sobota, 21 grudnia 2013

3cia armia...


Czyli teren na stole.

Mam wrażenie, że cały czas po macoszemu traktowany przez większość zainteresowanych. Z jednej strony nie ma co się dziwić bo nawet nie idąc w rozwiązania by GW dobry i estetyczny teren to koszta. I to zauważalne. Zatem choć może co bardziej zapaleni hobbyści sobie sprawią tematyczny stół na domówki o tyle orgowie turnieji i inne mniej czy bardzie formalne grupy graczy mają z tym większy problem.


Zwłaszcza, że to co jest wszystkich jest niczyje. Często to widać po turniejach dwudniowych na przykładzie nowych terenów które po weekendzie wyglądają jakby robiły za rzeczywiste pole bitwy. Inwestowanie dużych zasobów w nie, w takiej sytuacji też się trochę mija z celem.

Zatem chodząc na turnieje widujemy różne perełki prowizorki na różnym etapie spotkania z entropią. I choć oczywiście bywają chwalebne wyjątki to jednak biorąc pod lupę tzw. 'średnią statystyczną' daleko nam do wizualnej orgii. Inna sprawa, że często to co ludzie wystawiają pomiędzy tymi terenami jest na jeszcze gorszym poziomie więc trudno mówić, że mają szczególny mandat moralny do narzekań.

Ale gdy już się spotkają dwie odpicowane armie to ich starcie w przypadku ładnego stołu sporo zyskuje. No i łatwiej wtedy o promocję hobby wśród osób trzecich.

Teren to jednak nie tylko wrażenia artystyczne ale również coś co sprawia, że albo myślimy w trakcie gry albo wyłącznie turlamy kostkami. I dobrze dobrane gabarytem i ustawione makiety sprawiają, że gra może być rozrywką taktyczną. Niestety tak jak wizualnie zdarzają się różne stoły taki i jeśli chodzi o rozstawienie i gabaryt makiet różnie bywa. Co sprawia, że ta sama misja i ten sam zestaw armii i te same wyniki rzutów na rozpoczęcie mogą dać różne wyniki w zależności od tego czy gramy na patelni czy wręcz przeciwnie.

Niektórym to nie przeszkadza, niektórzy to traktują jako podręczną wymówkę dla niekorzystnego wyniku a niektórzy jak np. nasi niemieccy przyjaciele na niektórych swoich imprezach ogarnęli zagadnienie i wszystkie stoły są identyczne. To co istotne to zmieniają ich układ pomiędzy rundami dzięki czemu unikamy efektu deja-vu. W obecnej edycji jest to również ważne z względu na Hammer & Anvil. Naprawdę nie trywialne jest ustawienie makiet tak by się dobrze grało w jedną stronę, w drugą stronę i jeszcze w poprzek. Przestawiając je zatem tak by ich ustawienie wpisywało się w strefy wystawienia ma jakiś sens.

Natomiast słuchając podcastów zza oceanu można odnieść wrażenie, że amerykanie dopiero teraz odkrywają, że jak na stole gdzieś w okolicach centrum stoi nie mały LOS-blocker to nagle tau muszą się zacząć ruszać. No po prostu wow. A ostatnio słuchałem o nadchodzącym Las Vegas Open, gdzie ma być makietowe szaleństwo i będzie po dwa duże tereny na stół. To już w ogóle przełom z ich perspektywy.

Nie oszukujmy się meta gry w dużej mierze wynika z tego co ludzie spodziewają się zobaczyć podchodząc do blatu. I wiedząc o tym, że np. coś może im blokować LOS rozważą możliwość inwestycji w manewrowość. Lub w duże zabawki które i tak będą widziały nad przeszkodami ;) Z kolei gdy spodziewamy się strzelnicy też to uwzględniamy choćby biorąc własny teren jak pojazdy czy od tej edycji fortyfikacje (które swoją drogą są doskonałym tematem na osobną notkę).

Szczerze mówiąc rzadko kiedy narzekam na teren na naszych turniejach. Pewnie, że mógłby być ładniejszy ale zazwyczaj gra się dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że czasami mogłoby być lepiej lub nawet zdecydowanie lepiej. I bywają momenty że nie za bardzo wiem jak się schować przed tym morzem luf czającym się w przeciwnym deploymencie.

Zatem nie jest źle ale widzę miejsce do progresu. Zwłaszcza, że potencjał strzelecki niektórych aktualnych buildów potrafi zatrząść w podstawach każdym deplymentem. Warto zatem go trochę obudować.

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa notka.
    Z swojej perspektywy powiem że zakup legionu dużej ilości naprawdę sporych loss blokerów moco urozmaicił grę.

    Osobiście nawet grając tau wolę gęsto zastawiony teren.. Wtedy wygrywa się naprawdę taktyką, a nie tym kto lepiej kula kostkami. A nie jeden raz udawało mi sie wygrać cała bitwę poprzez umiejętnie wybraną własną strefę i pomysł na zaskoczenie przeciwnika.
    Słowem bywały bitwy gdzie cała grę wygrywał mi jeden loss bloker :D

    miszczu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszym post scriptum do tej notki jest moja wczorajsza bitwa demonami wybitnie piechotnymi vs gwardia gdzie były 4 punishery. Generalnie koszmar porównywalny z pójściem dzisiaj do galerii handlowej ;).
      Ale dzięki właśnie terenowi udało się podejść do nich w takim stanie osobowym, że szarże jeszcze miały sens. Spotaknie tej saemj armii na patelni sprawiłoby że pewnie bym przegrzała Eye of Terror tak szybko by ta moja chałastra tam wracała.

      Usuń
  2. Trej jest kobietą? :>

    OdpowiedzUsuń