niedziela, 5 maja 2013

Nadrabiając zaległości



Mocno spóźniona jest ta relacja ale niestety, jeśli chodzi o czas, to rzeczywistość ostatnio jest coraz bardziej dla mnie brutalna. Musiał się  przytrafić długi weekend abym się ogarnął i siadł do tego małego podsumowania.

Koncepcja organizacji Drużynowych Mistrzostw Polski w Łodzi powstała w ostatniej chwili, kiedy wydawało się, że jedyną alternatywą jest odwołanie imprezy w tym roku. Dlatego jakiekolwiek dyskusje o organzizacji imprezy należałoby rozpocząć od hołdu na rzecz odwagi organizatorów tegorocznych Mistrzostw, dzięki czemumhonor ligi i sceny jako takiej, ocalał. Nie zmienia to faktu, że ta lekcja powinna przełożyć się na jakieś wnioski na przyszłość. Ale biorąc pod uwagę dotychczasowe odrabianie ligowych zadań domowych, to z super optymizmem na to nie spoglądam.

Sala, która była główną areną walk miała całkiem konkretny rozmiar dzięki czemu każdy stół był samotną wyspą na oceanie walk. Czy coś. ;) Tym, czego "trochę" brakowała przy stołach były krzesła, których było bardzo mało. Choć po turnieju się dowiedziałem, że podobno można było gdzieś pójść i je sobie pobrać. Niestety, wtedy kiedy to było dla mnie istotne to ta informacja mnie ominęła. Generalnie mam wrażenie, że komunikacja zostawiała troszkę do życznia ale najważniejsze czyli czasówka była dobrze ogarnięta, bo wielki licznik czasu był widoczny zewsząd dzięki rzutnikowi.

Fajną akcją był sobotni obiad wliczony w cenę i choć jadałem lepiej, to sam fakt, że mogłem zjeść coś ciepłego bez ogarniania tego, ustawiając się jedynie w kolejce, był bardzo miły. Natomiast już szeroko skomentowana akcja z noclegami była zdecydowanie mniej udana. Przez cały czas przygotowań do imprezy zakładałem, że mam ten temat załatwiony. I kilka dni przed imprezą okazuje się, że niekoniecznie. To był zdecydowanie najsłabszy punkt, przynajmniej z mojej perspektywy, w organizacji tej imprezy.
Wspomniane wcześniej stoły były zastawione przyzwoicie i choć mogło być więcej terenu, to makiety pozwalały się chować czy  bawić się w fazie ruchu. Chociaż znalazłoby się tam conieco do poprawy, to narzekać nie zamierzam.

Już klasycznie, w sobotę wieczorem odbyła się impreza zamykająca sezon ligi - rozdano młotki oraz nagrody dla Top 10 graczy. I pomimo szumnych planów by ta ceremonia była bardziej wiekopomna niż dotychczasowe, to wyszło jak zwykle. Jednak biorąc pod uwagę całokształt okoliczności towarzyszących, traktuję ją bardziej jako sukce niż porażkę. Ale to jest kolejna kwestia, która powinna przykuć uwagę koordynatorów w tym sezonie.

Podsumowując, impreza ogólnie się udała i pomimo moich początkowych obaw oraz irytacji weekend spędzony w Łodzi uważam za całkiem udany. Jednak organizacja takiego turnieju w ośrodku bez jakiś turbo tradycji turniejów dwudniowych, jest obarczona ryzykiem. Zwłaszcza jeśli dorzuci się do tego czas.  Natomiast, jeśli za rok Łódź by się zgłosiła ponownie to bym raczej był za. Miejscówka, czyli fundament imprezy jest ok. Jak będą krzesła to już będzie super. A nocleg od początku, just in case, trzeba ogarnąć samodzielnie. I gitara.

A wrażenia z gry Ravenwingiem zasługują na osobną notkę, więc możecie się spodziewać ich w najbliższej przyszłości. Jak teaser powiem -było super!

10 komentarzy:

  1. Bo z krzesłami było tak:
    kierowniczka stwierdziła, że krzeseł nie da, bo są poustawiane na jakieś zebranie w poniedziałek.
    Potem przyszła jej zwierzchniczka, która nam krzesła dopuściła do użytku, i tak bodaj w trakcie drugiej bitwy dość sporo było rzuconych (choć wiele osób poradziło sobie także i w inny sposób :)).
    Tak, wyjątkowo wyszła ta czasówka, w sobotę opóźnienie rzędu pół godzinki (i trochę marudzenia w trakcie 3 bitwy, ale wiadomo, tutaj już bez większej spiny czasowej), w niedzielę nawet mniej, bo zegarek bił równo od 8:30.
    Choć mimo wyświetlanego zegarka i ogłaszania na godzinę/pół/kwadrans/pięć minut przed końcem pojawiały się głosy "ale my nic nie wiedzieliśmy, ale my mamy 3 turę" i takie tam, co smuci. O dziwo - od różnych osób...
    Miejscówka faktycznie mega. Zwłaszcza, że było 30 teamów a jeszcze zostało trochę miejsca.
    Jedzonko fajnie, że było, było lepszej jakości niż się spodziewałem, tak po prawdzie.

    Z mojej perspektywy rzeczy do poprawy:
    lepszy rzutnik
    działający zestaw nagłaśniający

    After-party młotkowe mnie ominęło, ale tak po prawdzie, to najpierw wypadałoby całą ideę Młotków jednak naprawić. Zwłaszcza, jeśli po tym sezonie Młotka nie dostanie Czaj-nik, czyli główny sędzia DMP dzięki któremu jakakolwiek obsługa sędziowska była, + młotek dla Łodzi za zorganizowanie tego DMP, powiedzmy sobie szczerze, rzutem na taśmę (co było widać w paru momentach, jak noclegi).

    No ale pewnie znowu "wygra" turniej, na którym była podobno największa popijawa. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym przypisywaniem wygranej Koszalina mitycznej "popijawie" to już przegina... A słyszałeś o wigilii czterdziestkowej? A o organizatorach, którzy byli ponad przeciętnie mili? Picie jest wszędzie i o klasie turnieju decyduje wszystko inne.

      Usuń
  2. W Koszalinie ktory wygral nie bylo najwiekszej popijawy, zrob "resercz" zanim zaczniesz wysuwac nie do konca uprawione wnioski.

    pozdro
    Nath.

    OdpowiedzUsuń
  3. Generalnie myślę, że chodzi o to, że zawsze jest pitu-pitu na temat DMP i innych turniejów, a wygrywa turniej z niekoniecznie najwyższą frekwencją :) Nie byłem w Koszalinie i nie twierdzę, że turniej nie ma prawa zgarnąć nagrody, ale sami zdajecie sobie pewnie sprawę, że to wygląda nieco dziwnie w kontekście Młotków :)

    (Pod terminem 'wigilia czterdziestkowa' co się niby kryje?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale czemu ma wygrywać frekwencja? Nie rozumiem tego argumentu... O_o

    A pod tym terminem kryje sie wlasnie to: czyli wigilia - Łosiu i pozostali orgowie pod koniec pierwszego dnia uraczyli wszystkich daniami wigilijnymi - byl bigos, chyba ze 3 rodzaje pierogow, barszczyk, "rypki" czyli sledzie chyba w 3 odmianach, pieczywo + duzo entuzjazmu i usmiechu.

    To ze turniej byl bardziej kameralny - o niczym nie swiadczy w moim przekonaniu. Byl naprawde fajny klimat, taki "oldskulowy", mozna bylo ze wszystkimi pogadac swobodnie, i czlowiek mial czas na socjal.

    pozdro
    Nath.

    OdpowiedzUsuń
  5. Frekwencja nie ma absolutnie żadnego wpływu na jakość turnieju. Do dziś najlepiej wspominam Syrenki, gdzie było nas po 20 osób, bo nie było ciasno, ludzie fajni, dobre zasady i fajny wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no, jasne :) Tylko jeśli po DMP ze 140 osobami wszyscy wychodzą uśmiechnięci, a potem taki turniej nie jest w stanie wygrać młotka (a wystarczyłoby pewnie, żeby kilkanaście procent oddało głos) to coś jest nie halo... zapewne z egzekwowaniem udziału w głosowaniu ;)

    Sam wolę turnieje bardziej kameralne i luźne, bo lepszy kontakt się łapie wtedy z ludźmi i nie ma takiego pośpiechu itd. Ja głosowałem na Łódź, bo było to dość innowacyjne wydarzenie, choć na Herezji czy Halo Stars pewnie bawiłem się lepiej towarzysko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja z innej beczki:
    Kiedy nowy podcast ?
    Coś ostatnio Panowi spuścili z tonu :)
    A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dwa odcinki podcastu o demonach są gotowe i wchodzą nastepną notką.

    Co do spuszczenia z tonu to cóż - patrzyć aktualny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To czekam z niecierpliwoscia na te demony :)

    Pajak

    OdpowiedzUsuń