poniedziałek, 26 września 2011

Element losowy



Przyznam się szczerze, że zawsze należałem do przeciwników przeceniania wpływu kości na wynik bitwy zwłaszcza na jakieś rozsądne punkty. Bo wiadomo patrole potrafią się rządzić swoimi prawami. Oczywiście - akceptowałem fakt, że skoro się rzuca kostkami to trudno zaprzeczyć że istnieje jakiś element losowy ale determinuje on kilka dużych VP. Ale raczej nie zrobi z masakry w jedną stronę podobnego wyniku w drugą stronę. Jednak w tą sobotę moja wiara w proporcje między skillem a kostkami w końcowym wyniku została poddana poważnej próbie.
Poszedłem na poznańskiego lokala który swoją drogą okazał się całkiem zacną imprezą z gościmi z róznych stron o sensownej frekwencji i dobrej organizacji. I właśnie na tym turnieju przyszło mi zagrać bitwę przeciw Maestro i jego DE.  Jego rozpiska była całkiem standardowa czyli wuchta venomów z blasterami w środku, ravagery plus jakieś dodatki np. 3 składy bajków z heat lancami. Udało mi się wygrać rzut na zaczynanie, misja anihilacja, więc DE cali lądują w rezerwach. No to ustawiam komitet powitalny dodatkowo w drugiej turze wrzucam na wszystkim smołki by minie żadne atrakcje nie zaskoczyły i czekam na to co wyjdzie. A czekam Lostami z aliantami z CSM więc może z punktu widzenia IG tam strzelania za wiele nie ma ale jednak coś tam bzyka. Landek, gryfon, dwa Lemany, terminatorzy, jacyś traitorzy, chimera. Na 1500 punktów. Na takich DE w ratach może styknąć.
Nie stykło.
Maestro wchodzą 3 ravki, parę venomów i jedne bajki, strzela robi szejka tu i ówdzie i tyle.
Ja oddaje i robię jeszcze mniej.
No to Maestro strzela znowu wsparty kolejnymi venomami i wysadza landka. Boli ale nadal mam czym się odgryźć więc naciskam spust, pojawia się dym ale stan osobowy na stole nie ulega jakiejś poważnej rewizji. Czyli dwie tury strzzelania do papierowych łódek w openie przynosi praktycznie zerowy efekt. Bo urwana lanca się nie liczy.
No to Maestro strzela i...
Zabija mi armię. Dosłownie i z wybuchem.
Wybucha chimera i dwa lemany, gryfon ginie również na 6 ale na glanie. Najgorsze było to, że to nie było ciul wie ile efektów więc te 6 powinny wypaść. Nie - to były dosłownie 4 efekty i 4 razy 6. No ale shooting mam za sobą a tam w assaulcie czeka deser - archon z 3 wyczami z elit wpada w arcyheretyka z 3 bigmutkami czyli wpsomnienie landka. Oczywiście przegrywam ten combat o jeden i.... Nie będzie konkursu ile wytrluałem.
Reszta bitwy to walka o honor i bardziej zabijanie czasu niż przeciwnika. Choć mając tylko termosy i niedobitki traitorów zdobywam większość VP z tej bitwy. Po prostu przez moment turlam normalnie. Bo tych Vp w sumie jakieś zawrotnie wiele nie ma.
Koniec końców zostaje mi jeden termos z riperem chowający się za jakąś cysterną i modlacy się do wszystkich bogów chaosu naraz by ta okazała się pusta. Dwa  punkty które ugrałem zawdzięczam na równi jemu co co wyżyłowanym widełkom.
Szczerze mówiąc po tej demolce miałem obawy przed 3 bitwą. Ale tam przeżyłem to samo tylko w drugą stronę i tym razem kostki wybrały mnie na sprite'a. I choć miałem jakiś plan, pomysł i myśl przewodnią to moje rzuty sprawiły, że nie miałem najmniejszego momentu zwątpienia w tej bitwie. Kwintenscją tego turalnia był Lasher który zrobił tak, około 75% długości przekątnej stołu zabijając po drodze 3 oblity i 18 marinsów. A najlepsze było to, że każdy poza ostatnim kombatem kończył w turze przeciwnika. Po czym rzucał jakieś 5,5” na konsolidacje. Pomaga.
W tym moemncie oczywiście pozdrowienia dla Łukasza.
Słowem weekend za sprawą tych dwóch bitew był dla mnie bardziej pouczającny niż nie jeden master. Uwaga teraz będzie górnolotna (i przydługa) puenta.
Tak jak ludzkość czasem potrzebuje przypomnienia od natury że jej wiedza i zadufanie w własnych umiejętnościach jest niczym wobec jej pierwotnej siły tak samo gracze co za bardzo obrosną w piórka i zaczną wierzyć w rolę swojego skilla w wynikach końcowych potrzebują, raz na jakiś czas, przypomnienia od kostek kto tu napwadę rządzi.
Zatem Tzeentchu błogosław.

Założę się, że macie swoje prywatne traumy związane z elementem losowym. Kozetka w postavi komentarzy czeka :)

11 komentarzy:

  1. kurde, aż mi głupio za tą grę...Przesadziłem i to ostro



    pozdro Maestro

    OdpowiedzUsuń
  2. to nic, ja rozpocząłem, a miałem strzelania jeszcze więcej niż Ty, Treju (GK: 3 razory, 2 dredy, Landek, Chimera). w mojej pierwszej urwałem lance i immobila na venomie, który coverował te ravagery, po 2 kolejnych turach nie miałem landka, 3 razorów oraz 2 troopsów.
    ahaaa, zapomniałeś dodać, że Maestro nie miał night shieldów :D
    narka
    afro

    OdpowiedzUsuń
  3. Afro, tylko w Twoim przypadku ustawiałem się tak, że te dredy średnio co widziały i miały z początku zasięg...ale fakt też oszukiwałem na kostkach...kurde specjalnie wymieniłem kostki bo na poprzednich też zaginałem statystykę...teraz to już nie wiem co zrobić.


    pozdrawiam Maestro

    OdpowiedzUsuń
  4. @Maestro Spoko karma wychodzi na zero więc jeszcze zdążysz zatęsknić za tymi kośćmi. A ja to będzie za długo trwało to je Tobie zabierzemy ;)
    @Afro tego strzelania w sumie jest podobnie - może powinniśmy w parze grać na Maestro. Banda dwojga. GK+Lości to brzmi klimatycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, moze to jakis ukryty belssing DE? w 3city na ostatnim lokalu Lider zaginal statystyke kulajac 90% invow 5+ na swoich "papierowych" lajbach - efekt byl mniej wiecej taki jak u Ciebie, ale u mnie nie zostal nikt kto moglby sie modlic do bogow chaosu ;)

    BTW cos na inny temat - ostatnio lokal w Koscierzynie byl na zasady z ETC - rewelacja - szkoda ze na masterach w PL raczej nie przejdzie :( (mam wrazenie ze "kulanie" mialo mniejszy wplyw na tych zasadach - ale moze mi sie wydawalo)

    pozdro
    Nath.

    OdpowiedzUsuń
  6. Długo by tu mnożyć przykłady. Powiem tak: Arena 2010, gram na eldarów i deklaruję rezerwy (ćwiartki, wychodzę niedaleko). Dobry ruch, wychodzi mi 90% armii (poza jednym unitem w transporcie - all), smoki na wszystkim, zasłania mnie wielki impas, jest dobrze. Przeciwnik majstruje, ustawia lance, nie lance. Maksuje firepower na mojego landka. Pierwsza zdoopy guardiano lanca z drugiego końca stołu exterminuje zesmokowanego landka, potem leci vindyk, dred, rhino, drugie... po prostu lol. Dostałem lodzika. Wojna Światów kilka lat temu bitwa z tyranidami (tymi roślino-tyrkami) karaś strzela, skład 5sm ginie, kolejny ciuka - kolejny skład wypada. analizuję sytuację, zmieniam strategię, kitram się - robię wąskie gardziele, nic to - strzelają karasie, wszystko ginie. Przeciwnik miał gest i zaczął omijać mnie, by nie wprowadzać mojej osoby w stan depresyjny, 23/0 dla niego, ale zostawił mi przy życiu jakiś unit. Gra z Vladdim na FF2011 pyto melta - wybuch landka (jestem w stanie przeżyć), 2 martwe termosy, zabierają ze sobą priesta i librę i idą za stół. Gra z poważnego meczu zmienia się w ratowanie punktów, Vladdi wyje zachwycony... no cóż grał CSM na shooting, gdyby nie ten motyw miał by mocno pod górę. Idąc dalej - przykłady można mnożyć, niemniej jednak sprawa po prostu tak wygląda. Żeby wygrać mastera trzeba whoooj farta, oraz skilla. Zadziwia mnie Vladdi (i kilku innych wojaków) ściśle walczących w czołówkach takich turniejów. Regularnie udowadniają swój poziom, czasem nawet against the odds jeśli chodzi o wspomniany fart. Bardzo dużo zbiegów okoliczności potrzeba by zająć dobre miejsce (paringi, pierwsze rzuty, ważne liderki, losowe tury)... niektórzy po prostu wygrywają. Ze swojej strony przyznam, że zawsze w chwilach triumfu wspomagał mnie los. (może dlatego za wiele ich nie było, Arena się zbliża - mam jeszcze szansę:P)
    Nazroth.

    OdpowiedzUsuń
  7. Złej baletnicy....

    A jak już przy spódnicy jesteśmy, to widziałem po zdjęciach, że w pozku występujesz w barwach miejscowych:)

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie tam generalnie kostki nigdy nie oszczędzają najgorsze mam zawsze rzuty na efekty typu że potrzebuję 10 założonych efektów na landzie żeby ją zniszczyć i to poprzez urywanie rzeczy. Natomiast mam sporo szczęścia do lądowania demonami. Nie gram może za dużo ale na palcach jednej ręki mogę policzyć śmierć oddziału który deep strike'ował. raz natomiast udało mi się zmieścić pomiędzy impasem a krawędzią stołu całą armię. Armia co prawda na male punkty ale jakieś 30 modeli na przestrzeni ~6x15" zdeepować nie było łatwo

    OdpowiedzUsuń
  9. Moją prywatną traumą która zapamiętam była bitwa z Emanem, wbiłem się w niego Archonem zaćpany jak świnia 6 ataków z rerolem, weszły wszystkie i na ranienie z ręki wyrzuciłem 6x1. Kurwa myślałem że się popłacze...
    Inna trauma tym razem dla Luina wyglądała w ten sposób: 3 pełne tury w których to Archon samotnie zmasakrował dwa oddziały furi szarżujące na niego :) Sumarycznie 18 bab posłał do piachu i przeżył :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja powiem, że miewałem też takie skrajne sytuacje.

    Jak grałem z Afrem na Syrence(sorry za Undermine'a), to w drugiej turze wyszło mi wszystko z rezerw poza jednymi AB i Predatorem(czyli wyszło mi ~90% armii). Strzeliłem, spowodowałem, że tytan się zwarzywił, a w następnej turze z razora las-plas zabiłem tytana. Sorki Afro ;) .

    Moim najbardziej bolesnym momentem jeśli chodzi o rzuty, był jeden lokal w Wwie, gdzie mój Prince z Lashem w ostatniej turze szarżując na skład grotów na objectivie zabił 2ch, a potem umarł. Żeby nie było - był czysty. Nadal nie wiem jak mi zadał 5 ran :/ .

    OdpowiedzUsuń
  11. Na GnC, w bitwie z EMem 3 hydry przez dwie tury strzelania nie zabiły warriora z trofeum... A po drugiej stronie stołu 4 melty na BS4, z rozkazem "fire on my target", a na dokładkę szarża i 4 ataki z fista nie zabiły kolejnych dwóch warriorów co kosztowało mnie 5DP :/

    Na lokalach też miewam traumy, ostatnio znajomy zdał na 7mce plagów 111 savów/coverów(liczone! z venomów, warriorów i blasterów), a ja n a 97 prób zdania Flickerfielda zdałem go 11 razy. Vect w szarży zabił jednego Grey Huntera a zginął od WG z fistem z jednym atakiem a Dais of Destruction zniszczony został plasma pistolem...

    OdpowiedzUsuń