środa, 27 stycznia 2010
Alko 40k
Jedną z rzeczy która mnie zaskoczyła na wrocławskim czelku to frekwencja - rzadko bowiem obecnie udaje mi się dotrzeć na jakikolwiek większy turniej i nie nawykłem do obecnych standardów. Bardzo mnie to cieszy, że hobby się rozwija i scena turniejowa staje się coraz bardziej prężna. Gracze mają dzięki temu szersze grono potencjalnych przeciwników i armii czy raczej rozpisek i generalnie ta sytuacja ma mnóstwo mniej lub bardziej oczywistych plusów.
Jednak ten wznoszący trend ma również ciemną stronę. Wraz z wzrostem liczby zawodników rozbijających się po Polsce z charakterystycznym walizami pojawia się coraz szersza gama osobowości i typów ludzkich wśród których są również osoby nie do końca umiejące obchodzić się z alkoholem. A ten jak powszechnie wiadomo: był, jest i pewnie jeszcze długo będzie się przewijał w kontekście turnieji dwudniowych. I przez długi czas nie było z tym większego problemu a ewentualne fak’upy z czystym sumieniem można było sklasyfikować jako wyjątki potwierdzające regułę. Jednak mam wrażenie że ten czas pomału odchodzi i musimy się przygotować na nowe, gdzie coraz częściej w relacjach po eventowych będzie się przewijał temat ekscesów alkoholowych. Czyli zbliżamy się do ścieżki którą jeszcze nie tak dawno udeptali nasi kwadratowi bracia. Przy czym kiedy oni na nią wchodzili myśmy patrzyli na nich z lekkim ale zawsze poczuciem wyższości.
Skończyło się. Chyba, że organizatorzy kolejnych turnieji wyciągną wnioski z wydarzeń miedzy innymi w Wrocławiu i wypracują jakieś rozwiązania które zapobiegną ich powtórce przy następnych okazjach. Niestety wymaga ta zakazów a co gorsza ich egzekwowania a z tym do tej pory słabo bywało. Wynikało to z faktu, że nikt nie lubi wchodzić w rolę złego policjanta i pilnować innych jednak pojawia się coraz więcej osób które bez takiej kontroli mogą narobić sobie i innym kłopotów. I choć jakieś ekscesy mogą problematyczne to główny problem widzę w ewentualnym wypadku.
Póki co turnieje to zjazdy ziomków którzy doskonale radzili sobie z odpowiedzialnością za swoje czyny również w stanie lotnym. I nigdy nie było potrzeby nawet jakiejś głębszej refleksji nad podstawami prawnymi takiej imprezy. Jednak nie chciałbym się znaleźć w skórze orga któremu jakiś nieletni wpierw się spije na terenie szkoły po czym połamie sobie np. nogi a jego rodzice zaczną dochodzić jak do tego w ogóle mogło dojść. Najlepsze rozwiązanie to prohibicja na ternie gdzie się gra oraz nocuje i zaproszenie wszystkich chętnych do sobotnich baletów do jakiejś knajpy. Czasami może to być trudne w realizacji czy też nie spotkać się z zrozumieniem ale jednak pewnych zagrożeń nie wypada lekceważyć.
Zwłaszcza będąc organizatorem turnieju gry bądź co bądź strategicznej.
Etykiety:
scena turniejowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
byś lepiej napisał co myślisz o tym, że Tusek nie kandyduje, wszyscy teraz o tym piszą ;)
OdpowiedzUsuńW pełnie się z Tobą Trej zgodzę.
OdpowiedzUsuńMałymi kroczkami podążamy do battlowego upodlenia.
I nie tyczy się to tylko najmłodszych. Wystarczy wspomnieć DMP i co poniektórych kapitanów - skądś wzorce dla młodych muszą się brać :/
Powstaje pytanie co z tym zrobimy bo każdy kolejny duży turniej niesie całkiem spore ryzyko że po nim się obudzimy z ręką w nocniku.
OdpowiedzUsuńNo cóż, chyba najwyższy czas brać przykład z wszelkiej maści conów fantastycznych ("zabrania się wnoszenia i spożywania napojów alkoholowych na terenie"). Sad but true, zwłaszcza że ja tam sobie lubię złoić brona przy stole podczas grania, ot tak dla ostrości i właściwej perspektywy ;).
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że dobry browar nie jest zły ale zasady powinny być równe dla wszystkich. A to może oznaczać, że jedyny z nim kontakt w trakcie turnieju będzie w sobotę w knajpie.
OdpowiedzUsuń