czwartek, 28 czerwca 2012

Podcast nr 25 Słychać tylko Skarka



Nie da się ukryć, że tematem nr 1, nr 2, nr 3 a co najważniejsze również nr 6, jest aktualnie, w naszym półświatku nowa edycja podręcznika głównego. Jednak pożegnanie z jeszcze aktualnie nam panującym odbędzie się z wielkim przytupem bo na ETC (Drużynowych Mistrzostwach Świata) czyli turniejem turnieji. I to dosłownie, przynajmniej biorąc pod uwagę coraz popularniejsze systemy kwalifikacji poprzez różne imprezy w poszczególnych krajach.

Mały szum wokół tej imprezy na naszych forach wynika po części z wspomnianej, fundamentalnej zmiany którą właśnie przechodzimy, po części z czasu który został do samych zmagań ale również z małej ilości informacji wychodzących z obozu naszej drużyny. I choć większość, w sumie to kibiców, akceptuje ten stan rzecz i szanuje prywatność repry, postanowiliśmy wraz z Michem, korzystając z okazji w Olsztynie, wziąć na spytki naszego kapitana czyli Skarka. Efekt możecie odsłuchać pod poniższym linkiem. W ramach zachęty powiem tylko, że jest tak interesująco jakby postanowił sobie odbić całe to milczenie i to z nawiązką.

Szczerze polecamy:

Podcast nr 25 Słychać tylko Skarka

niedziela, 24 czerwca 2012

Czas jest dobry


Jak już się chwaliłem na fejsie dostaliśmy od Fabryki Słów nowe tłumaczenie Czasu Horusa do recenzji. Udało mi się namówić Micha do przeczytania go a następnie zrecenzowania go. I efekty tej działalności możecie przeczytać poniżej.

Nadaje Michu. Dzisiaj sprawozdanie z przyjemności. Jakkolwiek dwuznacznie mogło to zabrzmieć, chodzi tu o czysto platoniczną, intelektualną przyjemność. Mianowicie dostalismy z Łysym, dzięki uprzejmości kolegi Emeryta oraz wydawnictwa Fabryka Słów, książkę do recenzji. I to nie byle jaką książkę ale  „Czas Horusa”, pierwszy tom cyklu Herezji Horusa, świeżo przetłumaczony na nasz ojczysty język – w oryginale „Horus Rising”.

Co kilkanaście stron jest przydatne przypomnienie, żeby się z tym czytaniem zbyt nie rozpędzać i coś pomyśleć.

Tu sobie nie odmówię małej dygresji. Niezmiernie miło jest trzymać taką książęczkę z adnotacją „Egzemplarz do recenzji” ale jednocześnie mam pewne obawy. Myślę, że pomimo iż moje doświadczenia z recenzjami są bardziej intensywne i częste niż przeciętna, to z reguły jestem po drugiej stronie przysłowiowego „pióra” i tak naprawdę moje doświadczenie w recenzowaniu jest ograniczone. Czujcie się więc ostrzeżeni, a ja mam nadzieję, że to się komuś na coś przyda. Poprosiłem też Łysego, żeby wtrącił swoje trzy grosze, więc szukajcie dopisków kursywą,

Wracając do tematu. Wspomniałem na wstępie, że „Czas Horusa” jest książką na swój sposób wyjątkową. Wyjątkowość jej polega na tym, że rozpoczyna, cały czas powstający, cykl opisujący wydarzenia Herezji Horusa, czyli fluffowego „szkieletu” budującego od zarania narracyjne tło Warhammera 40k. I dla mnie osobiście wydanie tej książki jest ważnym wydarzeniem. Święto byłoby wogóle pełniejsze gdyby nie fakt, że to już druga próba. Poprzednia zakończyła się bodajże na dwóch tomach. Jest nadzieja, że Fabryka Słowa podejdzie poważniej do tematu – zapowiedziano wydanie póki co pięciu pierwszych tomów (oprócz tego mają zostać wydane trzy tomy Duchów Gaunta). Trzymam więc kciuki. Czas jest dobry (gra słów niezamierzona) – wychodzi szósta edycja, pewnie trochę ludzi się zainteresuje książkami mając kontakt z figurkami albo i odwrotnie. Szczerze liczę na to drugie. Język ojczysty w znaczny sposób rozszerza grupę odbiorców, a FS ma dobrze rozwiniętą sieć dystrybucji, promocji itd. Dodatkowo, moim zdaniem właśnie Herezja Horusa ma potencjał i siłę przebicia aby zainteresować osoby spoza tzw. „środowiska”.

„Czas Horusa” jest bowiem dobrą książką. Dobrą nie tylko jak na standardy Black Library.  W żadnym razie nie wybitną ale solidną. Dan Abnett jest dobrym rzemieślnikiem i wywiązał się ze swojego zadania, tworząc kawałek przyzwoitego SF. Jest trochę akcji ze szkaradnymi obcymi, jest tajemnicza intryga i prawdziwy twardziel z zasadami w roli bohatera. W tym aspekcie książki nie ma nic szczególnego, jest takiej makulatury sporo na półkach.  To co dodaje dodatkowego smaczku to czające się gdzieś w zakamarkach poczucie epickości.  Poznajemy Imperium w czasie jego rozkwitu, śledzimy i w końcu kibicujemy Horusowi.  Tempo narasta z rozdziału na rozdział i na końcu zostajemy z poczuciem niedosytu – tego pozytywnego, gdzie chcemy sięgnąć po następny tom. Niestety, to nierówne tempo było jednym z zarzutów, który często pojawiał się w recenzjach po pierwszym, anglojęzycznym wydaniu książki. Innymi słowy – pierwsza połowa historii może wydać się po prostu nudna. Przy czym trzeba sobie zdawać sprawę z jakim zadaniem mierzą się autorzy Herezji Horusa. Znane są początek, zakończenie i kluczowe wydarzenia. Oni mają za zadanie napisać kawałek opowieści tak aby zaciekawić czytelnika, a jednocześnie wpisać się w linię wydarzeń. Dodatkowo mam wrażenie, że Dan Abnett i pozostali autorzy pierwszej trylogii HH dostali za ponadto misję wprowadzenia „zwykłego” czytelnika w świat 40-tego milenium. Stąd pewnie nadmiernie rozbudowane opisy w paru paragrafach, które dla większości czytelników tego bloga są po prostu zbędne i tracą w tłumaczeniu. Na pochwałę natomiast zasługuje przedstawienie Astartes. Autor wprowadził kilka postaci „ludzkich” i ich oczami ukazana jest wspaniałość ale i groteskowa odmienność,  tak fizyczności jak i mentalności Adeptus Astartes. To są zresztą bodajże moje ulubione fragmenty tej książki i brakowało ich wersji audio moim zdaniem. Swoją drogą, czytając po raz kolejny ta historię pod kątem recenzji, starałem się widzieć ją oczami „nie-czterdziestkowca”. Trudne i nie do końca możliwe oczywiście ale ciekawe. Wydawać by się mogło, że będąc „zanurzonym we fluffie” powinno podobać mi się daleko bardziej. Ale chyba jest właśnie odwrotnie. Gdyby nie lata czytania kolejnych codexów Chaosu byłbym na pewno bardziej zaskoczony rozwojem akcji i nie wiedziałby tych rzeczy, które autor specjalnie zostawił jako niedopowiedziane. Ciekawym Waszego zdania na ten temat, więc piszcie w komentarzach jeśli jakieś macie.
Trej: Myślę, że to całkiem dobra książka by podsunąć ją osobą które nie mają problemu z SF a jeszcze się nie otarły o 40 millenium. Wydaję mi się, że czytelnik jest całkiem dobrze wprowadzany w świat przedstawiony i nawet początkowo nie wiele wiedząc szybko się wdraża. Jednak, siłą rzeczy, powoduje to momenty przestoju dla czytelników z większą wiedzą, jednak na szczęście są to tylko momenty.

Trochę należy powiedzieć o tłumaczeniu. Jak zawsze, kiedy historię znamy w oryginale, pojawia się automatyczny odruch sprzeciwu gdy napotykamy znaną nam rzecz określoną innymi słowy. Dzięki jednak sprawnemu pióru Pana Michała Kubiaka okres ten u mnie trwał zaskakująco krótko. Nie ma tu spolszczeń na siłę i Astartes wyruszają na bitwę w Stormbirdach, a nie Szturmowych Ptakach czy innych Laserowych Drapieżcach. I właśnie – Astartes! Nie ma tu słowa o żadnych Kosmicznych Marynarzach, dzięki o Imperatorze! W paru miejscach w zamian nazw własnych dostajemy naprawdę dobre i kreatywne zamienniki. Moim ulubionym jest Kwadra – w oryginale Mournival. Doskonale oddaje naturę rzeczy, lepiej chyba niż oryginalne słowo. Mournival pochodzi z gier karcianych i trochę się na początku obawiałem, że skończy się na Karecie. A Kareta z Abbadonem brzmi co najmniej wesoło...
Trej: Czytałem poprzednie tłumaczenie i szczerze mówiąc pamiętam je jak przez mgłę ale to co mi kołacze - jest lepiej. Naprawdę przyzwoicie i sprawnie się to czyta, bez spowolnień sponsorowanych przez trzy literki WTF? co pamiętam przy poprzedniej wersji się potrafiło przydarzyć.

Na koniec trochę marudzenia i dywagacje na temat wydania. Pomarudzić mam zamiar o jakości wydania. Łysemu się podoba i twierdzi, że jest lepsze niż oryginał. Ja mam wrażenia wprost przeciwne. Biały papier i przede wszystkim ogromne litery jakoś do mnie nie przemawiają. To ostatnie jest zresztą znakiem szczególnym Fabryki Słów, więc nie dotyczy tylko tej książki ale korzystam z okazji aby wylać publicznie żale.
Trej: Michu, po prostu, jest już rozpieszczonym mężczyzną w średnim wieku i rzadko czyta po kilka godzin w telepiącym się TLK.
Naprawdę, nie uważam, że książka im grubsza tym lepsza i że należy móc ją czytać z dwóch metrów bez problemu. To wydanie mój stary mógłby czytać bez okularów, a to już coś. Papier bije po oczach i również przeszkadza ale tu akurat mam podejrzenia, że może być to specyfika wydania dla recenzentów – reszta wydań FS ma już ładny żółty kolor.

Podsumowując, mam nadzieję, że FS nie odpuści i wyda cały cykl Herezji Horusa. Mam zamiar też się do tego przyczynić i nabywać będę z pewnością kolejne tomy, dla siebie i na półkę dla potencjalnej progenitury. I tym optymistycznym akcentem kończymy.        

piątek, 22 czerwca 2012

Ostatnie dni



Już za chwilę, już za momencik przywitamy z otwartymi ramionami 6 edycję naszej ulubionej (?) gry. Nie ukrywam, że z racji wieku prawie kombatanckiego, parę takich przesiadek w życiu zaliczyłem ale ta która nas czeka na koniec już tego miesiąca jest, przynajmniej z mojej perspektywy, bardzo nietypowa.

Mianowicie jest powszechnie wytęskniona.

W przeszłości kiedy zbliżała się nowa edycja za każdym razem odczucia graczy były mniej lub bardziej ale z grubsza wybalansowane. Podobnie co nadziei na zmiany w dobrym kierunku było obaw przed sknoceniem czegoś przez GW. Obecnie obaw nie ma, dominuję bowiem nadzieja, że nowa edycji wymusi zmiany. I kierunek tychże nie ma większego znaczenia a bardziej ich siła oddziaływania i moc destrukcyjna wobec wyświechtanych schematów które się przez ostatnie miesiące zdążyły wszystkim przejeść. Piątka zaczynała się po prostu powszechnie nudzić.

Przy dużym współudziale Grey Knightów.

Nie wiem jak oni będą wyglądali w nowej edycji ale mam nadzieję, że ich dominująca pozycja w zestawieniu popularności armii straci swój fundament w postaci absurdalnej mocy kodeksu. Co prawda nie wiem jak bardzo zasady by się musiały zmienić by GK się zrobili "normalną" armią ale jeśli nawet ciutkę stracą wszyscy się ucieszą. Łącznie z graczami rycerzyków którzy chyba też już mają dosyć słuchania o tym że nie muszą mieć szarych komórek - figurki wysarczą.

Na tą chwilę, choć już dni możemy odliczać do premiery nowego podręcznika głównego, wiemy bardzo mało o czekających nas zmianach. Niestety Games Workshop zmieniło swoją politykę wobec informacji o nowościach i przyszło nam się rzeczywiście zmierzyć z mroczną przyszłością. Jednak jestem przekonany, że kiedy już ona stanie się terażniejszością to mrok zaniknie i zaleje nas Światełko Imperatora. Bo tak nudnych i wyprutych z fantazji czasów jak aktualne podrygi piątej edycji nie pamiętam. Nasz Genialny Wydawca zatem nie ma zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki i ktoś złośliwy mógłby wręcz powiedzieć, że obojętnie co zrobią będzie lepiej. Jednak ja osobiście tak ostry bym nie był bo generalnie mi się piata edycja podobała - tylko ile można? Nowe armie wprowadzają koloryt ale one są ewolucją natomiast raz na jakiś czas potrzebna rewolucja. I z tych nielicznych strzępów informacji jakie do nas dochodzą zapowiada się że ta co ma za chwilę nastąpić będzie wyjątkowo mocna. Nie będzie to zatem lifting i inna kosmetyka tylko prawdzie trzęsienie ziemi co mam wrażenie dobrze wpisuję się w trend oczekiwań większości graczy.

Mam nadzieję że nie będzie to jedyna rzecz w 6 edycji która nam przypadnie do gustu....

wtorek, 19 czerwca 2012

Łabędzi śpiew w wielkim stylu, czyli relacja i zdjęcia z Battle Cannona 2012


Michu pojechał zobaczył i podbił podium. A w międzyczasie oddawał się również innym uciechą turniejowym. Na szczęście w międzyczasie znalazł chwilkę dla migawki w swoim aparacie, a zaraz po powrocie również dla klawiatury. Efekt tego komba poniżej.

Nadaje Michu. Właśnie dochodzę do siebie po ostatnim weekendzie. Przy dobrych wiatrach i opiece małżonki powinno mi to zająć nie więcej niż 3-4 dni. Z wiekiem muszę przyznać, że jest coraz gorzej – na szczęście wesołe poczynania Łysego dają mi pewną nadzieję, że to jednak przejściowe. Wszystko oczywiście przez Chłopaków z Olsztyna i Marcina B. Drugi z wymienionych przyniósł sobotnim wieczorem wódkę jak pamiętam, a pierwsi zoorganizowali jak zwykle wyśmenitą czterdziestkową imprezę czyli master Battle Cannon. I właśnie o turnieju będzie dziś kilka słów i parę zdjęć, przy czym tych drugich zdecydowania więcej pod linkiem, który znajdziecie na końcu.


Sorry hombre, no speaking inglese! Czyli mój pierwszy przeciwnik w postaci wąsatego szwagra imitującego meksykanina.


Olsztyński turniej z roku na rok zdobywał sobie renomę gwarantując dobrą zabawę i udane rozpoczęcie sezonu. I w końcu zaowocowało to skokowym zwiększeniem frekwencji – lista rezerwowa była momentami kilkunastoosobowa. Kto się nie dostał niech żałuje. Ja żałuje, że w poprzednim roku nie dałem rady bo niestety był to ostatni turniej w Olsztynie – przynajmniej w tym składzie organizatorskim – drenaż mózgów jest niestety nieubłagany, a orgowie będą odtąd pomagać, mam nadzieję, w innych miastach.

Do bezsprzecznych zalet turnieju należały: słońce, Trójkąt Śmierci (sala, knajpa, akademik w zasięgu 2 minut piechotą), sala idealna na 60 osób i zasady. 1300 punktów i zakaz dublowania były według mnie znakomitym pomysłem. Prawda, że nie do końca spełniały swoje założenia, to znaczy nie we wszystkich armiach pojawiła się większa różnorodność, jak na gildiowym forum słusznie zauważył Vladdi, niemniej osobiście wydaje mi się, że było warto trzymać się tego regu.

Ki diabeł? Wieczór panieński?.

Sam też postarałem się sklecić coś innego niż do tej pory. Założyłem sobie, że pożyczę Storm Ravena i nie ważne co będzie dodatkowo to on jest w rozpie – po prostu dlatego, że nigdy nim nie grałem.  Po długich dywagacjach skleciłem rozpiskę i dumny z siebie wysłałem do Łysego. Tenże nie zostawił na niej suchej nitki, bo pomimo, że była poprawna i na dobre punkty to tylko tyle dało się o niej pochlebnego powiedzieć. Z perspektywy czasu widzę, że była to święta racja i następnym razem też będe się konsultował. W rezultacie wykminiłem co następuje:

Storm Raven
Libra
Prist z LC
3 składy Assaultowców (3 fisty, 2 melty)
2 razory (LasPlas i TLAssC)
Rhinos
Predator
Baal
Furioso

Grało mi się tym śmiesznie, wyśmienicie i nie zmieniłbym tu nic. Ku zaskoczeniu myślę wszystkich, ze mną na czele, udało mi się zająć 3 miejsce. Dużo w tym farta było, co przyznaję bez bicia – bo o ile zdarzało się, że cegła spadała od piewszego pierdnięcia, to w kluczowych momentach spadała od ostaniego strzału, jak w bitwie ze Skarkiem, albo i wogóle, jak z Jacobem. Pomagali też przeciwnicy bo wspomniany Skark powiedział mi jak mam z nim wygrać, a mi pozostało się z nim po prostu zgodzić – to się nazywa fair play . A sama rozpa jest po prostu myślę całkiem optymalna ale tylko na tak małe punkty.
Moim osiągnięciem bezsprzecznie  jest tylko jedno – że rano w niedzielę podniosłem się z łóżka, ostatkiem sił dotarłem na turniej i zagrałem. Bo byłem naprawdę niewiele od sławetnego „turnieju nie ukończyli”.  I dziękuje Vladdowi, że pokonał mnie w pierwszej niedzielnej bitwie w świetnej atmosferze, uwierzył moim zapewnieniem, że zrobię wszystko aby nic z siebie nie wydalić na figurki, przełknąl wszystkie ordynarne wały jakie po pijaku próbowałem sprzedać (28 cali storm rejvenem – ale przyznaję, że trochę na oko poleciałem) i pozwolił mi unieść cenne 4 punkty. Pozostali moi przeciwnicy byli równie sympatyczni  i mam nadzieję, że bawili się równie dobrze jak ja.

Na turniej zabłądziło kilka wysoce podejrzanych indywiduów.


Na szczęście wszystkiego pilnowała amerykańska policja – tutaj akurat jedząca najprawdopodobniej pączki.


Na koniec jeszcze raz wypada podkreślić - jest naprawdę niefartownie, że tak świetny turniej wypada z przyszłorocznego kalendarza. Może ktoś w najbliższym czasie odbuduje olsztyńskie środowisko?  Oby. A wszystkie zdjęcia pod poniższym linkiem.


P.S. Udało się nagrać wywiad ze Skarkiem w kontekście ETC więc lada chwila spodziewajcie się świeżych informacji w formacie audio.

piątek, 15 czerwca 2012

Prosimy o trzymanie się tematu....


Miałem w planach coś skrobnąć o nowatorstwie rozpisek które powstały przy okazji Battle Cannonona, tudzież o jego braku - opinie w tej sprawie są dosyć mocno podzielone. Apowiedziałbym nawet bazując na moim wykształceniu - spolaryzowane. Jednak proza życia - tak Euro - zgadliście sprawiła, że częściej w ręku miałem pilota niż klawiaturę. Na szczęści Michu ma luźniejsze podejście do takich infantylnych rozrywek i wykazał się refleksem wystosowując poniższy apel:

Nadaje Michu. Słuchajcie ludziska – jest sprawa. Pomysł wpadł mi do głowy w ostatniej chwili więc, nie ma chwili do stracenia. Ale od początku.

Jedziemy z Łysym do Olsztyna. Granie, jak granie – coś tam pokulamy. Dodatkowo jest knajpa, mecz i znowu pewnie nie pozwiedzamy perły województwa warmińsko-mazurskiego (nie żebym się spodziewał). Jednak przede wszystkim - będziemy mieli mikrofon. Plan jest taki, że złapiemy Skarka, naszego Kapitana i wyciągniemy z niego ile się da o ETC. Obawiam się, że będę musiał złapać też Treja, znając jego dziwne skłonności do grawitowania w stronę afterka, więc trzymajcie za mnie kciuki, a jakbyście Go spotkali wieczorkiem przypadkiem, to spytajcie czy już podcast nagrany :).

Słuchacze podcastu zapewne orientują się, że czasami miewamy problemy z trzymaniem się tematu. W celu zapobieżania takiemu obrotowi sprawy a i dla większej zabawy, otwieram niniejszym pole do popisu dla Was, Drodzy Czytelnicy – piszcie w komentarzach co chcielibyście się dowiedzieć od Skarka. O co mamy spytać? Co jest niejasne? Co jest dla Was ciekawe? I pamiętajcie – jeśli nic się nie pojawi, to istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że jedyną sensowną informacją jaką otrzymacie będzie aktualne pogoda i jakość piwa w knajpie.

Zatem piszcie czym prędzej i do usłyszenia po weekendzie.

P.S. Przypominay o nakryciach głowy w Olsztynie! Ja upatruję tu głównego źródła punktów...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

O sprzedawaniu figur



Przyznam się, że zazwyczaj na forach wszelakich, tematy "handlowe" czyli bez prowizyjne alternatywy dla allegro przeglądam jednym okiem, wychodząc z założenia, że może coś ciekawego się tam pojawi ale raczej niekoniecznie. I poza jakimiś drobnymi elementami pokroju podstawek na forum lokalnym nie udało mi się przy ich wykorzystaniu zawrzeć jakiegoś konkretnego deala. Jednak pomimo tego, a głównie pewnie z przyzwyczajenia cały czas klikam w ich nagłówki i właśnie ostatnio w trakcie tego rytuału zauważyłem, że w mniej więcej podobnym czasie parę osób wystawiło na sprzedaż kompletne, duże armie, pomalowane no i po prostu generalnie zadbane. I przy tej okazji oczywiście postanowiłem się podzielić swoimi refleksjami na temat sprzedawania całej armii.

Ale najpierw tytułem wprowadzenia odrobina historii osobistej. Miałem kiedyś i to takie konkretne kiedyś bo w czasach drugiej edycji armię zielonoskórych. Całkiem sporą i zawierającą większość dostępnych w owym czasie modeli. I na pewnym życiowym zakręcie wymyśliłem sobie, że co jak co ale w 40tkę to ja już więcej nie będę grał więc po co mi to - trzeba to sprzedać póki jest coś warte. No i poza jakimiś niedobitkami pozbyłem się zdecydowanej większości tej hałastry. Oczywiście, jak widać choćby po tym blogu, mój rozbrat z mroczną przyszłością się skończył i powróciłem do plastikowych ludzików. Jednak już bez orków za to z kacem moralnym. Miałem armię którą lubiłem i sprzedałem za pół ceny by jakiś czas później odkryć, że jednak by mi się przydała. I choć doskonale sobie zdaję sprawę, że jest przepaść technologiczna i wizualna między współczesnymi modelami a ówczesnymi sprawiłaby, że pewnie i tak większość z tych pamperków bym sukcesywnie wymieniał to i tak obiecałem sobie, że nigdy więcej orki nie zagoszczą w mojej walizce. By nie rozdrapywać starych ran.

I dlatego uważam, że poza sytuacjami naprawdę skrajnej potrzeby czy konieczności nie warto sprzedawać armii. Bo niestety takie się zdarzają w życiu i wtedy człowiek za bardzo nie ma wyboru. Ale jeśli takowy jednak jest to wydaje mi się, że sprzedaż armii to jeden z mniej rozsądnych ruchów. Pojedyncze modele czy nawet oddziały pewka - śmiało ale całą armię, zwłaszcza taką którą się rozegrało kilkaset bitew i z którą człowiek się zżył to już niekoniecznie. Ani się na tym nie zarobi (pomijam skrajności z własnoręcznym pro-paintingiem w tle) a najprawdopodobniej straci i to więcej niż mniej, ani nie da to satysfakcji i to zarówno w dłuższej jak i krótszej perspektywie. A jeśli nawet się okaże, że jednak rzeczywiście nie powróciło się do hobby i kartony zdążyły się pokryć grubą warstwą kurzu to zawsze ma się w nich zabawki dla dziecka.

piątek, 8 czerwca 2012

Podcast nr 23 Kudłate Myśli


Tytuł notki jest z deka złowieszczy ale spokojnie to tylko (albo aż) Michu wywiad przeprowadza. Rozmówce wybrał bardzo interesującego bo Kudłatego który odsłoni nam trochę batlowej kuchni przed ETC (Drużynowymi Mistrzostwami Świata w Warhammery). Jest on w tym roku coachem reprezentacji a w zeszłym byłem pewnym punktem złotej drużyny więc wie o czym mówi. No a poza tym pogrywa w 40ke dzięki czemu umie znaleźć paralele pomiędzy kwadratem o okręgiem.
Zatem w ramach budowania suspensu przed naszym świętem w Gorzowie zapraszam do pierwszego, z mam nadzieję większego, cyklu wywiadów z reprezentantami, kapitanami i może, jak się uda orgami.

Miłego słuchania i oczywiście zapraszamy do komentowania.

Podcast nr 23 Kudłate Myśli

wtorek, 5 czerwca 2012

Story Miecha


Swego czasu, zadeklarowałem się Emerytowi, że ten skromny blog będzie patronował cyklicznemu konkursowi o wdzięcznej nazwie Story of the Month, którego przedmiotem jest opowiadanie w świecie 40stki. Główne miejsce akcji zabawy konkursowej to forum Gloria Victis które pomału staje się mekką naszych klimaciarzy co patrząc na jego rodowód i kontekst lokalny może zostać określone jako chichot historii.
Ale nie o tym, nie o tym ....

Do końca mięsiąca można głosować na najlepsze historie z 4 odsłony rywalizacji której tematem było "Znalezisko". Opowiadanie konkursowe można pobrać z tej strony, natomiast głosować można albo na GV albo na tym blogu poprzez komentarze - koniecznie podpisane. Serdecznie zapraszam do przeczytania a potem głosowania. A może ktoś się skusi i w kolejnej, piątej, edycji sam weźmie udział zwłaszcza, że temat gorący bo "Ogień"? Zainteresowanych odsyłam tu.

Niezależnie od swoich zapędów literackich/grafomańskich (niepotrzebne skreślić) warto się inicjatywie przyglądać bo jest nieźle a będzie jeszcze lepiej. Jestem po prostu przekonany, że z każdą kolejną edycją poziom się będzie podnosił. No i ciekawie przeczytać coś co ma w sobie słowa bolter i chaos a nie jest rozpiską.