Bitwę czwartą czyli tą która zabiera czas by odespać sobotni wieczorek przyszło mi zagrać z Bladym Krisem i jego chaosem. Z Krisem miałem rachunki do wyrównania za Szczecin gdzie mnie obił niemiłosiernie głównie za sprawą mojego hura-optymizmu. Tym razem postanowiłem zrobić to bez szaleństw i nie wdawać się w żadne wspaniałe plany mające da zwycięstwo w półtorej tury.
Zadziałało.
Kluczowym momentem było gdy Blady podjął próbę zaszarżowania Demon Princem screamerów kiedy potrzebował do tego 7". Nie wyturlał. Riposta w postaci 60 ataków z siłą 5 i AP2 okazała się być akurat i potem już było z górki. Dalej bitwa upłynęła na demonstrowaniu przez demony swojego starszeństwa w Oku Terroru. Bitwa zakończyła się po 5 turach i moje gapiostwo które sprawiło że nie zająłem dwóch znaczników pomimo że miałem przy nich specjalnie oddziały ustaliło wynik 15-5.
W finalnej rozgrywce moim przeciwnikiem był reprezentant trójmiasta w osobie Numera Raz grającego Necronami. Jego armia to 3 fruwajki, 3 barki, władca pioronów lord na śmietniku, dwie piątki warriorów, dwie piątki immortali i dwa oddziały Wraithów. I te ostatnie były dla mnie głównym źródłem traumy. Zdecydowanie ich nie doceniłem dzięki czemu bardzo szybko straciłem screamery. Okazało się że trafianie na 3+ i ranienie na 2+ jest lepsze od 4+/3+. No inv 3+ jest lepszy od przeczucnaego na 5+. Zaskakujące prawda?
Thirster w ramach ratowania sytuacji poszedł to skontrować i zakopał się w jednym oddziale na całą 7 turową bitwę. Można przyjąć zatem, że kombatu nie miałem. Jednak dość łatwo udało mi się wybić wszystkie blaszane troopsy dzięki czemu miałem ciut komfortu myśląc o wyniku. Natomiast nie udało mi się zapobiec rewanżowi z strony Numera w dużej mierze dzięki wiatrom z warpa które rozrzuciły horrory po całym stole. Większość bitwy upłynęła nam na turlaniu kostek w jakiś niezbyt sensownych walkach wręcz jak np. lord kontra horrory z krótkimi przerwami na niezbyt rozbudowane fazy strzelania. Biorąc pod uwagę ilość troopsów na koniec bitwy wynik rozstrzygnął się na celach pobocznych gdzie wygrałem jednym punktem zatem wyszło nam 11-9.
Mając już bitwy za sobą mogę wspomnieć coś o organizacji która była
fe-no-me-nal-na.
Po prostu.
Gracze byli rozpieszczani z każdej strony. Herbatki, kawki ciasto, pizza no i wigilia z śledziami, pierogami i bardzo dobrym bigosem. Wiele widziałem na turniejach ale to, to było szaleństwo. Zdecydowanie młotkowy turniej. Mam nadzieję, że tych 40 uczestników którzy zapewnili komplet na tej imprezie będzie pamiętało o tym na koniec sezonu bo naprawdę warto to docenić co zrobili organizatorzy z Koszalina. Trzymam kciuki za przyszłoroczną powtórkę z rozrywki i już sobie rezerwuję termin bo zdecydowanie warto.
A kto nie był niech żałuje - jest czego.
True.dat.
OdpowiedzUsuńNathaniel