niedziela, 17 kwietnia 2011
Krótka notka o nienawiści...
… do malowania figur. No oki, może nienawiść to za mocne słowo ale mam wrażenie, że taka na przykład „niechęć” do nie końca oddaje co mi w duszy gra na widok pędzelka. I farbek. I całej reszty tego ekwipunku. Nie zmienia to jednak faktu, że wolę grać, czymś co ma farbę na sobie a nie tylko podkład, plastikowy i poobijany. I umiem docenić kiedy ktoś ma ładnie maźniętą, armię i widać czas który w nią włożył. Jestem zatem świadom tego aspektu hobby i choć lubię raz na jakiś czas sobie coś skonwertować to jednak samo malowanie jest dla mnie niczym wejście do krainy Freddiego Krugera.
Albo Cenobitów.
Jednak niestety nie da się tego uniknąć i raz na jakiś czas trzeba sięgnąć po pędzelek. I zauważyłem, że ten cykl u mnie jakoś tak ostatnio zaczął się pokrywać z Drużynowymi Mistrzostwami Polski. Na zeszłoroczne pomalowałem, wcześniej jedynie sklejonych, Lostów. I co prawda przez rok który minął od tej imprezy parę rzeczy jeszcze popaćkałem to jednak te początkowe przygotowania, pewnie za sprawą swoje skali, najbardziej się wbiły mi w pamięć. A w tym roku chociaż w związku z planami urlopowymi do Syreniego Grodu się nie udaję to i tak maluje modele na tą imprezę i to do tych samych Lostów. A to dzięki Michałku któremu obiecałem pożyczyć armię.
I w sumie pomimo mojego podejścia do zagadnienia to jestem mu wdzięczny za mobilizację. Bo malowanie armii to nie jest kwestia chęci czy ich braku albo tym bardziej umiejętności lub innego talentu a jedynie mobilizacji. Jeśli ta występuje to mieć pomalowaną armię na poziomie tzw. tabletop to nie jest Tzeentch wie jaki problem. Aktualne udogodnienia w postaci aeorgrafu czy innych washy sprawiają, że czas potrzebny na osiągnięcie masterowej wystawialności modelu uległ sporej redukcji. Zatem jeśli komuś się uda z siebie wykrzesać choć trochę ochoty nic nie stoi na przeszkodzie by w miarę szybko i bezboleśnie skompletować zbiór modeli który nie zostanie wykreślony przez sędziego na takiej np. Wojnie Światów ;).
I szczerze mówiąc, mam nadzieję, że na imprezie która ma zarówno wyrazy Mistrzostwa i Polski w swojej nazwie, wymóg malowania zostanie potraktowany stosownie do jej rangi. Bo po Wojnie widać, że wśród graczy jest akceptacja dla poważnego traktowania tego warunku zabawy, a skorzystamy na tym wszyscy – będziemy bowiem mieli ładniejsze stoły i bitwy zyskają na walorze estetycznym. Bo jeśli coś w tym hobby budzi w mnie większą „nienawiść” niż malowanie figur to właśnie ich nie pomalowanie.
Etykiety:
ładne,
myśli ulotne,
scena turniejowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ach czyli nie tylko ja. Fajnie jest przeczytać taką notkę tuz przed wyprawą na malowanie. Szczerze muszę przyznać że malowanie samemu to straszna zmuła i dlatego warto spotkać się w kilka osób i zasiąść do stołu z pędzlami w dłoniach.
OdpowiedzUsuńKtóryś z amerykańskich podcastów organizuje co roku jakąś akcje- "armia w weekend" siadają i przez dwa dni sklejają i malują armie 1500pkt. Fajny pomysł i parę razy byłem za tym, żeby coś podobnego zoorganizować. Jednak mamy złe wspomnienie ze wspólnego "robienia makiet" - trzypoziomowa górka chaosu i dwa dni detoxu, i ciężko przekonać towarzystwo:)
OdpowiedzUsuńCóż ja też nie cierpię malowania figsów. A że jako chwilowo jestem zawieszony to nie maluje i nawet nie zaglądam do nich, a największą karą dla mnie było wymazianie 20 wariorów celujących do mnie ze splinterów...
OdpowiedzUsuńJeśli potrzebujesz jeszcze trochę motywacji, to w weekend majowy postaram się o to razem z niejaką Starogardzką :D
OdpowiedzUsuńCzyli w weekend majowy mamy powtórkę z klasyki SF p.t. "Starogardzka to surowa pani"...
OdpowiedzUsuńRównież nie przepada supere za malowaniem.
OdpowiedzUsuńRaz, że mistrzem nie jestem (ale tu ratuje moją ochotę to, że całkiem podoba mi się mój prosty wzór malowania jak wygląda na stole); dwa - i to jest ważniejsze - że zabiera to sporo czasu, który moge poświęcic na inne rzeczy. Życie obfituje w atrakcje, które w łątwy sposób wygrywaja z malowaniem figur :)
Także maluję zrywami. Obecnie trwa jeden - zaczął się od tego, że musiałem pomalować jetbike'i na Wojnę Światów (strach przed Michałku ;) ) i póki co trwa :)
pzdr
Kris
"Starogardzka to surowa pani" brzmi raczej jak tytuł niemieckiego porno ;)
OdpowiedzUsuń