Podejrzewam, że nie wszyscy zapoznali się z regulaminem ostatniego turnieju który się odbył w poznańskim Bardzie. Powiem więcej - myślę, że zdecydowana mniejszość go nawet nie zauważyła. Ze mną pomimo, że wybierałem się na ten turniej było podobnie i pewne dodatkowe smaczki odkrywałem dopiero przy liczeniu punktów, co było średnio fortunnym momentem, ale taka jest cena lenistwa. I właśnie o tych naprawdę ciekawych źródłach dodatkowych punktów chciałem napisać. Nasz organizator w osobie Nisza przyznał się bez bicia , że mocno supportował się regulaminami amerykańskich Grand Tournamentów.
Poza normalnymi punktami za cele misji które dawały wynik maksymalnie 19-1 można było zdobyć bonusowe VP za spełnienie dodatkowych celi misji. Ta extra punktacja przedstawiała się w następujący sposób:
Dodatkowe cele:
Pierwszy - 3pkt
Drugi - 2 pkt
Trzeci - 1 pkt
Natomiast same cele w kolejnych misjach wyglądały tak:
I
Pierwszy - Zabicie HQ przeciwnika
Drugi - Brak jednostek przeciwnika we własnej strefie rozstawienia
Trzeci - Najtańsza jednostka w armii jest wciąż na stole
II
Pierwszy - Zniszczyć najdroższą jednostkę przeciwnika
Drugi - Kontrolować więcej ćwiartek od przeciwnika
Trzeci - Własne HQ zostaje przy życiu na końcu bitwy
III
Pierwszy - Zniszczyć więcej jednostek typu Troops przeciwnikowi niż on nam
Drugi - Kontrolować więcej ćwiartek niż przeciwnik
Trzeci - Najdroższa jednostka własna jest wciąż na stole
W moim odczuciu to rozwiązanie sprawdziło się wyśmienicie niwelując trochę monotonię która pomału zaczęła się wkradać do regulaminów turniejowych od czasu zmiany edycji. Myślę, że warto je częściej stosować i po prostu dać mu sznasę. Zresztą te dodatkowe celi misji można mnożyć/losować i pewnie parę innych rzecz z nimi zrobić.
Natomiast jeśli dla kogoś nadal było by mało udziwnień to w poszukiwaniu inspiracji powinien zajrzeć do Projektu 40k Armour Sejw'ów prowadzonego na Glorii Victis przez Yakubu. W jednym z ostatnich wpisów zostało omówione co można zrobić z regulaminem i na co zwrócić uwagę. Polecam.
sobota, 31 stycznia 2009
środa, 28 stycznia 2009
Demoniczna Horda
No i udało mi się w miniony weekend zagrać swoje debiutanckie bitwy demonami. Co prawda na małe punkty i na stołach 48” na 48” ale zawsze na początek to wystarczy by mieć w ogóle jakiekolwiek odczucia z autopsji na temat armii. Zresztą mam wrażenie, że format 2k nie jest już tak popularnym standardem jak choćby w czasach głębokiej 4 edycji, przynajmniej w Poznaniu. Nie przypominam sobie kiedy ostatni raz grałem na takie punkty – na pewno nie przez ostatnie 3 miesiące. Co nie ukrywam, że mnie cieszy ale nie o tym miało być.
Wziąłem na ten turniej dużego demona Tzeentcha, dwa odziały flamerów, soulgrindera oraz dwa oddziały horrorów: mniejszy i większy z changellingiem. A do tego magicznego tałatajstwa dorzuciłem jeszcze „vulgar display of power” pod postacią letterów oraz Bloodcrusherów. I ta kontra w przekroju całego turniej najbardziej mnie zauroczyła. Może dlatego, że wbrew pozorom jest najprostsza w użyciu: spadasz - zamykasz oczy – szarżujesz. Oczywiście sporo upraszczam i po drodze przeciwnik może np. strzelić z rapida co może być salwą ostatecznej zagłady ale na prawdę trudno przeszacować potencjał destrukcyjny stojący za psychopatami spod znaku Khorna. Jest powalający, żadne tam pitu pitu z rendingiem – po prostu czysta moc. Co prawda popularny wśród marinsów (z którymi przyszło mi grać wszystkie 3 bitwy) inv na 3+ trochę człowieka ogranicza ale nie należy go przeceniać.
Przynajmniej na dużym Tzeentchowym jest co najmniej przereklamowany. Dwa razy zginął praktycznie od jednej salwy a pociski stenguardów, zawsze raniące na 2+ sprawiły, że nawet tafem szóstką nie mogłem się polansować. No ale jak się ląduje pierwszemu napotkanemu marinsowi na głowie to trudno oczekiwać czegoś dobrego. No właśnie - wybór miejsca do lądowania. Kluczowy moment w którym człowiekowi towarzyszy poczucie, że i tak to jest bez sensu bo się wyląduje np. 9” w lewo. A dla takich flamerów Tzeentcha z ich najgroźniejszym strzelaniem o zasięgu palnika może to być dramatem zwłaszcza, że w ich przypadku trudno się spodziewać drugiego podejścia do fazy szotingu.
Zresztą z horrorami nie jest wiele lepiej choć one może i będą miały okazję kilka razy strzelić to efekty nie będą rzucały na kolana a zaszarżowane dostaną łomot od każdego łącznie z takimi wytwórcami świec. BS3 i siła 4 pomimo dużej ilości strzałów nie dają większych szans na sukces. A Bolt of Change w ich przypadku już w ogóle jest dla hardkorowych optymistów. No ale są troopsem z inv,em na 4+ i pewnie też na coś bez power armoura lepiej by zadziałały tymi swoimi pseudo pestkami.
Nie da się natomiast ukryć, że soulgrinder jest całkiem, całkiem aktualnie zwłaszcza na coś w najpopularniejszym pancerzu galaktyki - w miarę tani, 13 AV, duży placek z AP3 i 4 ataki – naprawdę działa. Jedynie jego gabaryty sprawiają, że czasem człowiek nie wie gdzie go postawić na tym stole by się zmieścił. A ja wystawiłem tylko jednego.
Kiedyś w Magii i Mieczu – tym piśmie o rpgach od którego wielu zaczynało swoją karierę z „fantastyką aktywną” był scenariusz do Kryształów Czasu pt. Demoniczna Horda. Był skomplikowany jak budowa cepa a nawet chyba mniej - szło się bowiem od lokacji do lokacji i tłukło ze wszystkimi aż się dochodziło do Bossa. Dosyć szybko stwierdzenie „Demoniczna Horda” stało się synonimem prymitywizmu i jedno czy wręcz pół wymiarowej zabawy. Po tym turnieju moje podejrzenia się potwierdziły i stwierdzam, że Demoniczna Horda w wykonaniu GW jest dokładnym przeciwieństwem tej z przed lat - ilość opcji zlożenia tej armii i czerpania z funu z gry nią stawia dla mnie ten kodeks w czołówce Best of Games Workshop.
A że rydwanami się jeździ w 40 millenium? Póki nie mają impactów i nie giną od siły 7 to mi to nie przeszkadza. Choć w sumie te impacty chyba by nikomu nie zaszkodziły…. ;)
Wziąłem na ten turniej dużego demona Tzeentcha, dwa odziały flamerów, soulgrindera oraz dwa oddziały horrorów: mniejszy i większy z changellingiem. A do tego magicznego tałatajstwa dorzuciłem jeszcze „vulgar display of power” pod postacią letterów oraz Bloodcrusherów. I ta kontra w przekroju całego turniej najbardziej mnie zauroczyła. Może dlatego, że wbrew pozorom jest najprostsza w użyciu: spadasz - zamykasz oczy – szarżujesz. Oczywiście sporo upraszczam i po drodze przeciwnik może np. strzelić z rapida co może być salwą ostatecznej zagłady ale na prawdę trudno przeszacować potencjał destrukcyjny stojący za psychopatami spod znaku Khorna. Jest powalający, żadne tam pitu pitu z rendingiem – po prostu czysta moc. Co prawda popularny wśród marinsów (z którymi przyszło mi grać wszystkie 3 bitwy) inv na 3+ trochę człowieka ogranicza ale nie należy go przeceniać.
Przynajmniej na dużym Tzeentchowym jest co najmniej przereklamowany. Dwa razy zginął praktycznie od jednej salwy a pociski stenguardów, zawsze raniące na 2+ sprawiły, że nawet tafem szóstką nie mogłem się polansować. No ale jak się ląduje pierwszemu napotkanemu marinsowi na głowie to trudno oczekiwać czegoś dobrego. No właśnie - wybór miejsca do lądowania. Kluczowy moment w którym człowiekowi towarzyszy poczucie, że i tak to jest bez sensu bo się wyląduje np. 9” w lewo. A dla takich flamerów Tzeentcha z ich najgroźniejszym strzelaniem o zasięgu palnika może to być dramatem zwłaszcza, że w ich przypadku trudno się spodziewać drugiego podejścia do fazy szotingu.
Zresztą z horrorami nie jest wiele lepiej choć one może i będą miały okazję kilka razy strzelić to efekty nie będą rzucały na kolana a zaszarżowane dostaną łomot od każdego łącznie z takimi wytwórcami świec. BS3 i siła 4 pomimo dużej ilości strzałów nie dają większych szans na sukces. A Bolt of Change w ich przypadku już w ogóle jest dla hardkorowych optymistów. No ale są troopsem z inv,em na 4+ i pewnie też na coś bez power armoura lepiej by zadziałały tymi swoimi pseudo pestkami.
Nie da się natomiast ukryć, że soulgrinder jest całkiem, całkiem aktualnie zwłaszcza na coś w najpopularniejszym pancerzu galaktyki - w miarę tani, 13 AV, duży placek z AP3 i 4 ataki – naprawdę działa. Jedynie jego gabaryty sprawiają, że czasem człowiek nie wie gdzie go postawić na tym stole by się zmieścił. A ja wystawiłem tylko jednego.
Kiedyś w Magii i Mieczu – tym piśmie o rpgach od którego wielu zaczynało swoją karierę z „fantastyką aktywną” był scenariusz do Kryształów Czasu pt. Demoniczna Horda. Był skomplikowany jak budowa cepa a nawet chyba mniej - szło się bowiem od lokacji do lokacji i tłukło ze wszystkimi aż się dochodziło do Bossa. Dosyć szybko stwierdzenie „Demoniczna Horda” stało się synonimem prymitywizmu i jedno czy wręcz pół wymiarowej zabawy. Po tym turnieju moje podejrzenia się potwierdziły i stwierdzam, że Demoniczna Horda w wykonaniu GW jest dokładnym przeciwieństwem tej z przed lat - ilość opcji zlożenia tej armii i czerpania z funu z gry nią stawia dla mnie ten kodeks w czołówce Best of Games Workshop.
A że rydwanami się jeździ w 40 millenium? Póki nie mają impactów i nie giną od siły 7 to mi to nie przeszkadza. Choć w sumie te impacty chyba by nikomu nie zaszkodziły…. ;)
Etykiety:
kodeksy
piątek, 23 stycznia 2009
Mroczny Rytuał - The Beginning
Miałem wielką chęć czy wręcz wolę by pojechać do Wrocławia na tamtejszego chelka który odbył się w zeszły weekend. Niestety zła aura na dworze wygrała z moim organizmem i przez jakieś podłe choróbsko z Warpa rodem zostałem uziemiony już od piątku. I tyle było latania Saim Hainem który planowałem wziąć z sobą do stolicy Dolnego Śląska. A miało być tak pięknie i błyszcząco, w końcu w ramach dbania o swój imidż klimaciarza ;) nawet Shining Spearów na pełnym wypasie (no prawie) wepchnąłem w to 1450 punktów na które tam się grało. No ale mówi się trudno i kombinuje się dalej.
Nadchodzi kolejny weekend a w raz z nim kolejna okazja by pograć - tym razem na lokalu w Poznaniu z limitem 1300 punktów. Wymyśliłem sobie, że Eldary są tainted i przynoszą pecha (tak miałem temperaturę formułując tą tezę) więc wezmę demony. W końcu za każdym razem gdy zbliżam się do chaosu Byty które aktualnie określa się jako Lesser Deamon'y nieśmiało przebąkują coś o tym ile krucjat potrzeba by otworzyć człowiekowi klapki na oczach ale dopiero teraz po raz pierwszy dam im szanse. Będą mogły pokazać, że o ile Demony tak to niekoniecznie Lesser. W końcu czy może być lepszy turniej dla armii uzależnionej od rzutów na rezerwy i wchodzącej w całości z Deep Strika niż taki na małe punkty na jeszcze mniejszym stole?
No właśnie :D
Początkowo chciałem iść na całość i zrobić rozpiskę bazującą wyłącznie na Tzeentchu ale po chwili refleksji stwierdziłem, że to już by było zbyt wiele i dołożyłem trochę morderców spod znaku Khorna. Ma to też plusy estetyczne ponieważ nowe Bloodlettery to IMO rewelacyjne figurki. Jedne z tych nielicznych które inspirują do zbierania całych armii na nich bazujących. Nie miałem zatem szczególnych oporów przed dołożeniem ich do rozpiski.
Oczywiście planuje po całej zabawie zdać relację z moich zmagań z kostkami i przeciwnikami na tym blogu a póki co idę złożyć ofiarę bogom chaosu w ramach jakiegoś mrocznego rytuału...
Nadchodzi kolejny weekend a w raz z nim kolejna okazja by pograć - tym razem na lokalu w Poznaniu z limitem 1300 punktów. Wymyśliłem sobie, że Eldary są tainted i przynoszą pecha (tak miałem temperaturę formułując tą tezę) więc wezmę demony. W końcu za każdym razem gdy zbliżam się do chaosu Byty które aktualnie określa się jako Lesser Deamon'y nieśmiało przebąkują coś o tym ile krucjat potrzeba by otworzyć człowiekowi klapki na oczach ale dopiero teraz po raz pierwszy dam im szanse. Będą mogły pokazać, że o ile Demony tak to niekoniecznie Lesser. W końcu czy może być lepszy turniej dla armii uzależnionej od rzutów na rezerwy i wchodzącej w całości z Deep Strika niż taki na małe punkty na jeszcze mniejszym stole?
No właśnie :D
Początkowo chciałem iść na całość i zrobić rozpiskę bazującą wyłącznie na Tzeentchu ale po chwili refleksji stwierdziłem, że to już by było zbyt wiele i dołożyłem trochę morderców spod znaku Khorna. Ma to też plusy estetyczne ponieważ nowe Bloodlettery to IMO rewelacyjne figurki. Jedne z tych nielicznych które inspirują do zbierania całych armii na nich bazujących. Nie miałem zatem szczególnych oporów przed dołożeniem ich do rozpiski.
Oczywiście planuje po całej zabawie zdać relację z moich zmagań z kostkami i przeciwnikami na tym blogu a póki co idę złożyć ofiarę bogom chaosu w ramach jakiegoś mrocznego rytuału...
Etykiety:
varia
środa, 21 stycznia 2009
Czarna biblioteka na białym tle.
Już jakiś czas temu strona Black Library przeszła całkiem spory face-lifting, zresztą podobnie jak i główna strona Gamesa. Oprócz oczywistych zmian w warstwie wizualnej dostosowaną ją do jakże modnych ostatnio standardów Web 2.0 (cokolwiek to oznacza) poprzez dodanie bloga. Wydaje mi się, że motywem przewodnim stojącym za tym działaniem jest "zmniejszenie dystansu" pomiędzy autorami książek a ich czytelnikami. Zresztą już wcześniej było widać rosnącą świadomość zachodzących zmian w sieci wśród ludzi z BL choćby poprzez fakt, że "weszli" na facebook'a.
Sam blog jest regularnie i co ważne często aktualizowany jednak większość wpisów spełnia funkcje informacyjne i mówiąc wprost reklamowe. Jednak zdażają się też czasem ciekawsze notki i myślę, że dla nich warto dodać kanał RSS'ów w końcu jeden w tą czy w tą różnicy nie robi.
Przy tej okazji powstaje oczywiste pytanie czy kiedyś takiego bloga dorobi się główna strona GW by zacieśnić kontakt pomiędzy twórcami zasad a graczami - nawet jeśli to osobiście mam poważne wątpliwości czy komentarze pod wpisami będą włączone. W końcu ile można czytać a jak działa cyklon u wilków? ;)
PS Wy też lądujecie na różnych stronach wpipsując blacklibrary.com a www.blacklibrary.com ? :)
Etykiety:
black library,
nowości GW
poniedziałek, 19 stycznia 2009
Przecieki kontrolowane
Niedługo czeka nas wszystkich - graczy ligowych - za sprawą Misia i jego aliantów (?) miła niespodzianka. Esencja ligi czyli ranking przechodzi aktualnie przez fazę testów po face liftingu. I to takim który powinien zaspokoić nawet tych co bardziej wybrednych zarówno w warstwie estetyki jak i funkcjonalności.
Jednak póki co trzeba chwilę poczekać, ale do tego się zdążyliśmy przyzwyczaić, zwłaszcza w kontekście tej tabelki z"kilkoma" ;) nazwiskami więc nie powinno być z tym problemu. Zwłaszcza, że jak historia uczy na dobre rzeczy warto poczekać...
Etykiety:
scena turniejowa
czwartek, 15 stycznia 2009
Festung Breslau na celowniku
Już w ten weekend we Wrocławiu odbędzie się kolejny w tym sezonie ligowym turniej klasy chellenger o wdzięcznej i skromnej nazwie Mini Wars. Niestety musiał on zastąpić master który do tej pory odbywał się w stolicy Dolnego Śląska i który był przez długie lata żelaznym punktem w kalendarzu ligowym. Jednak dwie z rzędu, nie udane imprezy sprawiły, że prawo do organizacji mastera zyskał inny ośrodek a środowisko z Wrocławia musi się zadowolić trochę niższą rangą turnieju by odbudować swoją reputację na scenie.
Właśnie środowisko jest jednym z bardzie enigmatycznych w naszym kraju przynajmniej patrząc z zewnątrz. W przypadku Krakowa, Trójmiasta czy Poznania zawsze wiadomo kto stoi za każdą inicjatywą 40kową i to zarówno indywidualnie jak i klubowo. Nawet w Warszawie gdzie nie ma sformalizowanej organizacji wszystko jest jasne i już teraz np. wiadomo kto się podjął organizacji DMP i kto mu będzie pomagał. Natomiast w Wrocławiu to wszystko jest spowijane Fog of War. Wnioskuje zatem, że brak tam klubu czy po prostu jakiejś większej grupy graczy nadających na tych samych falach a w zamian jest zbiór jednostek mających wspólne hobby i tyle. Dobrze to nie wróży turniejowi bo poza napisaniem regulaminu czy sprawdzeniem rozpisek trzeba na miejsce przewieźć a następnie ustawić stoły a to już się trudniej robi w pojedynkę czy w trójkę.
A skoro już jesteśmy przy regulaminie to dopiero ostatnio zostało mi uświadomione na jakich stołach będzie rozgrywany ten turniej - 54" - z czego wynika ta wielkość - nie mam pojęcia ale jest mocno niestandardowa i w mojej opinii zbyt mała jak na 1450 punktów. Ale pewnie moje spojrzenie jest wypaczone przez armię która planuje wziąć.
Sędzią głównym będzie Damian Radziewicz osoba bardzo zasłużona na polskiej scenie 40kowej i powszechnie lubiana. Jednak w ostatnim czasie mająca ,nie ukrywajmy, mało z tą sceną wspólnego (a należy pamiętać o zmianie edycji "po drodze") i pomimo, że na pewno nie można Damianowi odmówić doświadczenia w prowadzeniu tego rodzaju imprez jest to wybór co najmniej odważny.
Podobnie jak dopuszczenie speciali na takie punkty bo nie da się ukryć, że Eldrad czy inne koksy w power armour'ach przy mało licznych (przynajmniej punktowo) armiach i tej wielkości stołach mogą dać "ciekawe efekty". Czyli najzwyczajniej w świecie wypaczyć sens zabawy znacznie ją psując jednej ze stron. O ile ostatnio jest zdecydowanie za dopuszczaniem speciali to jednak nie koniecznie na każde (czytaj - małe) punkty.
Kolejnymi kwestiami które nie pomagają wizerunkowi Mini Wars jest sama organizacja i koszty czyli 35 złotych za wejście plus 5 złotych za prawo rozłożenia karimaty na podłodze. Do tego brak prysznica chyba że się uda kogoś z kluczami przekupić - kolejny hajs. Sala też została załatwiona na ostatni chwilę i losy lokalizacji jak i możliwości noclegu na miejscu, co jest dosyć istotną kwestią dla wszystkich przyjezdnych, długo były nie pewne.
Mogło by się wydawać, że jeśli orgowie zapewnili swojemu turniejowi taki PR to gracze podejdą do niego w najlepszym razie ze sporą rezerwą a w najgorszym "zagłosują nogami" i po prostu imprezę zignorują. A jednak na liście zgłoszeń jest 40 nazwisk. Pomimo tych wszystkich kontrowersji oraz wpadek. Jedyne co pozwala mi pozwala sensownie tłumaczyć tak liczne zainteresowanie pomimo okoliczności towarzyszących to termin. Następny turniej wyjazdowy - Toruń jest dopiero na przełomie lutego i marca natomiast poprzedni już sie skrył w morkach przeszłości wraz z kalendarzami na zeszły rok. Jak widać dla frekwencji turnieju od mitycznego już trademarka lepiej robi atrakcyjny termin. Tyle, że aktualnie o takowy zdecydowanie trudniej niż o szalony regulamin który się wszystkim spodoba. Co doskonale będzie widać już wkrótcę bo chelek w Mieście Najświętszego Masztu jest dopiero początkiem szalonej wiosny turniejowej z Wojną Światów, GTEE i DMP, Wielkanocą i majówką.
Ale to jeszcze przyszłość a póki co można pomału pakować armię i skupić się na Wrocławiu bo przy takiej frekwencji turniej pomimo mniejszych czy większych niedociągnięć jest atrakcyjny a już na pewno jako wydarzenie towarzyskie. A tak naprawdę that's all it's about.
Właśnie środowisko jest jednym z bardzie enigmatycznych w naszym kraju przynajmniej patrząc z zewnątrz. W przypadku Krakowa, Trójmiasta czy Poznania zawsze wiadomo kto stoi za każdą inicjatywą 40kową i to zarówno indywidualnie jak i klubowo. Nawet w Warszawie gdzie nie ma sformalizowanej organizacji wszystko jest jasne i już teraz np. wiadomo kto się podjął organizacji DMP i kto mu będzie pomagał. Natomiast w Wrocławiu to wszystko jest spowijane Fog of War. Wnioskuje zatem, że brak tam klubu czy po prostu jakiejś większej grupy graczy nadających na tych samych falach a w zamian jest zbiór jednostek mających wspólne hobby i tyle. Dobrze to nie wróży turniejowi bo poza napisaniem regulaminu czy sprawdzeniem rozpisek trzeba na miejsce przewieźć a następnie ustawić stoły a to już się trudniej robi w pojedynkę czy w trójkę.
A skoro już jesteśmy przy regulaminie to dopiero ostatnio zostało mi uświadomione na jakich stołach będzie rozgrywany ten turniej - 54" - z czego wynika ta wielkość - nie mam pojęcia ale jest mocno niestandardowa i w mojej opinii zbyt mała jak na 1450 punktów. Ale pewnie moje spojrzenie jest wypaczone przez armię która planuje wziąć.
Sędzią głównym będzie Damian Radziewicz osoba bardzo zasłużona na polskiej scenie 40kowej i powszechnie lubiana. Jednak w ostatnim czasie mająca ,nie ukrywajmy, mało z tą sceną wspólnego (a należy pamiętać o zmianie edycji "po drodze") i pomimo, że na pewno nie można Damianowi odmówić doświadczenia w prowadzeniu tego rodzaju imprez jest to wybór co najmniej odważny.
Podobnie jak dopuszczenie speciali na takie punkty bo nie da się ukryć, że Eldrad czy inne koksy w power armour'ach przy mało licznych (przynajmniej punktowo) armiach i tej wielkości stołach mogą dać "ciekawe efekty". Czyli najzwyczajniej w świecie wypaczyć sens zabawy znacznie ją psując jednej ze stron. O ile ostatnio jest zdecydowanie za dopuszczaniem speciali to jednak nie koniecznie na każde (czytaj - małe) punkty.
Kolejnymi kwestiami które nie pomagają wizerunkowi Mini Wars jest sama organizacja i koszty czyli 35 złotych za wejście plus 5 złotych za prawo rozłożenia karimaty na podłodze. Do tego brak prysznica chyba że się uda kogoś z kluczami przekupić - kolejny hajs. Sala też została załatwiona na ostatni chwilę i losy lokalizacji jak i możliwości noclegu na miejscu, co jest dosyć istotną kwestią dla wszystkich przyjezdnych, długo były nie pewne.
Mogło by się wydawać, że jeśli orgowie zapewnili swojemu turniejowi taki PR to gracze podejdą do niego w najlepszym razie ze sporą rezerwą a w najgorszym "zagłosują nogami" i po prostu imprezę zignorują. A jednak na liście zgłoszeń jest 40 nazwisk. Pomimo tych wszystkich kontrowersji oraz wpadek. Jedyne co pozwala mi pozwala sensownie tłumaczyć tak liczne zainteresowanie pomimo okoliczności towarzyszących to termin. Następny turniej wyjazdowy - Toruń jest dopiero na przełomie lutego i marca natomiast poprzedni już sie skrył w morkach przeszłości wraz z kalendarzami na zeszły rok. Jak widać dla frekwencji turnieju od mitycznego już trademarka lepiej robi atrakcyjny termin. Tyle, że aktualnie o takowy zdecydowanie trudniej niż o szalony regulamin który się wszystkim spodoba. Co doskonale będzie widać już wkrótcę bo chelek w Mieście Najświętszego Masztu jest dopiero początkiem szalonej wiosny turniejowej z Wojną Światów, GTEE i DMP, Wielkanocą i majówką.
Ale to jeszcze przyszłość a póki co można pomału pakować armię i skupić się na Wrocławiu bo przy takiej frekwencji turniej pomimo mniejszych czy większych niedociągnięć jest atrakcyjny a już na pewno jako wydarzenie towarzyskie. A tak naprawdę that's all it's about.
Etykiety:
scena turniejowa
poniedziałek, 12 stycznia 2009
Konkurs ligowy czyli weź sprawy w swoje ręce
Kiedy zobaczyłem, że Misiu na wszystkich największych forach 40kowych w tym kraju wrzuca info na temat konkursu na nowe logo naszej ligi to szczerze mówiąc nie miałem wiary w sobie, że to się uda. Uda czyli zostanie nadesłane tyle zgłoszeń by rzeczywiście została dokonana jakaś selekcja wśród przynajmniej kilku równie jeśli nawet nie powalających to po prostu dobrych propozycji. Ten brak wiary wynikał z wrażenia, że ludzie w zdecydowanej większości traktują ligę jako coś co robią osoby 3cie i to nie ich bajka. Widać to zresztą nawet na forum ligowym gdzie tylko część koordynatorów się aktywnie udziela i szuka rozwiązań. A reszta się ogranicza do klikania vote. A mówimy o koordynatorach...
4.1. Koordynatorzy Ogólnopolskiej Ligi WH40k to grupa osób decydująca o kształcie ligi, regulaminu, wymogów turniejów etc.
...czego więc oczekiwać od reszty graczy.
Zostałem jednak zaskoczony i to całkiem przyjemnie ponieważ gdy ostatnio wszedłem na forum ligowe odkryłem ten temat i ku mojej radości w kolumnie odpowiedzi nie znajdowało się "0". Nie była to też zmasowana krytyka pod adresem jednej jedynej propozycji tylko kilka rożnych projektów na całkiem, całkiem poziomie. Oczywiście ich ocena może zależeć od punktu odniesienia czy indywidualnych gustów ale na pewno będzie progres względem tego co było. A do tego się to sprowadza.
To co mi się rzuciło w przedstawionych propozycjach w oczy to dosyć mocno położony nacisk na element narodowy w logotypie. Szczerze mówiąc (pisząc?) osobiście nie mam przekonania, że to w przypadku zabawy żołnierzykami jest takie super istotne i nie wiem czy nie lepiej eksponować jakiś akcent bardziej związany z naszym hobby pokroju kostki czy... no... cokolwiek ;). Ponieważ do terminu ustalonego na 31 stycznia zostało jeszcze trochę czasu postanowiłem, z waszą pomocą czytelnicy, wspomóc trochę wszystkich chętnych grafików wiedzą czy warto trzymać się orłów i szachownic czy lepiej pójść tropem kostek, miarek i figurek (na walizki się nikt skusi. Chyba).
A jakby ktoś chciał podpórkę przed odpowiedzią to tu może zobaczyć jak to wygląda w ligach piłkarskich z naszego kontynentu.
4.1. Koordynatorzy Ogólnopolskiej Ligi WH40k to grupa osób decydująca o kształcie ligi, regulaminu, wymogów turniejów etc.
...czego więc oczekiwać od reszty graczy.
Zostałem jednak zaskoczony i to całkiem przyjemnie ponieważ gdy ostatnio wszedłem na forum ligowe odkryłem ten temat i ku mojej radości w kolumnie odpowiedzi nie znajdowało się "0". Nie była to też zmasowana krytyka pod adresem jednej jedynej propozycji tylko kilka rożnych projektów na całkiem, całkiem poziomie. Oczywiście ich ocena może zależeć od punktu odniesienia czy indywidualnych gustów ale na pewno będzie progres względem tego co było. A do tego się to sprowadza.
To co mi się rzuciło w przedstawionych propozycjach w oczy to dosyć mocno położony nacisk na element narodowy w logotypie. Szczerze mówiąc (pisząc?) osobiście nie mam przekonania, że to w przypadku zabawy żołnierzykami jest takie super istotne i nie wiem czy nie lepiej eksponować jakiś akcent bardziej związany z naszym hobby pokroju kostki czy... no... cokolwiek ;). Ponieważ do terminu ustalonego na 31 stycznia zostało jeszcze trochę czasu postanowiłem, z waszą pomocą czytelnicy, wspomóc trochę wszystkich chętnych grafików wiedzą czy warto trzymać się orłów i szachownic czy lepiej pójść tropem kostek, miarek i figurek (na walizki się nikt skusi. Chyba).
A jakby ktoś chciał podpórkę przed odpowiedzią to tu może zobaczyć jak to wygląda w ligach piłkarskich z naszego kontynentu.
Etykiety:
scena turniejowa
czwartek, 8 stycznia 2009
Zadyma w Browarze
W Poznaniu w gronie sztabowców ostatnio zapanowały planszówki i inne karcianki (jednak te nie kolekcjonerskie -na szczęście nasze i naszych portfeli). Testujemy sporo różnych gier w najróżniejszych konwencjach i na fali tych eksperymentów ostatnio przyniosłem do klubu małą gierkę pod tytułem Brewhouse Bash co się tłumaczy na tytuł tej notki. Gra jest do pobrania ze strony gamesa i jakimś cudem uchowała się gdzieś na przepasnych serwerach pomimo wymiany stron i związanej z tym czystki. Tu jest link.
Po paru rozgrywkach stwierdziłem, że się podziele swoimi wrażeniami i odczuciami. Gra przedstawia zadymę w orkowym browarze przedstawionym na planszy którą trzeba wydrukować z pdf'a. Każdy z graczy dostaje pod kontrolę jednego orasa który może w każdej turze wykonać dwie akcje. Akcje poza oczywistymi jak ruch to np. rzut krzesłem, czy podniesienie butelki w wiadomym celu. Jednak zanim zaczniemy grać musimy "stworzyć postać" czyli wylosować ilość woundów naszego zielonoskórego oraz jego specjalny skill - jeden z sześciu. Jak widać nie jest to szczególnie skomplikowana procedura. Zasady deplymentu też nie są szczególnie wymyślne - na planszy. Zaraz po tych wszystkich "niepotrzebnych przeszkadzajkach" ;) możemy zacząć właściwą grę czyli naparzanie się po pyskach czym wpadnie w łapy lub po prostu pięściami. Mechanika bazuje na d6 i dwóch tabelkach - do lutowania stojących i do kopania leżących. Wygrywa ten kto jak jedyny utrzyma się na nogach.
Pomimo, że gra nie tylko sprawia wrażenie ale po prostu jest bardzo prosta to GW by nie było sobą gdyby nie podarowało nam gratis paru dziur w zasadach - nie obędzie się więc bez jakiś, jakkolwiek to kretyńsko nie zabrzmi, uściśleń.
Jaka jest ta gierka? Bardzo fajna, a jej zerowe prawie skomplikowanie tylko jej służy. Czas rozgrywki to około 30 minut ale może wzrosnąć wraz z liczbą graczy. I właśnie ta może być największym problemem bo im więcej tym lepiej przy czym 4 wydaje się być absolutnym minimum by rozgrywka miała sens. Ale dzięki tematyce i zasadom gra jest stworzona na takie okazje jak np after-party gdzieś w knajpie a tam może być łatwiej o chętnych do zabawy. Choćby ze względu na punkty wspólne we fluff'ie ;)
Po paru rozgrywkach stwierdziłem, że się podziele swoimi wrażeniami i odczuciami. Gra przedstawia zadymę w orkowym browarze przedstawionym na planszy którą trzeba wydrukować z pdf'a. Każdy z graczy dostaje pod kontrolę jednego orasa który może w każdej turze wykonać dwie akcje. Akcje poza oczywistymi jak ruch to np. rzut krzesłem, czy podniesienie butelki w wiadomym celu. Jednak zanim zaczniemy grać musimy "stworzyć postać" czyli wylosować ilość woundów naszego zielonoskórego oraz jego specjalny skill - jeden z sześciu. Jak widać nie jest to szczególnie skomplikowana procedura. Zasady deplymentu też nie są szczególnie wymyślne - na planszy. Zaraz po tych wszystkich "niepotrzebnych przeszkadzajkach" ;) możemy zacząć właściwą grę czyli naparzanie się po pyskach czym wpadnie w łapy lub po prostu pięściami. Mechanika bazuje na d6 i dwóch tabelkach - do lutowania stojących i do kopania leżących. Wygrywa ten kto jak jedyny utrzyma się na nogach.
Pomimo, że gra nie tylko sprawia wrażenie ale po prostu jest bardzo prosta to GW by nie było sobą gdyby nie podarowało nam gratis paru dziur w zasadach - nie obędzie się więc bez jakiś, jakkolwiek to kretyńsko nie zabrzmi, uściśleń.
Jaka jest ta gierka? Bardzo fajna, a jej zerowe prawie skomplikowanie tylko jej służy. Czas rozgrywki to około 30 minut ale może wzrosnąć wraz z liczbą graczy. I właśnie ta może być największym problemem bo im więcej tym lepiej przy czym 4 wydaje się być absolutnym minimum by rozgrywka miała sens. Ale dzięki tematyce i zasadom gra jest stworzona na takie okazje jak np after-party gdzieś w knajpie a tam może być łatwiej o chętnych do zabawy. Choćby ze względu na punkty wspólne we fluff'ie ;)
Etykiety:
inne gry GW
środa, 7 stycznia 2009
Eye candy
Zdaję sobie sprawę, że jest spora grupa ludzi którzy regularnie tu zaglądają a wręcz przeciwnie postępują z gildią. Mając tą świadomość jeśli pojawia się coś wartego uwagi na było nie było najbardziej ogólnopolskim z ogólnopolskich for 40kowych to wspominam o tym na tym blogu. Nie dzieje się tak zbyt często ale jak już dochodzi do takiej sytuacji to zazwyczaj nie mam wątpliwości, że powinienem. Tak jest i tym razem.
Taka grafika się pojawiła ostatnio. Chciałem ją dać tutaj ale blogger zaczął do mnie pisać coś o błędach wewnętrznych i po 45 minutach walki z tymi enigmatycznymi tworami odpuściłem. Mam tylko nadzieję (tak wiem - własnie odtwarzacie moje drzewo genealogiczne ;)), że z czasem mu przejdzie . Natomiast sam obrazek jest jak dla mnie całkiem zacny zwłaszcza jeśli go porównać do okładki kodeksu eldarów ups tzn. innej twórczości fanowskiej. A słowa amatorskiej w tym przypadku na pewno bym nie użył.
Jakby ktoś chciał więcej to podaję stosowny link. Fajne prace też są w jego ulubionych np. ta. Od razu mi się przypomniała wizja Tau chaosu które już mają na sobie ślady działania 4 bóstw.
Taka grafika się pojawiła ostatnio. Chciałem ją dać tutaj ale blogger zaczął do mnie pisać coś o błędach wewnętrznych i po 45 minutach walki z tymi enigmatycznymi tworami odpuściłem. Mam tylko nadzieję (tak wiem - własnie odtwarzacie moje drzewo genealogiczne ;)), że z czasem mu przejdzie . Natomiast sam obrazek jest jak dla mnie całkiem zacny zwłaszcza jeśli go porównać do okładki kodeksu eldarów ups tzn. innej twórczości fanowskiej. A słowa amatorskiej w tym przypadku na pewno bym nie użył.
Jakby ktoś chciał więcej to podaję stosowny link. Fajne prace też są w jego ulubionych np. ta. Od razu mi się przypomniała wizja Tau chaosu które już mają na sobie ślady działania 4 bóstw.
Etykiety:
twórczość fanowska
sobota, 3 stycznia 2009
Damnatus - recenzja
No i po długim czasie pełnym przepychanek, petycji i artykułów czy notek na wielu serwisach z różnych dziedzin, niemiecki film fanowski osadzony w świecie 40ki pt. The Damnatus ujrzał światło dzienne. Niestety jego twórcy nie będą mieli okazji stąpać po czerwonym dywanie na pierwszy seans swojego dzieła gdyż jego premiera odbyła się na tzw. nie legalu. Szczerze mówiąc dziwi mnie, że tak późno wyciekł ten film na serwisy wymiany plików bo od początku miałem przekonanie, że tak to się skończy. W końcu nie takie rzeczy wyciekały do Internetu przed premierą. Pomijając prawny aspekt całej sprawy cieszę się, że wreszcie tzw. szeroka publiczność (w tym i ja :))może się zapoznać z tym filmem i samemu ocenić tą sławną od długiego czasu produkcję. Jaki więc jest ten film?
Na pewno mocno 40kowy. Jest mrocznie i gotycko. Sama historia też jest można powiedzieć typowa dla 40ki choć nie brak jej swoistego uroku i napięcia. Oczywiście to co opowiadając ją niemieccy filmowcy mogli pokazać w dużej mierze wynikało z możliwości technicznych które były mocno ograniczone jak przystało na amatorski projekt. Jednak dosyć szybko można zauważyć, że nie próbowali unikać efektów specjalnych i jest trochę scen zrobionych w całości w 3d, bądź zdjęcia z blue box’a są łączone z jakimiś generowanymi tłami. Jednak po tych ujęciach bardzo często widać, że już minęło trochę czasu od momentu kiedy powstały i o ile posuwają akcję do przodu to widza nie oczarują. Nie jest to jednak większym problemem ponieważ nikt się chyba tu nie spodziewał jakiś porażających fajerwerków wizualnych rodem z Hollywood.
To co mnie najbardziej zaskoczyło w tym filmie to jego długość czyli prawie godzina i 50 minut. Niestety nie da się ukryć, że gdyby tą samą historię by opowiedzieć w czasie o 30-40 minut krótszym to byłoby to z korzyścią dla tego dzieła. Po prostu często oglądamy dłużyzny które pewnie miały służyć budowaniu jakiegoś nastroju, ale ich jedyny efekt to poczucie nudy które praktycznie w różnym natężeniu towarzyszy nam przez cały seans. I o ile o poziom efektów specjalnych trudno mieć pretensje do twórców o tyle o takie mocno średnie zmontowanie tego filmu można już jak najbardziej. Sama historia jest ciekawa ale brakuje jej jakiś szczególnie zaskakujących zwrotów akcji i smaczków. Scenarzyści chyba nawet nie próbowali nas zwodzić za nos i zaskoczyć czymś. Albo im to po prostu nie wyszło. To plus wspomniane dłużyzny nie służy filmowi.
Zdjęcia podobnie jak stroje czy lokalizacje to jak na projekt czysto fanowski są jak najbardziej poprawne a miejscami nawet dobre. Większość akcji dzieje się gdzieś w jakiś tunelach i innych kanałach i czasami trudno się ogarnąć w tym co się dzieje, po prostu brakuje jakiegoś odejścia czy oddechu. Jednak nie przeszkadza to, jeśli widz pozostanie skupiony, w podążaniu za akcją. Gra aktorska jest całkiem przyzwoita, żadnych popisów tu nie obejrzymy ale odtwórcy poszczególnych ról mają pomysł na zachowanie się przed kamerą w ramach swoich postaci i się go konsekwentnie trzymają. Oczywiście warsztat czy naturalność nie stoją na szczególnie wysokim poziomie jednak chyba nie o to w tym filmie chodzi.
Czytając dotychczas tą recenzję można odnieść wrażenie, że oglądanie Damnatus’a to raczej strata czasu jednak byłoby to złe odczucie. Bo nadal jest to film w świecie 40ki który opowiada przyzwoitą historię, a że czasami dłuuugo to zupełnie inna sprawa. Trudno mi jednoznacznie ocenić to dzieło bo jak pewnie każdy fascynat 40 millenium z utęsknieniem czekam na dzieło filmowe godne tego świata. Damnatus jest całkiem przyzwoitym filmem amatorskim lecz nawet w tej kategorii są produkcje o klasę od niego lepsze jak np. już kultowe star warsowe Troopers. Jednak zwłaszcza po odrzuceniu demek do gier to w dziedzinie filmowej fani warhammer nie są szczególnie rozpieszczeni więc nawet jeśli Damnatus nie jest oscarowy to jest tym rakiem na bezrybiu. I choćby z tego względu warto mu poświęcić tą godzinę pięćdziesiąt.
Na pewno mocno 40kowy. Jest mrocznie i gotycko. Sama historia też jest można powiedzieć typowa dla 40ki choć nie brak jej swoistego uroku i napięcia. Oczywiście to co opowiadając ją niemieccy filmowcy mogli pokazać w dużej mierze wynikało z możliwości technicznych które były mocno ograniczone jak przystało na amatorski projekt. Jednak dosyć szybko można zauważyć, że nie próbowali unikać efektów specjalnych i jest trochę scen zrobionych w całości w 3d, bądź zdjęcia z blue box’a są łączone z jakimiś generowanymi tłami. Jednak po tych ujęciach bardzo często widać, że już minęło trochę czasu od momentu kiedy powstały i o ile posuwają akcję do przodu to widza nie oczarują. Nie jest to jednak większym problemem ponieważ nikt się chyba tu nie spodziewał jakiś porażających fajerwerków wizualnych rodem z Hollywood.
To co mnie najbardziej zaskoczyło w tym filmie to jego długość czyli prawie godzina i 50 minut. Niestety nie da się ukryć, że gdyby tą samą historię by opowiedzieć w czasie o 30-40 minut krótszym to byłoby to z korzyścią dla tego dzieła. Po prostu często oglądamy dłużyzny które pewnie miały służyć budowaniu jakiegoś nastroju, ale ich jedyny efekt to poczucie nudy które praktycznie w różnym natężeniu towarzyszy nam przez cały seans. I o ile o poziom efektów specjalnych trudno mieć pretensje do twórców o tyle o takie mocno średnie zmontowanie tego filmu można już jak najbardziej. Sama historia jest ciekawa ale brakuje jej jakiś szczególnie zaskakujących zwrotów akcji i smaczków. Scenarzyści chyba nawet nie próbowali nas zwodzić za nos i zaskoczyć czymś. Albo im to po prostu nie wyszło. To plus wspomniane dłużyzny nie służy filmowi.
Zdjęcia podobnie jak stroje czy lokalizacje to jak na projekt czysto fanowski są jak najbardziej poprawne a miejscami nawet dobre. Większość akcji dzieje się gdzieś w jakiś tunelach i innych kanałach i czasami trudno się ogarnąć w tym co się dzieje, po prostu brakuje jakiegoś odejścia czy oddechu. Jednak nie przeszkadza to, jeśli widz pozostanie skupiony, w podążaniu za akcją. Gra aktorska jest całkiem przyzwoita, żadnych popisów tu nie obejrzymy ale odtwórcy poszczególnych ról mają pomysł na zachowanie się przed kamerą w ramach swoich postaci i się go konsekwentnie trzymają. Oczywiście warsztat czy naturalność nie stoją na szczególnie wysokim poziomie jednak chyba nie o to w tym filmie chodzi.
Czytając dotychczas tą recenzję można odnieść wrażenie, że oglądanie Damnatus’a to raczej strata czasu jednak byłoby to złe odczucie. Bo nadal jest to film w świecie 40ki który opowiada przyzwoitą historię, a że czasami dłuuugo to zupełnie inna sprawa. Trudno mi jednoznacznie ocenić to dzieło bo jak pewnie każdy fascynat 40 millenium z utęsknieniem czekam na dzieło filmowe godne tego świata. Damnatus jest całkiem przyzwoitym filmem amatorskim lecz nawet w tej kategorii są produkcje o klasę od niego lepsze jak np. już kultowe star warsowe Troopers. Jednak zwłaszcza po odrzuceniu demek do gier to w dziedzinie filmowej fani warhammer nie są szczególnie rozpieszczeni więc nawet jeśli Damnatus nie jest oscarowy to jest tym rakiem na bezrybiu. I choćby z tego względu warto mu poświęcić tą godzinę pięćdziesiąt.
Etykiety:
twórczość fanowska
Subskrybuj:
Posty (Atom)