poniedziałek, 27 lutego 2012
Zagrajmy narracyjnie....
Ta notka powstała na wyraźną prośbę Emeryta, który jak się okazuje, w dość krótkim czasie, totalnie zmienił swoje podejście do naszego hobby. Z turniejowego wyjadacza oraz reprezentanta na ETC (Mistrzostwa Świata w Warhammery) przemienił się w "hobbystę entuzjastę" (tak za Bałtroczykiem) i poświęcił się fan fiction w świecie 40 millenium. I co ważniejsze postanowił nie chować swojej pisaniny do szuflady a wychodzić z nią do ludzi w postaci cyfrowej głównie via Gloria Victis.
Okazuje się bowiem, że na forum tym, przez lata praktycznie martwy dział Czarna Biblioteka, przez ostatnie miesiące nabrał rumieńców i coraz więcej tam się dzieje. I to właśnie w dużej mierze dzięki Emerytowi. A jego ostatnim pomysłem który tam się pojawił jest konkurs na opowiadanko - tutaj znajdziecie więcej informacji. Nawet jeśli nie planujecie samemu pisać to zawsze można zajrzeć i poczytać co inni wymyślili. Po tytule zabawy domyślam się, że rzecz będzie cykliczna i tak sobie pomyślałem, że skoro nie ma, przynajmniej póki co, żadnych sponsorów to nagrodą poza krótką chwałą i lajkiem na fejsie może być publikacja zwycięskich opowiadań w zbiorczym, jakoś zgrabnie "opakowanym", ebooku na koniec roku. Przy okazji ci którzy z dystansem podchodzą do cudzej pisaniny mieli by mniej wyboistą drogę by sobie coś poczytać "w klimacie". Jakby co deklaruje się z pomocą przy jego ogarnięciu (ofkoz w miarę możliwości czasowych) i publikacją najlepiej via jakiś serwis do self publishingu. Mam nadzieję że GW nie będzie miało z tym problemu, zresztą ostatnio pozwolili na publikację jakiegoś filmu fanowskiego więc szanse są.
Zatem chętni i zmotywowani do piór, zaciekawieni do lektury a na koniec wszyscy do głosowania. A ja się oddalam do knucia nad swoim pomysłem na opowiadanko o pewnym warsztacie. Bo stwierdziłem, że spróbuję swoich sił zwłaszcza, że temat przewodni konkursu wyjątkowo rozpala moją wyobraźnię.
Etykiety:
black library,
konkurs,
twórczość fanowska
poniedziałek, 20 lutego 2012
Prawie podsumowanie roku 2011
Michu podsyłając mi "dziełko" które dumnie będziemy dalej nazywali podcastem użył bardzo celnego sformułowania: Treść jest aczkolwiek nie narzuca się. Zatem klasycznie już, przedstawiamy Wam drodzy słuchacze ostrą jazdę bez trzymanki pełną dygresji oraz dygresji od dygresji i innych wokalno lirycznych pułapek i mielizn tym razem zarejestrowanego pod pretekstem Podsumowania roku 2011. Roku w którym działa się sporo i choć o części z tych rzeczy spróbowaliśmy wspomnieć pomimo sklerozy przechodzącej płynnie w demencje.
Zatem zapraszamy serdecznie, wszystkich odważnych, do odsłuchu a link poniżej:
Prawie podsumowanie roku 2011
wtorek, 14 lutego 2012
Toruński dylemat
Co roku od początku lutego mam ten sam dylemat - co wziąć do Torunia na Dice Crushera. I gdy widzę, jak co niektórzy, wysyłają rozpiski grubo przed czasem ogarnia mnie, najzwyczajniej w świecie, zazdrość. Też bym chciał mieć proces decyzyjny już za sobą bo póki co mam wrażenie, że jestem daleko w polu i to na tyle daleko, że nie do końca wiem jaką. Słowem formuła turnieju nie ułatwia procesu decyzyjnego i wielu uważa że standardowe podejście armię w ogóle chce wziąć. Co prawda listę kandydatur udało mi się już dość poważnie zawęzić do raptem dwóch pozycji ale nadal mam nad czym kminić.
Generalnie różne są koncepcje graczy na podejście do toruńskiej formuły czyli na granie zarówno swoją jak i przeciwnika armią w ramach jednego meczu. Dodatkowo w tym roku mamy zmianę kolejności i najpierw gramy armią przeciwnika dopiero potem swoją co też dostarcza dodatkowych bodźców szarym komórkom. Słowem formuła turnieju nie ułatwia procesu decyzyjnego i wielu uważa że standardowe podejście czyli biorę tak mocną rozpiskę jaką tylko mi się uda złożyć akurat na Dice Cruszerze nie koniecznie musi się sprawdzić. Choć dla odmiany, jest oczywiście równie spore grono ludzi którzy uważają, że mocna rozpiska byle niezbyt trywialna w obsłudze nie powinna przeszkadzać w końcowym sukcesie.
Osobiście zaliczam się do tej drugiej grupy i zamierzam wziąć coś mocnego a jednocześnie choć nie do końca trywialnego w obsłudze. I w ten sposób moje myśli krążą między Lostami a Eldarami. Przy wytwórcach świec nawet myślałem nad Baharotem dla którego wymyśliłem "coś-jak-myk" ale potem spojrzałem ile kosztuje i mamrocząc WTF? odłożyłem kodeks grzecznie na półeczkę (chciałem tu zrobić dygresję na temat aktualności podręcznika do wytwórców świec ale stwierdziłem, że jeszcze będzie okazja, a sądząc po plotkach to niestety nie jedna). Zatem wróciłem do Lostów a tu też czekają decyzje o wymiarze strategicznym - mianowicie co wziąć jako aliantów: standardowo demony czy może jednak rogatych marinsów. Ci drudzy na pewno dadzą słabszą rozpiskę ale na te punkty nie aż tak bardzo a może ona się okazać na tyle nie typowa, że potencjalni przeciwnicy jej po prostu nie ogarną. Pytanie czy ja ją ogarnę bo wiele więcej doświadczenia od nich nie będę miał.
Jak widać, podchodząc do sprawy racjonalnie nie tak łatwo rozwiązać ten dylemat. Zatem trzeba podejść z innej strony i wziąć coś co się najzwyczajniej w świecie podoba - najlepiej wizualnie, jako figurka. A ponieważ ostatnio skleiłem sobie heralda na rydwanie to odpaliłem exela wpisałem go na samej górze i resztę dorabiałem do niego. I wyszło coś co mnie nie rzuca na kolana ale widzę w tym potencjał co w kontekście akurat tego turnieju mnie absolutnie satysfakcjonuje.
I teraz mogę z czystym sumieniem poświęcić się malowaniu tego heralda oraz spaniu by naładować akumulatory na czekający nas w ostatni weekend maraton 8 bitew. I choć wiem, że w sobotę wieczorem będę marudził jak cholera to i tak nie mogę się doczekać.
Etykiety:
myśli ulotne,
scena turniejowa
sobota, 11 lutego 2012
Małe DMP cz. 2 (i ostatnia)
No i jedziemy z relacją z małego DMP czyli Drużynowych Mistrzostw Poznania dalej. Zapraszam do lektury tego swoistego dwugłosu.
No ale skoro się powiedziało A, to wypadałoby powiedzieć B. Choćby miało utknąć w gardle. Paringi były w naszej opinii w miarę spoko dla nas a w opinii naszych przeciwników w miarę spoko dla nich. Cóż nazwijmy to roboczo “paradoksem skila”. A jak to wyglądało w faktach a nie opiniach?
Michu vs Wołek i jego kosmiczne wilki.
Piszczu vs Vladd i jego kosmiczni wytwórcy świec
Ja vs Romek i jego kosmiczni wyznawcy dwóch laszy i 9 oblitów.
Parowanie z Gallami było śmieszne - najpierw Łysy miał pomysł jak to zrobić, potem posłuchał nas i zaczął mieć wątpliwości. A potem poszedł do kibla. Przeciwnicy się niecierpliwią, my z Piszczem udajemy mądrych (a Piszczu w dodatku pięknych). W końcu - telefon z parowaniem od szefa (zgadnijcie skąd dzwonił). Z perspektywy czasu to nasze parowanie wyszło nie najgorzej - Piszczu przyjął remis, Łysy wygrał, tylko ja będąc dostawianym się nie popisałem i też remis. Zagrałem ultra szybko i ultra zachowawczo - w jednym momencie była szansa na jakieś punkty ale kierowca land raidera, który przez 5 tur czekał za winklem na okazję, postanowił wywalić się na pierwszym kamieniu... Chociaż trzeba przyznać, że były to ogólnie zawody melepetów. Np. Lord wilkowy - szarża na rhinosa bez efektu, ja ustawiam się całą armią w pluton egzekucyjny a ten jełop ginie po 4 sejvie...reszta ekipy podobne sukcesy....
Przez to, że jak Michu napisał na dwóch stołach był remis a na 3cim wygrana byliśmy bliscy wygranej ale zabrakło nam jakiś 2 punktów co delikatnie mówiąc pozostawiło uczucie niedosytu. Jednak podejrzewam, że przed bitwą na remis byśmy się nie obrazili a na taki z wskazaniem tym bardziej więc jakoś super nie marudziliśmy.
Ostatnia runda to kolejny team otrzaskany turniejowo czyli Jasiu z Demonami, Afro z Dark Eldarami oraz Arrrr - jako jedyny klasycznie czyli z wilkami. Chopaki z dość dużą dawką fantazji podeszli do zagadnienia doboru armii nie zmienia to jednak faktu, że skilla im odmówić nie można więc szykowaliśmy się na zażartą batalię. Stwierdziliśmy, że Piszczu może grać z wszystkimi armiami które potencjalnie dostanie więc idzie na wystawkę. Z drugiej strony w takiej roli wystąpił Arrr. I w związku z tym parowania wyglądały tak:
Arrr SW - ja
Piszczu - Demony Jasia
Michu - Afro i DE.
Osobiście ten układ mnie bardzo satysfakcjonował więc powiedziałem chopakom, że nie w tej rundzie nie bierzemy jeńców ;). Czy coś w ten deseń ;)
Arrr w swoje armii miał trochę grey hunterów, chyba 3 oddziały, przy czym jeden z nich w landku, runa prista, trochę razorów i trochę fangów. Acha i dwóch moich ulubieńców czyli Lone Wolfów. Ale dziś wyjątkowo obędzie się bez Historii o Lone Wolfie (TM). Mój zacny oponent przyjął trochę niezrozumiałą dla mnie taktykę mieszanych rezerw. Graliśmy bowiem Dawn of War i część, czyli fangi i samotne wilki, wpuścił w pierwszej turze a resztę w rezerwach. Plan był taki, że ja się daję złapać i szarżuję demonami te oddziały stojące pod jego krawędzią a następnie dostaję kontrę i w domyśle łomot od grey hunterów z rezerw. No ale wyszło jak z wszystkimi planami bazującymi na rezerwach. Ja rzeczywiście zaszarżowałem i nawet zabiłem, po czym czekałem na to co wejdzie by to również zabić a wchodziło to tak trochę po kolei więc plan kontowania był ciut samobójczy. Arrr zatem przeszedł do bardziej zachowawczej gry oddając mi większość pola a i przy okazji zanczniki. Potem trochę szachów i wilki się trochę odgryzły ale najważniejsze czyli punkty za środkowy i boczny znacznik zachowalem jednocześnie blokując drugi boczny. Efekt coś koło 15-5 dla mnie.
Tu niestety spotkała mnie kara za zbytni entuzjazm. Mówiąc, że mogę grać z Dark Eldarami nie sprawdziłem rozpy Afro i bazowałem na wizualnej inspekcji. A tam gdzieś z tyłu chował się Asdrubael. No i plan się zepsuł. W dodatku podłamany własną głupotą nie zagrałem zachowawczo tylko rzuciłem się jak prawdziwy Blood Angels do przodu. I Pan Vect pokarał moich puszkowców okrutnie. Przed pierwszą szarżą lekkiej brygady coś mi w głowie pukało (pewnie zdrowy rozsądek) i poszedłem po Łysego, pokazałem co jest grane i spytałem czy napierać. Niestety podłe plany Arra tak zaprzątneły mu głowę, że mnie nie zniechęcił. I się skończyło 6:14. A przy odrobinie rozsądku myślę, że remis był spokojnie do ogarnięcia. I te właśnie 4 punkty zabrakły nam do pierwszego miejsca na podium...ech...jednak to ja byłem tym Pięknym w drużynie... Ze śmiesznych rzeczy - w ostatniej turze strzeliłem do AV z melty i był to pierwszy sejv ze strzelania - i rozpłynełą się pokraka jak sen jaki złoty. A nam zostały srebrne ziemniaki. W dodatku rozpuściły się niecnoty na amen i soki cieknące po rękach dopełniły obraz pewnego niedosytu.
A tak naprawdę bawiłem się przednio - z moimi Łysymi towarzyszami jak mnie jeszcze zechcą chętnie się spiknę przy następnej okazji. Póki co zbliża się Wojna Światów - team z24cala jest w powijakach co prawda ale jednego możecie być pewni - relacja będzie!
Jak już Michu napisał gardząc wszelakimi zasadami budowy suspensu nie wygraliśmy tego turnieju, ale szczerze mówiąc nikt z nas nie miał dyskomfortu, ani nawet jego śladów, związanych z drugim miejscem. Zwłaszcza, że w drodze do tego sukcesu zmierzyliśmy się z teamami które ostatecznie zajęły czwarte, trzecie oraz pierwsze miejsce. Zatem łatwo nie było ale za to jak najbardziej przyjemnie. I szczerze mówiąc bardzo liczę na jakąś powtórkę z rozrwyki a im szybciej tym lepiej.
środa, 8 lutego 2012
Małe DMP - cz. 1
Umówiliśmy się z Michem, że z Drużynowych Mistrzostw Poznania popełnimy relacje na dwa głosy przy czym mój będzie tym kapitan a jego tym gracza i zobaczymy co z takiego dualizmu punktów widzenia wyniknie. Acha i w ostatniej chwili wymyśliłem, że relację zrobimy w dwóch częściach, żeby uniknąć poczucia nadmiaru a może nawet dzięki temu przez moment będzie niedosyt :)
No to jedziemy.
By głos kapitana na drużynówce 3 osobowej się czymkolwiek różnił od głosu gracza musi mieć on jakikolwiek wpływ na parowania. Dzięki systemowi symultanicznemu z karteczkami który został wdrożony w ostatniej chwili, zastępując regulaminowy z czempionami i rzutem kostką kapitanowie jednak mieli cokolwiek do powiedzenia, niezależnie od swojego szczęścia w życiu. (Michu: Do wniosku, że rzut kostką przy 3 osobach jest słabym rozwiązaniem doszliśmy już poprzedniego wieczora za sprawą Kudłatego - niestety wspomniany wieczór spowodował zmęczenie i brak entuzjazmu do perspektywy tłumaczenia wszystkim zmian. Na szczęście Vladowi jak zwykle pary nie brakowało - na fotach widać jak żywo gestykuluje.) Jednak zanim dojdziemy do opisu zmagań warto wspomnieć co mieliśmy w naszej wesołej brygadzie:
Piszcza z GK na Corteazie. Plus Stormreaven aka. Cegła i z Rycerzykiem.
Micha z BA młotkowi w landku reszta dosyć standardowa jak na bladzi.
I ja z Lostami Keeper, 3 kraszery, letery, sikerki do tego dwa lemany plujki oraz ikony.
No to jedziemy.
By głos kapitana na drużynówce 3 osobowej się czymkolwiek różnił od głosu gracza musi mieć on jakikolwiek wpływ na parowania. Dzięki systemowi symultanicznemu z karteczkami który został wdrożony w ostatniej chwili, zastępując regulaminowy z czempionami i rzutem kostką kapitanowie jednak mieli cokolwiek do powiedzenia, niezależnie od swojego szczęścia w życiu. (Michu: Do wniosku, że rzut kostką przy 3 osobach jest słabym rozwiązaniem doszliśmy już poprzedniego wieczora za sprawą Kudłatego - niestety wspomniany wieczór spowodował zmęczenie i brak entuzjazmu do perspektywy tłumaczenia wszystkim zmian. Na szczęście Vladowi jak zwykle pary nie brakowało - na fotach widać jak żywo gestykuluje.) Jednak zanim dojdziemy do opisu zmagań warto wspomnieć co mieliśmy w naszej wesołej brygadzie:
Piszcza z GK na Corteazie. Plus Stormreaven aka. Cegła i z Rycerzykiem.
Micha z BA młotkowi w landku reszta dosyć standardowa jak na bladzi.
I ja z Lostami Keeper, 3 kraszery, letery, sikerki do tego dwa lemany plujki oraz ikony.
Przed pierwszą bitwą oprócz skontrolowania rozpiski po raz n-ty okazało się, że konieczna jest nazwa teamu - krótka burza mózgów zaowocowała krótkim acz treściwym “Poruszającym Niebo Orgazmem Chaosu”. Prawdopodobnie na skutek niezbyt wyraźnej kacowej artykulacji “orgazm” w spisie drużyn został zastapiony przez “organ” . Tyż piknie. W trakcie turnieju funkcjonowała też wersja skrócona: “PMT” . Początkowo rozwijaliśmy to do wersji “Piszczu, Michu i Trej” ale wkrótce okazało się, że pasuje bardziej “Piękny, Mądry i Trej” . A po paru trafnych uwagach Piszcza wyszło również na jaw kto tu jest Piękny:)
Przechodząc do bitew - do ranka dnia turniejowego wydawało się nam, że mamy czelendż z ekpią zgredów z Pozka - niestety tym razem Chrobry nie wyrzucił rano odpowiedniej ilości oczek i nie dotarł więc team się posypał a z nim i czelendż. Na szczęście znaleźli zastępstwo ale to już nie to samo. Zatem zadecydował los i graliśmy z Rudzikem, Skacowany Bladym Krisem i Michałem. Mi nasz kapitan wyznaczył cel pokonania tego ostatniego, a zatem grania z lostami. Bitwa była ciekawa ale znam lostów dość dobrze a na pewno lepiej niż Michał i skończyła się 17-3. Z ciekawych około-drużynowych ciekawostek to na końcu siedział koło mnie Trej i pilnował żebym wyciągnął chociaż 3 punkty - taka była wiara Kapitana w moje możliwości pogrzebania najlepszej nawet sytuacji...
Czcionka normalna czyli znowu trej za klawiaturą. Parowanie nie poszło mi/nam jakoś wybitnie bo Piszczu trafił na Eldarów ale wygrał rzut na zaczynanie czym ich wystraszył i prysnęli oni do rezerw. Co prawda Rudzik nie narzekał na swoje rzuty na wchodzenie i miał swoje szanse ale Szarzy Pogromcy stołów turniejowych pokazali, że nic im nie jest straszne nawet wytwórcy świec i Piszczu wygrał tą bitwę. Natomiast ja zagrałem z wybitnie bladym tego poranka Bladym Krisem i jego mocno Slaneszowym Chaosem który jednak jakoś super od ogólnie przyjętych standardów nie odbiegał. Uważałem to za dobry paring jednak Blady miał taki moment kiedy mógł mi dobitnie zademonstrować, że się myliłem. Jednak, gdy w jedną turę nie wychodzą dwa lasze to większość planów chaosu idzie (by nie napisać, że biegnie) w niepamięć. I tak właśnie poległa szansa Bladego na pokaranie mojego optymizmu. Ale, żeby nie było zbyt jednostronnie, swoimi rzutami na rezerwy w drugiej turze (nic nie weszło) dodałem całej bitwie trochę pikanterii. Na moje szczęście jednak, Blademu ciut zabrakło by to wykorzystać więc gdy w 3ciej turze weszło na stół już sporo demonicznego kombatu szala definitywnie przechyliła się na moją korzyść. All in all mecz wygraliśmy dość wysoko przez co 2giej rundzie trafiliśmy na Gallów którym hersztował Vladdi.
I tą słitaśną fotką kończymy pierwszą część relacji
sobota, 4 lutego 2012
Drużynowe Mistrzostwa Poznania – wersja dla „wzrokowców”
Nadaje
Michu.
To
jest
tak.
Odbyły
się
Drużynowe
Mistrzostwa
Poznania.
Było
przefajnie.
I postanowiliśmy
z
Łysym
napisać
relacje.
Razem.
Pomysł
wydawał
się
doskonały.
I
pewnie
taki
jest
ale
jak
to
przy
okazji
wspólnie
podejmowanych
inicjatyw
są
pewne
braki
w
wykonaniu.
Konkretnie
– Łysy
czeka
aż
ja
coś
napiszę
– ja
czekam
aż
Łysy
zacznie.
Przyznacie,
że
skoro
był
kapitanem
to
powinien...nie?
Myślę,
że
mimo
wszystko
się
uda
– jedynie
nie
będzie
to
raczej
relacja
na
gorąco...
Póki
co
trochę
zdjęć
dla
nieumiejących
czytać,
mam
nadzieję
umilających
czas
w
oczekiwaniu
na
część
dla
nieumiejących
oglądać.
Standardowa
galeria
-
tu
podziękowania
należą
się
redaktorowi
naczelnemu
Trejowi
za
powstrzymanie
mnie
od
przedstawienie
fotek
w
formie
zbereźnego
komiksu.
W
nagrodę – zdjęcie:
Na
15 lecie bloga wydam album z wszystkimi fotami, które zrobiłem
Łysemu – prawdopodobnie skutecznie zniweczy to Jego wszelki szanse
na karierę polityczną a póki co – fotka pod wiele mówiącym
tytułem: „Łyse spojrzenie na salę”
No
i w sumie na koniec najważniejsze – link do zdjęć:
Pozdrowienia
i do usłyszenia wkrótce.
środa, 1 lutego 2012
Lokalni Specjale
Przed małym DMP, czyli Drużynowymi Mistrzostwami Poznań, które odbyły się w ostatnią niedzielę, zmuszeni takim a nie innym terminem zorganizowaliśmy sobie biforek zamiast klasycznego afterka który był oczywiście okazją do plot wszelakich. I w trakcie tych pogaduch pojawił się temat nie szablonowych pomysłów na turnieje, a że towarzyszył nam Kudłaty czyli batlowiec pełną parą to mogliśmy posłuchać co tam kwadraty wymyśliły. I jedną z tych koncepcji wartych podejrzenia jest ta:
Bazyliszek 2011
W skrócie chodzi o to, że każdy może wziąć do swojej armii Bohatera Specjalnego, zwanego Bazyliszkiem - co może mieć coś wspólnego z nazwą turnieju, który w sposób luźny i humorystyczny nawiązuję do któregoś z złotych reprezentantów naszego kraju w kwadraty. Jak dla mnie rewelacyjne w swojej prostocie. Wiadomo trochę trzeba się napracować by zasady były odpowiednio wyważone czyli mające wpływ na grę ale nie za wielki a jednocześnie by jakoś się wiązały z opisywaną osobą. Warto też się za bardzo nie rozpędzać z humorem bo łatwo może się on przerodzić w nadmierną szyderę. Jednak warunki te nie umniejszają wartości pomysłu.
Samo wymyślanie zasad i ich nazw może być źródłem sporej frajdy. Wymaga to co prawda wiedzy o opisywanych osobach ale biorąc pod uwagę na ile często można je spotkać na turniejach to chyba nie jest problemem. Zresztą późniejsze knucie nad jakimś podłym kombem pomiędzy reprezentantem a naszą armią też pewnie będzie źródłem niemałej zabawy.
Jednak by to tak działało od początku do końca potrzeba sporo rozwagi i taktu by wszyscy zainteresowani mieli równie wiele radości.
Etykiety:
ciekawsotka,
Kudłaty,
scena turniejowa,
wfb
Subskrybuj:
Posty (Atom)