piątek, 31 sierpnia 2012

Wspomnień czar


Pomimo, że od tego czasu minęło jakieś kwazdyliard lat, to wciąż, dobrze pamiętam jak kupowałem swoją pierwszą i do tej pory jedyną podstawkę Warhammera 40k. Mały sklepik gdzieś na poznańskiej Wildzie i chyba był to wspólny prezent dla mnie i brata jako, że obaj jesteśmy z kwietnia. W owym czasie nie wszystkie armie miały kodeks i taki chaos był opisany na dwóch stronach z jakiejś broszurki wetkniętej do tego pudła. To, plus naprawdę niewielki wybór modeli spowodował, że po wielu próbach grania tym tworem, zainteresowałem się orkami które były bardziej "złe" niż inne armie mające wtedy swoje podręczniki. Wtedy młody i gupi i jeszcze nie wiedziałem, że w 40 millenium wszyscy są źli różnią się jedynie podejściem do listka figowego.
Była to druga edycja która jednocześnie była pierwszą która zapakowano w pudełko z dołożonymi figurkami. Pierwsza odsłona czterdziestki miała postać jedynie podręcznika i był bliższa RPG niż temu co aktualnie rozumiemy jak bitewniak. I dopiero jej następczyni była zdecydowanie grą bitewną ale z względu na stopień komplikacji zasad oraz czas rozgrywki wybitnie nie turniejową. Natomiast pudło zawierało 20 marinsów w 4 wzorach, 40 greczinów (1 wzór), 20 orków (1 wzór). Dużo modeli i mało wzorów. Jednak wtedy plastiki generalnie, no cóż... , no nie urywały. Kupowało się bowiem np. beastmeny (wystawialne w 40kowym chaosie) w pudełkach po 10 sztuk składające się z dwóch części: beasteman właściwy oraz podstawka. Oprócz wytworów z plastiku oraz podręczników w pudle można był znaleźć kartonowe ruiny mające pomóc w pierwszych rozgrywkach oraz kartonową imitację dreda orkowego. Tak - to był oficjalny proks.


Podstawkę z trzecią edycją przegapiłem. Kiedy pojawiała się ona na rynku miałem akurat przerwę od naszego hobby. Nowością która wtedy się pojawiła byli oczywiście Dark Eldarzy którzy byli przeciwnikami zwyczajowych marinsów, a których wcześniej nie było w tym uniwersum. Jednak porównywalnym novum był fakt, że zasady można było dostać zarówno w pudle jak i jako samodzielną książkę. Bo pierwsza edycja miała zasady spisane tylko jako tomiszcze a druga tylko jako wkładka do wielkiego pudełka. Trochę czasu im zajęło połączenie tych sposobów dystrybucji.


Z mojej osobistej perspektywy największą nowością jeśli chodzi o podstawkę wydaną z okazji 4 edycji, było dosyć poważne potraktowanie terenów. Bo na pewno nie tyranidzi którzy w tym momencie już byli dobrze znani i modelowo rozpieszczeni. A jeśli chodzi o stołowe dekoracje to myślą przewodnią dla nich był "wrak". A konkretnie szczątki imperialnej fruwajki i każdy element terenu, porządnie wykonane z przyzwoitego jakościowo plastiku, to była inna część wkomponowana w grunt. Nawet pamiętam był jakiś tutorial jak te z "niewielkim" sztukowanie z tego odtworzyć sprawny model.


Przedostatni zestaw startowy który nas uraczyło GW pokazał, że modele z podstawki mogą być wystawialne poza stołami do nauki gry. Dostaliśmy całkiem przyzwoitych marinsów i równie dobrze wyrzeźbione orki. Oczywiście nie był to najwyższy poziom ale przynajmniej modele te nie drażniły oka swoją powtarzalnością. Zresztą najlepszą cenzurką dla rzeźbiarzy z wyspy była popularność tych modeli w armiach spotykanych na turniejowych stołach.

Co nam przyniesie starter 6 edycji? Na pewno powiewem świeżości jest brak xenosów i odwołanie się do najbardziej klasycznego konfliktu tego świata czyli chaos vs lojaliści. Co prawda terenów nie widać ale za to są modele które naprawdę cieszą oko. Hellbrute jest klasą sam dla siebie a i reszta figur z tego zestawu jest niczego sobie. Nie będę ukrywał, że na myśl o zamówionym egzemplarzu już przebieram nóżkami bo aktualnie moja cierpliwość jest wystawiona na poważną próbę.
Ale to wszystko i tak jest wstępem do premiery roku czyli Nowego Kodeksu Chaosu (TM).

8 komentarzy:

  1. Tik tak... Dziwne jakieś te modele. Czołzeni Ld9, ale 2A każdy. Hellbrute też 3A na profilu. Ciekawe idzie, ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ten sklepik nie znajdował się czasem w miejscu, w którym teraz stoi Kupiec Poznański, był częścią małego targowiska i nazywał się Kaern? Tam ja miałem bitewną inicjację, melancholia na maksa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To było jeszcze wcześniej jak sklepik był na Wildzie z tego co pamiętam Kilińskiego. Ale apropo tego sklepu na placu to taką fotę dostałem od brata. Zrobił ją gdzieś wokolicach bułgarskiej :)

    http://dl.dropbox.com/u/381954/anegdota%20(1).JPG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Zarówno sklep na Kilińskiego, jak ten w Pasażu, czy też ten w piwnicy przy Strzeleckiej - połączony z wypożyczalnią video, gdzie można było kupić głównie RPGi i figurki do AD&D pamiętam.
      To były czasy...

      Usuń
  4. No nie wierzę... to chyba mój sklepik z placu, albo bardzo podobny! Ktoś go na warsztacik przerobił? :)

    Jeśli już o archiwaliach: był jeszcze jeden dosyć pionierski sklepik, w tym pasażu "pod złotą kulą" na św. Marcinie, na samym końcu. Potem same zabawki już tam były, ale początkowo sprzedawali warhammery i warzony :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Był pamiętam. Nawet przez jakiś czas dawali nagrody do konkursow w jakiejs audycji o fantastyce radio afera. A że łatwo było się dodzwonić to udało mi się coś kilka razy wygrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. audycja się nazywała FBI i prowadził ją niejaki Kostas. Mam nawet kilka odcinków nagranych bo pewien 'smutny' koleś nas tam wkręcił żebyśmy o pierwszych Wojnach Światów opowiadali :D

      Usuń