Nie tak dawno temu, żaliłem się tutaj jak trudno było mi złożyć rozpiskę na 1300 punktów którą, miałbym grać na Wielkim Finale Poznańskiej Ligii Loklanej. Napotkana skala trudności była na tyle duża, że sprowokowała mnie do całej notki pełnej samoumartwienia. Nie zdążyłem się dobrze obejrzeć a tu już za weekendem wystaje kolejny turniej na 1300 punktów. Mianowicie Toruński Miażdżyciel Kostek czyli chellenger w formule bitwa i rewanż z zamianą armii między starciami (tutaj szersze info).
I pewnie myślicie, że znowu mam wielki problem z zmieszczeniem się w formacie?
Eee-eee.
Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie – mam dwie rozpiski i obie mi się bardzo podobają. Można by zatem powiedzieć, że wystąpił problem rozpiskowego bogactwa. Co więcej obie są lostów i choćby za sprawą, aliantów różnią się bardzo. Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu udało mi się złożyć rozpiskę z mutantami, lemanami i sojusznikami w power armourach. No i niejako przy okazji lashem. Co więcej wydaje mi się całkiem grywalna. Natomiast druga jest bardziej klasyczna czyli krwawe literki, wielki nieczysty i zdrajcy z ikonami. Nic tylko wybierać i to między dobrym a lepszym. A może raczej między sprawdzonym klasykiem a wielce frapującą nowością.
I tak się zastanawiałem skąd ta nagła zmiana w moich możliwościach twórczych bo nie wierze w tym przypadku w jakieś wahnięcie formy moich szarych komórek. Bo tych od knucia to mi nigdy nie brakowało ;). I choć na pewno pomógł dostęp do pełnego FOC'a w końcu dwa HQ czy trzy fasty to podstawa dla lostów to jednak nie wszystko. I po analizie doszedłem do wniosku, że obie rozpiski mają swoje niedostatki wynikające z konieczności jakiś tam kompromisów. Jednak w przypadku tego turnieju absolutnie mi to nie przeszkadza ponieważ będzie to zarówno moje zmartwienie jak i przeciwnika. A ja dodatkowo mam ten bonus, że o tych felerach już wiem a on się dopiero dowie. O ile w ogóle je zauważy.
Przynajmniej w takim poczuciu własnej przezacności żyje. Pewnie rzeczywistość brutalnie zweryfikuje moje samozadowolenie ale póki co mam naprawdę dobre samopoczucie. Niczym Abbadon na początku każdej kolejnej krucjaty. Byle finisz był inny.
Poza minusem w postaci konieczności oddania własnych figur, do których mam bardzo emocjonalne podejście, w „obce” ręce to toruński turniej ma dla mnie rewelacyjną formułę. Co prawda 8 bitew w półtora dnia pachnie hardkorem zwłaszcza, że połowa z nich będzie przeciw tej samej armii to uważam, że mimo wszystko warto udać się do Miasta Najświętszego Masztu. Bo w końcu gdzie indziej człowiek będzie miał okazję poznać za jednym razem tyle nowych armii a swoją własną niejako przy okazji wręcz na wylot.
Tylko trzeba wiedzieć gdzie uderzyć.
Z ciekawości: pokazałbyś rozpiskę Lości+CSM? Nawet i na maila, na DC się nie wybieram, po prostu ciekawe jestem co tu można ciekawego wymyślić. :)
OdpowiedzUsuńZ góry dzięki. :)
Ha, żałuję, że nie jadę. Przy tej ogólnej niechęci oddawania własnych figur jaką ostatnio postrzegam, to z graczami mnie znającymi miałbym przy zamianie figur pewny walkower :)
OdpowiedzUsuń@Cylindryk wysłałem via pm'ka na glorii.
OdpowiedzUsuń@Michu oj tam oj tam ;) :D
bedzie krwawo ;)
OdpowiedzUsuńNath.