czwartek, 12 sierpnia 2010

Powrót do przeszłości...

...czyli do weekend'u przed zwycięstwem naszej reprezentacji na ETC kiedy to odbyła się Syrenka Zagłady. Doskonale zdaję sobie sprawę czym, żyje aktualnie środowisko 40kowców ale muszę ulżyć swoim kronikarskim zapędom.

A więc, do Warszawy a raczej Piaseczna z Gdynii pojechałem przez Poznań. Z przyzwyczajania ale też trochę wbrew pozoru wygody. Jednak co podróż z ziomami to podróż z ziomami (i tu wielkie podziękowania za towarzystwo dla współ-Sztabowców). Jedynym minusem takich wycieczek jest to, że człowiek na miejsce dojeżdża no... niekoniecznie pierwszej świeżości i w optymalnej formie. No ale przynajmniej humor mu dopisuje (jeszcze przez moment ;) ). Chwila na oporządzenie i zaopatrzenie i zaczęły się bitwy. Nie będę nawet się silił na jakieś battle reporty bo raz - już dokładnie nie pamiętam ich przebiegu, dwa - ostatnio dzięki naszym reprezentantom na froum choćby gildii takich nie brakuje. Przejde zatem od razu do wolnych wniosków i podsumowania.
Bardzo się cieszę, że jest tak impreza jak Syrenka Zagłady w kalendarzu ligowym. Byłem drugi raz i drugi raz się doskonale bawiłem. Zaingerowałbym trochę w listę rzeczy dopuszczonych tzn. odchudził ją odrobinę ale sama formuła bardzo mi odpowieda. Trzeba jednak mieć świadomość wybierając się na ten turniej, że balans to jest ostatnia rzecz którą się tam spotka. O wiele łatwiej natknąć się na jakiegoś potworka pokroju dwa lashe i 4 placki z siłą D oraz Vortex z scenariusza na dokładkę czy inny tytan z czteroma wilczymi lordami do kontry. Z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie by samemu coś takiego wystawić lub po prostu przygotować się na coś takiego. Tytan strzela jak głupi ale z drugiej strony przy "odrobinie" niefarta schodzi od jednej laski/melty. A stadko melt to wręcz cuda działa. Jeszcze trzeba mieć okazję z nich strzelić no ale po to sie gra - żeby jakieś wyzwanie było. Po prostu jadąc na Syrenkę trzeba trochę odmiennie podejść do czegoś co amerylanie nazwali metagame a co i u nas się przyjęło , przynajmniej jeśli chodzi o termin. Na syrence mamy bowiem zupełnie inny pakiet warunków startowych i niezależnie od tego czy mamy ciężkie zabawkli czy nie musimy się przygotować na tego rodzaju sprzęt u innych i najlepiej trzymać jakiegoś asa w rękawie.
A swoją drogą, posiadanie samemu czegoś ciężkiego też nie zaszkodzi. Najlepiej od razu z maksymalną ilością siły D, jest bowiem ona, nawet po obcięciu nadal morderczo skuteczna. A gdy jeszcze ma placek to już wogóle - rzeź niewiniątek i śmierć niewiernych. A jeśli nie odpowiada nam patforma strzelnicza ktora praktycznie się nie rusza to możemy wziąć jakiegoś Naprawdę Wielkiego Demona tyle, że on może nie zdążyć się zwrócić zwłaszcza jeśli wejdzie w 3 czy 4 turze i nie strzela. Ale i tak swoje powinien zabić.
Jeden z głónych problemów z ciężkimi zabawkami jest to, że o ile gra się w Apo do piwa by przeżyć epickie starcie to ich balns ma 3cio-rzędne znaczenie. Jednak przy okazji Syrenki wychodzi, że za podobne punkty można mieć przedstawicieli dwóch zupełni różnych kategorii wagowych i pomimo podobnego kosztu niektóre rzeczy są o niebo lepsze od innych. Nie ma zatem zbyt wiele balansu (przynajmniej zbyt wiele) ale jest dużo zabawy choćby z spotkania zabawek które trudno spotkać przy innej okazji (przynajmniej na tak małym stole). A takie rzeczy jak np. pojedynek strzelecki dwóch Knightów z Stompą się po prostu pamięta na długo.
Od strony organizacyjnej turniejowi nie można nic zarzucić - baza sanitarna ok. Grill. Każdy stół stał osobno dzięki czemu można było sobie chodzić wokół w poszukiwaniu covera/jego braku. A niska frekwencja dzięki której tak się stało tylko się przełożyła na plus było bowiem kameralnie i wesoło ale i kulturalnie. Sławetne więc z pierwszej edycji syrenki zagłady zostały uczczone scenariuszem ale obyło się bez prób naśladownictwa.
Jak za rok będę miał okazję jadę na pewno. I na pewno biorę tyle ciężkiego sprzętu ile dam radę wepchnąć do rozpiski inaczej bowiem traci się prawie cały urok tego turnieju. A jeśli nawet zdarzy się przegrać za sprawą np. zbiegu scenariusza z armią po drugiej stronie rozpaczać nie zamierzam bowiem taki po prostu jest trademark tej imprezy.

2 komentarze:

  1. Ja mam podobne odczucia. Generalnie zapewne bym się wybrał, gdyby nie pewien bardzo młody człowiek który pojawił się w kolejce roszczeniowej do mojej skromnej osoby ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewne priorytety są bardziej prio niż inne i nie ma co z nawet próbować z tym dyskutować :)
    No i najwyżej się powtórze ale:
    Gratulacje !!

    OdpowiedzUsuń