sobota, 11 lutego 2012

Małe DMP cz. 2 (i ostatnia)


No i jedziemy z relacją z małego DMP czyli Drużynowych Mistrzostw Poznania dalej. Zapraszam do lektury tego swoistego dwugłosu.



No ale skoro się powiedziało A, to wypadałoby powiedzieć B. Choćby miało utknąć w gardle. Paringi były w naszej opinii w miarę spoko dla nas a w opinii naszych przeciwników w miarę spoko dla nich. Cóż nazwijmy to roboczo “paradoksem skila”. A jak to wyglądało w faktach a nie opiniach?
Michu vs Wołek i jego kosmiczne wilki.
Piszczu vs Vladd i jego kosmiczni wytwórcy świec
Ja vs Romek i jego kosmiczni wyznawcy dwóch laszy i 9 oblitów.

Zatem chaos ponownie. Mój niepokój wzbudzało po pierwsze, że chłopaki uważali to za dobre sparowanie, a po drugie, że po wystawieniu Romka i jego poźniejszych ruchach widziałem jakiś plan i myśl przewodnią. Graliśmy anihilację co Romkowi ułatwiało koncepcję gry mocno defensywnej i zachowawczej. Tylko laszerzy polecieli mocno do przodu na icon-hunt reszta siedziała mniej lub bardziej z tyłu. Ja oczywiście od początku starałem się skracać dystans co jakoś wychodziło. Natomiast, to co nie wychodziło to demony i znowu w drugiej turze zastygłem z niepokoju jednak znowu mojemu przeciwnikowi się  nie udało zepchnąć mnie do defensywy totalnej. To co wyszło w 3ciej turze pozwoliło mi zabić wszystko co się nawinęło pod pzaury czy miecze po czym zostało zastrzelone. A  w międzyczasie reszta jednostek z obustron nie zangażowana w okładanie się po twarzach wymieniała uprzejmości z niewielkimi ale zawsze efektami. Koniec końców skończyło się 14-6 dla mnie.


Parowanie z Gallami było śmieszne - najpierw Łysy miał pomysł jak to zrobić, potem posłuchał nas i zaczął mieć wątpliwości. A potem poszedł do kibla. Przeciwnicy się niecierpliwią, my z Piszczem udajemy mądrych (a Piszczu w dodatku pięknych). W końcu - telefon z parowaniem od szefa (zgadnijcie skąd dzwonił). Z perspektywy czasu to nasze parowanie wyszło nie najgorzej - Piszczu przyjął remis, Łysy wygrał, tylko ja będąc dostawianym się nie popisałem i też remis. Zagrałem ultra szybko i ultra zachowawczo - w jednym momencie była szansa na jakieś punkty ale kierowca land raidera, który przez 5 tur czekał za winklem na okazję, postanowił wywalić się na pierwszym kamieniu... Chociaż trzeba przyznać, że były to ogólnie zawody melepetów. Np. Lord wilkowy - szarża na rhinosa bez efektu, ja ustawiam się całą armią w pluton egzekucyjny a ten jełop ginie po 4 sejvie...reszta ekipy podobne sukcesy....

Przez to, że jak Michu napisał na dwóch stołach był remis a na 3cim wygrana byliśmy bliscy wygranej ale zabrakło nam jakiś 2 punktów co delikatnie mówiąc pozostawiło uczucie niedosytu. Jednak podejrzewam, że przed bitwą na remis byśmy się nie obrazili a na taki z wskazaniem tym bardziej więc jakoś super nie marudziliśmy.

Ostatnia runda to kolejny team otrzaskany turniejowo czyli Jasiu z Demonami, Afro z Dark Eldarami oraz Arrrr - jako jedyny klasycznie czyli z wilkami. Chopaki z dość dużą dawką fantazji podeszli do zagadnienia doboru armii nie zmienia to jednak faktu, że skilla im odmówić nie można więc szykowaliśmy się na zażartą batalię. Stwierdziliśmy, że Piszczu może grać z wszystkimi armiami które potencjalnie dostanie więc idzie na wystawkę. Z drugiej strony w takiej roli wystąpił  Arrr. I w związku z tym parowania wyglądały tak:

Arrr SW - ja
Piszczu - Demony Jasia
Michu - Afro i DE.

Osobiście ten układ mnie bardzo satysfakcjonował więc powiedziałem chopakom, że nie w tej rundzie nie bierzemy jeńców ;). Czy coś w ten deseń ;)

Arrr w swoje armii miał trochę grey hunterów, chyba 3 oddziały, przy czym jeden z nich w landku, runa prista, trochę razorów i trochę fangów. Acha i dwóch moich ulubieńców czyli Lone Wolfów. Ale dziś wyjątkowo obędzie się bez Historii o Lone Wolfie (TM). Mój zacny oponent przyjął trochę niezrozumiałą dla mnie taktykę mieszanych rezerw. Graliśmy bowiem Dawn of War i część, czyli fangi i samotne wilki, wpuścił w pierwszej turze a resztę w rezerwach. Plan był taki, że ja się daję złapać i szarżuję demonami te oddziały stojące pod jego krawędzią a następnie dostaję kontrę i w domyśle łomot od grey hunterów z rezerw. No ale wyszło jak z wszystkimi planami bazującymi na rezerwach. Ja rzeczywiście zaszarżowałem i nawet zabiłem, po czym czekałem na to co wejdzie by to również zabić a wchodziło to tak trochę po kolei więc plan kontowania był ciut samobójczy. Arrr zatem przeszedł do bardziej zachowawczej gry oddając mi większość pola a i przy okazji zanczniki. Potem trochę szachów i wilki się trochę odgryzły ale najważniejsze czyli punkty za środkowy i boczny znacznik zachowalem jednocześnie blokując drugi boczny. Efekt coś koło 15-5 dla mnie.

Tu niestety spotkała mnie kara za zbytni entuzjazm. Mówiąc, że mogę grać z Dark Eldarami nie sprawdziłem rozpy Afro i bazowałem na wizualnej inspekcji. A tam gdzieś z tyłu chował się Asdrubael. No i plan się zepsuł. W dodatku podłamany własną głupotą nie zagrałem zachowawczo tylko rzuciłem się jak prawdziwy Blood Angels do przodu. I Pan Vect pokarał moich puszkowców okrutnie. Przed pierwszą szarżą lekkiej brygady coś mi w głowie pukało (pewnie zdrowy rozsądek) i poszedłem po Łysego, pokazałem co jest grane i spytałem czy napierać. Niestety podłe plany Arra tak zaprzątneły mu głowę, że mnie nie zniechęcił. I się skończyło 6:14. A przy odrobinie rozsądku myślę, że remis był spokojnie do ogarnięcia. I te właśnie 4 punkty zabrakły nam do pierwszego miejsca na podium...ech...jednak to ja byłem tym Pięknym w drużynie... Ze śmiesznych rzeczy - w ostatniej turze strzeliłem do AV z melty i był to pierwszy sejv ze strzelania - i rozpłynełą się pokraka jak sen jaki złoty. A nam zostały srebrne ziemniaki. W dodatku rozpuściły się niecnoty na amen i soki cieknące po rękach dopełniły obraz pewnego niedosytu.

A tak naprawdę bawiłem się przednio - z moimi Łysymi towarzyszami jak mnie jeszcze zechcą chętnie się spiknę przy następnej okazji. Póki co zbliża się Wojna Światów - team z24cala jest w powijakach co prawda ale jednego możecie być pewni - relacja będzie!

Jak już Michu napisał gardząc wszelakimi zasadami budowy suspensu nie wygraliśmy tego turnieju, ale szczerze mówiąc nikt z nas nie miał dyskomfortu, ani nawet jego śladów, związanych z drugim miejscem. Zwłaszcza, że w drodze do tego sukcesu zmierzyliśmy się z teamami które ostatecznie zajęły czwarte, trzecie oraz pierwsze miejsce. Zatem łatwo nie było ale za to jak najbardziej przyjemnie. I szczerze mówiąc bardzo liczę na jakąś powtórkę z rozrwyki a im szybciej tym lepiej.


5 komentarzy:

  1. No wiecie chłopaki..
    Dla mnie po tym co przeczytałem jesteście moralnymi zwycięzcami. Wlaczyliście same męśkie bitwy.. A o to w tym przecież chodzi.
    No i spec graty dla Łyskego. Troszkę poszalał tymi lostami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo lości to fajna i mocna (choć z swoimi słabościami) armia. A dodatkowo jak katujesz coś przez dwa lata to uczysz się tym grać. A przeciwników mieliśmy naprawdę zacnych :).

      Usuń
  2. Z melty do pojedynczego eldara ? Świat się kończy, perwersja w najczystszej postaci...

    OdpowiedzUsuń
  3. Musimy Treju zagrać :). Dotychczas mam bardzo dodatni bilans z "upadłymi", ale z chęcią bym to zmienił :)
    Także przy najbliższej okazji rzucam chelenge :D (niestety do Torunia nie jadę :()

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szkoda bo byś mógł z obu stron powalczyć z tematem :)
      Tak czy siak jak dla mnie jesteśmy ustawieni.

      Usuń