomem i w chwili kiedy Sancho został przytłoczony niemocom swojego hive tyranta powiedziałem mu żeby na oddział z jednym z tubylców zaszarżował karkiem. Dzięki temu z 16-4 zrobiło się 10-10 :).

Jeszcze zanim zacząłem grać pierwszą bitwę w niedzielę w rankingu miały miejsce jakieś przetasowania co zaowocowało spotkaniem ze Złym i dosyć nietypowymi eldarami. Spotkałem między innymi czołg o mrocznej nazwie Nightspiner który strzelał do mnie talerzem od hot-dogów czyli blastem 7” a poza ty miał holofielda. W HS oprócz tego dwa zombiaki natomiast w Fastach dwie ósemki pająków poza tym dziesiątka herlaków 6 banszetek latająca we wspomnianym czołgu. W tropsach guardianie ze scaterami. No i obowiązkowy avatar i farseer. Pomimo, że rozpiska odbiegała delikatnie od standardów nie wzbudziła w mnie zachwytu bo słaba nie była. Przez całą bitwę starałem się trzymać dystans chować się za wszystkim co odstawało od stołów oraz ostrzeliwać się. W efekcie dopiero w ostatniej turze doszło do walki wręcz. Przez całą grę stracił zauważalnie więcej od Złego ale część strat odbiłem dzięki temu, że graliśmy reacona. Skończyło się na 9-11.

Ostatnia bitwa i pierwsi marinsi po drugiej stronie stołu. Przy czym od razu w swoim klasycznym wydaniu czyli SAFH z mocną kontrą dowodzony przez Isengrima. Termity, wirówka, plujka, minmaaxy, devki etc a dodatek jump-pakowcy libra kapelan. Oboje wystawiając się dbaliśmy by skitrać co się da poza oczywiście stacjonarnymi jednostkami. Zacząłem spidery roztrzelały devków. A wszystko na kołach boostowało lewą flanką. Atak bajki dostały pina z foty połowa spikerów spadła druga nie strzelała i nie miałem jak ostrzelać kontry. Ale już było za późno na odwrót i stwierdziłem, że kontrą się będę przejmował później. To później był wcześniej niż bym chciał ale suma summarum z tego starcia wyszedł, żywy mój kapelan. By później w ostatniej turze zginął od preda plujki. Na 5 kostkach dwie jedynki – w sam raz. W pewnym momencie mieliśmy walkę kapelana z kapelanem, libry z librą a spidery strzelały się między sobą. Taka ciekawostka. Mój szturm okazał się dosyć skuteczny ale mocno się w jego trakcie wykrwawiłem więc pochowałem co żyło zwłaszcza, że graliśmy Seek and Destroy. Po podliczeniu wyszło 10-13.

Muszę przyznać, że armia pomimo niemałego przemeblowania sprawdziła się znakomicie. Może nie odbiło się to na wynikach (jeszcze ;)) ale ta odświeżona rozpiska dawała mi sporo więcej funu niż dotychczasowa. I jestem przekonany, że nie wynika to jedynie z potrzeby nowości. Trójki spikerów robią się kłopotliwe w użyciu kiedy spadnie jeden bo warto by chronić scoring unit z drugiej strony to jest sporo pestek. Natomiast przy parach ten problem nie istnieje co daje spory komfort. Pewnie, że robi się mało pestek ale w zamian dochodzą kolejne bajki z fistem co jest równie skuteczne co wulgarne :). Ta rozpiska przywróciła mi chęć do gry cyklistami apokalipsy bez Samaela bo po prostu granie na 9 z Minas Morgul mnie już najzwyczajniej zmęczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz