Fotka by Banan.
W końcu mi się udało dotrzeć do Koszalina na tamtejszego chelka zwanego Fists of Fury. I choć jechałem z jakimś tam wyobrażeniem czego się spodziewać, powstałym na bazie relacji ludzi którzy bawili się na tym turnieju w latach poprzednich to zastana rzeczywistość mnie zaskoczyła i zmiotła bo czegoś tak zacnego nawet w najśmielszych snach sobie nie wyobrażałem. Ale zanim dojdą do organizacji to jednak wspomnę parę słów o bitwach bo w tych również się sporo działo. Oczywiście wzorem poprzednich moich relacji skupię się jedynie na absolutnie kluczowych momentach bo opisywanie całych starć w moim wykonaniu nie ma większego sensu i szkoda Waszego czasu.
Pojechałem z standardowymi jak na aktualne czasy demonami czyli:
Fateweaver
Thirster
Plaszczki 8+7
Flamery 3+3+6
Horrory 5+5+5+6+9 (changeling)
Pierwsza bitwę zagraliśmy z Michem w ramach challenga. A, ze doktor przyjechał chaosem z delikatna wkładką demonów kroiły się niezłe derby Oka Terroru. Jednak Tzeentch postanowił, że zamiast wyrównanego boju woli wesprzeć swoich czyli tych co mają jego marka. No i wsparł konkretnie.
Michu postanowił wejść z rezerw i wystawił na stole jedynie Demon Princa otoczonego wianuszkiem z kultystów by mnie i moich flamerów za bardzo jakieś głupoty nie kusiły. Smoka, oblity i dwie dziesiątki rogatych chopaków zostawił w rezerwach. W pierwszej fali demonów weszły screamery i chyba horrory aczkolwiek tu się mogę mylić. Maska i flamery czekały na swoją kolej w warpie. Bitwa miała dwa momenty przełomowe z czego ten drugi był rozbity na dwie tury. Ale po kolei i pierwszy z nich to szybka zamiana Deamon Princa, który złapał w komabacie jakieś płaszczki, w spawna. A drugi to absolutnie tragiczne rzuty Micha na rezerwy - w 2 turze weszły oblity w 3 Maska która dostała obstrzał od oblitów po tym jak oblali test od changelinga a 4 tury już nie było. Wiele razy z Michem już graliśmy ale pierwszy raz bitwa była tak jednostronna i to praktycznie wyłącznie za sprawą kości. No, ale są one integralną częścią tej gry i czasami człowiek nie ma wyboru i musi taką atrakcję po prostu przyjąć na klatę.
Druga bitwa to kolejne przyjacielsko-ośmioramienne przekomarzanki czyli starcie z Chaosem Wołka. Mam wrażenie, że jego rozpiska dość dobrze pasowała do niego a było w nich dwóch DP na wypasie, dwa landki 2 składy kultystów i 3 10 marinsów. Wołek od razu poinformował mnie, że to będzie jego pierwsza przeprawa z demonicznym konceptem balansu w tej grze i mam wrażenie, że dostał większą lekcję niż by sobie życzył. Prince, na ostatniej ranie ginący od overwatcha 5 horrorów był tylko preludium do szarży drugiego, który przy okazji był warlordem, a za cel wybrał sobie dwa flamery. 3 rany które miał w momencie deklaracji szarży okazały się nie styknąć. Screamery do współy z Thirsterem rozkręciły piechotę oraz landki i po 3ciej turze Wołek uznał, że nie ma sensu tego ciągnąć, no i muszę przyznać, że miał rację.
Po takim początku turnieju musiało się coś spieprzyć i oczywiście tak się stało w 3ciej bitwie gdzie mi przyszło zagrać z Kozłem i jego demonami. Generalnie mirrory są ciekawostką w tej grze ale demoniczny to już w ogóle jest klasa sama dla siebie. Zaczęło się od tego, że zacząłem co było, po prostu, dla mnie słabe. Kolejnym problemem było to że nie ta fala mi spadła i wszystkie flamery miałem na stole za nim zobaczyłem przeciwnika. Następną komplikacją był Fateweaver który poczekał do samego końca z swoim wielkim objawieniem na stole. Oczywiście mojego przeciwnika nie dotknęły takie plagi egipskie i grał oraz turlał normalnie. Właśnie przy okazji kostek tu też nie było różowo bo cały czas coś odbiegało w dół od przyjętych standardów. Słowem pełna kumulacja. Jednak zrobiłem Brace for Impact i postanowiłem powalczyć i wyszarpać co się uda wychodząc z założenia, że 3 punkty są lepsze niż 0. I całkiem, całkiem mi to wychodziło bo wykorzystałem zasadę scenariusza, że się flagi wbija i wcale na koniec nie trzeba mieć żywych troopsów. Nawbijałem flagi gdzie się dało zabiłem plagi mego przeciwnika zanim mu się je udało odbić i na koniec mieliśmy remis w znacznikach 4:4. Niestety ten koniec przyszedł dopiero w 7 turze i gdyby jej nie było przegrałbym około 14:6. No ale była i zostałem ztejblowany. W czym miał duże Wielki Spóźniony aka. Fateweaver postanowił rzucić dwie 6 na liderkę dostając druga ranę od ostatniego oddziału który w tej turze mógł mu coś zrobić. I całą tą walkę ptak strzelił.
CDN.
Mam nadzieję, że szybciej niż później ;)
Demon się zamienił w spawna od Ptaka tak? Bo mam nadzieję, że Dottore wie, że demon princ poza giftem nie rzuca na tabelę efektów ;)
OdpowiedzUsuńEdek
Nie wiem jak walcząc z płaszczkami mógłby zabić jakiegoś charactera Edziu ;)
OdpowiedzUsuńA można zamianę w spawna rzucać w combat? Chyba, że zabił płaszczki i wtedy zmieniono go w spawna :P No nie wiem, jakoś nie wydawało mi się to takie jasne i oczywiste z początku :P
OdpowiedzUsuńEdek
Ptak był autorem jego awansu w oku terroru ;)
OdpowiedzUsuńSprostowanie - oblity zgineły w ten sposób, że je zniosło akurat pod zasięg Twoich flamerów a Maska i Flamery nie wyszły bo nie ta fala mi wyszła :) Flamery nie wyszły nigdy, podobnie jak smok i chaośnicy. Wszyscy czekali na 4 turę :)
OdpowiedzUsuńI tak, Boon of Mutation można w combat. Można nawet z combatu. I nie potrzeba LOS. Ignoruje zasady Demon Style!
Tak tylko gwoli wyjaśnienia co do bitwy z Kozłem - w zasadach turnieju stało, że nie ma "tabled" w ostatniej turze. Jesli dopiero w ostatniej turze zabilo sie wszystko to VP liczone były normalnie, nie było auto maski.
OdpowiedzUsuńKoszt paliwa - 30zł, wjazd na turniej 40zł, kosz alkoholu 50zł, przegrać bo sie nie przeczytalo regulaminu - bezcenne. ;);)
vladdi
Wiem o tym po prostu mało precyzyjnie to opisałem. Fateweaver odszedł do warpa w 6 turze więc nawet po jego śmierci była szansa na uniknięcie tabla tyle, że ktoś nam wyturlał tą nieszczęsną 7 turę która sprawiła, że moje flagi poszły w pierony.
UsuńCo do losowości to chyba ta edycja jest bardziej podatna na kaprysy kości niż poprzednia.
OdpowiedzUsuńChociaż możliwe, że tylko mi szczęście nie chce ostatnimi czasy sprzyjać ;)