W ramach budowania atmosfery przed Wojną Światów postanowiliśmy wraz z Michem podzielić się swoim doświadczeniami w graniu w parach w ukochaną czterdziestkę (Michu - to zdanie jest niepokojące jak się je zbyt szybko przeczyta...albo nie do końca). Nie traktowałbym tych doświadczeń, a już zwłaszcza wniosków które z nich wyciągniemy, zbyt poważnie ale może komuś do czegoś to się przyda.A jak nie, to może chociaż wywoła uśmiech na twarzy (M - robiąc takie uwagi warto zaznaczyć, że nie chcemy aby to był uśmiech politowania...)
M. - Odcinek jest sponsorowanany przez Pająka, który poprzez korporacyjne machinacje doprowadził do bankructwa firmę, z którą miał jechać na narty i w ten sposób zabrał Łysego na WS. Majstersztyk - chylimy czoła!
1. Lepiej niż żona - czyli druga połowa. Pierwsza i fundamentalna sprawa przy graniu w parach to... znalezienie pary. I tu raczej nie ma co odkrywać Ameryki. Z typem spędzisz parę lub jak na WŚ kilkanaście godzin więc lepiej jak się lubicie - po prostu łatwiej będzie przyjąć na klatę brutalną rzeczywistość 40 millenium. W sensie kostki.
2. Kto mi pożyczy figurki. Druga sprawa to armie, a ciut później rozpiski. I tu się pojawiają pierwsze trudności. Bo żeby to miało sens trzeba chwilkę pokminić. Oczywiście koncepcja że mocne składowe dadzą mocny produkt finalny jak najbardziej jest poprawna. Jednak tzw. złą sławą owiana "synergia" pomiędzy armiami może robić różnicę. No i dobrze jak w ogólnym wydźwięku rozpy pokrywają się z stylem gry zawodników. Dla własnego komfortu lepiej uniknąć sytuacji że nawykli do walenia z bańki (o'rly? w 6 edycji??) męczymy się wciskając spust z 36". Dla tych od walenie z dyńki smutna informacja
3. Mój partner na pewno ma plan czyli bitwy. No i tu się zaczyna prawdziwa jazda bez trzymanki. Dwa charaktery, dwa pomysły a często i więcej a tylko jedna tura na realizację ich wszystkich. Może się okazać w krytycznym momencie, że prawdziwa przeszkoda w drodze do zwycięstwa stoi po tej samej stronie co Ty...
4. Złej baletnicy...czyli rzuty kostkami. Najnaturalniejszym sposobem rozdziału kostek jest oczywiście, że każdy turla swoje rzuty, ale nie jest to jedyna metoda. Niektórzy dzielą z względu na typy czyli ja na trafienie, ty na zranienie. Inni próbują oszukać przeznaczenie i ja rzucam wysoko więc turlam sejwy ty turlasz jak turlasz więc odpowiadasz za liderki. W rezultacie możemy niepowodzenia zrzucić nie tylko na "ślepy los" ale i "kulawego w rękach partnera".
5. Zaciskanie pęcherza.Tutaj nie ma żartów. Cola, woda czy w idealnych warunkach piwko nie wyparowują ot tak sobie (chociaż po atmosferze panującej na turniejach można by tak przypuszczać...). Kontrola pęcherza i periodycznych wypadów jest kluczowa. Wychodzicie na przemian, w wypadku konfliktu rzucacie kostką. Ewentualnie przynosicie butelki. A prawdziwy mężczyzna nie potrzebuje sikać.
6. Zaciskanie pośladków. Tutaj na szczęście bardziej metaforycznie. Turniej parowy oferuje niepowtarzalną wręcz okazję na jednocześnie bardzo miłą i bardzo wymagającą grę. Jeden gracz ciśnie a drugi zapewnia "comic relief". Trzeba się zmieniać uważając na odpowiednią synchronizację, bo o ile współwystąpienie dwóch wesołków to radość i szczęście to odwrotna sytuacja może zniechęcić do gry na długi czas...
7. Reumatyzm i lumbago. To szczególnie dotyczy bardziej "posuniętych wiekiem". Młodość spędzona na pochylaniu się nad plastikowymi pamperkami nie przeszła bez echa dla Waszego zdrowia. Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek. Szukacie sobie "młodego i rzutkiego", zabieracie mu krzesło i ograniczacie ekscytację do niezbędnego minimum (ciśnienie!) Jeśli gracie z podobnym sobie "dziadkiem" pilnujecie siebie nawzajem - "jeden stoi, jeden siedzi bo inaczej para leży".
Podsumowując, idelna para składa się z dwóch gości znających się jak łyse konie (nie mylić z Łysymi), mających figurki, które akurat ze soba pasują, mający jeden lub ewentualnie żaden plan na grę (brak planu to też wspólny pomysł na grę), kulających kostkami jak Chris, posiadających 5 litrowy pęcherz, elastyczne pośladki (metaforycznie) i niezużyte stawy.
Ostatnia szansa na zmianę partnera - WŚ już tuż tuż. Do zobaczenia!
M. - Odcinek jest sponsorowanany przez Pająka, który poprzez korporacyjne machinacje doprowadził do bankructwa firmę, z którą miał jechać na narty i w ten sposób zabrał Łysego na WS. Majstersztyk - chylimy czoła!
Pamiętaj - zawsze mogło być gorzej!
1. Lepiej niż żona - czyli druga połowa. Pierwsza i fundamentalna sprawa przy graniu w parach to... znalezienie pary. I tu raczej nie ma co odkrywać Ameryki. Z typem spędzisz parę lub jak na WŚ kilkanaście godzin więc lepiej jak się lubicie - po prostu łatwiej będzie przyjąć na klatę brutalną rzeczywistość 40 millenium. W sensie kostki.
2. Kto mi pożyczy figurki. Druga sprawa to armie, a ciut później rozpiski. I tu się pojawiają pierwsze trudności. Bo żeby to miało sens trzeba chwilkę pokminić. Oczywiście koncepcja że mocne składowe dadzą mocny produkt finalny jak najbardziej jest poprawna. Jednak tzw. złą sławą owiana "synergia" pomiędzy armiami może robić różnicę. No i dobrze jak w ogólnym wydźwięku rozpy pokrywają się z stylem gry zawodników. Dla własnego komfortu lepiej uniknąć sytuacji że nawykli do walenia z bańki (o'rly? w 6 edycji??) męczymy się wciskając spust z 36". Dla tych od walenie z dyńki smutna informacja
3. Mój partner na pewno ma plan czyli bitwy. No i tu się zaczyna prawdziwa jazda bez trzymanki. Dwa charaktery, dwa pomysły a często i więcej a tylko jedna tura na realizację ich wszystkich. Może się okazać w krytycznym momencie, że prawdziwa przeszkoda w drodze do zwycięstwa stoi po tej samej stronie co Ty...
4. Złej baletnicy...czyli rzuty kostkami. Najnaturalniejszym sposobem rozdziału kostek jest oczywiście, że każdy turla swoje rzuty, ale nie jest to jedyna metoda. Niektórzy dzielą z względu na typy czyli ja na trafienie, ty na zranienie. Inni próbują oszukać przeznaczenie i ja rzucam wysoko więc turlam sejwy ty turlasz jak turlasz więc odpowiadasz za liderki. W rezultacie możemy niepowodzenia zrzucić nie tylko na "ślepy los" ale i "kulawego w rękach partnera".
5. Zaciskanie pęcherza.Tutaj nie ma żartów. Cola, woda czy w idealnych warunkach piwko nie wyparowują ot tak sobie (chociaż po atmosferze panującej na turniejach można by tak przypuszczać...). Kontrola pęcherza i periodycznych wypadów jest kluczowa. Wychodzicie na przemian, w wypadku konfliktu rzucacie kostką. Ewentualnie przynosicie butelki. A prawdziwy mężczyzna nie potrzebuje sikać.
6. Zaciskanie pośladków. Tutaj na szczęście bardziej metaforycznie. Turniej parowy oferuje niepowtarzalną wręcz okazję na jednocześnie bardzo miłą i bardzo wymagającą grę. Jeden gracz ciśnie a drugi zapewnia "comic relief". Trzeba się zmieniać uważając na odpowiednią synchronizację, bo o ile współwystąpienie dwóch wesołków to radość i szczęście to odwrotna sytuacja może zniechęcić do gry na długi czas...
7. Reumatyzm i lumbago. To szczególnie dotyczy bardziej "posuniętych wiekiem". Młodość spędzona na pochylaniu się nad plastikowymi pamperkami nie przeszła bez echa dla Waszego zdrowia. Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek. Szukacie sobie "młodego i rzutkiego", zabieracie mu krzesło i ograniczacie ekscytację do niezbędnego minimum (ciśnienie!) Jeśli gracie z podobnym sobie "dziadkiem" pilnujecie siebie nawzajem - "jeden stoi, jeden siedzi bo inaczej para leży".
Podsumowując, idelna para składa się z dwóch gości znających się jak łyse konie (nie mylić z Łysymi), mających figurki, które akurat ze soba pasują, mający jeden lub ewentualnie żaden plan na grę (brak planu to też wspólny pomysł na grę), kulających kostkami jak Chris, posiadających 5 litrowy pęcherz, elastyczne pośladki (metaforycznie) i niezużyte stawy.
Ostatnia szansa na zmianę partnera - WŚ już tuż tuż. Do zobaczenia!
jest tylko jedne Chris w tym uniwersum, wiec ciezko kulac jak on ;p
OdpowiedzUsuń