poniedziałek, 16 stycznia 2012

Amerykanie odkrywają Amerykę




Jakiś czas temu zastawiałem się ilu z Was, czytelników pamięta jeszcze czasy kiedy punktacja za bitwy była 3 punktowa. Mieliśmy wtedy małe zwycięstwo (czyli 13-7), duże zwycięstwo (17-3) oraz masakrę (tu bez zmian). Potem dopiero ktoś wymyślił i z tego co pamiętam koncept ten powstał w paru miastach w tym samym czasie, że może jednak warto przetestować aktualnie panujący system czyli z progami co jeden punkt. Jak to wyszło z testami – wiadomo, zresztą jeszcze przed ich rozpoczęciem wielu miało „uzasadnione podejrzenia” .

Wyciągam tą prehistorię ponieważ po przeczytaniu tego artykułu mam wrażenie, że kto inny właśnie przechodzi podobną drogę. W skrócie autor się zastanawia nad najlepszym modelem podziału nagród na turniejach (tych większych) podjąc dwa przykłałdy: dużo tylko dla zwycięzców vs małe upominki dla wszystkich plus pamiątkowe puchary czy inne trofea dla najlepszych. Jak dla mnie przewaga drugiej opcji jest na tyle oczywista, że dziwią mnie czyjekolwiek wątpliwości w tym temacie. Ale widocznie tak to działa nawet w takich sytuacjach – pewne rzeczy są oczywiste dopiero patrząc wstecz bo w przód są co najmniej zamglone.

Bardzo lubię dopstawać małe, pamiątkowe gadżety na turniejach. Cały czas używam znaczników z Olsztynskiego Battle Cannona i tak samo cały czas eksplatuje różne nieśmiertelniki czy bryloczki przywiezione z Torunia które dostałem tam przy okazji kolejnych rytuałów kruszenia kości. I myślę, że nie jestem w tym odosbniony bo chęć dostawania takich upominków chyba, po prostu, leży w ludzkiej naturze. Z drugiej strony wydaje mi się, że ludzie którzy wygrywają takie imprezy również nie mają problemu z tym, że nie dostaną mniej lub bardziej obszernego stosu nie za bardzo potrzebnym im do szczęścia modeli. Pewni, że sympatycznie mieć cos takiego w bagażu w trakcie drogi powrotnej ale tak serio to jakaś fajna statuetka w zupełności styknie. Zwłaszcza, że patrząc w szerszej perspektywi czasowej ludzie wygrywający turnieje nie sa przypadkowi i zazwyczaj na braki figurkowe, przynajmniej jakieś rażące nie narzekają.

Oczywiście to co organizator zrobi z swoim budżetem zależy tylko od niego i jak będzie chciał da nagody wyłącznie jednej osobie np. zwycięzcy plebiscytu na najbardziej miłgo sędziego turnieju. Ale biorąc pod uwagę, że najczęściej przyjmowaną miarą sukcesu imprezy jest frekwencja (to czy śłusznie to już zupełnie inna bajka) to opłaca się jednak zadbać o więcej niż jedną osobę.

A trudno rozegrać to lepiej niż po prostu dbając jednakowo o wszystkich.

6 komentarzy:

  1. Zwłaszcza jeśli są nieporęczne, ciężkie i zajmują drugie tyle miejsca co armia która ją wygrała. ;)
    Ale za to jak wyglądają na półce... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Yhy. Mina źony z cyklu "nie wypada się nie cieszyć, ale to kolejny kurzący się klamot" też bezcenna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To w tym roku trej zrób miejsce na lodówce na purity seala :D.

    Dominik

    OdpowiedzUsuń
  4. Statuetka w postaci pizzy podanej prosto do pyska... o to to to trafia do mnie maluczkiego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toster Nie myślę byś był w tym szczególnie odosobniony ;)
    @Dominik. Tylko jeszcze dotrzeć trzeba :)

    OdpowiedzUsuń