piątek, 27 grudnia 2013
Punkty i hajs
Na ostatnim lokalu w Poznaniu czyli tamtejszej świątecznej drużynówce gwiazdą dnia był Be'lakor, co było łatwe do przewidzenia, bowiem czas akcji zbiegł się z premierą datslate'a gdzie został opisany. No i podczas analizy jego dokonań i możliwości pojawił się m. in. temat modelu i jego ceny.
Etykiety:
ukochana firma
wtorek, 24 grudnia 2013
40k...
40k a nawet milionów momentów szczęścia rodzinnego
40k milionów ulubionej waluty
40k jednostek (w sensie wuchta) zdrowia
40k przypadków niesamowitego farta nie tylko przy stole
40k wygranych bitew
40k rozwijających bitew
40k wolnych godzin a nawet dni na hobby i nie tylko
40k spełnionych marzeń
sobota, 21 grudnia 2013
3cia armia...
Mam wrażenie, że cały czas po macoszemu traktowany przez większość zainteresowanych. Z jednej strony nie ma co się dziwić bo nawet nie idąc w rozwiązania by GW dobry i estetyczny teren to koszta. I to zauważalne. Zatem choć może co bardziej zapaleni hobbyści sobie sprawią tematyczny stół na domówki o tyle orgowie turnieji i inne mniej czy bardzie formalne grupy graczy mają z tym większy problem.
Etykiety:
scena turniejowa,
zagranica
wtorek, 17 grudnia 2013
Kosmiczny Wrak na tabliczce z jabłkiem
Jakiś czas temu dostaliśmy na pecety i maki grę Space Hulk która parę dni temu doczekała się portu na iPada. Dla niektórych jest to gra wręcz kultowa, głównie za sprawą swojej planszowej wersji no i ja jestem wśród wyznawców tego kultu. Zatem jak tylko pojawiła się wersja na tablet pacnąłem 'Buy' i odchudziłem kartę o 9 euro. Z wersjami na windowsa czy macOS'a nie miałem za wiele styczności bo najzwyczajniej w świecie nie mam wystarczająco dobrego sprzętu by to odpalić.
Etykiety:
binarnie,
nowości GW,
planszówka,
recenzja,
retro,
space hulk
czwartek, 12 grudnia 2013
Cyfrowe Pachołki Inkwizycji czyli podcast nr 38
No to dalej próbujemy z Michem nadążyć za Genialnym Wydawcą i jego obłędnym już tempem. Nie da się ukryć, że chronologia nam trochę się wymknęła spod kontroli ale jest to spowodowane czynnikami 3cimi nad którymi kontrolę mieliśmy niewielką.
Etykiety:
kodeksy,
Michu,
nowości GW,
podcast,
recenzja
wtorek, 10 grudnia 2013
Chyłkiem i w cieniu
Muszę się przyznać, że wyjątkowo trudno było mi się trudno było zebrać do pisania tej notki bo gdzieś chyłkiem i w cieniu do appstore'u wkradł się Space Hulk na ipada. Zainstalowałem, zacząłem grać i musiałem się mocno skupić by odłożyć go na bok. Możecie zatem się spodziewać recenzji. A póki co chciałem skrobnąć kilka słów o innym cyfrowym wynalazkiem tyle, że bardziej zorientowanym na obiekt: stół.
Czyli o pierwszym Księciu Demonów, wybrańcu wszystkich 4 bogów chaosu zatem o Be'lakorze i jego debiucie w 40 millenium.
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW,
recenzja
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Dla szukających alternatyw...
niedziela, 1 grudnia 2013
Screamerstar
Ostatnio usłyszałem zarzut czy może jedynie uwagę, że na tym blogu ostatnimi czasy coś mało konkretu a za dużo szeroko rozumianego pitu pitu. No to czas poprawić się i choć trochę nadrobić zaległości w merytorycznych notkach. Temat wybrałem sobie bliski choć skłamałbym mówiąc, że doskonale znany z autopsji - grałem tym raz i to w niepełnej wersji. Zresztą mam wrażenie, że tytułowy build w ogóle nie przebił się do mainstreamu turniejowego w naszym kraju. Co samo w sobie jest również ciekawe i swoją teorią na ten temat nie omieszkam się podzielić w którymś z kolejnych akapitów.
środa, 27 listopada 2013
Nadążacie jeszcze??
Bo ja chyba tak średnio.
Od ostatniego czyli wrześniowego kodeksu Space Marines mieliśmy teoretycznie chwilę oddechu dla mety gry i portfeli. Niby tak ale w tzw międzyczasie dostaliśmy:
Suplement Imperial Fistów.
Suplement Iron Handsów
Kodeks Siostrzyczek
Kodeks Inkwizycji
A już za chwilę będą kolejne dodataki z fortyfikacjami oraz super heavy. Jakieś ciekawostki jak dodatki z cyklu Warzone do Apokalispy omijamy szerokim łukiem.
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW,
ukochana firma
sobota, 23 listopada 2013
Guziec czyli ... podcast nr 37
Michu odwiedził dalekie południe a ja nie.
No i składając te dwie informacje do kupy wyszedł nam pretekst do nagrania podcasta tym razem o turnieju Fire Frenzy który odbył się w Kozłowie koło Gliwic. Do zagadnienia podeszliśmy dosyć kompleksowo więc porozmawialiśmy i diecie i o bitwach i o paru innych rzeczach. Zresztą przekonajcie się sami.
środa, 20 listopada 2013
Obcy 40k
Dziś będzie średnio na temat i z założeniem, że osoby tu zaglądające Alieny znają.
Jakiś czas temu wspominałem na tych łamach o tym, że wybyłem wypoczywać. No i urlop nie miał zbyt wiele wspólnego, z 40stką no chyba, że wypatrywanego w drodze powrotnej z wyjazdowego turnieju Mc Donalada. Ale jedną z odwiedzonych atrakcji było muzeum HR Gigera (dla ignorantów to ten zawodnik co odpowiada za całą warstwę plastyczną Alienów) które oczywiście zainspirowało nas z Żoną do zakupu całej serii filmów (do czego przymierzaliśmy się od 5 lat) i ich ponownego obejrzenia.
Etykiety:
myśli ulotne
sobota, 16 listopada 2013
Szykujcie stosy
Kiedy kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że zupełnie niespodziewanie możemy się spodziewać gości z kapturami i zapałkami zacząłem się jarać jak stos. I choć wielkich wyobrażeń oraz oczekiwań względem kodeksu Inkwizycji nie miałem zwłaszcza, że byłem bogatszy o doświadczenia z Siostrzyczkami Bolteriankami, to i tak gdy tylko ikonka z pre-order zmieniła się na buy to czym prędzej kliknąłem.
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW,
recenzja
czwartek, 14 listopada 2013
z24cala TV odc 1 'Mortis in da house'
Ostatnio co notka pojawia się jakaś zmiana czy nowinka i dziś ta nowa i krótka tradycja znajdzie nie tylko kontynuacje ale i kumulacje. No prawie. Ale do rzeczy.
Panie i Panowie z dumą przedstawiamy z24cala tv czyli videoblog.
Czy jaka jest teraz trendi&jazzy nazwa na gadanie do kamerki w komórce.
Panie i Panowie z dumą przedstawiamy z24cala tv czyli videoblog.
Czy jaka jest teraz trendi&jazzy nazwa na gadanie do kamerki w komórce.
sobota, 9 listopada 2013
SM bez latexu czyli podcast nr 36
Myślę, że pierwsze dwie literki tytułu dość szybko pozbawiają wątpliwości co do tematyki poniższego nagrania. Jakbym miał określić ten podcast to stwierdzeniem, że jest idealny na długie jesienne wieczory - bez pośpiechu i trochę senny. No ale czego się spodziewać gdy dwóch fanbojów Abbadona berze się za deks lojalistów ;)
wtorek, 5 listopada 2013
Podwójna recenzja
A właściwie to półtorej recenzji bo pierwsza z opisywanych pozycji to nie powieść a coś co w Black Library wliczają do kategorii nowela czyli ~120 stron. I do takiej noweli można różnie podejść - można mieć pomysł na dłuższą formę odchudzić go i uzyskać napakowane dzieło. Można też od razu mieć pomysł na coś co pasuje do tej formy. Można również mieć pomysł na opowiadanie nadmuchać go i uzyskać wypełnienie. Ostatnia opcja to brak pomysłu.
Etykiety:
black library,
recenzja
niedziela, 3 listopada 2013
eSiostry
Jednak przy okazji premiery nowego kodeksu Adepta Sororitas dostaliśmy na twarz kolejny pomysł na dystrybucję publikacji - cyfra jedynie. Chciałbym napisać, że to odważny lecz konieczny ruch czy jakiś inny tego typu frazes ale nie mogę bo po prostu uważam to za głupie. Osobiście uwielbiam deksy na półce a odkąd ich format zmienił się na te kolorowe śliczności tym większą przyjemność mam z ich czytania. I jestem niepocieszony, że jeden z nich wymaga prądu by działać. Przy czym jeśli Games sobie uświadomi, że jednak wynalazek Gutenberga całkiem się nie przeterminował i wyda siostry na papierze to parę osób może się poczuć oszukanych. No chyba, że to podręcznik tymczasowy i za np. rok będzie porządny na równych prawach z resztą. To wtedy fajnie, że moglem wydać 25 euro za jakąś prowizorkę.
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW,
recenzja
wtorek, 29 października 2013
Loading power
Nie będę ukrywał, że zdaję sobie sprawę z dość odczuwalnego spadku częstotliowości wpisów na tym blogu. I jeśli ktoś liczył na coś nowego to muszę go rozczarować. Dziś będę się tłumaczył.
wtorek, 22 października 2013
Too fast (?), too furious ('bout money)
Emeryt na forum Glorii Victis sprowokował dyskusję pytając czy obecne tempo wydawnicze zarzucone przez Games Workshop nie jest zbyt duże? I tak pomyślałem sobie że skrobnę kilka słów zwłaszcza, że o podobnej tematyce chciałem już pisać od dłuższego czasu. No i przy okazji dam sobie jeszcze chwilę na czytanie deksu siostrzyczek zanim o nim coś napiszę.
Etykiety:
kodeksy,
myśli ulotne,
scena turniejowa,
ukochana firma
wtorek, 15 października 2013
Top 3
Ostatnio gdy ludzie, którzy wybrali się do Krakowa na Arenę odkrywali uroki Kazimierza po zmroku my - mocną ekipą choć głównie wiekiem, siedzieliśmy w Poznaniu przy degustacji Whiskey i gadaliśmy na tematy wszelakie. Jednym z nich było to, że taka degustacja pomimo paru wad ma też parę przewag nad wycieczką do smoczego grodu. I te ostatnie są z gatunku tych turbo istotnych dla ludzi z pewnymi cyferkami w numerze pesel.
Ale nie o przemijaniu miało być a o teraźniejszości.
Brutalnej teraźniejszości.
Bo w pewnym momencie konwersacja zeszła na tytułowy top 3 armii aktualnie występujących na stołach. No i przy pierwszych dwóch miejscach dyskusji większej nie było - Tau i Demony i to w tej właśnie kolejności wydają się dominować.
Tau to nie tylko Reptidy ale również cała reszta luf. Ale to jeszcze nie jest dramat. No prawie nie jest. Prawdziwą różnicę robią wszystkie te bonusy z systemów i markery. Tu no cover, a tu przerzuty a może plus do BSa i tak się ten shoting kręci.
Łącznie z tym w asssaulcie przeciwnika.
Demony to heraldzi grimory, wiadro turlania przed bitwą, mark tzeentcha i jazda z koksem. Czyli Moc, Energia, Książka. Ale nie oszukujmy się reszta armii też całkiem sprawnie działa. Zresztą póki co wydaje mi się to być kodeks o największej licznie grywalnych opcji, zwłaszcza spośród tych w twardych oprawach.
No i miejsce trzecie które poszło do Eldarów ale już nie jednogłośnie bo trochę dla zasady ale uznałem za stosowne zaprotestować. Bo choćby marinsi. Albo... i tu już trochę mi zabrakło konceptu.
Dark Angels? No niby jest ten RW ale to takie trochę 0-1 choć nie da się ukryć, że zabijać potrafi.
Gwardia? Fajna ale dopiero z sojusznikami no i trochę skilla wymaga. Etap że warunkiem koniecznym do jej obsługi był intelekt na poziomie paczki drożdży mamy już dawno za sobą.
Dark Eldarzy? Ujmę to tak. Na drużynówkach lepsi niż na singlowych turniejach. Zdecydowanie.
CSMi? Smoki i oblity to trochę za mało na aktualne stoły. Ale może się mylę.
Bladzie? Wyginęli.
Wilki? Niewiele ich więcej od czerwonych braciszków. A jak już ich widać to jako sojuszników odpowiedzialnych za reptajdy.
Szarzy Rycerze? To jest ciekawostka. Bo wydaje mi się, że ta armia ma spory potencjał na ta metę tylko mocno ukryty. Czy coś.
Necroni? Napór, fruwajki, mobilne troopsy. Tylko wyników brak.
Orki? Słabi nie są, ale czy są wystarczająco dobzi na podium. Nie sądzę.
Tyranidzi? No offence ale who cares - i tak "za chwilę" nowy deks.
A może siostrzyczki przypadkiem złamią system?
Puenty nie będzie za to zaproszę Was do podzielenia się waszymi typami na podium i w razie chęci resztę rankingu armii. Słitaśne komenty czekają.
Tau to nie tylko Reptidy ale również cała reszta luf. Ale to jeszcze nie jest dramat. No prawie nie jest. Prawdziwą różnicę robią wszystkie te bonusy z systemów i markery. Tu no cover, a tu przerzuty a może plus do BSa i tak się ten shoting kręci.
Łącznie z tym w asssaulcie przeciwnika.
Demony to heraldzi grimory, wiadro turlania przed bitwą, mark tzeentcha i jazda z koksem. Czyli Moc, Energia, Książka. Ale nie oszukujmy się reszta armii też całkiem sprawnie działa. Zresztą póki co wydaje mi się to być kodeks o największej licznie grywalnych opcji, zwłaszcza spośród tych w twardych oprawach.
No i miejsce trzecie które poszło do Eldarów ale już nie jednogłośnie bo trochę dla zasady ale uznałem za stosowne zaprotestować. Bo choćby marinsi. Albo... i tu już trochę mi zabrakło konceptu.
Dark Angels? No niby jest ten RW ale to takie trochę 0-1 choć nie da się ukryć, że zabijać potrafi.
Gwardia? Fajna ale dopiero z sojusznikami no i trochę skilla wymaga. Etap że warunkiem koniecznym do jej obsługi był intelekt na poziomie paczki drożdży mamy już dawno za sobą.
Dark Eldarzy? Ujmę to tak. Na drużynówkach lepsi niż na singlowych turniejach. Zdecydowanie.
CSMi? Smoki i oblity to trochę za mało na aktualne stoły. Ale może się mylę.
Bladzie? Wyginęli.
Wilki? Niewiele ich więcej od czerwonych braciszków. A jak już ich widać to jako sojuszników odpowiedzialnych za reptajdy.
Szarzy Rycerze? To jest ciekawostka. Bo wydaje mi się, że ta armia ma spory potencjał na ta metę tylko mocno ukryty. Czy coś.
Necroni? Napór, fruwajki, mobilne troopsy. Tylko wyników brak.
Orki? Słabi nie są, ale czy są wystarczająco dobzi na podium. Nie sądzę.
Tyranidzi? No offence ale who cares - i tak "za chwilę" nowy deks.
A może siostrzyczki przypadkiem złamią system?
Puenty nie będzie za to zaproszę Was do podzielenia się waszymi typami na podium i w razie chęci resztę rankingu armii. Słitaśne komenty czekają.
Etykiety:
scena turniejowa
czwartek, 10 października 2013
Coś jak reklama i wpis nie-dokońca sponsorowany
Zadzwonił do mnie ostatnio Brat Tomasz którego z mojej perspektywy przedstawiać nie trzeba jednak może znaleźć się parę osób o mniejszym stażu w tym hobby nie koniecznie kojarzące zawodnika. Kiedy lata całe temu pojawił się na scenie turniejowej to na pełnym przytupie zarówno przy stole jak i poza nim. Jak to się mówi i do stołu i do tańca.
Czy coś.
A potem zniknął.
Jednak zostawił po sobie, poza masą anegdot, jedną inicjatywę która wywarła wielki wpływ na naszą scenę czyli forum Glorii Victis. Oczywiście strona to była inicjatywa wieloosobowa jednak Brat Tomasz był jednym z tych bardziej w to zaangażowanych. Cały czas pamiętam jak chopaki na którejś Wojnie Światów rozdawali ulotki reklamujące to forum. I jakie emocje towarzyszyły początkom jego działalności.
#Goodolddays
A teraz Brat Tomasz wrócił z sklepem w Pruszkowie - Galaktyka Gier. I oczywiście jednym z produktów oprócz planszówek i innych gier jest czterdziestka. I z tej okazji poprosił o trochę wsparcia medialnego.
Szczerze mówiąc w pierwszej chwili chciałem odmówić. Ten blog do tej pory raczej nie wiele miał wspólnego z jakimiś reklamami i wydawało mi się, że warto się tego trzymać. Ale w trakcie rozmowy przypomniały mi się wszystkie uodogdnienia serwowane swoim kontrahentom przez GW (jak choćby z tych artykułów - naprawdę warto przeczytać) i stwierdziłem zasady-srady, pomóc trzeba. Zwłaszcza, że w świetle ostatnich dyskusji na forum ligowym o wciąganiu młodych graczy do ligi nie wypadało odmawiać starej wydze zakładającej taki przybytek. Ale żeby nie było że daje tylko link i obrazek stwierdziłem że cały ten przydługi fluff przyda się by moje motywacje były ciut jaśniejsze.
Nie będę tej notki kończył, żadnym głodnym 'polecam!' czy innymi hasełkami bo nie byłem i nie widziałem. Ograniczę się jedynie do trzymania kciuków, każdy sklep fizyczny prowadzony przez ludzi którzy może i dawno mieli kontakt z turniejami ale za to naprawdę intensywnie może tylko pomóc.
Etykiety:
varia
niedziela, 6 października 2013
Figurkowy PM
Choć na forum ligowym dzieje się ostatnimi czasy całkiem sporo - zupełnie jakby to był koniec sezonu - to obiecałem sobie, że nie będę tego komentował na blogu. Wychodzę po prostu z założenia, że większość omawianych tematów jak przykładow to od kiedy do kiedy ma być sezon średnio interesuje większość graczy. Ale jak mam być szczery to mam wątpliwości czy to co o czym chce wspomnieć będzie miało wiele większe audytorium.
Właściwie jedynym w miarę regularnie słuchanym przez mnie zagranicznym podcastem jest Inependent Characters. I właśnie tam znalazłem rozwiązanie nurtującego mnie ostatnio problemu. Problemu zarządzania figurkami, tymi które się maluje, dopiero skleja, czy czekają na podstawki. Po prostu któreś z kolei zaskakujące znalezisko np. jakiegoś sorrerera z którego będzie idealny herald zainspirowało mnie do refleksji że w moim wieku przy tej liczbie figurek same szare komórki to za mało by to ogarnąć. Oczywiście można się wspomóc Excelem które jest uniwersalnym lekiem na całe zło pierwszego świata ale ja chciałem coś bardziej dedykowanego. Przez moment zastanawiałem się nawet czy samemu się za tworzenie jakiegoś narzędzia nie zabrać ale doszedłem do wniosku, że to chyba byłby za bardzo angażujące czasowo na tym etapie. I tak łamiąc się z myślami odsłuchałem wspomniany podcast i okazało się, że nie jestem jedynym z takim problem.
Rozwiązaniem zaproponowanym przez amerykańskich przyjaciół jest
KanbanFlow
I po zapoznaniu się z nim stwierdzam, że warto mu się przyjrzeć. Generalnie jest to narzędzia zaprojektowane z myślą o zarządzaniu projektami informatycznymi - jedno z wielu dostępnych w internecie. Mamy w nim kolumny których liczbę i tytuły sobie sami określamy. Oprócz tego mamy zadania które sami tworzymy. Ja osobiście przyjąłem klucz, że jedno zadanie to jeden oddział. A kolumny mają tytuły: W pudełkach, Sklejanie, Malowanie, Wykończenie, Done. I cały pic polega na tym, że zadania podążają w prawo do kolejnych etapów pracy.
Dzięki temu widzę ile mnie jeszcze czeka by skończyć demony. Wuchte. A niżej mam eldarów i kolejna wuchta roboty. I niby wiedziałem o tym ale jak zobaczyłem to rozbite na kolejne jednostki to moja percepcja sporo zyskała.
Narzędzie ma masę dodatkowych funkcji jak sub taski (używam do oznaczenia potrzeby zmycia farby) czy tagi lub kolory. Aplikacja działa z poziomu przeglądarki, dane są w jakiejś chmurze a całość jest trywialna i bardzo wygodna w obsłudze. No i jest to darmowa zabawa. Co prawda jest jakieś konto premium ale nie jest potrzebne do szczęścia.
Zdaję sobie, że sporo ludzi nie ma potrzeby uciekania się do takich pomocy bo doskonale wiedzą co w walizce, co na półce a co w pudełkach. Jednak dla tych którzy mają poczucie, że chaos zakrada się między nich a ich figsy taka pomoc może być nieoceniona. A na pewno warta przetestowania.
Etykiety:
ciekawsotka,
varia,
zagranica
czwartek, 3 października 2013
Najazd na Berlin czyli podcast nr 35
Trzymajcie kciuki za to by nasze przeprosiny z mikrofonem jeszcze chwilę potrwały to może nam w ogóle uda się nadgonić tematy zasługujące na swojego podcasta. Zwłaszcza, że Games chyba nie zamierza zwalniać z tempem podawania nam kolejnych bodźców więc łatwo nie ma i nie będzie.
Dziś jednak będziemy z Michem gadać nie o o nowościach z świata a bardziej o wycieczkach za granicę i to wyjątkowo nie do Serbii. A tak, konkretnie to o próbie podbicia Berlina przez lekką brygadę zmotoryzowaną z 3city. Co z tego wyszło przekonacie się po odsłuchu - zapraszamy:
Podcast nr 35 - Najazd na Berlin
W pewnym momencie nagrania coś wspominam o zdjęciach więc daje link:
Galeria
Etykiety:
euro,
Michu,
podcast,
scena turniejowa
poniedziałek, 30 września 2013
Marinsi na gorąco
No i dostaliśmy, w końcu, po przeszło roku kodeks Space Marines napisany z myślą o 6stej edycji. Czy warto było czekać? Na pewno jeśli chodzi o jakość wydania oraz wrażenia estetyczne to oczywiście, że tak. Natomiast jeśli chodzi o zasady to mam wątpliwości. Jednak mam jeszcze za mało wiedzy by szafować opiniami więc skupię się na tym co mi się podoba.
I pojadę z koksem slotami.
HQ
Chapter master. 2+/3+, Eteral, Młotek, motor i 4W i telefon do krążownika. Czego chcieć więcej? MMM czyli Marinsowi Mordercy na Motorach wrócili jak kokaina w Pulp Fiction - w wielkim stylu. Kolor pancerzyka i wypływające z tego zasady to kwestia drugorzędna. Chociaż taki Iron Handów najciekawiej wygląda. No i jest to brakujące ogniwo w Ravenwingu. Tylko ten koszt równy Landkowi psuje ciut humor. Ale warto.
Troopsy
Cykliści w liczbie minimum 5. Najlepiej z gravgunami i na zasadach suprise, suprise White Scarsów. Jak już się ma tego spaślaka na motorze to trudno o bardziej oczywisty wybór. Jednak po moich kilku grach chopaki mnie nie zachwycają. Jak się potwierdziło info że są o 6 punktów tańsi od swoich ziomków z RW to wszystkim się wydawało, że czeka nas wielka przesiadka. Jednak aktualnie takie proste to mi się nie wydaje bo oni po prostu tak średnio zabijają. RW na daka szmacie generuje wystarczającą ilość strzałów jak na 6sto edycyjne standardy. Ci zawodnicy mają z tym problem.
Troopsy muszą być dwa i tym drugim wyborem są Scouci. Głównie z względu na ich transport czyli Land Speedera Storm. Aktualnie jest dedykowany, tańszy i dostał dodatkową broń. Cóż więcej trzeba? Nie jest to jednostka na której można oprzeć armię ale płacąc za nich te 100 punktów z haczykiem trudno mieć poczucie słabej inwestycji.
Elity.
Tiaaa. Tu jest problem bo z elit nic mnie nie porwało. I chyba nie ma sensu bronienie na siłę Legion of Damned bo potaniał. I tak za mało. Nie mówię, że ten slot to dramat bo daleko mu do tego. Po prostu na tą chwilę nic mnie nie porwało.
Fast.
Latający śmietnik aka. Stormtalon gunship. Co prawda nie jest to nowość ale wydaje się całkiem sensownym flayerem. Nie za drogi, sensownie strzela i daje jakieś AA. A fakt, że delikatnie rzecz ujmując jest raczej miękki sprawia, że jest z tych bardziej zbalansowanych. Natomiast nie wiem czy w czasach takiej dominacji Tau warto go brać. Ale nie zmienia to faktu, że mi się podoba i jeden już czeka na sklejenie.
Heavy
Nie wiem czy to niespodzianka, chyba nie, ale moim faworytem w tej sekcji są zdecydowanie Thunderfire Cannony. I tak były niezłe ale z barrage bez zmiany ceny stały się jeszcze lepsze. Tu chyba nie ma się nad czym rozwodzić i trzeba po prostu brać.
Na głębsze przemyślenia o tym podręczniku przyjdzie jeszcze czas ale po prostu czułem potrzebę skrobnięcia czegoś na gorąco. Co niniejszym uczyniłem. Jeśli macie swoje przemyślenia na temat lojalnych pancerzyków - piszcie. Komentarze czekają :)
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW
poniedziałek, 23 września 2013
Marines, zasady i kondycja środowiska.
Ostatnio na forum ligowym z dość dużą uwagą ale również rozbawieniem śledziłem dyskusję o tym czy będzie można na turniejach wystawić niebieskich marinsów na zasadach czarnych marinsów . I odwrotnie. Dla tych którzy to przegapili link tutaj.
Z uwagi chyba nie muszę się tłumaczyć natomiast rozbawienie zasługuje na kilka słów komentarza. Dla mnie całe te 5 stron jest kwintesencją, nazwijmy to, internetowej bezproduktywności dyskusyjnej. Doświadczenie mi podpowiada, że forum sobie a rzeczywistość sobie. Wiele razy różne rzeczy były omawiane i nawet z tego wynikały jakieś deklaracje ale pomysły te w ostatecznym rozrachunku przegrywały w konfrontacji z prawdziwym życiem. I nawet jeśli ktoś by rzeczywiście wymyślił że niebieskich marinsów można wystawić tylko na zasadach niebieskich marinsów a tęczowych marinsów na zasadach wszystkich marinsów to i tak miałby duży problem z realizacją tej szczytnej idei.
A najlepszym dowodem na to, jest to, jakie perełki można oglądać cały czas na turniejach klasy master czyli tych które wymagają pomalowanej armii. Całkowicie pomalowanej. A nie w 95%. I choć ogólnie trzeba przyznać, że jest progres w tej materii to czasem jeszcze widuje się dość kontrowersyjne modele. I patrząc na ten bój orgów imprez nie wierzę by któremuś się chciało, a jeśli nawet, to się udało w 100% wyegzekwować spójność między kolorem pancerzyka i zasadami.
Zwłaszcza, że kolor to jedno a insygnia drugie i powstaje pytanie co ma mieć priorytet. I pewnie w boju by się znalazło jeszcze milion innych wątpliwości.
Zatem chciałbym by ta dyskusja mogła coś zmienić bo to by bardzo dobrze świadczyło o naszym środowisku. Jednak na tym etapie wydaje mi się jedynie akademickimi rozważaniami i ćwiczeniem z polemiki czy argumentacji. I na razie można się skupić na bardzie przyziemnych zapisach regulaminów.
Etykiety:
z życia for
wtorek, 17 września 2013
Mixtape o ETC czyli podcast nr 34
Wreszcie - tak, przynajmniej sadząc po komentarzach i rozmowach powiedzą niektórzy.
Ale znowu o ETC?? - powiedzą może nawet Ci sami.
Tak czy siak po tych dwóch zdaniach i obrazku już wszystko jasne, jest nagranie teamt znany można jechać z koksem a jest z czym bo naszego babolenia dziś wyjątkowo dużo bo od razu fundujemy Wam obie części.
Przyjemności!
Podcast nr 34 ETECE strona A
Podcast nr 34 ETECE strona B
niedziela, 15 września 2013
Why, ooo why?
100% frustracji.
Tak wyglądają odczucia graczy Rogatych Marines na widok nowego podręcznik ich gupich (czy. lojalnych) braci. A potem pojawia się nieuniknione pytanie:
Dlaczego??????
Powtórzone tryliard razy.
Dlaczego legiony nie mają swoich unikalnych zasad?
Przecież każde dziecko wie kto, co powinien dostać. Jakie zasady specjalne oddawały by charakter Night Lordów a jakie Word Bearersów. Ale nie - od dwóch podręczników CSM granie Alpha Legionem i Iron Warriorami różni się wyłącznie kolorem pancerza który się ogląda. I choć część graczy może już nie pamiętać "Starego Kodeksu Chaosu" TM to jednak i tak patrząc na ostatnie zasady mogli mieć poczucie, że coś tu jest nie tak i to tak poważnie. A jak teraz muszą jeszcze patrzeć na blisko 180 stronicową księgę nowych marinsów to - 100% frustracji.
A przecież wg. fluffu zakony zdecydowanie mniej się różnią między sobą niż legiony. A po lekturze Black legionu to powiedziałbym, że dwa losowo wybrane warbandy wchodząc w skład BL bardziej odbiegają od siebie niż tacy Ulrasi i Imperial Fiści.
Jednak, dzięki suplementom, jest promyk nadziei dla graczy CSM i możliwość, że jeszcze w tej edycji zagrają Night Lordami którzy będą mieli swoje unikalne zasady i bronie demoniczne. Trzeba jedynie wrzucić Black Legion do przegródki pierwsze śliwki robaczywki i liczyć na to, że GW potrafi się uczyć na błędach. I jak się spojrzy na przeskok z 5 na 6 edycje to można optymistycznie patrzeć na rozwój tej umiejętności wśród autorów tych zasad.
Zatem cała nadzieja fanów zawartości Oka Terroru w chciwości GW aka. suplementac. I tym optymistycznym (?) ....
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW
poniedziałek, 9 września 2013
Black Marzenia
Nowa tabelka warlord traitów.
Sześć nowych przedmiotów z czego półtora interesującego. I tylko interesującego bo na pewno nie must-have.
Cztery nowe zasady czyli Choseni w troopsach, niedorzecznie drodzy terminatorzy z bonusem do WS i BS, możliwość robienia sojuszy z CSM i konieczność kupienia tam gdzie się da VotL.
Dla osób głównie grających, zwłaszcza na turniejach i nie szczególnie jarających się otoczką fabularną, do tego się sprowadza suplement do chaosu pt. Black Legion. Kosztujący kupę hajsu i póki co występujący jedynie jako ciąg zer i jedynek.
Natomiast jeśli ktoś jest zainteresowany choć trochę fluffem to zakup tego dzieła nabiera zdecydowanie więcej sensu. Co prawda początkowo czytając część fabularną w tyle głowy dudniło mi "ale to już było...." jednak część opisująca wydarzenia po Herezji była zdecydowanie ciekawsza. Czytając opisy kolejnych krucjat i ich cele można było rzeczywiście uwierzyć, że to tak miało być i Abbadon nie jest wcale wiecznym przegranym. Od razu się przyznam ze nie mam pojęcia ile z tego fluffu to nowość a ile podgrzewany kotlet ale mi się to po prostu dobrze czytało. Chyba po raz pierwszy usiadłem do tej części jakiegokolwiek podręcznika i ją połknąłem. A potem poprawiłem scenariuszami które może wybitne nie da ale niektóre z nich z chęcią bym zagrał.
Czy warto kupować ten dodatek?
Dla zasad absolutnie nie.
Dla fluffu - nie wiem. Choć ja na pewno nie narzekam.
Natomiast jeśli człowiek jest fanem tej armii to na pewno znajdzie parę argumentów za. Choć nawet jeśli nie jest zadeklarowanym kultystą i tak uroni łezkę czy dwie nad straconą szansą na dodanie chociaż pół fajnej i grywalnej rozpiski dla rogatych marinsów.
Na szczęście plotki mówią, że będą kolejne podejścia do tematu. Może zamiast trzymać kciuki trzeba po prostu złożyć jakąś ofiarę by GW się udało (np. z nowych marinsów).
PS Turbo na maxa podoba mi się ta 'szekspirowska' okładka tego suplementu.
Choćby dla niej.... nieeeeeee :)
Etykiety:
kodeksy,
nowości GW
środa, 4 września 2013
Cry "Daemons" and Let Slip the Dogs of War cz.3
Nadaje Michu. Przed Wami
trzecia i ostatnia część sprawozdania z bitew na ETC. Przypominam,
że relacje pozostałych reprezentantów, w tym moje przeklejone
przez Cylindryka, można znaleźć tutaj – Raporty z ETC na Glorii Victis. Z samego ETC obiecaliśmy Wam
jeszcze podcast ale jest tego ponad 2 godziny materiału, który
jeszcze trzeba obrobić. A póki co, jedziemy o bitwach a ostatnio rozstaliśmy się przy wiadomości, że będziemy grać z Germanami.
Trzeci dzień to dzień
zarówno naszego zwycięstwa jak i niestety porażki. Poranek
pachniał golonką po bawarsku. Niemcy to chyba od zawsze
uber-przeciwnik dla Repry, a ja miałem z germańskim najeźdźcą
stanąć po raz pierwszy twarzą w twarz. Nerwy mnie trochę dopadły
ale byłem dobrej myśli po zwycięstwie nad GK Jona, a Łysy dbał abym się zbyt wcześnie nie hiperwentylował do czego
zabierałem się już poprzedniego wieczora. Dodatkowo mieliśmy
łobuzów ogranych i Skark wrócił jeszcze później w nocy co
znaczyło, że będzie zabijał – innymi słowy, kęsim!
Jak zwykle nie ingerowałem
w parowania i spokojnie wentylowałem się w bezpiecznej odległości
od stołów.
Długo tym razem trwało moje czekanie i skończyłem jako któraś
wystawka. W odpowiedzi Niemcy coś dostawili i pokrzyczeli chwilę z
radości. Po chwili dowiedziałem się, że dostałem latający cyrk
smoków z necronami i mam sobie wybrać stół. Nie jest to dla mnie
przeciwnik idealny ale żeby tak się cieszyć? Podejrzane.
Poprosiłem Racę o pomoc w wyborze stołu i poszedłszy za jego
radą wziąłem tak miejski jak tylko się dało bo smoki smokami ale
przed scytami wypada się schować mimo wszystko. I poszedłem
ścisnąwszy pierwej mocno poślady aż poszedł swąd palonych
włosów.
BITWA 5 vs Niemieckie Smoki CSM+Nec
CSM DP bez macki, 1 lvl Tzeentcha
2 x Kultyści
3 x Smok
Necron Lord w barce
2 x Warriory w Night Scycie
1 x Deathmarki z Cryptekiem w Night Scycie
1 x Doom Scyta
Po dojściu do stołu
okazało się, że moim przeciwnikiem jest blond młodzieniec o
ksywie „Schnuffi”. Od razu trochę mi spadło napięcie bo czyż
ktoś o takiej ksywie może być z grunty zły? I faktycznie, grało
nam się całkiem sympatycznie. Nie było szczególnych wybuchów
radości i nawet nie dopuszczałem myśli o kontakcie fizycznym jak z
rosjaninem ale też i bez spin szczególnych, podręcznik główny
wystarczył nam w zupełności. Doszło nawet do tego, że jak w 4
turze zapomniałem rzucić grimoijrę w movemencie i zacząłem
strzelać i nie zgodził się już na rzut (wyszedłem z założenia,
że zawsze warto spróbować) to zaczął mnie przepraszać, że to
ważny mecz etc.
Zaczęliśmy od tzw. istotnych rzutów. Wygrałem stronę, dzięki czemu herald miał swój
wymarzony impas. Z mocy niestety inva nie było ale za to puppet
master i precognition na fateweaverze i co najważniejsze Scrier's
Gaze. Dodatkowo jeden z heraldów wylosował na greaterze lancę,
którą oczywiście zatrzymał z nadzieją na skyfire z mysterious
objectives. Same objectivy rozstawiliśmy tajnie, tak jak było w
scenariuszu (każdy 3,2,1 VP) ale po odkryciu niespodzianek nie było.
Trójki w przeciwległych rogach. Schnuffi zaczął wystawiać Aegis
i zrobiło się zabawnie bo w jednej ręce trzymał komórkę.
Myślałem, że może czyta smsa od dziewczyny czy ki diabeł ale z
głupia frant zapytałem, czy ma tam plany budowy. A On na to, że
tak... Może miał tam plany na każdą okazję, w tym pewnie
opracowana przez Łysego „zagrodę dla psów” ale ze mną
fortyfikacja skończyła jako linia w jego strefie. Rzut na
rozpoczęcie oczywiście przegrałem. I tu czekała mnie mega
niespodzianka – mój przeciwnik wybrał zaczynanie. Cały mój
talent aktorski zużyłem, żeby schować banana z twarzy ale się
nie udało. Na całe szczęście Schnuffi nie patrzył w moją
stronę...
Plan miałem już
opracowany z bitwy z Ukraińcem. Rozstawiłem się podobnie tylko
znacznie lepiej. Miałem dużo covera i trzy objectivy z potencjałem
na skyfire, działo, 1 horrory i 2x demonice schowałem w rezerwie z
tym, że tylko horrory z beamem w DS. Była to misja o tyle dla mnie
dobra, że miałem trzy fasty scorujące.
Minus był taki, że on też a moje były tak czy siak pierwszym celem dla jego
strzelania. Po scoucie zamiast do przodu poszedłem w bok i
rozstawiłem się równo po ćwiartce.
W swojej pierwszej turze
Niemiec wykonał ruchy pozorowane DP, Lordem na barce pozostając
niedaleko commsów. Ja rzucam w pierwszej SG i to pozwala mi rzucać
3 kości na mysterious objectives. Losuje tylko 1 skyfire ale to
zawsze coś. Ruchy pozorowane należy też czasem przemyśleć, bo DP
nie wyleciał poza zasięg FT, co skrzętnie wykorzystałem, rzucając
na niego grimojrę i lecąc na maksa do przodu. Resztą ruszyłem się
do przodu tak żeby zająć jak najwięcej stołu i żeby smoki nie
mogły przelecieć za moja armię a troopsy pozostawały poza 24”
od scyt, blokowane przez psy. FT wypala 4d6 strzałów i DP zostaje na 1 ranie. Nie
zdaje grounda ale zdaje inva. Schnuffi traci nieco spokoju, a ja
żałuje możliwości zdobycia FB.
W turze drugiej zaczynamy
grać na serio. DP ucieka, wychodzą wszystkie lataczki na stół.
Pierwsze psy dostają wszystko co się da i ściągam je garściami.
Niemiec celuje wyraźnie w Heralda, żeby zdobyć FB. Nie udaje się
ale zostaje mi herald i z 6 psów po Go to Ground. Drugi oddział ma
straty minimalne ale jak tak dalej pójdzie to mi psów nie starczy.
W mojej turze grimoijra leci na zdrowe psy. Cofam się, żeby nie
można było przelecieć nade mną, FT skręca i jest za lataczkami.
Tabelka daje mi +1 do inva dla demonów. Nie narzekam, choć właśnie
miałem strzelać do smoków... Rzucam Puppet Mastera na scytę i
strzelam nią w tyłek smokowi a 3d6 idzie w samą scytę. Są dwie
peny na smoku ale obie odbite i tylko 1 HP na scycie...nie najlepiej.
Łysy przechodzi a ja wymownie pokazuje mu kupkę psów. Robię
smutną minę.
W turze trzeciej cały
misterny plan się spłaca. Lataczki wylatują za stół oprócz
jednej Night scyty i Doom Scyty. I mam turę względnego spokoju,
chociaż Herald pada i jest FB dla niemca. Mi niestety nie wychodzi
grimoijra na psach mimo przerzutu. Chowają się bardziej w cover
chociaż i tak priorytetem jest kontrola stołu. Strzelam do lataczek
ale nic nie robię. Łysy otrzymuje informacje o totalnej wtopie.
W czwartej turze powtórka
z drugiej ale Niemiec nie wykorzystuje minusa do sejva na psach.
Skupia się na dopaleniu resztki psów a vectory idą w FT, który
chcąc powetować wtopę z ostatniej tury i dzięki precognicji olewa
wszystko. Niestety spada na ziemię w strzelaniu. Ginie parę psów.
Wychodzą kultyści na stół. Niemiec ma przebłysk i próbuje
zaszarżować dwoma Deathmarkami na FT. Dobrze, że jest 8 cali po
trudnym i nie dochodzą bo bym tam ugrzązł. W mojej turze FT za
stół. Herald wreszcie czyta manual i strąca z lancy Kosę z
troopsem. Dotychczas była jedna odbita pena i dwa wyniki 1 i 2 na
przebicie. Ale nie narzekałem bo to jakby nie jego specjalizacja...
Spadają i wchodzą moje tropsy. Demonice zajmuja znacznik po
przeciwnej stronie stołu za 2 punkty a horrory zaliczają mishapa i
wracają do rezerw. Dostaję wsparcie z Francji – przychodzi Pierre
i mówi, że piąta to będzie ostatnia tura albo karniaki. Zaczynam
się spieszyć i zapominam rzucić grimoijrę... Łysy dostaje info,
że powinienem kopać rowy zamiast grać w figsy.
Piąta tura a ja sobie
powtarzam w myślach - „teraz tego nie sp..., teraz tego nie sp.”
Bo tak naprawdę to Niemiec jest w kłopotach. Mówię do niego
„Słuchaj stary, nie ważne jak się skończy, grało się fajnie”,
bo przewiduję różne wersje w końcówce. Lataczki już niewiele
robią. Ma objectivy za 3, 2 i 1, tak jak ja. Ma FB i zabitego fasta
ale nie będzie miał warlorda i linebrekera. Ja na pewno to drugie i
jeśli nie odbije mocy DP to i warlorda. I kończę. Niemiec strzela
do demonic i ustawia się Necron lordem pod szarże. Robi to fatalnie
i zabija mi tyle, że nie ma szans dojść. Jeden smok próbuje zająć
objectiv za 3 bo w tej chwili mają go kultyści, co jest dość
niepewnym wyborem. Ja odpowiadam ostrożnie bo cały czas w myślach
- „teraz tego nie sp..., teraz tego nie sp.” Nie słyszę co
się dzieje i dobrze bo jakbym widział, że wszyscy wokół nas
stoją... Blokuję znaczniki za 1 i 2 punkty. Horrory mają okazję
na bycie MVP, wystarczy hit na DS i blokują znacznik za 3. Robią to
wielkim stylu – 11 calowy mishap i giną... Tyle radość u Niemca
wcześniej nie widziałem przez całą grę. 5 demonic ma podobna
szansę, wystarczy pokonać 5 warriorów i znacznik za 2 jest
ich...niestety zabijają jednego....FT wypala do DP – ten
oczywiście odbija moc. Ech. Kończy się 11-9 dla mnie.
Odwracam się do Łysego i mówię wynik. Łysy na to, że akurat
starczyło. Pytam - „Jest remis?”, „Nie, wygraliśmy!”.
Wygraliśmy o 2 punkty. Tak dobrze nie czułem się po grze w
czterdziestce chyba nigdy! Mam poczucie, że nic nas teraz nie
powstrzyma! I niestety tutaj się pomyliłem.
BITWA 6 vs Hiszpańskie TAU
Etheral z marker droną
Commander Shadowsun
40 Krootow (1x20)
6 Fire Warriorow w Devilfishu
Riptide
3 Crisisy z 6 marker dronami
4 Piranie
Sky Ray
Brodki
Sniper Drony (3 marksmenów, 8 sniper dron)
Etheral z marker droną
Commander Shadowsun
40 Krootow (1x20)
6 Fire Warriorow w Devilfishu
Riptide
3 Crisisy z 6 marker dronami
4 Piranie
Sky Ray
Brodki
Sniper Drony (3 marksmenów, 8 sniper dron)
Trafiliśmy na bardzo ostro grającą Hiszpanię. Nie mieliśmy jej za bardzo rozkminionej a w dodatku po komentarzach innych drużyn było jasne, że żółto-czerwoni nie przyjechali do Serbii zdobywać przyjaciół. Podczas parowania zostałem zawołany przez Vladda z pytaniem, czy dam radę rozwalić ich Tau. Ja spytałem ile mają Riptidów. Okazało się, że jednego, to powiedziałem, że wstydu nie będzie ale zaznaczyłem, że z nowymi Tau grałem raz w życiu. I przyszło mi zagrać drugi raz.
Moim przeciwnikiem okazał się Arch, całkiem spory koleś (co okazało się zaletą później) i w dodatku całkiem sympatyczny jak na Hiszpana. Typhus grający na stole obok uprzedził mnie, ze koleś będzie stalował. Okazało się to troszkę prawdą bo zagraliśmy 4 tury ale nic nie mogłem zrobić bo przestalowana była faza deploymentu a Pierre przyniósł kartki przed 1 turą. Generalnie z perspektywy czasy wydaje mi się, że było też w tym długim graniu trochę mojej winy - naprawdę musiałem się o wszystko dwa razy pytać nie znając zupełnie kodeksu.
Już na początku zrobiło się dobrze. Wylosowałem inva na heraldzie i precognicję na FT. Ale kluczem był rzut ostatni - udało mi się wygrać i wybrałem zaczynanie. Pierwszy raz na ETC! Strategię, z braku znajomości zasad, oparłem w całości na fluffie. Wystawiłem wszystko, co do jednego demona, na stole. Horrory i FT lekko z tyłu w razie przejęcia inicjatywy, reszta na linii strefy z wywieszonymi jęzorami. On ustawia się z tyłu i infiltruje krootkich i Brodki z Shadowsunem. Infiltruje ich co najmniej dziwnie, bo 2 dziesiątki na jednej flance, a brodki i screen 20 krootow na drugiej flance na skraju krawędzi stołu w neutralnej ćwiartce. Ja scoutem na maksa do przodu w kierunku Brodek. Nie przejął inicjatywy i jedziemy.
Inv na płaszczki, Grimojra na FT. Psy stają tak, że nawet wewnątrz suitów musi być gorąco. Szukam trochę covera ale bez przekonania. Wiem, że cokolwiek się stanie, jeden oddział psów idzie do piachu - liczę, że zostanie herald i może ze dwa psy na overwatcha. Otwieram ogień. Działo i płaszczki wywalają wielką dziurę w screenie Krootów. FT poleciał z boku stołu i wali czym popadnie w broodki. Beam z siła 8 i 4d6 budzą zastanowienie w Hiszpanie i decyduje się na Go to ground na Brodkach. Mimo to leci drona i spada jedna brodka. Krootcy są za daleko etherala i opuszczają stół. Brodki rzucają 10 i każe sobie pokazać że Shadowsun ma 10 - niestety ma :) W jego turze świat robi się bardzo jasny dla jednego oddziały psów i zostaję 3 z heraldem. Drugie też dostają a Riptide podchodzi i zabija 1 płaszczkę i szarżuje. W combacie pada kolejna a ja zadaję 2 rany. Ja się cieszę, bo połknął przynętę i w następnej turze dostanie multiple charge i złoży się z rezultatu. Łysy przynosi mi piwo i energetyka bo widzę, że nei mogę ani na chwilę odejść od stołu.
W swojej turze szarżuje wszystkim co się da - psy mają 3+ inva z grimojry, FT za stół. Gubię się w tym deczko i nie udaje mi się połączyć szarży na brodki z Riptide, Szarżuje na pobliskie Piranie a demonice dołączają do Riptide. Padają brodki, Ripek i 1 pirania. Niestety zapominam o drugich demonicach i zamiast szarży stoje jak głupek przed dronami z piranii. W międzyczasie działo Khorna miętosi krootkich. Hiszpan
oddaje. Zabija 9 demonic z jednego oddziału i cały drugi. Lekko
napoczyna psy ale 3+ sejva to skutecznie utrudnia. Zaczyna się cofać. Ja
staram się go przytulić. Łysy mówi mi że każdy punkt ważny bo mamy problemy. No to idę na tejbla.
Widzę, że zostało bardzo mało czasu więc cisnę na znaczniki horrorami. Udaje mi się szarża niedobitką psów z heraldem na devilfisha i go niszczę. Eteryk się pinnuje co stawia go nie najlepszym położeniu. Płaszczki zabijaja 2 piranie a psy nie dochodzą do dron przez overwatcha. FT się trochę błażni w strzelaniu zabijając 3 krooty i 3 sniper drony. Hiszpan zabija do końca jedne psy z heraldem i wypala z wszystkich rakiet w FT ale zadaje tylko 1 ranę i nie ma grounda dzięki przerzutowi. Crisisy są już w rogu stołu i dalej się nie da. Pirania nie ma szans skontestować znacznika. Przychodzi Pierre i mówi, że 4 to nasza ostatnia tura.
W czwartej turze staram się zabić wszystko w zasięgu. Robię szarże wszystkim na wszystko. Combat ciągnię się przez pół stołu a poza pozostają moje horrory i demonetka i jego crisisy, drony i sky ray. Kończy się przewidywalnie - ryba w menu. W turze Hiszpana liczymy ale jakby nie liczyć, nie jest już w stanie urwać mi ani jednego punktu. Ja nie mam jednego znacznika, reszta moja. Ostateczny wynik to 18-2 dla mnie. W następnej byłby tejbl. Niestety, okazuje się, że wszystko na darmo - przegrywamy i wielki dół. Po grze łapi mnie Arch i zamieniamy się koszulkami. Ta przynajmniej pasuje...
I tak niestety kończy się moja przygoda z ETC. Za rok postaram się wybrać na singlowe ESC do czego zachęcam wszystkich. Pogranie w klimacie ETC to naprawdę dobra zabawa.
Etykiety:
euro,
Michu,
relacje,
scena turniejowa
piątek, 30 sierpnia 2013
Boje o stosy
Po ETC gdzie widziałem jakiś miliard bitew a mój jedyny wkład w nie to było rzucanie nie po naszej myśli na kolejną turę miałem spory niedosyt grania. Zatem na trójmiejski master czyli Herezję ostrzyłem sobie zęby i rozpiski od powrotu do kraju.
Grałem 'oczywiście' czystym Ravenwingiem. Rozpy miałem dwie, figurki miałem nawet do obu, ale jak się przed turniejem spodziewałem, przez wszystkie 5 bitew, wystawiłem tylko jeden wariant czyli same motory, Darkshrouda i Dakka-szmata. W skrócie grało mi się tym wyśmienicie. A w rozwinięciu?
Pierwsza bitwa to Szwagier i po drugiej stronie właściwie to samo czyli dakka szmata, motory i shroud. Wygrał rzut na rozpoczęcie, wystawił się na pełnej agresji więc skitrałem się w rogu a na środku zostawiłem 2 trójki motorów i atak bajka do po blokowania jego ruchów na scoucie. Udało się i wtedy zrobiłem coś co mi w dużej mierze przegrało mi bitwę. Przejąłem inicjatywę.
Cała bitwa to były szachy co było pochodną wystawienia. Nikt nie chciał się wychylić więc macaliśmy się raz z jednej, raz z drugiej strony. Zatem kończenie było kluczowe a tego sam się pozbawiłem podobnie jak command squadu (bez dakka szmaty) który zamiast schować wjechał z rezerw porezać. Efekt tej wycieczki nie był trudny do przewidzenia. Te dwa błędy dały mi całe 3 punkty.
Druga bitwa to Nathaniel i dwa landki z berkami, oblity lord kultyści i gwóźdź programu czyli dwa smoki. Na anichilacji. W tej bitwie najpoważniej zastanawiałem się nad moją drugą rozpą która było tworzona z myślą o przetrwaniu takich paringów ale w końcu stwierdziłem, że wariant A może trochę gorzej, ale też wytrzyma a w razie czego będzie mi łatwiej coś zabić. Gdyby były trzy smoki to na pewno bym wziął tą bardziej wyporną wersję.
Niestety zabijania w tej bitwie wiele nie bylo a już zwłaszcza z mojej strony. Cała bitwa to była rzeźba jak to zrobić by smoki mnie nie zdemolowały a jednocześnie nie zbliżyć się za bardzo do reszty chaosu. Udało się. Straciłem 4 KP z czego jeden w kretyński sposób. Mianowicie - smok strzela do bajków z palnika - pierwszy ginie drugi też bo w wyniku mojego nieskończonego poprawiania libry z generatorem pola wyszedł z jego zasigu na jakieś 3mm. Dwa trupy czyli liderka i oczywiście za stół. A potem się dowiedziałem, że mieli przerzut za Banner of Devastation.
Całe życie przez pinezki.
Ja zabiłem dwa smoki - jednego z melty drugiego z Locked velocity - w ostatniej turze musiał wylecieć za stół. Głównie sprawnym posługiwaniem się miarką ugrałem 8 punktów
Trzecia bitwa to Bartuul i 3 monole. A poza nim lord na śmietniku z wrajtami i 4 kosy z warriorami. Ja miałem w armii więcej melt niż średnia tego turnieju a że zaczynałem to scout potem boost i pomimo wystawienia wzdłuż stołu byłem przy nich. Z melt trafiałem więc monole szybko się skończyły. Podobnie jak wrjajty za sprawą command squadów i granatników. Natomiast z kosami miałem zdecydowanie więcej problemów. W sensie były dla mnie nie do sięgnięcia. 5 tura i wszystkie necrońskie troopsy wysiadają na znaczniki by je poblokować rzucamy kostką i niestety dla Bartuula jest kolejna tura. 20 dla mnie.
Czwarta bitwa to Raca i Eldarzy z Tau. Zaczynam, wystawiam się więc agresywnie i scoutuje na maksa choć de facto niewiele bo krooty mnie odpychają. Po czym tracę inicjatywę.
Rzeczywistość szara jak tytan.
W pierwszej turze ściągam z stołu jedenaście motorów i siłą rzeczy oraz luf przeciwnika mój plan ulega znacznej rewizji. Skupiam się na przetrwaniu i znacznikach. Górka na środku stołu i kończenie pomagają w realizacji obu elementów nowej strategii. Drugi raz na tym turnieju ratuje mnie (pierwszy raz to bitwa z Nathem) Power Field Generator który utrzymuje Shrouda przy życiu - 8 invów po zdjęciu covera zdanych z rzędu. A on z kolei utrzymuje resztę cyklistów apokalipsy przy życiu. Raca dobrze wyczuł mój plan z skoczeniem Sammaelem na jego znacznik i wysłał go krótką wiadomością tekstową że jest akcja nie znosząca zwłoki na resztkach Calibanu. Jednocześnie mi udało się zabezpieczyć swój i cała bitwa rozstrzygnęła się na środkowym objectivie który rzutem taśme udało mi się zblokować. Raca miał First blood'a, ja linebreakera wyszedł zatem remis.
Piąta bitwa to Żaba i gwardia na dwóch plutonach 3 wendkach mantysi i dwóch runkach. Zaczynałem i miałem misfortunę więc plutony się nie blobowały. Stały zatem te składy przez całą szerokość stołu. Manticora schowała się do rezerw. Tym razem nie było 6tki na przejęcie pojechałem więc i zacząłem strzelać. Kiedy rezerwy wchodziły na stół to już jakieś 60 gwardzistów go zdążyło opuścić. Jednak najpierw wjazd manticory a potem wendek zaczął sprawy komplikować. Podobnie jak górka za która chowały się wilki z niedobitkami gwardzistów.
Bitwa przebiegała w na tyle fajnej i miłej atmosferze pogawędek o batlu i drugiej edycji, że zanim się obejrzeliśy byliśmy ostatnią parą na placu boju. Skończyliśmy po 4 turach udało mi się jeden (z czterech) znacznik zabezpieczyć przed kontestem z wendki i finalny wynik to 13-7.
Ostatecznie zająłem 15 miejsce co może nie jest imponującym wynikiem ale jakbym chciał punkty to bym poszedł na BP. A, że chciałem miłego weekendu i zacnych bitewek to wyszedłem w niedzielne po południe w 100% kontent. No i aktualnym RW gra się wyśmienicie co dodatkowo mnie uszczęśliwiło. No i za sprawą miodności tej armii cały czas brak mi motywacji do ogarnięcia demonów. No ale to chyba temat na inny raz.
Grałem 'oczywiście' czystym Ravenwingiem. Rozpy miałem dwie, figurki miałem nawet do obu, ale jak się przed turniejem spodziewałem, przez wszystkie 5 bitew, wystawiłem tylko jeden wariant czyli same motory, Darkshrouda i Dakka-szmata. W skrócie grało mi się tym wyśmienicie. A w rozwinięciu?
Pierwsza bitwa to Szwagier i po drugiej stronie właściwie to samo czyli dakka szmata, motory i shroud. Wygrał rzut na rozpoczęcie, wystawił się na pełnej agresji więc skitrałem się w rogu a na środku zostawiłem 2 trójki motorów i atak bajka do po blokowania jego ruchów na scoucie. Udało się i wtedy zrobiłem coś co mi w dużej mierze przegrało mi bitwę. Przejąłem inicjatywę.
Cała bitwa to były szachy co było pochodną wystawienia. Nikt nie chciał się wychylić więc macaliśmy się raz z jednej, raz z drugiej strony. Zatem kończenie było kluczowe a tego sam się pozbawiłem podobnie jak command squadu (bez dakka szmaty) który zamiast schować wjechał z rezerw porezać. Efekt tej wycieczki nie był trudny do przewidzenia. Te dwa błędy dały mi całe 3 punkty.
Druga bitwa to Nathaniel i dwa landki z berkami, oblity lord kultyści i gwóźdź programu czyli dwa smoki. Na anichilacji. W tej bitwie najpoważniej zastanawiałem się nad moją drugą rozpą która było tworzona z myślą o przetrwaniu takich paringów ale w końcu stwierdziłem, że wariant A może trochę gorzej, ale też wytrzyma a w razie czego będzie mi łatwiej coś zabić. Gdyby były trzy smoki to na pewno bym wziął tą bardziej wyporną wersję.
Niestety zabijania w tej bitwie wiele nie bylo a już zwłaszcza z mojej strony. Cała bitwa to była rzeźba jak to zrobić by smoki mnie nie zdemolowały a jednocześnie nie zbliżyć się za bardzo do reszty chaosu. Udało się. Straciłem 4 KP z czego jeden w kretyński sposób. Mianowicie - smok strzela do bajków z palnika - pierwszy ginie drugi też bo w wyniku mojego nieskończonego poprawiania libry z generatorem pola wyszedł z jego zasigu na jakieś 3mm. Dwa trupy czyli liderka i oczywiście za stół. A potem się dowiedziałem, że mieli przerzut za Banner of Devastation.
Całe życie przez pinezki.
Ja zabiłem dwa smoki - jednego z melty drugiego z Locked velocity - w ostatniej turze musiał wylecieć za stół. Głównie sprawnym posługiwaniem się miarką ugrałem 8 punktów
Trzecia bitwa to Bartuul i 3 monole. A poza nim lord na śmietniku z wrajtami i 4 kosy z warriorami. Ja miałem w armii więcej melt niż średnia tego turnieju a że zaczynałem to scout potem boost i pomimo wystawienia wzdłuż stołu byłem przy nich. Z melt trafiałem więc monole szybko się skończyły. Podobnie jak wrjajty za sprawą command squadów i granatników. Natomiast z kosami miałem zdecydowanie więcej problemów. W sensie były dla mnie nie do sięgnięcia. 5 tura i wszystkie necrońskie troopsy wysiadają na znaczniki by je poblokować rzucamy kostką i niestety dla Bartuula jest kolejna tura. 20 dla mnie.
Czwarta bitwa to Raca i Eldarzy z Tau. Zaczynam, wystawiam się więc agresywnie i scoutuje na maksa choć de facto niewiele bo krooty mnie odpychają. Po czym tracę inicjatywę.
Rzeczywistość szara jak tytan.
W pierwszej turze ściągam z stołu jedenaście motorów i siłą rzeczy oraz luf przeciwnika mój plan ulega znacznej rewizji. Skupiam się na przetrwaniu i znacznikach. Górka na środku stołu i kończenie pomagają w realizacji obu elementów nowej strategii. Drugi raz na tym turnieju ratuje mnie (pierwszy raz to bitwa z Nathem) Power Field Generator który utrzymuje Shrouda przy życiu - 8 invów po zdjęciu covera zdanych z rzędu. A on z kolei utrzymuje resztę cyklistów apokalipsy przy życiu. Raca dobrze wyczuł mój plan z skoczeniem Sammaelem na jego znacznik i wysłał go krótką wiadomością tekstową że jest akcja nie znosząca zwłoki na resztkach Calibanu. Jednocześnie mi udało się zabezpieczyć swój i cała bitwa rozstrzygnęła się na środkowym objectivie który rzutem taśme udało mi się zblokować. Raca miał First blood'a, ja linebreakera wyszedł zatem remis.
Piąta bitwa to Żaba i gwardia na dwóch plutonach 3 wendkach mantysi i dwóch runkach. Zaczynałem i miałem misfortunę więc plutony się nie blobowały. Stały zatem te składy przez całą szerokość stołu. Manticora schowała się do rezerw. Tym razem nie było 6tki na przejęcie pojechałem więc i zacząłem strzelać. Kiedy rezerwy wchodziły na stół to już jakieś 60 gwardzistów go zdążyło opuścić. Jednak najpierw wjazd manticory a potem wendek zaczął sprawy komplikować. Podobnie jak górka za która chowały się wilki z niedobitkami gwardzistów.
Bitwa przebiegała w na tyle fajnej i miłej atmosferze pogawędek o batlu i drugiej edycji, że zanim się obejrzeliśy byliśmy ostatnią parą na placu boju. Skończyliśmy po 4 turach udało mi się jeden (z czterech) znacznik zabezpieczyć przed kontestem z wendki i finalny wynik to 13-7.
Ostatecznie zająłem 15 miejsce co może nie jest imponującym wynikiem ale jakbym chciał punkty to bym poszedł na BP. A, że chciałem miłego weekendu i zacnych bitewek to wyszedłem w niedzielne po południe w 100% kontent. No i aktualnym RW gra się wyśmienicie co dodatkowo mnie uszczęśliwiło. No i za sprawą miodności tej armii cały czas brak mi motywacji do ogarnięcia demonów. No ale to chyba temat na inny raz.
Etykiety:
relacje
środa, 28 sierpnia 2013
Cry "Daemons" and Let Slip the Dogs of War cz.2
Nadaje Michu. Czas (najwyższy!) na drugą część relacji z bitew na ETC. W tak zwanym międzyczasie raporty z bitew reprezentacji zostały przeniesione w inne miejsce Glorii Victis, konkretnie tutaj: Raporty z bitew ETC. Za sprawą Cylindryka moje poprzednie wypociny też się tam znalazły. Bez dłuższych zatem wstępów, kontynuujemy.
Drugi dzień zaczęliśmy od gry z Walią. Nie była to jedna z drużyn, której poświęciliśmy jakoś specjalnie dużo czasu ale Vladdi obiecał, że coś wieczorem wykmini. Rozpiski po przejrzeniu okazały się jak najbardziej na poziomie, szczególnie dość brutalne, czyste Tau, z którym nikt do gry się zbytnio nie palił. Nie było akurat przy tej dyskusji Romka, więc powstała koncepcja, że On zagra. I w końcu tak właśnie się okazało. Kupa śmiechu ale okazało się to suma summarum dobrym pomysłem.
Co do mnie to jak i przy pozostałych pairingach się nie wtrącałem, czekając na to co mnie spotka. I dostałem coś takiego:
BITWA 3 vs Walijskie Orki+TAU
2 x Warboss na bajku
3 x 20 Shootasów
2 x 9 Lootasów
2-3 x Krootcy
1 x Riptide
1 x Pathfinderzy
1 x Brodki
1 x Eteral
Skyshield Landing Pad
Przegrałem wszystkie rzuty jak zwykle ale wylosowałem inva na heraldzie i Puppet Master na Fateweaverze, którym zamierzałem obdarowywać Riptide jak tylko się da. Przeciwnik wybrał zaczynanie, rozstawił Tau na landing padzie wraz z lootasami, trochę boyzów przed padem i 20tkę z warbosem pod fortyfikacją. Krooci oraz 20tka boyzów z Warlodem w outflanku - taki wylosował warlord trait. Moim zdaniem już tutaj wyszło, że nie za bardzo wiedział jak zagrać. Bo plan pewnie był, żeby wybić mi troopsy etc ale stracił w ten sposób co najmniej jeden pierścień zasłony wokół landing pada. Ja za to stwierdziłem, że nie po to mnie dostawili do stacjonarnego strzelanie, żebym grał na remis i schowałem tylko FT i heralda 37" od Landing Pada a resztą warowałem przy linii wyznaczającej moją strefę.
Przed grą psy do przodu tak, żeby boyzom zostało 8" na szarże przez ciężki do psów a ja żebym nie miał problemów z kontrą. Rzucam z głupia frant na przejęcie inicjatywy i niespodzianka, jest 6tka! Przeciwnik się z lekka podłamał ale mówi się, życie i gramy. Nie wiedział co go spotka w 1 turze... Ja ruszam delikatnie psy, po scoucie i tak będące tam gdzie chce, rzucam inva 4+ na płaszczki, grimoijre natomiast na FT i też na maksa do przodu. Resztą też podchodzę - w tej sytuacji nie będzie mógł sobie pozwolić na strzelanie do czegokolwiek innego niż psy i płaszczki. Tura strzelania jest raczej ciekawa. Najpierw losuje burzę slaanesha i tracę jednego psa. On nic. Działo Khorna wybija 10 orkową dziurę w screenie przed padem. Płaszczki boostuje pod landing pada na przynetę i po drodze zabieram kolejnych 6 orków ze screena. Reszta biegnie, a na końcu strzela FT. I jaki to jest strzał! Puppet Master na Ripitde. Udany. Proszę przeciwnika o objaśnienie z czego teraz właściwie mógłbym strzelić? Okazuje się, że z placka. No to z placka! Niby Riptidy mają 2+ ale stoją w kupie razem z eteralem i dronami więc nie będę się zastanawiał. Znosi 11 cali. Przeciwnik się cieszy. A ja przypominam o niezużytym jeszcze przerzucie z FT. I kulam HIT. Padają ze dwie drony, plus jeszcze jedna z beama. Oblany test na zebranie i zatrzymują się tuż przed krawędzią. Mogło być super ale i tak nie narzekam.
W swojej turze gość oblewa test na zebranie...first blood. Morale mu nurkuje i rozbija sie o dno pobliskiego Dunaju. Robi absolutnie wszystko źle - strzela do płaszczek zamiast do psów, nie szarżuje niczym a powinien wszystkim oprócz pathfinderów. Ginie 5 płaszczek. Kontra jest miażdząca - znika cały landing pad oprócz Pathfinderów - Ripek nie dostaje rany ale ma test na -14 i nie zostaje na stole. W jego drugiej turze wychodzi outflank. Niestety nie nauczony doświadczeniem zbija go w brzydko mówiąc - kupę. W związku z tym w mojej turze trzeciej działo Khorna wybija równiutki ślad dużego placka w jego rezerwach. Koleś traci resztki ducha i proponuje mi 20:0 w zamian za skończenie gry. Staram się go przekonywać, że powinien urwać jakieś punkty i grać ale na obecnym etapie sam w to nie wierzę - jest o turę za późno. A na zasadach ETC mógł próbować 5 punktów ugrać.. Gra się zatem kończy. Smutno trochę. Mój przeciwnik postanawia się podzielić dokonaniem ze swoja drużyną i robi "tour optymizmu", jak to nazwał Łysy, demoralizując po kolei swoich kolegów z drużyny.
Mecz wygrywamy ze sporym zapasem i nadchodzi pora zmierzyć się z chłopakami zza oceanu. Team America mieliśmy dobrze rozpracowany, a ja w szczególności, gdyż bloby Kopacha były moim zdaniem jedną z lepszych rozpisek i grałem z jego rozpiską więcej niż parę razy. Jednocześnie trochę stresu było, bo wiedziałem, że agresywnej grze to jeśli coś pójdzie nie tak to dostanę łomot. Przy parowaniach jak zwykle krążyłem z daleka ale byłem jedną z ostatnich armii i dostałem info od Łysego, że jeśli mają to na czempionie co przewidzieliśmy to będzie ok a jak nie to będę walczył o życie. I wyszło to drugie bo dostałem GK. Vladdi spytał ile z tym zrobię to powiedziałem, że "co tam, rozwalę to!" ale moje przekonanie wynikało raczej z psychicznego przygotowania do ETC niż z jakiegoś zdrowego rozsądku. Wziałem Skarka na bok i trochę razem pokiminiliśmy co mam zrobić. Wyszło, że pomysł ma ten sam co ja. Wrzucić heralda w płaszczkach do combatu od 2 tury, bo to jest jedyna możliwość żeby go ukryć przed rakietami a w tym czasie zabić jeden oddział termosów. Tak przygotowany ruszyłem do boju.
BITWA 4 vs Amerykańskie GK
Coteaz
Inkwizytor z psikawką
3 x Stormraven z akolitami
2 x 10 terminatorów 1 ze sztandarem, w pełnym rynsztunku
4 x Akolici
3 x czaszki
Moim przeciwnikiem był Jon "The Man" Willingham. Koleś przesympatyczny, uśmiechał się prawie do samego końca, chociaż jak sami przeczytacie za chwilę, powodów do radości miał coraz mniej.
Gramy relikt i 2 znaczniki. Oczywiście przegrałem wszystkie rzuty, więc znaczniki są skupione blisko siebie po jednej stronie stołu. Ale za to ustawiłem je maksymalnie daleko od reliktu. Z mocy mam inva na heraldzie ale nie przewiduje jego długiego życia. Jon wybiera zaczynanie i wystawia się jednym oddziałem pod relikt a drugim daleko z boku pod znaczniki. Czaszki na środku stołu blokują scouta psom. Ja skupiam się na przeciwległej do znaczników flance. W deepie zostawiam jedne horrory i jedne demonice - drugie demonice równo przed znacznikiem i plan jest taki, żeby dobiec do niego przed terminatorami. W ten sposób będzie zmuszony ostrzeliwać demonice zamiast psów.
Niestety nie przejmuje inicjatyw. Jon podchodzi i sprząta parę psów po rzuceniu misfortuny. Ja daje wszytkim na jedną flankę, tak aby dostać skuteczny ostrzał od jednych tylko termosów. Herald jest w horrorach, żeby nie ściagąć ostrzału na płaszczki. Stoi sam daleko licząc że nie wszystkie placki trafią. FT z grimoijrą daje do przodu i z beama ściąga 2 termosy. Niestety, 2 storm raveny wchodzą i herald pada. To było do przewidzenia ale pada też przy okazji działo khorna, które było tu kluczowe - Heraldzi ze swoją 6tką inicjatywy mieli szansę przerzedzić termosy przy szarży. Termosy męczą dalej psy pod misfortuna a drugie trochę przerzedzają demonice. Z jednego oddziału psów zostają 4 psy i herald. Tabelka demonów próbuje mnie zabić ale jest FT na szczęście. Wygląda to fatalnie. Potrzebowałem tu trochę szczęścia. Zapoznaję przeciwnika z frazą "carving in shit" i minę mam adekwatną do tej czynności. I tu Jon popełnia najgorszy błąd, bowiem mówi "No, You will not fool me, I know that You Poles do not give up!". Nie ma bata zatem, nie mogę z siebie zrobić ofiary!
Moja druga tura i wszystko się okaże. Obu heraldów dołączam do zdrowych psów. Szarżuje. Resztka psów zbiera Overwatcha i Jon zapoznaje się z Go to Ground w fazie szarży :) Pozostałem oddziały dochodzą, niestety psy muszą przez ciężki. Kłaki lecą z demonów. Jeden herald odmawia czelendża Justicarowi. Płaszczki zabijają w inicjatywie 2 termosy z halabardami, które zdążyły uderzyć. Niestety oznacza to, że termosy z młotami biją. Ja zabijam 4 termosów i przegrywam combat o tyle, że nie ma co liczyć. Będzie z miliard. Płaszczki się składają i ginie 2d6 woundów z psów - na szczęście statystycznie tylko 3,5 psa.
W trzeciej turze Jona wygląda na to, że dostanę kontrę 2 gich terminatorów, chociaż po cichu liczę, że nie przejdą przez las w którym stoimy. W międzyczasie kolejna demonica z reliktem zostaje odstrzelona a następna czeka na swoją kolej. Szarża terminatorów na 6 cali. Jon rzuca 6 i 1. Ja pokazuje i udowadniam, że jeśli jeden koleś mógłby dojść przez ciężki to wszyscy muszą rzucać. Więc jeszcze jedna kostka i pada 4 więc szarża spalona. Gdzieś tam u mnie w głowie zapala się światełko "no mercy". Heraldzi rozszarpują pozostałych termosów. Trzecia moja tura to 2 termosy giną z beama w shootingu i szarża. Tym razem nie ma ciężkiego terenu po drodze. W międzyczasie przechodzi Trej i robi wielkie oczy. Jon pyta trenera czy musi swoją bitwę wygrać. I popełnia kolejny błąd. Rzuca Hammerhanda na terminatorach, będąc przeświadczonym, że Inkwizytor może potem odpalić Force Weapony na oddziale. Kiedy to robi pytam czy aby na pewno tak jest i jak się okazuje po przejrzeniu rulebooka mam rację. W dwie tury sypie się kolejny oddział terminatorów. Jest po grze. Storm Raveny zabijają jeszcze heraldów i wystawiają akolitów na linebreakera. W tym czasie moje troopsy zajmują i otaczają znaczniki. FT chowa się po kątach. Ostatecznie gra kończy się w 5 turze. Mam wszystkie znaczniki i jest 16:4 dla mnie.
Nie wiem jak to się stało i Jon też za bardzo nie kuma. Szkoda mi kolesia bo kumple zaczynają sypać jego nową ksywą "The Fail". Mam wrażenie, że wygrałem tą grę znajomością zasad i tym, że Jon był za bardzo pewny siebie. Demony z GK stanowią zdecydowanie bardziej wyrównany pairing niż w 5 edycji.
Koniec dnia w wyśmienitym nastroju. Ale w niedzielę Old Adversary w postaci Niemców, trza się spiąć.
C.D.N.
2 x Warboss na bajku
3 x 20 Shootasów
2 x 9 Lootasów
2-3 x Krootcy
1 x Riptide
1 x Pathfinderzy
1 x Brodki
1 x Eteral
Skyshield Landing Pad
Przegrałem wszystkie rzuty jak zwykle ale wylosowałem inva na heraldzie i Puppet Master na Fateweaverze, którym zamierzałem obdarowywać Riptide jak tylko się da. Przeciwnik wybrał zaczynanie, rozstawił Tau na landing padzie wraz z lootasami, trochę boyzów przed padem i 20tkę z warbosem pod fortyfikacją. Krooci oraz 20tka boyzów z Warlodem w outflanku - taki wylosował warlord trait. Moim zdaniem już tutaj wyszło, że nie za bardzo wiedział jak zagrać. Bo plan pewnie był, żeby wybić mi troopsy etc ale stracił w ten sposób co najmniej jeden pierścień zasłony wokół landing pada. Ja za to stwierdziłem, że nie po to mnie dostawili do stacjonarnego strzelanie, żebym grał na remis i schowałem tylko FT i heralda 37" od Landing Pada a resztą warowałem przy linii wyznaczającej moją strefę.
Przed grą psy do przodu tak, żeby boyzom zostało 8" na szarże przez ciężki do psów a ja żebym nie miał problemów z kontrą. Rzucam z głupia frant na przejęcie inicjatywy i niespodzianka, jest 6tka! Przeciwnik się z lekka podłamał ale mówi się, życie i gramy. Nie wiedział co go spotka w 1 turze... Ja ruszam delikatnie psy, po scoucie i tak będące tam gdzie chce, rzucam inva 4+ na płaszczki, grimoijre natomiast na FT i też na maksa do przodu. Resztą też podchodzę - w tej sytuacji nie będzie mógł sobie pozwolić na strzelanie do czegokolwiek innego niż psy i płaszczki. Tura strzelania jest raczej ciekawa. Najpierw losuje burzę slaanesha i tracę jednego psa. On nic. Działo Khorna wybija 10 orkową dziurę w screenie przed padem. Płaszczki boostuje pod landing pada na przynetę i po drodze zabieram kolejnych 6 orków ze screena. Reszta biegnie, a na końcu strzela FT. I jaki to jest strzał! Puppet Master na Ripitde. Udany. Proszę przeciwnika o objaśnienie z czego teraz właściwie mógłbym strzelić? Okazuje się, że z placka. No to z placka! Niby Riptidy mają 2+ ale stoją w kupie razem z eteralem i dronami więc nie będę się zastanawiał. Znosi 11 cali. Przeciwnik się cieszy. A ja przypominam o niezużytym jeszcze przerzucie z FT. I kulam HIT. Padają ze dwie drony, plus jeszcze jedna z beama. Oblany test na zebranie i zatrzymują się tuż przed krawędzią. Mogło być super ale i tak nie narzekam.
W swojej turze gość oblewa test na zebranie...first blood. Morale mu nurkuje i rozbija sie o dno pobliskiego Dunaju. Robi absolutnie wszystko źle - strzela do płaszczek zamiast do psów, nie szarżuje niczym a powinien wszystkim oprócz pathfinderów. Ginie 5 płaszczek. Kontra jest miażdząca - znika cały landing pad oprócz Pathfinderów - Ripek nie dostaje rany ale ma test na -14 i nie zostaje na stole. W jego drugiej turze wychodzi outflank. Niestety nie nauczony doświadczeniem zbija go w brzydko mówiąc - kupę. W związku z tym w mojej turze trzeciej działo Khorna wybija równiutki ślad dużego placka w jego rezerwach. Koleś traci resztki ducha i proponuje mi 20:0 w zamian za skończenie gry. Staram się go przekonywać, że powinien urwać jakieś punkty i grać ale na obecnym etapie sam w to nie wierzę - jest o turę za późno. A na zasadach ETC mógł próbować 5 punktów ugrać.. Gra się zatem kończy. Smutno trochę. Mój przeciwnik postanawia się podzielić dokonaniem ze swoja drużyną i robi "tour optymizmu", jak to nazwał Łysy, demoralizując po kolei swoich kolegów z drużyny.
Mecz wygrywamy ze sporym zapasem i nadchodzi pora zmierzyć się z chłopakami zza oceanu. Team America mieliśmy dobrze rozpracowany, a ja w szczególności, gdyż bloby Kopacha były moim zdaniem jedną z lepszych rozpisek i grałem z jego rozpiską więcej niż parę razy. Jednocześnie trochę stresu było, bo wiedziałem, że agresywnej grze to jeśli coś pójdzie nie tak to dostanę łomot. Przy parowaniach jak zwykle krążyłem z daleka ale byłem jedną z ostatnich armii i dostałem info od Łysego, że jeśli mają to na czempionie co przewidzieliśmy to będzie ok a jak nie to będę walczył o życie. I wyszło to drugie bo dostałem GK. Vladdi spytał ile z tym zrobię to powiedziałem, że "co tam, rozwalę to!" ale moje przekonanie wynikało raczej z psychicznego przygotowania do ETC niż z jakiegoś zdrowego rozsądku. Wziałem Skarka na bok i trochę razem pokiminiliśmy co mam zrobić. Wyszło, że pomysł ma ten sam co ja. Wrzucić heralda w płaszczkach do combatu od 2 tury, bo to jest jedyna możliwość żeby go ukryć przed rakietami a w tym czasie zabić jeden oddział termosów. Tak przygotowany ruszyłem do boju.
BITWA 4 vs Amerykańskie GK
Coteaz
Inkwizytor z psikawką
3 x Stormraven z akolitami
2 x 10 terminatorów 1 ze sztandarem, w pełnym rynsztunku
4 x Akolici
3 x czaszki
Moim przeciwnikiem był Jon "The Man" Willingham. Koleś przesympatyczny, uśmiechał się prawie do samego końca, chociaż jak sami przeczytacie za chwilę, powodów do radości miał coraz mniej.
Gramy relikt i 2 znaczniki. Oczywiście przegrałem wszystkie rzuty, więc znaczniki są skupione blisko siebie po jednej stronie stołu. Ale za to ustawiłem je maksymalnie daleko od reliktu. Z mocy mam inva na heraldzie ale nie przewiduje jego długiego życia. Jon wybiera zaczynanie i wystawia się jednym oddziałem pod relikt a drugim daleko z boku pod znaczniki. Czaszki na środku stołu blokują scouta psom. Ja skupiam się na przeciwległej do znaczników flance. W deepie zostawiam jedne horrory i jedne demonice - drugie demonice równo przed znacznikiem i plan jest taki, żeby dobiec do niego przed terminatorami. W ten sposób będzie zmuszony ostrzeliwać demonice zamiast psów.
Niestety nie przejmuje inicjatyw. Jon podchodzi i sprząta parę psów po rzuceniu misfortuny. Ja daje wszytkim na jedną flankę, tak aby dostać skuteczny ostrzał od jednych tylko termosów. Herald jest w horrorach, żeby nie ściagąć ostrzału na płaszczki. Stoi sam daleko licząc że nie wszystkie placki trafią. FT z grimoijrą daje do przodu i z beama ściąga 2 termosy. Niestety, 2 storm raveny wchodzą i herald pada. To było do przewidzenia ale pada też przy okazji działo khorna, które było tu kluczowe - Heraldzi ze swoją 6tką inicjatywy mieli szansę przerzedzić termosy przy szarży. Termosy męczą dalej psy pod misfortuna a drugie trochę przerzedzają demonice. Z jednego oddziału psów zostają 4 psy i herald. Tabelka demonów próbuje mnie zabić ale jest FT na szczęście. Wygląda to fatalnie. Potrzebowałem tu trochę szczęścia. Zapoznaję przeciwnika z frazą "carving in shit" i minę mam adekwatną do tej czynności. I tu Jon popełnia najgorszy błąd, bowiem mówi "No, You will not fool me, I know that You Poles do not give up!". Nie ma bata zatem, nie mogę z siebie zrobić ofiary!
Moja druga tura i wszystko się okaże. Obu heraldów dołączam do zdrowych psów. Szarżuje. Resztka psów zbiera Overwatcha i Jon zapoznaje się z Go to Ground w fazie szarży :) Pozostałem oddziały dochodzą, niestety psy muszą przez ciężki. Kłaki lecą z demonów. Jeden herald odmawia czelendża Justicarowi. Płaszczki zabijają w inicjatywie 2 termosy z halabardami, które zdążyły uderzyć. Niestety oznacza to, że termosy z młotami biją. Ja zabijam 4 termosów i przegrywam combat o tyle, że nie ma co liczyć. Będzie z miliard. Płaszczki się składają i ginie 2d6 woundów z psów - na szczęście statystycznie tylko 3,5 psa.
W trzeciej turze Jona wygląda na to, że dostanę kontrę 2 gich terminatorów, chociaż po cichu liczę, że nie przejdą przez las w którym stoimy. W międzyczasie kolejna demonica z reliktem zostaje odstrzelona a następna czeka na swoją kolej. Szarża terminatorów na 6 cali. Jon rzuca 6 i 1. Ja pokazuje i udowadniam, że jeśli jeden koleś mógłby dojść przez ciężki to wszyscy muszą rzucać. Więc jeszcze jedna kostka i pada 4 więc szarża spalona. Gdzieś tam u mnie w głowie zapala się światełko "no mercy". Heraldzi rozszarpują pozostałych termosów. Trzecia moja tura to 2 termosy giną z beama w shootingu i szarża. Tym razem nie ma ciężkiego terenu po drodze. W międzyczasie przechodzi Trej i robi wielkie oczy. Jon pyta trenera czy musi swoją bitwę wygrać. I popełnia kolejny błąd. Rzuca Hammerhanda na terminatorach, będąc przeświadczonym, że Inkwizytor może potem odpalić Force Weapony na oddziale. Kiedy to robi pytam czy aby na pewno tak jest i jak się okazuje po przejrzeniu rulebooka mam rację. W dwie tury sypie się kolejny oddział terminatorów. Jest po grze. Storm Raveny zabijają jeszcze heraldów i wystawiają akolitów na linebreakera. W tym czasie moje troopsy zajmują i otaczają znaczniki. FT chowa się po kątach. Ostatecznie gra kończy się w 5 turze. Mam wszystkie znaczniki i jest 16:4 dla mnie.
Nie wiem jak to się stało i Jon też za bardzo nie kuma. Szkoda mi kolesia bo kumple zaczynają sypać jego nową ksywą "The Fail". Mam wrażenie, że wygrałem tą grę znajomością zasad i tym, że Jon był za bardzo pewny siebie. Demony z GK stanowią zdecydowanie bardziej wyrównany pairing niż w 5 edycji.
Koniec dnia w wyśmienitym nastroju. Ale w niedzielę Old Adversary w postaci Niemców, trza się spiąć.
C.D.N.
Etykiety:
euro
środa, 21 sierpnia 2013
Cry "Daemons" and Let Slip the Dogs of War cz.1
Nadaje Michu. Raportowania z ETC część druga. Tym razem postaram się zaserwować mniej lub bardziej soczyste raporty bitewne. Część reprezentacji już zaczęła się spowiadać, idąc za przykładem Typhusa, na forum Glorii Victis - opisy bitew znaleźć można pod tym linkiem: Raporty z ETC. Mam nadzieję, ze Vladdi wrzuci tam też parowania, gdyż dla wielu osób, razem z niżej podpisanym byłoby to całkiem interesujące. Poniżej znajdziecie krótkie raporty z moich bitew. Mam wrażenie nieodparte, że nie będą one ani tak dokładne ani tak żywiołowe jak Typhusa ale jestem w wieku, w którym bardziej pamięta się swoją pierwszą bitwę w życiu i jak to fajnie było w drugiej edycji niż cokolwiek z zeszłego turniej. Upraszając zatem czytelników o wyrozumiałość przechodzimy do rzeczy.
Ha, ale najpierw kolejny wstęp i tzw. "ogólna koncepcja". Od Vladdiego dostałem zadanie zabijania blobów i innych armii piechotnych. Rozpa ewoluowała drastycznie w miarę testów, począwszy od Latającego Cyrku Grubasów, przez strzelające Screamery aż do czegoś takiego:
Ha, ale najpierw kolejny wstęp i tzw. "ogólna koncepcja". Od Vladdiego dostałem zadanie zabijania blobów i innych armii piechotnych. Rozpa ewoluowała drastycznie w miarę testów, począwszy od Latającego Cyrku Grubasów, przez strzelające Screamery aż do czegoś takiego:
- Kairos Fateweaver [300 pts]
- Herald of Tzeentch, Mastery level 3, Exalted Reward (zawsze Grimoijra)[125 pts]
- Herald of Khorne, Juggernaut, G.Reward, Greater Locus of Fury [140]
- Herald of Khorne, Juggernaut, G. Reward, Greater Locus of Fury [140 ]
- Troop 1 : Horrors of Tzeentch, Iridescent Horror [95]
- Troop 2 : Horrors of Tzeentch, [90]
- Troop 3 : Daemonettes of Slaanesh [90]
- Troop 4 : Daemonettes of Slaanesh [90]
- FA1: Flesh Hounds of Khorne, 15 [240 pts]
- FA2: Flesh Hounds of Khorne, 15 [240 pts]
- FA3: Screamers of Tzeentch, 7 [175 pts]
- HS1: Skull Cannon of Khorne [125]
Pewnie niektórzy z Was pamiętaja podcast o demonach, gdzie nabijaliśmy się okrutnie z Kairosa i Działa Khorna...bogowie Chasou jak widać mają poczucie humoru. Rozpa w kontekście blobów jest moim zdaniem mniej skuteczna niż np. rozpa demoniczna hiszpańska (Screamerstar + miliard horrorów) ale zamysł był taki, że będzie można tym zagrać z prawie wszystkim. I z perspektywy czasu okazało się to koncepcją słuszną, a demony sprawiły niespodziankę więcej niż jednemu przeciwnikowi. Dobra teraz już naprawde do rzeczy :)
BITWA 1 vs Ukraińskie smoki CSM+Nec
Bastion z commsami
Lord na Juggerze
2xKultysci
3xSmok
Zandrek
2 Night Scyty z Warrioram
1 Doom Scytha
1 Night Scyta z Deathmarkami + Cryptek
Gramy o 5 znaczników na ćwiartki. Przegrywam 2 rzuty w tym kluczowy na zaczynania i jadę pierwszy. Wybieram strone z impasem, żeby schować Heralda z Grimoijrą. On losuje scoringa na Lordzie. Ja za to 2x Inv 4+ To nie wróży nic dobrego bo więcej znaczników u niego. Jeden praktycznie za bastionem w rogu stołu czyli nie do wyjęcia. Ja zaczynam w większości na stole. Wiem już, że nie mam za bardzo co biec do przodu, bo bastionu nie przeskocze, zatem blokuje swoja ćwiartkę - psy z przodu rozstawione jak najbardziej, za nimi w podobny sposób 2 troopsy, działo i FT. Staram się ograniczyć mocno pole manewru lataczom i kontrolować stół. Na objectivach losuje 2 razy nic i przerzut jedynek więc o strzelaniu do lataczy raczej zapominam. W całej grze zadałem 1 HP...
Cała gra wygląda prosto - ja rzucam 4+ na psy, Grimoijre na FT, on strzela ja sie ruszam tak, że musi wylecieć za stół. Kultyści z pomocą commsów wychodzą w 4 turze. Przewidywany wynik w okolicy remisu - blokowany środek - ja 2 objectivy, on 2 objectivy, on FB kja Linebreaker. Bez Warlordów. On +1 za VP. Tylko w ostatniej turze FT pali Grimoijre i ginie ze strzelania co daje mu dodatkowo +1VP za Warlorda i +1VP za następne oczko w stratach.
W rezultacie 7:13
Gość był jak się okazało bardzo sympatyczny. Nie miał większego doświadczenia w graniu necronami ale wiedział jak działaja scyty a to chyba wystarczy. Doskonale za to znał Demony. Zresztą miałem wrażenie, że wszyscy moi przeciwnicy pamietaja tabelkę Warpstorma lepiej niż ja..ale to dygresja. Na początku wydawało mi się, że trafiłem słabo bo gość był markotny i podkręcony ale okazało się, że zaiwanili mu koszulkę. Zero spin etc. Pilnowaliśmy się ale bez przesady. Poddawałem w wątpliwość wszystkie flamery ale bez przekonania, ot dla zasady, On w 3 turze już mechanicznie mówił, żebym poprawił koherencje w psach.
BITWA 2 vs Rosyjscy skaczący Necroni
Oberon
Zandrekh
Cryptec z Veilem
Cryptec z Chronometronem
Cryptec z czymś
2xWraithy (6)
Lord na śmietniku
3 barki Anihilacyjne
5 immortali w Night Scycie
6 immortali
10 immortali
Najlepsza, najbardziej wymagająca i najprzyjaźniejsza gra na turnieju...ale od początku. Nie wiem czy to tak miało być ale sam twierdziłem, że poradzę sobie z Necronami na remis+ więc dostałem takie coś. Nigdy z tym nie grałem za bardzo, więc do kolegów po szkolenie krótkie. Dowiedziałem się jak skacza i co robią. I do stołu. Tam już koleś czeka i mówi "gramy". Trochę sztywny, na pytanie czy chce moja rozpę mówi, że nie trzeba. Ja sobie myślę - nie najlepiej, znowu koleś co zna lepiej demony ode mnie. Poźniej się okazało, że nie znał jednego szczegółu ale jestem czysty - zapytałem. Ja go dokładnie wypytuje, czytam codex. Też niedokładnie jak się później okazuje.
Wygrywam znaczniki i ustawiam tak, żę są trzy prawie w mojej ćwiartce, on ma jeden. Przegrywam na rozpoczęcie i zaczynam prawie wszystkim na stole oprócz 1 demonic i 1 horrorów. On ma w rezerwach Scytę i Wrajty w Deep Striku. Psy na maxa do przodu w linii. On w reakcji cofa się wszystkim na 24 cal ode mnie. Ja w scoucie cofam się psami i rozbiegam w swojej ćwiartce. Patrzy na mnie ale nic nie mówi. A mój plan prosty. Buduje zamek z troopsów z murami z psów. Nie może deepować za troopsy a jak zdeepuje przed psy to ma ponad 12" do troopsów i ich nie zastrzeli za łatwo. I cal po calu przemieszczam się pod objectivy. W pierwszych turach niewiele się dzieje z uwagi na wystawienie. W drugiej mojej wychodzą mi jedne troopsy. Ruszam się działam etc. a ziom sobie przypomina o zasadzei Zandrekha - jak mi coś wychodzi z rezerwa to on może wstawić swoje z DS i chce zlądować Wrajtami. Ja mu pozwalam bo gra się miło i poza tym zdecydowanie wolę nie mieć niespodzianek w kolejnych turach - umawiamy się, że mogę zmienić ruchy. Więc ladują. Znosi je 9 cali i spadają niebezpiecznie blisko psów. Ja zmieniam zatem ruchy i staram się go przekonać, że psy stały bliżej niż mu się wydawało. Obaj bowiem nie pamietamy, bo przed DS nie miało to żadnego znaczenia. Staje na 8 calach szarży. Jestem w domu - wiadamo, psy na 8" szarżują lepiej niż na 7". Wrajty są w lesie ale działo khorna dostarcza granat. Szarża dochodzi i tak gdzieś połowa psów bije. Szarże rzuciłem 8 ale psy przestawiam 11" - pięć minut tłumaczę swój skrót myślowy, że zastosowałem od razu pile ina. Jest kupa śmiechu jak sobie uświadamia, że jest ok a nie, że mu gruby wał sprzedaje :) Wrajty zostaja 3 po szarży.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że nie wiadomo.
W jego turze wchodzi Scyta, dostaje THuntera i zasadza się na działo. On skacze i rusza na moja flankę wszystkim co ma. Działo dostaje z kosy, 2 barek i 1 immortali. 2 HP stracone. Patrzę mu w oczy i mówię "Cannon of Khorne, dude". A w myślach - "Po kiego grzyba mu to działo? Co prawda 2 wrajty już odstrzeliłem ale żeby aż tak?" Może FB chce koniecznie?" W mojej turze okazuje się, że panicznie bał się działa bo myślał, że ma AP3 a on po DS stał immortalami w kupie i by musiał wszystko na Oberona brać. Po wyjaśnieniu nieporozumienia przestaje być priorytetem. Lecę FT po NScytę. Sprzedaje jej 13 hitów. On robi Evade. Ja biorę 7 kości do ręki i mówię "Na nic Twój Evade, rzucę teraz 6 szóstek". I rzucam...jest wesoło, krzyki, śmiechy, Rosyjski trener sprzedaje sobie faceplanta a kosa daje mi FB. Zabijam ostatniego wrajta i popełniam fatalny błąd - konsoliduje się i wystaję pół cala podstawką za las. W jego turze lord na smietniku daje w moją stronę - dołączają się z tyłu wrajty w rządku. Barki strzelaja w psy. Immortale się teleportują i zabijają 9 demonic. Wrajty z lordem doszarżowują w psy a ja przyjmuję bez sensu czelendż. Zaćmiło mnie bo psy nie mają się jak dostawić do combatu i dostają lody bez zwrotki.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że kiepa.
Zaczyna się dziać. Spisuję na straty psy i staram się zabić barki i immortali. Udaje mi się wlepić misfortunę na jednych immmortali i w strzelaniu ginie Zandrekh (Warlord). 10tka z Oberonem dostaje szarże psów. Zdają niestety 16 sejvów bez problemu i ginie tylko 2. Scremery dostają 1 barkę. Troopsy idą na objectivy.
Mówię Łysemu, że dostaje w tytę. Sędzia przychodzi i mówi, że gramy 5 turę i alles.
Oberon sie wyteleportowuje na objectiv. Immortale z krawędzi podchodzą na ten w swojej ćwiartce. Barki zabijają 5 screamerów. W mojej turze szarżuje na immortali bez Zandrekha z resztką psów. FT śmiga na drugą strone stołu i blokuje znacznik. Szarżuje na 2 barki screamerami nic nie robiąc a jedne psy gina od wrajtów w końcu. Zajmuje 2 objectivy troopsami. W ostatniej swojej Rosjanin nie ma za wielu do roboty oprócz jednej rzeczy. Wygrywam objectivy 2 do 1, mam Warlorda, Linebreakera,i FB a on nic i wygrywam na VP. Więc wyteleportowuje się Oberonem na znacznik zostawiając immortali. Potrzebuje Hita bo inaczej mishap. Przed rzutem dyskusja z head refami - nie spodziewałem się tego i prowadzę dyskusję "pokaż mi to w podręczniku". Ale okazuje się, że może i oczywiście rzuca tego hita...jeden znacznik mniej i linebreaker. W nagrodę dostaje soczystego całusa od Rosjanina. Są emocje :)
Kończy się 12:8 dla mnie co jest sporym zaskoczeniem dla Łysego :)
Po grze sobie gadaliśmy - okazało się, że bardzo go zaskoczyłem tym jak zagrałem. Myślał, że pójdę wszystkim do przodu, zabije mu barki i wrajty a on planował wtedy masakrę moich troopsów. A tak - było ultra ciekawie. Wszystko na styk, chociaż gdybym nie wystawił niepotrzebnie psów pod szarże byłoby dużo lepiej bo do tego momentu kontrolowałem stół całkowicie. Gość dogania mnie i wymienia się koszulką - on w niej zmieści jeszcze plecak i brata a ja wyglądam cokolwiek nieprzyzwoicie ale jest fajna :)
Po pierwszym dniu 19 punktów. Nie powiem, że kładłem się zadowolony spać...
C.D.N.
P.S. Podzieliłem relację na części - nie chce Was straszyć ścianą tekstu :)
BITWA 1 vs Ukraińskie smoki CSM+Nec
Bastion z commsami
Lord na Juggerze
2xKultysci
3xSmok
Zandrek
2 Night Scyty z Warrioram
1 Doom Scytha
1 Night Scyta z Deathmarkami + Cryptek
Gramy o 5 znaczników na ćwiartki. Przegrywam 2 rzuty w tym kluczowy na zaczynania i jadę pierwszy. Wybieram strone z impasem, żeby schować Heralda z Grimoijrą. On losuje scoringa na Lordzie. Ja za to 2x Inv 4+ To nie wróży nic dobrego bo więcej znaczników u niego. Jeden praktycznie za bastionem w rogu stołu czyli nie do wyjęcia. Ja zaczynam w większości na stole. Wiem już, że nie mam za bardzo co biec do przodu, bo bastionu nie przeskocze, zatem blokuje swoja ćwiartkę - psy z przodu rozstawione jak najbardziej, za nimi w podobny sposób 2 troopsy, działo i FT. Staram się ograniczyć mocno pole manewru lataczom i kontrolować stół. Na objectivach losuje 2 razy nic i przerzut jedynek więc o strzelaniu do lataczy raczej zapominam. W całej grze zadałem 1 HP...
Cała gra wygląda prosto - ja rzucam 4+ na psy, Grimoijre na FT, on strzela ja sie ruszam tak, że musi wylecieć za stół. Kultyści z pomocą commsów wychodzą w 4 turze. Przewidywany wynik w okolicy remisu - blokowany środek - ja 2 objectivy, on 2 objectivy, on FB kja Linebreaker. Bez Warlordów. On +1 za VP. Tylko w ostatniej turze FT pali Grimoijre i ginie ze strzelania co daje mu dodatkowo +1VP za Warlorda i +1VP za następne oczko w stratach.
W rezultacie 7:13
Gość był jak się okazało bardzo sympatyczny. Nie miał większego doświadczenia w graniu necronami ale wiedział jak działaja scyty a to chyba wystarczy. Doskonale za to znał Demony. Zresztą miałem wrażenie, że wszyscy moi przeciwnicy pamietaja tabelkę Warpstorma lepiej niż ja..ale to dygresja. Na początku wydawało mi się, że trafiłem słabo bo gość był markotny i podkręcony ale okazało się, że zaiwanili mu koszulkę. Zero spin etc. Pilnowaliśmy się ale bez przesady. Poddawałem w wątpliwość wszystkie flamery ale bez przekonania, ot dla zasady, On w 3 turze już mechanicznie mówił, żebym poprawił koherencje w psach.
BITWA 2 vs Rosyjscy skaczący Necroni
Oberon
Zandrekh
Cryptec z Veilem
Cryptec z Chronometronem
Cryptec z czymś
2xWraithy (6)
Lord na śmietniku
3 barki Anihilacyjne
5 immortali w Night Scycie
6 immortali
10 immortali
Najlepsza, najbardziej wymagająca i najprzyjaźniejsza gra na turnieju...ale od początku. Nie wiem czy to tak miało być ale sam twierdziłem, że poradzę sobie z Necronami na remis+ więc dostałem takie coś. Nigdy z tym nie grałem za bardzo, więc do kolegów po szkolenie krótkie. Dowiedziałem się jak skacza i co robią. I do stołu. Tam już koleś czeka i mówi "gramy". Trochę sztywny, na pytanie czy chce moja rozpę mówi, że nie trzeba. Ja sobie myślę - nie najlepiej, znowu koleś co zna lepiej demony ode mnie. Poźniej się okazało, że nie znał jednego szczegółu ale jestem czysty - zapytałem. Ja go dokładnie wypytuje, czytam codex. Też niedokładnie jak się później okazuje.
Wygrywam znaczniki i ustawiam tak, żę są trzy prawie w mojej ćwiartce, on ma jeden. Przegrywam na rozpoczęcie i zaczynam prawie wszystkim na stole oprócz 1 demonic i 1 horrorów. On ma w rezerwach Scytę i Wrajty w Deep Striku. Psy na maxa do przodu w linii. On w reakcji cofa się wszystkim na 24 cal ode mnie. Ja w scoucie cofam się psami i rozbiegam w swojej ćwiartce. Patrzy na mnie ale nic nie mówi. A mój plan prosty. Buduje zamek z troopsów z murami z psów. Nie może deepować za troopsy a jak zdeepuje przed psy to ma ponad 12" do troopsów i ich nie zastrzeli za łatwo. I cal po calu przemieszczam się pod objectivy. W pierwszych turach niewiele się dzieje z uwagi na wystawienie. W drugiej mojej wychodzą mi jedne troopsy. Ruszam się działam etc. a ziom sobie przypomina o zasadzei Zandrekha - jak mi coś wychodzi z rezerwa to on może wstawić swoje z DS i chce zlądować Wrajtami. Ja mu pozwalam bo gra się miło i poza tym zdecydowanie wolę nie mieć niespodzianek w kolejnych turach - umawiamy się, że mogę zmienić ruchy. Więc ladują. Znosi je 9 cali i spadają niebezpiecznie blisko psów. Ja zmieniam zatem ruchy i staram się go przekonać, że psy stały bliżej niż mu się wydawało. Obaj bowiem nie pamietamy, bo przed DS nie miało to żadnego znaczenia. Staje na 8 calach szarży. Jestem w domu - wiadamo, psy na 8" szarżują lepiej niż na 7". Wrajty są w lesie ale działo khorna dostarcza granat. Szarża dochodzi i tak gdzieś połowa psów bije. Szarże rzuciłem 8 ale psy przestawiam 11" - pięć minut tłumaczę swój skrót myślowy, że zastosowałem od razu pile ina. Jest kupa śmiechu jak sobie uświadamia, że jest ok a nie, że mu gruby wał sprzedaje :) Wrajty zostaja 3 po szarży.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że nie wiadomo.
W jego turze wchodzi Scyta, dostaje THuntera i zasadza się na działo. On skacze i rusza na moja flankę wszystkim co ma. Działo dostaje z kosy, 2 barek i 1 immortali. 2 HP stracone. Patrzę mu w oczy i mówię "Cannon of Khorne, dude". A w myślach - "Po kiego grzyba mu to działo? Co prawda 2 wrajty już odstrzeliłem ale żeby aż tak?" Może FB chce koniecznie?" W mojej turze okazuje się, że panicznie bał się działa bo myślał, że ma AP3 a on po DS stał immortalami w kupie i by musiał wszystko na Oberona brać. Po wyjaśnieniu nieporozumienia przestaje być priorytetem. Lecę FT po NScytę. Sprzedaje jej 13 hitów. On robi Evade. Ja biorę 7 kości do ręki i mówię "Na nic Twój Evade, rzucę teraz 6 szóstek". I rzucam...jest wesoło, krzyki, śmiechy, Rosyjski trener sprzedaje sobie faceplanta a kosa daje mi FB. Zabijam ostatniego wrajta i popełniam fatalny błąd - konsoliduje się i wystaję pół cala podstawką za las. W jego turze lord na smietniku daje w moją stronę - dołączają się z tyłu wrajty w rządku. Barki strzelaja w psy. Immortale się teleportują i zabijają 9 demonic. Wrajty z lordem doszarżowują w psy a ja przyjmuję bez sensu czelendż. Zaćmiło mnie bo psy nie mają się jak dostawić do combatu i dostają lody bez zwrotki.
Przychodzi Łysy - ja mu mówię, że kiepa.
Zaczyna się dziać. Spisuję na straty psy i staram się zabić barki i immortali. Udaje mi się wlepić misfortunę na jednych immmortali i w strzelaniu ginie Zandrekh (Warlord). 10tka z Oberonem dostaje szarże psów. Zdają niestety 16 sejvów bez problemu i ginie tylko 2. Scremery dostają 1 barkę. Troopsy idą na objectivy.
Mówię Łysemu, że dostaje w tytę. Sędzia przychodzi i mówi, że gramy 5 turę i alles.
Oberon sie wyteleportowuje na objectiv. Immortale z krawędzi podchodzą na ten w swojej ćwiartce. Barki zabijają 5 screamerów. W mojej turze szarżuje na immortali bez Zandrekha z resztką psów. FT śmiga na drugą strone stołu i blokuje znacznik. Szarżuje na 2 barki screamerami nic nie robiąc a jedne psy gina od wrajtów w końcu. Zajmuje 2 objectivy troopsami. W ostatniej swojej Rosjanin nie ma za wielu do roboty oprócz jednej rzeczy. Wygrywam objectivy 2 do 1, mam Warlorda, Linebreakera,i FB a on nic i wygrywam na VP. Więc wyteleportowuje się Oberonem na znacznik zostawiając immortali. Potrzebuje Hita bo inaczej mishap. Przed rzutem dyskusja z head refami - nie spodziewałem się tego i prowadzę dyskusję "pokaż mi to w podręczniku". Ale okazuje się, że może i oczywiście rzuca tego hita...jeden znacznik mniej i linebreaker. W nagrodę dostaje soczystego całusa od Rosjanina. Są emocje :)
Kończy się 12:8 dla mnie co jest sporym zaskoczeniem dla Łysego :)
Po grze sobie gadaliśmy - okazało się, że bardzo go zaskoczyłem tym jak zagrałem. Myślał, że pójdę wszystkim do przodu, zabije mu barki i wrajty a on planował wtedy masakrę moich troopsów. A tak - było ultra ciekawie. Wszystko na styk, chociaż gdybym nie wystawił niepotrzebnie psów pod szarże byłoby dużo lepiej bo do tego momentu kontrolowałem stół całkowicie. Gość dogania mnie i wymienia się koszulką - on w niej zmieści jeszcze plecak i brata a ja wyglądam cokolwiek nieprzyzwoicie ale jest fajna :)
Po pierwszym dniu 19 punktów. Nie powiem, że kładłem się zadowolony spać...
C.D.N.
P.S. Podzieliłem relację na części - nie chce Was straszyć ścianą tekstu :)
Etykiety:
euro
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Wspominki spod stosu
W pewnym wieku i z pewnym stażem wszystkie turnieje zlewają się w jeden długi ciąg Wiecznej Wojny. Efektem tego są dialogi pt:
- pamiętasz tą bitwę z Areny 2010 ?
- ziooom ale to było w Szczecinie w 2008.
- jesteś pewien????
Dobrze jak chociaż edycja się zgadza.
Jednak zeszłoroczną herezję pamiętam dość dobrze. Pewnie głównie z względu na to, że było to pierwszy master na 6stą edycję. I choć, ogólnie, czas dla mnie głównie gna i jeden rok to jak miesiąc temu, to myśląc o tym turnieju działa to dokładnie w drugą stronę. Mam wrażenie, że było to wieki całe temu.
Tyle się wydarzyło.
5 kodeksów i 3 suplementy do nich. Jak sobie przypomnę rozkminy sprzed 12 miesięcy i spojrzę na aktualną tzw. 'metę-turniejową' to muszę się upewnić czy na 100% edycja ta sama. Chyba nigdy GW nas tak nie rozpieszczało jeśli chodzi o tempo publikacji. I też jakość (pomijając C:CSM). Nie da się ukryć, że aktualna sytuacja choć wymagająca niemałego zaangażowania by nadążyć jest turbo przyjemną odmianą dla stagnacji która towarzyszyła nam przy zmierzchu 5tej edycji. Szczerze mówiąc to ja się jeszcze nie nacieszyłem tym co się dzieje.
Najgorsze jest to ile aktualnie pokus na człowiek czyha. Ja co miesiąc walczę by nie kupić sobie czegoś co pewnie wystawię na jednym lokalu i potem będzie leżało gdzieś na dnie kartonu. I na wszelki wypadek poza kodeksami niczego nie kupuję poza deksami. Działa ;)
A nie długo czeka nas kolejna rewolucja czyli nowego podręcznik Space Marines i biorąc pod uwagę popularność tej armii trudno się spodziewać by ta premiera przeszła bez echa. A jak by było mało to cały czas pojawiają się plotki kolejnych suplementach. Dzieje się i będzie się jeszcze więcej działo.
I patrząc na to jaka ta gra zrobiła się ciekawa mam poważny problem by zrozumieć tak niską frekwencję na 3city Heresy w tym roku. W ogóle nie mam pomysłu z której strony przyłożyć szare komórki do tego zagadnienia.
Termin - jak zawsze.
Regulamin - na pewno nie kontrowersyjny.
Lokalizacja - bez zmian.
Inna sprawa, że mi taka old-skolowa kameralność jak najbardziej odpowiada więc narzekać nie zamierzam. Ale pojąć bym chciał.
Etykiety:
myśli ulotne
sobota, 17 sierpnia 2013
E jak ETC
Nadaje Michu. Po bardzo długiej przerwie powracam na łamy bloga nie tylko jako czytelnik ale ponownie jako autor. Przerwa ta wymuszona była zarówno zmianą liczebności "podstawowej komórki" jak i przede wszystkim przygotowaniami do ETC. Jako nowy członek reprezentacji poczytywałem sobie za obowiązek przeprowadzenie tak dużej liczby treningów jak tylko się dało, co okazało się patrząc z perspektywy czasu bardzo dobrym pomysłem ale spowodowało, że gro pomysłów na teksty uleciało w międzyczasie zapomnienie, podobnie jak epizodyczne popisy wokalne w postaci podcastów. Teraz jednakże jest już po wszystkim. Było minęło, trzeba zacząć spełniać miły obowiązek sprawozdawczości - w moim odczuciu jestem to wielu osobom dłużny. Zatem planowo będą trzy odsłony. Dwie tekstowe (słownik ETC oraz bitwy) i jedna podcastowa (ETC ogólnie). Tekstową zajawkę numer jeden w postaci słownikowej macie przed soba - zapraszam!
A jak ASSAULT - ludzie narzekają, że faza assaultu odeszła w zapomnienie ale ja tam nie narzekam. Dzięki urokom drużynówki po niektórych bitwach musiałem zdrapywać z siebie zaschniętą krew.
National Team Warhammer - from Google with love
A jak ASSAULT - ludzie narzekają, że faza assaultu odeszła w zapomnienie ale ja tam nie narzekam. Dzięki urokom drużynówki po niektórych bitwach musiałem zdrapywać z siebie zaschniętą krew.
B jak BRĄZ - z perspektywy czasu to fajnie być na podium i wogóle ale
zdaje się, że to był nasz plan minimum. Bezpośrednio po wynikach po
prostu bolało.
C jak COACH - nie jest to łatwa fucha ale Trej zdaje się spisał się na na medal (literalnie). Trzeba przyznać, że taki gość jak jak nie ułatwia sprawy ogarniania wyniku meczu. Po prostu nie potrafię powiedzieć - "wygrywam z gościem 14 lub więcej", więc zawsze mówię, że albo dostaję albo nie jest najlepiej albo nie wiadomo. Łysy już w połowie turnieju zakumał, że z moimi ocenami jest coś nie teges...:) Ale na moje usprawiedliwienie dodam, że oceny meczu u moich przeciwników działają na mnie jak Frenzon. Jak słyszę "wygram 16-17" to mnie coś strzela...usłyszałem tak z Niemcem i Amerykańcem i obaj musieli się potem tłumaczyć.
D jak DEMONY - naprawdę pasują do drużynówki. Cieszę się, że doszliśmy z Vladdim (i kto zna jak składam rozpy będzie wiedział gdzie główna zasługa) to takiej a nie innej rozpiski bo planowany na początku cyrk grubych tak jak mnie nie przekonywał tak mnie nadal nie przekonuje a moim Dogpilem (tak to się ponoć nazywa - amerykanie w termino-twórstwie nie maja sobie równych) można było jak się okazuje zagrać skutecznie z wszystkim. Granie na dwóch oddziałach psów z heraldami jako żywo przypomina mi czasy LatD by GW i mutantów z fistami.
E jak ETC - Naprawdę się cieszę, że mogłem pojechać. Bardzo ważne dla mnie jest, że mogłem reprezentować Polskę. Dodatkowo poziom niespotykany na żadnym innym turnieju (parz "P"). Zobaczyć i uczestniczyć to jednak dwie różne sprawy i jeśli kiedyś jeszcze zdarzy mi się okazja ponownego wzięcia udziału (znaczy jak wyjdzie kolejny suplement w WD :) ) to się nie będę zastanawiał.
F jak RELACJA NA FEJSIE - super pomysł, że relacją zajmowali się Jasiu i Wołek - niektórzy są do tego po prostu stworzeni - dzięki!
C jak COACH - nie jest to łatwa fucha ale Trej zdaje się spisał się na na medal (literalnie). Trzeba przyznać, że taki gość jak jak nie ułatwia sprawy ogarniania wyniku meczu. Po prostu nie potrafię powiedzieć - "wygrywam z gościem 14 lub więcej", więc zawsze mówię, że albo dostaję albo nie jest najlepiej albo nie wiadomo. Łysy już w połowie turnieju zakumał, że z moimi ocenami jest coś nie teges...:) Ale na moje usprawiedliwienie dodam, że oceny meczu u moich przeciwników działają na mnie jak Frenzon. Jak słyszę "wygram 16-17" to mnie coś strzela...usłyszałem tak z Niemcem i Amerykańcem i obaj musieli się potem tłumaczyć.
D jak DEMONY - naprawdę pasują do drużynówki. Cieszę się, że doszliśmy z Vladdim (i kto zna jak składam rozpy będzie wiedział gdzie główna zasługa) to takiej a nie innej rozpiski bo planowany na początku cyrk grubych tak jak mnie nie przekonywał tak mnie nadal nie przekonuje a moim Dogpilem (tak to się ponoć nazywa - amerykanie w termino-twórstwie nie maja sobie równych) można było jak się okazuje zagrać skutecznie z wszystkim. Granie na dwóch oddziałach psów z heraldami jako żywo przypomina mi czasy LatD by GW i mutantów z fistami.
E jak ETC - Naprawdę się cieszę, że mogłem pojechać. Bardzo ważne dla mnie jest, że mogłem reprezentować Polskę. Dodatkowo poziom niespotykany na żadnym innym turnieju (parz "P"). Zobaczyć i uczestniczyć to jednak dwie różne sprawy i jeśli kiedyś jeszcze zdarzy mi się okazja ponownego wzięcia udziału (znaczy jak wyjdzie kolejny suplement w WD :) ) to się nie będę zastanawiał.
F jak RELACJA NA FEJSIE - super pomysł, że relacją zajmowali się Jasiu i Wołek - niektórzy są do tego po prostu stworzeni - dzięki!
G
jak GUARANA - napój energetyzujący produkcji miejscowej dostarczał
niezbędnej dawki składników odżywczych, a jego skuteczność rosła
niepomiernie w połączeniu z piwem grejpfrutowym (nie zalecane). Po 6 turze gdyby mi
kazali grać dogrywkę to grałbym z przyjemnością...CHARGEEEE!!!!
H jak HISZPANIA - nasuwa się zupełnie inne słowo w tym kontekście ale po pierwsze jest niecenzuralne, więc nadaje się tylko do podcastu, a po drugie inaczej się pisze. Wielkie, przynajmniej z naszej strony zaskoczenie - stąd nikła ilość testów z ich rozpiskami. Chłopaki grali lepiej niż się wszyscy spodziewali i w dodatku uznawali nieco inne zasady fair play, w czym dobitnie pomagała zerowa niekiedy znajomość angielskiego. Lepiej grało się z Niemcami a to już chyba coś mówi...
K jak KIBICE - nasi są najlepsi! Wielkie dzięki za wiarę w nas i gratulacje jakie dostaliśmy po wszystkim. Nie miałem czasu nawet na chwilę zerknąć na relację na fejsa ale jak coś napisaliście to Jasiu przychodził i nam mówił. Wielkie dzięki, to było +5 do wyniku jak dla mnie!
M jak "MOC, ENERGIA, AMFETAMINA" - proste i szczere hasło, które towarzyszyło nam dzięki Wołkowi i Dropsowi oraz szczecińskiemu poddziemiu elektronicznemu w osobie DJ Trakmajstera. Jak będziecie na YT to wersją kanoniczna utworu jest według Dropsa ta z cyckami.
N jak NIEMCY - Mój przeciwnik miał grzywkę model lata trzydzieste zeszłego stulecia i równoważącą to ksywę "Schnufi". Grał sympatycznie i na poziomie, nawet się parę razy uśmiechnął i zażartował. Chociaż musiał mi później mówić, że to żart był. To też jest żart jakby co :)
K jak KIBICE - nasi są najlepsi! Wielkie dzięki za wiarę w nas i gratulacje jakie dostaliśmy po wszystkim. Nie miałem czasu nawet na chwilę zerknąć na relację na fejsa ale jak coś napisaliście to Jasiu przychodził i nam mówił. Wielkie dzięki, to było +5 do wyniku jak dla mnie!
M jak "MOC, ENERGIA, AMFETAMINA" - proste i szczere hasło, które towarzyszyło nam dzięki Wołkowi i Dropsowi oraz szczecińskiemu poddziemiu elektronicznemu w osobie DJ Trakmajstera. Jak będziecie na YT to wersją kanoniczna utworu jest według Dropsa ta z cyckami.
N jak NIEMCY - Mój przeciwnik miał grzywkę model lata trzydzieste zeszłego stulecia i równoważącą to ksywę "Schnufi". Grał sympatycznie i na poziomie, nawet się parę razy uśmiechnął i zażartował. Chociaż musiał mi później mówić, że to żart był. To też jest żart jakby co :)
P jak POZIOM GRY - ETC to najbardziej wymagający turniej na jakim byłem. Przegrywa z wszystkimi rodzimymi pod względem około-bitewnego klimatu natomiast co do samych gier to łeb urywa. Wyłączając Walijczyka, każdy z moich przeciwników walczył do końca. Jednak mam wrażenie, że mimo wszystko w Polsce jest naprawdę wysoki poziom gry i znam całą masę osób, które nie zrobiłyby wstydu na ETC. Pierwsza dziesiątka naszego mastera to są goście, z którymi gra się naprawdę trudno a tutaj bywało różnie.
R jak REFEREES - byłem jednym z tych, którzy nie omieszkiwali ciągnąć łacha ze znajomości zasad wśród naszej eksportowej produkcji sędziowskiej w postaci niepowstrzymanego trio ETC "eM, Jasiu & Rudzik" (patrz obrazek). Jednak na miejscu okazało się, że chłopaki stanowią tam ostoję rozsądku i oczytania oraz główny cel wędrówek Head Refów - szacun. Rozstrzyganie LOSa po 11 browcach musi być wymagające :)
Bez kitu - jak się wpisze w Google "trio ETC" to to wyskakuje...
S jak STALOWANIE - jeśli ktoś z Was myśli, że nie można nie zagrać pełnej gry w 4 godziny to jesteście w błędzie...Naprawdę, da się. Organizatorzy co prawda dawali kartki, żeby zapisywać rozpoczęcie i zakończenie tury ale co z tego jak można przedłużać nawet kulanie sejwów... Myślę, że jedynym wyjściem jest po prostu danie w pysk przez Karkówę. Najlepiej prewencyjnie całej drużynie przeciwnej jako pierwsze przyjacielskie ostrzeżenie. Karkówa na każdym turnieju!
T jak TESTY i TRENINGI - prawda jest taka - im więcej testów tym lepszy wynik. Nie ma przebacz. Dziękuje moim nieocenionym testerom - eMowi, Afro, Chrobremu i Łysemu. Sorki, że kazałem Wam przesuwać po tyle razy milion gwardyjskich figurek a potem nie zabiłem nawet jednego gwardzisty. Obiecuje czelendżować bloby na turniejach :)
Z jak ZAKOŃCZENIE - no i skończyły mi się pomysły na literki :) Następnym razem będzie już bardziej konkretnie o pamperkach i bitwach o ile jeszcze coś pamietam. Howgh!
Etykiety:
Michu,
relacje,
scena turniejowa
Subskrybuj:
Posty (Atom)