Po ETC gdzie widziałem jakiś miliard bitew a mój jedyny wkład w nie to było rzucanie nie po naszej myśli na kolejną turę miałem spory niedosyt grania. Zatem na trójmiejski master czyli Herezję ostrzyłem sobie zęby i rozpiski od powrotu do kraju.
Grałem 'oczywiście' czystym Ravenwingiem. Rozpy miałem dwie, figurki miałem nawet do obu, ale jak się przed turniejem spodziewałem, przez wszystkie 5 bitew, wystawiłem tylko jeden wariant czyli same motory, Darkshrouda i Dakka-szmata. W skrócie grało mi się tym wyśmienicie. A w rozwinięciu?
Pierwsza bitwa to Szwagier i po drugiej stronie właściwie to samo czyli dakka szmata, motory i shroud. Wygrał rzut na rozpoczęcie, wystawił się na pełnej agresji więc skitrałem się w rogu a na środku zostawiłem 2 trójki motorów i atak bajka do po blokowania jego ruchów na scoucie. Udało się i wtedy zrobiłem coś co mi w dużej mierze przegrało mi bitwę. Przejąłem inicjatywę.
Cała bitwa to były szachy co było pochodną wystawienia. Nikt nie chciał się wychylić więc macaliśmy się raz z jednej, raz z drugiej strony. Zatem kończenie było kluczowe a tego sam się pozbawiłem podobnie jak command squadu (bez dakka szmaty) który zamiast schować wjechał z rezerw porezać. Efekt tej wycieczki nie był trudny do przewidzenia. Te dwa błędy dały mi całe 3 punkty.
Druga bitwa to Nathaniel i dwa landki z berkami, oblity lord kultyści i gwóźdź programu czyli dwa smoki. Na anichilacji. W tej bitwie najpoważniej zastanawiałem się nad moją drugą rozpą która było tworzona z myślą o przetrwaniu takich paringów ale w końcu stwierdziłem, że wariant A może trochę gorzej, ale też wytrzyma a w razie czego będzie mi łatwiej coś zabić. Gdyby były trzy smoki to na pewno bym wziął tą bardziej wyporną wersję.
Niestety zabijania w tej bitwie wiele nie bylo a już zwłaszcza z mojej strony. Cała bitwa to była rzeźba jak to zrobić by smoki mnie nie zdemolowały a jednocześnie nie zbliżyć się za bardzo do reszty chaosu. Udało się. Straciłem 4 KP z czego jeden w kretyński sposób. Mianowicie - smok strzela do bajków z palnika - pierwszy ginie drugi też bo w wyniku mojego nieskończonego poprawiania libry z generatorem pola wyszedł z jego zasigu na jakieś 3mm. Dwa trupy czyli liderka i oczywiście za stół. A potem się dowiedziałem, że mieli przerzut za Banner of Devastation.
Całe życie przez pinezki.
Ja zabiłem dwa smoki - jednego z melty drugiego z Locked velocity - w ostatniej turze musiał wylecieć za stół. Głównie sprawnym posługiwaniem się miarką ugrałem 8 punktów
Trzecia bitwa to Bartuul i 3 monole. A poza nim lord na śmietniku z wrajtami i 4 kosy z warriorami. Ja miałem w armii więcej melt niż średnia tego turnieju a że zaczynałem to scout potem boost i pomimo wystawienia wzdłuż stołu byłem przy nich. Z melt trafiałem więc monole szybko się skończyły. Podobnie jak wrjajty za sprawą command squadów i granatników. Natomiast z kosami miałem zdecydowanie więcej problemów. W sensie były dla mnie nie do sięgnięcia. 5 tura i wszystkie necrońskie troopsy wysiadają na znaczniki by je poblokować rzucamy kostką i niestety dla Bartuula jest kolejna tura. 20 dla mnie.
Czwarta bitwa to Raca i Eldarzy z Tau. Zaczynam, wystawiam się więc agresywnie i scoutuje na maksa choć de facto niewiele bo krooty mnie odpychają. Po czym tracę inicjatywę.
Rzeczywistość szara jak tytan.
W pierwszej turze ściągam z stołu jedenaście motorów i siłą rzeczy oraz luf przeciwnika mój plan ulega znacznej rewizji. Skupiam się na przetrwaniu i znacznikach. Górka na środku stołu i kończenie pomagają w realizacji obu elementów nowej strategii. Drugi raz na tym turnieju ratuje mnie (pierwszy raz to bitwa z Nathem) Power Field Generator który utrzymuje Shrouda przy życiu - 8 invów po zdjęciu covera zdanych z rzędu. A on z kolei utrzymuje resztę cyklistów apokalipsy przy życiu. Raca dobrze wyczuł mój plan z skoczeniem Sammaelem na jego znacznik i wysłał go krótką wiadomością tekstową że jest akcja nie znosząca zwłoki na resztkach Calibanu. Jednocześnie mi udało się zabezpieczyć swój i cała bitwa rozstrzygnęła się na środkowym objectivie który rzutem taśme udało mi się zblokować. Raca miał First blood'a, ja linebreakera wyszedł zatem remis.
Piąta bitwa to Żaba i gwardia na dwóch plutonach 3 wendkach mantysi i dwóch runkach. Zaczynałem i miałem misfortunę więc plutony się nie blobowały. Stały zatem te składy przez całą szerokość stołu. Manticora schowała się do rezerw. Tym razem nie było 6tki na przejęcie pojechałem więc i zacząłem strzelać. Kiedy rezerwy wchodziły na stół to już jakieś 60 gwardzistów go zdążyło opuścić. Jednak najpierw wjazd manticory a potem wendek zaczął sprawy komplikować. Podobnie jak górka za która chowały się wilki z niedobitkami gwardzistów.
Bitwa przebiegała w na tyle fajnej i miłej atmosferze pogawędek o batlu i drugiej edycji, że zanim się obejrzeliśy byliśmy ostatnią parą na placu boju. Skończyliśmy po 4 turach udało mi się jeden (z czterech) znacznik zabezpieczyć przed kontestem z wendki i finalny wynik to 13-7.
Ostatecznie zająłem 15 miejsce co może nie jest imponującym wynikiem ale jakbym chciał punkty to bym poszedł na BP. A, że chciałem miłego weekendu i zacnych bitewek to wyszedłem w niedzielne po południe w 100% kontent. No i aktualnym RW gra się wyśmienicie co dodatkowo mnie uszczęśliwiło. No i za sprawą miodności tej armii cały czas brak mi motywacji do ogarnięcia demonów. No ale to chyba temat na inny raz.
piątek, 30 sierpnia 2013
środa, 28 sierpnia 2013
Cry "Daemons" and Let Slip the Dogs of War cz.2
Nadaje Michu. Czas (najwyższy!) na drugą część relacji z bitew na ETC. W tak zwanym międzyczasie raporty z bitew reprezentacji zostały przeniesione w inne miejsce Glorii Victis, konkretnie tutaj: Raporty z bitew ETC. Za sprawą Cylindryka moje poprzednie wypociny też się tam znalazły. Bez dłuższych zatem wstępów, kontynuujemy.
Drugi dzień zaczęliśmy od gry z Walią. Nie była to jedna z drużyn, której poświęciliśmy jakoś specjalnie dużo czasu ale Vladdi obiecał, że coś wieczorem wykmini. Rozpiski po przejrzeniu okazały się jak najbardziej na poziomie, szczególnie dość brutalne, czyste Tau, z którym nikt do gry się zbytnio nie palił. Nie było akurat przy tej dyskusji Romka, więc powstała koncepcja, że On zagra. I w końcu tak właśnie się okazało. Kupa śmiechu ale okazało się to suma summarum dobrym pomysłem.
Co do mnie to jak i przy pozostałych pairingach się nie wtrącałem, czekając na to co mnie spotka. I dostałem coś takiego:
BITWA 3 vs Walijskie Orki+TAU
2 x Warboss na bajku
3 x 20 Shootasów
2 x 9 Lootasów
2-3 x Krootcy
1 x Riptide
1 x Pathfinderzy
1 x Brodki
1 x Eteral
Skyshield Landing Pad
Przegrałem wszystkie rzuty jak zwykle ale wylosowałem inva na heraldzie i Puppet Master na Fateweaverze, którym zamierzałem obdarowywać Riptide jak tylko się da. Przeciwnik wybrał zaczynanie, rozstawił Tau na landing padzie wraz z lootasami, trochę boyzów przed padem i 20tkę z warbosem pod fortyfikacją. Krooci oraz 20tka boyzów z Warlodem w outflanku - taki wylosował warlord trait. Moim zdaniem już tutaj wyszło, że nie za bardzo wiedział jak zagrać. Bo plan pewnie był, żeby wybić mi troopsy etc ale stracił w ten sposób co najmniej jeden pierścień zasłony wokół landing pada. Ja za to stwierdziłem, że nie po to mnie dostawili do stacjonarnego strzelanie, żebym grał na remis i schowałem tylko FT i heralda 37" od Landing Pada a resztą warowałem przy linii wyznaczającej moją strefę.
Przed grą psy do przodu tak, żeby boyzom zostało 8" na szarże przez ciężki do psów a ja żebym nie miał problemów z kontrą. Rzucam z głupia frant na przejęcie inicjatywy i niespodzianka, jest 6tka! Przeciwnik się z lekka podłamał ale mówi się, życie i gramy. Nie wiedział co go spotka w 1 turze... Ja ruszam delikatnie psy, po scoucie i tak będące tam gdzie chce, rzucam inva 4+ na płaszczki, grimoijre natomiast na FT i też na maksa do przodu. Resztą też podchodzę - w tej sytuacji nie będzie mógł sobie pozwolić na strzelanie do czegokolwiek innego niż psy i płaszczki. Tura strzelania jest raczej ciekawa. Najpierw losuje burzę slaanesha i tracę jednego psa. On nic. Działo Khorna wybija 10 orkową dziurę w screenie przed padem. Płaszczki boostuje pod landing pada na przynetę i po drodze zabieram kolejnych 6 orków ze screena. Reszta biegnie, a na końcu strzela FT. I jaki to jest strzał! Puppet Master na Ripitde. Udany. Proszę przeciwnika o objaśnienie z czego teraz właściwie mógłbym strzelić? Okazuje się, że z placka. No to z placka! Niby Riptidy mają 2+ ale stoją w kupie razem z eteralem i dronami więc nie będę się zastanawiał. Znosi 11 cali. Przeciwnik się cieszy. A ja przypominam o niezużytym jeszcze przerzucie z FT. I kulam HIT. Padają ze dwie drony, plus jeszcze jedna z beama. Oblany test na zebranie i zatrzymują się tuż przed krawędzią. Mogło być super ale i tak nie narzekam.
W swojej turze gość oblewa test na zebranie...first blood. Morale mu nurkuje i rozbija sie o dno pobliskiego Dunaju. Robi absolutnie wszystko źle - strzela do płaszczek zamiast do psów, nie szarżuje niczym a powinien wszystkim oprócz pathfinderów. Ginie 5 płaszczek. Kontra jest miażdząca - znika cały landing pad oprócz Pathfinderów - Ripek nie dostaje rany ale ma test na -14 i nie zostaje na stole. W jego drugiej turze wychodzi outflank. Niestety nie nauczony doświadczeniem zbija go w brzydko mówiąc - kupę. W związku z tym w mojej turze trzeciej działo Khorna wybija równiutki ślad dużego placka w jego rezerwach. Koleś traci resztki ducha i proponuje mi 20:0 w zamian za skończenie gry. Staram się go przekonywać, że powinien urwać jakieś punkty i grać ale na obecnym etapie sam w to nie wierzę - jest o turę za późno. A na zasadach ETC mógł próbować 5 punktów ugrać.. Gra się zatem kończy. Smutno trochę. Mój przeciwnik postanawia się podzielić dokonaniem ze swoja drużyną i robi "tour optymizmu", jak to nazwał Łysy, demoralizując po kolei swoich kolegów z drużyny.
Mecz wygrywamy ze sporym zapasem i nadchodzi pora zmierzyć się z chłopakami zza oceanu. Team America mieliśmy dobrze rozpracowany, a ja w szczególności, gdyż bloby Kopacha były moim zdaniem jedną z lepszych rozpisek i grałem z jego rozpiską więcej niż parę razy. Jednocześnie trochę stresu było, bo wiedziałem, że agresywnej grze to jeśli coś pójdzie nie tak to dostanę łomot. Przy parowaniach jak zwykle krążyłem z daleka ale byłem jedną z ostatnich armii i dostałem info od Łysego, że jeśli mają to na czempionie co przewidzieliśmy to będzie ok a jak nie to będę walczył o życie. I wyszło to drugie bo dostałem GK. Vladdi spytał ile z tym zrobię to powiedziałem, że "co tam, rozwalę to!" ale moje przekonanie wynikało raczej z psychicznego przygotowania do ETC niż z jakiegoś zdrowego rozsądku. Wziałem Skarka na bok i trochę razem pokiminiliśmy co mam zrobić. Wyszło, że pomysł ma ten sam co ja. Wrzucić heralda w płaszczkach do combatu od 2 tury, bo to jest jedyna możliwość żeby go ukryć przed rakietami a w tym czasie zabić jeden oddział termosów. Tak przygotowany ruszyłem do boju.
BITWA 4 vs Amerykańskie GK
Coteaz
Inkwizytor z psikawką
3 x Stormraven z akolitami
2 x 10 terminatorów 1 ze sztandarem, w pełnym rynsztunku
4 x Akolici
3 x czaszki
Moim przeciwnikiem był Jon "The Man" Willingham. Koleś przesympatyczny, uśmiechał się prawie do samego końca, chociaż jak sami przeczytacie za chwilę, powodów do radości miał coraz mniej.
Gramy relikt i 2 znaczniki. Oczywiście przegrałem wszystkie rzuty, więc znaczniki są skupione blisko siebie po jednej stronie stołu. Ale za to ustawiłem je maksymalnie daleko od reliktu. Z mocy mam inva na heraldzie ale nie przewiduje jego długiego życia. Jon wybiera zaczynanie i wystawia się jednym oddziałem pod relikt a drugim daleko z boku pod znaczniki. Czaszki na środku stołu blokują scouta psom. Ja skupiam się na przeciwległej do znaczników flance. W deepie zostawiam jedne horrory i jedne demonice - drugie demonice równo przed znacznikiem i plan jest taki, żeby dobiec do niego przed terminatorami. W ten sposób będzie zmuszony ostrzeliwać demonice zamiast psów.
Niestety nie przejmuje inicjatyw. Jon podchodzi i sprząta parę psów po rzuceniu misfortuny. Ja daje wszytkim na jedną flankę, tak aby dostać skuteczny ostrzał od jednych tylko termosów. Herald jest w horrorach, żeby nie ściagąć ostrzału na płaszczki. Stoi sam daleko licząc że nie wszystkie placki trafią. FT z grimoijrą daje do przodu i z beama ściąga 2 termosy. Niestety, 2 storm raveny wchodzą i herald pada. To było do przewidzenia ale pada też przy okazji działo khorna, które było tu kluczowe - Heraldzi ze swoją 6tką inicjatywy mieli szansę przerzedzić termosy przy szarży. Termosy męczą dalej psy pod misfortuna a drugie trochę przerzedzają demonice. Z jednego oddziału psów zostają 4 psy i herald. Tabelka demonów próbuje mnie zabić ale jest FT na szczęście. Wygląda to fatalnie. Potrzebowałem tu trochę szczęścia. Zapoznaję przeciwnika z frazą "carving in shit" i minę mam adekwatną do tej czynności. I tu Jon popełnia najgorszy błąd, bowiem mówi "No, You will not fool me, I know that You Poles do not give up!". Nie ma bata zatem, nie mogę z siebie zrobić ofiary!
Moja druga tura i wszystko się okaże. Obu heraldów dołączam do zdrowych psów. Szarżuje. Resztka psów zbiera Overwatcha i Jon zapoznaje się z Go to Ground w fazie szarży :) Pozostałem oddziały dochodzą, niestety psy muszą przez ciężki. Kłaki lecą z demonów. Jeden herald odmawia czelendża Justicarowi. Płaszczki zabijają w inicjatywie 2 termosy z halabardami, które zdążyły uderzyć. Niestety oznacza to, że termosy z młotami biją. Ja zabijam 4 termosów i przegrywam combat o tyle, że nie ma co liczyć. Będzie z miliard. Płaszczki się składają i ginie 2d6 woundów z psów - na szczęście statystycznie tylko 3,5 psa.
W trzeciej turze Jona wygląda na to, że dostanę kontrę 2 gich terminatorów, chociaż po cichu liczę, że nie przejdą przez las w którym stoimy. W międzyczasie kolejna demonica z reliktem zostaje odstrzelona a następna czeka na swoją kolej. Szarża terminatorów na 6 cali. Jon rzuca 6 i 1. Ja pokazuje i udowadniam, że jeśli jeden koleś mógłby dojść przez ciężki to wszyscy muszą rzucać. Więc jeszcze jedna kostka i pada 4 więc szarża spalona. Gdzieś tam u mnie w głowie zapala się światełko "no mercy". Heraldzi rozszarpują pozostałych termosów. Trzecia moja tura to 2 termosy giną z beama w shootingu i szarża. Tym razem nie ma ciężkiego terenu po drodze. W międzyczasie przechodzi Trej i robi wielkie oczy. Jon pyta trenera czy musi swoją bitwę wygrać. I popełnia kolejny błąd. Rzuca Hammerhanda na terminatorach, będąc przeświadczonym, że Inkwizytor może potem odpalić Force Weapony na oddziale. Kiedy to robi pytam czy aby na pewno tak jest i jak się okazuje po przejrzeniu rulebooka mam rację. W dwie tury sypie się kolejny oddział terminatorów. Jest po grze. Storm Raveny zabijają jeszcze heraldów i wystawiają akolitów na linebreakera. W tym czasie moje troopsy zajmują i otaczają znaczniki. FT chowa się po kątach. Ostatecznie gra kończy się w 5 turze. Mam wszystkie znaczniki i jest 16:4 dla mnie.
Nie wiem jak to się stało i Jon też za bardzo nie kuma. Szkoda mi kolesia bo kumple zaczynają sypać jego nową ksywą "The Fail". Mam wrażenie, że wygrałem tą grę znajomością zasad i tym, że Jon był za bardzo pewny siebie. Demony z GK stanowią zdecydowanie bardziej wyrównany pairing niż w 5 edycji.
Koniec dnia w wyśmienitym nastroju. Ale w niedzielę Old Adversary w postaci Niemców, trza się spiąć.
C.D.N.
2 x Warboss na bajku
3 x 20 Shootasów
2 x 9 Lootasów
2-3 x Krootcy
1 x Riptide
1 x Pathfinderzy
1 x Brodki
1 x Eteral
Skyshield Landing Pad
Przegrałem wszystkie rzuty jak zwykle ale wylosowałem inva na heraldzie i Puppet Master na Fateweaverze, którym zamierzałem obdarowywać Riptide jak tylko się da. Przeciwnik wybrał zaczynanie, rozstawił Tau na landing padzie wraz z lootasami, trochę boyzów przed padem i 20tkę z warbosem pod fortyfikacją. Krooci oraz 20tka boyzów z Warlodem w outflanku - taki wylosował warlord trait. Moim zdaniem już tutaj wyszło, że nie za bardzo wiedział jak zagrać. Bo plan pewnie był, żeby wybić mi troopsy etc ale stracił w ten sposób co najmniej jeden pierścień zasłony wokół landing pada. Ja za to stwierdziłem, że nie po to mnie dostawili do stacjonarnego strzelanie, żebym grał na remis i schowałem tylko FT i heralda 37" od Landing Pada a resztą warowałem przy linii wyznaczającej moją strefę.
Przed grą psy do przodu tak, żeby boyzom zostało 8" na szarże przez ciężki do psów a ja żebym nie miał problemów z kontrą. Rzucam z głupia frant na przejęcie inicjatywy i niespodzianka, jest 6tka! Przeciwnik się z lekka podłamał ale mówi się, życie i gramy. Nie wiedział co go spotka w 1 turze... Ja ruszam delikatnie psy, po scoucie i tak będące tam gdzie chce, rzucam inva 4+ na płaszczki, grimoijre natomiast na FT i też na maksa do przodu. Resztą też podchodzę - w tej sytuacji nie będzie mógł sobie pozwolić na strzelanie do czegokolwiek innego niż psy i płaszczki. Tura strzelania jest raczej ciekawa. Najpierw losuje burzę slaanesha i tracę jednego psa. On nic. Działo Khorna wybija 10 orkową dziurę w screenie przed padem. Płaszczki boostuje pod landing pada na przynetę i po drodze zabieram kolejnych 6 orków ze screena. Reszta biegnie, a na końcu strzela FT. I jaki to jest strzał! Puppet Master na Ripitde. Udany. Proszę przeciwnika o objaśnienie z czego teraz właściwie mógłbym strzelić? Okazuje się, że z placka. No to z placka! Niby Riptidy mają 2+ ale stoją w kupie razem z eteralem i dronami więc nie będę się zastanawiał. Znosi 11 cali. Przeciwnik się cieszy. A ja przypominam o niezużytym jeszcze przerzucie z FT. I kulam HIT. Padają ze dwie drony, plus jeszcze jedna z beama. Oblany test na zebranie i zatrzymują się tuż przed krawędzią. Mogło być super ale i tak nie narzekam.
W swojej turze gość oblewa test na zebranie...first blood. Morale mu nurkuje i rozbija sie o dno pobliskiego Dunaju. Robi absolutnie wszystko źle - strzela do płaszczek zamiast do psów, nie szarżuje niczym a powinien wszystkim oprócz pathfinderów. Ginie 5 płaszczek. Kontra jest miażdząca - znika cały landing pad oprócz Pathfinderów - Ripek nie dostaje rany ale ma test na -14 i nie zostaje na stole. W jego drugiej turze wychodzi outflank. Niestety nie nauczony doświadczeniem zbija go w brzydko mówiąc - kupę. W związku z tym w mojej turze trzeciej działo Khorna wybija równiutki ślad dużego placka w jego rezerwach. Koleś traci resztki ducha i proponuje mi 20:0 w zamian za skończenie gry. Staram się go przekonywać, że powinien urwać jakieś punkty i grać ale na obecnym etapie sam w to nie wierzę - jest o turę za późno. A na zasadach ETC mógł próbować 5 punktów ugrać.. Gra się zatem kończy. Smutno trochę. Mój przeciwnik postanawia się podzielić dokonaniem ze swoja drużyną i robi "tour optymizmu", jak to nazwał Łysy, demoralizując po kolei swoich kolegów z drużyny.
Mecz wygrywamy ze sporym zapasem i nadchodzi pora zmierzyć się z chłopakami zza oceanu. Team America mieliśmy dobrze rozpracowany, a ja w szczególności, gdyż bloby Kopacha były moim zdaniem jedną z lepszych rozpisek i grałem z jego rozpiską więcej niż parę razy. Jednocześnie trochę stresu było, bo wiedziałem, że agresywnej grze to jeśli coś pójdzie nie tak to dostanę łomot. Przy parowaniach jak zwykle krążyłem z daleka ale byłem jedną z ostatnich armii i dostałem info od Łysego, że jeśli mają to na czempionie co przewidzieliśmy to będzie ok a jak nie to będę walczył o życie. I wyszło to drugie bo dostałem GK. Vladdi spytał ile z tym zrobię to powiedziałem, że "co tam, rozwalę to!" ale moje przekonanie wynikało raczej z psychicznego przygotowania do ETC niż z jakiegoś zdrowego rozsądku. Wziałem Skarka na bok i trochę razem pokiminiliśmy co mam zrobić. Wyszło, że pomysł ma ten sam co ja. Wrzucić heralda w płaszczkach do combatu od 2 tury, bo to jest jedyna możliwość żeby go ukryć przed rakietami a w tym czasie zabić jeden oddział termosów. Tak przygotowany ruszyłem do boju.
BITWA 4 vs Amerykańskie GK
Coteaz
Inkwizytor z psikawką
3 x Stormraven z akolitami
2 x 10 terminatorów 1 ze sztandarem, w pełnym rynsztunku
4 x Akolici
3 x czaszki
Moim przeciwnikiem był Jon "The Man" Willingham. Koleś przesympatyczny, uśmiechał się prawie do samego końca, chociaż jak sami przeczytacie za chwilę, powodów do radości miał coraz mniej.
Gramy relikt i 2 znaczniki. Oczywiście przegrałem wszystkie rzuty, więc znaczniki są skupione blisko siebie po jednej stronie stołu. Ale za to ustawiłem je maksymalnie daleko od reliktu. Z mocy mam inva na heraldzie ale nie przewiduje jego długiego życia. Jon wybiera zaczynanie i wystawia się jednym oddziałem pod relikt a drugim daleko z boku pod znaczniki. Czaszki na środku stołu blokują scouta psom. Ja skupiam się na przeciwległej do znaczników flance. W deepie zostawiam jedne horrory i jedne demonice - drugie demonice równo przed znacznikiem i plan jest taki, żeby dobiec do niego przed terminatorami. W ten sposób będzie zmuszony ostrzeliwać demonice zamiast psów.
Niestety nie przejmuje inicjatyw. Jon podchodzi i sprząta parę psów po rzuceniu misfortuny. Ja daje wszytkim na jedną flankę, tak aby dostać skuteczny ostrzał od jednych tylko termosów. Herald jest w horrorach, żeby nie ściagąć ostrzału na płaszczki. Stoi sam daleko licząc że nie wszystkie placki trafią. FT z grimoijrą daje do przodu i z beama ściąga 2 termosy. Niestety, 2 storm raveny wchodzą i herald pada. To było do przewidzenia ale pada też przy okazji działo khorna, które było tu kluczowe - Heraldzi ze swoją 6tką inicjatywy mieli szansę przerzedzić termosy przy szarży. Termosy męczą dalej psy pod misfortuna a drugie trochę przerzedzają demonice. Z jednego oddziału psów zostają 4 psy i herald. Tabelka demonów próbuje mnie zabić ale jest FT na szczęście. Wygląda to fatalnie. Potrzebowałem tu trochę szczęścia. Zapoznaję przeciwnika z frazą "carving in shit" i minę mam adekwatną do tej czynności. I tu Jon popełnia najgorszy błąd, bowiem mówi "No, You will not fool me, I know that You Poles do not give up!". Nie ma bata zatem, nie mogę z siebie zrobić ofiary!
Moja druga tura i wszystko się okaże. Obu heraldów dołączam do zdrowych psów. Szarżuje. Resztka psów zbiera Overwatcha i Jon zapoznaje się z Go to Ground w fazie szarży :) Pozostałem oddziały dochodzą, niestety psy muszą przez ciężki. Kłaki lecą z demonów. Jeden herald odmawia czelendża Justicarowi. Płaszczki zabijają w inicjatywie 2 termosy z halabardami, które zdążyły uderzyć. Niestety oznacza to, że termosy z młotami biją. Ja zabijam 4 termosów i przegrywam combat o tyle, że nie ma co liczyć. Będzie z miliard. Płaszczki się składają i ginie 2d6 woundów z psów - na szczęście statystycznie tylko 3,5 psa.
W trzeciej turze Jona wygląda na to, że dostanę kontrę 2 gich terminatorów, chociaż po cichu liczę, że nie przejdą przez las w którym stoimy. W międzyczasie kolejna demonica z reliktem zostaje odstrzelona a następna czeka na swoją kolej. Szarża terminatorów na 6 cali. Jon rzuca 6 i 1. Ja pokazuje i udowadniam, że jeśli jeden koleś mógłby dojść przez ciężki to wszyscy muszą rzucać. Więc jeszcze jedna kostka i pada 4 więc szarża spalona. Gdzieś tam u mnie w głowie zapala się światełko "no mercy". Heraldzi rozszarpują pozostałych termosów. Trzecia moja tura to 2 termosy giną z beama w shootingu i szarża. Tym razem nie ma ciężkiego terenu po drodze. W międzyczasie przechodzi Trej i robi wielkie oczy. Jon pyta trenera czy musi swoją bitwę wygrać. I popełnia kolejny błąd. Rzuca Hammerhanda na terminatorach, będąc przeświadczonym, że Inkwizytor może potem odpalić Force Weapony na oddziale. Kiedy to robi pytam czy aby na pewno tak jest i jak się okazuje po przejrzeniu rulebooka mam rację. W dwie tury sypie się kolejny oddział terminatorów. Jest po grze. Storm Raveny zabijają jeszcze heraldów i wystawiają akolitów na linebreakera. W tym czasie moje troopsy zajmują i otaczają znaczniki. FT chowa się po kątach. Ostatecznie gra kończy się w 5 turze. Mam wszystkie znaczniki i jest 16:4 dla mnie.
Nie wiem jak to się stało i Jon też za bardzo nie kuma. Szkoda mi kolesia bo kumple zaczynają sypać jego nową ksywą "The Fail". Mam wrażenie, że wygrałem tą grę znajomością zasad i tym, że Jon był za bardzo pewny siebie. Demony z GK stanowią zdecydowanie bardziej wyrównany pairing niż w 5 edycji.
Koniec dnia w wyśmienitym nastroju. Ale w niedzielę Old Adversary w postaci Niemców, trza się spiąć.
C.D.N.
Etykiety:
euro
środa, 21 sierpnia 2013
Cry "Daemons" and Let Slip the Dogs of War cz.1
Nadaje Michu. Raportowania z ETC część druga. Tym razem postaram się zaserwować mniej lub bardziej soczyste raporty bitewne. Część reprezentacji już zaczęła się spowiadać, idąc za przykładem Typhusa, na forum Glorii Victis - opisy bitew znaleźć można pod tym linkiem: Raporty z ETC. Mam nadzieję, ze Vladdi wrzuci tam też parowania, gdyż dla wielu osób, razem z niżej podpisanym byłoby to całkiem interesujące. Poniżej znajdziecie krótkie raporty z moich bitew. Mam wrażenie nieodparte, że nie będą one ani tak dokładne ani tak żywiołowe jak Typhusa ale jestem w wieku, w którym bardziej pamięta się swoją pierwszą bitwę w życiu i jak to fajnie było w drugiej edycji niż cokolwiek z zeszłego turniej. Upraszając zatem czytelników o wyrozumiałość przechodzimy do rzeczy.
Ha, ale najpierw kolejny wstęp i tzw. "ogólna koncepcja". Od Vladdiego dostałem zadanie zabijania blobów i innych armii piechotnych. Rozpa ewoluowała drastycznie w miarę testów, począwszy od Latającego Cyrku Grubasów, przez strzelające Screamery aż do czegoś takiego:
Ha, ale najpierw kolejny wstęp i tzw. "ogólna koncepcja". Od Vladdiego dostałem zadanie zabijania blobów i innych armii piechotnych. Rozpa ewoluowała drastycznie w miarę testów, począwszy od Latającego Cyrku Grubasów, przez strzelające Screamery aż do czegoś takiego:
- Kairos Fateweaver [300 pts]
- Herald of Tzeentch, Mastery level 3, Exalted Reward (zawsze Grimoijra)[125 pts]
- Herald of Khorne, Juggernaut, G.Reward, Greater Locus of Fury [140]
- Herald of Khorne, Juggernaut, G. Reward, Greater Locus of Fury [140 ]
- Troop 1 : Horrors of Tzeentch, Iridescent Horror [95]
- Troop 2 : Horrors of Tzeentch, [90]
- Troop 3 : Daemonettes of Slaanesh [90]
- Troop 4 : Daemonettes of Slaanesh [90]
- FA1: Flesh Hounds of Khorne, 15 [240 pts]
- FA2: Flesh Hounds of Khorne, 15 [240 pts]
- FA3: Screamers of Tzeentch, 7 [175 pts]
- HS1: Skull Cannon of Khorne [125]
Pewnie niektórzy z Was pamiętaja podcast o demonach, gdzie nabijaliśmy się okrutnie z Kairosa i Działa Khorna...bogowie Chasou jak widać mają poczucie humoru. Rozpa w kontekście blobów jest moim zdaniem mniej skuteczna niż np. rozpa demoniczna hiszpańska (Screamerstar + miliard horrorów) ale zamysł był taki, że będzie można tym zagrać z prawie wszystkim. I z perspektywy czasu okazało się to koncepcją słuszną, a demony sprawiły niespodziankę więcej niż jednemu przeciwnikowi. Dobra teraz już naprawde do rzeczy :)
BITWA 1 vs Ukraińskie smoki CSM+Nec
Bastion z commsami
Lord na Juggerze
2xKultysci
3xSmok
Zandrek
2 Night Scyty z Warrioram
1 Doom Scytha
1 Night Scyta z Deathmarkami + Cryptek
Gramy o 5 znaczników na ćwiartki. Przegrywam 2 rzuty w tym kluczowy na zaczynania i jadę pierwszy. Wybieram strone z impasem, żeby schować Heralda z Grimoijrą. On losuje scoringa na Lordzie. Ja za to 2x Inv 4+ To nie wróży nic dobrego bo więcej znaczników u niego. Jeden praktycznie za bastionem w rogu stołu czyli nie do wyjęcia. Ja zaczynam w większości na stole. Wiem już, że nie mam za bardzo co biec do przodu, bo bastionu nie przeskocze, zatem blokuje swoja ćwiartkę - psy z przodu rozstawione jak najbardziej, za nimi w podobny sposób 2 troopsy, działo i FT. Staram się ograniczyć mocno pole manewru lataczom i kontrolować stół. Na objectivach losuje 2 razy nic i przerzut jedynek więc o strzelaniu do lataczy raczej zapominam. W całej grze zadałem 1 HP...
Cała gra wygląda prosto - ja rzucam 4+ na psy, Grimoijre na FT, on strzela ja sie ruszam tak, że musi wylecieć za stół. Kultyści z pomocą commsów wychodzą w 4 turze. Przewidywany wynik w okolicy remisu - blokowany środek - ja 2 objectivy, on 2 objectivy, on FB kja Linebreaker. Bez Warlordów. On +1 za VP. Tylko w ostatniej turze FT pali Grimoijre i ginie ze strzelania co daje mu dodatkowo +1VP za Warlorda i +1VP za następne oczko w stratach.
W rezultacie 7:13
Gość był jak się okazało bardzo sympatyczny. Nie miał większego doświadczenia w graniu necronami ale wiedział jak działaja scyty a to chyba wystarczy. Doskonale za to znał Demony. Zresztą miałem wrażenie, że wszyscy moi przeciwnicy pamietaja tabelkę Warpstorma lepiej niż ja..ale to dygresja. Na początku wydawało mi się, że trafiłem słabo bo gość był markotny i podkręcony ale okazało się, że zaiwanili mu koszulkę. Zero spin etc. Pilnowaliśmy się ale bez przesady. Poddawałem w wątpliwość wszystkie flamery ale bez przekonania, ot dla zasady, On w 3 turze już mechanicznie mówił, żebym poprawił koherencje w psach.
BITWA 2 vs Rosyjscy skaczący Necroni
Oberon
Zandrekh
Cryptec z Veilem
Cryptec z Chronometronem
Cryptec z czymś
2xWraithy (6)
Lord na śmietniku
3 barki Anihilacyjne
5 immortali w Night Scycie
6 immortali
10 immortali
Najlepsza, najbardziej wymagająca i najprzyjaźniejsza gra na turnieju...ale od początku. Nie wiem czy to tak miało być ale sam twierdziłem, że poradzę sobie z Necronami na remis+ więc dostałem takie coś. Nigdy z tym nie grałem za bardzo, więc do kolegów po szkolenie krótkie. Dowiedziałem się jak skacza i co robią. I do stołu. Tam już koleś czeka i mówi "gramy". Trochę sztywny, na pytanie czy chce moja rozpę mówi, że nie trzeba. Ja sobie myślę - nie najlepiej, znowu koleś co zna lepiej demony ode mnie. Poźniej się okazało, że nie znał jednego szczegółu ale jestem czysty - zapytałem. Ja go dokładnie wypytuje, czytam codex. Też niedokładnie jak się później okazuje.
Wygrywam znaczniki i ustawiam tak, żę są trzy prawie w mojej ćwiartce, on ma jeden. Przegrywam na rozpoczęcie i zaczynam prawie wszystkim na stole oprócz 1 demonic i 1 horrorów. On ma w rezerwach Scytę i Wrajty w Deep Striku. Psy na maxa do przodu w linii. On w reakcji cofa się wszystkim na 24 cal ode mnie. Ja w scoucie cofam się psami i rozbiegam w swojej ćwiartce. Patrzy na mnie ale nic nie mówi. A mój plan prosty. Buduje zamek z troopsów z murami z psów. Nie może deepować za troopsy a jak zdeepuje przed psy to ma ponad 12" do troopsów i ich nie zastrzeli za łatwo. I cal po calu przemieszczam się pod objectivy. W pierwszych turach niewiele się dzieje z uwagi na wystawienie. W drugiej mojej wychodzą mi jedne troopsy. Ruszam się działam etc. a ziom sobie przypomina o zasadzei Zandrekha - jak mi coś wychodzi z rezerwa to on może wstawić swoje z DS i chce zlądować Wrajtami. Ja mu pozwalam bo gra się miło i poza tym zdecydowanie wolę nie mieć niespodzianek w kolejnych turach - umawiamy się, że mogę zmienić ruchy. Więc ladują. Znosi je 9 cali i spadają niebezpiecznie blisko psów. Ja zmieniam zatem ruchy i staram się go przekonać, że psy stały bliżej niż mu się wydawało. Obaj bowiem nie pamietamy, bo przed DS nie miało to żadnego znaczenia. Staje na 8 calach szarży. Jestem w domu - wiadamo, psy na 8" szarżują lepiej niż na 7". Wrajty są w lesie ale działo khorna dostarcza granat. Szarża dochodzi i tak gdzieś połowa psów bije. Szarże rzuciłem 8 ale psy przestawiam 11" - pięć minut tłumaczę swój skrót myślowy, że zastosowałem od razu pile ina. Jest kupa śmiechu jak sobie uświadamia, że jest ok a nie, że mu gruby wał sprzedaje :) Wrajty zostaja 3 po szarży.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że nie wiadomo.
W jego turze wchodzi Scyta, dostaje THuntera i zasadza się na działo. On skacze i rusza na moja flankę wszystkim co ma. Działo dostaje z kosy, 2 barek i 1 immortali. 2 HP stracone. Patrzę mu w oczy i mówię "Cannon of Khorne, dude". A w myślach - "Po kiego grzyba mu to działo? Co prawda 2 wrajty już odstrzeliłem ale żeby aż tak?" Może FB chce koniecznie?" W mojej turze okazuje się, że panicznie bał się działa bo myślał, że ma AP3 a on po DS stał immortalami w kupie i by musiał wszystko na Oberona brać. Po wyjaśnieniu nieporozumienia przestaje być priorytetem. Lecę FT po NScytę. Sprzedaje jej 13 hitów. On robi Evade. Ja biorę 7 kości do ręki i mówię "Na nic Twój Evade, rzucę teraz 6 szóstek". I rzucam...jest wesoło, krzyki, śmiechy, Rosyjski trener sprzedaje sobie faceplanta a kosa daje mi FB. Zabijam ostatniego wrajta i popełniam fatalny błąd - konsoliduje się i wystaję pół cala podstawką za las. W jego turze lord na smietniku daje w moją stronę - dołączają się z tyłu wrajty w rządku. Barki strzelaja w psy. Immortale się teleportują i zabijają 9 demonic. Wrajty z lordem doszarżowują w psy a ja przyjmuję bez sensu czelendż. Zaćmiło mnie bo psy nie mają się jak dostawić do combatu i dostają lody bez zwrotki.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że kiepa.
Zaczyna się dziać. Spisuję na straty psy i staram się zabić barki i immortali. Udaje mi się wlepić misfortunę na jednych immmortali i w strzelaniu ginie Zandrekh (Warlord). 10tka z Oberonem dostaje szarże psów. Zdają niestety 16 sejvów bez problemu i ginie tylko 2. Scremery dostają 1 barkę. Troopsy idą na objectivy.
Mówię Łysemu, że dostaje w tytę. Sędzia przychodzi i mówi, że gramy 5 turę i alles.
Oberon sie wyteleportowuje na objectiv. Immortale z krawędzi podchodzą na ten w swojej ćwiartce. Barki zabijają 5 screamerów. W mojej turze szarżuje na immortali bez Zandrekha z resztką psów. FT śmiga na drugą strone stołu i blokuje znacznik. Szarżuje na 2 barki screamerami nic nie robiąc a jedne psy gina od wrajtów w końcu. Zajmuje 2 objectivy troopsami. W ostatniej swojej Rosjanin nie ma za wielu do roboty oprócz jednej rzeczy. Wygrywam objectivy 2 do 1, mam Warlorda, Linebreakera,i FB a on nic i wygrywam na VP. Więc wyteleportowuje się Oberonem na znacznik zostawiając immortali. Potrzebuje Hita bo inaczej mishap. Przed rzutem dyskusja z head refami - nie spodziewałem się tego i prowadzę dyskusję "pokaż mi to w podręczniku". Ale okazuje się, że może i oczywiście rzuca tego hita...jeden znacznik mniej i linebreaker. W nagrodę dostaje soczystego całusa od Rosjanina. Są emocje :)
Kończy się 12:8 dla mnie co jest sporym zaskoczeniem dla Łysego :)
Po grze sobie gadaliśmy - okazało się, że bardzo go zaskoczyłem tym jak zagrałem. Myślał, że pójdę wszystkim do przodu, zabije mu barki i wrajty a on planował wtedy masakrę moich troopsów. A tak - było ultra ciekawie. Wszystko na styk, chociaż gdybym nie wystawił niepotrzebnie psów pod szarże byłoby dużo lepiej bo do tego momentu kontrolowałem stół całkowicie. Gość dogania mnie i wymienia się koszulką - on w niej zmieści jeszcze plecak i brata a ja wyglądam cokolwiek nieprzyzwoicie ale jest fajna :)
Po pierwszym dniu 19 punktów. Nie powiem, że kładłem się zadowolony spać...
C.D.N.
P.S. Podzieliłem relację na części - nie chce Was straszyć ścianą tekstu :)
BITWA 1 vs Ukraińskie smoki CSM+Nec
Bastion z commsami
Lord na Juggerze
2xKultysci
3xSmok
Zandrek
2 Night Scyty z Warrioram
1 Doom Scytha
1 Night Scyta z Deathmarkami + Cryptek
Gramy o 5 znaczników na ćwiartki. Przegrywam 2 rzuty w tym kluczowy na zaczynania i jadę pierwszy. Wybieram strone z impasem, żeby schować Heralda z Grimoijrą. On losuje scoringa na Lordzie. Ja za to 2x Inv 4+ To nie wróży nic dobrego bo więcej znaczników u niego. Jeden praktycznie za bastionem w rogu stołu czyli nie do wyjęcia. Ja zaczynam w większości na stole. Wiem już, że nie mam za bardzo co biec do przodu, bo bastionu nie przeskocze, zatem blokuje swoja ćwiartkę - psy z przodu rozstawione jak najbardziej, za nimi w podobny sposób 2 troopsy, działo i FT. Staram się ograniczyć mocno pole manewru lataczom i kontrolować stół. Na objectivach losuje 2 razy nic i przerzut jedynek więc o strzelaniu do lataczy raczej zapominam. W całej grze zadałem 1 HP...
Cała gra wygląda prosto - ja rzucam 4+ na psy, Grimoijre na FT, on strzela ja sie ruszam tak, że musi wylecieć za stół. Kultyści z pomocą commsów wychodzą w 4 turze. Przewidywany wynik w okolicy remisu - blokowany środek - ja 2 objectivy, on 2 objectivy, on FB kja Linebreaker. Bez Warlordów. On +1 za VP. Tylko w ostatniej turze FT pali Grimoijre i ginie ze strzelania co daje mu dodatkowo +1VP za Warlorda i +1VP za następne oczko w stratach.
W rezultacie 7:13
Gość był jak się okazało bardzo sympatyczny. Nie miał większego doświadczenia w graniu necronami ale wiedział jak działaja scyty a to chyba wystarczy. Doskonale za to znał Demony. Zresztą miałem wrażenie, że wszyscy moi przeciwnicy pamietaja tabelkę Warpstorma lepiej niż ja..ale to dygresja. Na początku wydawało mi się, że trafiłem słabo bo gość był markotny i podkręcony ale okazało się, że zaiwanili mu koszulkę. Zero spin etc. Pilnowaliśmy się ale bez przesady. Poddawałem w wątpliwość wszystkie flamery ale bez przekonania, ot dla zasady, On w 3 turze już mechanicznie mówił, żebym poprawił koherencje w psach.
BITWA 2 vs Rosyjscy skaczący Necroni
Oberon
Zandrekh
Cryptec z Veilem
Cryptec z Chronometronem
Cryptec z czymś
2xWraithy (6)
Lord na śmietniku
3 barki Anihilacyjne
5 immortali w Night Scycie
6 immortali
10 immortali
Najlepsza, najbardziej wymagająca i najprzyjaźniejsza gra na turnieju...ale od początku. Nie wiem czy to tak miało być ale sam twierdziłem, że poradzę sobie z Necronami na remis+ więc dostałem takie coś. Nigdy z tym nie grałem za bardzo, więc do kolegów po szkolenie krótkie. Dowiedziałem się jak skacza i co robią. I do stołu. Tam już koleś czeka i mówi "gramy". Trochę sztywny, na pytanie czy chce moja rozpę mówi, że nie trzeba. Ja sobie myślę - nie najlepiej, znowu koleś co zna lepiej demony ode mnie. Poźniej się okazało, że nie znał jednego szczegółu ale jestem czysty - zapytałem. Ja go dokładnie wypytuje, czytam codex. Też niedokładnie jak się później okazuje.
Wygrywam znaczniki i ustawiam tak, żę są trzy prawie w mojej ćwiartce, on ma jeden. Przegrywam na rozpoczęcie i zaczynam prawie wszystkim na stole oprócz 1 demonic i 1 horrorów. On ma w rezerwach Scytę i Wrajty w Deep Striku. Psy na maxa do przodu w linii. On w reakcji cofa się wszystkim na 24 cal ode mnie. Ja w scoucie cofam się psami i rozbiegam w swojej ćwiartce. Patrzy na mnie ale nic nie mówi. A mój plan prosty. Buduje zamek z troopsów z murami z psów. Nie może deepować za troopsy a jak zdeepuje przed psy to ma ponad 12" do troopsów i ich nie zastrzeli za łatwo. I cal po calu przemieszczam się pod objectivy. W pierwszych turach niewiele się dzieje z uwagi na wystawienie. W drugiej mojej wychodzą mi jedne troopsy. Ruszam się działam etc. a ziom sobie przypomina o zasadzei Zandrekha - jak mi coś wychodzi z rezerwa to on może wstawić swoje z DS i chce zlądować Wrajtami. Ja mu pozwalam bo gra się miło i poza tym zdecydowanie wolę nie mieć niespodzianek w kolejnych turach - umawiamy się, że mogę zmienić ruchy. Więc ladują. Znosi je 9 cali i spadają niebezpiecznie blisko psów. Ja zmieniam zatem ruchy i staram się go przekonać, że psy stały bliżej niż mu się wydawało. Obaj bowiem nie pamietamy, bo przed DS nie miało to żadnego znaczenia. Staje na 8 calach szarży. Jestem w domu - wiadamo, psy na 8" szarżują lepiej niż na 7". Wrajty są w lesie ale działo khorna dostarcza granat. Szarża dochodzi i tak gdzieś połowa psów bije. Szarże rzuciłem 8 ale psy przestawiam 11" - pięć minut tłumaczę swój skrót myślowy, że zastosowałem od razu pile ina. Jest kupa śmiechu jak sobie uświadamia, że jest ok a nie, że mu gruby wał sprzedaje :) Wrajty zostaja 3 po szarży.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że nie wiadomo.
W jego turze wchodzi Scyta, dostaje THuntera i zasadza się na działo. On skacze i rusza na moja flankę wszystkim co ma. Działo dostaje z kosy, 2 barek i 1 immortali. 2 HP stracone. Patrzę mu w oczy i mówię "Cannon of Khorne, dude". A w myślach - "Po kiego grzyba mu to działo? Co prawda 2 wrajty już odstrzeliłem ale żeby aż tak?" Może FB chce koniecznie?" W mojej turze okazuje się, że panicznie bał się działa bo myślał, że ma AP3 a on po DS stał immortalami w kupie i by musiał wszystko na Oberona brać. Po wyjaśnieniu nieporozumienia przestaje być priorytetem. Lecę FT po NScytę. Sprzedaje jej 13 hitów. On robi Evade. Ja biorę 7 kości do ręki i mówię "Na nic Twój Evade, rzucę teraz 6 szóstek". I rzucam...jest wesoło, krzyki, śmiechy, Rosyjski trener sprzedaje sobie faceplanta a kosa daje mi FB. Zabijam ostatniego wrajta i popełniam fatalny błąd - konsoliduje się i wystaję pół cala podstawką za las. W jego turze lord na smietniku daje w moją stronę - dołączają się z tyłu wrajty w rządku. Barki strzelaja w psy. Immortale się teleportują i zabijają 9 demonic. Wrajty z lordem doszarżowują w psy a ja przyjmuję bez sensu czelendż. Zaćmiło mnie bo psy nie mają się jak dostawić do combatu i dostają lody bez zwrotki.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że kiepa.
Zaczyna się dziać. Spisuję na straty psy i staram się zabić barki i immortali. Udaje mi się wlepić misfortunę na jednych immmortali i w strzelaniu ginie Zandrekh (Warlord). 10tka z Oberonem dostaje szarże psów. Zdają niestety 16 sejvów bez problemu i ginie tylko 2. Scremery dostają 1 barkę. Troopsy idą na objectivy.
Mówię Łysemu, że dostaje w tytę. Sędzia przychodzi i mówi, że gramy 5 turę i alles.
Oberon sie wyteleportowuje na objectiv. Immortale z krawędzi podchodzą na ten w swojej ćwiartce. Barki zabijają 5 screamerów. W mojej turze szarżuje na immortali bez Zandrekha z resztką psów. FT śmiga na drugą strone stołu i blokuje znacznik. Szarżuje na 2 barki screamerami nic nie robiąc a jedne psy gina od wrajtów w końcu. Zajmuje 2 objectivy troopsami. W ostatniej swojej Rosjanin nie ma za wielu do roboty oprócz jednej rzeczy. Wygrywam objectivy 2 do 1, mam Warlorda, Linebreakera,i FB a on nic i wygrywam na VP. Więc wyteleportowuje się Oberonem na znacznik zostawiając immortali. Potrzebuje Hita bo inaczej mishap. Przed rzutem dyskusja z head refami - nie spodziewałem się tego i prowadzę dyskusję "pokaż mi to w podręczniku". Ale okazuje się, że może i oczywiście rzuca tego hita...jeden znacznik mniej i linebreaker. W nagrodę dostaje soczystego całusa od Rosjanina. Są emocje :)
Kończy się 12:8 dla mnie co jest sporym zaskoczeniem dla Łysego :)
Po grze sobie gadaliśmy - okazało się, że bardzo go zaskoczyłem tym jak zagrałem. Myślał, że pójdę wszystkim do przodu, zabije mu barki i wrajty a on planował wtedy masakrę moich troopsów. A tak - było ultra ciekawie. Wszystko na styk, chociaż gdybym nie wystawił niepotrzebnie psów pod szarże byłoby dużo lepiej bo do tego momentu kontrolowałem stół całkowicie. Gość dogania mnie i wymienia się koszulką - on w niej zmieści jeszcze plecak i brata a ja wyglądam cokolwiek nieprzyzwoicie ale jest fajna :)
Po pierwszym dniu 19 punktów. Nie powiem, że kładłem się zadowolony spać...
C.D.N.
P.S. Podzieliłem relację na części - nie chce Was straszyć ścianą tekstu :)
Etykiety:
euro
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Wspominki spod stosu
W pewnym wieku i z pewnym stażem wszystkie turnieje zlewają się w jeden długi ciąg Wiecznej Wojny. Efektem tego są dialogi pt:
- pamiętasz tą bitwę z Areny 2010 ?
- ziooom ale to było w Szczecinie w 2008.
- jesteś pewien????
Dobrze jak chociaż edycja się zgadza.
Jednak zeszłoroczną herezję pamiętam dość dobrze. Pewnie głównie z względu na to, że było to pierwszy master na 6stą edycję. I choć, ogólnie, czas dla mnie głównie gna i jeden rok to jak miesiąc temu, to myśląc o tym turnieju działa to dokładnie w drugą stronę. Mam wrażenie, że było to wieki całe temu.
Tyle się wydarzyło.
5 kodeksów i 3 suplementy do nich. Jak sobie przypomnę rozkminy sprzed 12 miesięcy i spojrzę na aktualną tzw. 'metę-turniejową' to muszę się upewnić czy na 100% edycja ta sama. Chyba nigdy GW nas tak nie rozpieszczało jeśli chodzi o tempo publikacji. I też jakość (pomijając C:CSM). Nie da się ukryć, że aktualna sytuacja choć wymagająca niemałego zaangażowania by nadążyć jest turbo przyjemną odmianą dla stagnacji która towarzyszyła nam przy zmierzchu 5tej edycji. Szczerze mówiąc to ja się jeszcze nie nacieszyłem tym co się dzieje.
Najgorsze jest to ile aktualnie pokus na człowiek czyha. Ja co miesiąc walczę by nie kupić sobie czegoś co pewnie wystawię na jednym lokalu i potem będzie leżało gdzieś na dnie kartonu. I na wszelki wypadek poza kodeksami niczego nie kupuję poza deksami. Działa ;)
A nie długo czeka nas kolejna rewolucja czyli nowego podręcznik Space Marines i biorąc pod uwagę popularność tej armii trudno się spodziewać by ta premiera przeszła bez echa. A jak by było mało to cały czas pojawiają się plotki kolejnych suplementach. Dzieje się i będzie się jeszcze więcej działo.
I patrząc na to jaka ta gra zrobiła się ciekawa mam poważny problem by zrozumieć tak niską frekwencję na 3city Heresy w tym roku. W ogóle nie mam pomysłu z której strony przyłożyć szare komórki do tego zagadnienia.
Termin - jak zawsze.
Regulamin - na pewno nie kontrowersyjny.
Lokalizacja - bez zmian.
Inna sprawa, że mi taka old-skolowa kameralność jak najbardziej odpowiada więc narzekać nie zamierzam. Ale pojąć bym chciał.
Etykiety:
myśli ulotne
sobota, 17 sierpnia 2013
E jak ETC
Nadaje Michu. Po bardzo długiej przerwie powracam na łamy bloga nie tylko jako czytelnik ale ponownie jako autor. Przerwa ta wymuszona była zarówno zmianą liczebności "podstawowej komórki" jak i przede wszystkim przygotowaniami do ETC. Jako nowy członek reprezentacji poczytywałem sobie za obowiązek przeprowadzenie tak dużej liczby treningów jak tylko się dało, co okazało się patrząc z perspektywy czasu bardzo dobrym pomysłem ale spowodowało, że gro pomysłów na teksty uleciało w międzyczasie zapomnienie, podobnie jak epizodyczne popisy wokalne w postaci podcastów. Teraz jednakże jest już po wszystkim. Było minęło, trzeba zacząć spełniać miły obowiązek sprawozdawczości - w moim odczuciu jestem to wielu osobom dłużny. Zatem planowo będą trzy odsłony. Dwie tekstowe (słownik ETC oraz bitwy) i jedna podcastowa (ETC ogólnie). Tekstową zajawkę numer jeden w postaci słownikowej macie przed soba - zapraszam!
A jak ASSAULT - ludzie narzekają, że faza assaultu odeszła w zapomnienie ale ja tam nie narzekam. Dzięki urokom drużynówki po niektórych bitwach musiałem zdrapywać z siebie zaschniętą krew.
National Team Warhammer - from Google with love
A jak ASSAULT - ludzie narzekają, że faza assaultu odeszła w zapomnienie ale ja tam nie narzekam. Dzięki urokom drużynówki po niektórych bitwach musiałem zdrapywać z siebie zaschniętą krew.
B jak BRĄZ - z perspektywy czasu to fajnie być na podium i wogóle ale
zdaje się, że to był nasz plan minimum. Bezpośrednio po wynikach po
prostu bolało.
C jak COACH - nie jest to łatwa fucha ale Trej zdaje się spisał się na na medal (literalnie). Trzeba przyznać, że taki gość jak jak nie ułatwia sprawy ogarniania wyniku meczu. Po prostu nie potrafię powiedzieć - "wygrywam z gościem 14 lub więcej", więc zawsze mówię, że albo dostaję albo nie jest najlepiej albo nie wiadomo. Łysy już w połowie turnieju zakumał, że z moimi ocenami jest coś nie teges...:) Ale na moje usprawiedliwienie dodam, że oceny meczu u moich przeciwników działają na mnie jak Frenzon. Jak słyszę "wygram 16-17" to mnie coś strzela...usłyszałem tak z Niemcem i Amerykańcem i obaj musieli się potem tłumaczyć.
D jak DEMONY - naprawdę pasują do drużynówki. Cieszę się, że doszliśmy z Vladdim (i kto zna jak składam rozpy będzie wiedział gdzie główna zasługa) to takiej a nie innej rozpiski bo planowany na początku cyrk grubych tak jak mnie nie przekonywał tak mnie nadal nie przekonuje a moim Dogpilem (tak to się ponoć nazywa - amerykanie w termino-twórstwie nie maja sobie równych) można było jak się okazuje zagrać skutecznie z wszystkim. Granie na dwóch oddziałach psów z heraldami jako żywo przypomina mi czasy LatD by GW i mutantów z fistami.
E jak ETC - Naprawdę się cieszę, że mogłem pojechać. Bardzo ważne dla mnie jest, że mogłem reprezentować Polskę. Dodatkowo poziom niespotykany na żadnym innym turnieju (parz "P"). Zobaczyć i uczestniczyć to jednak dwie różne sprawy i jeśli kiedyś jeszcze zdarzy mi się okazja ponownego wzięcia udziału (znaczy jak wyjdzie kolejny suplement w WD :) ) to się nie będę zastanawiał.
F jak RELACJA NA FEJSIE - super pomysł, że relacją zajmowali się Jasiu i Wołek - niektórzy są do tego po prostu stworzeni - dzięki!
C jak COACH - nie jest to łatwa fucha ale Trej zdaje się spisał się na na medal (literalnie). Trzeba przyznać, że taki gość jak jak nie ułatwia sprawy ogarniania wyniku meczu. Po prostu nie potrafię powiedzieć - "wygrywam z gościem 14 lub więcej", więc zawsze mówię, że albo dostaję albo nie jest najlepiej albo nie wiadomo. Łysy już w połowie turnieju zakumał, że z moimi ocenami jest coś nie teges...:) Ale na moje usprawiedliwienie dodam, że oceny meczu u moich przeciwników działają na mnie jak Frenzon. Jak słyszę "wygram 16-17" to mnie coś strzela...usłyszałem tak z Niemcem i Amerykańcem i obaj musieli się potem tłumaczyć.
D jak DEMONY - naprawdę pasują do drużynówki. Cieszę się, że doszliśmy z Vladdim (i kto zna jak składam rozpy będzie wiedział gdzie główna zasługa) to takiej a nie innej rozpiski bo planowany na początku cyrk grubych tak jak mnie nie przekonywał tak mnie nadal nie przekonuje a moim Dogpilem (tak to się ponoć nazywa - amerykanie w termino-twórstwie nie maja sobie równych) można było jak się okazuje zagrać skutecznie z wszystkim. Granie na dwóch oddziałach psów z heraldami jako żywo przypomina mi czasy LatD by GW i mutantów z fistami.
E jak ETC - Naprawdę się cieszę, że mogłem pojechać. Bardzo ważne dla mnie jest, że mogłem reprezentować Polskę. Dodatkowo poziom niespotykany na żadnym innym turnieju (parz "P"). Zobaczyć i uczestniczyć to jednak dwie różne sprawy i jeśli kiedyś jeszcze zdarzy mi się okazja ponownego wzięcia udziału (znaczy jak wyjdzie kolejny suplement w WD :) ) to się nie będę zastanawiał.
F jak RELACJA NA FEJSIE - super pomysł, że relacją zajmowali się Jasiu i Wołek - niektórzy są do tego po prostu stworzeni - dzięki!
G
jak GUARANA - napój energetyzujący produkcji miejscowej dostarczał
niezbędnej dawki składników odżywczych, a jego skuteczność rosła
niepomiernie w połączeniu z piwem grejpfrutowym (nie zalecane). Po 6 turze gdyby mi
kazali grać dogrywkę to grałbym z przyjemnością...CHARGEEEE!!!!
H jak HISZPANIA - nasuwa się zupełnie inne słowo w tym kontekście ale po pierwsze jest niecenzuralne, więc nadaje się tylko do podcastu, a po drugie inaczej się pisze. Wielkie, przynajmniej z naszej strony zaskoczenie - stąd nikła ilość testów z ich rozpiskami. Chłopaki grali lepiej niż się wszyscy spodziewali i w dodatku uznawali nieco inne zasady fair play, w czym dobitnie pomagała zerowa niekiedy znajomość angielskiego. Lepiej grało się z Niemcami a to już chyba coś mówi...
K jak KIBICE - nasi są najlepsi! Wielkie dzięki za wiarę w nas i gratulacje jakie dostaliśmy po wszystkim. Nie miałem czasu nawet na chwilę zerknąć na relację na fejsa ale jak coś napisaliście to Jasiu przychodził i nam mówił. Wielkie dzięki, to było +5 do wyniku jak dla mnie!
M jak "MOC, ENERGIA, AMFETAMINA" - proste i szczere hasło, które towarzyszyło nam dzięki Wołkowi i Dropsowi oraz szczecińskiemu poddziemiu elektronicznemu w osobie DJ Trakmajstera. Jak będziecie na YT to wersją kanoniczna utworu jest według Dropsa ta z cyckami.
N jak NIEMCY - Mój przeciwnik miał grzywkę model lata trzydzieste zeszłego stulecia i równoważącą to ksywę "Schnufi". Grał sympatycznie i na poziomie, nawet się parę razy uśmiechnął i zażartował. Chociaż musiał mi później mówić, że to żart był. To też jest żart jakby co :)
K jak KIBICE - nasi są najlepsi! Wielkie dzięki za wiarę w nas i gratulacje jakie dostaliśmy po wszystkim. Nie miałem czasu nawet na chwilę zerknąć na relację na fejsa ale jak coś napisaliście to Jasiu przychodził i nam mówił. Wielkie dzięki, to było +5 do wyniku jak dla mnie!
M jak "MOC, ENERGIA, AMFETAMINA" - proste i szczere hasło, które towarzyszyło nam dzięki Wołkowi i Dropsowi oraz szczecińskiemu poddziemiu elektronicznemu w osobie DJ Trakmajstera. Jak będziecie na YT to wersją kanoniczna utworu jest według Dropsa ta z cyckami.
N jak NIEMCY - Mój przeciwnik miał grzywkę model lata trzydzieste zeszłego stulecia i równoważącą to ksywę "Schnufi". Grał sympatycznie i na poziomie, nawet się parę razy uśmiechnął i zażartował. Chociaż musiał mi później mówić, że to żart był. To też jest żart jakby co :)
P jak POZIOM GRY - ETC to najbardziej wymagający turniej na jakim byłem. Przegrywa z wszystkimi rodzimymi pod względem około-bitewnego klimatu natomiast co do samych gier to łeb urywa. Wyłączając Walijczyka, każdy z moich przeciwników walczył do końca. Jednak mam wrażenie, że mimo wszystko w Polsce jest naprawdę wysoki poziom gry i znam całą masę osób, które nie zrobiłyby wstydu na ETC. Pierwsza dziesiątka naszego mastera to są goście, z którymi gra się naprawdę trudno a tutaj bywało różnie.
R jak REFEREES - byłem jednym z tych, którzy nie omieszkiwali ciągnąć łacha ze znajomości zasad wśród naszej eksportowej produkcji sędziowskiej w postaci niepowstrzymanego trio ETC "eM, Jasiu & Rudzik" (patrz obrazek). Jednak na miejscu okazało się, że chłopaki stanowią tam ostoję rozsądku i oczytania oraz główny cel wędrówek Head Refów - szacun. Rozstrzyganie LOSa po 11 browcach musi być wymagające :)
Bez kitu - jak się wpisze w Google "trio ETC" to to wyskakuje...
S jak STALOWANIE - jeśli ktoś z Was myśli, że nie można nie zagrać pełnej gry w 4 godziny to jesteście w błędzie...Naprawdę, da się. Organizatorzy co prawda dawali kartki, żeby zapisywać rozpoczęcie i zakończenie tury ale co z tego jak można przedłużać nawet kulanie sejwów... Myślę, że jedynym wyjściem jest po prostu danie w pysk przez Karkówę. Najlepiej prewencyjnie całej drużynie przeciwnej jako pierwsze przyjacielskie ostrzeżenie. Karkówa na każdym turnieju!
T jak TESTY i TRENINGI - prawda jest taka - im więcej testów tym lepszy wynik. Nie ma przebacz. Dziękuje moim nieocenionym testerom - eMowi, Afro, Chrobremu i Łysemu. Sorki, że kazałem Wam przesuwać po tyle razy milion gwardyjskich figurek a potem nie zabiłem nawet jednego gwardzisty. Obiecuje czelendżować bloby na turniejach :)
Z jak ZAKOŃCZENIE - no i skończyły mi się pomysły na literki :) Następnym razem będzie już bardziej konkretnie o pamperkach i bitwach o ile jeszcze coś pamietam. Howgh!
Etykiety:
Michu,
relacje,
scena turniejowa
wtorek, 13 sierpnia 2013
Rogaci przed lojalnymi
I po ETC.
Myślę, że z Michem w najbliższych dniach będziemy się rozliczali z imprezą patrząc na nią z każdej możliwej strony wykorzystując zarówno słowo pisane jak i mówione. Jednak za nim się ogarniemy chwila minie więc musicie się uzbroić w jeszcze trochę cierpliwości.
A w tak zwanym międzyczasie ściągnąłem previewu najnowszego suplementu czyli Black Legionu. I przeglądając te kilka stron na krzyż zastanawiałem się co można zrobić z chaosem by był ciekawszy niż w tej chwili. I by wystawianie marinsów w tej armii nabrało sensu. A nie wyłącznie kultystów których jedynym plusem jest cena. I szczerze mówiąc jeśli przyjąć ograniczenie dwóch stron (bo tyle zajmują zasady w tych dodatkach) na program naprawczy na krucjaty 14+ to nie ma żadnego pomysłu co z tym począć. Może opcja przesunięcia w jakiś sposób terminatorów do troopsów. Potanienie (nierealne) marinsów?
Niestety obawiam się, że dostaniemy tabelkę z traitami plus kilka bardziej lub bardziej przeszacowanymi przedmiatów i niewiele więcej. Przynajmniej z rzeczy wpływających na to co będziemy oglądali na stołach. Niestety.
Ale i tak mój wewnętrzny fanboju gdzieś w środku modli się do wszystkich bogów chaosu bym się mylił. A całość zagadki podobno rozwiąże się 17.08 i do tej daty nadzieja nie umrze.
Myślę, że z Michem w najbliższych dniach będziemy się rozliczali z imprezą patrząc na nią z każdej możliwej strony wykorzystując zarówno słowo pisane jak i mówione. Jednak za nim się ogarniemy chwila minie więc musicie się uzbroić w jeszcze trochę cierpliwości.
A w tak zwanym międzyczasie ściągnąłem previewu najnowszego suplementu czyli Black Legionu. I przeglądając te kilka stron na krzyż zastanawiałem się co można zrobić z chaosem by był ciekawszy niż w tej chwili. I by wystawianie marinsów w tej armii nabrało sensu. A nie wyłącznie kultystów których jedynym plusem jest cena. I szczerze mówiąc jeśli przyjąć ograniczenie dwóch stron (bo tyle zajmują zasady w tych dodatkach) na program naprawczy na krucjaty 14+ to nie ma żadnego pomysłu co z tym począć. Może opcja przesunięcia w jakiś sposób terminatorów do troopsów. Potanienie (nierealne) marinsów?
Niestety obawiam się, że dostaniemy tabelkę z traitami plus kilka bardziej lub bardziej przeszacowanymi przedmiatów i niewiele więcej. Przynajmniej z rzeczy wpływających na to co będziemy oglądali na stołach. Niestety.
Ale i tak mój wewnętrzny fanboju gdzieś w środku modli się do wszystkich bogów chaosu bym się mylił. A całość zagadki podobno rozwiąże się 17.08 i do tej daty nadzieja nie umrze.
Etykiety:
nowości GW,
ukochana firma
czwartek, 1 sierpnia 2013
Suplementy diety
Kiedy GW zbliżało się do 4 kodeksu w pół roku wszyscy zaczęli się pomału niepokoić co oni planują bo w tym tempie to podręczniki do wydawania skończą się w jakieś 18 miesięcy. No ich ostatnie publikacje wyjaśniły tę zagadkę. Nasza ulubiona firma będzie nas raczyć dodatkami pokroju tego o Farsight'cie czy o fanklubie wraith-konstruktów.
I o ile ostatnie kodeksy wywołują raczej pozytywne odczucia o tyle dodatki do nich budzą już zdecydowanie więcej kontowersji. Choćby z względu na cenę bo za taką, równą pełnemu podręcznikowi dostajemy zauważalnie mniej zawartości. No i jeszcze mniej zasad, bo dla niektórych tylko to się liczy. Rzeczywiście 30 funtów za dwie strony z nowymi przedmiotami i warlord traitami to nie jest najlepszy deal.
Tyle, że GW nie robi tej gry a już zwłaszcza tych dodatków dla graczy turniejowych. I im szybciej to człowiek zaakceptuje tym mniej stresujące dla niego będzie to hobby. Dla mnie osobiście nie jest problemem, że w tych suplementach nie ma stada nowych jednostek i trzech alternatywnych FOCów cieszę się, że w ogóle są. I coś nowego wnoszą. Będzie trochę więcej różnorodności i trochę więcej pokus by zagrać jakiś nietypowy scenariusz. Mi osobiście bardzo podoba się styl dodatków Forgeworldu z cyklu Imperial Armour gdzie jest spory nacisk położony na historię świata przedstawionego i to z niej wszystko wynika. I tu widać pewną inspirację GW ziomami z FW
Natomiast irytuje mnie wydanie elektroniczne zawierając w formatach ebookowych niedoróbki które mocno psują finalne wrażenie. Jednak mam nadzieję, że pierwsze śliwki robaczywki i w kolejne edycje będą już lepiej ogarnięte. I najlepiej gdyby ten plan zaczął się ziszczać już od kolejnej pozycji czyli (podobno) Black Legionu.
Natomiast to co na pewno nie wypali przy jego premierze to synchronizacja pomiędzy wersją papierową a cyfrową. Bo ta druga ma być w sierpniu a ta pierwsza najwcześniej w październiku. I to jest dla mnie na maksa irytujące. Chce mieć to na półce i chce mieć to w momencie premiery. I jeśli nie zamierzam, bo nie zamierzam, kupować obu wersji to z czegoś będę musiał zrezygnować. I to jest po prostu słabe. I co gorsza nie wierzę, że GW o tym nie wie. Po prostu pojechali nisko i po bandzie.
Inna sprawa, że dla mnie na szczęście jest to jedyne irytujące zagranie GW od momentu premiery 6 edycji.
Etykiety:
nowości GW,
ukochana firma
Subskrybuj:
Posty (Atom)