niedziela, 26 maja 2013

Czy ja już tego nie czytałem?


No i się zaczęło.
Znowu.
Mam wrażenie, że nasze środowisko, w sensie graczy Warhammera, jak każde inne ma jakieś swoje rytuały oraz cykle. No i oczywiście tematy bumerang. I jednym z nich, które zawsze wywołują emocje, i który regularnie się pojawia na szczycie listy postów nieprzeczytanych jest, nazwijmy to, Ogólna Ocena Aktualnej Kondycji Games Workshop. Czyli narzekanie jak to zły szeryf z Nottingham podle łupi z naszych ciężko zdobytych pieniędzy. A Robin Hooda podobno nie widać.Co oczywiście jest bzdurą.

Wystarczy wejść na kickstartera i zobaczyć ilu jest kandydatów do roli obrońcy przed złym szeryfem. Wystarczy wejść na blogi ogólnobitewniakowe, przejrzeć na nich linki i reklamy by zobaczyć, ile firm już okrzepło na tym rynku z swoimi produktami. Jest masa alternatyw dla gier GW, w różnych skalach, w różnych światach, o różnych zasadach. Często te gry, delikatnie rzecz ujmując, nie ustępują niczym tym z młotkiem w logo, by nie powiedzieć, że biją je takowym po głowie.

Jeśli ktoś naprawdę niekomfortowo czuje się w pobliżu logo GW, spodziewając się ataku na portfel podczas samego przeglądania ich strony, to naprawdę dawno minęły czasy pustyni alternatyw. Wydaje mi się, że teraz wokół GW rozpościera się kreatywna dżungla, w której łatwo jest się zgubić i zatracić - tyle tego jest.

Ale jest też inny typ graczy - taki jak ja. Patrzę na te różne systemy i widzę rozwiązania, modele i inne smaczki które mi się podobają. Czasami wręcz szokują swoją prze-zajefajnością. Ale i tak każdą rozmowę na ich temat kończę stwierdzeniem - "Bardzo fajna ta gra. Serio. Ma tylko jedną wadę - nie jest 40stką"
I koniec.
Niektórzy są po prostu nie uleczalnie chorzy na ten świat i pomimo, że mają pewność, a nie tylko podejrzenia, że trawa za górką jest bardziej zielona to i tak zostają tu gdzie są, bo ta pożółkła trawa jest TĄ trawą.

Pewnie, że wolałbym by figurki były tanie, a kodeksy za darmo.
I FAQi z nieba spadały w droppodach.
Ale wiem, że tak nie będzie i nauczyłem się z tym żyć i jest to jedyne, co można z tym zrobić, oprócz oczywiście trafienia szóstki w totka. Nie ma zamiaru narzekać na GW, bo apetyt dostosowuje do możliwości.
Doceniam jakość modeli i kodeksów. Balans, który trzymają w 6 edycji. Tempo wydawnicze. Naprawdę, wiele rzeczy zmieniło się na plus. Jest przepaść między tym co się kupowało parę lat temu wchodząc w to hobby a tym co się kupuje teraz, to jest przepaść. A, że trzeba za to zapłacić to normalne - tak to działa w kapitalizmie. I nikt nikogo nie trzyma na muszce boltera. Jak ktoś woli płacić mniej - Google są otwarte.

3 komentarze:

  1. Święte słowa i praktycznie rzecz ujmując nieustające orędzie, które w moich bardziej 'felietonowych' wpisach próbuje przeforsować, ostatnio nawet w ostrzejszych słowach. GW jako wydawca oczywiście ma bardzo żarłoczne nastawienie, ewidetnie nie kierując swojego spojrzenia ku wieloletnim fanom lecz starając się wyrwać jak najwięszej mamonie na spontanicznym kliencie. Wydają płatne erraty, żądają horrendalnych kwot an chude książki, kodeks po polsku kosztuje tyle co oryginał, a ma miękką okładkę. Przepakowują modele do nowych pudełek tak, by było mniej modeli ale bez obniżki cen. Zastępują metal tańszym materiałem a cena modeli wzrasta.

    Lista grzechów GW jest długa i piekąca.

    Ale nie należy zapominać o tym - a wielu pątników jakoś o tym nie wspomina - że jest też dużo dobrych stron. Jakość ich plastików wciąż jest najlepsza po tej stronie galaktyki, i nieśmiałe wejście na ryneczek plastików Malifaux czy Privateer Press, cóż, mogą GW na razie lizać buty, bo przepaść jest kolosalna.

    Tempo wydawnicze GW jest zastraszające a wydawane modele, w znacznej mierze, są ładne i szczegółowe. Podręczniki to już w ogóle, światowa czołówka w jakości - owszem, są drogie, ale prezentują się jak towar luksusowy ze swoimi lakierowanymi okładkami, kredowym, satynowym papierze czy podręcznikami głównymi szytymi karminową nicią.

    Od jakiegoś czasu niczego nigdy nie brakuje - zawsze wydawane są wszystkie modele /oraz ekwipunek/ dostępny i oferowany na łamach kodeksu. Wydają nowe kalkomanie, budują zbiory farbek przeznaczonych do malowania danych frakcji i po raz pierwszy w historii wygląda na to, że ktoś tam się stara, by na starusieńkiej mechanice uzyskać jako taki balans rozgrywki!

    Z drugiej strony nie pozwolę się strzyc za bardzo. GW szaleje z cenami, a doceniać uniwersum Warhammerów mogę poprzez książki z BL oraz zabawę armiami, które już posiadam i najpewniej przez najbliższe kilka lat nic nowego się do nich nie pojawi :)

    Dlatego też choć Warhammery zawsze będą stanowiły żywą ozdobę moich kolekcji i będą aktywnie uczestniczyć w moich hobbystycznych zapędach, fundusze mogę skierować na gry, które albo nie próbują zedrzeć ze mnie kasy za erratę, albo są również drogie, ale oferują znacznie lepszą mechanikę i balans rozgrywki.

    Ot rzekłem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to bym chciał, żeby FAQ-i nie były potrzebne...
    Poza tym, przy obecnym wzroście cen GW FW staje się dość... sensowną alternatywą, a nie tylko drogą fanaberią...

    OdpowiedzUsuń