I mam odczucie, że Nick Kyme który popełnił Promethean Sun wybrał tą ostatnią bramkę. Zgaduję, że nie zrobił tego z rozmysłem ale efekt jest jaki jest. I muszę przyznać, że było to dla mnie największe wyzwanie z jakim się spotkałem w ramach cyklu Horus Heresy. A czytałem Battle for the Abyss. I najdłuższe 125 stron od czasu egzaminu z materiałoznawstwa.
Tytuł już sporo zdradza czyli wiemy że mamy głównie do czynienia z Salamandrami. Rzut oka na okładkę zdradza, że będą oni strzelać do exodites a po paru stronach wiemy, że Vulkan będzie jedną z centralnych postaci. Jeśli ktoś się spodziewa więcej niespodzianek to wybrał nie tą książkę. O elarskich wyrzutkach nie dowiadujemy się absolutnie nic. Są potraktowani jak cele na strzelnicy a szkoda bo choć trochę detali o nich by u wielu ludzi ratowało sens istnienia tego dziełka. O Salamandrach dowiadujemy się niewiele więcej i najwięcej faktów otrzymujemy odnośnie ich Primarchy. Przy czym historia jego ciężkiego dzieciństwa i jej przełożenie na późniejsze wyboru i relacje z braćmi ma tyle z odkrywczości co budowa cepa.
Bo proca to już inna liga.
Nie chcę tu wchodzić w większy detal by ludzie którzy mimo wszystko sięgną po tą pozycję mieli cokolwiek z tej lektury. A jej sens można sprowadzić do dwóch czy trzech zdań więc łatwo popłynąć.
Podsumowując - nie wiem i nie chcę wiedzieć ile wydałem w ramach tego hobby i mam świadomość, że miałem lepsze i gorsze wybory np. armia szczurów którą zagrałem z 4 bitwy (btw nie chce ktoś kupić - tanio ;) ) Ale to były zdecydowanie najgorzej wydane pieniądze w ramach tej zajawki. I to nie małe bo wpadłem na pomysł zakupu jakiejś wersji de lux w twardej oprawie. Cóż człowiek uczy się całe życie.
Sięgając zatem po kolejne książki z BL wróciłem do sprawdzonych rozwiązań czyli amazon i paperbacki. No iw ten sposób stałem się posiadaczem m. in. Ahrmian: Exile. I te 410 stron najzwyczajniej w świecie połknąłem.
Tu również tytuł nie zostawia wiele wątpliwości co do głównej osoby zaprezentowanego dramatu. Na początkowych stronach mamy więc pierwszego Librariana Thousand Sonsów przeżywającego coś na kształt depresji i kryzysu. Oczywiście jak łatwo się domyślić nie będzie to trwało wiecznie i dość szybko dochodzi do wydarzeń które przywracają go do życia. I tu może się pojawić pierwszy zarzut czyli czy ta przemiana jest wiarygodna. Nie wiem - mi jej tempo i przebieg nie przeszkadzał natomiast spotkałem się z opiniami, że za szybko i generalnie nie tak. Cóż ile czytelników tyle opinii.
Książka ma wartką akcje jednak na szczęście bez przesytu strzelaninami i innymi starciami. Postać Ahrimana mi bardzo się podobała i zawarto w niej wszystkie te cechy z którymi się kojarzy po lekturze fluffu. No i ma ten tragiczny charakter wynikający z nieudanego Rubica i jego jak najlepszych intencji. Sporo grono postaci drugoplanowych jak choćby pani kapitan statku jest również intrygująca natomiast są tam również przedstawiciele marinsowej szkoły charakteru czyli nic ciekawego ale i tacy muszą być w książce z tego świata.
Czytając książkę odniosłem wrażenie że mało w niej świata przedstawionego a dużo postaci i po prostu akcji do przodu. Mi osobiście to odpowiadało zwłaszcza, że nadaje to całości jakby taki kameralny posmak bez zadęcia galaktycznych problemów jak to potrafi być w innych książkach choćby z cyklu Herezji. Natomiast oczywiście nie brakuje tu ciekawych miejscówek i innych korytarzy.
Nie chcę za dużo pisać o tej książce bo uważam, że warto ją przeczytać. A ja ktoś jest fanem Thousand Sonsów to jest absolutnie pozycja obowiązkowa. I w tym przypadku wiadomość, że jest to pierwszy tom trylogii odebrałem zdecydowanie jaką dobrą informację.
Ostatnio wymyśliłem, że ten blog wymaga paru zmian które zamierzam w najbliższym czasie stopniowo wdrażać. I jedną z nich będą numeryczne oceny jako uzupełnienie recenzji w skali od 0 do 24 cali. Zatem jedziemy:
Promethean Sun 3/24"
Ahriman: Exile 19/24"
Dobre :) I pragnę zauważyć, że są niejako trzy recenzje w sumie bo battle for the abyss oberwało rykoszetem...:) I dobrze bo właśnie coś sobie szukałem do czytania i było na liście a nie miałem materiałoznawstwa więc by mnie pewnie poturbowało...
OdpowiedzUsuń