MiSiU już co prawda mnie poniekąd z tym uprzedził na forum gildii ale sytuacja jest na tyle nietypowa nawet biorąc poprawkę na GW, że nie mogę się powstrzymać by o tym wspomnieć. Batlowcy mają problem bo im games grę popsuli. I to na tyle, że nasze przygody z punktacją misji czy niedorzeczność herlaków lub innych holofieldów to małe piwo przy tym. Oto armie w top 5 największych turnieji kwadratów w ostatnim czasie:
Master Blaster
1 VC
2 VC
3 DL
4 TK
5 WE
Wielki Dracon
1.Demony
2.Demony
3.Mortale
4.Demony
5.VC
Arena
1 Demony
2 VC
3 Demony
4 Skaven
5 Bretonnia
Można dostrzec pewną prawidłowość. Wiadomo to zawodnik gra nie armia i tak dalej ale tutaj mamy do czynienia rzeczywiście z naprawdę zaburzonym balansem. Doszło do sytuacji kiedy kwestia co zrobić z tymi armiami sprawiła, że już nikomu nie przeszkadza "polhammer". Oczywiście należ brać poprawkę na opinie z for ponieważ internet sprzyja wygłaszaniu dosadniejszych sądów niż by się wypowiedziało w real'u jednak te wyniki wyglądają nooo... dosadnie. Są to w miarę nowe armie więc może nie powstały jeszcze kontr-taktyki albo genralnie ludzie nie przestawili się na granie przeciw ty armiom ale i tak dominacja dwóch army listów w takim stopni przez dłuzszy czas może być bardzo szkodliwa dla hobby. Przynajmniej w aspekcie turniejowym.
Oczywiście w 40k również jedne armie są lepsze inne gorsze i czasem np eldarzy zdominują czołówkę jakiegoś turneieju ale generalnie to da się grać skutecznie w sensie turniejowym większością dostepnych armylistów. Co więcej patrząc na wyniki Areny (okrągłow-podstawkowej) można odnieść wrażenie, że jedną z mocniejszych armii aktualnie są Dark Eldarzy którzy do tej pory byli ciekawostką jeśli wogóle byli gdziekowliek na liście wyników. Może graczom tej armii wcale się nie bedzie spieszyć do nowego kodeksu i piąta edycja im wystarczy do rozkoszowania się wrzaskiem pokonanych ;).
Natomiast wracając do batlowej bandy złego to grasuje ona nie tylko w nasz kraju:
I know Austria doesn't have the biggest scene, but it's the same here.
Last big tournament before Daemons were released:
1. VC
2. VC
3. VC
4. VC
National championship after the release of the daemon book:
1. Daemons
2. Woodelves
3. VC
4. Daemons
5. VC
Second biggest tournament in the country, also after the release of the Daemon book:
1. Daemons
2. Daemons
3. Daemons
4. VC
5. Daemons
Jak widać znowu batlowcy nas wyprzedzili ale mam nadzieję, że akurat w tym aspekcie ich nie dogonimy. Jednak akurat to nie zależy od nas Tylko od Games Workshop wieć nie pozostaje nam nic innego jak tylko trzymać kciuki za nich by i nam nie popsuli zabwy i byśmy mogli rozkoszować się dyskusjami na temat co to znaczy zmienianie foc'a przez speciala czy jakie mają być warunki zwycięstwa w misjach turniejowych.
wtorek, 30 września 2008
poniedziałek, 29 września 2008
Liga - Przepraszamy za usterki
Serwis ligowy padł. Załapał się na jakiś crash-test wraz z Glorią Victis i o ile tą już podniesiono to źródło samego zła czyli miejsce powstawania pekazetów cały czas jest w matriksie. I od dłuższego czasu jego zerom i jedynkom jakoś nie po drodze. Nigdy nie byłem jakimś fanem wspólnego hostingu strony ligowej wraz z jakimkolwiek innym serwisem. Bo w moim odczuci strona liigowa jest na tyle ważna (nie mylić z popularnością), że zasługuje na więcej atencji niż nijako przy okazji. Chyba, że ktoś weźmie za jej działanie odpowiedzialność. I póki za GV stali ojcowie-założyciele to nie było aż takich problemów jednak z ich wycofaniem się z hobby (poza Yakubu) pewne rzeczy się zaczęły rozmywać. Myślę, że obecna sytuacja powinna być katalizatorem dla uniezależnienia się strony ligowej.
Zwłaszcza, że nawet jak ona funkcjonowała normalnie ranking lądował w zipie na jakimś rapidsharze. Strona ligowa bez rankingu a przynajmniej takiego aktualnego delikatnie rzecz jest jak nowy samochód. Po chwili dużo traci na wartości. Natomiast bez forum to już jest zupełnie jak lokata. Jeśli dołożymy aktualnego pdf'a z pekazetami to chyba wiele więcej nie potrzeba do szczęścia. Czyli forum, ranking i klaryfikacje. Oczywiście informacja turniejowa by nie zaszkodziła ale mam wrażenie, że temat o tej samej nazwie z gildii lepiej działa a przynajmniej cieszy się większą popularnością jak źródło informacji. Chyba, że komuś tym zapowiedzią chciałoby się nadać jakąś atrakcyjniejszą formę bazującą na kalendarzu i/lub mapce. Jak widać super wiele nie potrzeba do szczęścia jednak mimo wszystko wymaga to od kogoś czasu. Najlepiej od kogoś, kto oprócz tego, że by się tym znał to jeszcze by miał czas by tego doglądać. I reagować na zapotrzebowanie społeczne bo liczę na to, że nowy serwis ligowy będzie popularny przez z czasem co będą potrzebne jakieś nowe ficzersy.
Trzeba mieć świadomość, że ktoś zaczynający swoja karierę z turniejowym graniem dosyć szybko trafi na stronę ligowym więc będzie ona niejako pełniła funkcję wizytówki hobby. A przynajmniej jego odmiany przykładającą większą atencję do współzawodnictwa. I jako taka powinna być atrakcyjna, zrozumiała i aktualna. No i wręcz propagandowa ;).
A jakby pojawiła się w miarę szybko to już w ogóle by było super bo po zmianie edycji wiele spraw wymaga klaryfikacji zwłaszcza, ze GW nam życia postanowiło nie ułatwiać. Sędziowie potrzebują więc miejsca do swoich dyskusji. I pomimo że ranking z outsourcingiem pomało stał się ruguła to dobrze by było gdyby wrócił w stosowane miejsce zwłaszcza, że aktualizacja po Arenie może się cieszyć sporym zainteresowaniem sadząc choćby po frekwencji w Krakowie. Jednak na dobry początek potrzebny jest ochotnik albo i nawet dwóch...
Zwłaszcza, że nawet jak ona funkcjonowała normalnie ranking lądował w zipie na jakimś rapidsharze. Strona ligowa bez rankingu a przynajmniej takiego aktualnego delikatnie rzecz jest jak nowy samochód. Po chwili dużo traci na wartości. Natomiast bez forum to już jest zupełnie jak lokata. Jeśli dołożymy aktualnego pdf'a z pekazetami to chyba wiele więcej nie potrzeba do szczęścia. Czyli forum, ranking i klaryfikacje. Oczywiście informacja turniejowa by nie zaszkodziła ale mam wrażenie, że temat o tej samej nazwie z gildii lepiej działa a przynajmniej cieszy się większą popularnością jak źródło informacji. Chyba, że komuś tym zapowiedzią chciałoby się nadać jakąś atrakcyjniejszą formę bazującą na kalendarzu i/lub mapce. Jak widać super wiele nie potrzeba do szczęścia jednak mimo wszystko wymaga to od kogoś czasu. Najlepiej od kogoś, kto oprócz tego, że by się tym znał to jeszcze by miał czas by tego doglądać. I reagować na zapotrzebowanie społeczne bo liczę na to, że nowy serwis ligowy będzie popularny przez z czasem co będą potrzebne jakieś nowe ficzersy.
Trzeba mieć świadomość, że ktoś zaczynający swoja karierę z turniejowym graniem dosyć szybko trafi na stronę ligowym więc będzie ona niejako pełniła funkcję wizytówki hobby. A przynajmniej jego odmiany przykładającą większą atencję do współzawodnictwa. I jako taka powinna być atrakcyjna, zrozumiała i aktualna. No i wręcz propagandowa ;).
A jakby pojawiła się w miarę szybko to już w ogóle by było super bo po zmianie edycji wiele spraw wymaga klaryfikacji zwłaszcza, ze GW nam życia postanowiło nie ułatwiać. Sędziowie potrzebują więc miejsca do swoich dyskusji. I pomimo że ranking z outsourcingiem pomało stał się ruguła to dobrze by było gdyby wrócił w stosowane miejsce zwłaszcza, że aktualizacja po Arenie może się cieszyć sporym zainteresowaniem sadząc choćby po frekwencji w Krakowie. Jednak na dobry początek potrzebny jest ochotnik albo i nawet dwóch...
Etykiety:
scena turniejowa,
z życia for
piątek, 26 września 2008
Piątkowe problemy
No i mamy klops. Klops w postaci pomysłu GW by nadrzędne nad zasadami z podręcznika głównego były zasady z podręczników dodatkowych zwanym powszechnie kodeksami. Dzięki temu mamy masę bzdur z którymi nie za bardzo wiadomo co zrobić a z coraz wnikliwszym wczytywaniem się w kolejne opisy sprzętu czy jednostek dochodzą kolejne. Ostatnim przełomowym odkryciem są plazmy wilków bez get's hot. "Geniusz" stojący za tym by zmieniając edycje zachowując totalnie nie przystające do niej relikty starożytności przy życiu jest dla mnie nie do ogarnięcia. Albo po prostu jest to głupota.
Jestem jeszcze w stanie zrozumieć pomysł by każdy kolejny kodeks był ważniejszy od podstawki jednak te dotychczasowe trzeba by wyrównać z obecnymi standardami za pomocą jakiś FAQów albo innych errat. Jednak GW ma awersję do tego rodzaju twórczości w związku z czym jesteśmy skazani na własny zdrowy rozsądek. A tego póki co widać mało w naradzie przynajmniej jeśli przyjmiemy optykę for dyskusyjnych. Póki co w necie wygrywa opcja bycia bloody literal która jest najbezpiszniejsza, najłatwiejsza do argumentowania i najgorsza. Przynajmniej w mojej opini. Ale sądząc po tym, że na Arenie wszystkie katarynki działają tak samo co nota bene jest niezgodne z zasadami z podręcznika to mam wrażenie, że nie jest w tym odosobniony.
Nie da się ukryć, że na necie można pisać co się chce i może robić to kto chce czy też kto ma na to czas ale i tak standardy wyznaczą decyzje organizatorów turnieji. Zwłaszcza tych największych czyli masterów i chelków. Zwłaszcza jeśli te decyzje będą się spotykać z uznaniem w komentarzach po turniejowych bądź przynajmniej z brakiem krytyki. Polskie klaryfikacje zasad czyli popularne pekazety były odpowiedzią na brak oficjalnych wyjaśnień spornych kwestii które regularnie się przewijały przy okazji kolejnych turnieji. Teraz niby sytuacje mamy ciut inną ponieważ w podręczniku napisano co napisano więc niby wszystko jest jasne. Tylko jak się zbliżamy do konsekwencji tego zapisu to szybko ciemnieje. I oczywiście można się go trzymać ale jak człowiek zagra przeciwko kilku różnym landką z różnym uzbrojeniem ukrytym pod tą samą nazwą to możę delikatnie zgłupieć. I bez tego turnieje zwłaszcza te dwu dniowe są męczące po co sobie bardziej życie komplikować...
Na koniec nadmienię, że nie jestem fanem jakiś socjalistycznych rozwiązań czyli wszystkim to samo za tyle samo. Jednak kierunek wyznaczony przez orgów areny mi się bardzo podoba. Stwierdzili, że różne katarynki to piramidalna be-ze-dura więc wszystkie działają tak samo. Nikt nie protestował. Natomiast źle będzie jeśli zamiast podziału na katarynki wilków a te od darków otrzymamy podział na te z kraka i na te z np stulicy czy innej pyrlandi.
Jestem jeszcze w stanie zrozumieć pomysł by każdy kolejny kodeks był ważniejszy od podstawki jednak te dotychczasowe trzeba by wyrównać z obecnymi standardami za pomocą jakiś FAQów albo innych errat. Jednak GW ma awersję do tego rodzaju twórczości w związku z czym jesteśmy skazani na własny zdrowy rozsądek. A tego póki co widać mało w naradzie przynajmniej jeśli przyjmiemy optykę for dyskusyjnych. Póki co w necie wygrywa opcja bycia bloody literal która jest najbezpiszniejsza, najłatwiejsza do argumentowania i najgorsza. Przynajmniej w mojej opini. Ale sądząc po tym, że na Arenie wszystkie katarynki działają tak samo co nota bene jest niezgodne z zasadami z podręcznika to mam wrażenie, że nie jest w tym odosobniony.
Nie da się ukryć, że na necie można pisać co się chce i może robić to kto chce czy też kto ma na to czas ale i tak standardy wyznaczą decyzje organizatorów turnieji. Zwłaszcza tych największych czyli masterów i chelków. Zwłaszcza jeśli te decyzje będą się spotykać z uznaniem w komentarzach po turniejowych bądź przynajmniej z brakiem krytyki. Polskie klaryfikacje zasad czyli popularne pekazety były odpowiedzią na brak oficjalnych wyjaśnień spornych kwestii które regularnie się przewijały przy okazji kolejnych turnieji. Teraz niby sytuacje mamy ciut inną ponieważ w podręczniku napisano co napisano więc niby wszystko jest jasne. Tylko jak się zbliżamy do konsekwencji tego zapisu to szybko ciemnieje. I oczywiście można się go trzymać ale jak człowiek zagra przeciwko kilku różnym landką z różnym uzbrojeniem ukrytym pod tą samą nazwą to możę delikatnie zgłupieć. I bez tego turnieje zwłaszcza te dwu dniowe są męczące po co sobie bardziej życie komplikować...
Na koniec nadmienię, że nie jestem fanem jakiś socjalistycznych rozwiązań czyli wszystkim to samo za tyle samo. Jednak kierunek wyznaczony przez orgów areny mi się bardzo podoba. Stwierdzili, że różne katarynki to piramidalna be-ze-dura więc wszystkie działają tak samo. Nikt nie protestował. Natomiast źle będzie jeśli zamiast podziału na katarynki wilków a te od darków otrzymamy podział na te z kraka i na te z np stulicy czy innej pyrlandi.
Etykiety:
scena turniejowa,
ukochana firma
niedziela, 21 września 2008
Kampanie
Już jakiś czas temu zacząłem pracę nad zasadami kampanii Ghotica którą zamierzamy rozegrać w Poznaniu w przerwie pomiędzy kolejnymi ligami Blood Bowl’a . Zresztą już o tym tutaj wspominałem, zapowiadając tu relację z przygotowań czy późniejszych wrażeń z przebiegu (do którego mam nadzieję, że bardzo szybko dojdzie). Nie będę ściemniał i się przyznam, że dopiero ostatnio wziąłem się za działanie na serio. Oczywiście postanowiłem zacząć od początku czyli od małego wybadania co już w dziedzinie kampanii BFG ludzkość odkryła by nie zrobić przełomu który przysłowiowi „wszyscy” znają od lat. Bo co prawda w podstawce do Ghotica są całkiem zgrabne zasady prowadzenia kampanii ale zawsze da się je „udoskonalić”. Okazało się, że oczywiście ktoś się skusił na to i ze strony Port Maw można ściągnąć BFG advanced campaign rules.
Po wstępnym zapoznaniu się z nim mam jedną refleksję, do tej pory zawsze niezależnie od systemu kampanie postrzegałem wyłącznie jako łącznik pomiędzy bitwami. Mający ewentualnie wpływ, mniejszy lub większy, na misję czy scenariusz w kolejnym starciu. Oczywiście jakieś zajmowanie terenu wprowadza dodatkowy smaczek zwłaszcza jak się wiąże z jakimiś unikalnymi bonusami i nawet jeśli będą wyłącznie symboliczne to przecież darowanemu koniu w zęby… Ale na tym jakby dla mnie zawsze rola łączenia bitew się kończyła – właśnie na nadaniu jakieś namiastki historii pomiędzy starciami. Natomiast wspomniane zaawansowane zasady reprezentują rzeczywiście bardziej wyrafinowane podejście do tematu. Czytając tego pdf’a miałem wrażenie, że autorzy mieli zacięcie by zamiast dodatku do gry zrobić po prostu grę na poziomie strategicznym gdzie w najlepszym razie będzie równowaga w wadze dla końcowego wyniku pomiędzy bitwami a tym co się dzieje pomiędzy nimi. I muszę przyznać, że takie jest to dla mnie coś nowego i intrygującego. Znaczenie ma zarządzanie rozmieszczeniem statków na podległym terytorium. Zorganizowanie linii zaopatrzeniowych. Rozmieszczenie czujek. A do tego jeszcze trzeba dziobać przeciwników by ich osłabiać i podnosić własne możliwości produkcyjne. Sporo tego jak na zwykła kampanię. W takich warunkach bitwa na jakieś niewielkie bitwy pomiędzy eskortą konwoju a jakimś wilczym stadem jest tylko dodatkiem do większej całości. A do tego należy pamiętać, że nie jesteśmy sami i reszta graczy knuje równie intensywnie co my. Naprawdę wygląda to bardzo kusząco.
Myślę, że w 40sce można by bez najmniejszych problemów zbudować kampanię bazująca na tym podejściu. Oczywiście wymagało by to zdecydowanie większego nakładu pracy niż przygotowanie mapki do „zwykłego” zajmowania kolejnych sektorów ale myślę, że wysiłek byłby zdecydowanie wynagrodzony poprzez ewentualny końcowy sukces. Takie zasady wymagają jednej osoby która będzie prowadzić całą kampanię i będzie pełniła funkcję mistrza gry zarządzającego całą zabawą. Ma to minus bo nie dość, że się narobi to jeszcze nie skosztuje frajdy ale zawsze się znajdzie ktoś z zacięciem społecznika. W końcu na tym to całe hobby w naszym kraju się opiera ;)
Po wstępnym zapoznaniu się z nim mam jedną refleksję, do tej pory zawsze niezależnie od systemu kampanie postrzegałem wyłącznie jako łącznik pomiędzy bitwami. Mający ewentualnie wpływ, mniejszy lub większy, na misję czy scenariusz w kolejnym starciu. Oczywiście jakieś zajmowanie terenu wprowadza dodatkowy smaczek zwłaszcza jak się wiąże z jakimiś unikalnymi bonusami i nawet jeśli będą wyłącznie symboliczne to przecież darowanemu koniu w zęby… Ale na tym jakby dla mnie zawsze rola łączenia bitew się kończyła – właśnie na nadaniu jakieś namiastki historii pomiędzy starciami. Natomiast wspomniane zaawansowane zasady reprezentują rzeczywiście bardziej wyrafinowane podejście do tematu. Czytając tego pdf’a miałem wrażenie, że autorzy mieli zacięcie by zamiast dodatku do gry zrobić po prostu grę na poziomie strategicznym gdzie w najlepszym razie będzie równowaga w wadze dla końcowego wyniku pomiędzy bitwami a tym co się dzieje pomiędzy nimi. I muszę przyznać, że takie jest to dla mnie coś nowego i intrygującego. Znaczenie ma zarządzanie rozmieszczeniem statków na podległym terytorium. Zorganizowanie linii zaopatrzeniowych. Rozmieszczenie czujek. A do tego jeszcze trzeba dziobać przeciwników by ich osłabiać i podnosić własne możliwości produkcyjne. Sporo tego jak na zwykła kampanię. W takich warunkach bitwa na jakieś niewielkie bitwy pomiędzy eskortą konwoju a jakimś wilczym stadem jest tylko dodatkiem do większej całości. A do tego należy pamiętać, że nie jesteśmy sami i reszta graczy knuje równie intensywnie co my. Naprawdę wygląda to bardzo kusząco.
Myślę, że w 40sce można by bez najmniejszych problemów zbudować kampanię bazująca na tym podejściu. Oczywiście wymagało by to zdecydowanie większego nakładu pracy niż przygotowanie mapki do „zwykłego” zajmowania kolejnych sektorów ale myślę, że wysiłek byłby zdecydowanie wynagrodzony poprzez ewentualny końcowy sukces. Takie zasady wymagają jednej osoby która będzie prowadzić całą kampanię i będzie pełniła funkcję mistrza gry zarządzającego całą zabawą. Ma to minus bo nie dość, że się narobi to jeszcze nie skosztuje frajdy ale zawsze się znajdzie ktoś z zacięciem społecznika. W końcu na tym to całe hobby w naszym kraju się opiera ;)
Etykiety:
BFG,
ciekawsotka,
zasady
czwartek, 18 września 2008
Duży
Ostatnio odbyła się na wyspie zaniżającej bezrobocie w naszym kraju kultowa impreza dla tzw. hobbystów czyli Games Day UK. Przy tej okazji miało miejsce wiele przecieków, w tym nowych modeli, głównie odzianych w wspomagany pancerz ceramiczny zwany również 3+, oczywiście z racji na następny kodeks ale na szczęście nie tylko i można było się przejrzeć również innym figurom. W końcu to nie jest Space Marine Day. Forgeworld zademonstrował wielkiego demona Tzeentcha co prawda jeszcze nie skończonego ale stopień zaawansowania pozwala na wyciąganie wniosków na temat efektu końcowego. A ten, nie oszukujmy się, będzie porażający.
Po pierwsze demon jest rzeczywiście wielki. Nawet przy większym Khorna wygląda pomimo swej, no nie szczególnie rozbudowanej, postury całkiem godnie. Mam wrażenie, że model jest bardzo podobny do miniaturki by GW i jak dla mnie nawet za bardzo. To znaczy prezentuje się naprawdę dobrze i od razu widać o kogo chodzi ale liczyłem, że zobaczymy większy wkład własny w design od artysty. Zasad podobnie zresztą jak skończonego modelu jeszcze nie ma, ale coś mi mówi, że jego koszt będzie wynosił 999 punktów. Jak znam życie będzie to powiązane z dużą ilością czarowania i trzema atakmi z czego 2 skrzydłami i jeden z dzioba.
A skoro już jesteśmy przy Apokalipsie bo nie ma wątpliwości, że tam najczęściej to ptaszysko będzie występować to należy wspomnieć, że załoga z BoLS’a opublikowała nowego pdfa z zabawkami do wielkich bitew. W zdecydowanej większości zawartość bazuje na tym co było dawno temu w epicu a GW jeszcze tego nie przeniosło. Zasady prezentują się całkiem sensownie zarówno w warstwie, że tak to określę zasadowej jak i wizualnej. Natomiast to cię rzuca w oczy przy przęglądaniu nowych Lords of Battle to to, że zdjęcia modeli są powiększonymi piktogramami z Epica. No delikatnie rzecz ujmując nie wygląda to super. Nie zmienia to faktu, że jakoś funkcje informacyjną spełniają i choć nie upiększają tego dodatku to jednak lepsze to niż nic.
Jak widać Apokalipsa mimo upływu czasu ma się całkiem dobrze - przynajmniej w niektórych kręgach. Patrząc na ten produkt GW z perspektywy czasu to jak na dodatek do 40ki odniósł wręcz spektakularny sukces. Takie np. Cities of Death nie doczekało sie takiej atencji fanów. Nawet się o nią nie otarło. Ale to chyba dla nikogo niespodzianką nie było.
Etykiety:
apokalipsa,
nowości GW
wtorek, 16 września 2008
Sukces?
Przy okazji "manualnie przedłużonego" wnioskiem urlopowym weekendu, spędzałem przy takim klasycznym radio odbiorniku o wiele więcej czasu niż zwykle i natrafiłem przypadkiem na wywiad z którymś z naszych medalistów z Pekinu. Godności niestety nie pomnę nie ma to jednak większego znaczenia dla reszty mojego wywodu. Istotne jest, że reprezentował on dyscyplinę niszową - jedną z tych o której jest głośnej co 4 lata przy okazji kolejnych igrzysk, by potem znowu popaść w medialne zapomnienie. I pomiędzy klasycznymi pytaniami o psychikę w "tym dniu" oraz o reżim treningowy i wszystkie inne wyrzeczenia niezbędne by w ogóle myśleć o sukcesie, dziennikarz wplótł pytanie o to czy ten medal udaje się różnym ludziom np. tzw. (szczerze nienawidzę tego słowa) działaczom przekuć na popularność dyscypliny. I zagadnijcie o czym pomyślałem. No właśnie. Po srebrze w zeszłym roku nasi Reprezentanci, duża litera jak najbardziej zamierzona, w tym z Włoch przywieźli złoto. Battlowcy mają podobną skuteczność czyli pomału przyzwyczajają nas do różnokolorowych krążków co roku. Jednak nikt nawet nie próbuje tego wykorzystać w jakichkolwiek celach które byłyby z korzyścią dla naszego hobby. A szkoda bo mało jest takich dziedzin życia w których byśmy mieli podobne sukcesy.
Po pierwsze obu reprezentacjom nie zaszkodziłby sponsor ktory by wspomagał je chociażby w transporcie w zamian za miejsce reklamowe na np. koszulce. Biorąc pod uwagę, że trzeba się przyzyczaić do perspektywy wyjazdów poza granice Polski myślę, że znalazłoby się to z powszechnym zrozumieniem. Jednak pomimo niewątpliwych sukcesów znalezienie sponsorów nie wydaje się łatwe. Dla takich sklepów internetowych najważniejsza jest cena a ewentualne dokładanie do czyiś wycieczek na pewno nie będzie miało pozytywnego przełożenia na nią. Natomiast firmy spoza tej zabawy raczej nie będą zainteresowane taką małą grupa docelowa. Przynajmniej początkowo.
Zresztą jakiekolwiek próby znalezienia sponsorów nie zależnie już czy dla reprezentacji jak takiej czy dla ligi sa mocno komplikowane przez brak partnera do takich rozmów z naszej strony. Kiedyś były pomysły na nadanie lidze jakiejś prawnej formy jednak na pracy koncepcyjnej się skończyło. A szkoda bo pomimo, że pozyskanie dodatkowych funduszy wydaje się nie łatwe to na pewno jest ono możliwe. Choć biorąc pod uwagę, że na pewno rejestracja stowarzyszenia to ta prostsza część, to może tak wiele nie tracimy. Powstaje pytanie kto by się miał tym zająć i jak by to miało działać choćby jeśli chodzi o decyzyjność. Zresztą zawsze przy takich inicjatywach powstaje pytanie gdzi jest granica. Bo przecież tak naprawdę to wszystko sprowadza się do wzrostu sprzedaży produktów jednej konkretnej firmy. To nie jest sport gdzie są różni dostawcy sprzętu najwyżej jedni są lepsi od innych. Zabieganie o popularyzację hobby, frekwencję na turniejach różne oddolne inicjatwy to tak na prawdę wyręczanie działu marketingu GW. I z jednej strony fajnie jak jest coraz więcej twarzy na turniejach i jak jest z kim pograć w okolicy ale z drugiej strony to znam lepsze pomysły na wolny czas niż malowanie stołów czy ich późniejsze tachanie. Jednak zawsze znajdą się entuzjaści dla których kolejny turniej to ukoronowanie miesiąca i są gotowi na naprawdę wiele wyrzeczeń byle by się udał. Jednak nawet im pomimo ich zapału przydałoby się wsparcie, które mogłoby wynikać z jakiś działań sponsorskich czy nawet na zasadach współpracy.
Ale póki co pytanie do nas wszystkich czy złoto udało nam się przekuć na sukces hobby wciąż pozostaje otwarte - w końcu jeszcze je przez dłuższy czas bedzie można wykorzystać.
Po pierwsze obu reprezentacjom nie zaszkodziłby sponsor ktory by wspomagał je chociażby w transporcie w zamian za miejsce reklamowe na np. koszulce. Biorąc pod uwagę, że trzeba się przyzyczaić do perspektywy wyjazdów poza granice Polski myślę, że znalazłoby się to z powszechnym zrozumieniem. Jednak pomimo niewątpliwych sukcesów znalezienie sponsorów nie wydaje się łatwe. Dla takich sklepów internetowych najważniejsza jest cena a ewentualne dokładanie do czyiś wycieczek na pewno nie będzie miało pozytywnego przełożenia na nią. Natomiast firmy spoza tej zabawy raczej nie będą zainteresowane taką małą grupa docelowa. Przynajmniej początkowo.
Zresztą jakiekolwiek próby znalezienia sponsorów nie zależnie już czy dla reprezentacji jak takiej czy dla ligi sa mocno komplikowane przez brak partnera do takich rozmów z naszej strony. Kiedyś były pomysły na nadanie lidze jakiejś prawnej formy jednak na pracy koncepcyjnej się skończyło. A szkoda bo pomimo, że pozyskanie dodatkowych funduszy wydaje się nie łatwe to na pewno jest ono możliwe. Choć biorąc pod uwagę, że na pewno rejestracja stowarzyszenia to ta prostsza część, to może tak wiele nie tracimy. Powstaje pytanie kto by się miał tym zająć i jak by to miało działać choćby jeśli chodzi o decyzyjność. Zresztą zawsze przy takich inicjatywach powstaje pytanie gdzi jest granica. Bo przecież tak naprawdę to wszystko sprowadza się do wzrostu sprzedaży produktów jednej konkretnej firmy. To nie jest sport gdzie są różni dostawcy sprzętu najwyżej jedni są lepsi od innych. Zabieganie o popularyzację hobby, frekwencję na turniejach różne oddolne inicjatwy to tak na prawdę wyręczanie działu marketingu GW. I z jednej strony fajnie jak jest coraz więcej twarzy na turniejach i jak jest z kim pograć w okolicy ale z drugiej strony to znam lepsze pomysły na wolny czas niż malowanie stołów czy ich późniejsze tachanie. Jednak zawsze znajdą się entuzjaści dla których kolejny turniej to ukoronowanie miesiąca i są gotowi na naprawdę wiele wyrzeczeń byle by się udał. Jednak nawet im pomimo ich zapału przydałoby się wsparcie, które mogłoby wynikać z jakiś działań sponsorskich czy nawet na zasadach współpracy.
Ale póki co pytanie do nas wszystkich czy złoto udało nam się przekuć na sukces hobby wciąż pozostaje otwarte - w końcu jeszcze je przez dłuższy czas bedzie można wykorzystać.
Etykiety:
scena turniejowa
wtorek, 9 września 2008
Prawie jak spis treści... tylko bez treści.
Long time jak to mawiają w niektórych kręgach :)
Praca w ilościach hurtowych przy detalicznym zatrudnieniu szkodzi. Przynajmniej zajawkom i generalnie "działalności hobbystycznej". Nie da się ukryć, że ten blog jest bardzo dobrym wskaźnikiem ile mam wolnego czasu a raczej jak bardzo go nie mam. Warto mieć świadomość, że moje pisanie tutaj miało dodatkową konkurencję w postaci play-offów poznańskiej ligi Blood Bowl'a - edycja 4 - nowa, poprawiona. Efektem mojej obecności (wraz z drużyną) w finale tejże może być notka o wdzięcznym tytule "Metody symulacji pogody w grach GW a ich balans a raczej jego długa podróż (bez przysłowiowego powrotu) oraz bezskuteczny pościg za nim." Czy coś w ten deseń.
A skoro zakończyliśmy w Poznaniu na jakiś czas zabawę z jedną grą specjalistów to czas na kolejną i padło na BFG. A ponieważ Cruiser Clash z wszystkim flotami po kolei może się trochę przejeść postanowiliśmy nadać naszym rozgrywką formę kampanii. Do której przygotowania oraz późniejszego poprowadzenia się zaoferowałem. Myślę, że z racji dzielenia uniwersum będę na tym blogu ją jakoś relacjonował bądź linkował takie relacje. Jeśli uda mi się ją przygotować tak jakbym chciał to może też podzielę się czymś na zasadzie designer notes. Ale póki co skupie się na design to notes przyjdą same ;)
Jednak nie tylko wytwory z SG mnie ostatnio angażują, bo zbliżająca się coraz większymi krokami Arena oraz nowi marinsi też zakrzątają wolne moce przerobowe moich szarych komórek. Krakowski master jest pierwszym na piąto-edycyjne zasady i warto przyjrzeć się rozwiązaniom chłopaków bo nie da sie ukryć, że GW organizatoro turnieji postanowiło sprawy nie ułatwiać. Do tego cały czas nowe scenariusze oraz propzycje liczenia punktów wzbudzają nieufność u części graczy. Warto sprawdzić jak sprawdzą się przygotowane scenariusze oraz zasady punktacji i skorzystać z doświadczeń innych. Ja przynajmniej nie omieszkam wnioskom po turniejowym przyjrzeć się z 24 cala.
Nowi marinsi. I wszystko jasne. 3+ is back and it's angry. A przynajmniej próbuje takowe być. I o ile chaos swoje 3+ sejwa zamienił na 2+ o tyle nowi marinsi wymyślili że do swojego dodadzą trzy literki I-N-V. NIe wiem na ile popularne będą nowe storm shiledy ale wzbudzają w mnie pewien niepokój. Tak czy siak kosmiczyni marinsi wyszkoleni by zabijać mają zaplanowaną recenzję swojego nowefo podręcznika i mam nadzieję, że nie podzieli ona demonicznej która zaginęł w warpie. Jednak fakt że nowi marinsi wtykają gdzie się da locator beacony nastraja optymistycznie.
Jak widać pisać jest o czym, a mam jeszcze parę tematów których jeszcze nie zdążyłem poruszyć a ich aktualność nie uległa zmianie i nadal zależy mi na tym by je poruszyć. Może trzeba z okazji najnowszego kodeksu nauczyć się "spać na marinsa" i wydłużyć sobie dobę.
Albo zmienić planetę.
Planetfallem....
Praca w ilościach hurtowych przy detalicznym zatrudnieniu szkodzi. Przynajmniej zajawkom i generalnie "działalności hobbystycznej". Nie da się ukryć, że ten blog jest bardzo dobrym wskaźnikiem ile mam wolnego czasu a raczej jak bardzo go nie mam. Warto mieć świadomość, że moje pisanie tutaj miało dodatkową konkurencję w postaci play-offów poznańskiej ligi Blood Bowl'a - edycja 4 - nowa, poprawiona. Efektem mojej obecności (wraz z drużyną) w finale tejże może być notka o wdzięcznym tytule "Metody symulacji pogody w grach GW a ich balans a raczej jego długa podróż (bez przysłowiowego powrotu) oraz bezskuteczny pościg za nim." Czy coś w ten deseń.
A skoro zakończyliśmy w Poznaniu na jakiś czas zabawę z jedną grą specjalistów to czas na kolejną i padło na BFG. A ponieważ Cruiser Clash z wszystkim flotami po kolei może się trochę przejeść postanowiliśmy nadać naszym rozgrywką formę kampanii. Do której przygotowania oraz późniejszego poprowadzenia się zaoferowałem. Myślę, że z racji dzielenia uniwersum będę na tym blogu ją jakoś relacjonował bądź linkował takie relacje. Jeśli uda mi się ją przygotować tak jakbym chciał to może też podzielę się czymś na zasadzie designer notes. Ale póki co skupie się na design to notes przyjdą same ;)
Jednak nie tylko wytwory z SG mnie ostatnio angażują, bo zbliżająca się coraz większymi krokami Arena oraz nowi marinsi też zakrzątają wolne moce przerobowe moich szarych komórek. Krakowski master jest pierwszym na piąto-edycyjne zasady i warto przyjrzeć się rozwiązaniom chłopaków bo nie da sie ukryć, że GW organizatoro turnieji postanowiło sprawy nie ułatwiać. Do tego cały czas nowe scenariusze oraz propzycje liczenia punktów wzbudzają nieufność u części graczy. Warto sprawdzić jak sprawdzą się przygotowane scenariusze oraz zasady punktacji i skorzystać z doświadczeń innych. Ja przynajmniej nie omieszkam wnioskom po turniejowym przyjrzeć się z 24 cala.
Nowi marinsi. I wszystko jasne. 3+ is back and it's angry. A przynajmniej próbuje takowe być. I o ile chaos swoje 3+ sejwa zamienił na 2+ o tyle nowi marinsi wymyślili że do swojego dodadzą trzy literki I-N-V. NIe wiem na ile popularne będą nowe storm shiledy ale wzbudzają w mnie pewien niepokój. Tak czy siak kosmiczyni marinsi wyszkoleni by zabijać mają zaplanowaną recenzję swojego nowefo podręcznika i mam nadzieję, że nie podzieli ona demonicznej która zaginęł w warpie. Jednak fakt że nowi marinsi wtykają gdzie się da locator beacony nastraja optymistycznie.
Jak widać pisać jest o czym, a mam jeszcze parę tematów których jeszcze nie zdążyłem poruszyć a ich aktualność nie uległa zmianie i nadal zależy mi na tym by je poruszyć. Może trzeba z okazji najnowszego kodeksu nauczyć się "spać na marinsa" i wydłużyć sobie dobę.
Albo zmienić planetę.
Planetfallem....
Etykiety:
ciekawsotka,
scena turniejowa
Subskrybuj:
Posty (Atom)