sobota, 28 lutego 2009
Kryzys. Frekwencji.
Aktualnie w Piernikowie zwanym też Miastem Najświętszego Masztu czy też po prostu Toruniem odbywa się jeden z najciekawszych turnieji w sezonie czyli Dice Crusher. Jego unikatowość bierze się z wymiany armiami czyli najpierw gramy swoimi figurkami a potem się wymieniami rozpiskami i modelami z przeciwnikiem i gramy coś jakby rewanż. Czyli każde stracie to dwie bitwy.
Niestety tylko raz udało mi się dotrzeć na ten turniej a mamy już jego 3cią odsłonę ale patrząc na stosowny temat na gildii to można odnieść wrażenie że 13tą. Przynajmniej jeśli chodzi o pecha w docieraniu na imprezę. Na liście zgłoszeń znajduje się 45 nazwisk natomiast w relacji live dostrzegłem 31. A trzeba pamiętać, że ci co się wcześniej wykruszyli zostali zostali z listy zawczasu usunięci. Pierwszy raz widzę tak ekstremalną sytuację. Ale jak pech to pech z resztą granie w 40kę czy w ogóle w bitewniaki przyzwyczaja do tego rozumownia i wyrabia stoickie nawyki. Ale mimo wszystko dla organizatorów to trochę dramat, kryzys wręcz można rzec by być jazzy/trendy/edżi. Zgłasza się X ludzi bierze poprawkę 10-15% na wypadki losowe i na tym na przykład opiera budżet. A tu ponad 1/3 potencjalnych graczy się wykrusza. Mam nadzieję, że chopaki z Torunia nie będą mieli problemów z domknięciem finansów turnieju i że nie będą musieli dokładać do imprezy. Bo nie da się ukryć, że spędzani weekednu jako wodzirej Imprezy nie granie, sprzątanie by na koniec dopłacić do tej "hehe" zabawy może wyleczyć z zapału organizatorskiego na dłuższą chwilę.
Nie da się ukryć, że to co się wydarzyło jest nauczką dla wszystkich organizujących turnieje i warto mieć na względzie że nigdy nie wiesz kiedy będzie 13ty. Warto to mieć na względzie planując swoją imprezę i chociaż trochę się próbować przed tym zabezpieczyć. Choć nie da się ukryć i mam tego świadomość, że zdecydowanie łatwiej napisać niż zrealizować. Zresztą to chyba temat na inną notkę.
Etykiety:
scena turniejowa
czwartek, 19 lutego 2009
Warptime
Niestety doba ma tylko 24 godziny co zbyt często prowadzi do konieczności wyborów. Zazwyczaj bardzo trudnych i w gruncie rzeczy nieprzyjemnych. Aktualnie przygotowania do Wojny Światów wchodzą w decydującą fazę przynajmniej z mojej perspektywy co sprawia, że czas na hobby który m.in. poświęcałem na tego bloga uległ sporem uszczupleniu. Taki stan rzeczy potrwa dłuższą chwilę - pewnie coś koło tygodnia i w tym okresie notki mam nadzieję, że będą się pojawiać ale pewnie sporadycznie i z tzw. doskoku.
A nie da się ukryć, że tematów nie brakuje.
- Coraz więcej przecieków odnośnie gwardii.
- Zbliżające się DMP i Młotki (?).
- Kolejne przepychanki na sędziowskiej odnośnie kodeks vs podstawka.
- No i najważniejsze czyli plotki na temat nowej edycji Space Hulka.
Postaram się znaleźć chwilkę by choć część z tych tematów spotkała się z należną Im atencją a póki co idę odprawić jakiś rytuał do Tzeentcha w intencji 28 godzinnej doby. Warp time znaczy się ;).
Etykiety:
technikalia
niedziela, 15 lutego 2009
Yedli protects
Okazuje się, że sterowce w 40 millenium wcale nie są takim nowatorskim pomysłem jak mi się wydawało pisząc poprzednią notkę. Jednak Yedli czuwa i dał cynka, że podniebne cygara pojawiły się już w twórczości BL
"Odnośnie wpisu na blogu - sterowce w świece 40k pojawiły się wraz z wydaniem książki "Guns of Tanith" - V tomu cyklu o Duchach Gaunta. Pomysł nie jest zatem nowy (książkę wydano w kwietniu 2002). Tytułem uzupełnienia tylko dodam, że sterowce te były całkiem pokaźnych rozmiarów - były w stanie transportować całe regimenty gwardii. Y."
Niestety na żadnej wersji okładki nie udało mi się ich dostrzec.
A skoro już jesteśmy przy okładkach książek Black Library to jest już okładka do listopadowej premiery:
Ani Prospero, ani Burns ale wilki są. Liczę po cichu, że może chociaż w środku znajdzie się miejsce dla Magnusa, Ahrimana itd. W końcu - Don't judge book by its cover.
"Odnośnie wpisu na blogu - sterowce w świece 40k pojawiły się wraz z wydaniem książki "Guns of Tanith" - V tomu cyklu o Duchach Gaunta. Pomysł nie jest zatem nowy (książkę wydano w kwietniu 2002). Tytułem uzupełnienia tylko dodam, że sterowce te były całkiem pokaźnych rozmiarów - były w stanie transportować całe regimenty gwardii. Y."
Niestety na żadnej wersji okładki nie udało mi się ich dostrzec.
A skoro już jesteśmy przy okładkach książek Black Library to jest już okładka do listopadowej premiery:
Ani Prospero, ani Burns ale wilki są. Liczę po cichu, że może chociaż w środku znajdzie się miejsce dla Magnusa, Ahrimana itd. W końcu - Don't judge book by its cover.
Etykiety:
varia
czwartek, 12 lutego 2009
Podniebna Walentynka
Doskonale sobie zdaję sprawę, że większość z Was drodzy czytelnicy regularnie zagląda na łódkę czyli BoLS'a. Nie da się ukryć, że jest to podstawowa strona jeśli chce się wiedzieć co w trawie piszczy jeśli chodzi o nasze hobby. Jednak nawet świadom tej wiedzy pozwolę sobie od chopaków
zza oceanu pożyczyć jedno zdjęcie.
Dla mnie obłęd, czad i przeciąg. Sama idea połączenia czegoś tak słodko old-skolwego jak zeppelin z gotyckim,pełnym pogardy dla technologii, światem 40ki ociera się (przynajmniej dla mnie) o geniusz. Aż mnie dziwi, że ten motyw się nie przewinął na jakiś artach, choćby w materiałach do epica, wcześniej. Skoro gwardia ma piechotę okopową, kawalerię, maski przeciwgazowe, czołgi ze sponsonami to sterowiec wydaje się być naturalną konsekwencją tego arsenału.
Zawsze miałem słabość do tych wielkich podniebnych cygar gdzie poziom bezpieczeństwa był zbliżony do poligonów w Nowym Meksyku. Może i Cruise do współy z Goosem w Top Gunie sprzedają ruskim fucki ze swojej ef-czternastki ale prawdziwy smak podbijania niebios daje dopiero załadowanie się do czegoś takiego. Jest to podobne w swoim szalonym romantyzmie do szalików pilotów trójpłatowców i ich podniebych pojedynków na pistolety.
Swego czasu zastanawiałem się nad własnym data-sheetem do Apokalispsy i szczerze mówiąc wszystko co mi przychodziło w owym czasie do głowy wydawało mi się wtórne. Jednak teraz mam nie tylko inspirację ale i motywację, choć wrażenia wtórności się nie wyzbyłem ;). Co prawda trzeba będzie stworzyć zasady "lumbering super heavy flyers" ale nie powinno to być nawet w połowie tak trudne jak sama nazwa. A nadchodzący wielkimi krokami kodeks gwardii powinien dać dodatkowy impuls by przysiąść na chwilę do tego. Co prawda wielkość modelu trzymającego proporcję mnie trochę przeraża nawet biorąc poprawkę na apokaliptyczne pola bitew. Dali nam jednak marinsi przykład jak proporcję traktować mamy.
Oczywiście model na pierwszym zdjęciu też robi wrażenie sam siebie zwłaszcza jeśli się pamięta, że jest on w skali epic'a czyli do wielkich nie należy. Sama fota pochodzi z jakiegoś konkursu malarskiego modeli do Epica. Sama koncepcja takiego kontestu dla mnie ociera się o Armageddon ;) więc choćby z tego powodu warto kliknąć i zobaczyć więcej prac (jeśli ktoś jeszcze ich nie widział). Nawet fani Herezji Horusa znajdą coś dla siebie.
zza oceanu pożyczyć jedno zdjęcie.
Dla mnie obłęd, czad i przeciąg. Sama idea połączenia czegoś tak słodko old-skolwego jak zeppelin z gotyckim,pełnym pogardy dla technologii, światem 40ki ociera się (przynajmniej dla mnie) o geniusz. Aż mnie dziwi, że ten motyw się nie przewinął na jakiś artach, choćby w materiałach do epica, wcześniej. Skoro gwardia ma piechotę okopową, kawalerię, maski przeciwgazowe, czołgi ze sponsonami to sterowiec wydaje się być naturalną konsekwencją tego arsenału.
Zawsze miałem słabość do tych wielkich podniebnych cygar gdzie poziom bezpieczeństwa był zbliżony do poligonów w Nowym Meksyku. Może i Cruise do współy z Goosem w Top Gunie sprzedają ruskim fucki ze swojej ef-czternastki ale prawdziwy smak podbijania niebios daje dopiero załadowanie się do czegoś takiego. Jest to podobne w swoim szalonym romantyzmie do szalików pilotów trójpłatowców i ich podniebych pojedynków na pistolety.
Swego czasu zastanawiałem się nad własnym data-sheetem do Apokalispsy i szczerze mówiąc wszystko co mi przychodziło w owym czasie do głowy wydawało mi się wtórne. Jednak teraz mam nie tylko inspirację ale i motywację, choć wrażenia wtórności się nie wyzbyłem ;). Co prawda trzeba będzie stworzyć zasady "lumbering super heavy flyers" ale nie powinno to być nawet w połowie tak trudne jak sama nazwa. A nadchodzący wielkimi krokami kodeks gwardii powinien dać dodatkowy impuls by przysiąść na chwilę do tego. Co prawda wielkość modelu trzymającego proporcję mnie trochę przeraża nawet biorąc poprawkę na apokaliptyczne pola bitew. Dali nam jednak marinsi przykład jak proporcję traktować mamy.
Oczywiście model na pierwszym zdjęciu też robi wrażenie sam siebie zwłaszcza jeśli się pamięta, że jest on w skali epic'a czyli do wielkich nie należy. Sama fota pochodzi z jakiegoś konkursu malarskiego modeli do Epica. Sama koncepcja takiego kontestu dla mnie ociera się o Armageddon ;) więc choćby z tego powodu warto kliknąć i zobaczyć więcej prac (jeśli ktoś jeszcze ich nie widział). Nawet fani Herezji Horusa znajdą coś dla siebie.
Etykiety:
ładne,
twórczość fanowska
wtorek, 10 lutego 2009
Dla miłośników old-skol'u i BA
Naszły mnie ostatnio jakieś klimaty retro tzn. są one mi zawsze bliskie ale ostatnio mnie odwiedziły w kontekście 40ki i postanowiłem sobie odświeżyć rozpiski pamiętające jeszcze czasy 3ciej edycji. Wiecie, powspominać z łezką w oku tzw. good old days. Nie żeby mi się aktualne zasady nie podobały - wręcz przeciwnie - uważam je za bardzo dobre, ale jednak jak się w coś grało w pyte czasu temu to jest super niejako programowo. W pamięci pozytywy skutecznie przesłaniają wszelkie negatywy, a przynajmniej wady już tak nie bolą - co najwyżej wzbudzają uśmiech politowania.
Przeglądałem sobie ostatnio rozpiski sprzed lat i edycji i wyszperałem klasyczny RR bladziowy autorstwa Emana na 1500 punktów:
Force Commander (terminator honours, 2 lightning claws, iron halo)
Honour Guard (3*power weapon, 2* meltagun)
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Sanguinary Priest (power weapon, bolt pistol, terminator honours);
Standard Bearer (power fist, bolt pistol, terminator honours);
Rhino (extra armour, smoke);
Chaplain (terminator honours, 2 lightning claws);
Death Company;
Rhino (extra armour, smoke);
Veteran Squad (bolt pistol i cc weapon, 1*meltagun);
Veteran Sergant (power weapon, bolt pistol);
Rhino (extra armour, smoke);
Tactical Squad(flamer);
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Rhino (extra armour, smoke);
Tactical Squad(meltagun);
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Rhino (extra armour, smoke);
Land Speeder (multimelta);
Land Speeder (multimelta);
Whirlwind (extra armour, smoke launchers);
Models in Army: 40;
A tu dla porównania współczesne bladzie na półtora k autorstwa Droopsa:
Hq:
1 x Chaplain - 100p Power Fist, Jump Pack, Combimelta = 155p
TR:
2 x Assault Squad - 140p Power Fist = 165 x 2
1 x Assault Squad - 140p Power Weapon, Meltabombs, Rhino = 155p
1 x Tactical Squad - 115p Power Weapon, Flamer, Rhino = 175p
HS:
2 x Baal Class Predator - 100p Heavy Bolter = 125 x 2
FA:
2 x 2 Attack Bike - 50p Multimelta = 200p
EL:
1 x Death Company Jump Pack, 6 x AM = 230p
Nie będę się silił na jakieś próby porównania tych rozpisek czy wyciągania wniosków. Po prostu, niby to samo czyli dosyć duże ciągnoty do HtH ale jednak zupełnie inaczej. Fajnie się patrzy na takie rozpiski sprzed lat zwłaszcza jak je się skonfrontuje z aktualnymi kserami ups... wypracowanymi rozwiązaniami ;).
Jakby ktoś chciał więcej takich perełek z lamusa to zapraszam do tego tematu.
Przeglądałem sobie ostatnio rozpiski sprzed lat i edycji i wyszperałem klasyczny RR bladziowy autorstwa Emana na 1500 punktów:
Force Commander (terminator honours, 2 lightning claws, iron halo)
Honour Guard (3*power weapon, 2* meltagun)
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Sanguinary Priest (power weapon, bolt pistol, terminator honours);
Standard Bearer (power fist, bolt pistol, terminator honours);
Rhino (extra armour, smoke);
Chaplain (terminator honours, 2 lightning claws);
Death Company;
Rhino (extra armour, smoke);
Veteran Squad (bolt pistol i cc weapon, 1*meltagun);
Veteran Sergant (power weapon, bolt pistol);
Rhino (extra armour, smoke);
Tactical Squad(flamer);
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Rhino (extra armour, smoke);
Tactical Squad(meltagun);
Veteran Sergant (bolt pistol, cc weapon);
Rhino (extra armour, smoke);
Land Speeder (multimelta);
Land Speeder (multimelta);
Whirlwind (extra armour, smoke launchers);
Models in Army: 40;
A tu dla porównania współczesne bladzie na półtora k autorstwa Droopsa:
Hq:
1 x Chaplain - 100p Power Fist, Jump Pack, Combimelta = 155p
TR:
2 x Assault Squad - 140p Power Fist = 165 x 2
1 x Assault Squad - 140p Power Weapon, Meltabombs, Rhino = 155p
1 x Tactical Squad - 115p Power Weapon, Flamer, Rhino = 175p
HS:
2 x Baal Class Predator - 100p Heavy Bolter = 125 x 2
FA:
2 x 2 Attack Bike - 50p Multimelta = 200p
EL:
1 x Death Company Jump Pack, 6 x AM = 230p
Nie będę się silił na jakieś próby porównania tych rozpisek czy wyciągania wniosków. Po prostu, niby to samo czyli dosyć duże ciągnoty do HtH ale jednak zupełnie inaczej. Fajnie się patrzy na takie rozpiski sprzed lat zwłaszcza jak je się skonfrontuje z aktualnymi kserami ups... wypracowanymi rozwiązaniami ;).
Jakby ktoś chciał więcej takich perełek z lamusa to zapraszam do tego tematu.
Etykiety:
ciekawsotka,
kodeksy
piątek, 6 lutego 2009
Skill a noże czyli dobry tekst.
Klikając sobie tu i ówdzie natrafiłem na dyskusję na Border Princes odnośnie zanikającego znaczenia skill'a gracza przy coraz mocniejszym wpływie na rozgrywkę rozpisek samych z siebie. Szczerze mówiąc jak sobie tak pomyślę o chaosie na dwóch laszach czy innym Eldradzie to mam wrażenie, że nie jest to wyłącznie kwadratowy problem.
Tu jest link do stosownego tematu (bardzo polecam posta Barbarossy - jeszcze na pierwszej stronie), bardzo krótkiego jak na standardy tamtego forum co może oznaczać, że tak naprwdę nie ma nad czym się spierać i rzeczywiście wystarczy kupić demony czy Wampiry, skserować rozpiskę i już można rzeeeezać.
Jednak ta notka nie powstała by marudzić na politykę GW ani rolę beta-testerów w procesie powstawania zasad. A raczej jej totalnego braku. Wpis ten powstał dla tego cytatu z podpisu Cyela:
"There is a pervasive attitude in Warhammer that "one shouldn't bring a knife to a gunfight." The whole reason that Rambo is a badass is because he indeed brings a knife to a gunfight, and still wins."
Przezacność.
Tu jest link do stosownego tematu (bardzo polecam posta Barbarossy - jeszcze na pierwszej stronie), bardzo krótkiego jak na standardy tamtego forum co może oznaczać, że tak naprwdę nie ma nad czym się spierać i rzeczywiście wystarczy kupić demony czy Wampiry, skserować rozpiskę i już można rzeeeezać.
Jednak ta notka nie powstała by marudzić na politykę GW ani rolę beta-testerów w procesie powstawania zasad. A raczej jej totalnego braku. Wpis ten powstał dla tego cytatu z podpisu Cyela:
"There is a pervasive attitude in Warhammer that "one shouldn't bring a knife to a gunfight." The whole reason that Rambo is a badass is because he indeed brings a knife to a gunfight, and still wins."
Przezacność.
Etykiety:
ciekawsotka,
scena turniejowa
środa, 4 lutego 2009
Kwadraty z okrągłej perspektywy
Początkowo zastanawiałem się czy ta notka nie powinna być o flame-warach towarzyszących pojawianiu się kolejnych informacji o DMP. Jednak stwierdziłem że jeśli na 3 miesiące przed imprezą temperatura dochodzi do takiego poziomu to jeszcze pewnie nieraz pojawi się okazja by napisać coś na temat tego turnieju. Zwłaszcza, że pewnie im będzie bliżej imprezy tym więcej będzie się pojawiało pretekstów do radosnej forumowej twórczości. Także jak ktoś jest bardzo zainteresowany odsyłam na stronę GV, a ja dziś się zajmę kwadratami.
Jakiś czas temu w przypływie nastroju i magii chwili kupiłem sobie figurki skavenów. Były to moje pierwsze figurki na kwadratowych podstawkach od 12 lat - kiedy ostatni raz grałem w tą grę to w fazie magii używało się jeszcze specjalnej tali kart nazywanej Winds of Magic. Oczywiście przed zakupem zajrzałem na stosowne fora by wybadać co jest na topie w rozpiskach tej armii by to co przyniosę ze sklepu miał jakiś zalążek grywalności. Oczywiście jak minęła magia chwili to potem te figury przez wiele miesięcy leżały na półce i za każdym razem gdy do nich się zbliżałem to na widok liczby zawodników do sklejenia myślałem - eee następnym razem. Aż w końcu się zebrałem i poskładałem szczurki w miarę do kupy by zagrać sobie dwie bitwy. Potem się okazało, że żadna z nich za wiele nie miała wspólnego z zasadami i to w obie strony. No ale w sumie jest to naturalne i nie powinno dziwić jeśli jest się wyznawca teorii, że podręczniki najlepiej sprawdzają się w roli rekwizytu w trakcie "dyskusji" o zasadach, a czytać ich nie należy bo i tak nic tam nie ma, a poza tym faqi wystarczą by grać.
Wczoraj miałem okazję zagrać po raz trzeci z osobą która zasady zna bardzo dobrze i wytłumaczyła mi zarówno przed bitwą jak i w jej trakcie sporo spraw które dla mnie były mocno niejasne. Dzięki temu mogę powiedzieć w końcu, że zagrałem w Battla. I nie żałuję.
W tej grze uchowały się pewne rzeczy które kiedyś również były w 40stce ale odeszły w mrok niepamięci wraz z 3cią edycją. Są to np. różne wartości movementa dla różnych ras czy minusy do sejwa uzależnione od siły. Spotkanie z tymi zasadami było dla mnie takim odświeżającym powiewem old-skulu. Jednak wiele rzeczy mnie zaskoczyło bo już zdążyłem zapomnieć jak to działa np. wystawienie. W 40sce jak coś "krzywo" postawimy to dany oddział traci turę na nadrobienie braków swojego generała. W battlu uratowanie sytuacji to parę tur albo w ogóle się nie da. Po prostu wystawiając armię na stół trzeba mieć już jakiś pomysł na bitwę bo wymyślanie go w okolicach 3ciej tury ma wszelkie predyspozycje by się nie sprawdzić. Nawet jeśli pomysł jest taki prosty jak wystrzelać przeciwnika zanim się zbliży to w trakcie jego realizacji może pojawić się wiele komplikacji. Poza tym trzeba mieć jakiś plan na kupienie sobie czasu bo dwie tury mogą niestyknąć na zabicie przeciwnika w całości.
W ogóle miałem wrażenie, że te szczury które wystawiłem są takim safhem jakim nawet w 40ksce jeszcze nie grałem. Może to wynikało z faktu, że lizaki na przeciwko były dosyć ofensywnie usposobione a może z braku jakiegoś punktu odniesienia. Ale strzelały a zwłaszcza czarowały całkiem-całkiem więc jeśli kogoś od battla odstrasza perspektywa odkładnia się halabardami po szyszakach i brak możliwościu uczciwego odstrzelenia sporej części wrogów zanim do tych karczemnych scen dojdzie to niesłusznie. Bo da się tam całkiem skutecznie grać na pograniczu własnego deploymentu.
Kolejna rzecz która mi się podoba to, że przed walką ze sporym prawdopodobieństwem można ustalić jej wynik. W 40sce niby też ale tylko gdy się spotykają dwa bieguny combatowe np. herlawi i 4 scoutów. Natomiast w wfb: nieważne kto kogo i tak sporo wiadomo bez rzucania kostek a często w ogóle nie trzeba rzucać by wiedzieć, że ktoś wygrał a turla się wyłącznie by ustalić jak bardzo. To plus brak freestyle w ruszaniu jednostek, przynajmniej tych w klockach, oraz ograniczone kąty widzenia sprawia, że planowanie czegokolwiek w tej grze powinno obejmować parę tur w przód bo inaczej można się obudzić z ręką w kanałach.
Kolejna ciekawostka to Ld. Generalnie jest niski a skaveński wręcz skandalicznie. Przynajmniej goły. Na szczęście szczury w kupie czują się raźniej i w ilościach hurtowych nawet kozaczą jednak nie zmienia to faktu, że rzuciłem 3 liderki w jednej turze wszystkie oblałem i zdjąłem około 70 figurek. Było to dla mnie całkiem szokujące doświadczenie. A do tego, że mój generał miał ld uwaga, uwaga - 5 (sic) dochodzi to, że testów tego współczynnika w tej grze jest całkiem sporo zwłaszcza porównując do obecnej edycji 40ki. Tu jakiś fear, tu jakiś terror tu ktoś ucieknie w pobliżu więc turlamy panice itd... Całkiem sporo tego się uzbiera.
Następna rzecz która mi się rzuciła w oczy to ogromna losowość maszyn strzelających oraz magii. Bazowanie na tych elementach z tego co wiem sprawdza się ale nie jest to tak jak było z Iron Warriorami kiedyś, że stało się w coverze i łupało cegłami w wszystko co się nawinęło. W battlu trzeba mieć nerwy - co chwila coś próbuje wybuchnąć nieważne czy to lufa czy głowa maga. I np. skaveńscy elektrycy mają całkiem spore szanse na zabicie się sami, warp-lighting cannon może wybuchnąć z dużym plackiem a rattling (taki ichni assault cannon) we wczorajszej bitwie właściwy (w sensie do wroga) strzał oddał już (!) za 4 razem po drodze jeden wybuchł a drugi najpierw zaciął się by w kolejnej turze zabić 10 szczurów. Cóż life is cheap.
To taka moja garść odczuć na gorąco. Z tego co się orientuję to zagląda tu całkiem spora grupa osób która na battlu zna się całkiem, całkiem i niektóre moje tezy mogą im się wydać cóż no.. zaskakujące ale pewnie do tematu jeszcze będę powracał więc i obserwacje będą się dostosowywać do rosnącego (mam nadzieję) skilla. A póki co mogę szczerze powiedzieć, że WFB mi się spodobał. Nie zamierzam od razu podbijać kwadratowej ligi ale mam nadzieję, że będzie mi się udawało regularnie pograć sobie towarzysko. Gra niby w wielu miejscach podobna do 40ki jednak różnice sprawiają, że wymaga zupełnie innego sposobu myślenia. Co sprawia, że jest fajną odskocznią zanim człowiek totalnie zatraci umiejętność dostrzegania kąta prostego pod figurką.
Jakiś czas temu w przypływie nastroju i magii chwili kupiłem sobie figurki skavenów. Były to moje pierwsze figurki na kwadratowych podstawkach od 12 lat - kiedy ostatni raz grałem w tą grę to w fazie magii używało się jeszcze specjalnej tali kart nazywanej Winds of Magic. Oczywiście przed zakupem zajrzałem na stosowne fora by wybadać co jest na topie w rozpiskach tej armii by to co przyniosę ze sklepu miał jakiś zalążek grywalności. Oczywiście jak minęła magia chwili to potem te figury przez wiele miesięcy leżały na półce i za każdym razem gdy do nich się zbliżałem to na widok liczby zawodników do sklejenia myślałem - eee następnym razem. Aż w końcu się zebrałem i poskładałem szczurki w miarę do kupy by zagrać sobie dwie bitwy. Potem się okazało, że żadna z nich za wiele nie miała wspólnego z zasadami i to w obie strony. No ale w sumie jest to naturalne i nie powinno dziwić jeśli jest się wyznawca teorii, że podręczniki najlepiej sprawdzają się w roli rekwizytu w trakcie "dyskusji" o zasadach, a czytać ich nie należy bo i tak nic tam nie ma, a poza tym faqi wystarczą by grać.
Wczoraj miałem okazję zagrać po raz trzeci z osobą która zasady zna bardzo dobrze i wytłumaczyła mi zarówno przed bitwą jak i w jej trakcie sporo spraw które dla mnie były mocno niejasne. Dzięki temu mogę powiedzieć w końcu, że zagrałem w Battla. I nie żałuję.
W tej grze uchowały się pewne rzeczy które kiedyś również były w 40stce ale odeszły w mrok niepamięci wraz z 3cią edycją. Są to np. różne wartości movementa dla różnych ras czy minusy do sejwa uzależnione od siły. Spotkanie z tymi zasadami było dla mnie takim odświeżającym powiewem old-skulu. Jednak wiele rzeczy mnie zaskoczyło bo już zdążyłem zapomnieć jak to działa np. wystawienie. W 40sce jak coś "krzywo" postawimy to dany oddział traci turę na nadrobienie braków swojego generała. W battlu uratowanie sytuacji to parę tur albo w ogóle się nie da. Po prostu wystawiając armię na stół trzeba mieć już jakiś pomysł na bitwę bo wymyślanie go w okolicach 3ciej tury ma wszelkie predyspozycje by się nie sprawdzić. Nawet jeśli pomysł jest taki prosty jak wystrzelać przeciwnika zanim się zbliży to w trakcie jego realizacji może pojawić się wiele komplikacji. Poza tym trzeba mieć jakiś plan na kupienie sobie czasu bo dwie tury mogą niestyknąć na zabicie przeciwnika w całości.
W ogóle miałem wrażenie, że te szczury które wystawiłem są takim safhem jakim nawet w 40ksce jeszcze nie grałem. Może to wynikało z faktu, że lizaki na przeciwko były dosyć ofensywnie usposobione a może z braku jakiegoś punktu odniesienia. Ale strzelały a zwłaszcza czarowały całkiem-całkiem więc jeśli kogoś od battla odstrasza perspektywa odkładnia się halabardami po szyszakach i brak możliwościu uczciwego odstrzelenia sporej części wrogów zanim do tych karczemnych scen dojdzie to niesłusznie. Bo da się tam całkiem skutecznie grać na pograniczu własnego deploymentu.
Kolejna rzecz która mi się podoba to, że przed walką ze sporym prawdopodobieństwem można ustalić jej wynik. W 40sce niby też ale tylko gdy się spotykają dwa bieguny combatowe np. herlawi i 4 scoutów. Natomiast w wfb: nieważne kto kogo i tak sporo wiadomo bez rzucania kostek a często w ogóle nie trzeba rzucać by wiedzieć, że ktoś wygrał a turla się wyłącznie by ustalić jak bardzo. To plus brak freestyle w ruszaniu jednostek, przynajmniej tych w klockach, oraz ograniczone kąty widzenia sprawia, że planowanie czegokolwiek w tej grze powinno obejmować parę tur w przód bo inaczej można się obudzić z ręką w kanałach.
Kolejna ciekawostka to Ld. Generalnie jest niski a skaveński wręcz skandalicznie. Przynajmniej goły. Na szczęście szczury w kupie czują się raźniej i w ilościach hurtowych nawet kozaczą jednak nie zmienia to faktu, że rzuciłem 3 liderki w jednej turze wszystkie oblałem i zdjąłem około 70 figurek. Było to dla mnie całkiem szokujące doświadczenie. A do tego, że mój generał miał ld uwaga, uwaga - 5 (sic) dochodzi to, że testów tego współczynnika w tej grze jest całkiem sporo zwłaszcza porównując do obecnej edycji 40ki. Tu jakiś fear, tu jakiś terror tu ktoś ucieknie w pobliżu więc turlamy panice itd... Całkiem sporo tego się uzbiera.
Następna rzecz która mi się rzuciła w oczy to ogromna losowość maszyn strzelających oraz magii. Bazowanie na tych elementach z tego co wiem sprawdza się ale nie jest to tak jak było z Iron Warriorami kiedyś, że stało się w coverze i łupało cegłami w wszystko co się nawinęło. W battlu trzeba mieć nerwy - co chwila coś próbuje wybuchnąć nieważne czy to lufa czy głowa maga. I np. skaveńscy elektrycy mają całkiem spore szanse na zabicie się sami, warp-lighting cannon może wybuchnąć z dużym plackiem a rattling (taki ichni assault cannon) we wczorajszej bitwie właściwy (w sensie do wroga) strzał oddał już (!) za 4 razem po drodze jeden wybuchł a drugi najpierw zaciął się by w kolejnej turze zabić 10 szczurów. Cóż life is cheap.
To taka moja garść odczuć na gorąco. Z tego co się orientuję to zagląda tu całkiem spora grupa osób która na battlu zna się całkiem, całkiem i niektóre moje tezy mogą im się wydać cóż no.. zaskakujące ale pewnie do tematu jeszcze będę powracał więc i obserwacje będą się dostosowywać do rosnącego (mam nadzieję) skilla. A póki co mogę szczerze powiedzieć, że WFB mi się spodobał. Nie zamierzam od razu podbijać kwadratowej ligi ale mam nadzieję, że będzie mi się udawało regularnie pograć sobie towarzysko. Gra niby w wielu miejscach podobna do 40ki jednak różnice sprawiają, że wymaga zupełnie innego sposobu myślenia. Co sprawia, że jest fajną odskocznią zanim człowiek totalnie zatraci umiejętność dostrzegania kąta prostego pod figurką.
Etykiety:
inne gry GW
niedziela, 1 lutego 2009
All ahead full
Jakiś czas temu wspominałem, że w Poznaniu zaczynamy przygodę z kampanią Ghotica i przy tej okazji odgrażałem się, że będę zdawał tu relację z jej progresu. Zacznę więc od tego że postęp jest - mamy już nawet 6 turę. Oczywiście nie idzie to w 100% zgodnie z planem ale mam wrażenie, że nikt tego nie oczekiwał. Ale również nikt się nie spodziewał (nie, nie hiszpańskiej inkwizycji), że będzie to szło aż tak sprawnie. Z tego płynie wniosek dla mnie dość budujący, że nawet w gronie ludzi nie grzeszących wolnym czasem da się zorganizować kampanie której końcem nie będzie śmierć naturalna, jeśli tylko ktoś będzie pilnował terminów. Nie jest to co prawda wielce wdzięczne zadanie ale niezbędne by cała impreza miała szanse powodzenia.
Kolejną refleksją po tych kilku turach jest, że w kampaniach najlepsze są nie bitwy lecz to co pomiędzy nimi. Co prawda na gołych przepisach z podręcznika BFG nie ma zbyt wiele strategi budowy galaktycznego imperium i floty go chroniącej ale i tak jest kilka możliwości i różnych ścieżek rozwoju. Jest na przykład tak, że Liderka w takich zmaganiach jest bardzo dynamicznym współczynnikiem i może ulegać zmianą praktycznie co bitwę. Przy czym oczywiście jej spadek jest o wiele łatwiejszy do osiągnięcia niż wzrost. Ten współczynnik dla lotniskowców jest ciut ważniejszy niż dla innych statków więc je należy bardziej chronić przed jej utratą bo w kolejnych bitwach mogą one być po prostu jedynie na wpół użyteczne. Ale można też grać agresywnie Ld mieć w pompie i brać kolejne statki z posiłków które przysługują kazdemu graczowi, a ich wielkość jest uzależniona od osiąganych wyników w bitwach.
Myślę, że przy kolejnej kampanii bo mam nadzieję, że uda się po stosownej 3 miesięcznej przerwie na odsapnięcie, takową zorganizować, postaram się o ciut więcej kombinatoryki pomiędzy bitwami. Oczywiście to jest bardzo triki by nie przegiąć bo to w końcu chodzi o to by sobie polatać statkami ale jeśli dojdzie parę (i to dosłownie) smaczków zabawa może na tym jedynie zyskać. Bo nie warto ruszać za bardzo tych przepisów bo pomimo wspomnianej już prostoty są dobre. Najlepsze w nich jest to że wygrywa ten nie z największą ilością planet, lecz tzw. renown'a. Natomiast ciała niebieskie dają jedynie lub aż możliwości naprawcze statków. Co istotne renown można w calkiem konkretnych liczbach zdobywać również w przegranych bitwach jeśli tylko dojdzie do ogólno sektorowej kosmicznej rzeźni.
Ostaniom już refleksją jest to, że nawet przy małej grupie graczy nawet najprostsza strona www bardzo pomaga. Zwłaszcza jeśli bazuje się na mapie. Możliwość by dowolnym momencie rzucić okiem na położenie flag i planet, sprawdzić flotę przeciwnika czy swój stan posiadania sprawia, że gracze nie muszą się gdzieś spotykać by wydać swoje rozkazy. No i w miare na bierząco wprowadzane wyniki budują napięcie które bardzo się przydaje by ludzie się wciągnęli w zabawę i kampania miała szanse dotrzeć do końca.
Etykiety:
BFG
Subskrybuj:
Posty (Atom)