piątek, 29 lutego 2008
GTEE punktacja - final chapter
Bo nie da się ukryć, że pomimo punktacji impreza ma duże zadatki na Wydarzenie i to przez duże W. Cały czas działa magia nazwy, która pewnie znowu przyciągnie obcokrajowców bo dla punktacja będzie drugorzędna. Wyeliminowanie konieczności dokonywania w problematyczny sposób płatności za udział też może się pozytywnie przełożyć na frekwencje. Pozostaje kwestia noclegów ale myślę, że nie jest to bariera nie do pokonania.
Oczywiście można powiedzieć, że na turnieje się jeździ dla funu, przyjemności, spotkania nowych ludzi i te wszystkie formułki co to zwykle przy takich okazjach się przewijają ale jak ten turniej nazywa się Grand Tournament to mógłby promować jakieś metody wyłonienia zwycięzcy które są mniej podatne na jeden rzut kością. A jak dla mnie skala wygrałeś nie wygrałeś jest bardzo podatna na tego rodzaju wypaczenia.
Na forum GV przewija się często argument, że tak punktacja daje większe szanse słabszym graczom na ugranie jakiś punktów. Muszę się przyznać, że nie do końca to rozumiem. Jak ktoś jest słaby to przegra tak czy siak i wystarczą do tego 801 punkty a nie tak jak normalnie 2001. No ale może czegoś nie dostrzegam. Poza tym system już w wersji 3/1/0 premiował zachowawczą grę ale gdy za ewentualne zwycięstwo jest mniej do zdobycia (2) niż do stracenia za potencjalną porażkę (3) to już w ogóle nie będzie się opłacało nosa za krzaka wystawiać.
Jednak wydaje mi się, że większości ludzi taki a nie inny system wyłaniania zwycięzcy nie zniechęci i turniej uniknie podobnej wtopy co rok temu. Szczerze mówiąc trzymam za to kciuki bo fajnie by było gdyby GT robiło się imprezą godną swojej nazwy ponieważ byłby to bodziec do rozwoju dla całego środowiska turniejowego. No i miło wiedzieć, że GW postrzega nasz kraj jako taki w którym warto działać. A poza tym jak by GT zabrakło to czego bym się czepiał na tym blogu ;).
środa, 27 lutego 2008
Multimedia test
Jednak pisze to wszystko w konkretnym celu ponieważ ta cyfrowa transmisja była tylko testem przed relacją z dosyć istotnej imprezy dla graczy 40kowych która będzie miała miejsce w marcu. Zgadnijcie o którą imprę chodzi... :)
Podejrzewam, że i tak zdecydowana większość potencjalnych widzów będzie grała na tym turnieju ale jakby komuś coś przeszkodziło w przybyciu będzie miał chociaż namiastkę. Oczywiście z powodów oczywistych nie przewidujemy tak rozbudowanej warstwy tekstowej więc raczej będą same obrazki z kamerki. Ale może między rundami krótkie info uda nam się wrzucić. Jak widać początki nie są łatwe ale nawet jeśli od razu byśmy uderzyli z Full HD i dźwiękiem 5.1 i jeszcze TVN 24 sprowadzili nadal by to nie miało startu wrażeń dostarczanych przez bycie i granie na Wojnie Światów 2008. Np. zapachowych w niedzielę rano ;).
PS Ponieważ w ten notce przewinąło się już Z czuba to na deser ulubiony filmik tamtejszych redaktorów. Muszę się przyznać, że po pierwszym obejrzeniu mnie nie zachwycił ale po n-tym na przestrzeni kilku miesięcy stałem się wręcz jego fanem.
niedziela, 24 lutego 2008
Schematy a eventy.
Nie oczekuje jednak, że ktokolwiek będzie brał na turniej słabszą armię niż mocniejszą bo w końcu niektórzy to potraktują jako sabotaż ;).
Ale nie da się ukryć można ostatnio zaobserwować postępującą monotonię w rozpiskach co z jednej strony jest spowodowane przez graczy no bo to oni w końcu wystawiają takie a nie inne armie ale z drugiej strony nowe kodeksy nie są szczególnie bogate w różne opcje. Ostatnia odsłona eldarów naprawdę nie jest zła ale w rozpiskach uszatych największe różnice (choć i tak nie duże) są w Heavy Supporcie. Kiedyś dzięki różnym Craftworldom armie Eldarów były wręcz z różnych bajek. Jednak jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma i jak Kris pokazał na forum Sztabu z nowego kodeksu można też wycisnąć coś więcej niż kolejną wariację na temat herlaków. Zresztą dzięki Soklesowi czy Vodeckiemu to nie pierwsze podejście do zagadnienia.
To, że rozpiski na turniejach pomimo tych przykładów ciągle oscylują wokół standardu wynika z tego, że nawet jeśli ktoś by wystawił coś innego to chcąc nawiązać walkę bierze mocniejsze armię. Przecież nikt nie będzie sobie strzelał w stopę co jest w pełni zrozumiałe. Jednak niektórych turnieje w takiej postaci mogą zniechęcać bo o ile fajnie sobie zagrać raz po raz w takim otoczeniu o tyle na dłuższą metę może to być męczące. Tyrki to 7/8 chaos to 6/9 i dwa lashe itd.
Może warto dla ludzi którym to się pomału nudzi zrobić imprezę nie turniejową. Tu jest piękny przykład (w sensie idei bo na pewno nie wizualny ;)). Wszystkie systemy, jakieś teamy i koncepcja GT jako Get Together a nie Gran Tournament. Może kiedyś się ktoś w Polsce skusi na coś takiego. Jestem przekonany, że jakby stanęła za tym wiarygodna ekipa, i należycie sprzedała koncepcję to nawet nie liczenie tego wydarzenia do rankingu nie było by przeszkodą przed konkretną frekwencją. A myślę, że z każdą kolejną bitwą przeciwko "typowej turniejowej rozpisce" potencjalnych zainteresowanych będzie przybywać.
sobota, 23 lutego 2008
Nowości
Kolejna gorąca wiadomość to ta, że RPG w 40 millenium wydaje się być uratowany przez firmę Fantasy Flight Games podobnie jak inne produkty z Black Industries. Zresztą jak by to komuś umknęło to tu znajdzie więcej info. Biorąc pod uwagę jakość ich planszówek (przynajmniej tych w które miałem okazję zagrać) to mnie cieszy to rozwiązanie. No i podejście wielu ludzi Dark Heresy się zmieni wiedząc, że system nie jest martwy.
Natomiast jeśli chodzi o Blood Bowl'a to oprócz zapowiedzianej gry komputerowo-konsolowej fani dostaną również komiks. Jest to kolejny przykład na zmianę polityki GW, kiedyś to Black Library publikowało komiksy ale od jakiegoś czasu ograniczyli się do powieści i art booków. Coraz mniejsza własna oferta a coraz częściej zewnętrzne firmy działają na ich licencji. Szczerze mówiąc dla mnie model biznesowy GW jest drugorzędny dopóki się sprawdza. A póki co mam wrażenie, że to wszystko działa.
I na koniec ciekawostka w postaci modelu Land Raidera Crusadera w 3D. Warto zajrzeć .
środa, 20 lutego 2008
Varsowia Wars - organizacja i inne
Wejściówka wynosiła 40 złotych i zawierała jedynie opłatę za granie i 3 hot-dogi plus herbatę. Czytaj nocleg był płatny osobno. Był on zresztą zupełnie gdzie indziej ale jak bardzo gdzie indziej dopiero mieliśmy się dowiedzieć. Po zapłaceniu dostawało się kartę wyników. Koniec. Żadnych misji, nic i wcale nie upieram się koniecznie przy jakiejś książce rodem od "Demonicznego Poligrafa" tylko czymkolwiek co by pozwalało uniknąć pytań o np. zasady specjalne. Co gorsza sędziowie nie byli najlepszymi adresatami tych pytań bo nie do końca wiedzieli co, gdzie i jak. W związku z tym przed każdą bitwą wzdłuż stołów szła wieść gminna z zasadami do danej misji. Było to łatwe bo stoły stały w długim korytarzu i ta wieść nie musiała nigdzie skręcać. Niestety po ustawieniu blatów został mało miejsca na przejście i jeśli normalnie przechodziło się bez większych problemów o tyle przenosiny z figurami między bitwami nie były najłatwiejsze. Jak to mawiają gimnastyka - gratis.
Chciałbym coś napisać o sędziowaniu ale nie do końca mam co bo sędziemu zadałem jedno pytanie i widząc jego rosnące oczy w trakcie gdy je wypowiadałem stwierdziłem, że chyba nie chce znać odpowiedzi. Zresztą sędziowie byli pochłonięci graniem w jaką planszówkę i ciężko ich było złapać. No chyba, że ktoś miał zacięcie i chciał się przeciskać. Można powiedzieć, że turniej sędziował się sam. Co w gruncie rzeczy chyba nikomu nie przeszkadzało. W przeciwieństwie do braku drukarki co miało irytującą konsekwencję w postaci braku par przed kolejnymi rundami rozwieszonych w 2 czy 3 miejscach. W zamian trzeba było się cisnąć przed ekranem laptopa by poznać kolejnego przeciwnika.
Stoły na których grałem były ok ale ominąłem na szczęście np. kanion. Zresztą było parę innych które wyglądały na mało sympatyczne dla armii które chcą coś schować. Jednak osobiście jakoś super nie narzekam na tereny pomimo, że miałem do schowania całą armię. Stoły nie były szczególnie estetyczne ale też nie odrzucały i makiety był sensownie porozmieszczane więc w moich oczach ten element wypadł jak najbardziej poprawnie. Natomiast hot-dogi i herbata wypadły więcej niż poprawnie zwłaszcza, żę gorący napój był dostarczany bezpośrednio do stołu. Super - przyznam się bez bicia - mi by się nie chciało.
Jednak to co dla części będzie najważniejszym wspomnieniem z tego turnieju to nocleg. Orgowie się sprężyli i znaleźli niedrogą miejscówkę w granicach stolicy. Ale to koniec pozytywów. Jednak zacznę od początku. W sobotę po bitwach pojechaliśmy do knajpy w której nie mogliśmy pozostać zbyt długo bo do 24 musieliśmy się pojawić w naszym schronisku. Stikman jako osoba odpowiedzialna za dowiezienie nas na miejsce zaproponował byśmy wyszli o 23.30. Jednak ktoś tchnięty przeczuciem godnym farseer'a stwierdził, że lepiej o 23. I tak się stało o 23 wybyliśmy z knajpy i poszliśmy do schroniska. Najpierw podjechaliśmy kawałek metrem a potem szliśmy, szliśmy, szliśmy... Orgowie się zgubili a co gorsza mapa pożyczona od jefnego z graczy nie okazała się wystarczającą podpórką. W końcu dotarliśmy na miejsce dzięki GPS'owi. 0 24.20. Po prawie półtorej godzinnej podróży albo nawet wyprawie. Po drodze był już nerwowo i gorąco i nie zapobiegła temu nawet temperatura zdecydowanie poniżej zera połączona z wiaterkiem. Fatailty. Jednak stikman już wyciągnął wnioski i miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. I, że ktoś pojedzie wcześniej do noclegowni by sprawdzić jej istnienie i trasę.
Podsumowując jak na turniej za prawie 80 plnów (wejściówka i nocleg) można oczekiwać więcej. Fajnie, że nas poczęstowano jadłem i picem ale było widać, że orgowie nie tylko robią taką imprezę po raz pierwszy ale, że również nie znają standardów aktualnie obowiązujących. Mam wrażenie, że zabrakło wiedzy jak to powinno wyglądać bo sporo część błędów była do uniknięcia. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej szkoda tylko, że tą lekcję odrabialiśmy razem i naszym kosztem. Ale już na forum GV widać pierwsze efekty tej nauki w postaci ogólnej dyskusji o stołecznym środowisku. Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za chłopaków.
Varsowia Wars - bitewki
Do Wawy wziąłem Spasionego libre i kapelana, dwie piątki bajków: fist, melta, flamer, scout bajki (5) z fistem oraz atak bajki: 2 pary z bolcami i panzerjager i jedna para z meltam i obowiązkowym panzerjager. No i na deser 6 tornad w 3 oddziałach. Było to dla mnie pewnego rodzaju novum ponieważ do tej pory gdy grałem na zbliżone punkty (1900) to miałem ich 9. Jednak zainspirowany doświadczeniami z Ravenwingiem stwierdziłem, że warto spróbować pograć na mniejszej ilości. Wynik eksperymentu jest wielce zachęcający do dalszych doświadczeń.
W pierwszej bitwie zagrałem przeciwko przeciwnikowi którego godności niestety nie pamiętam ale który grał Tau’ami z dużą ilością wynalazków rodem z forga. I tak niebiescy mieli dwie pary broadsidów, dużą rybę z multi-meltą z małym plackiem na górze i sms’ami. W tropsach jakąś wieżyczkę do podświetlania, 6 ognistych wojaków bez transportu, krótkich za 100 punktów i górników. Elity i dowodzenie to całkiem standardowy zestaw pancerzyków z jednymi stelfami. I na deser 4 tetry. Graliśmy cle ans i nie udało mi się wszystkiego schować jednak dzięki night-fightowi nie poczułem tego zbyt mocno. W mojej turze zacząłem kombinować którędy jechać by dojechać i doszedłem do wniosku, że każda droga ma jakieś minusy ale jedna ma duży plus – jest najkrótsza. Pojechałem więc wszystkim na kołach na pałę do przodu. Mój przeciwnik zanim zaczął strzelać do cyklistów apokalipsy dużo strzelania stracił dużo firepowera na spidery. Efekt był taki, że w drugiej turze szarżowałem. Udało się uniknąć momentu stania w polu i przyjmowania wszystkiego na klate i praktycznie było po grze. 23-0
Wszyscy wiemy jak działa system szwajcarski i jakie uroki wiążą się z masakrą w pierwszej bitwie więc trafiłem na Jacka Zielińskiego z cyrkiem grubasów plus chórek czyli screamy gdzie się dało (3 zoantropy i dwa tyranty). Miał jeszcze 3 miny i kontrę. Misja Take and Hold i oczywiście na środku area z coverem 4+. Czyli marzenie dla mojej armii. Po mało zaskakującym rozstawieniu zrobiłem odważny scout move nie zacząłem i tyle było ze zwiadu „co jest za tym kamieniem”. Tyrki zaczęły dreptać na środek ja z kolei flankować i w drugiej turze udało mi się spikerami i atak bajkami odstrzelić 2/3 kontry. Jednocześnie oddział baków do spóły z kapelanem wpadł w elitowego oraz ciężkiego karka. Ten z HS padł od kapelana natomiast ten mniejszy został na jednym woundzie. Oczywiście zapomniałem strzelić z melty przed szarżą. Kontra zjadła bajkerów i nawet jej okrojony skład nie przeszkodził. Libra jeszcze próbował wspomóc osamotnionego kapelana ale efekt był taki, że zdjąłem dwie figurki a nie jedną. Prawie się udało. Do końca już trwało macanie i próby ratowania niedobitków przez mnie. Ostateczny wynik 3:20.
Zadowolony, że starcie z tyrkami mam za sobą spojrzałem na listę par i zobaczyłem Sancho. 8 grubych, 9 min, stado genków plus screen z gauntów. Do tego dochodził dosyć losowy scenariusz pt. tubylcy. Po prostu rewelacja. Zacząłem jakieś ruchy flankujące atak bajkami i spiderami a kombatem jechałem do środka. Po drodze straciłem 4 tornada przy czym jedna para spadła od miny. I znowu zaszarżowałem na dwa grube zapominając strzelić z melty i ponownie ostał się jeden na ostatnim woundzie. Sancho zaszarżował wszystkimi (17) genkami i rozmontował bajki z kapalanem. Dzięki czemu jedne genokrady zostały w openie drugie w coverze 5+. Po moim strzelaniu zostało ich kilka. W tak zwanym międzyczasie libra przyjął na klate latającego tyranta i go zabił. Poczuł moc i pojechał po tego strzelającego. Zginął. Scout bajkerzy w 2 wpadli w karka z 5 wondami i wbili mu 4. Przyjęli tyranta który się rozprawił z bibliotekarzem zignorowali go i dobili karka. W tym samym czasie moje atak bajki podjęły negocjacje z tubylcami. Skutecznie. Na początku mojej 6 tury wszyscy 3 byli w moich rękach. Jednak postanowiłem być miłym ziomem i w chwili kiedy Sancho został przytłoczony niemocom swojego hive tyranta powiedziałem mu żeby na oddział z jednym z tubylców zaszarżował karkiem. Dzięki temu z 16-4 zrobiło się 10-10 :).
Jeszcze zanim zacząłem grać pierwszą bitwę w niedzielę w rankingu miały miejsce jakieś przetasowania co zaowocowało spotkaniem ze Złym i dosyć nietypowymi eldarami. Spotkałem między innymi czołg o mrocznej nazwie Nightspiner który strzelał do mnie talerzem od hot-dogów czyli blastem 7” a poza ty miał holofielda. W HS oprócz tego dwa zombiaki natomiast w Fastach dwie ósemki pająków poza tym dziesiątka herlaków 6 banszetek latająca we wspomnianym czołgu. W tropsach guardianie ze scaterami. No i obowiązkowy avatar i farseer. Pomimo, że rozpiska odbiegała delikatnie od standardów nie wzbudziła w mnie zachwytu bo słaba nie była. Przez całą bitwę starałem się trzymać dystans chować się za wszystkim co odstawało od stołów oraz ostrzeliwać się. W efekcie dopiero w ostatniej turze doszło do walki wręcz. Przez całą grę stracił zauważalnie więcej od Złego ale część strat odbiłem dzięki temu, że graliśmy reacona. Skończyło się na 9-11.
Ostatnia bitwa i pierwsi marinsi po drugiej stronie stołu. Przy czym od razu w swoim klasycznym wydaniu czyli SAFH z mocną kontrą dowodzony przez Isengrima. Termity, wirówka, plujka, minmaaxy, devki etc a dodatek jump-pakowcy libra kapelan. Oboje wystawiając się dbaliśmy by skitrać co się da poza oczywiście stacjonarnymi jednostkami. Zacząłem spidery roztrzelały devków. A wszystko na kołach boostowało lewą flanką. Atak bajki dostały pina z foty połowa spikerów spadła druga nie strzelała i nie miałem jak ostrzelać kontry. Ale już było za późno na odwrót i stwierdziłem, że kontrą się będę przejmował później. To później był wcześniej niż bym chciał ale suma summarum z tego starcia wyszedł, żywy mój kapelan. By później w ostatniej turze zginął od preda plujki. Na 5 kostkach dwie jedynki – w sam raz. W pewnym momencie mieliśmy walkę kapelana z kapelanem, libry z librą a spidery strzelały się między sobą. Taka ciekawostka. Mój szturm okazał się dosyć skuteczny ale mocno się w jego trakcie wykrwawiłem więc pochowałem co żyło zwłaszcza, że graliśmy Seek and Destroy. Po podliczeniu wyszło 10-13.
Muszę przyznać, że armia pomimo niemałego przemeblowania sprawdziła się znakomicie. Może nie odbiło się to na wynikach (jeszcze ;)) ale ta odświeżona rozpiska dawała mi sporo więcej funu niż dotychczasowa. I jestem przekonany, że nie wynika to jedynie z potrzeby nowości. Trójki spikerów robią się kłopotliwe w użyciu kiedy spadnie jeden bo warto by chronić scoring unit z drugiej strony to jest sporo pestek. Natomiast przy parach ten problem nie istnieje co daje spory komfort. Pewnie, że robi się mało pestek ale w zamian dochodzą kolejne bajki z fistem co jest równie skuteczne co wulgarne :). Ta rozpiska przywróciła mi chęć do gry cyklistami apokalipsy bez Samaela bo po prostu granie na 9 z Minas Morgul mnie już najzwyczajniej zmęczyło.
czwartek, 14 lutego 2008
Sprostowanie
Misiu - dzięki za czujność.
Świnki a atmosfera
Z drugiej strony jeśli nawet ktoś gra mało wyszukaną (w powszechnym mniemaniu) ale mocną rozpiską, ale przy okazji jest sympatycznym ziomkiem to mamy mocny fundament pod dobrą bitwę. Bo w moim odczuciu by wyciągnąć maks funu z bitwy musi być i miło ale też musi być challenge. Trochę wysiłku umysłowego nie powinno nikomu zaszkodzić. BTW Podobno nasz mózg w trakcie wytężonej pracy zużywa 20% zasobów energetycznych samemu stanowiąc 2% masy ciała. Ciekawe czy turnieje mogą zastąpić dietę ;). Wolę więc spotykać lashowców nawet hurtem, niż ludzi z którymi przy stole nie zamienię słowa bo i o czym. O ile zawodnicy od różowych świnek będą przeziomami - przynajmniej będzie co wspominać zwłaszcza jak się po raz kolejny spotkamy na turnieju.
wtorek, 12 lutego 2008
VW
Z drugiej strony widać, że chłopaki się bardzo starają i całkiem zgrabnie im to wychodzi. Nie ograniczyli się do załatwienia miejsca na rozstawienie stołów ale także zajęli się noclegami kiedy okazało się, że nie ma takiej opcji na miejscu oraz miejscówkę na sobotnią bibkę. Patrząc na te przygotowania mój apetyt na ten turniej rośnie ale chyba nie tylko mój. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie patrząc na listę zgłoszeń. Całkiem sporo na niej zawodników z Warszawy i jestem ciekaw, czy ta lokalna frekwencja przełoży się choć na turnieje wyjazdowe. Bo jak widać pomalowane armię już nie są przeszkodą. Teraz pozostaje kwestia chęci i/lub finansowa. Liczę jednak, że dzięki sporej liczbie "gości" niektórzy stołeczni gracze podchwycą bakcyla turniejowego i warszawski żelazny skład turniejowy będzie miał towarzystwo. Zwłaszcza, że w najbliższym czasie jest w czym wybierać jeśli chodzi o turnieje co powinno dodatkowo kusić.
Jest to o tyle ważny turniej dla Warszawy, że nie tylko decyduje czy za rok ludzie wrócą jeśli będzie organizowany VW zwei ale także czy ludzie z stolicy zaczną częściej jeździć. Bo nie oszukujmy się póki co nie wiele ich jeździ zwłaszcza jeśli odniesiemy to do potencjału tego miasta. Ta edycja Varsawia Wars jest jeszcze ważna jeszcze z jednego powodu - na liście zgłoszen nie ma ąż tak dużo gości ale jeśli w tym roku impreza wypali jestem przekonany, że za rok będzie ich więcej. Póki co trzeba wyrobić temu turniejowi renomę.
Ciekawostki z www GW
Inną ciekawostką którą można znaleźć w odmętach stron www gamesa jest Lucky 13 tym razem na ich amerykańskim serwisie. Co akurat w tym przypadku jest jak najbardziej zrozumiałe ponieważ mamy do czynienia z roczną kampanią apokalipsy toczącą się w sklepach. I co prawda nie dotyczy nas to bezpośrednio, ludzie myślący o własnych eventach nawet w innych formatach niż apokalipsa powinni tam zajrzeć. Może uda im się znaleźć coś inspirującego.
sobota, 9 lutego 2008
Piłkarsko czy klasycznie oto jest pytanie.
Jednak, 12 miesięcy temu, głównym zarzutem oraz zarzewiem sporów był sposób płatności- czyli konieczność wpłaty kartą kredytową, co punktację zepchnęło na drugi plan. Aktualnie problem opłacenia turnieju został rozwiązany, więc można się skupić na innych kwestiach. Zwłaszcza, z tego co pamiętam, w zeszłym roku regulamin był narzucony odgórnie co eliminowało możliwość poprawiania go. W tym roku można go w dużym stopniu zmodyfikować, co też należy odbierać jako progres. Szaman, główny organizator całej imprezy, postanowił się nie mieszać w kwestie punktacji, zostawiając decyzje sędziom.
Może już nie wszyscy to pamiętają, ale kiedyś grało się systemem 10-10, 13-7, 17-3, 20-0, kiedy natomiast wprowadzono system z wynikami co jeden duży punkt (BTW. zerżnięty z batla) przyjął się on momentalnie. Jak mało co na scenie turniejowej. Jego popularność wynika z przeświadczenia, że najlepiej on oddaje przebieg bitwy. Co prawda kiedyś w Wawie, za czasów (chyba) Partyzanta, czyli przed GV, były turnieje, gdzie liczyły się tylko małe punkty. Jednak Jachu szybko obnażył minusy tego systemu kiedy na reaconie zdobywał 5k+ małych VP (każda ciężarówka była warta 200 punktów a miał ich w armii wuchte).
Patrząc na popularność aktualnego systemu punktacja na GT może się wydawać krokiem wstecz. Zwłaszcza że wg niej osoba wygrywając 4 razy 15-5 i jedna bitwę przegrywając wg normalnego sytemu ma 60 punktów a na GT ma 12 (na 15), natomiast zawodnik z 3 masakrami i dwoma remisami ma 80 punktów lub 11 na grandzie. Nie da się ukryć, że system piłkarski trochę obcina efekt papier-nożyce-kamień. Bo wyszarpane delikatne zwycięstwo nad najgorszym antagonistą jest równie wartościowe jak nad wymarzonym przeciwnikiem.Ten system liczenia punktów jest też czymś innym, niż to, co mamy na co dzień. Z drugiej strony, nie opłaca się parcie do przodu, lepiej grać ostrożnie i trzymać rękę na pulsie niż podejmować jakieś ryzykowne szarże. No i 5 małych punktów, których zabraknie do zwycięstwa może być naprawdę frustrujące.
W moim osobistym odczuciu klasyczny system jest lepszy, ale to nie do mnie należy decyzja. To co mi się podoba system punktowy jest problem przed GT a nie sposób płatności i że gracze mają wpływ na tą kwestię. Napawa to optymizmem przed tegoroczną edycją i jest nadzieja, że rzeczywiście to będzie Grand Tournament.
czwartek, 7 lutego 2008
Sport to zdrowie (podobno)
Skaveny vs orki (po ciemku)
Trochę dziwne proporcje mają te szczury ale filmik jest sprzed paru miesięcy a do premiery trochę zostało - może jeszcze coś się zmieni. Ale ogony są fajne. Zresztą nie mam 100% przekonania, że to jest oryginalny filmik.
Natomiast ten już jest jak najbardziej z nadchodzącej gry:
Na trawiastym boisku o wiele lepiej to wygląda.
Cóż pozostaje czekać. Choć pewnie i tak nie przebije to planszy i figurek - przynajmniej w moim odczuciu (podejrzewam, że jednak nie będę osamotniony) . Ale może dzięki tej adaptacji trochę więcej osób się zainteresuje klasyczną odmianą. A warto, zresztą jak ktoś jest chętny poznać ją na Wojnie Światów to myślę, że przez forum sztabu znajdzie kogoś kto przeprowadzi demonstrację gry. Przy optymistycznym założeniu, że będzie miał ochotę na Blood Bowl'a w trakcie maratonu na 7 bitew :)
wtorek, 5 lutego 2008
Klęska urodzaju
Terminarz na marzec i kwiecień:
- 1-2-III lub 8-9 III challenger w Toruniu;
- 29-30 III Wojna Światów;
- 12-13 DMP;
- 26-27 GT;
2 miesiące i 4 turnieje dwudniowe na każdym warto być, bo:
-Toruń - bardzo ciekawa formuła (zamiana armii) i chopaki już raz pokazali, że zdecydowanie warto przyjechać do nich.
- Wojna Światów jak współorganizator nie będę się rozwodził więc ograniczę się do stwierdzenia - Plan jest prosty - ma być lepiej niż rok temu.
- DMP bardzo ciekawa formuła, bardzo dobrzy orgowie. Pytania? :)
- GT rok temu było słabo ale Szaman zapowiedział wyciągnięcie wniosków i już widać progres. A ta impreza ma ogromny potencjał. Co zresztą było widać 2 czy 3 lata temu.
A do tego już za półtora tygodnia a na dwa przed Toruniem mamy Varsowia Wars. Ale to nadal nie wszystko bo żeby było jeszcze bardziej hard-corowo chopaki z Koszalina próbowali się wstrzelić ze swoim chelkiem. W tym sezonie im się nie udało (BTW mam szczerą nadzieję, że to ich nie zniechęci) ale jeśli w następnym ich turniej ma przypaść na ten okres to będzie ciężko. Zresztą i bez tego jest. I to dla wszystkich - zarówno orgów jak i graczy. Bo mało kto może sobie ze względów czasowych i/lub finansowych pozwolić na taki maraton. A konieczność wyboru wśród takich turnieji może być więcej niż bolesna.
Tak czy siak do zoba gdzieś w Polsce :).
niedziela, 3 lutego 2008
Kult kradnących geny
Sam army list oferuje mnogość wyborów w obrębie błota i trawy. Zaczyna się już w HQ bo żaden wybór tam nie zbliża się w koszcie punktowym do marinsowego cyklisty. No chyba że z obstawą i w transporcie - to tak. Wydaje mi się, że w porównaniu do wersji z Citadel Journal armia oferuje mniej strzelania. Problemem też jest mała maksymalna liczebność oddziałów gienków. Stają się one bardzo cenne bo tylko one tak naprawdę potrafią rozsądnie bić (przynajmniej z oddziałów) bo cała reszta to raczej suicide komanda. Zwłaszcza jeśli weźmiemy po uwagę, że najlepszą "bronią" do walki wręcz na składach jest rending claw. Fistów w armii brak. Co przy plotkach o zmianach w zasadach rendingu nie wygląda zachęcająco. Nie pozostaje nic innego niż wziąć wroga ilością co jest w tej armii bardzo łatwe biorąc pod uwagę, że są w niej oddziały (10 osobowe) kosztujące tyle co pojedynczy termos i to bez AC. Ale patrząc na staty tych oddziałów i tak bym obstawiał puszkę. W heavy mamy nowość czyli wariację na temat bestii chaosu która wygląda całkiem całkiem zwłaszcza, że kosztuje tylko 110 punktów. Co ciekawe sentinele też trafiły do heavy co jest dla mnie nie do końca zrozumiałe, ale i tak są atrakcyjne ze względu na to, że mają coś co strzela i BS 3. A to w tej armii wcale nie jest takie częste.
Army list zrobiono w stylu tych z ostatnich kodeksów czyli z ceną za podstawową jednostkę i z opcją powiększania jej o dodatkowych zawodników. Dostępność niektórych opcji jest uzależniona od wielkości brygady do czego też pomału się przyzwyczajmy. Nawet formatowanie tekstu nawiązuje do tego z najnowszych podręczników GW. A na deser oprócz dwóch speciali dostajemy kultową formację do Apokalipsy. Czyli wszystkie najnowsze trendy są podtrzymane.
Podsumowując - kawał bardzo dobrej roboty. Armia ma klimat który został fajnie podkreślony zasadami, rzeczywiście można dostrzec myśl przewodnią całości. No a oprócz tego pdf jest bardzo estetycznie przygotowany ale to nie jest niespodzianką w przypadku ekipy BoLS. Armia wydaje mi się bardzo ciekawa i zyskująca przy grze na mniejsze punkty na małym stole głównie za sprawą naprawdę niskich kosztów punktowych. I choć może nie dopuścił bym jej na mastera bo to jednak ciągle twórczość fanowska ale na lokala jak najbardziej.
piątek, 1 lutego 2008
Miej świadomość
Ostatnio od znajomych w osobach Bogus_lawa i ESa dowiedziałem się o bardzo interesującej usłudze wprowadzonej w internetowej odsłonie empiku. Mianowicie można za jego pośrednictwem sprowadzać towar z zagranicy. Na przykład książki. Łącznie z tymi wydawanymi np. przez Black Library. Bardzo fajna sprawa dla ludzi bez kredytówki lub obawiających się o jej bezpieczeństwo. A jeszcze fajniejsze są ceny bo z tego co chłopaki mówili zazwyczaj towar idzie z USA a wszyscy wiemy jak aktualnie stoi dolar. I tak dla przykładu: pierwsza część cyklu o Herezji Horusa wersja polska czyli Wywyższenie Horusa ma z tyłu nadrukowaną cenę 34 pln'y natomiast wersja oryginalna czyli Horus Rising kosztuje po przeliczeniu ~21 pln'y. Nie mam pytań. A jeśli człowiek aka konsument ;) chce to może odebrać zamówienie w salonie co koszty wysyłki redukuje do 0 złotych.
Wiem, że słowo kryptoreklama wydaje się być za słabe w przypadku tej notki ale raz na jakiś czas można. Chyba. A tak w ogóle to wszystko w trosce o Waszą świadomość konsumencką :).