czwartek, 29 listopada 2007
Mini-dex'y od BoLS'a
Armie która mają na celowniku panowie z BoLSa (naprawdę fajny skrót :)) to:
-Ordo-Hereticus Strike Force - oryginalnie z 49 numeru Citadel Journal'a. Jak łatwo się domyślić wariacja na temat Siostrzyczek. Może to być fajną ciekawostką dla graczy Witch Hunterów których jakby mniej na turniejach ostatnio, ale i mnie mniej na turniejach ostatnio więc to możee tylko mylne wrażenie.
- Genestealer Cult. Armia legenda najlepiej znana z zapowiedzianej trójki. Niektórzy pewnie nawet mieli okazję zagrać przeciwko. Ta armia to kwintesencja błota i trawy. oddział z ciężką bronią za ~60 pktów w transportach za kolejne ~20. Czad :D. Podobno autor oryginalnego kodeksu nie znajdzie czasu na odświeżenie zasad przed zakończeniem prac nad jakimiś dodatkami do rpga 40kowego. A to info mam od Oficjalnego Patriarchy Genokultu na Polskę czyli Miodasa aka Horrorus. A ten przezacny tytuł otrzymał od samego Tim Huckelbery. To ci ciekawostka :). Dobrze więc, że ktoś poświęci trochę czasu tej armii bo na pewno nie zasługuję ona na zaginięcie w niepamięci zwłaszcza jak się z nią wiąrzą takie figury:
- Adeptus Arbites - to tacy śmieszni panowie pilnujący porządku w Imperium.
Przynajmniej w zamyśle bo 40 millenium nie wiele wspólnego ma z porządkiem. Z tego co kojarzę to taki armylist też się przewinąl przez Citadel Journal jednak nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić prewencję vs oblity ale na pewno armia ta znajdzie swoich fanów.
O ile większości przypadków taką twórczość omijam szerokim łukiem o tyle panowie z BoLSa zasadami do 30ki oraz Apokaliptycznych zabawek udowodnili, że warto ich publikacją poświęcić chwilę. Nawet jeśli to będzie dłuższa chwila bo to na pewno nie będzie czas stracony. Jeśli uda im się utrzymać dotychczasowy poziom to będę silnie lobbował (to ostatnio modne) za dopuszczaniem tych mini-dexów na lokalch w Pozku. Tak dla przykładu :)
wtorek, 27 listopada 2007
Flame War
Czasem mi się wydaje, że dla takich "dyskusji" stworzono internet ;). Niestety coraz mniej takowych kiedyś co większy turniej się dzieło teraz stara gwardia się wykrusza a następców nie widać. Możliwe, że czują się przytłoczeni autorytetem Vlada czy Emana ale jest szansa, że ten flame pokaże młodym wilkom, że nawet im można rzucić rękawicę. Oczywiście piszę to na poły żartobliwie ale nie da się ukryć, że dobry flame nie jest zły. Na gildii nie mamy co liczyć na takie atrakcję bo mam wrażenie, że tam panuje specyficzna poprawność polityczna. A nawet jeśli zasady zostają przekroczone wszystko, szybko zostaje przywrócone do porządku.
Natomiast na GV od początku polityka moderatorów pozwalała na naprawdę wiele. Można dyskutować czy to dobrze (bo się dzieje) czy źle (za dużo bezsensownych postów do czytania) ale fakt faktem, że tylko tam możemy aktualnie liczyć na dobre netowe kłótnie.
A najlepsze jest, że siedem stron tego tematu powstało w godzinach pracy. Też tak chce pracować ;).
Blood Bowl
Gra przenosi futbol amerykański w realia Starego Świata. Wśród drużyn oprócz ludzi czy elfów mamy skaveny i wyznawców Khorna (tych zdecydowanie bardziej obchodzi pierwszy człon nazwy gierki ;)). Gramy na boisku składającym się z kwadratowych pól. Tak - NIE używamy miarki. Ale kostki są, także ośmiościenne.
Zawodników może być maksymalnie 11 na boisku, do 16 w drużynie. Szybko się przekonacie, że rezerwy często są kluczowe dla wyników meczu. Zawodnicy, oprócz poruszania się po polach mogą lutować przeciwników, ale (podobno) potrafią też rozgrywać między sobą piłkę - np. podawać, bądź po prostu pobiec po przyłożenie (jak już w cudowny sposób wejdą w posiadanie piłki). Może to być zaskakujące, ale akcje związane z przeciwnikiem i glebą są o wiele popularniejsze niż te związane z piłką. Oczywiście, mamy parę statystyk opisujących naszych herosów takich jak ruch, siła, zręczność czy pancerz. Oprócz tego, są umiejętności pozwalające na lepsze wykonywanie pewnych czynności bądź nowych akcji.
Gra składa się z dwóch połówek po 8 tur każda. Tura trwa aż ruszymy wszystkich swoich zawodników lub do momentu, gdy któryś się nam wywróci ,lub gdy stracimy piłkę. Generalnie tury dogrywane do końca są rzadkością- zazwyczaj kończą się przy próbie podania (jeśli ktoś w ogóle ma takie pomysły) lub po nieudanym mordobiciu. Natomiast, zaskakująco często naszą turę przerywa pierwszy rzut. Dlatego wprowadzono re-rolle, które można użyć by przerzucić nieudany rzut. Dodatkowo, by podkreślić dramatyzm sytuacji w BB, wyobraźcie sobie sytuację, że w 40stce Twoja tura kończy się np. po pierwszej jedynce - czad :D. Trzeba mieć naprawdę mocne nerwy by wytrzymać, gdy 3cia tura z rzędu jest kończona przez pierwszy rzut.
Drużynę składa się w ramach odgórnie przyjętego budżetu, który zastępuje punkty znane z innych gier GW/SG. Jeśli gramy w lidze i spotykają się dwie drużyny o różnej wartości, mamy system bonusów mających na celu wyrównać szansę.
Skoro już jesteśmy przy lidze- największa zaletą tej gry jest możliwość rozwijania swojej drużyny. Pojedyncze mecze mają oczywiście swój urok, ale dopiero wtedy, gdy składają się na większą całość i jakiegoś system rozrywek, gra uzależnia. Każdy zawodnik zdobywa wariację na temat expa, która tu nazywa się Star Player Points, za udane oklepanie machy, za Touch Down itd. Dzięki temu, mogą mu wzrosnąć atrybuty (rzadko), lub może mieć nowe skile (często). Sporo radości dostarcza patrzenie na drogę from zero to hero.
Tu mały klip by poczuć ten klimat
Jeśli chcecie grać potrzebujecie:
1. Zasady. Można je ściągnąć stąd. Za darmo. Legalnie. Po prostu. Zupełnie jak nie GW.
2. Drużynę - najlepiej zmontować ją z figur do battla, których zdobycie nie przysparza większych trudności. Wystarczy je potem lekko skonwertować i dream team jak się patrzy ;).
3. Boisko. Można ściągnąć stąd (i nie tylko) wystarczy wydrukować (koło 40 złotych).
Jak widać koszty są porównywalne z landkiem czy innym defilcem, a przed nami otwiera się całkiem nowy świat :). A tak, w ogóle, to zapraszam na forum sztabowe w razie jakiś wątpliwości związanych z BB. Chętnie też pomożemy z organizacją ligi. Póki co 3city się zorganizowało, z tego co słyszę rozgrywki idą całkiem, całkiem. Już jest umówiony mecz pomiędzy zwycięzcami lig z Pyrlandii i Pomorza przy okazji jakiegoś większego turnieju 40ki. Przyznam się, że po cichu liczę, że niedługo dojdziemy do jakiegoś Final Four lub coś w ten deseń.
I na koniec filmik, którego nie mogło zabraknąć w tej notce:
poniedziałek, 26 listopada 2007
Sport ?
Kiedy w 1997 roku Thresh wygrał ferrari John Carmack'a jako nagrodę w turniej Quake to pomimo, że to robiło wrażenie nikt się nie spodziewał takiej rewolucji z jaką mamy do czynienia dzisiaj. Aktualnie jest grupa ludzi którzy, żyją z grania na komputerze - zgarniają naprawdę wysokie nagrody pieniężne a poza tym mają sponsorów wśród choćby producentów myszek czy innych akcesoriów. Po PGA zacząłem się zastanawiać czy np 40ka lu jakakolwiek inna gra bitewna ma szanse kiedyś na podobną "karierę". Na pewno nie na taką skalę bo jednak popularność gier komputerowych jest nie do przebicia. Zwłaszcza, że coraz częściej mówi się o nich jako konkurencji dla kina. Jednak by osiągnąć namiastkę tego co się dzieje aktualnie w e-sporcie producent gry musi tego chcieć. A GW próbuje cały czas łapać i graczy którzy chcą sobie po prostu miło spędzić czas jak i graczy zainteresowanych turniejami ich wygrywaniem i umacnianiem swojej pozycji w jakimś tam rankingu. Jednak by gra sprawdzała się w graniu turniejowym musi mieć możliwie przejrzyste i klarowne zasady. To jest IMO warunek absolutnie konieczny. Jak to działa u GW wszyscy wiemy. Producent też musi wyraźnie wspierać turnieje i trzymać nad tym kontrolę. Generalnie powinnien taką działalność traktować jako normalne działania marketingowe. Tak jak to zrobili panowie z WoC z swoim Magiciem.
To jest zresztą przykład na to, że jest możliwość, że pojawi się kiedyś bitewniak który będzie "sportowy" i którego najlepsi gracze będą dzięki swojemu skilowi zarabiać konkret hajs. Pytanie kiedy ktoś się spróbuję na próbę wejścia w ten rynek. Bo myślę, że "czy" nie mam sensu pytać...
Jeśli kiedyś by doszło do takiej sytuacji, że np. 40ka jest grą, grając w którą można zarobić konkretne pieniądze turnieje na pewno by się zmieniły nie do poznania. Scena graczy myślę, że też. I mam wrażenie, że nie byłyby to zmiany na lepsze. Nie mówię, że wszystko co najlepsze w scenie turniejowej poszłoby w zapomnienie ale bez zmian by się nie obyło. Nie wierzę by wszyscy mając w perspektywie grę o np kilka tysięcy złotych siedzieli do którejś w nocy przy wódce. Ale wierzę, że paru hard-core'wców by się na stówę znalazło.
środa, 21 listopada 2007
40kowe prawodastwo
i tak jakoś mi się skojarzyło.
Oczywiście do nikogo nie pije bo mam duży szacunek dla ludzi którym się chce swój własny czas poświęcać na próby zinterpretowania radosnej twórczości panów z GW. Mi się nie chce dlatego opuściłem od tego sezonu to zacne grono. Jednak trochę dystansu do siebie i chwila na refleksję chyba nikomu nie zaszkodzi :).
poniedziałek, 19 listopada 2007
Francja - party zone?
W późniejszej dyskusji pojawiło się parę nieprzychylnych zdań na temat Francji i chociaż sam fan klubu konsumentów żabich udek nie założę postanowiłem zapoznać się z tym krajem bliżej.
Zacznijmy od podstaw i to wcale nie będzie wiki.
Miss Francji:
A tu zainteresowani mogą sprawdzić konkurencję.
Myślałem, żeby uraczyć Was jakąś mapką ale ufam, że nie ma takiej potrzeby a w zamian przytoczę pewną anegdotę na temat geografii Francji. Mianowicie ten kraj składa się z dwóch rejonów: z Paryża oraz prowincji. Nie wiem na ile ten pogląd jest popularny poza tym miastem ale podobno jest to szeroko rozpowszechniona koncepcja podziału administracyjnego.
Turniej jest na prowincji.
Zawsze mnie intrygowała ta słynna kuchnia francuska na czele żabimi udkami i daniami z ślimakami w roli głównej. To drugie wygląda tak:
Nie ukrywam, że dobór zdjęcia wyraża moje podejście do zagadnienia ale jakby ktoś patrząc na to nabrał apetytu (albo poczuł zew Nurgla) to proszę oto przykładowy przepis. Choć, spotkałem się z opiniami, że to tylko tak źle wygląda a w rzeczywistości jest smaczne. I tak nie wierzę.
Z jedzeniem we francuskim wydaniu nie rozłącznie wiąże się muzyka, so here you are:
Mając kobiety, jedzenie i muzykę do pełni szczęścia brakuje nam alkoholu. Jak wiadomo Francja słynie z win. Zwłaszcza takich w kartonikach ;)
Jak widać jeśli komuś pasują i odpowiadają to w Francji znajdzie wszystkie ingrediencje niezbędne by spędzić miło czas w nastroju imprezowym. Natomiast jeśli ktoś poza poznawaniem kultury chciał się skupić na wygrywaniu to Szkoci nam pokazali (żeby nie wprowadzać jakiś ciężkich klimatów z Niemcami w roli głównej):
Podsumowując jak się ma taką możliwość IMO warto połączyć turniej 40ki z poznaniem nowej kultury. A póki co jeszcze zostało wystarczająco czasu by stworzyć sobie tą możliwość a przynajmniej próbować (jeśli ktoś wyczerpał limit szczęścia na ostatnim masterze to ma alternatywę) ;). A tak bardziej serio nie wiem ile dokładnie taki wyjazd może kosztować ale spróbuję wybadać sytuację - jak będę miał konkrety dam znać.
niedziela, 18 listopada 2007
Młotki kolejne podejście
Osobiście, wydaje mi się, że nigdy nie jest tak dobrze by nie mogłoby być lepiej i Liga powinna się rozwija jednak nie wyobrażam sobie tego bez jakiegoś źródła finansów. Zresztą niedawno już pisałem o tym nie będę się więc powtarzał. Ograniczę się do stwierdzenia, że Młotki będą swoistym testem dla środowiska koordynatorów, czy uda się nam zorganizować coś co ma już "oszlifowany" pomysł i opracowaną formułę. Tak naprawdę pozostaje rozreklamowanie tego na forach by ludzie głosowali, policzenie głosów, i rozdanie nagród. Które trzeba oczywiście wcześniej przygotować i pewnie okaże się to największym problemem. Oby nie barierą nie do pokonania.
Jeśli się Młotki 2008 wypalą będzie to dobry prognostyk dla ligi. Może na fali takiego sukcesu udało by się od przyszłego sezonu wprowadzić rejestracje ligową dzięki której na aktualizację rankingu zainteresowani by nie musieli czekać tygodniami. A liczba zainteresowanych będzie wzrastać - w to nie wątpię.
czwartek, 15 listopada 2007
Apokaliptyczny teren...
Wersja na czasie czyli zimowa prezentuje się tak:
A oto wersja Apokaliptyczna:
Robi wrażenie. Tu jest tego więcej. W takim terenie nawet Imperator Titan by się skitrał.
Ta katedra nad głową mogłaby nawet robić za kamuflaż. Trójwymiarowy. Plus jeden do obsure'a :D
środa, 14 listopada 2007
Pustynia, żar i ... orki
Co prawda dawno, dawno temu obiecałem sobie, że nie będę zbierał orków. Ponownie. Był to kiedy sprzedałem całą armię i stwierdziłem, że mój instynkt samozachowawczy może nie wytrzymać koncepcji ponownego zbierania tej samej armii. Tłumaczenie o nowych wzorach figur mogłoby go nie przekonać. I do tej pory trzymałem się dzielnie pomimo, że ferale krzyczały dosyć głośno ale teraz sytuacja robi się groźniejsza. Nowe orki wyglądają bardzo kusząco zwłaszcza, że mam wrażenie iż autorom udało się wyeksponować w zasadach to co najważniejsze wg. fluff'u. A nowe figury nie pozwalają pozostać obojętnym na urok jednej rasy - zielonej rasy ;). Ale póki co nie ma ani figur ani kodeksu w zasięgu ręki więc pokusa jest na szczęście wyłącznie wirtualna.
Ostatnio przypomniałem sobie grę o wdzięcznej nazwie Gorkamorka. Niestety nigdy nie miałem okazji w nią zagrać ale biorąc pod uwagę, że podręczniki się regularnie przewijają na aukcjach jeszcze nie wszystko stracone. A niezbedne figurki mogą być fajnym zaczątkiem armii. Teraz jednak szukając info znalazłem jakąś binarną odsłonę.
wtorek, 13 listopada 2007
Wygrzbane w sieci
Co ciekawe wygrzebałem tego pdfa przez podstronę Eventów na serwisie GW. Jak widać czasem odwiedzanie takich tajnych miejsc popłaca :)
niedziela, 11 listopada 2007
Mały krok dla koordynatorów - wielki krok dla graczy.
- Bieżące nawarstwiają się zwłaszcza na koniec sezonu kiedy trzeba ustalić regulamin na nowy sezon oraz obgadać mastery. Zmiany w regulaminie zazwyczaj dotyczą jakiś detali technicznych pokroju minimalnej ilości graczy, czy przydziału miejsc koordynatorskich.
- Rewolucyjne to takie jak np. nagrody branżowe o roboczej nazwie Młotki czy pomysł nadawania graczom nr ID który miałby znacząco przyspieszyć tworzenie rankingu. Pomysły te mogłyby pchnąć ligę do przodu jednak nie da się ukryć, że nie spotykają się ze szczególnym zainteresowaniem szerszego grona.
Ostatnio mocno się zastanawiałem dlaczego tak się dzieje, że drugoplanowe detale potrafią wywoływać długie dyskusje, natomiast rzeczy istotne są często ignorowane. Wydaje mi się, ze główną przyczyną takie sytuacji jest, że generalnie większość ludzi traktuje ligę jak coś co był jest i będzie. Odpowiada im w takiej postaci jak jest i nie widzą potrzeby jakiś zmian. Poza tym trochę czasu upłynie zanim nowi ludzie "poczują" zagadnienie i będą się czuli na siłach by przejąć odpowiedzialność na swoje barki. A z drugiej strony część ludzi siedząca w tym od dawna usunęła się w cień zabierając głos sporadycznie w kluczowych kwestiach. To jest właśnie ten ryzykowny moment o którym pisałem wcześniej - mam wrażenie, że powstał pewien bezwład jednym się już nie chce drudzy nie czują się na siłach.
Jednak to co najbardziej ogranicza rozwój ligi to pomimo, że mamy regulamin, koordynatorów i tradycje to liga nadal jest organizacją nie formalną i w tej postaci trudno jej pozyskać jakiegokolwiek sponsora. A nie oszukujmy się bez pieniędzy to wiele ciekawego nie zrobimy. Możemy nadal robić ranking i wybierać na jego bazie reprezentację ale wiele więcej już się z tej organizacji w tej formie nie wyciśnie. I tak bardzo dużo zostało osiągnięte jest już sporo miejsc gdzie się odbywają turnieje, z roku na rok przybywa graczy i generalnie zabawa się kręci do przodu. Ale by zrobić kolejny skok jakościowy liga musi się stać formalną organizacją z jakimś budżetem który będzie pozwalał realizować jeszcze ambitniejsze projekty.
A teraz wszyscy koordynatorzy powinni sobie zadać jedno zaj... ważne pytanie: co dla ligi mogę zrobić i zacząć to robić :).
sobota, 10 listopada 2007
Wiele bitew. Jedna wojna.
Już przed Euro skończyliśmy się oszukiwać, że damy rade zebrać się gdzieś i robić makiety nie wpadając w tzw. między czasie na milion głupich pomysłów jak np 3edycjny predator w lesie wycięty z styropianu, czy z tego samego materiału zrobiony szef wszystkich raptorów. Nie oszukujmy się - jak spotyka się kilku dobrych kumpli na "robienie makiet" to rzadko będzie panowała atmosfera ciszy i kontemplacji ale mam wrażenie, że na nas kleje szczególnie mocno działały. Od jakiegoś czasu więc kupujemy makiety dzięki czemu unikamy radosnej twórczości na haju ;). Stoły powinny więc być estetyczne i pewnie też grywalne. Przynajmniej taki jest plan.
Turniej odbędzie się w tej samej szkole co zawsze. Jak zwykle przeżyjemy zmianę czasu w nocy z soboty na niedziele i jak zwykle nie przeszkodzi nam to w imprezowaniu. Czyli będzie jak co roku - jeszcze lepiej niż w zeszłym roku.
Tu natomiast jest blog na którym będzie odnotowywany progress z przygotowań. Póki co nie dzieje sie na nim szczególnie wiele ale mam nadzieję, że wraz ze zbliżaniem się końca marca częstotliwość wpisów będzie rosła. Zwłaszcza, że w przygotowaniu są fajne atrakcje. Ale o tym póki co sza... :)
środa, 7 listopada 2007
Kinematografia spod znaku boltera
Robiliśmy to w trójkę z czego jeden z twórców nigdy nie grał w 40ke natomiast Chrobry jest powszechnie znany, przynajmniej dla tych z większym niż mniejszym stażem turniejowym. Mieliśmy ambitne plany zrobienia całej kilku minutowej animacji ale ponieważ źle się do tego zabraliśmy i też do końca nie wiedzieliśmy na co się porywamy to nic z tego nie wyszło. W sumie ukończenie tego pseudo-trailera odbieram jako osobisty sukces. Tu jeszcze kilka obrazków powstałych w tamtym czasie:
Aktualnie poziom tych prac a zwłaszcza animacji wydaję mi się mocno średni no ale wtedy akurat tyle umieliśmy. Natomiast teraz gdy umiejętności mamy większe (nie dotyczy to Chro który poszedł inną ścieżką zawodową) nie mamy czasu na to by je wykorzystać poza pracą. A przygody Damnatusa dodatkowo odbierają ochotę. Przy takich ambitnych projektach poza dużą ilością czasu i zgranym zespołem potrzeba motywacji. Bo skończenie projektu który twa kilka miesięcy a robiąc to po godzinach może to przejść wręcz w lata wymaga wiele zaangażowania i wiary by dobrnąć do mety. Niestety nie wydaje mi się by problemy Niemców z publikacją swojego dzieła zachęciły kogokolwiek do poświęcania swojego czasu na realizację jakiś rozbudowanych projektów. A szkoda bo na normalny film komercyjny póki co się nie zanosi. Bardzo mi żal twórców Damnatusa bo włożyli naprawdę bardzo dużo pracy w swoje działo i nie mieć możliwości pokazania tego światu jest, przynajmniej dla mnie osobiście, najzwyczajniej w świecie straszne. Co ciekawe nawet na portalu BBC piszą o sprawie (warto zajrzeć dla szczegółów produkcji). Nie mam przekonania czy dział PR w GW jest z tego powodu zachwycony no ale tak działa WYSIWYG. Mam nadzieję, że jutro nie dostanę maila od jakiś prawników z prośbą o zdjęcie tej Hulkowej animacji...
Cóż póki co pozostają nam intra do gierek ;).
wtorek, 6 listopada 2007
The Breach i nowy marketing
Od paru dni na forum gildii w najlepsze kwitnie dyskusja odnośnie nowego podręcznika orków. Tego którego data premiery jest owiana burzami Warpowymi :). Podobno sytuacja była z codexem chaosu. Też większość zainteresowanych miała do niego dostęp na długo przed premierą. Jest to dla mnie o tyle zaskakujące, że do tej pory miałem wrażenie, że GW doskonale kontroluje wszystkie "wycieki informacji" umiejętnie podgrzewając atmosferę przed każdą nową premierą. Wydawało mi się to wręcz kolejnym narzędziem marketingowym.
Jednak fakt, że codex orków jest dostępny na necie na wiele tygodni przed premierą jako pdf trudno uznać za jakikolwiek zabieg mający na celu poprawienie jego sprzedaży. Po prostu w GW lub w firmach - podwykonawcach ktoś ma własny pomysł na dystrybucję.
Podobnie jak GW Japonia gdzie na oficjalnej stronie wisi Apokalipsa w wersji elektronicznej i czeka na ściągniecie (link dzięki Yedliemu ktory ma wystarczająco fantazji by takie strony zwiedzać ;)). Oczywiście wymagana znajomość japońskiego co dosyć ogranicza grupę potencjalnych odbiorców. I to jest kolejna zagadka dla mnie: czemu tam to jest for free a reszta świata musi płacić za to ciężkie pieniądze (przynajmniej jak na warunki polskie)? Wydaje mi się, że bardziej by się opłacało dawać codexy jako pdfy ich koszt jest i tak dosyć mały w kontekście całej armii a pewnie zebrało sie spore grono pasjonatów i tak by je kupowali choćby ze względu na to, żeby mieć na półce. A przynajmniej ludzie mogli by się zapoznać z armią bez ponoszenia kosztów i narażenia się na Wujków Dobra Rada z podpisu Mariosa.
Masterowego marudzenia ciąg dalszy, czyli głosowanie nogami
Często w takcie różnych dyskusji dotyczących regulaminów turniejowych przewija się, pogląd, że jak organizator zaliczy fakap (to od najbardziej znanego słowa po angielsku ; - nie nie jest to od codex ;)) to gracze mogą mu dać do zrozumienia co o tym myślą "głosując nogami" czyli najzwyczajniej w świecie nie przychodząc na turniej. Jednak nie oszukujmy się organizator musi zrobić coś spektakularnego by gracze w znaczącej liczbie odpuścili sobie jakiś turniej. Brak alternatywy (np. w kwestii lokali) może być skuteczną motywacją by zacisnąć zęby. Bo gdzieś grać trzeba. Już częściej to głosowanie działa w drugą stronę czyli pozytywną - gracze doceniają zacne pomysły (Toruń turniej z zamianą armii) lub starających się orgów (Halo Stars 2007). Co w sumie chyba dobrze znaczy o naszej scenie turniejowej.
Tym bardziej głupio mi krytykować turniej i to jeszcze przed rozpoczęciem ale organizacja Strategiconu 2007 pozostawia na tyle dużo do życzenia, że czuję, że wypowiadając swoje opinie nie przegnę pały. Jeszcze tytułem przypomnienia - Strategicon 2006 był tak naprawdę 2007 bo został przeniesiony w czasie ze względu na przedłużający się remont szkoły gdzie miał się odbyć. Oczywiście wpływ orgów na to jest zbliżony do tego jaką technologią będą nawadniane pola pszenicy na Marsie. Jednak zmiany terminu turnieju klasy master potrafi skomplikować kalendarz ligowy, ale było, minęło udało się zagrać. Jednak moje wspomnienia względem tej gry za sprawą stołów są traumatyczne. W pamięć mi się wryła zwłaszcza ostatnia bitwa z Areckim na stole gdzie on miał w strefie wielkie Area size 3 cover 4+; ja natomiast kiosk ruchu do schowania 9 spiderów przed 9 oblitami i resztą strzelania IW. Nawet nie będę pisał kto zaczął bo to był tylko kolejny element spirali nieszczęść ;), ograniczę sie do stwierdzenia, że mój deployment opuściły 2 (slownie dwa) spidery. Jedna z najgorszych bitew w moim życiu która była taka za sprawą osoby która tak a nie inaczej przygotowała stoły. I fakt, że Arecki był sympatyczny jak zawsze (czyli bardzo), pomimo moich podłych pomysłów, nie jest w stanie zatrzeć wrażenia. A na deser dochodzi wspomnienie imprezy gdzie bawił się Poznań plus Zły. Oczywiście nie ma obowiązku imprezowego ale nie oszukujmy się aspekt towarzyski jest dosyć istotny w wycieczkach Masterowych.
Od tego turnieju jednak minęło trochę czasu i właściwie moje podejście do kolejnej edycji Strategiconu nie było w żaden sposób zainfekowane przez wspomnienia. Ale już na etapie przygotowań orgowie znowu wprawili mnie w zaskoczenie. Niemiłe niestety.
Powstał jakiś regulamin. I w nim znalazł się zapis o dopuszczeniu wszystkich speciali. I oczywiście rozpętała się kolejna krucjata przeciw special'ą i Damian (naczelny org i legenda wrocławskiej 40ki) się ugiął (niestety) i zrobił na gildii ankietę by gracze zabrali głos. Kto chce może tu sprawdzić wyniki i ich interpretacje.
Dla tych co nie lubią klikać na darmo krótkie summary: to co większość ludzi odczytuje jak przegraną speciali (w poll'u) Damiana nie przekonało do zmiany w regulaminie. W efekcie regulamin został doprecyzowany 6 dni przed turniejem. Zasady ligi mówią, że regulamin Mastera musi być zgłoszony z 14 dniowym wyprzedzeniem. I najgorsze jest to, że żaden koordynator (w tym ja) nawet nie zareagował na to, że organizatorzy "święta 40ki" nie przestrzegają zasad ligi. I to jest efekt wprowadzenia demokracji - wszyscy są odpowiedzialni czyli nikt. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom może się nie spodobać to co napiszę ale stara metoda zarządzania ligą z trójką sterników była o niebo lepsza. Przynajmniej było wiadomo kto jest odpowiedzialny za ew. fakapy. No ale koniec z tą dygresją bo to temat na osobną, niekrótką, notkę.
Za chwilę wygłoszę kolejny niepopularny pogląd (chyba :) ). Strasznie irytuje mnie pisanie/mówienie formacie 2100 jako o męskich punktach. Szczerze mówiąc kojarzy mi się to bardziej z dziecięcymi punktami. Przypomina mi to bowiem wizytę chłopca w sklepie zabawkowym z kartą kredytową ojca. No ale dostrzegam, plusy grania na duże punkty rozumiem je i potrafię docenić. Co nie zmienia faktu, że wolę zabawę limitem i wymuszanie szukania nowych pomysłów na rozpiski. A irytuje mnie używanie określenia "męskie punkty" bo od razu sugeruje które z innych limitów punktowych są jakie :).
Podsumowując. Żaden z mankamentów przeze mnie wymienionych pojedynczo by nawet nie sprawił by rozważać opcje nie jechania na Stategicon. Jednak jak to poskładałem do kupy i dodałem szacunek dla własnego czasu oraz tzw. kuszące alternatywy to w wyniku dostałem głosowanie nogami. Na pewno będę baaaardzo nieswojo czuł się w Poznaniu w ten weekend ale cóż tak musiało być.
Na koniec ostatnia refleksja. Z tego co się orientuje to Damian (którego zresztą bardzo lubię) ciągnie tą imprezę w dużej mierze sam. Niestety wydaje mi się, że to jest główna przyczyna takiego a nie innego stanu rzeczy. Mastera nie da się zrobić prawie samemu. Tu trzeba więcej ludzi choćby po to by listę zgłoszeń miał kto zrobić i żeby rozpiski miał kto sprawdzić. Niestety nie widać chętnych do pomocy. A i Damian ma coraz mniej czasu. Szkoda bo wystarczy zobaczyć numerek przy tego rocznym Strategiconie by nabrać szacunku dla wrocławskiej tradycji. Miejmy nadzieję, że podobnie jak w Warszawie znajdą się ludzi gotowi przyjąć ten challenge :).
piątek, 2 listopada 2007
Dioramy
Tu jest tego więcej.Myślę, że tu nie ma o czym pisać, trzeba po prostu oglądać.
Apokalipsa - post scriptum
Gram już po powrocie do hobby parę dobrych lat i to pykanie jest nieodłącznie powiązane z ligą i turniejami. Wszyscy dobrze znamy schemat który wygląda mniej więcej tak: zbliża się turniej więc szykuje się rozpiskę, a jeśli się nie ma do niej przekonania to trzeba ją wcześniej przetestować. Po czym jest kolejny turniej więc znowu się kleci rozpe która następnie poddaje się eksperymentom i tak dalej. Wiadomo, że są różne limity punktowe, misje, regulaminy ale cała aktywność jeśli chodzi o granie skupia się na turniejach i przygotowaniach do nich. Bo jeśli ktoś nie jest bezrobotnym studentem zaocznym to nie ma zbyt wiele czasu na granie. Przecież czasem/często nie ma się czasu by pójść na turniej (nie mówię o takich na które trzeba jechać) a co dopiero rozpiski testować.
Taki cykl grania skutecznie zasłania nam to co może się uda niektórym na nowo odkryć za pomocą Apokalipsy czyli fun z gry. Nie tylko ze zwycięstwa, wyniku czy ogólnie z sukcesu, tylko fun z po prostu fajnej bitwy. Daleki jestem od krytykowania turniejów, ligi czy gry by wygrać. Nie trafia też do mnie podział na pg i klimaciarzy. Jednak nie oszukujmy się - turniejowo się gra tak a nie inaczej wystawiając takie a nie inne armię. Co jest w pełni zrozumiałe bo niezależnie od tzw. ciśnienia każdy chce swoją bitwę wygrać. Bo w końcu po to się idzie na turniej i to jest normalne. Poza tym parę razy w życiu coś tam wygrałem lub byłem w czołówce i to jest naprawdę fajne uczucie jak się jest na topie. Normalna psychologia sportu.
Kiedy jednak widzę w klubie czy domu bitwę gdzie stają naprzeciw siebie dwie armie na 2k wydanie Teresa Orlovsky i w trakcie rozstawienia ma miejsce następujący dialog:
- Co gramy wogóle?
- Reacona?
- Ok
to mi się w żołądku przewraca. Ile razy można katować te kilka misji??.
Może jednak czasem warto zajrzeć w kodeksie na inne strony niż te z dużą ilością cyferek i wymyślić jakąś misję nawiązującą do fluffu własnej armii? Albo podeprzeć się jakimś "dziełem" z Black Library (zwłaszcza teraz kiedy komiksy są tam za free)? Albo zastosować jakieś ciekawostki z tej stronki np. Creature Feature? Albo najzwyczajniej w świecie przejść w BBB do misji pokroju Ambush czy Meat Grinder. Można też zagrać najpierw Kill Teamy od których będzie zależało coś w głównej misji. Jak widać opcji jest w pyte wiele i tylko od nas zależy czy z nich skorzystamy. Jedyne co jest problemem to chęci bo by zagrać w coś nowego często wystarczy przeczytać kilka zdań. Oczywiście niektórym to może nie być potrzebne do szczęścia bo wolą "turniejową adrenalinkę" czy coś tam ale mam wrażenie, że większość graczy nie kojarzy bogactwa świata 40ki z stołem do gry, żyjąc w słodkiej niewiedzy co ich omija ;).
I chociaż w Imperium niewiedza i ignorancja są w cenie to chyba są lepsze drogi na okazania znajomości fluffu. Nie trzeba sobą tego personifikować.
A poza tym wydaje mi się, że najzwyczajniej w świecie warto spróbować czegoś nowego bo nawet jeśli nie przypasuje to po powrocie stare będzie lepiej smakowało. A może się okazać, że niektóre składniki z nowych dań świetnie pasują do starej kuchni. Nawet jeśli okażą sie jedynie niewinną przyprawą...
czwartek, 1 listopada 2007
Zgodnie z obietnicą...
Już jakiś czas temu stałem się szczęśliwym (chyba) posiadaczem wielkiej księgi w sztywnej oprawie z napisem Apokalipsa na okładce. Korzystając z urlopu udało mi się ją przeczytać, co na początku patrząc na ilość stron wydawało mi się niełatwym zadaniem. Jednak duża ilość różnej maści obrazków sprawia, że książkę się czyta dobrze i co najważniejsze szybko. Oczywiście ktoś może zarzucić, że nie po to się płaci tyle pieniędzy za książkę (koło równowartości 30 funtów) by oglądać zdjęcia stołów i piktogramy jednostek, jednak tekstu jest wystarczająco by nie mieć poczucia, że kupiło się komiks. A oprawa graficzna tworzy fajny klimat - jednak to nie jest szczególną niespodzianką bo do tego GW nas przyzwyczaiło. Na 200 stronach które składają się na całość znalazło się trochę miejsca dla 3 battle reportów. Na szczęście mają one formę mocno skróconą w porównaniu do tego co zazwyczaj mamy w White Dwarfach dzięki czemu są ciekawsze.
Zmiany wprowadzone do rozgrywki w celu przystosowania jej do formatu wielkich punktów nie są aż tak duże jak miały być wg. plotek. Generalnie w książce mamy opisaną jedną misję która oczywiście nazywa się: "The Apocalypse Mission". I już etap ustalenia stref wystawienia sporo mówi o tym jak jest ta gra. Mianowicie tzw. deploymenty wyznacza rzut scaterem który tylko w skrajnym przypadku pozwala na równie duże obszarowo strefy. W absolutnej większości przypadków jedna strona będzie miała zauważalnie mniej miejsca na wystawienie niż oponenci. I taka jest cała Apokalipsa czyli niekoniecznie zbalansowana ale na pewno for fun.
Udało nam się w Pozku rozegrać jedną testową bitwę z limitem 6k punktów na stronę na dwóch połączonych stołach i w jej trakcie zachwycił mnie system wystawiania wymyślony na potrzeby Apokalipsy. W zarysie wygląda to tak: obie strony zapisują czas który potrzebują na wystawienie. Ci którzy ustalili mniej wystawiają się pierwsi (w całości) następnie ci którzy potrzebowali (przynajmniej na papierze) więcej czasu wystawiają swoje jednostki. To czego się nie zdąży wystawić trafia do rezerw. Grę zaczyna strona która obstawiła mniej czasu. Natomiast rezerwy w Apokalipsie wydają mi się kluczowe. Wnoszą sporo możliwości reagowania na sytuację na stole zwłaszcza, że są pozbawione losowości. No i dzięki nim można uniknąć sytuacji kiedy połowa armii odparowuje w pierwszej turze zanim zdąży się zorientować, że bitwa się zaczęła.
Rozpiski tworzone na potrzeby gry na duże punkty nie są ograniczane żadnym FOC’em co może kusić do wystawiania różnych perwersji więc warto pamiętać, że nie tylko my mamy mieć fun z gry. I 30 pojedynczych oblitów na pewno jest klimatycznych ale nie koniecznie druga strona będzie zachwycona takim postrzeganiem fluffu. Z drugiej strony Apokalipsa to wymarzone miejsce dla superciężkich zabawek. Przy tej ilości modeli na stole aż się prosi by kogoś potraktować 10” plackiem i pomimo że te bronie mają naprawdę duży potencjał destrukcyjny to na swój sposób są zbalansowane w bitwach na ciężkie tysiące punktów. Jedyny problem to koszt tych zabawek (w sensie finansów) ponieważ o ile Baneblade by GW ma jeszcze akceptowalną cenę (nawet jeśli większość czasu będzie zdobił półkę), to reszta zabawek jest z forga i ich ceny nie są szczególnie zachęcające. Choć na pewno nie da się tym modelom odmówić uroku i wdzięku a dodatkow teraz łatwiej będzie je użyć na stole.
Kolejną ciekawostką powstałą na potrzeby Apokalipsy są różne sławne formacje które zazwyczaj bazują na kilku egzemplarzach tej samej jednostki. Mamy np. 3 falcony które mogą wejść w tryb flyera i strzelać z pulsów korzystając z zasady lancy lub 3+ pralki które mogą lutnąć naprawdę z przytupem niszcząc elementy terenu. W podręczniku obiecują, że nowe formacje będą się pojawiły na stronie Apokalipsy i rzeczywiści od dłuższego czasu już kilka tam wisi i czeka na ściągnięcie. Jednak kilkanaście dni temu pojawiły się nowe i praktycznie od razu zniknęły. Możliwe, że jakieś zasady były nie do końca fajne i zbalansowane; aczkolwiek do tej pory GW szczególnie takimi pierdołami się nie przejmowało więc nie mam przekonania, że to o to chodzi. Zwłaszcza, że mówimy o rozszerzeniu które z założenia ma być bardziej funowo-piwne niż krucjatą w poszukiwaniu równych szans. Możliwe, że jednak GW będzie chciało wyciągnąć od nas jeszcze trochę grosza publikując nowe formacje w dodatku do dodatku. Niezawdony FW już to wymyślił i zapowiedzia, że swoje dzieła zebrane plus parę nowości opublikuje w książce pod jakże zaskakującym tytułem: „Imperial Armour Apocalypse”. Podsumowując - wydaje mi się, że jeśli nie ma się dostępu do zbyt wielu ciężkich zabawek to formacje nadają fajny klimat rozgrywce dzięki czemu można poczuć się jak prawdziwy głównodowodzący.
Autorzy wymyślili, że liczenie VP na koniec bitwy po kilku godzinach przy stole i przy naprawdę sporych liczbach może być męczące więc o wyniku bitwy decyduje ile kto kontroluje znaczników. Proste i skuteczne. A co najważniejsze pozawala zaoszczędzić sporo czasu sądząc po tym, że niektórzy potrafią na 2k liczyć się pół godziny.
Jak widać największe oszczędności czasowe zostały poczynione na etapie wystawienia oraz zakończenia bitwy. Natomiast sama rozgrywka nie jest w jakiś szczególny sposób przyspieszona. Na pewno stosowanie super-heavy ma pozytywne przełożenie na czas gry ponieważ jedna figurka załatwia 500 albo więcej punktów. Jednak trzeba się liczyć z tym, że bitwa trochę będzie trwała. Tu pojawia się kolejne nowe rozwiązanie bitwa nie ma limitu tur tylko czasu rzeczywistego na rozgrywkę. Oczywiście autorzy sugerują ile może potrwać partia na różne limity punktowe (podobnie sugerują wielkość stołu w zależności od wielkości armii) więc nie trzeba zgadywać. Nasza testowa gra trwała niecałe 5 godzin. Co prawda był rozgrywana w naprawdę szybkim tempie ale wynikało to z małej ilości sprawdzania zasięgów czy LOSów. Wydaję mi się, że granie w Apokalipsę wymaga innego nastawienia bo o ile w „normalną” 40ke można zagrać w 2h o tyle tu trzeba podejść jak do sesji RPG. Czyli trochę to potrwa np. pół nocy i trzeba czerpać garściami z klimatu rozgrywki. Zwłaszcza jeśli ktoś się pokusi o jakiś fajny scenariusz do czego zresztą autorzy zachęcają.
Podsumowując: jeśli ma się armię na większe punkty niż te turniejowe 2k i chęć wyjścia poza oklepany schemat cleansów i reconów – warto. No chyba, że kogoś odrzuca perspektywa wielu godzin przy stole - to wtedy może warto sobie Kill Teamy odświeżyć. Wydaje mi się, że to jednak kwestia podejścia. Co prawda książka tania nie jest ale jest wydana zacnie i co najważniejsze zachęca do zagrania a jej koszt można spokojnie rozłożyć na kilka osób. Natomiast trzeba pamiętać, że granie na 10k punktów w piątek wieczorem po całym tygodniu pracy może nie być do końca trafionym pomysłem ale ja się zacznie w sobotę po południu to jak najbardziej. Zresztą piątkowe wieczory służą do czego innego :D