W miniony weekend Drużynowe Mistrzostwa Polski Wh40k oficjalnie zakończyły sezon 2007/2008 naszej ligi. I muszę przyznać, że lepiej się go nie dało się zakończyć. Turniej o rekordowej liczbie graczy, z perfekcyjną organizacją i z masą atrakcji był wisienką na torcie ligi. Na torcie bo wydaje mi się, że ten sezon pomimo wpadek masterowych można uznać mimo wszystko za udany głównie dzięki wschodzącym gwiazdom. Ale o tym kiedy indziej bo cały czas jestem pod wielkim wrażeniem weekendu...
Granie
Osobiście bardzo mi się podoba formuła drużynówki i jestem przekonany, że nie jestem w tym odosobniony :). Jest nad czym knuć i co analizować już na etapie składania własnego teamu. W tym roku reprezentowaliśmy Sztab w składzie Afro-CSM, Arecki-RW, Jasiu-BA (c), Kris-Eldarzy i ja z tyrkami. Jak widać pomimo tego Ravenwingu (i to takiego prawdziwego - same motory i spidery) daleko poza standardy w kompozycji drużyny nie wykroczyliśmy. Natomiast dla mnie osobiście gra tyranidami była takim wykroczeniem poza jakiekolwiek znane mi standardy. Do tej pory był po tej drugiej stronie venomek i rzadko kiedy to się kończyło sukcesem. Przed turniejem zagrałem rozpiską na DMP raz. Przegrałem. Drugą bitwę tyrkami rozegrałem dawno, dawno temu i w cityfighcie więc jej nie liczę. Jednak miałem szczęście, że Jasiowi udało się uniknąć parowania mnie z eldarami więc moje bitwy numer od 2 do 6 tą armią nie miały posmaku drogi przez mękę. Udało mi się je nawet wszystkie wygrać niektóre minimalnie ale zawsze. Mimo tego pierwsze 4 potyczki jako team zremisowaliśmy do czego dorobiliśmy ideologię zen i równowagi funu z gry między nami i naszymi oponentami. Jednak 5 bitwę ku naszemu zaskoczeniu wygraliśmy czym zniszczyliśmy tak skrzętnie budowaną karmę ;).
Muszę przyznać, że tyrki mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły. Byłem przekonany, że będę się nudził grając tą armią i że nie będę umiał czerpać radości z grania 8 grubasowym potworkiem. Zwłaszcza, że w moim odczuciu movement phase tej armii jest dosyć umowny. Ale okazało się, że dramtyzowałem i całkiem fajnie się tą armią kombinuje. Odkryłem też, że wcale takie proste granie tym nie jest. Oczywiście nie neguje tu siły armii ale trochę trzeba pokombinować. Zwłaszcza ta część armii bez 6 tafa okazuje się wymagająca. Mam jednak wrażenie, że udało mi się w miarę ogarnąć tą armię i całkiem sprawnie to szło pomimo różnych wtop. Szczególnie tej z bitwy z Nathanielem (IG) gdzie dwa ciężkie karki całą bitwę nic sensownego nie zrobiły bo totalnie nie miałem na nie pomysłu. A takich akcji było na pewno więcej i pewnie sporej części z nich nawet nie wychwyciłem. Suma summarum, cieszę się, że okoliczności mnie zmusiły do grania tą armią bo było to naprawdę miłe doświadczenie a pewnie nigdy bym nie spróbował.
Organizacja i atrakcje.
Organizacja, tak jak już wspomniałem, była po prostu idealna. Bitwy odbywały się wg. rozkładu jazdy, stoły były estetyczne i w sam raz zastawione. O sędziowaniu nie będę pisał bo nie musiałem poza chyba jedną sytuacją korzystać z pomocy ziomków. Oprócz tego prysznice w stanie pozwalającym z nich korzystać i dodatkowo chłopaki z trójmiasta zapewnili całkiem wygodne materace w liczbie większej niż wystarczająca. A w sobotę zabrano wszystkich chętnych do knajpy gdzie zostały rozdane nagrody za ligę trójmiejską, ligę ogólnopolską oraz młotki. W tym miejscu jeszcze raz dziękuje wszystkim którzy swoimi głosami zrobili z tego bloga wygranego w kategorii Najlepszej strony Internetowej. Skorzystam też z okazji i pogratuluje wszystkim zwycięzcą zarówno graczom jaki "działaczom" :). Gale prowadzili Pająk do w spółki z doskonale znanymi ze sztabTV Jasiem i Krisem. Ogólnie działo się, a okrzyk "Zrób jaskółkę!!" ma szanse przejść do klasyki. Kiedy już opuściliśmy knajpę impreza przeniosła się do szkoły i długie nocne rozmowy odświeżyły mi wspomnienia z old-skolowych masterów gdzie takie rozmowy w sali były, żelaznym punktem programu.
Na osobną wzmiankę zasługują statuetki przygotowane dla zdobywców pierwszych 3 miejsc - cudo. Mam nadzieję, szybko się pojawią na zdjęciach i ci którzy nie mieli okazja będą mieli możliwość - zobaczyć :). Bardzo miło, że każdy team dostał pamiątkową tabliczkę z miejscem na foto. Na pewno nie omieszkamy.
Podsumowując - takie imprezy sprawiają, że człowiek w poniedziałek w pracy jest myślami cały czas w innym świecie. Po prostu dawka wrażeń i emocji jeszcze długo w nim siedzi. Maksymalny relaks i odstresowanie. Warto jechać tyle kilometrów zarywać kolejne nocki i wracać z weekendu wykończonym by coś takie przeżyć. Jeszcze raz dzięki i gratki dla wszystkich którzy przyłożyli rękę do tego sukcesu.
A za rok DMP będzie w Wawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz