poniedziałek, 25 października 2010

Czarna i cyfrowa biblioteka

Zgaduje, że pewnie większość z Was, drodzy czytelnicy, obstawiała, że skoro dziś jest poniedziałek po masterze a ja wrzucam notkę to będzie ona o Halo Stars. Jednak tu następuje niespodzianka i o Halo będzie później ponieważ relacja z tego turnieju wiąże się z akcją specjalną co do której mam jedynie nadzieje, że w ogóle wypali. Ale o tym później a póki co do rzeczy czyli:
Black Library digital

Nie zamierzam ukrywać faktu, że koncepcja bardzo mi się podoba. Ebooki, audiobooki i inne współczesne wariacja na temat książki to fajne rozszerzenie oferty takiego wydawnictwa jak Black Library. I o tym by się przekonać jak to działa w praktyce ściągnąłem pierwszą darmową książkę czyli "Duchy Gaunta" tom pierwszy. Udało mi się znaleźć jakiś czytnik na telefon i... wsiąkłem. Bardzo wygodne, dobra książka - po prostu rewelacja. Nawet się nie spodziewałem, że to może aż tak fajnie działać bez jakiegoś kindla czy innego iPada. Fakt, że ekran w telefonie mam raczej większy niż mniejszy ale takich aparatów jest coraz więcej na rynku i wśród użytkowników. Polecam po prostu potestować bo nie wszystkim musi pasować takie podejście do literatury ale również na początku jakoś tego nie widziałem a teraz dostrzegam sporo plusów więc może warto.
Natomiast tym co mi się absolutnie nie podoba w tym całym pomyśle BL to ceny. Od jakiegoś czasu zwykły paperback kosztuje 8 funtów, natomiast za to samo w wersji cyfrowej czyli pozbawionej kosztów nadania fizycznej formy oraz późniejszej jej dystrybucji, życzą sobie 6,5 funta. Jak dla mnie o jakieś 3 za dużo. I nie uważam tak tylko z powodu naturalnego odruchu konsumenta lecz również za sprawą logiki.
Bowiem ta sama książka która kosztuje na stronie BL 8 funtów na amazonie jest już do dostania za jakieś 5-6. A przy tej okazji warto przypomnieć, że ostatnio ten gigant handlu w internecie zauważył istnienie naszego kraju i wysyła zamówienia do Polski za darmo. Jeśli więc książka w wersji papierowej jest tańsza od swego cyfrowego odpowiednika to coś jest nie tak. Mimo wszystko, przynajmniej dla mnie ebook może być co najwyżej uzupełnieniem ale nie głównym źródłem literek. W końcu choćby widok książek na półce jest jedną z ważniejszych przyjemności związanych z literaturą.
Czas pokaże jak ten biznes będzie wyglądał ale na tą chwile jestem zaniepokojony, że nie będzie się cieszył popularnością. A to w dalszej perspektywie może oznaczać, że go zwiną albo będą go traktować po macoszemu czy innej najmniejszej linii oporu. A nie da się ukryć, że byłoby szkoda, bo tak jak napisałem na wstępie koncepcja jest zacna i warta tego by się rozwijała.

2 komentarze:

  1. Dla mnie ważne jest, że publikują książki w niezamkniętych formatach, co chodziło im jakiś czas po głowie.

    Co do ceny to jest to stosunek porównywalny z innymi książkami w dostępnymi w cyfrowo i papierowo. I myślę, że w pełni oddający koszty druku i dystrybucji. Wydaje mi się, że w wypadku książek całkiem spory udział w cenie mają licencje i zysk autora (to drugie akurat jest dobre) a te koszty nie zmieniają się w wypadku ucyfrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszego zdania nie zrozumiałem, przynajmniej w sensie merytorycznym bo słowa znam ;)
    Możliwe, że masz rację ale tak mała różnica między wersją cyfrową a papierową sprawia, że ta pierwsza jest po prostu mało atrakcyjna. A jeśli dodatkowo mam opcję kupić na amazonie papier za 5 funtów a ebooka za 6 i pół no to wiadomix. Opcje z piracanie ofkoz omijam.

    OdpowiedzUsuń