środa, 3 lipca 2013

After BC 2013


Co bardziej wytrwali i obdarzeni dobrą pamięcią czytelnicy tego bloga oraz słuchacze podcasta mogą pamiętać jak jakiś czas temu korzystaliśmy wraz z Michem z tych łam by głosić, że Battle Cannon 2013 musi być. No i odbył się. Tym razem za organizację wzięła się całkiem nowa ekipa i muszę przyznać, że specjalnej różnicy w jakości turnieju nie zauważyłem. Znaczy się było super. Generalnie sama miejscówka która na szczęście się nie zmieniła robi z półturnieju.
Choć tu muszę wspomnieć, że jakby na stołach stało ciut więcej terenów to nikt by nie miał specjalnych zastrzeżeń. Pojechałem Ravenwingiem i mając w armii 6 spiderów i Dark shrouda nawet nie miałem nadziei by to schować, a często miałem problem z wyciągnięciem choćby covera na nich. Trochę dramat. W bitwy nie będę się szczególnie zagłębiał bo za bardzo nie ma czym się chwalić ograniczę się jedynie do najważniejszych punktów:

1 starcie - eM i Eldarzy. Mieliśmy challenga za inwektywę pod adresem eldarów na która sobie pozwoliłem na tym blogu. I eM całkiem skutecznie się za nią zrewanżował. Zaczynam, wystawiam się i tracę inicjatywę. Super. Potem dodaję od siebie jakiś super pomysł z cyklu ciekawe co jest za tą górką i Samael z Command Squadem giną w turbo kretyńskich okolicznościach. Honor armii uratował Libra który wziął siekierę dodatkowego wounda w postaci bajkera i pojechał po Wraithknighta. Rozkręcił. Gdyby gra trwała 5 lub nawet 6 tur może bym coś urwał. Ale trwała 7. 0-20

2ga runda - Żbik i Demony. Gracz niedoświadczony ale z drugiej strony był pierwszym graczem demonów jakiego spotkałem od premiery nowego deksu, który co fazę strzelania pamiętał o tabelce. I to zawsze na początku. Respekt. Zaczynam, wystawiam się i tracę inicjatywę. Żbik miał 3 grube którymi nie miał zamiaru lądować ograniczając się do vectorów i czarów. Miał też 3 troopsy z jednym heraldem ale wszystkie zginęły w drugiej turze. Poganialiśmy się trochę, spotkałem nieśmiertelnego Demon Princa (mając ostatnią ranę zdał 7 FnP z rzędu) ale na koniec ja miałem znaczniki a on nie. 17-3

3cia runda - Bosfor i Tau. Pierwsze spotkanie z Bombą. Nie zaczynałem i zdjąłem figurki z stołu. A potem się dowiedziałem, że ta banda suitów i talerzyków która robi wszystko, nie może się infiltrować, tak jak uczynił to Bosfor. Nie da się ukryć, że trochę mu to skomplikowało taktykę na niedzielne bitwy. 0-20

4ta bitwa Mysiek i IG. Zaczynam, wystawiam się i tracę inicjatywę. A na przeciwko morze luf. A ja na środku stołu w połowie drogi do covera. Straciłem jakieś spidery, i paru knightów. Mogło być gorzej. Pozostałe spidery na raty do współy z Samaelem rozkręciły bloba. W międzyczasie przeżywałem męki próbując rozkręcić manticore. Co turę póki miał rakiety posyłałem jej jakieś pozdrowienie lub po prostu szarżowałem i na koniec nadal jeździła. Tyle, że bez HB. Z lemanem miałem jedne podejście z meltą na bliskim ale dwie kostki to ciut mało na tyyyyle pancerza. Generalnie z pojazdami była turbo rzeźba. Na szczęście w tej bitwie udało się uniknąć 7 tury w której mógłbym dostać tabla i skończyło się na 10-10.

5ta Runda Jezus i IG+GK.  Nie zaczynałem. Prawie udało mi się pochować spidery. To prawie to jakieś 3 które spadły. W tej bitwie po raz pierwszy wykorzystałem traita Samaela dzięki czemu schowałem go wraz z CS za jakąś górką. Mój pomysł na tą bitwę był trochę postraszyć, z jednej czy drugiej strony ale po pierwsze i najważniejsze zabezpieczyć znaczniki. Jezusa pomysł był by mnie zabić. Jego się do udał gorzej niż mój w czym pomogło to, że zagraliśmy tylko 5 tur. Udało mi się wykorzystać jego nieuwagę i zdjąć te dwa modele z bloba w pobliżu jego znacznika dzięki czemu go stracił. 17-3

Poza terenami trudno mi się do czegoś doczepić. Może nie było żadnych wodotrysków ale generalnie wszystko było jak należy. Bardzo mi się podobała czasówka, bo w żadnej bitwie szczególnie nie spieszyłem ale wszystkie z spokojem dograłem a pomiędzy nimi miałem czas pogadać i ponarzekać. Dzięki temu bardzo luźno się czułem bez presji czasu. Za rok, jak dla mnie podobne punkty mogą zostać mimo, że w pierwszej chwili uważałem, że ciut ich mało. Wolę czas z ziomami niż parę modeli więcej.

Pomimo wyników Ravenwingiem grało mi się super. Armia mi wybitnie leży pomimo dość zero-jedynkowej opcji za nią stojącej. A że można nią wygrywać udowodnił Arrr wygrywając cały turniej odnosząc po drodze zwycięstwa z trzema naszymi reprezentantami na ETC.
Gratki Szwagier!!

3 komentarze:

  1. Treju Twoj optymiz odnosnie DA jest zarazliwy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale teraz od Szwagra mam dowody, że to może działać :)
      Zatem jeszcze silniej będę w ta armię wierzył.

      Usuń
  2. Sam jink i darkshroud to za mało? :P

    OdpowiedzUsuń