środa, 8 lutego 2012

Małe DMP - cz. 1



Umówiliśmy się z Michem, że z Drużynowych Mistrzostw Poznania popełnimy relacje na dwa głosy przy czym mój będzie tym kapitan a jego tym gracza i zobaczymy co z takiego dualizmu punktów widzenia wyniknie. Acha i w ostatniej chwili wymyśliłem, że relację zrobimy w dwóch częściach, żeby uniknąć poczucia nadmiaru a może nawet dzięki temu przez moment będzie niedosyt :)

No to jedziemy.

By głos kapitana na drużynówce 3 osobowej się czymkolwiek różnił od głosu gracza musi mieć on jakikolwiek wpływ na parowania. Dzięki systemowi symultanicznemu z karteczkami który został wdrożony w ostatniej chwili, zastępując regulaminowy z czempionami i rzutem kostką kapitanowie jednak mieli cokolwiek do powiedzenia, niezależnie od swojego szczęścia w życiu. (Michu: Do wniosku, że rzut kostką przy 3 osobach jest słabym rozwiązaniem doszliśmy już poprzedniego wieczora za sprawą Kudłatego - niestety wspomniany wieczór spowodował zmęczenie i brak entuzjazmu do perspektywy tłumaczenia wszystkim zmian. Na szczęście Vladowi jak zwykle pary nie brakowało - na fotach widać jak żywo gestykuluje.)  Jednak zanim dojdziemy do opisu zmagań warto wspomnieć co mieliśmy w naszej wesołej brygadzie:

Piszcza z GK na Corteazie. Plus Stormreaven aka. Cegła i z Rycerzykiem.
Micha z BA młotkowi w landku reszta dosyć standardowa jak na bladzi.
I ja z Lostami Keeper, 3 kraszery, letery, sikerki do tego dwa lemany plujki oraz ikony.


Tu Michu - będę nadawał kursywą tym razem. Widzę, że Łysy o mojej rozpisce zaledwie napomknął a to niesprawiedliwe. Dopieściłem ją i przemyślałem. Przed imprą Kapitan dostał dwie propozycje ode mnie - jedną taka śmieciową z Mephistonem i JP a drugą z landkiem i termosami. I ta druga się Łysemu bardziej podobała - można powiedzieć, że była ultra skomponowana. Tylko dzień wcześniej przeliczyłem raz jeszcze i wyszło, że była taka świetna bo landka nie policzyłem. Na szybko wyleciał jeden troops i typhoon - szczególnie to pierwsze bolało...ale przynajmniej  miałem legalną rozpiskę a to też pewien sukces w moim wypadku...

Przed pierwszą bitwą oprócz skontrolowania rozpiski po raz n-ty okazało się, że konieczna jest nazwa teamu - krótka burza mózgów zaowocowała krótkim acz treściwym “Poruszającym Niebo Orgazmem Chaosu”. Prawdopodobnie na skutek niezbyt wyraźnej kacowej artykulacji “orgazm” w spisie drużyn został zastapiony przez “organ” . Tyż piknie. W trakcie turnieju funkcjonowała też wersja skrócona: “PMT” . Początkowo rozwijaliśmy to do wersji “Piszczu, Michu i Trej” ale wkrótce okazało się, że pasuje bardziej “Piękny, Mądry i Trej” . A po paru trafnych uwagach Piszcza wyszło również na jaw kto tu jest Piękny:)

Przechodząc do bitew - do ranka dnia turniejowego wydawało się nam, że mamy czelendż z ekpią zgredów z Pozka - niestety tym razem Chrobry nie wyrzucił rano odpowiedniej ilości oczek i nie dotarł więc team się posypał a z nim i czelendż. Na szczęście znaleźli zastępstwo ale to już nie to samo. Zatem zadecydował los i graliśmy z Rudzikem, Skacowany Bladym Krisem i Michałem. Mi nasz kapitan wyznaczył cel pokonania tego ostatniego, a zatem grania z lostami. Bitwa była ciekawa ale znam lostów dość dobrze a na pewno lepiej niż Michał i skończyła się 17-3. Z ciekawych około-drużynowych ciekawostek to na końcu siedział koło mnie Trej i pilnował żebym wyciągnął chociaż 3 punkty - taka była wiara Kapitana w moje możliwości pogrzebania najlepszej nawet sytuacji...


Czcionka normalna czyli znowu trej za klawiaturą. Parowanie nie poszło mi/nam jakoś wybitnie bo Piszczu trafił na Eldarów ale wygrał rzut na zaczynanie czym ich wystraszył i prysnęli oni do rezerw. Co prawda Rudzik nie narzekał na swoje rzuty na wchodzenie i miał swoje szanse ale Szarzy Pogromcy stołów turniejowych pokazali, że nic im nie jest straszne nawet wytwórcy świec i Piszczu wygrał tą bitwę. Natomiast ja zagrałem z wybitnie bladym tego poranka Bladym Krisem i jego mocno Slaneszowym Chaosem który jednak jakoś super od ogólnie przyjętych standardów nie odbiegał. Uważałem to za dobry paring jednak Blady miał taki moment kiedy mógł mi dobitnie zademonstrować, że się myliłem. Jednak, gdy w jedną turę nie wychodzą dwa lasze to większość planów chaosu idzie (by nie napisać, że biegnie) w niepamięć. I tak właśnie poległa szansa Bladego na pokaranie mojego optymizmu. Ale, żeby nie było zbyt jednostronnie, swoimi rzutami na rezerwy w drugiej turze (nic nie weszło) dodałem całej bitwie trochę pikanterii. Na moje szczęście jednak, Blademu ciut zabrakło by to wykorzystać więc gdy w 3ciej turze weszło na stół już sporo demonicznego kombatu szala definitywnie przechyliła się na moją korzyść. All in all mecz wygraliśmy dość wysoko przez co 2giej rundzie trafiliśmy na Gallów którym hersztował Vladdi.


I tą słitaśną fotką kończymy pierwszą część relacji

3 komentarze: