niedziela, 7 czerwca 2009

Last final assault

Wczoraj czyli w sobotę mieliśmy w Poznaniu turniej 40ki bazujący na formacie który najprawdopodobniej będzie przebojem naszej sceny turniejowej przez najbliższe dwa miesiące czyli opierający się o regulamin ETC. I choć delikatnie rzecz ujmując nie udało się nam osiągnąć jakiejś kosmicznej frekwencji to nie przeszkodziło to osobom które dotarły dobrze się bawić - w końcu wystarczyło graczy by mieć różnych przeciwników w wszystkich 3 bitwach.
Osobiście zdecydowałem się wziąć znowu armię na motorach ale tym razem złożoną na kodeksie marinsów ponieważ od DMP cały czas mam przesyt Ravenwingu. Jeszcze "po drodze" rozważałem różne opcje Eldarów i zwłaszcza kusiła mnie taka Iyanden-style ale suma summarum zdecydowałem się pozostać wierny cyklistom apokalipsy w power armourach. Oczywiście po tych trzech bitwach mam parę refleksji jak np:
- Libra w tej armii jest niepotrzebny. Ani gate ani null zone przy mojej koncepcji nie są mocami kluczowymi lub niezbędnymi. Oczywiście fajnie mieć kaptur ale w RW nie mam i jakoś sobie radzę. Kapelan jako dodatek do Command Squad'u na motorach wydaje się o niebo lepszym rozwiązaniem.
- Parki speederów z Typhoon Launcherami są naprawdę zacnym wyborem. Strzelają jak devki a nawet o dwa Heavy Bolce lepiej i choć są trochę bardziej miękkie to nadrabiają to mobilnością. No i jeśli umiejętnie korzysta się z zasięgu to wymagają konkretnych cegieł do strącenia.
- Troopsy motocyklistów są dla mnie cały czas zagadką. Niby prawie to samo co w RW a jednak znowu prawie robi wiadomo co. Atak bajk jeżdżący z jakąś bandą przybłęd jest pomyłką bo jadąc po preda człowiek oddaje więcej punktów niż był wart cel. Nie ma fearless'a aleakurat to dobrze rekompensuje combat tactics natomiast po tym turnieju jeszcze bardziej doceniłem scout'a. Daje wielkie morze opcji w każdej bitwie i naprawdę trudno go przecenić. Po prostu w wielu momentach brakowało mi pmysłu na te oddziały zwłaszcza na te combat squady bez fista.
Oczywiście też punktacja wzbudziła w mnie parę refleksji i tak:
- w misjach na znaczniki naprawdę nie trzeba zbyt wielu troopsów. Taktyka pilnowania jednego i contestowania przeciwnika sam się nasuwa a do jej realizacji nie potrzeba zbyt wielu własnych jednostek podstawowych - trzeba o nie jedynie dbać screenować itp itd.
- natomiast granie na Kill Pointy gdzie jeden decyduje o 5 dużych punktach to w przypadku wyrównanego skill i potencjału armii to niezły hardkor.
I tu dochodzimy do motywu który tak naprawdę jest fundamentem tej notki.
Gramy sobie z Areckim 3 finałową bitwę - jej zwycięzca najprawdopodobniej wygrywa turniej. 5 tura - jak się miało okazać - ostatnia, wynik w kill pointach 1:0 dla mnie. Do tej pory zajmowałem się głównie unikaniem korytarzy ogniowych oraz po prostu uciekaniem. Marinsi Areckiego natomiast relokowali się co turę z nadzieją na znalezienie świętego gralla firebasów ale mi kitranie się za skałkami wychodziło zdecydowanie lepiej. Arecki kończy i przyjeżdża w końcu do mnie Crusaderem z 5 młotkowymi i Lysanderem którego unikanie wchodziło w skład moich obowiązków jako broniącego korzystnego (w końcu 1:0) wyniku. Landek strzela, wkładka wysiada. Po opadnięciu kurzu i łusek okazuje się, że duch maszyny i reszta załogi po salwie do moich speederów osiągnęli wielkie nic. No to termosy szarżują na jedną parkę a Lysander aka Niszczę Wszystko Co Ma AV Niezależnie Od Ilości Structure Pointów na drugą. Wszyscy trafiają na 6tkach i termosom udaje się to 3 razy i oczywiście niszczą obie fruwajki. Natomiast Pogromca Wież Khornowych trafia dwa razy no i potem na efekty rzuca kolejne dwie szóstki. Koniec bitwy.
Poczułem się jak ten "biedny" Bayern w maju 99 roku:

Nigdy nie przypuszczałem, że znajde pretekst by wrzucić ten filmik na tym blogu ale się udało :). I bardzo proszę bez złośliwości zaczynających się od "A dekadę później..."
W ostatniej fazie, ostatniej tury....
Nawet wynik taki sam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz