Moje odczucia względem testowanych w sobotę lostów są jeszcze w trakcie ubierania w słowa ale już teraz wątpię bym w sensie merytorycznym jakoś znacząco rozwinął opinię Vladda bo moje wrażenia są bardzo podobne. Jednak, żeby coś się na tym blogu działo stwierdziłem, że w tak zwanym międzyczasie wrzucę dwa linki na które się ostatnio natknąłem.
Link 1
Dobrze znany starej gwardii, oraz mniej, ale również młodym wilkom Jachu na Allegro założył taką aukcję - jeszcze kilka dni zostało jakby się ktoś chciał dołączyć do zabawy. Idea szczytna, kliknąć warto no i przedmiot licytacji co najmniej intrygujący jeśli chodzi o potencjał twórczy. Może w ogóle będzie to zalążek jakiejś szerszej tradycji zwłaszcza, że zarówno duch jak i zainteresowanie w narodzie jest. Oby.
Link 2
Klikając po różnych blogach 40kowych odnoszę wrażenie, że większość z nich jest poświęcona sklejaniu figurek i ich malowaniu. Co z mojej perspektywy super pasjonujące nie jest, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych element modelarski tej zabawy może być najważniejszy. Trafiając jednak na kolejną stronkę z zdjęciami oddziałów nad innymi zdjęciami oddziałów do jednej armii które często no... 4 liter nie urywają to można poczuć znużenie. Są jednak blogi które przywracają wiarę w sens klikania. Trochę figur, trochę artów trochę innych rzeczy - bardzo polecam. A przed herezyjnysztandarowiecThousandSonsów śliczny. Jedyne co niepokoi to spadająca częstotliwość wpisów w ostatnim czasie mam jednak nadzieję, że to stan chwilowy.
No ale przynajmniej autor nie idzie na łatwiznę pisząc notki z linkami do innych stron jak co niektórzy ;).
W ostatnim poście co prawda już wspominałem o tym ale się powtórzę - na najbliższego poznańskiego lokala wybieram się z lostami i zamierzam skorzystać w nich z demonicznych aliantów. A nie da się ukryć, że ta opcja wzbudza nie mało zastrzeżeń, głównie poprzez możliwość szarży zaraz po przyzwaniu co zdaniem niektórych naprawdę doświadczonych graczy jest zbyt mocną opcją. Przynajmniej tak piszą na forum gildii. Szczerze mówiąc nie zamierzam tu uprawiać jakiejś szczególnej polemiki i cieszę się, że Zły dopuścił tą armię na Syrenkę nie ingerując w nią i nie poprawiając jej na siłę. Bo IMO choć demony z fleetem, 12" szarży i wiadrem ataków z rendingiem nie są słabą opcją to jednak nie jest to wygięcie które by szczególnie odstawało od herlaków czy młotkowych. Że już nie wspomnę co się dzieje z tymi demonami w pobliżu mistyków. Zresztą wszyscy po syrence będziemy mądrzejsi i wtedy będzie można powrócić do tematu. O ile ktoś z wyrzutkami spod ośmioramiennej gwiazdy się pojawi na tym turnieju na co jak Arcyheretyk tego projektu, nieujrywam, że bardzo liczę. A póki co by zachęcić do ściągnięcia kodeksu jeśli ktoś go jeszcze nie ma i zainspirować tych którzy już go mają, wrzucam swoją rozpiskę na 1400 punktów którą będę próbować rezać, palić i mordować w tą sobotę:
HQ
Champion #1: MoK fist
65
Champion #2
30
Champion #3: Combi melta
40
Generic Greater
100
Troopsy:
Mutki (15) MoK mały szef fist dwie ikony
165
Lettery (8)
128
Lettery (7)
112
Traitorzy (10) + Laska + Ikona + flamer
90
Traitorzy (10) + Laska + Agitator
90
Elity:
Flamery
105
Fasty:
Traitors (5) + melta + Ikona + Rhino
80
Heavy:
Defiler (CC)
150
Griffon
75
Leman (Exe cos tam) + sponsony
170
Total:
1400
Trochę błota i trawy znaczy się łatwych KP, trochę dosyć umownego ale zawsze strzelania no i całkiem, całkiem combat. Przynajmniej tak mi się wydaje. A jak będzie w rzeczywistości to zobaczymy za dwa dni. Zamierzam z pomocą twittera na bierząco dzielić się swoimi odczuciami, więc jakby komuś pogoda popsuła plany na weekend (bo na pewno popsuje) może raz po raz tu zajrzeć...
Jak pewnie część z Was drodzy czytelnicy, obserwatorzy i subskrybenci rss'ów zauważyła, na blogu, z prawej strony, przybył nowy ficzer - Ćwierkanie z 24 cala. Postanowiłem się poddać już nie takiej nowej ale jeszcze aktualnej modzie, być jazzy, edgy i fogóle i założyć sobie konto na twitterze. W końcu tzw. mikroblogi są aktualnym hitem internetu ,przepraszam Web'u 2.0 i to hitem tego kalibru, że piszą o nim już wszyscy. Dzięki nim można się dzielić stanem ducha i umysłu z wszystkimi zainteresowanymi naszą osobą byle ten stan się mieścił w 140 znakach. Ja jednak nie zamierzam się za sprawą tej usługi obnażać emocjonalnie a jedynie wykorzystać ją do różnego relacji live. Co prawda blogger pozwala na tworzenie notek via mail a wysłanie takiego z komórki nie jest aktualnie jakimś szczególnym wyczynem jednak nie jest to tak proste jak sms. Poza tym dzięki temu rozdzieleniu serwisów uniknę bałaganu w notkach pisanych z doskoku a takimi ciut bardziej przemyślanymi a przynajmniej robiącymi takimi wrażenie. Najbliższy poważny test przewiduje w sobotę z poznańskiego lokala gdzie będę się bawił w Arcyheretyka czyli zabieram lostów. Mam nadzieje, że do tego czasu zdążę odkryć tajemną wiedzę pozwalającą umieszczać piktogramy w tych mikro-wpisach dzięki czemu ich pojemność wzrośnie do 1000 słów i 140 znaków. Oczywiście jeśli wpadnie mi do głowy coś 40kowego czemu będzie po drodze z taką kompaktową formą to szlabanów takim wpisom nie będę stawiał. Nie ukrywam, że liczę że ten dodatkowy kanał pisania sprawi, że ten blog nabierze trochę więcej dynamiki której ostatnio mu brakuje. No ale jaki autor taka stronka.... ;)
Jak powszechnie wiadomo nowa gwardia dwoma rodzajami modeli stoi. Pierwszy z nich to Cadianie którzy niczym Gondorczycy przywykli do życia pod bokiem arcy-wroga. A oprócz tego są stylizowania na normalne wojsko noszą hełmy, kompletne mundury - nawet praktyczne i całą resztę tego stafu niezbędnego na polu bitwy. Natomiast drugim rodzajem wojaków są Catachanie i ci dla odmiany hełmy zastąpili opaskami, najlepiej w kolorze czerwonym (na przypadek wycieczki na Marsa), a góre munduru zastąpili samymi szelkami bądź podkoszulkami. Słowem wyglądają jak Rambo bo i w końcu w dżungli głównie walczą. Nie da się ukryć, że w ich przypadku GW jakoś szczególnie swoich inspiracji nie ukrywało. Zresztą chyba nigdy nie ukrywa. Wraz z nowym kodeksem Gwardii oprócz samej książki dostaliśmy również świeżutkie modele a wśród nich fruwajkę z opcją transportu więc jeśli ktoś chciałby sobie zrobić kawalerię powietrzną stylizowaną na amerykanów w Wietnamie ma teraz taką możliwość. Aspekty takie jak grywalność takiej armii czy wymiary podniebnych wierzchowców w tej notce przemilczę. Jednak dla mnie czymś co równie mocno jak helikoptery czy napalm kojarzy się z walkami w dżunglii są... kanonierki czy też monitory rzeczne.
I przyznam się, że parę razy zastanawiałem się jakby coś takiego wyglądało przełożone na realia 40 millenium, ale na samej fazie koncepcyjnej przynajmniej w moim przypadku się kończyło. Znalazł się jednak ktoś kto poszedł krok czy dwa dalej i zrobił to a swoje dzieła umieścił na tej stronie. W dziale projects są różne ciekawostki a wśród nich warship. Nie da się ukryć że model mógłby być lepszy ale i tak prezentuje się całkiem, całkiem ciekawie i choć Catachan na pokładzie nie ma i tak by pasował do walk w dżungli. Lub można do niego dołożyć orkową łódź podwodną z Apokalipsy i zrobić bitwę o Atlantyk. No prawie - ale tak czy siak popływać się da. Zawsze mi się podobała "pojemność" 40ki na różne takie zajawki którą szczególnie właśnie widać w gwardii imperialnej. Bo tam każdy regiment to praktycznie zabawa formułą na temat innej armii z rzeczywistej historii i pomimo że jest ich sporo to jeszcze wiele można dołożyć do istniejących czy stworzyć nowych. A jeśli to jest zgrabnie opakowane to i dobrze się wpasuje w resztę świata i gry.
Mogłoby się wydawać, przynajmniej patrząc na końcówkę cyferek, że rok 2009 jest idealny by być spod znaku Tzeentcha. Jednak spogladając na kolejne produkty oferowane nam przez Forgeworld można wywnioskować, że chłopaki mają tak na 3cie oko rok poślizgu i póki co koncentrują się na zabawkach dla fanów Boga Krwi - Khorna. I choć nie da się ukryć, że są one naprawdę zacne wizualnie i kuszące to jednak chciałoby się zobaczyć i najlepiej od razu zamówić coś z olbrzymim dziobem, wielkimi piórami w jeszcze większych skrzydłach lub coś co wygląda jakby uciekło z akwarium na Helu i nie zamierzało tam wrócić. Zwłaszcza, że kultyści Pana Zmian jakoś nigdy nie byli rozpieszczani ani przez GW ani przez FW. I o dziwo odsiecz dla nich (nas) przychodzi z trzeciej strony - od Black Library które w przyszłym roku zamierza nam w ramach znanego i lubianego cyklu - Herezja Horusa - zaproponować od razu dwu-pak. Tu znajdziecie więcej informacji oraz okładki - warto kliknąć. Szczerze mówiąc już czytając Battle for the Abbyss gdzie pojawiają się Thousand Sonsi (no dobra Son - sztuk jeden) na więcej niż półtora akapitu robiło się fajnie pomimo, że książka wyraźnie zaniża poziom całej serii. Zatem nie mogę się już doczekać tych książek zwłaszcza, że są pisane przez zdecydowanie najlepszych autorów piszących w ramach tego cyklu. A do tego pojawiają się ploteczki że w kolejnym Imperial Armour opisującym działania na Vraks ma się pojawić demon kosztujący 999 punktów i nie wiele mniej złotówek zwany Szefem Wszystkich Zmian. Jednak wg. tych samych pogłosek ten przełomowy moment ma się pokryć z przełomem roku więc znowu się uśmiechamy do cyferek 2-0-1-0. W oczekiwaniu na ten cały dobrobyt który ma na nas spłynąć już niedługo możemy się zająć tak zwaną twórczością własną. I np. zmajstrować własną interpretację tematu Doomwing'a:
W podstawce do czwartej edycji oprócz zasad uśmiercających Rhino Rush oraz rozpoczynających erę pestek, pomiędzy różnymi zajawkowymi scenariuszami korzystającymi z wielu tajnych zasad w rodzaju hidden set-up znalazły się tzw Kill Teamy. A przypomniały mi się one za sprawą artykułu w jakimś prehistorycznym White Dwarfie znajdującym się na wyprzedaży w poznańskim Bardzie a w którym opisano różnego rodzaju roboty czy też inne konstrukty których zasady dopasowano do tej właśnie wariacji na temat 40ki. A wariant ten swego czasu był całkiem, całkiem wspierany przez Games Workshop - pojawiły się do niego nawet na oficjalnej stronie zasady adaptujące legendarnego Space Hulk'a do tej odmiany 40ki czy różne ciekawostki pokroju tej na którą natrafiłem w kartonie pełnym starych Białych Krasnali. Zresztą z tego co pamietam same Kill Teamy również wywodzą się z WD jeszcze z końcówki 3 edycji - potem dopiero trafiły do podstawki 40ki. W całej tej zabawie chodziło o zaadaptowanie w realia 40 millenium oraz stołu bitewniakowego akcji rodem z Parszywej Dwunastki czy innych widowiskowych filmów wojennych gdzie mały oddział wybitnych specjalistów w mordowaniu, demolowaniu i wysadzaniu dokonuje efektownego wjazdu na baze bezbronnych, nieporadnych i nie jarzących wrogów. Cały problem, że przenosząc to widowisko na stół zaszła potrzeba by ktoś przejął dowodzenia tą drugą frakcją. Rozwiązano to przez zamianę ról w ramach jednej rozgrywki czyli najpierw jeden gracz się bawi w najlepsze a potem drugi a ten pierwszy próbuje mu z wszystkich sił zabrać zepsuć zabawki. Tylko raz miałem okazję spróbować tej zabawy i szczerze mówiąc nie wiele z tego pamiętam wnioskuje więc, że ta wariacja na temat 4 liter mi nie urwała. Co prawda przez jakiś czas chciałem powrócić do tematu i chodziło mi po głowie parę koncepcji by wykorzystać szerzej te zasady ale w końcu na pomysłach się skończyło. A szkoda bo nawet jeśli bitwa jest na małą by nie powiedzieć mikroskopijną skalę a tak to wygląda przynajmniej przez pryzmat Apokalipsy to i tak trudno ocenić zabawę po jednym zagraniu. Choćz drugiej strony wspomniana Apo już po pierwszym podejściu zdradziła sporo z swojego wielkiego potencjału. Może rzeczywiście duży może więcej. A na pewno sprzedać - przynajmniej tak pewnie uznało GW i Apokalipsie nie pozwolą tak szybko nas opuścić i będą ją jeszcze przez dłuższy czas wspierać co mnie osobiście cieszy. A Kill Teamy pewnie jeszcze wrócą pod tą czy inną postacią - GW lubi raz po raz odgrzewać swoje dania zmieniając niektóre przystawki. A nawet jeśli Zabójcza Drużyna z Nottingham tego nie zrobi to pewnie znajdą się jacyś fani Złota dla Zuchwałych grający w 40kę którzy ich wyręczą i wskrzeszą tą zabawę.
A notkę postanowiłem napisać gdy trafiłem w telewizji na Parszywą Dwunastkę 4. Nie wiedziałem, że aż tyle tego nakręcono.
Zawsze w naszym czyli 40kowym środowisku panowało poczucie, że kultura gry jak i ta osobista oraz poziom prezentowany przez zawodników na wszelakich turniejach góruję nad tym co można zobaczyć na imprezach batlowych. Bo przecież to zawsze u kwadratowych ziomków działy się hard-cory jak wałki, ekscesy alkoholowe, dopisywanie ludzi do wyników i inne historie godne kroniki kryminalnej. A u nas? U nas luz blues i malina - po prostu mucha nie siada. Jednak jakoś tak się regularnie składa, że zawsze dosyć szybko doganialiśmy batlowców i może jeszcze dopisywania ludzi nie przerabialiśmy albo po prostu takowe nie wypłynęło. Ale za sprawą tej dyskusji udało nam się przebić miłośników demonów i wampirów. W skrócie chodzi o banowanie ludzi na turniejach. Rozumiem, że skoro problem już się pojawił to koordynatorzy powinni coś zrobić i zająć jakieś stanowisko oraz ewentualnie zaktualizować regulamin ligii. Zwłaszcza, że choć pewnie to nie jest czubek góry lodowej ale sytuacja z niechęcią organizatora by konkretne osoby brały udział w jego imprezie może się powtórzyć w przyszłości. Warto wtedy mieć gotowe rozwiązanie problemu by uniknąć powtórnej dysputy. Choć na pewno każdorazowo takie sprawy będą budziły kontrowersje bo to będą dosyć indywidualne przypadki. Jak choćby ten od którego zaczęła się ta dyskusja. Najgorsze w nim jest to, że dorośli ludzie z jednego miasta mający wspólne hobby totalnie nie potrafią się dogadać. Ja rozumiem, że nie wszyscy muszą się lubić tylko dlatego, że grają w tą samą grę, jednak jest różnica pomiędzy nielubieniem się a urządzaniem szopki na ogólnopolskim forum. Bo niestety trudno to inaczej określić. Mam jedynie nadzieję, że reszta koordynatorów będzie potrafiła pomimo tej całej otoczki znaleźć rozwiązanie które będzię się sprawdzało w przyszłości gdyby się okazało, że takie animozje miałby się jeszcze objawiać. Wolałbym jednak by ludzie grający w 40kę potrafili się na tyle dogadywać by więcej nie doszło do takiej sytuacji i takiej dyskusji. Choćby dlatego, że batlowcy będą się z nas śmiać ;).
... Syrenka Zagłady 2009. Pierwszy krok już mamy za sobą a niejako przy okazji i kilka następnych - Zły wrzucił na fora (na GV nawet jak zwykle "się dzieje") zarys regulaminu a pod nim widać całkiem spore zainteresowanie tematem. Jednak nie powinno być to zaskoczeniem bo formuła zabawy jest w skali kraju unikatowa a i ciężkich zabawek na półkach graczy przybywa. Również GW do tego się wydatnie przyczynia wprowadzając kolejne ciekawostki dostępne do tej pory jedynie za sprawą forga do własnej oferty. Można powiedzieć, że plastikowe Stompy czy wariacje na temat Banebladów przyniosły Super Heavy pod strzechy :) Choć mi osobiście klasa turnieju na którym gram jest dokładnie obojętna a o tym czy się skuszę by się ruszyć poza Poznań w sporej mierze decyduje regulamin to jednak wydaje mi się, że dobrze chłopaki z w-w-a zrobili nie ubiegając się o Mastera dla Syrenki. Bo nie oszukujmy się, pomysł wystawiania tytanów na nawet 2300 punktów, to koło balansu nie stał i jestem przekonany, że w którymś momencie by się zrobił flame, że np. ktoś by jechał na ETC 2010 tylko dlatego bo udało mu się wymyślić bardziej chore kombo bazujące na Super Heavy. Choć może chelki będą decydować o końcowej kolejności i jeszcze nas ta zabawa nie ominie ;). Regulamin po pobieżnym przejrzeniu mi osobiście się podoba mam jedynie nadzieję, że z misjami orgowie też coś fajnego wymyślą bo jak już i tak wspomniany balans został wysłany na spacer to i misje nie koniecznie muszą być stricte podręcznikowe. Choć na pewno będzie obawa przed zbytnim udziwnieniami bo dla graczy nie mających zbyt często styczności z apokaliptycznymi zabawkami ogarnięcie na bieżąco wszystkich zasad SH może być wyzwaniem. Ale nie oszukujmy się to jest turniej raczej dla doświadczonych graczy i wymagający czasu na przygotowanie armii więc to chwila dłużej spędzona nad misjami nikogo nie zbawi. Zwłaszcza jeśli ingerencja będzie niewielka i będzie np. inspirowana assetami czy zasadami formacji czy też w jakiś inny sposób nawiązywała do Apokalipsy. Zastosowanie takiej licytacji czasu na wystawienie od razu by sprawiło, że średnia długość bitwy spadłaby o 15-30 minut. Szczerze mówiąc ja już się nie mogę doczekać tego turnieju i mam nadzieję, że żadne czynniki zewnętrzne nie zatrzymają mnie w drodze do stolicy. A póki co idę dopieszczać domek czarnoksiężnika czyli Srebne Wieże Tzeentcha i nawet obcięta siła D mnie zatrzyma przed jej wystawieniem. O ile będzie dopuszczona :)
Wczoraj czyli w sobotę mieliśmy w Poznaniu turniej 40ki bazujący na formacie który najprawdopodobniej będzie przebojem naszej sceny turniejowej przez najbliższe dwa miesiące czyli opierający się o regulamin ETC. I choć delikatnie rzecz ujmując nie udało się nam osiągnąć jakiejś kosmicznej frekwencji to nie przeszkodziło to osobom które dotarły dobrze się bawić - w końcu wystarczyło graczy by mieć różnych przeciwników w wszystkich 3 bitwach. Osobiście zdecydowałem się wziąć znowu armię na motorach ale tym razem złożoną na kodeksie marinsów ponieważ od DMP cały czas mam przesyt Ravenwingu. Jeszcze "po drodze" rozważałem różne opcje Eldarów i zwłaszcza kusiła mnie taka Iyanden-style ale suma summarum zdecydowałem się pozostać wierny cyklistom apokalipsy w power armourach. Oczywiście po tych trzech bitwach mam parę refleksji jak np: - Libra w tej armii jest niepotrzebny. Ani gate ani null zone przy mojej koncepcji nie są mocami kluczowymi lub niezbędnymi. Oczywiście fajnie mieć kaptur ale w RW nie mam i jakoś sobie radzę. Kapelan jako dodatek do Command Squad'u na motorach wydaje się o niebo lepszym rozwiązaniem. - Parki speederów z Typhoon Launcherami są naprawdę zacnym wyborem. Strzelają jak devki a nawet o dwa Heavy Bolce lepiej i choć są trochę bardziej miękkie to nadrabiają to mobilnością. No i jeśli umiejętnie korzysta się z zasięgu to wymagają konkretnych cegieł do strącenia. - Troopsy motocyklistów są dla mnie cały czas zagadką. Niby prawie to samo co w RW a jednak znowu prawie robi wiadomo co. Atak bajk jeżdżący z jakąś bandą przybłęd jest pomyłką bo jadąc po preda człowiek oddaje więcej punktów niż był wart cel. Nie ma fearless'a aleakurat to dobrze rekompensuje combat tactics natomiast po tym turnieju jeszcze bardziej doceniłem scout'a. Daje wielkie morze opcji w każdej bitwie i naprawdę trudno go przecenić. Po prostu w wielu momentach brakowało mi pmysłu na te oddziały zwłaszcza na te combat squady bez fista. Oczywiście też punktacja wzbudziła w mnie parę refleksji i tak: - w misjach na znaczniki naprawdę nie trzeba zbyt wielu troopsów. Taktyka pilnowania jednego i contestowania przeciwnika sam się nasuwa a do jej realizacji nie potrzeba zbyt wielu własnych jednostek podstawowych - trzeba o nie jedynie dbać screenować itp itd. - natomiast granie na Kill Pointy gdzie jeden decyduje o 5 dużych punktach to w przypadku wyrównanego skill i potencjału armii to niezły hardkor. I tu dochodzimy do motywu który tak naprawdę jest fundamentem tej notki. Gramy sobie z Areckim 3 finałową bitwę - jej zwycięzca najprawdopodobniej wygrywa turniej. 5 tura - jak się miało okazać - ostatnia, wynik w kill pointach 1:0 dla mnie. Do tej pory zajmowałem się głównie unikaniem korytarzy ogniowych oraz po prostu uciekaniem. Marinsi Areckiego natomiast relokowali się co turę z nadzieją na znalezienie świętego gralla firebasów ale mi kitranie się za skałkami wychodziło zdecydowanie lepiej. Arecki kończy i przyjeżdża w końcu do mnie Crusaderem z 5 młotkowymi i Lysanderem którego unikanie wchodziło w skład moich obowiązków jako broniącego korzystnego (w końcu 1:0) wyniku. Landek strzela, wkładka wysiada. Po opadnięciu kurzu i łusek okazuje się, że duch maszyny i reszta załogi po salwie do moich speederów osiągnęli wielkie nic. No to termosy szarżują na jedną parkę a Lysander aka Niszczę Wszystko Co Ma AV Niezależnie Od Ilości Structure Pointów na drugą. Wszyscy trafiają na 6tkach i termosom udaje się to 3 razy i oczywiście niszczą obie fruwajki. Natomiast Pogromca Wież Khornowych trafia dwa razy no i potem na efekty rzuca kolejne dwie szóstki. Koniec bitwy. Poczułem się jak ten "biedny" Bayern w maju 99 roku:
Nigdy nie przypuszczałem, że znajde pretekst by wrzucić ten filmik na tym blogu ale się udało :). I bardzo proszę bez złośliwości zaczynających się od "A dekadę później..."
W ostatniej fazie, ostatniej tury.... Nawet wynik taki sam :)
Ostatnio potknąłem się o kilka fajnych rysunków w klimatach z 40 millenium i postanowiłem się podzielić tymi odkryciami. Pewnie nie dla wszystkich będą one nowe ale mam nadzieję, że dla kilku z Was drodzy czytelnicy będą to "nówki sztuki nie śmigane".
Zielonooki Krwawy Anioł.
Kolejny Obrońca ludzkości przed całym złem wszechświata.
Dla równowagi Najeźdźcy.
Bardzo epicki duel. A klaw chyba z stompy zajuchcony.
Ale to jeszcze nie wszystko z dziedziny .jpg bowiem na stronie Warhammer World wyklikałem prawdziwy powiew old-schoolu i wręcz retro. Box'y które nierozpakowane potrafią na ebay'u osiągać astronomiczne ceny a które zaczynając swoją zabawę z40ką miałem okazję oglądać. Na kupno takich cudeniek już się niestety nie załapalem: Takie wiekowe figury marinsów mają dla mnie poza wszystkimi plusami wynikającymi z aspektów kolekcjonerskich i emocjonalnych dodatkowy smaczek, że bardzo fajnie się nadają do zrobienia armii z czasów Herezji Horusa. A taka za sprawą dodatku chłopaków z BoLS'a oraz wiadomego cyklu książek cały czas kręci mi się gdzieś z tyłu czaszki:
Według wszelkich znaków na niebie i w warpie następnym kodeksem którym nas GW uraczy a który będzie miał logo Wh40k na okładce będzie nowy naprawdę długo wyczekiwany kodeks wilków. Znaczy się kolejni marinsi. Aczkolwiek ci jak mało którzy zasługują na swój podręcznik choćby z względu na swoją bogatą przeszłość. Zarówno w dziedzienie fluff'u jak i zasad. Niezależnie kiedy kto zaczął grać w 40kę musiał się natknąć na opowieści z złą sławą owianych wilczych termosów z czasów drugiej edycji i spustoszeniu które siali dysponując katarynką i cyklonem. Równocześnie. Nie da się ukryć, że Kosmiczne Wilki zawsze swoją doktryną bojową czy charakterystcznymi jednostkami wyróżniali się z tłumu innych nosicieli 3+ sejwa. A aktualnie dodatkowo wyróżniają się za sprawą najbardziej nie przystającego do zasad 5 edycji podręcznika armii - głównie dzięki sporej liczbie odniesień do podstawowego kodeksu Space Marinsów który od premiery C:SW zdążył się pare razy zmienić. I właśnie te odnośniki sprawiają, że w dobie kodeksów o maksymalnej prostocie w dziedzinie opcji i konfiguracji oddziałów mamy podręcznik w którym złożenie legalnej rozpiski wymaga wiedzy tajemnej pochodzącej z faq'ów, uściślenie i Russ wie czego jeszcze. Słowem czarna magia a ta jak powszechnie wiadomo prawdziwym odkrywcom wilczych ścieżek działa na nerwy jak mało który Dark Angel, więc tym bardziej gracze SW powinni dostać nowy dex. Bo jeszcze gotowi Nottingham z Prospero pomylić. Zresztą po tylu latach czekania nie byłoby to dla nikogo zaskoczeniem ;). A skoro już jesteśmy przy byłym homeworldzie czarowników i zupek w proszku to Afro na gildii zacytował taką plotę:
GDUK 09 can expect to see a MASSIVE pre-heresy game....involving none other than the Space Wolves and Thousand Sons....yes thats right...they will combing the new Wolf Dex release with Planet Strike to re-enact:
The Burning of Prospero!
Szczerze mówiąc mi jako kultyście Tzeentcha takie działania promocyjne nie szczególnie leżą biorąc pod uwagę kto będzie promowany ale jeśli przez przypadek popełnią jakąś ciekawostkę choćby w postaci kolejnej formacji do apokalipsy dla Pana Zmian to będzie warto znieść powtórkę z rozrywki. A póki co biorąc pod uwagę, że podobno kodeks już jest ukończony to plot odnośnie samych zasad jest niewiele a te które są nie dają jakiegoś ogólnego obrazu armii i koncentrują się na detalach. Mam jednak nadzieję, że armia będzie nadal miał ten swój brutalny charakter wyznawców power-fistów a jednocześnie będzie miała kilka grywalnych opcji. A jak jeszcze nie będą się one ocierały o SAFH z kontrą wolfguardów to już w ogóle będzie super. Zresztą jeśli zmusza się graczy by tyle czasu czekali to wypada by nowy kodeks dał im choć trochę frajdy. I liczę, że nikt w gamesie nie doszedł do wniosku, że po tylu latach cokolwiek z nowym artem na okładce będzie hitem. A na razie nie pozostaje nic innego niż czekać, ale w tym Wilki mają duuużą praktykę a biorąc pod uwagę, że z lat przeszliśmy na miesiące to powinno być łatwiej. Albo i nie - w końcu finisze są najtrudniejsze.