poniedziałek, 11 czerwca 2012

O sprzedawaniu figur



Przyznam się, że zazwyczaj na forach wszelakich, tematy "handlowe" czyli bez prowizyjne alternatywy dla allegro przeglądam jednym okiem, wychodząc z założenia, że może coś ciekawego się tam pojawi ale raczej niekoniecznie. I poza jakimiś drobnymi elementami pokroju podstawek na forum lokalnym nie udało mi się przy ich wykorzystaniu zawrzeć jakiegoś konkretnego deala. Jednak pomimo tego, a głównie pewnie z przyzwyczajenia cały czas klikam w ich nagłówki i właśnie ostatnio w trakcie tego rytuału zauważyłem, że w mniej więcej podobnym czasie parę osób wystawiło na sprzedaż kompletne, duże armie, pomalowane no i po prostu generalnie zadbane. I przy tej okazji oczywiście postanowiłem się podzielić swoimi refleksjami na temat sprzedawania całej armii.

Ale najpierw tytułem wprowadzenia odrobina historii osobistej. Miałem kiedyś i to takie konkretne kiedyś bo w czasach drugiej edycji armię zielonoskórych. Całkiem sporą i zawierającą większość dostępnych w owym czasie modeli. I na pewnym życiowym zakręcie wymyśliłem sobie, że co jak co ale w 40tkę to ja już więcej nie będę grał więc po co mi to - trzeba to sprzedać póki jest coś warte. No i poza jakimiś niedobitkami pozbyłem się zdecydowanej większości tej hałastry. Oczywiście, jak widać choćby po tym blogu, mój rozbrat z mroczną przyszłością się skończył i powróciłem do plastikowych ludzików. Jednak już bez orków za to z kacem moralnym. Miałem armię którą lubiłem i sprzedałem za pół ceny by jakiś czas później odkryć, że jednak by mi się przydała. I choć doskonale sobie zdaję sprawę, że jest przepaść technologiczna i wizualna między współczesnymi modelami a ówczesnymi sprawiłaby, że pewnie i tak większość z tych pamperków bym sukcesywnie wymieniał to i tak obiecałem sobie, że nigdy więcej orki nie zagoszczą w mojej walizce. By nie rozdrapywać starych ran.

I dlatego uważam, że poza sytuacjami naprawdę skrajnej potrzeby czy konieczności nie warto sprzedawać armii. Bo niestety takie się zdarzają w życiu i wtedy człowiek za bardzo nie ma wyboru. Ale jeśli takowy jednak jest to wydaje mi się, że sprzedaż armii to jeden z mniej rozsądnych ruchów. Pojedyncze modele czy nawet oddziały pewka - śmiało ale całą armię, zwłaszcza taką którą się rozegrało kilkaset bitew i z którą człowiek się zżył to już niekoniecznie. Ani się na tym nie zarobi (pomijam skrajności z własnoręcznym pro-paintingiem w tle) a najprawdopodobniej straci i to więcej niż mniej, ani nie da to satysfakcji i to zarówno w dłuższej jak i krótszej perspektywie. A jeśli nawet się okaże, że jednak rzeczywiście nie powróciło się do hobby i kartony zdążyły się pokryć grubą warstwą kurzu to zawsze ma się w nich zabawki dla dziecka.

6 komentarzy:

  1. Ja jakis czas temu dwoch armii, ktorymi zaczynalem zabawe z 40k
    Najpierw pozbylem sie za bezcen starych Orkow (gralem nimi w 3ed), czego nie zaluje, bo gdybym wrocil do tego kodeksu, to armia by potrzebna byla cala nowa, jednak 2ed boyzi tak nie do konca zasluguja na wystawianie na stol ;)
    Potem pozbylem sie kompletnej armii Eldarow (kupieni po kilkuletniej przerwie w 4ed, bo Orkami nie dalo sie wtedy grac). Na polkach nie bylo miejsca na nowe Wilki i tego ruchu nie tyle nie zaluje, co nawet jestem z niego zadowolony. Jeszcze by mi przyszla ochota ponownie zagrac dlugouchymi i jakies nowe zabawki do tej armii bym dokupil ;) a potem zagral nimi raz czy dwa. Fakt, ze roboty w nich wlozonej szkoda, bo kilka modeli pomalowanych bylo naprawde starannie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czujac sie po czesci wywolanym do tablicy -
    1. armii pozbywam sie, bo zebym wrocil do gry, musialyby sie w moim zyciu podziac rzeczy, ktore nie chce, zeby sie podzialy.
    2. Bo bez sensu, zeby zajmowaly mi miejsce i sie kurzyly.
    3. Dla dzieci nie zostawie, bo po pierwsze nie mam ich nawet w planach, a po drugie szkoda by mi bylo, zeby mi pamperki zniszczyly.
    4. Armie sa ladne, dostawaly wysokie oceny na turniejach, to niech sie komus innemu przydaja w drodze na top.
    5. Lepiej sprzedac teraz niz za pare lat, gdy modele i malowanie beda juz passe.

    Chyba tyle :)

    Emeryt

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa zabawki dla dziecka. Moja żona może mieć coś przeciwko dawaniu dziecku demonów z jelitami na wierzchu... tym bardziej, że nawet dostałem przykazanie zabrania większego nurglowego z gablotki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. True story. Jako dzieciak kilka razy sprzedałem całą armię. Zazwyczaj dlatego, że nie chciało mi się dokończyć malowania dosłownie na mecie w stylu CAŁA ARMIA zrobiona, a jeden 5 osobowy unit nie... i szło na allegro i żałowałem przez lata takich posunięć, a mimo to popełniałem to nadal. Bywało też, że potem po latach kupowałem te same modele (np. BFG - mirror flota), a wystarczyło ich nie sprzedawać za śmiesznie niskie pieniądze.

    Jednocześnie popieram inicjatywę koszowania rzeczy, których nie używa się dłużej niż rok. Nie ma sensu hodować bałaganu. Hobby postępuje wtedy, kiedy wciąż ma miejsce jakaś zmiana.

    Nie był byś tym kim teraz jesteś, gdybyś sto lat temu nie sprzedał 2go ed. orków:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Praktycznie nic nie jest warte rezygnowania ze swoich zainteresowań i siebie samego. Żaden związek itd. nie jest z założenia wieczny (choć zdarzają się takie przypadki ;) ), a gdy to się nagle kończy to dobrze jest mieć do czego wrócić i tym czymś może być właśnie nasze ukochane hobby.

    Armii przez moje ręce przewinęło się co najmniej kilka (do obu Warhammerów), figurki można by liczyć w wielu setkach i co prawda nie jest to jedyna rzecz, którą się zajmuję w wolnym czasie, ale dobrze jest mieć coś tylko i wyłącznie dla siebie. Fajnie jest oczywiście jeżeli najbliżsi przynajmniej to akceptują, ale nie powinno być to kryterium, którym się kierujemy w pierwszej kolejności. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku - hobby nie może być nałogiem i tym samym powodować zaniedbania całej reszty, ale to jest taki azyl, do którego nikt poza nami nie musi mieć wstępu i każdy ma do tego prawo. Przynajmniej ja nie dam sobie wejść na głowę żeby być zmuszonym do jakichś zero-jedynkowych decyzji.

    Dlatego też w tym momencie nie wyobrażam sobie sytuacji, która zmusiła by mnie do pozbycia się wszystkiego co przez tyle lat zbierałem (a były już momenty, w których brałem taki wariant pod uwagę). Za dużo czasu, wysiłku, zdrowia i kompromisów mnie to kosztowało. Nikt poza mną samym tego nie doceni i nie będzie szanować. Kiedyś pozbyłem się jednej z gitar, bo wierzyłem, że lepiej zainwestować te pieniądze w coś dla mnie naprawdę ważnego i bliskiego sercu, skoro ta i tak stała przez pewien czas w kącie. Po 2 latach żałuję i wiem, że już nigdy nie powtórzę tego błędu. Gitarę kupię inną jak będę potrzebować kolejnej, a nad armią musiałbym siedzieć kolejne kilkadziesiąt godzin i nie wiem czy znalazłbym na to czas.

    Nie polecam takich definitywnych rozwiązań, chyba że ktoś jest w 100% pewien, że już nigdy więcej nie zagra - ja już chciałem sprzedawać gitarowe graty co najmniej 3x i za każdym razem po jakimś czasie wracałem do nich z utęsknieniem. Czasem po prostu trzeba od hobby odpocząć i zająć się czymś innym, ale sprzedawać za 'grosze'? Czasu nikt nam nie zwróci, a to jego głównie inwestujemy w to wszystko :)

    OdpowiedzUsuń